HomeHistoriaBiogramy bohaterów akcji „Dziadek w polskim mundurze” inspiracją dla potomnych

Biogramy bohaterów akcji „Dziadek w polskim mundurze” inspiracją dla potomnych

Prowadząc akcję „Dziadek w polskim mundurze” pragniemy nie tylko upamiętniać naszych przodków, którzy, wkładając mundur, przysłużyli się Polsce i sprawili, iż my, ich potomkowie, zachowaliśmy swoją tożsamość narodową w często niesprzyjających temu warunkach. Publikując biogramy Waszych, szanowni Czytelnicy, dziadków, ojców i wujków, pragniemy zainspirować Was do badania Waszych korzeni, do zapoznania się z historiami życia Waszych przodków, które dają świadectwo prawdziwego patriotyzmu i bohaterstwa mieszkańców ziemi, na której żyjemy.

Edward Baranowski i Feliks Żyłko – bohaterzy akcji „Dziadek w polskim mundurze”, związani z Ziemią Smorgońską

Historie te sprawiają, iż my, współcześnie żyjący, mamy nie tylko powód do dumy z postawy życiowej i dokonań naszych przodków. Na ich przykładzie budujemy własną tożsamość i czujemy się zobowiązani do tego, aby nie być gorszymi ludźmi, niż byli oni – bohaterzy akcji „Dziadek w polskim mundurze”. Poznając ich historie – dowiadujemy się , że można pozostawać dobrym człowiekiem i patriotą wbrew przeciwnościom losu i wbrew temu, jak nas Polaków, mieszkających na utraconych przez Polskę Kresach Wschodnich, traktuje władza, czy zlumpenizowana przez dziesięciolecia sowieckiej polityki wynarodowiania większość naszych białoruskich przyjaciół, mających mgliste wyobrażenie o własnej tożsamości.

Niezwykle nas cieszy, kiedy otrzymujemy potwierdzenie tego, że nasz trud nie poszedł na marne, a pokłosiem akcji „Dziadek w polskim mundurze” stają historie, jak te, opisane niżej przez naszą czytelniczkę i autorkę Tatianę Kleszczonok, działającą w Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Smorgoniach.
Z poczuciem głębokiej wdzięczności i satysfakcji proponujemy Państwu nadesłaną przez panią Tatianę relację o potomkach dwóch bohaterów akcji „Dziadek w polskim mundurze”, związanych z Ziemią Smorgońską.

Echa dwóch publikacji

Do tego, że życie jest barwniejsze niż ludzki wymysł, przekonałam się wtedy, kiedy na moich oczach zaczęła rozwijać się historia „dziadków w polskich mundurach”, o których napisał „Głos znad Niemna”. Obaj „dziadkowie”, na których zwróciłam uwagę, pochodzili ze Smorgońszczyzny. Los każdego został naznaczony przez II wojnę światową. Rok temu, w maju 2017 roku, ukazał się biogram bohatera spod Monte Cassino Edwarda Baranowskiego, a rok wcześniej – opis życia żołnierza Wojska Polskiego Feliksa Żyłki.

Edward Baranowski i jego potomkinie

Edward Baranowski

Wnuczka Edwarda Baranowskiego Maryna Sumiec należy do Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Smorgoniach, bierze czynny udział w życiu oddziału, śpiewa w polskim zespole. Długo i uporczywie szukała śladów po dziadku, który przeszedł z armią gen. Andersa cały szlak bojowy, brał udział we wszystkich jej najważniejszych bitwach, w tym w bitwach o Ankonę i Bolonię oraz w innych operacjach.

Edward Baranowski został odznaczony wieloma medalami zarówno polskimi, jak i brytyjskimi. Otrzymał między innymi, polskie: Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino, Brązowy Krzyż Zasługi z mieczami, Krzyż Walecznych, Medal Wojska; brytyjskie: Medal Obrony, Medal za Wojnę 1939-1945, Gwiazdę Włoch.

Rodzinie jego władze radzieckie nie pozwoliły wyjechać do Polski, więc wnuki nigdy nie zobaczyli walecznego dziadka. Zamieszkał i zmarł w Anglii.

Po publikacji życiorysu Edwarda Baranowskiego okazało się, że do organizacji smorgońskich Polaków oprócz Maryny Sumiec należy jeszcze jedna krewna Edwarda Baranowskiego – Anna Łaszuk.
Panie Maryna Sumiec i Anna Łaszuk to kuzynki w czwartym stopniu pokrewieństwa, o czym wcześniej nie wiedziały, bo nie zajmowały się zbyt głęboko badaniem historii swych rodzin. Ale polskość pielęgnowana była przez każdą z kuzynek. Mało tego że zapoznały się na spotkaniach smorgońskich Polaków, to jeszcze w ciągu ostatnich dwóch lat prawie co tydzień spotykały się na próbach i koncertach zespołu, w którym obie śpiewają.

Tak one, jak i my byliśmy wtedy ogromnie zaskoczeni samym tokiem wydarzeń, kiedy to prawdziwie opowiedziana historia przodka z dosyć dalekiej przeszłości pomogła odnowić więzy pokrewieństwa i pamięć rodzinną. Polskość i wierność tradycjom przetrwała w rodzinach obu pań mimo wszelkich przeciwności losu i życiowych trudności.

Rodzina Anny Łaszuk potrafiła zachować polski duch i miłość do polskiego języka i piosenki, gdyż jej ojciec był znanym w Smorgoniach muzykiem ludowym, potrafił robić skrzypce, grał polskie utwory na koncertach i na różnych imprezach. Mam nadzieję, że obie panie kiedyś opowiedzą nam o swych rodzinach bardziej szczegółowo, bo ich historie są warte uwagi.

Tymczasem pani Maryna Sumiec nadal prowadzi korespondencję z archiwami w Polsce i Anglii i ma zamiar odwiedzieć grób dziadka w Anglii.

Feliks Żyłko i jego dziedzictwo, pielęgnowane przez potomnych

Feliks Żyłko

Drugi „dziadek w polskim mundurze” to zasłużony przedwojenny wójt gminy Żodziszki Feliks Żyłko, żołnierz 2-go pułku zapasowego Wojska Polskiego i więzień GUŁAG-u, repatriowany w roku 1956 wraz z rodziną do Polski. Jego biogram napisał i opublikował na portalu Znadniemna.pl 20 czerwca 2016 roku wnuk bohatera mieszkający w Gdańsku Piotr Żyłko.

Piotra Żyłkę kojarzyłam dotąd wyłącznie jako syna Bogusława Żyłki, kolegi gdańskiego pisarza Zbigniewa Żakiewicza, wychowanego na smorgońskiej ziemi i znanego u nas ze względu na jego wybitny utwór „Tryptyk wileński”.

Wiedziałam, że obaj koledzy pracowali na Uniwersytecie Gdańskim oraz wspólnie odwiedzili Żodziszki latem 1976 roku. W „Tryptyku wileńskim”, w powieści „Wilio, w głębokościach morza…” Zbignew Żakiewicz wspomina Feliksa Żyłkę, jako przykład wytrwałości i przeciwstawienia się prześladowaniom władzy radzieckiej.

Teraz już wiem, że tak właśnie było w latach 1944-1956, ale wtedy nie kojażyłam imienia Feliksa Żyłki z przedwojenną historią Żodziszek, ani z postawieniem przez niego pomnika na mogile poległych polskich legionistów, do którego często składaliśmy kwiaty w gronie smorgońskich Polaków. Tym bardziej nigdy nie myślałam, że wójt Żodziszek pozostawił wspomnienia, w których barwnie opisał życie miejscowych ludzi w latach 1915-1944.

Od momentu ukazania się publikacji autorstwa Piotra Żyłki już wiem, czym jego dziadek zasłużył na ludzką pamięć.

Wówczas, kiedy przeczytałam biogram Feliksa Żyłki, pracowałam nad tłumaczeniem „Tryptyku wileńskiego” za zgodą profesora Adama Maldzisa, który uważał ten utwór za wręcz genialny spośród wszystkich napisanych o ziemi „Wielkiego Pogranicza”.

Upłynęło już 5 lat od tej pory, kiedy skończyłam tłumaczyć na język białoruski „Tryptyk wileński” i przebywam w oczekiwaniu, aż nadejdą sprzyjające warunki do jego wydania na Białorusi.

W międzyczasie dzieliłam się fragmentami tego utworu z różnymi ludźmi. Tak oto, usłyszawszy jesienią ubiegłego roku o odnowieniu w Żodziszkach starodawnego młyna przez niejakiego Franciszka Żyłkę, pojechałam tam, aby wręczyć także jemu fragment z powieści, w którym mowa o jego możliwym krewnym Feliksie Żyłce. Kiedy spotkaliśmy się, to okazało się, że pan Franciszek to wnuk brata Feliksa Żyłki i słynie ze swej odnowicielskiej działalności w krajoznawstwie (własnym kosztem odnowił kamienną kaplicę w rodzinnej wsi Sauguciewo, jest autorem książki o miejscowych zabytkach nad rzeką Wilią) i od dawna utrzymuje kontakty ze swymi gdańskimi krewnymi. W krótkim czasie po tym , jak poznałam pana Franciszka otrzymał on z Gdańska wspomnienia Feliksa Żyłki i postanowił wydać je w języku białoruskim, w związku z czym poprosił mnie, abym została tłumaczem tych wspomnień.

Franciszek Żyłko, wnuk brata Feliksa Żyłki, krajoznawca, muzealnik, fundator odnowienia kapliczki we wsi Sauguciewo

Założone i prowadzone przez Franciszka Żyłkę muzeum w dawnym młynie wodnym

Muzealna ekspozycja w młynie wodnym

Kapliczka w Sauguciewie, odnowiona przez Franciszka Żyłkę

Tabliczka fundatora odnowienia kapliczki w Sauguciewie

Przyjęłam tę zaszczytną propozycję i dziś już możemy wraz z Franciszkiem Żyłką pokazać światu tę książkę w całej okazałości.

Wydana po białorusku książka ze wspomnieniami Feliksa Żyłki

Oprócz wspomnień Feliksa Żyłki książka ta ma dodatek w postaci opisania życia parafialnego w gminach Żodziszki, Wojstom, Wiszniewo i rzuca światło na najmniej znany współczesnym okres w miejscowej historii – okres międzywojenny.

Książka ta była prezentowana smorgońskiej ludności 24 czerwca bieżącego roku podczas uroczystości odpustowych w wiszniewskim kościele w obecności księdza biskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza.

Podczas prezentacji książki ze wspomnieniami Feliksa Żyłki, na której był obecny biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz, przemawia tłumaczka wspomnień na język białoruski i autorka niniejszego tekstu -Tatiana Kleszczonok

Franciszek Żyłko podpisuje książkę ze wspomnieniami Feliksa Żyłki

Na prezentacji była obecna też grupa działaczy Oddziału ZPB w Smorgoniach na czele z prezes oddziału Teresą Pietrową. Była to okazja, żeby smorgonianie osobiście poznali pana Franciszka Żyłkę, a po nabożeństwie odwiedzili rodzinną wioskę Feliksa Żyłki oraz cmentarz w Żodziszkach i wspólnie pomodlili się na zbiorowej mogiłę polskich legionistów przy pomniku, postawionym w latach 1930-ch przez wójta Feliksa Żyłkę.

Przy pomniku legionjistów na cmentarzu w Żodziszkach, postawionym przez przedwojennego wójta gminy Feliksa Żyłki

Biskup Kaszkiewicz dał wysoką ocenę wydanej książce, a miejscowa ludność z zainteresowaniem ją nabywała. Teraz historia naszej smorgońskiej ziemi już nie zostanie zapomniana. I w tym też upatruję echo publikacji na portalu Znadniemna.pl i w „Głosie znad Niemna”.

Czas najwyższy, aby serdecznie podziękować dziennikarzom portalu i gazety, będącym pomysłodawcami akcji „Dziadek w polskim mundurze”. Niech ich pomysłowość oraz satysfakcja z wykonywanej pracy towarzyszą im także w przyszłości.

Na sam koniec chcę przytoczyć urywek ze wspomnień Feliksa Żyłki, który otworzył mi oczy na to, w jaki sposób „dziadkowie w polskich mundurach” bronili swej polskości nawet w warunkach wojny i prześladowań pod strachem śmierci (cytuję wraz ze wstępnym komentarzem Piotra Żyłki):

„W lipcu 1944 roku na tereny dawnej gminy żodziskiej wkroczyła Armia Czerwona, która z miejsca zaczęła pobór do wojska wśród miejscowej ludności. Dziadek stawił się do poboru wyznaczonego na 7.10.1944 roku i postanowił pójść z innymi poborowymi do Świra, skąd mieli być odesłani do armii. W czasie transportu doszło już do pierwszych incydentów:

„Zastanawialiśmy się, w jakim kierunku powiezie nas parowóz, na wschód czy na zachód. Baliśmy się, że wbrew temu, co podawaliśmy, zapisano nas jako Białorusinów. Takie wymiany myśli robiliśmy między sobą przy krótkich odpoczynkach. Na nocleg zatrzymaliśmy się we wsi Świnka. Ustaliliśmy wtedy, że jutro, przed wyjściem w dalszą drogę, zażądamy od konwojentów, żeby pokazali nam listy, chcieliśmy sprawdzić, czy zostaliśmy wpisani jako Polacy. Po pewnych przetargach pokazali nam listy i okazało się, że są sporządzone wykrętnie. Tylko przy kilku pierwszych napisano polską narodowość, następni byli zapisani jako Białorusini. Zażądaliśmy, aby ponownie zapytano ludzi o narodowość i zapisano to. Dopiero, gdy spełniono nasze żądanie, ruszyliśmy w dalszą drogę do Smorgoń (…) Gdy już byliśmy trochę przeszkoleni, zaczęli nas uczyć roty przysięgi wojskowej, jaką składali żołnierze sowieccy. My, skoro kazano nam się uczyć treści przysięgi, to się uczyliśmy, ale było między nami ciche uzgodnienie, że jak naprawdę zażądają, abyśmy składali przysięgę jako obywatele Związku Radzieckiego, wtedy będziemy mówić, iż my nie wyrzekamy się obywatelstwa polskiego i prosimy, aby nas skierowano do wojska polskiego i tam złożymy przysięgę. Pod koniec grudnia kazano nam plutonami zbierać się w „lenkomnacie”, tam, po wstępnych przemówieniach naszych dowódców i politruka, zaczęli nas pojedynczo wywoływać, kazali brać karabin do ręki i składać wyuczoną rotę przysięgi. Każdy wywołany, bez różnicy, czy był katolikiem czy prawosławnym, wymawiał się, iż nie może składać przysięgi, bo chce pozostać obywatelem polskim i służyć w wojsku polskim.”

Całe zdarzenie zakończyło się nocną wizytą u dowódcy jednostki ale jakoś Dziadkowi udało się wywinąć z opresji i uniknął aresztu. W późniejszym okresie już nie żądano składania przysięgi. W styczniu 1945 roku nadszedł rozkaz wyjazdu do Polski” – napisał wnuk Feliksa Żyłki.

Teraz na osobistym przykładzie swego ziomka wiem, w jaki sposób dało się zachować własną duchowość, tożsamość oraz wartości narodowe. Uważam, że o tym powinni wiedzieć także inni.

Tatiana Kleszczonok ze Smorgoni

Najnowsze komentarze

Skomentuj

Skip to content