HomeStandard Blog Whole Post

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na Białorusi Znadniemna.pl, zablokowali także szefowi „GP” dostęp do tweetdecka – aplikacji do zarządzania Twitterem. Jak dowiedział się portal Niezalezna.pl – atak na powiązany z Telewizją Republiką serwis „Poland Daily” został dokonany z Rygi, stolicy Łotwy.

Rasa Jakilaitiene, rzeczniczka litewskiego ministra spraw zagranicznych, powiedziała, że fałszywa wiadomość została umieszczona na polskiej stronie internetowej.

Fałszywe wiadomości pojawiły się na Polanddaily.com. W zamieszczonym tam artykule znalazła się uwaga ministra Linkeviciusa, w której twierdził, że na Białoruś trzeba wysłać siły pokojowe – powiedziała rzeczniczka.

Rzeczniczka litwewskiego MSZ zwróciła uwagę, że dla podniesienia wiarygodności fake newsa w artykule pojawiała się także wzmianka na temat polskiego ministra spraw zagranicznych.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy wydało oświadczenie zaprzeczające fałszywym informacjom. Potwierdzono, że odpowiednie służby wszczęły już w tej sprawie dochodzenie.

Jest wysoce prawdopodobne, że trwa cyberatak informacyjny, który jest obecnie badany przez władze litewskie – czytamy w komunikacie.

Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” stracił dostęp do konta (zmieniono hasło), na którym wstawiono odnośnik do artykułu zamieszczonego na portalu Znadniemna.pl, który prowadzi Związek Polaków na Białorusi. Ów artykuł to także cyberprowokacja. Dowiadujemy się z niego, że „Polska i Litwa wzywają NATO do wysłania wojsk na Białoruś”.

Podrobiony artykuł na portalu „Poland Daily” nosił tytuł „Polska i Litwa naciskają na wysłanie wojsk na Białoruś”. Napisany był w języku angielskim i podobnie jak publikacja wrzucona na Znadniemna.pl, dezinformował o rzekomych naciskach Polski, Litwy i Stanów Zjednoczonych na NATO. W tekście pojawiły się też nazwiska ministra spraw zagranicznych Polski Zbigniewa Rau oraz Swiatłany Cichanouskiej. Na zdjęciu głównym umieszczono szefa litewskiej dyplomacji Linasa Linkevičiusa.

To nie pierwszy rosyjski atak na media związane ze „Strefą Wolnego Słowa”. Przypomnijmy: w maju 2020 r. portal Niezalezna.pl dwukrotnie padł ofiarą rosyjskich hakerów, którzy zmieniali treść naszych publikacji.

Na naszą stronę (a także na portale Telewizji Republika, Radia Szczecin, olsztyn24.pl oraz stronę gminy Orzysz, gdzie znajduje się garnizon) wstawiono artykuł pt. Amerykanie „chwalą” pobyt w Drawsku. „Jedyne czym mogą strzelić to gumki od majtek”

Gdy opublikowaliśmy informację o tym ataku, Rosjanie dokonali kolejnego włamania, zmieniając ją na „newsa”, że Niezalezna.pl przyznaje się do autorstwa wcześniejszego artykułu.

To nie koniec działań Moskwy przeciwko naszym mediom. Pod koniec maja na anglojęzycznym prorosyjskim portalu „The Duran” ukazał się „wywiad”, przeprowadzony rzekomo przez Katarzynę Gójską dla „Gazety Polskiej”. Rozmówcą wicenaczelnej tygodnika miał być amerykański generał broni Christopher G. Cavoli, dowódca sił amerykańskich w Europie. Nie trzeba chyba dodawać, że rozmowa, w której Cavoli twierdzi, że Polska i kraje bałtyckie są fatalnie zorganizowane pod względem militarnym, została w całości wymyślona.

Znadniemna.pl za niezalezna.pl

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na

79 lat temu w obozie pracy przymusowej zmarł jeden z przedwojennych kapłanów Grodna i Grodzieńszczyzny – niezłomny duszpasterz i patriota Polski Albin Jaroszewicz.

W epoce burzliwych przemian, wojen i totalitarnych represji, Albin Jaroszewicz pozostał wierny swojemu powołaniu duchowemu i społecznemu. Jego losy odzwierciedlają dramatyczny los polskiego duchowieństwa w XX wieku – pomiędzy pasją duszpasterską a walką o godność w obliczu tyranii.

Korzenie i formacja duchowa

Urodził się 4 marca 1879 roku w Jasionowej Dolinie na terenie dzisiejszego województwa podlaskiego. Wychowany w tradycji katolickiej, od wczesnych lat wykazywał głębokie zainteresowanie życiem religijnym. Po maturze wstąpił do seminarium duchownego w Wilnie, gdzie już w 1901 roku przyjął święcenia kapłańskie. Jego intelekt i pobożność skierowały go następnie na studia teologiczne do Fryburga w Szwajcarii – tam zdobył tytuł doktora teologii, pogłębiając wiedzę z zakresu dogmatyki i etyki chrześcijańskiej.

Kapłan-nauczyciel

Po powrocie do Polski rozpoczął długoletnią posługę duszpasterską i pedagogiczną. Pracował jako proboszcz w licznych parafiach, w tym w Grodnie, Wołkowysku, Olkowiczach czy Łużkach. Jego kazania i nauczanie cieszyły się dużym autorytetem, zarówno wśród wiernych, jak i duchowieństwa. W seminarium duchownym w Wilnie wykładał teologię dogmatyczną i moralną, pełnił funkcję sędziego prosynodalnego oraz cenzora ksiąg religijnych – pilnując ich zgodności z nauką Kościoła.

Jaroszewicz był też mentorem dla młodych kapłanów, którzy wspominali jego intelektualną przenikliwość, wyrozumiałość i głęboką duchowość.

Duszpasterz czasu próby

Po agresji sowieckiej na Polskę w 1939 roku nie wycofał się w stronę prywatności – wręcz przeciwnie, aktywnie zaangażował się w pomoc dla ofiar wojny. W 1941 roku współtworzył Obywatelski Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Grodnie, który zajął się organizacją wsparcia materialnego i duchowego dla osób prześladowanych, deportowanych i osieroconych.

Nieformalna działalność komitetu miała charakter konspiracyjny – zbierano żywność, lekarstwa, organizowano schronienie i modlitwy. Jego postawa była wyrazem niezłomnego przekonania, że duchowość musi łączyć się z aktywną pomocą bliźniemu.

Cena odwagi

Działalność Jaroszewicza spotkała się z brutalną odpowiedzią ze strony władz okupacyjnych. W latach 1942 i 1943 był kilkukrotnie aresztowany przez Niemców, jednak to sowiecki aparat represji okazał się dla niego najgroźniejszy. Po wejściu Armii Czerwonej do Grodna został aresztowany przez NKWD w 1945 roku pod zarzutem „działalności antysowieckiej” – pomimo że jego jedyną „winą” było niesienie pomocy potrzebującym i pozostanie wiernym ideałom chrześcijańskim i polskim wartościom narodowym. Sam kapłan będąc oskarżony o „działalność antysowiecką” stwierdził, że „nie czuje się winnym i nie uważa się za zdrajcę ZSRS, ponieważ ojczyzną jego jest Polska”.

Skazano go na osiem lat pracy przymusowej w obozie ITK-8 (ros.: Isprawitielno Trudowaja Kołonia nr 8, pol.: Poprawcza Kolonia Pracy nr 8) w Nowosadach na Białorusi – jednym z ogniw GUŁAG-u -brutalnego systemu stalinowskich obozów niewolniczej pracy przymusowej.

Męczeńska śmierć

Albin Jaroszewicz zmarł 18 lipca 1946 roku w obozie pracy, wycieńczony głodem, chorobą i systematycznym wyniszczaniem fizycznym. Jego śmierć była nie tylko tragedią osobistą, lecz także aktem cichego męczeństwa – ofiarą złożoną na ołtarzu wierności Bogu i Ojczyźnie.

Tablica w kościele pw. św. Stanisława w Sankt Petersburgu, upamiętniająca księży zamordowanych w czasach stalinowskich. Źródło: ipn.gov.pl

Dziś śp. ksiądz Albin Jaroszewicz pozostaje symbolem niezłomnego kapłana, który nie uginał się przed siłą reżimów, lecz do końca pozostał wierny służbie bliźniemu.

Opr. Emilia Kuklewska, fot.: swzygmunt.knc.pl

79 lat temu w obozie pracy przymusowej zmarł jeden z przedwojennych kapłanów Grodna i Grodzieńszczyzny – niezłomny duszpasterz i patriota Polski Albin Jaroszewicz. W epoce burzliwych przemian, wojen i totalitarnych represji, Albin Jaroszewicz pozostał wierny swojemu powołaniu duchowemu i społecznemu. Jego losy odzwierciedlają dramatyczny los polskiego

Białoruskie papierosy są przemycane przez polską granicę według nowego schematu. Informuje o tym Społeczność Kolejarzy Białorusi.

Nowy sposób dostarczania do Polski akcyzowego towaru polega na tym, że przemytnicy przewożą partię białoruskich papierosów do graniczącego z Białorusią obwodu smoleńskiego w Rosji. Wykorzystują przy tym okoliczność, iż pomiędzy Rosją, a Białorusią w ramach państwa związkowego ZBiR (Związek Białorusi i Rosji)  została całkowicie zniesiona kontrola graniczna,  a kontrola celna pomiędzy krajami praktycznie nie istnieje.

Ładunek po przerzuceniu na teren Rosji zostaje dostarczany na jedną z małych stacji, przez które przejeżdżają chińskie pociągi tranzytowe do Europy.

„Po wcześniejszym uzgodnieniu z lokalnymi dyspozytorami, pociąg kontenerowy jest nieplanowanie zatrzymywany na 20-40 minut pod pretekstem braku odbioru lub zatoru na stacji przeładunkowej. Podczas takiego postoju przemytnicy otwierają kontenery załadowane na perony i ładują do nich papierosy. Przy czym otwierane są nie przypadkowe kontenery, lecz tylko te, które później zostaną przeładowane po stronie polskiej. Objętość ładowanych produktów jest ograniczona jedynie czasem postoju pociągu” – opisują proceder białoruscy  kolejarze.

Podczas przenikania do kontenerów z nich zrywane są plomby, a po załadowaniu kontrabandy  w miejsce zerwanych zakłada się plomby fałszywe. Przemytnicy z góry wiedzą, do którego kontenera trafiają papierosy. Numer plomby jest im podawany przez współpracujących z przemytnikami  kolejarzy na wystawionych listach przewozowych.

Kolejna metoda wkładania niedozwolonych pakunków polega na wycięciu włazu w dachu lub podłodze kontenera. Następnie jest on maskowany metalem, kompozytami, włóknem szklanym i pokrywany odpowiednią farbą.

Kontenery załadowane kontrabandą przejeżdżają przez Białoruś, a następnie do Polski.

Schemat przemytu papierosów z Grodna przez Smoleńsk do Terespola, źródło: Społeczność Kolejarzy Białorusi

Środowisko kolejowe zauważa, że stosowanie przez przemytników nowych metod tłumaczy się tym, iż schemat „załadunku kontenerów” papierosami bezpośrednio na terytorium Białorusi funkcjonuje od dawna i jest już dobrze znany zarówno służbom na Białorusi, jak i w Polsce. I jedni i drudzy wiedzą, że przemytnicy na Białorusi korzystają najczęściej ze stacji – Chlustino koło Orszy i Liasnoj koło Baranowicz.

Według Społeczności Kolejowej innowacja, polegająca na załadunku papierosów na terenie Rosji, tłumaczy się wejściem do procederu „nowego gracza”, który chce uniknąć konkurencji z białoruskimi przedsiębiorcami i pozostać niedostępnym dla białoruskich organów ścigania.

Koszt „usługi” za nieplanowane opóźnienie jednego pociągu kontenerowego w obwodzie smoleńskim Rosji wynosi od 2 do 4 tysięcy dolarów.

Białoruś – liderem przemytu papierosów do UE

Nawiasem mówiąc, Białoruś od dawna jest kluczowym dostawcą przemycanych papierosów. Pomimo oficjalnych deklaracji o zwalczaniu przemytu, białoruskie papierosy nadal są masowo dostarczane na Litwę, Łotwę i do Polski, w tym koleją – do krajów, gdzie ceny tytoniu są znacznie wyższe.

Białoruska sieć kolejowa stała się wygodnym kanałem dystrybucji nielegalnych papierosów do Unii Europejskiej. Pociągi towarowe przekraczające granicę są często wykorzystywane do ukrytego transportu wyrobów tytoniowych. Kontrabanda jest ukryta wśród legalnych ładunków – drewna, materiałów budowlanych, nawozów, konstrukcji metalowych, a nawet węgla. Stosowane są podrobione plomby, a wagony często wyposażone są w kryjówki, trudne do wykrycia podczas pobieżnej kontroli.

Główne szlaki przemytu kolejowego przebiegają przez przejścia graniczne na granicy z Litwą (Gudogaj-Kena), Łotwą (Bigosowo-Dyneburg) i Polską (Brześć-Terespol). Pomimo wysokiego poziomu kontroli, przemyt przez granicę nie ustaje.

Białoruscy przemytnicy kolejowi stosują różnorodne techniki  i metody „przerzucania” przez granicę wyrobów tytoniowych, w tym:

  • Ukryte przedziały i podwójne konstrukcje – specjalnie wyposażone wnęki, podwójne ściany, fałszywe palety, fałszywe pudła. Takie kryjówki są trudne do wykrycia bez dokładnej inspekcji;
  • Przerobione wagony. Niektóre wagony są dostarczane na mało używane bocznice, gdzie są przerabiane: tworzone są ukryte wnęki, wbudowywane są metalowe sekcje lub instalowane są fałszywe dna. W takich „modyfikacjach” na potrzeby przemytników często wykorzystuje się nowe wagony;
  • Ukrywanie legalnego ładunku. Papierosy są ukrywane w towarach masowych i tanich, takich jak pelety drzewne, zrębki, trociny, tłuczeń kamienny, cement, cegły, puste wyroby plastikowe i pojemniki zwrotne;
  • Fałszywe dokumenty i podrobione plomby. Dokumenty towarzyszące są wydawane dla fikcyjnych ładunków. Plomby są podrabiane tak dokładnie, że odróżnienie ich od oryginału bez specjalistycznej kontroli jest praktycznie niemożliwe;
  • Fikcyjne firmy. Na Białorusi lub w innych krajach WNP powstają jednodniowe firmy. Formalnie zajmują się one transportem legalnych towarów, przez które w rzeczywistości przemycana jest kontrabanda;
  • wykorzystywanie słabej kontroli i korupcji. Na niektórych przejściach granicznych kontrola jest osłabiana w trakcie zmian, co tworzy „okienka” dla przemytu. Zdarzają się przypadki przekupstwa celników, pracowników magazynów i dworców kolejowych. Możliwa jest również zmowa z pracownikami Kolei Białoruskich i celnikami. Za opłatą mogą oni zapewnić swobodny przejazd ładunku lub pomóc w ukryciu papierosów przed lub w trakcie załadunku.

Przypadki wykorzystania pociągów kontenerowych do przemytu na terytorium Białorusi były wielokrotnie odnotowywane w naszych publikacjach. Na przykład stacja Brześć-Północny jest pod tym względem szczególnie „popularna”. Tam, z godną pozazdroszczenia regularnością, wykrywane są – a czasem nawet zatrzymywane – próby ukrycia przemycanych papierosów w kontenerach przewożonych pociągiem do Polski.

Ostatnio popularną metodą ukrywania przemycanych papierosów stała się „egzotyczna metoda”, taka jak transportowanie ich w ładunkach takich jak olej rzepakowy. Pomimo że wymaga to znacznych środków ostrożności, aby zabezpieczyć przewożony towar w celu zachowania jego walorów handlowych, przemytnicy wciąż się na to decydują. Chodzi o to, że ładunek ten ma charakter masowy, a co za tym idzie, znaczną objętość, co zwiększa prawdopodobieństwo skutecznego transportu przemytu. Oto jeden z przypadków takiego przemytu, a także obrazowy przykład analizy przeprowadzonej przez kierownictwo Białoruskich Kolei w związku z wykrytym przypadkiem próby przemytu papierosów.

Podsumowując, zauważamy: dopóki na Białorusi będzie trwała tania i słabo uregulowana produkcja papierosów, a popyt na tani tytoń w krajach UE pozostanie wysoki, przemyt kolejowy będzie się odbywał.

Znadniemna.pl za Społeczność Kolejarzy Białorusi, fot.: Lubelski Urząd Celno-Skarbowy w Białej Podlaskiej

Białoruskie papierosy są przemycane przez polską granicę według nowego schematu. Informuje o tym Społeczność Kolejarzy Białorusi. Nowy sposób dostarczania do Polski akcyzowego towaru polega na tym, że przemytnicy przewożą partię białoruskich papierosów do graniczącego z Białorusią obwodu smoleńskiego w Rosji. Wykorzystują przy tym okoliczność, iż pomiędzy

W miejscowości Wojstom w rejonie smorgońskim na Białorusi doszło do kolejnego aktu ocenzurowania polskiego miejsca pamięci narodowej.

Jak poinformował portal  Katolik.life, na pamiątkowym krzyżu stojącym przy miejscowym kościele zasłonięty został napis w języku polskim:

„Ofiarom faszyzmu i komunizmu”

Opatrzony powyższym napisem  krzyż upamiętniał mieszkańców wsi poległych w czasie II wojny światowej oraz zesłanych na Syberię i do Kazachstanu.

Ocenzurowany krzyż w Wojstomiu, fot.: Katolik.life

W miejscu usuniętego napisu pojawiła się tablica – w języku białoruskim – zawierająca cytat z Ewangelii:

„Kto nie bierze krzyża swego i nie idzie za Mną, nie jest Mnie godzien.”

Z pomnika zniknęła również figura Matki Bożej trzymającej ciało Chrystusa, co znacząco zmieniło jego pierwotny charakter.

Według relacji lokalnych mieszkańców, działania te miały charakter administracyjny i nie były konsultowane ani z parafią,  ani zamieszkującą okolicę społecznością polską.

Kościół w Wojstomiu ma nieprostą historię – został zbudowany w 1939 roku, gdy tereny te należały jeszcze do Polski, tuż przed zajęciem ich przez Związek Radziecki.

Z terenu kościoła katolickiego Świętej Trójcy w Mińsku z kolei  usunięto krzyż ku pamięci księdza katolickiego Wincentego Godlewskiego, rozstrzelanego przez nazistów w obozie koncentracyjnym w Trościeńcu.

Incydent w Wojstomiu wpisuje się w szerszy trend usuwania polskich symboli i śladów pamięci historycznej na Białorusi. W ostatnich latach doszło m.in. do zniszczenia cmentarza żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach oraz zamalowania fresku przedstawiającego „Cud nad Wisłą” w kościele w Sołach. Z terenu kościoła katolickiego Świętej Trójcy w Mińsku z kolei  usunięto krzyż ku pamięci księdza katolickiego Wincentego Godlewskiego, rozstrzelanego przez nazistów w obozie koncentracyjnym w Trościeńcu.

Znadniemna.pl za Katolik.life, na zdjęciu: tabliczka w języku polskim na krzyżu przed kościołem we wsi Wojstom na Smorgońszczyźnie została zasłonięta cytatem z Pisma Świętego. Fot.: Katolik.Life

W miejscowości Wojstom w rejonie smorgońskim na Białorusi doszło do kolejnego aktu ocenzurowania polskiego miejsca pamięci narodowej. Jak poinformował portal  Katolik.life, na pamiątkowym krzyżu stojącym przy miejscowym kościele zasłonięty został napis w języku polskim: „Ofiarom faszyzmu i komunizmu” Opatrzony powyższym napisem  krzyż upamiętniał mieszkańców wsi poległych w czasie

169 lat temu urodził się nasz znakomity krajan generał Adam Mokrzecki. Jako żołnierz dwóch armii stał się symbolem ciągłości polskiej tradycji wojskowej – od armii carskiej, przez korpusy polskie w Rosji, aż po Wojsko Polskie II Rzeczypospolitej.

Biografia gen. Mokrzeckiego to nie tylko historia bohaterstwa i ofiarności żołnierza. Jest to także opowieść o lojalności wobec ojczyzny, niezależnie od zmieniających się granic i ustrojów.

Szlacheckie korzenie i wojskowe powołanie

Adam Wincenty Felicjan Mokrzecki urodził się 16 lipca 1856 roku w majątku Dzitryki na Wileńszczyźnie (obecnie w rejonie lidzkim na Białorusi), w rodzinie ziemiańskiej herbu Ostoja. Jego ojciec, Aleksander, był właścicielem ziemskim, a matka Kamilla z Maszewskich pochodziła z rodu o bogatych tradycjach intelektualnych. Rodzina Mokrzeckich wydała wielu wybitnych przedstawicieli: brata Stefana – generała dywizji Wojska Polskiego, Zygmunta – entomologa i profesora SGGW, oraz Wincentego – sędziego Sądu Okręgowego w Wilnie.

Kariera w armii rosyjskiej

Swoją służbę wojskową rozpoczął w 1872 roku w Armii Imperium Rosyjskiego. Ukończył Wileńską Szkołę Junkrów Piechoty oraz Oficerską Szkołę Strzelców w Oranienburgu (Brandenburgia, Niemcy). Jako oficer armii rosyjskiej brał udział w wojnie rosyjsko-tureckiej (1877–1878), gdzie zdobył pierwsze doświadczenia bojowe. Przez kolejne dekady awansował przez wszystkie szczeble wojskowe – od chorążego po generała majora w 1914 roku.

Dowodził m.in. 40. Koływańskim Pułkiem Piechoty, a podczas I wojny światowej został ranny i odznaczony Orderem Świętego Jerzego IV klasy – jednym z najwyższych odznaczeń za męstwo w armii carskiej.

W służbie niepodległej Polski

Po rewolucji rosyjskiej i rozpadzie Rosyjskiego Imperium, Mokrzecki wstąpił do I Korpusu Polskiego na Białorusi, gdzie dowodził brygadą w 2. Dywizji Strzeleckiej. Od listopada 1918 roku służył już w Wojsku Polskim, pełniąc kluczowe funkcje w okresie formowania struktur obronnych II Rzeczypospolitej.

W czasie wojny polsko-bolszewickiej dowodził m.in. Brygadą Piechoty Frontu Północno-Wschodniego, obroną odcinka rzeki Szczary oraz Grodna. W maju 1919 roku objął dowództwo 7. Dywizji Piechoty, a w 1920 roku został komendantem Okręgu Generalnego „Grodno”.

Odznaczenia i uznanie

Za zasługi wojenne i organizacyjne otrzymał liczne odznaczenia, w tym:

  • Krzyż Walecznych (nr 42453) – za męstwo w walce o niepodległość Polski
  • Order Świętego Jerzego IV klasy – za odwagę na froncie rosyjskim
  • Ordery Świętego Włodzimierza, Świętej Anny i Świętego Stanisława – w różnych klasach, przyznawane przez Imperium Rosyjskie

Ostatnie lata życia i dziedzictwo

Z dniem 1 kwietnia 1921 roku został przeniesiony w stan spoczynku w stopniu generała podporucznika. Zmarł zaledwie pięć dni później – 6 kwietnia 1921 roku w Grodnie. Został pochowany na Cmentarzu Pobernardyńskim (zwanym też farnym).

Grób generała Adama Mokrzyckiego i tablica upamiętniająca jego syna Justyna na cmentarzu farnym w Grodnie, fot.: Mariusz Proskień

Pozostawił po sobie nie tylko wojskowe zasługi, lecz także rodzinę kontynuującą tradycje patriotyczne i naukowe. Jego syn, Justyn Mokrzecki, był majorem artylerii Wojska Polskiego (jego pamiątkową tabliczkę umieszczono nagrobie ojca w Grodnie), a wnuk – Lech Marian Mokrzecki został profesorem Uniwersytetu Gdańskiego.

Adam Mokrzecki był symbolem ciągłości polskiej tradycji wojskowej – od carskiej armii, przez korpusy polskie w Rosji, aż po Wojsko Polskie II RP. Jego biografia to opowieść o lojalności wobec ojczyzny, niezależnie od zmieniających się granic i ustrojów.

Opr. Adolf Gorzkowski, fot.: Wikipedia/NAC

169 lat temu urodził się nasz znakomity krajan generał Adam Mokrzecki. Jako żołnierz dwóch armii stał się symbolem ciągłości polskiej tradycji wojskowej – od armii carskiej, przez korpusy polskie w Rosji, aż po Wojsko Polskie II Rzeczypospolitej. Biografia gen. Mokrzeckiego to nie tylko historia bohaterstwa i

Do końca czerwca 2025 r. wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce złożyło 8,5 tys. cudzoziemców. Najliczniejsze grupy wnioskodawców (łącznie ok. 77 proc.) stanowili obywatele Ukrainy i Białorusi. Tym ostatnim najrzadziej odmawiano udzielenia azylu.

W I połowie br. najwięcej wniosków uchodźczych w Polsce złożyli obywatele:

  • Ukrainy – 5 tys. osób
  • Białorusi – 1,6 tys. osób
  • Rosji – 0,4 tys. osób.

Od 27 marca 2025 r. obowiązuje czasowe ograniczenie prawa do złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej na granicy państwowej z Republiką Białorusi. Od tego czasu osoby składające wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w placówkach Straży Granicznej umiejscowionych nieopodal granicy z Białorusią stanowiły niewielki odsetek wnioskodawców.

Cudzoziemcowi udziela się ochrony międzynarodowej (w formie statusu uchodźcy lub ochrony uzupełniającej), jeśli w jego kraju pochodzenia grozi mu prześladowanie lub rzeczywiste ryzyko utraty życia czy zdrowia. Wobec danej osoby nie mogą przy tym występować okoliczności wskazujące, że może np. stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa.

W I połowie 2025 r. Urząd do Spraw Cudzoziemców wydał decyzje wobec 5,3 tys. osób. Warunki przyznania ochrony międzynarodowej spełniało prawie 2,8 tys. obcokrajowców. Byli to przede wszystkim obywatele:

  • Ukrainy – 1,5 tys. osób
  • Białorusi – 1 tys. osób
  • Etiopii – 60 osób.

Decyzje negatywne otrzymało 1 tys. cudzoziemców. Najliczniejsze grupy w tym zakresie stanowili obywatele:

  • Ukrainy – 0,5 tys. osób
  • Rosji – 130 osób
  • Białorusi – 70 osób.

Postępowania dotyczące prawie 1,5 tys. osób zakończyły się natomiast umorzeniem. Dotyczyło to przede wszystkim obywateli:

  • Ukrainy – 0,3 tys. osób
  • Etiopii – 0,1 tys. osób
  • Tadżykistanu – 0,1 tys. osób.

Sprawy są umarzane najczęściej w sytuacji, gdy cudzoziemiec opuścił Polskę przed wydaniem decyzji merytorycznej.

Podczas trwania procedury uchodźczej cudzoziemcy mogą korzystać z pomocy socjalnej (m.in. zakwaterowanie, wyżywienie, opieka medyczna) zapewnianej przez Urząd do Spraw Cudzoziemców oraz zajęć edukacyjnych (m.in. nauka języka polskiego). Mają oni do wyboru pobyt w ośrodku dla cudzoziemców lub samodzielne utrzymanie się poza ośrodkami przy pomocy finansowej otrzymywanej od urzędu. Według stanu na 30 czerwca 2025 r. z pomocy socjalnej korzystało 6,5 tys. cudzoziemców, z czego 765 osób przebywało w ośrodkach dla cudzoziemców.

Znadniemna.pl za Urząd do Spraw Cudzoziemców, fot.: fpiwo.pl

Do końca czerwca 2025 r. wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce złożyło 8,5 tys. cudzoziemców. Najliczniejsze grupy wnioskodawców (łącznie ok. 77 proc.) stanowili obywatele Ukrainy i Białorusi. Tym ostatnim najrzadziej odmawiano udzielenia azylu. W I połowie br. najwięcej wniosków uchodźczych w Polsce złożyli obywatele: Ukrainy

14 lipca, na aukcji elektronicznej „BUTB-Nieruchomości”, zorganizowanej przez Białoruską Uniwersalną Giełdę Towarową, sprzedano dawny majątek Mineyków we wsi Dubniki w rejonie ostrowieckim na Białorusi.

Dwór Mineyków w Dubnikach na zdjęciu z 1918 r., fot.: www.polona.pl

Sprzedany obiekt obejmuje piętrowy budynek dworski (do 2005 roku pełniący funkcję internatu dla osób starszych i niepełnosprawnych), budynek administracyjny z 1968 roku, łaźnię-pralnię, stołówkę, punkt pierwszej pomocy, garaże, magazyny i budynki gospodarcze.

Dwór Mineyków w Dubnikach, fot.: Alaksiej Drupau/Radzima.org

 

Dwór Mineyków w Dubnikach, fot.: Alaksiej Drupau/Radzima.org

Jak poinformował rzecznik prasowy BUTB, obiekt udało się sprzedać za kwotę 1058,4 rubla (ok. 1150 złotych) – o 5% więcej niż wynosiła cena wywoławcza. Nabywcą nieruchomości została firma z obwodu grodzieńskiego, zajmująca się produkcją materiałów budowlanych.

Dwór Mineyków, został zbudowany przez  polskiego ziemianina Bronisława Mineykę w 1878 roku. Posiadłość zapisała się w historii polskiej i światowej literatury tym, że w latach 80. XIX wieku przyjeżdżał do Mineyków Henryk Sienkiewicz. Przyszły noblista zamieszkał w majątku, tworząc tu koncepcję Potopu (w latach 1884–1886), a w latach 1887-1888 napisał u Mineyków  w Dubnikach „Pana Wołodyjowskiego”. Tutejsi znajomi i mieszkańcy Dubnik stali się pierwowzorami wielu bohaterów tej części Trylogii.

Znadniemna.pl na podstawie Hpravy.org/Wikipedia.org, fot.: Radzima.org

14 lipca, na aukcji elektronicznej „BUTB-Nieruchomości”, zorganizowanej przez Białoruską Uniwersalną Giełdę Towarową, sprzedano dawny majątek Mineyków we wsi Dubniki w rejonie ostrowieckim na Białorusi. [caption id="attachment_69262" align="alignnone" width="480"] Dwór Mineyków w Dubnikach na zdjęciu z 1918 r., fot.: www.polona.pl[/caption] Sprzedany obiekt obejmuje piętrowy budynek dworski (do 2005

W zakurzonych tomach staropolskiej literatury kryje się postać, która zasługuje na ponowne odkrycie. Atanazy Ludwik Kierśnicki (1678–1733) – jezuita, kaznodzieja, uczony i publicysta – przez dziesięciolecia kształtował polską kulturę duchową i akademicką, zostając symbolem oratorskiego kunsztu i moralnej odwagi.

Na dziś przypada 347. rocznica urodzin naszego krajana, urodzonego w Holszanach koło Oszmiany.

Droga z Holszan do Akademii Wileńskiej

Atanazy Ludwik Kierśnicki  urodził się w Holszanach (obecnie w rejonie oszmiańskim na Białorusi) 15 lipca 1678 roku. Wcześnie, bo jako zaledwie szesnastoletni młodzieniec, wstąpił w 1694 roku w Wilnie do zakonu jezuitów, a już w 1705 roku  w Warszawie przyjął święcenia kapłańskie.

Ksiądz zakonnik od początku łączył gorliwość duszpasterską z pasją intelektualną.

Pełnił wiele funkcji:

Był wykładowcą retoryki w szkołach jezuickich w Wilnie (1706–1707) i Warszawie (1707–1708) oraz kaznodzieją królewskim, głoszącym kazania w kolegiacie św. Jana, a także bibliotekarzem kolegium warszawskiego (1709–1721), a następnie – rektorem kolegium w Słucku (1722–1725), gdzie wystawił osobny budynek biblioteczny z cegły. W kolejnych latach pełnił funkcje prefekta kolegium w Grodnie (1727–1728) oraz superiora klasztoru jezuitów w Drohiczynie (1728–1732), gdzie budował nowe kolegium. Dwa lata przed śmiercią został profesorem prawa na Akademii Wileńskiej.

Mistrz słowa i moralny komentator epoki

Kazania o. Atanazego były czymś więcej niż wykładami moralizatorskimi. Jako kaznodzieja królewski w kolegiacie św. Jana w Warszawie przemawiał przy wielkich okazjach, takich jak koronacja obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w 1717 czy Kodeńskiej w 1721 roku.

Oto fragment  jego kazania, wydanego z okazji uroczystości koronacji obrazu Matki Boskiej w Częstochowie w 1717 roku:

„Lat temu dziewięćdziesiąt siedem, gdy przed osmanową potencją, do granic naszych zbliżoną we trzykroć sto tysięcy pohańców, zadrżały przedmurza tego fundamenty, gdy pod ludźmi, końmi, mułami, wielbłądami, armatami, stękała ziemia, a po zabitym hetmanie Stanisławie Żółkiewskim, po zabranych w bisurmańskie łyka najznaczniejszych wojownikach, strach powszechny w tęgie lody okował serca koronnych obywateli, na ten czas, Wawrzyniec Gębicki, arcybiskup gnieźnieński, prymas i prorex Rzeczypospolitej, ustawicznie łzami miękczył niby w diament skamieniałe gniewy niebieskie, aż też nocy jednej, w Skierniewicach przez okno pałacowe w niebo patrząc, obaczył w jasności wielkiej Najświętszą Bogarodzicę, na nowiu księżycowym stojącą i głos rzetelny usłyszał: „Nie trać serca Wawrzyńcze! Staram się ja pilnie o Polskę, imieniowi memu przychylną. Syn mój odwrócił od was te plagi, których się obawiasz”.

Styl wypowiedzi o. Atanazego cechował się konceptyzmem, literacką ornamentyką i odniesieniami do historii, mitologii oraz realiów życia szlacheckiego.

Jednocześnie za estetyką słowa kaznodziei kryła się głęboka troska o Rzeczpospolitą – jej duchowy kryzys, konfliktowość elit i upadek parlamentaryzmu. O. Atanazy nie wahał się w swych tekstach krytykować bezsilności sejmów i demoralizacji magnatów.

Podczas wspomnianego kazania, kaznodzieja królewski, nazwał Maryję Jasnogórską „Polską Monarchinią”. Przywołał prywatne objawienie swego współbrata zakonnego, w którym Matka Boża życzyła sobie, by nazywać Ją Królową Polski. Wskazał też na trwający wiele stuleci zwyczaj szukania u Jasnogórskiej Pani pomocy w trudnościach, jakie przeżywała Ojczyzna: „Tu zawsze szukały głównej rady, tak w boju, jak i pokoju sarmackie korony na głowę Ludwików, Jagiellonów, Zygmuntów, Władysławów, Kazimierzów, Michałów, Augustów, wolnych głów i głosów włożone”.

Kaznodzieja wyraził wówczas nadzieję, że pod rządami Królowej ustąpią nieszczęścia, a rodacy będą mieli więcej powodów do radości.

Twórczość, która przenika przez pokolenia

Wśród licznych dzieł o. Atanazego Kierśnickiego wyróżnia się:

  • Klucze do Skarbu Serdecznego w Słowie Bożym Utajone (1725) – zbiór refleksji nad tajemnicą Słowa Bożego
  • Wolny Głos Mów Niedzielnych (1727) – kazania o głębokim przesłaniu duchowym i społecznym
  • Monarchini polska głową swoją korony, a sercem swoim głowy koronująca (1718) – przykład kaznodziejskiej stylizacji i komentarza politycznego.

Współczesnym o. Atanazy Kierśnicki był znany jako autor tekstów, przypisywanych pisarzowi polnemu koronnemu Janowi Fryderykowi Sapieże, w których ten miał analizować kondycję duchową i narodową Rzeczypospolitej, wpisując się w nurt myśli politycznej XVIII wieku.

Dziedzictwo, które warto odkrywać na nowo

Choć o. Atanazy Ludwik Kierśnicki nie cieszy się dziś powszechnym rozgłosem, jego dzieła są świadectwem głębokiego myślenia, wyrafinowanego stylu i niezwykłej odwagi duchowej.

Kaznodzieja królewski łączył klasyczną edukację z troską o wspólnotę, pozostając wiernym zasadom zakonu, ale nie milcząc wobec kryzysów państwa.

Dla miłośników historii, religii i literatury, o. Atanazy to postać warta ponownego odkrycia – nie tylko jako jezuita, pedagog i mistrz słowa, lecz jako sumienie swojej epoki.

Oprac. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl, fot.: Masheka.by

 

W zakurzonych tomach staropolskiej literatury kryje się postać, która zasługuje na ponowne odkrycie. Atanazy Ludwik Kierśnicki (1678–1733) – jezuita, kaznodzieja, uczony i publicysta – przez dziesięciolecia kształtował polską kulturę duchową i akademicką, zostając symbolem oratorskiego kunsztu i moralnej odwagi. Na dziś przypada 347. rocznica urodzin naszego

„Wino spływało na trupy poległych, których na miejscu obozu było wiele i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem aż na łąki wsi Stębarka” – pisał o zwycięstwie Jan Długosz.

Do bitwy doszło 15 lipca 1410 roku. Krzyżacy zgromadzili około 15-20 tysięcy wojska, Jagiełło i Witold dysponowali około 30 tysiącami rycerzy i wojowników. Przewaga była po stronie polsko-litewskiej. Armia zakonna stała w upale na otwartym polu, co wykorzystał Jagiełło opóźniając starcie. Jego siły odpoczywały w lesie.

Dwa nagie miecze

Wielki Mistrz, a dokładnie heroldowie księcia szczecińskiego Kazimierza oraz króla węgierskiego Zygmunta Luksemburczyka, który dwa dni wcześniej wypowiedział oficjalnie wojnę Polsce, podarowali Jagielle i Witoldowi dwa nagie miecze. Gest ten Polacy odebrali jako arogancki, nie znali bowiem tego rycerskiego zwyczaju, który był od dawna praktykowany na Zachodzie.

Jagiełło nie wziął udziału w walce, kierował bitwą z niewielkiego wzgórza. W południe ruszyły z prawego skrzydła chorągwie litewskie, wkrótce za nimi podążyło z centrum i lewego skrzydła rycerstwo polskie. „Na prawym skrzydle wystąpił do boju książe Witold ze swym ludem, z chorągwią świętego Jerzego i z chorągwią przedniej straży. Na krótką zasię chwilę przed samym rozpoczęciem bitwy spadł lekki i ciepły deszcz, [który] zmył kurz z końskich kopyt. A na samym początku tego deszczu, działa wrogów, bo wróg miał liczne działa, dwukrotnie dały salwę kamiennymi pociskami, ale nie mogły naszym sprawić tym ostrzałem żadnej szkody” – zanotował autor „Kroniki Konfliktu Władysława Króla Polskiego z Krzyżakami w Roku Pańskim 1410”.

Walka

Po godzinie walki skrzydło litewskie rzuciło się do ucieczki i mimo potężnego krzyku Witolda nie udało się go zatrzymać. Część wojsk krzyżackich rzuciła się w pogoń, ale pozostali zagrozili walczącym oddziałom polskim. Sytuację uratowały trzy pułki smoleńskie, które pozostały na placu boju i za cenę ogromnych strat dały czas polskim chorągwiom na przegrupowanie. Wraz z Litwinami do ucieczki rzuciły się zaciężne wojska z Czech i Moraw, ale pod polskim obozem udało się opanować panikę i powróciły do walki.

Wielki Mistrz trzykrotnie ponawiał szarże swoich oddziałów. Podczas jednej z nich Krzyżacy powalili Marcina z Wrocimowic, który dzierżył sztandar chorągwi krakowskiej, uznawany za chorągiew wojska polskiego. Mimo tego, Polacy nie rzucili się do ucieczki, a najsławniejsi rycerze zmobilizowali się i gonfanon odbili. Śpiewane po zdobyciu sztandaru przez Krzyżaków „Chrystus zmartwychwstał” okazało się przedwczesne.

Król w niebezpieczeństwie

Po trzech godzinach walki, siły Zakonu uległy wyczerpaniu. Ulrich von Jungingen przegrupował swoje siły i stanął na czele 16 chorągwi, które przeprowadzić miały decydujące natarcie. Poprowadził je szerokim łukiem i zamierzał uderzyć na polskie prawe skrzydło. Natarcie przechodziło obok miejsca, w którym z niewielką ochroną stał Władysław Jagiełło, jednak Wielki Mistrz nie pozwolił na zmianę kierunku natarcia (być może nie wiedział, kogo pilnuje oddział) licząc na zaskoczenie. Z nacierającego hufca wyskoczył tylko jeden rycerz Dypold von Kockeritz i natarł na monarchę. Jagiełło zręcznie się obronił i ranił napastnika, na którego rzucił się i pokonał w walce Zbigniew Oleśnicki.

Manewr oskrzydlający nie zaskoczył Polaków, którzy zdołali się przegrupować i zmienili front. Na powstrzymane wojska zakonne uderzyły odwodowe chorągwie polskie. Krzyżacy znaleźli się w okrążeniu. Ich położenie stało sie krytyczne, kiedy na pole bitwy powróciły wojska litewskie. Polacy i Litwini bezlitosnie atakowali wyróżniających się rycerzy zakonnych. Zginął Wielki Mistrz, a z nim ponad dwustu zakonników. Po śmierci elity, reszta rzuciła się do ucieczki. Polacy zdobyli nieprzyjacielski obóz.

Zwycięstwo!

„Znaleziono zaś w wojsku krzyżackim kilka wozów wyładowanych pętami i kajdanami, które Krzyżacy… przywieźli do wiązania jeńców polskich. Znaleziono też inne wozy pełne żagwi nasączonych łojem i smołą, a także strzały wysmarowane tłuszczem i smołą, którymi zamierzali razić pokonanych i uciekających… Za słusznym jednak zrządzeniem Bożym, który starł ich pychę, Polacy zakuwali ich [Krzyżaków] w te pęta i kajdany… Kilka tysięcy wozów wrogów w ciągu kwadransa złupiły wojska królewskie tak, iż nie pozostało po nich najmniejszego śladu. Były nadto w obozie i na wozach pruskich liczne beczki wina, do których po pokonaniu wrogów zbiegło sie znużone trudami walki i letnim skwarem wojsko królewskie, aby ugasić pragnienie. Jedni rycerze gasili je czerpiąc wino hełmami, inni rękawicami, jeszcze inni – butami. Ale król polski Władysław w obawie, by jego wojsko upojone winem nie stało się niesprawne i łatwe do pokonania… kazał zniszczyć i porozbijać beczki z winem. Gdy je na rozkaz królewski bardzo szybko rozbito, wino spływało na trupy poległych, których na miejscu obozu było wiele i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem aż na łąki wsi Stębarka” – napisał Jan Długosz.

Straty

Król i dostojnicy państwowi nie od razu zdali sobie sprawę z ogromu zwycięstwa. A było ono spektakularne. Zdobyto wszystkie nieprzyjacielskie chorągwie, zginęła niemal cała elita Zakonu i około 8 tysięcy rycerzy i innych walczących po stronie przeciwnika.

Straty polskie były nieznaczne, jedynie oddziały litewskie ucierpiały relatywnie dużo. Przez cały następny dzień zbierano rannych i grzebano poległych. Ciało Wielkiego Mistrza odesłano do Malborka. W państwie krzyżackim zapanowała panika, poszczególne miasta podnosiły bunt. Sytuację opanował komtur Henryk von Plauen, który nie brał udziału w bitwie. Ze swoim oddziałem pilnował Kujaw. Ruszył co prawda w celu połączenia się z głównymi siłami, ale na wieść o klęsce pomaszerował w kierunku Malborka.

Na Malbork

Kiedy 22 lipca pierwsze oddziały polsko-litewskie dotarły pod stolicę państwa krzyżackiego, była ona już gotowa do obrony. Rycerstwu trudno było zdobyć potężną twierdzę, brakowało pomysłu jak dalej prowadzić kampanię. We wrześniu popsuła się pogoda, zaczęła się epidemia dyzenterii, a polskie rycerstwo chciało wracać do domu. 19 września Jagiełło zakończył oblężenie, a nowy mistrz Henryk von Plauen rozpoczął kontrofensywę i przywracanie władzy Zakonu nad państwem. W październiku, król węgierski dokonał najazdu na Ziemię Sądecką, co groziło wojną na dwa fronty. Po zwycięstwie Polaków pod Koronowem, obie strony, wyczerpane walką, przystąpiły do rozmów pokojowych.

Pokój

1 lutego 1411 roku podpisano I Pokój Toruński. Litwa odzyskała Żmudź i choć oddać ją miała po śmierci Witolda, nigdy tego nie zrobiła. Polska odzyskała Ziemię Dobrzyńską. Zakon musiał zapłacić 100 tysięcy kop groszy okupu za wziętych do niewoli rycerzy zachodnich. Warunki pokoju wydawały się jednak niekorzystne zważywszy na ogrom zwycięstwa.

Bilans

Najważniejszym skutkiem wojny było to, że Zakon stopniowo tracił swoje znaczenie na arenie międzynarodowej. Olbrzymi okup, który przekraczał dwuletni dochód króla polskiego, złamał finanse i gospodarkę państwa Krzyżaków. Zakon do końca swojego istnienia tonął w długach.

Bitwa ujawniła wewnętrzny konflikt tlący się w państwie. Bunt mieszczan i rycerstwa pruskiego pokazał, że Krzyżacy nie mają dostatecznej legitymizacji władzy wśród poddanych. Odtąd te dwa stany będą zarzewiem ciągłych problemów i ostatecznie doprowadzą do zwycięstwa Polski w wojnie trzynastoletniej oraz odzyskania Pomorza przez Polskę. Bitwa potwierdziła też sens unii. Polityczny związek Polski i Litwy wyrósł na regionalne mocarstwo, które brane było pod uwagę we wszystkich poważniejszych planach i grach politycznych w Europie.

Znadniemna.pl za Polskieradio.pl, ilustracja: „Bitwa pod Grunwaldem”, obraz Jana Matejki z 1878, źródło: Wikipedia

„Wino spływało na trupy poległych, których na miejscu obozu było wiele i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem aż na łąki wsi Stębarka” – pisał o zwycięstwie Jan Długosz. Do bitwy doszło 15 lipca 1410 roku. Krzyżacy zgromadzili około 15-20

Minister Spraw Zagranicznych RP Radosław Sikorski podarował instrument z salonu swojego domu biskupowi pomocniczemu Diecezji Pińskiej Kazimierzowi Wielkosielcowi – poinformował portal białoruskich katolików Katolik.life. Dar polskiego ministra trafił do sanktuarium Matki Bożej Łohiszyńskiej, Królowej Polesia.

Nowe organy, które ubogaciły wnętrze świątyni katolickiej Łohiszyna zostały zbudowane w 2005 roku przez polskiego mistrza Bohumiła Pacholskiego.

Fot.: facebook.com/aleksandr.burdelev

Jak poinformował na swojej stronie internetowej znawca organów Aleksander Burdzialeu -autor i dyrektor artystyczny odbywającego się obecnie na Białorusi festiwalu Ars Magna Organi – instrument został podarowany przez Ministra Spraw Zagranicznych RP Radosława Sikorskiego biskupowi Kazimierzowi Wielkosielcowi jeszcze w 2018 roku.

 „Trudne okoliczności przez 7 lat nie pozwalały majstrom z Polski na instalację tego instrumentu, który przez cały ten czas leżał w Łohiszynie i dopiero w tym roku został zainstalowany przez miejscowych wiernych ” – zauważył Burdzialeu, który był konsultantem w trakcie instalacji organów.

Instrument przed trafieniem do sanktuarium maryjnego w Łohiszynie stał w salonie domu Radosława Sikorskiego, który siedem lat temu postanowił przekazać go do Diecezji Pińskiej Kościoła Katolickiego na Białorusi.

Uroczysta konsekracja organów, podarowanych Białorusi przez polskiego ministra odbędzie się 26 lipca. Od razu po uroczystości na instrumencie zostanie zagrany pierwszy koncert w ramach festiwalu organowego Ars Magna Organi.

Fot.: facebook.com/aleksandr.burdelev

W opinii Aleksandra Burdzialewa przekazany przez ministra Sikorskiego instrument jest ważnym nabytkiem kulturowym w skali kraju.

Jak dotąd liczba organów na Białorusi była szacowana na 123 sztuki.

Znadniemna.pl za Katolik.life, fot.: Facebook.com/aleksandr.burdelev

Minister Spraw Zagranicznych RP Radosław Sikorski podarował instrument z salonu swojego domu biskupowi pomocniczemu Diecezji Pińskiej Kazimierzowi Wielkosielcowi – poinformował portal białoruskich katolików Katolik.life. Dar polskiego ministra trafił do sanktuarium Matki Bożej Łohiszyńskiej, Królowej Polesia. Nowe organy, które ubogaciły wnętrze świątyni katolickiej Łohiszyna zostały zbudowane w

12 lipca 1945 r. oddziały NKWD i Smiersz rozpoczęły operację, która do historii przeszła jako obława augustowska. W jej wyniku ok. 600 mieszkańców okolic Augustowa i Suwałk zostało porwanych i prawdopodobnie zamordowanych. To największa, niewyjaśniona dotąd zbrodnia z tamtego okresu.

Zajęte na przełomie 1944 i 1945 roku przez Armię Czerwoną okolice Augustowa i Suwałk po przetoczeniu się frontu w znacznej części były kontrolowane przez polskie podziemie niepodległościowe. Do maja 1945 r. udało mu się rozbić prawie wszystkie posterunki milicji w powiecie suwalskim (17 spośród 18), a także 12 spośród 14 założonych tam siedzib władz gminnych.

Prawdopodobnie właśnie bezsilność podległych Moskwie polskich władz była jedną z przyczyn obławy augustowskiej. Aktywność polskiego zbrojnego podziemia w pobliżu nowo wyznaczonej granicy stanowiło zagrożenie dla interesów ZSRR. Według innej hipotezy obława augustowska miała „oczyścić teren z elementu wrogiego wobec ZSRR”, bo Stalin planował przyłączyć te tereny do swojego państwa.

Do siłowej rozprawy skierowano liczące aż 40 tys. żołnierzy oddziały 50. Armii 3. Frontu Białoruskiego oraz 62. Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD. Wspierały ich dwie kompanie polskiego wojska i milicja. Dowództwo nad operacją objął wiceszef Zarządu Kontrwywiadu Wojskowego (Smiersz) gen. Iwan Gorgonow (po śmierci Stalina wyrzucony ze służby i zdegradowany).

Między 10 a 25 lipca 1945 r. wysłane do akcji oddziały spacyfikowały okolice Suwałk, Augustowa, Sokółki i Dąbrowy Białostockiej. W doraźnie utworzonych obozach zatrzymały ok. 7 tys. osób i poddały brutalnym przesłuchaniom. Po pewnym czasie większości zatrzymanych pozwolono wrócić do domu, ale po niektórych ślad zaginął. Z prowadzonego przez IPN śledztwa (zostało zawieszone w 2022 r. wobec braku dostępu do rosyjskich archiwów) wynika, że taki los spotkał co najmniej 592 osoby.

Podejrzewa się, że porwanych wywieziono przez granicę w okolice Grodna (po wojnie miasto znalazło się w granicach Białorusi) i tam zamordowano.

Oprócz IPN o wyjaśnienie zbrodni od lat zabiegają Obywatelski Komitet Poszukiwań Ofiar Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 r. oraz Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, a także wielu historyków.

Szansa na poznanie przynajmniej części faktów pojawiła się w lutym 2016 r., gdy IPN odnalazł na internetowym portalu z materiałami z archiwów rosyjskiego ministerstwa obrony kilka tysięcy stron dokumentów o przebiegu obławy augustowskiej. Rosja konsekwentnie jednak odmawia polskim badaczom i śledczym pomocy w tej sprawie.

Jeszcze wcześniej pewne światło na tajemnicę obławy augustowskiej rzucił Nikita Pietrow, historyk ze stowarzyszenia „Memoriał” (zamkniętego niedawno przez rosyjskie władze od pretekstem tworzenia „fałszywego” obrazu historii ZSRR). Pietrow ujawnił szyfrogram, który 21 lipca 1945 r. jeden z organizatorów obławy augustowskiej gen. Wiktor Abakumow wysłał do komisarza spraw wewnętrznych Ławrentija Berii. Mowa w nim o tym, że poprzedniego dnia do Olecka skierowano grupę doświadczonych oficerów kontrwywiadu w celu „przeprowadzenia likwidacji bandytów aresztowanych w lasach augustowskich”. Abakumow podał m.in. dokładną liczbę zatrzymanych (7 049 osób) i wypuszczonych (5 115 osób).

„Ujawniono i aresztowano jako bandytów 844 ludzi, w tym 262 to Litwini i z tej przyczyny zostali przekazani organom NKWD-NKGB Litwy. Zatem liczba aresztowanych na 21 lipca wynosi tylko 592 ludzi, a zatrzymanych, którzy są sprawdzani 828 ludzi” – czytamy w ujawnionym przez Pietrowa szyfrogramie.

Wciąż nie wiadomo jednak, gdzie są groby ofiar. W ramach śledztwa IPN biegli z zakresu kartografii, którzy analizowali powojenne zdjęcia lotnicze, wskazali ponad 60 miejsc na Białorusi – większość w okolicach miejscowości Kalety – które mogą być potencjalnie jamami grobowymi. Białoruś odmówiła pomocy prawnej w tej sprawie.

Kilkanaście takich miejsc jest po polskiej stronie granicy. Podczas prac sondażowych znaleziono pojedyncze szczątki ludzkie, ale nie wiadomo, czy mają związek z obławą. Wprawdzie w 2019 r. koło miejscowości Osowy Grąd w powiecie augustowskim odnaleziono szczątki zamordowanego w trakcie obławy augustowskiej Wacława Sobolewskiego, ale poniósł on śmierć, gdy próbował uciekać z konwoju.

12 lipca jest ustanowionym w 2015 r. przez Sejm Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej z lipca 1945 r. Z tej okazji w sobotę, 12 lipca, został otwarty Dom Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, który powstał w Muzeum Pileckiego w Augustowie.

Dom Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej otwarto w tzw. Domu Turka w Augustowie. Jest to zabytkowa kamienica, gdzie od początku 1940 r. do czerwca 1941 r. znajdowała się siedziba NKWD i NKGB. W latach 1945-56 w budynku mieściło się UB. Byli tam katowani m.in. żołnierze wyklęci, którzy później zginęli w obławie, czyli największej po II wojnie światowej niewyjaśnionej zbrodnia dokonanej przez NKWD na Polakach.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl /radio.bialystok.pl, na zdjęćiu: krzyż w Gibach poświęcony pamięci pomordowanych w obławie augustowskiej, fot.:  autorstwa Witia – Praca własna, CC BY-SA 4.0, – https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=74010420

 

12 lipca 1945 r. oddziały NKWD i Smiersz rozpoczęły operację, która do historii przeszła jako obława augustowska. W jej wyniku ok. 600 mieszkańców okolic Augustowa i Suwałk zostało porwanych i prawdopodobnie zamordowanych. To największa, niewyjaśniona dotąd zbrodnia z tamtego okresu. Zajęte na przełomie 1944 i 1945

Przejdź do treści