HomeStandard Blog Whole Post (Page 111)

Wśród setek, a może tysięcy znajomych i przyjaciół w Polsce, prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys ma takich, którzy traktują pojęcie przyjaźni bardzo poważnie. Do takich przyjaciół Andżeliki Borys należą w Polsce muzycy legendarnego zespołu Lombard – wokalistka Marta Cugier oraz założyciel i lider Lombardu Grzegorz Stróżniak.

Dzisiaj, z okazji zbliżającej się rocznicy uwięzienia Andżeliki Borys, publikujemy rozmowę z Martą Cugier i Grzegorzem Stróżniakiem. Muzycy opowiadają o swojej znajomości z Andżeliką Borys – znajomości, która zamieniła się w przyjaźń i zaowocowała piękną współpracą.

Podobno poznaliście Andżelikę na lotnisku i ona nie wiedziała, kim jesteście, a wy ją poznaliście, bo wiedzieliście z mediów jak wygląda i, że jest prezesem Związku Polaków na Białorusi. Pamiętacie to pierwsze spotkanie z Andżeliką? Opowiedzcie, jak to było.

Grzegorz Stróżniak (GS) – W 2005 roku zostaliśmy zaproszeni przez Polaków, mieszkających w Hiszpanii do Madrytu. Na koncert lecieliśmy samolotem. Wówczas Polacy nie byli jeszcze w strefie Schengen i obowiązywała nas na granicy kontrola paszportowa. W kolejce do kontroli stanęliśmy za piękną kobietą, która wydawała nam się znajoma.

Marta Cugier (MC) – Pani długo rozmawiała ze strażnikiem granicznym, zauważyliśmy, że jest jakiś problem. Podeszłam wiec z zapytaniem czy mogę w czymś pomóc. Kobieta odwróciła się i okazało się, że to jest ta znana Andżelika Borys z Białorusi! Studiowałam politologię, a więc skojarzyłam kto to jest, gdyż ta twarz, to imię i nazwisko były już w Polsce bardzo znane. Wyjaśniłam wiec po angielsku panu od kontroli, kim jest Pani, którą sprawdza i  ten pan przepuścił Andżelikę natychmiast. Uśmiechnęła się, podziękowała nam i pożegnaliśmy się…

GS – Nie przypuszczaliśmy, że lecimy na tę samą polonijną imprezę, na której zresztą potem się spotkaliśmy.

Wasza znajomość z Andżeliką zaowocowała m.in. nielegalnym koncertem Lombardu w Grodnie. Często gracie nielegalne koncerty?

GS – Choć zespół Lombard powstał w latach 80. w Polsce, w czasach komunistycznego reżimu, nigdy nie był zespołem zakazanym. Piosenki Lombardu, choć kontestowały ówczesną rzeczywistość, istniały w przestrzeni publicznej. Władza komunistyczna zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie zatrzymać rockowego boomu w Polsce i, że walka z kulturą może jej tylko zaszkodzić.

MC – Z utworów Lombardu na 25-lecie Solidarności stworzyliśmy z Grzegorzem widowisko multimedialne „W hołdzie Solidarności – drogi do wolności”. Andżelika zobaczyła je w Madrycie i zamarzyła sobie, żeby zorganizować podobny koncert w Grodnie.

GS – Rok później spakowaliśmy busa i pomimo odmowy wydania nam wizy przez Ambasadę Białorusi wyruszyliśmy na wschód Polski, bo na granicy czekały już na nas busy konsularne, by przewieźć do Grodna na koncert, który okazał się zakazany.

MC – Koncert, który stał się jednym z najpiękniejszych naszych wspomnień. Warunki techniczne były bardzo trudne, ale Polacy z Grodna wynagrodzili nam wszelkie niedogodności. Pokochaliśmy tych serdecznych, otwartych ludzi. Bardzo przeżywamy to wszystko co dzieje się na Białorusi -prześladowanie Polaków, ale też ludzi, walczących o wolność swojego kraju.

Koncert Lombardu w Grodnie, maj 2008 rok:

Jak odebraliście wiadomość, że za koncert, który zagraliście de facto na terenie polskiego konsulatu Andżelika musiała później zapłacić grzywnę?

GS – Cała ta akcja z aresztowaniami, przesłuchaniami, karami grzywny, to było dla nas bardzo bolesne. Wezwanie na dywanik rodziców dziewczynki za machanie biało-czerwoną flagą, na prywatnej, konsularnej imprezie to był szok.

MC – Nie chcieliśmy naszym koncertem nikogo skrzywdzić. Muzyka zespołu Lombard jest nośnikiem idei wolnościowych, ale na pewno jeden koncert nie wywołałaby na Białorusi rewolucji.

GS – Oczywiście, naszym wielkim marzeniem jest wolna i demokratyczna Białoruś. Życzymy tego mieszkańcom tego kraju zwłaszcza dlatego, że mieszka w nim dużo naszych rodaków.

MC – Historia pokazuje jednak, że o wolność należy walczyć, nikt nam jej nie da tak po prostu.

Pierwsza próba współpracy „Lombardu” z Andżeliką i Związkiem Polaków na Białorusi okazała się skuteczna o tyle, że koncert w Grodnie jednak się odbył. Ale do kolejnego, który mieliście zagrać w Grodnie w 2015 roku, władze białoruskie już nie dopuściły i zagraliście wtedy dla Polaków na Białorusi w Białymstoku, do którego zza miedzy przybyło cztery autokary działaczy ZPB. Jak wspominacie tamten koncert w stolicy Podlasia?

GS – To, że nie trafiliśmy do Grodna było bardzo przykre, ale przewidywalne. Koncert w Białymstoku był prawdziwą manifestacją wolności, solidarności i wzajemnej miłości. Na koniec, wspólnie z publicznością, ze łzami w oczach, odśpiewaliśmy „Przeżyj to sam”. To było niezapomniane przeżycie.

Koncert Lombardu w Białymstoku, październik 2015 rok:

Tuż po koncercie mieliście okazję zjeść wspólny posiłek z Andżeliką i działaczami ZPB, a kilka miesięcy później delegacja ZPB na wasze zaproszenie przyjechała na jubileuszowy koncert „Lombardu” do Filharmonii Szczecińskiej im. Mieczysława Karłowicza. Czy zaproszenie Polaków z Białorusi na Jubileusz „Lombardu” było przejawem bliższej zażyłości, sympatii, przyjaźni? Dlaczego zależało wam na ich obecności w Szczecinie?

MC – Spotkania z Andżeliką, z Wami, kochana Iness i drogi Andrzeju, to są zawsze cudowne chwile z dobrymi i kochanymi ludźmi. Z prawdziwymi przyjaciółmi, a jeśli przy okazji udaje nam się coś załatwić dla Was, to podwójnie cieszy.

GS – W ważnych momentach takich jak jubileusz czy premiera płyty, światła są mocniej skierowane na Lombard. Staraliśmy się zawsze wykorzystać ten moment, by znaleźć partnerów dla Związku Polaków na Białorusi.

MC – W ten sposób w 2007 roku podczas premiery naszego DVD z widowiskiem „W hołdzie Solidarności – drogi do wolności” we Wrocławiu poznaliśmy Andżelikę z naszymi przyjaciółmi z opolskiej Solidarności, ale również umówiliśmy ją na spotkanie z Prezydentem tego miasta, który objął swym patronatem nasz koncert. Te spotkania zaowocowały współpracą ZPB z miastami Opole i Wrocław.

GS – W Szczecinie w 2016 r. kiedy w Filharmonii Szczecińskiej świętowaliśmy  jubileusz 35 lat zespołu Lombard premierą projektu i płyty „Swing”, zorganizowaliśmy Andżelice spotkanie z Prezydentem tego miasta i tak Szczecin również stał się partnerem ZPB.

MC – Andżelika potrafiła te spotkania przekłuć w realną pomoc dla Polaków na Białorusi. Całe życie podporządkowała pracy dla innych ludzi, dla Związku Polaków na Białorusi. To wyjątkowa kobieta.

 Koncert z okazji 35-lecia Lombardu w Filharmonii Szczecińskiej, styczeń  2016 rok:

I ostatni „incydent”, którego świadkami stało się około 2 miliony telewidzów – dedykacja występu „Lombardu” na Festiwalu w Sopocie Andżelice Borys. Podobno ryzykowaliście, podejmując decyzję o tym akcie solidarności z uwięzioną przez reżim Łukaszenki Andżeliką. Czy ponieśliście jakieś nieprzyjemne konsekwencje, choć prasa, jak się wydaje, przyjęła ten gest „Lombardu” przychylnie?

GS – Z takim wsparciem pod sceną nie było opcji by nam włos z głowy spadł. Wy z Marcinkiem, Pan Prezydent Miasta Sopotu i jego zastępca z plakatami Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys, naszej kochanej… Nie było takiej możliwości. Nikt nie miał wątpliwości, że było to słuszne wystąpienie.

MC – Uważamy, że nawet w takich momentach beztroskiej zabawy na Festiwalu, ludziom trzeba przypominać o tym co jest ważne. Pokazywać, że na świecie są prawdziwe problemy, że gdzieś tam na Białorusi, dzieje się niesprawiedliwość, że ludzie giną na ulicach protestując, że siedzą w więzieniach za niewinność, że komuś dzieje się wielka krzywda i że w obliczu tych tragedii nie można być obojętnym.

Lider zespołu Lombard Grzegorz Stróżniak demonsruje ze sceny portret Andżeliki Borys, której Lombard zadedykował występ w Operze Leśnej

Przedstawiciele władz miasta Sopotu i działacze ZPB na koncercie w Operze Leśnej podczas występu zespołu Lombard

I na koniec. Mija rok od momentu uwięzienia Andżeliki Borys. Wybuchła wojna między wspieraną przez Białoruś Rosją, a Ukrainą. W tej wojnie Polska jest jednoznacznym sprzymierzeńcem Ukrainy, a więc Andżelika w pewnym sensie z zakładniczki Łukaszenki zamieniła się w jeńca wojennego obu zwariowanych dyktatorów Łukaszenki i Putina. Co byście przekazali Andżelice, w tak trudnej chwili, gdybyście mieli taką możliwość?

GS – Trudno uwierzyć w to co się obecnie dzieje. Rosja we współpracy z reżimem na Białorusi napadła na Ukrainę… Mamy 21 wiek, a ludzie giną na wojnie przez jednego wariata we współpracy z drugim.

MC – Świat czeka, bo wizja trzeciej wojny światowej jest paraliżująca. Cierpią zwykli, niewinni ludzie.

GS – Andżeliko, wiem, że w Twoim sercu wciąż rozbrzmiewa „Przeżyj to sam”, Twoja ukochana piosenka. Niech dodaje Ci siły. Prawda i dobro musi zwyciężyć!

MC – Andżeliko, my tu wciąż myślimy o Tobie. Mówi się, że „co z oczu to z serca”, to nie jest prawda! W naszych sercach byłaś, jesteś i będziesz na zawsze. Nie trać nadziei. Myśl o polskich bohaterach Solidarności,  Oni nigdy nie stracili nadziei i zwyciężyli. Wierzę, że Białorusini znajdą w sobie moc i jeszcze raz spróbują zawalczyć o swoją przyszłość, co przyniesie wyzwolenie. Naród Ukraiński pokazał drogę… wolność jest blisko. Kochamy Ciebie!

Bardzo dziękujemy za rozmowę!

Rozmawiali Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik/Znadniemna.pl

Wśród setek, a może tysięcy znajomych i przyjaciół w Polsce, prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys ma takich, którzy traktują pojęcie przyjaźni bardzo poważnie. Do takich przyjaciół Andżeliki Borys należą w Polsce muzycy legendarnego zespołu Lombard – wokalistka Marta Cugier oraz założyciel i lider

Zbliża się rocznica uwięzienia naszych kolegów: prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Oboje czekają na termin rozprawy sądowej w jednym z najcięższych na Białorusi więzień śledczych w miejscowości Żodzino.

Z okazji rocznicy uwięzienia naszych kolegów publikujemy więzienne wspomnienia Ireny Biernackiej, członkini Zarządu Głównego ZPB, również uwięzionej  25 marca ubiegłego roku razem z Andżeliką Borys i Andrzejem Poczobutem, ale po dwóch miesiącach odsiadki, dzięki staraniom polskiej dyplomacji, rządu i prezydenta RP, wyzwolonej i wywiezionej do Polski, bez możliwości powrotu na Białoruś.

Dzisiaj publikujemy drugą część wspomnień Ireny Biernackiej, rozpoczynających się od dnia aresztowania w jej własnym domu w Lidzie:

Irena Biernacka, fot.: Maksymilian Rigamonti/Dziennik Gazeta Prawna

Co się stało 25 marca 2021 roku?

– 24 marca miałam jubileusz urodzin. W tym dniu ukończyłam 55 lat życia. I był to dzień, w którym ostatni raz w moim dużym domu w Lidzie gościłam swoich najbliższych – dzieci, wnuków i przyjaciół. Następnego dnia rano, o godzinie 7:00 do drzwi naszego domu zapukano. Pomyślałam wówczas: zdarzyło się… Przyszli po mnie. Gdy wstałam z łóżka, zobaczyłam w oknie, że wzdłuż ulicy stoją ciemne busy i mężczyźni w czarnych ubraniach, pilnujący aby nikt nie zakłócił przebiegu operacji, mającej na celu ujęcie groźnego przestępcy, czyli mnie – jak potem się okazało. Stukanie do drzwi było takie natrętne, że poszłam otworzyć w koszuli nocnej. Weszło dwóch funkcjonariuszy, oznajmiając, że muszą w moim domu zrobić rewizję. Na pytanie o przyczyny, odpowiedzieli, że nic nie wiedzą. Potem zaprosili moich sąsiadów, jako świadków i zaczęli przeszukiwać cały dom.

Mówili czego szukają?

– Nie, nie mówili. Ze znalezionych dokumentów zabrali , na przykład, decyzję o przyznaniu Karty Polaka, a paszportu nie ruszyli. Zabrali też rzeczy, m.in. komputer, książki, gazety „Głos znad Niemna”, „Magazyn Polski”, jakieś notatki, nagrody. Spisywanie wszystkiego zajęło im półtorej godziny. Później pozwolili mi skorzystać z łazienki i się ubrać, po czym miałam  pojechać z nimi na kilka minut na komisariat milicji.

 Czy dopuszczałaś myśl, że te „kilka minut” znacznie się wydłużą?

– Jeszcze po pierwszym zatrzymaniu mnie na 72 godziny i osadzeniu w chłodnym, nieogrzewanym areszcie w Lidzie w październiku 2020 roku, na wszelki wypadek miałam spakowaną torbę, w której były ciepłe ubrania, kurtka narciarska, majtki, skarpetki, pasta, szczoteczka do zębów, mydło i papier toaletowy.

Wychodząc z domu zapytałam u nich czy mam ze sobą wziąć tę torbę. Odpowiedzieli: jak pani uważa, tak pani zrobi. Wtedy zrozumiałam, że idę nie na kilka minut, lecz na dłużej. Nie mogłam tylko sobie wyobrazić, że z Lidy wywiozą mnie aż do Mińska.

Czy zabrali telefon, abyś nie mogła poinformować gdzie jesteś?

– Nie. Telefon miałam cały czas przy sobie. Do nikogo nie dzwoniłam, ale pisałam w Messengerze.  Byłam zdziwiona, że nie odebrano mi telefonu i to mnie trochę uspokajało. Pomyślałam, że zawiozą mnie na przesłuchanie, w najgorszym przypadku wsadzą na 15 dni do aresztu.

Kiedy samochód, w którym mnie wieziono,  mijał naszą szkołę, zauważyłam przy niej dużo funkcjonariuszy. Moja córka Weronika poinformowała na facebooku, że w szkole będzie rewizja. Jak tylko o tym przeczytałam, samochód, którym mnie wieziono, zawrócił i pojechaliśmy do miejsca mojej pracy, czyli do Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Lidzie.  Minęła już godzina 11:00, a więc zajęcia w szkole musiały się zakończyć i dzieci w niej miało już nie być, co mnie bardzo cieszyło. Z pobliskiej stacji benzynowej milicjanci wzięli dwóch świadków i  przystąpili do rewizji w szkole. Zabrali laptopy nauczycieli i administracji, książki, historyczne gry planszowe i nawet tabliczki nagrobne przeznaczone do renowacji pomników na cmentarzu. Mnie posadzili do osobowego auta, a skonfiskowane w trakcie rewizji rzeczy zapakowali do bagażnika. W samochodzie siedziałam około godziny.  W tym czasie milicjanci wchodzili do budynku szkoły, wychodzili z niej, rozmawiali przez telefon. Wreszcie, wsiedli do samochodu i oznajmili, że muszą zawieźć mnie do innego miasta.

Zapytałaś się dlaczego i dokąd cię powiozą?

– Przyznali, że pojedziemy do Mińska. Z ich rozmów przez telefon zrozumiałam, że w Wołożynie przesadzą mnie do innego samochodu. Tak się też stało. Przez całą drogę do Wołożyna siedziałam, trzymając torbę na kolanach i pisałam w Messengerze. W Wołożynie czekał samochód, z którego wyszło troje mężczyzn, aby mnie odebrać i doprowadzić do czekającego auta, które zawiozło mnie do głównej siedziby Komitetu Śledczego Republiki Białorusi w Mińsku. Tam poznałam śledczego Dmitrija Hanczaryka, który, jak się okazało prowadził sprawę przeciwko grupie Polaków.

Jak  cię przywitał?

– Na samym wstępie zapytał mnie czy się nie boję. Odpowiedziałam, że niczego złego nie zrobiłam, a dookoła widzę tylko ludzi, a ludzi się nie boje. Kilka minut przetrzymano mnie w poczekalni, zanim pojawił się adwokat wyznaczony z urzędu. Odmówiłam temu mecenasowi, powołując się na to, że mam adwokata, z którym kontaktowałam się w Wołożynie, i który obiecał, że przyjedzie tutaj. Śledczy stwierdził, że nie będzie czekał na mojego adwokata, a mnie zawiozą do Leninowskiego Komisariatu Milicji Mińska. Tam odebrano mi torebkę, modlitewnik, różaniec, telefon, pierścionki i kolczyki, a potem zawieziono z powrotem do Komitetu Śledczego, w którym czekał na mnie mój adwokat. Śledczy zapytał się, czy będę składać zeznania. Odmówiłam, gdyż po całym dniu stresu, negatywnych wrażeń i podróży czułam się bardzo zmęczona.

I co było dalej?

– Śledczy powiedział, że torbę z rzeczami, którą przywiozłam ze sobą, muszę zostawić u niego. Dobrze, że adwokat doradził mi, abym tutaj, na miejscu, przebrałam się w ciepłe rzeczy, co też zrobiłam. Potem zawieziono mnie do profilera kryminalnego, który pobrał u mnie odciski palców i zrobił mi zdjęcia. Wcześniej  taką procedurę widziałam tylko w  filmach o groźnych przestępcach.

Potem zawieźli Cię na Akreścina?

– Tak. Był już późny wieczór. Rzeczy żadnych przy sobie nie miałam. W areszcie, żeby przeszukać moje ubrania, kazano mi się rozebrać  do naga i zrobić trzy przysiady. To była procedura bardzo upokarzająca, która podczas mojej dalszej odsiadki powtarzała się regularnie.  Po upadlającej rewizji osobistej skierowano mnie do malutkiej celi o wymiarach 50 na 50 centymetrów, zwanej tzw. „stakanem” (pol. szklanka). W tej celi była prowizoryczna ławeczka, na której usiadłam. Po jakimś czasie przyszedł strażnik, który rozkazał: „Ręce do tyłu! Głowa do ściany! W prawo zwrot! Idź!”

Prowadzono mnie długim i szerokim korytarzem, na którym widziałam tu i ówdzie czarne gumowe klapki. Jak się okazało, było to obuwie, które wolontariusze przekazywali ofiarom łapanek, odbywających się podczas protestów ulicznych w Mińsku, żeby więźniowie nie siedzieli na bosaka.

Korytarz w areszcie „Akrescina”. Przy celach stoją gumowe klapki, przyniesione przez wolontariuszy, fot.: CTV.by

Trafiłam do czteroosobowej celi na czwartym piętrze. Nie dostałam, ani poduszki, ani materaca, ani pościeli. Jedyne, co dostałam, to były klapki, gdyż w tym areszcie nie można było mieć swojego obuwia.

Jakie towarzystwo zastałaś w celi?

– Jedna  z kobiet była pozbawiona praw rodzicielskich i siedziała za niepłacenie alimentów. Druga, młoda dziewczyna, coś ukradła. Naprzeciwko mnie na pryczy leżała dziewczyna przy kości. Miała i poduszkę, i pościel, i materac. Nie powiedziała za co siedzi, wypytywała za to, jaki ja mam artykuł. Po raz pierwszy znalazłam się w takim miejscu i w takiej sytuacji. Nie wiedziałam, o czym mogę mówić, powołałam się więc na zmęczenie i niczego nie powiedziałam. Współwięźniarki same wzięły moje papiery i zobaczyły, że mam odpowiadać z artykułu Kodeksu Karnego 130, część 3. Żadna nie wiedziała, co to oznacza, więc ta dziewczyna przy kości, która, miała dobry kontakt z ochroną, zapukała do drzwi i zapytała strażnika o co chodzi z tym artykułem? Ten też nie wiedział, więc przypuścił, że mogłam brać udział w masowych zamieszkach. Kiedy dookoła  zgadywano, co takiego popełniłam i co mi za to grozi, uświadomiłam sobie, że jestem podejrzana na podstawie części trzeciej, co oznacza najsurowszą z przewidzianych przez ten artykuł kar. Później sprawdziłam, że groziło mi do 12 lat pozbawienia wolności. Współwięźniarki tymczasem były zdziwione, że nie dano mi ani materaca, ani poduszki, ani pościeli. Dziewczyna przy kości znowu zawołała strażnika i zapytała: „Dlaczego tak jest?” Ten odpowiedział: „Jej się nie należy”.

Czy pobyt na Akrescina przypominał pobyt w lidzkim areszcie?

– Pobudka, tak samo jak w Lidzie, była o godzinie 6:00. Potem wszystkich wyprowadzali z celi na korytarz, kazali się  odwrócić twarzą do ściany, a ręce trzymać z tyłu. Następnie trzeba było powiedzieć swoje imię i nazwisko oraz artykuł karny. Potem odbywał się tak zwany „szmon”, czyli przeszukanie celi. Po powrocie do celi można było się umyć i skorzystać z toalety. Tutaj była nieco lepsza niż w Lidzie, przypominała niewielką kabinkę z metalowymi drzwiczkami, którymi można było się zasłonić.

Czy odbyło się przesłuchanie, którego odmówiłaś poprzedniego dnia?

– Do śledczego zostałam wezwana na przesłuchanie dopiero następnego dnia. Zaprowadzili mnie do pomieszczenia, w którym od śledczego byłam oddzielona kratą, przez którą rozmawialiśmy. Przy okazji tego przesłuchania spotkałam się z Marią Tiszkowską. Nawet udało nam się przez chwilę porozmawiać. Powiedziała mi, że siedzi z „politycznymi”, których poprzedniej nocy około dwustu przywieziono do aresztu z łapanki w mieście. Wówczas na Białorusi był Dzień Woli. Maria skarżyła się, że jej cela jest przepełniona i nie ma czym oddychać.

Śledczy dał mi do podpisania dokument, w którym była mowa o tym, że przedłużono mi areszt na dwa miesiące. Zauważyłam, że kartki o takiej samej treści podpisali Andżelika Borys i Andrzej Poczobut.

Gdy wróciłam do celi czekała na mnie miła niespodzianka. Dziewczyna przy kości, która miała dobry kontakt z ochroną, chodziła do pracy, czyli sprzątała gabinety, kuchnię i tak dalej. Otóż udało się jej ukraść dla mnie trochę jedzenia. Byłam jej bardzo wdzięczna.

Tego samego dnia, kiedy już położyłyśmy się spać,  o 23:00 drzwi celi otworzył strażnik. Rozkazał: „Biernacka, wychodzić z rzeczami!” Rzeczy nie miałam, więc po prostu wyszłam na korytarz. Strażnik zaprowadził mnie na poddasze, do malutkiej celi. Było tam strasznie, jak w Lidzie. W celi była pijaczka, jeszcze na kacu. Zachowywała się agresywnie, natrętnie wypytując mnie o artykuł, z którego zostałam oskarżona. A mnie bardzo chciało się pić. Wody nie miałam, a z kranu pić było nie wolno. Kilka minut po moim przybyciu do celi dosadzono nam kolejną  kobietę. Okazało się, że jest zabójczynią i schwytano ją za zabicie męża. Zabójczyni i pijaczka przez całą noc gadały o zabijaniu, a ja się trzęsłam z zimna i strachu, siedząc na pryczy do czwartej nad ranem. Kiedy wyprowadzono mnie z tej celi i kazano znowu się rozbierać do naga i robić przysiady.  Oznaczało to, że opuszczam areszt „Akrescina”.

Furgonetki do przewożenia więźniów, fot.: antikor.com.ua

Na podwórzu, kiedy szłam do podstawionej więziennej furgonetki, mijałam strażników, którzy stali  z psami i szczuli je na przechodzących więźniów, mocno  trzymając zwierzęta za obrożę. W furgonetce znowu wsadzono mnie do tak zwanego „stakanu”. Gdy w nim siedziałam – słyszałam, jak strażnicy wywoływali po nazwiskach: „Borys, Poczobut, Tiszkowska…” Każdy z nas jechał w swoim „stakanie” i nie mogliśmy widzieć jeden drugiego. Zrozumiałam wówczas, że wszyscy jedziemy do jednego i tego samego miejsca. Było to kolejne więzienie – tzw. „Waładarka”, czyli Zamek Piszczałowski – zabytkowe więzienie, w którym pod koniec XIX wieku siedział nawet Józef Piłsudski.

Znadniemna.pl

Zbliża się rocznica uwięzienia naszych kolegów: prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Oboje czekają na termin rozprawy sądowej w jednym z najcięższych na Białorusi więzień śledczych w miejscowości Żodzino. Z okazji rocznicy uwięzienia naszych kolegów publikujemy więzienne wspomnienia

Znadniemna.pl, podobnie jak zaprzyjaźniony portal Kresy24.pl, przyłącza się do apelu wokalistki zespołu LOMBARD Marty Cugier, która wezwała Polaków do opamiętania się. Artystka emocjonalnie zareagowała na pojawiające się sygnały o złym traktowaniu Białorusinów przez Polaków.

Szanowni Czytelnicy, Białorusini to nie to samo co reżim Łukaszenki, który stoi ramię w ramię z Władimirem Putinem i pozwala z terytorium Białorusi atakować Ukrainę!

Białorusini to nie Rosjanie, to naród szczerze pragnący wolności, który w 2020 roku po sfałszowanych wyborach prezydenckich pokazał światu, że chce zrzucić jarzmo, że sprzeciwia się dyktaturze, chce być normalnym, demokratycznym, europejskim krajem. Ale reżim Łukaszenki, wspierany przez siły Kremla zniweczył ich dążenia. Białorusini płacą za swoją walkę wysoką cenę, ponad tysiąc osób wtrącono więzienia, tysiące uciekło przed prześladowaniami do Polski.

Teraz – jak się okazuje, Białorusini, a także Polacy z Białorusi, którzy uciekli do Polski przed prześladowaniem reżimu Łukaszenki muszą znosić w naszym kraju rozmaite szykany, wyzwiska ze strony Polaków.

Szanowni czytelnicy, Białorusini są przeciwko rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wielu z nich walczy przeciwko armii Putina w szeregach ukraińskiej armii. Białorusini utworzyli też swój batalion, który nazwali na cześć bohatera narodowego Konstantego Kalinowskiego, wielu oddało za wolność Ukrainy to co najcenniejsze, swoje życie!

Wokalistka Lombardu napisała na swoim profilu;

„Ludzie, ogarnijmy się! Dowiedziałam się dzisiaj, że Polacy hejtują Białorusinów, nawet Polaków, uchodźców z Białorusi. Niektórzy ludzie wyrzucają ich z domów, mieszkań, pokoi na wynajem. Są narażeni na wyzwiska i ataki. Co się z Wami dzieje? Białoruś należy podzielić na 2 części: tę wolną biało-czerwono-białą i tę reżimową czerwono-zieloną. Na Ukrainę napadła z Rosją ta reżimowa. Nie hejtujcie uchodźców z Białorusi! Przecież Oni uciekali przed represjami po manifestacjach przeciw sfałszowanym wyborom na Białorusi. Są ofiarami reżimu Łukaszenki! Ci ludzie ramię w ramię z narodem ukraińskim manifestują przeciw wojnie w Ukrainie… Są wolontariuszami w punktach recepcyjnych… Czy nas Polaków ktoś się pytał, czy popieramy inwazję układu warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. Nikt się nas nie pytał!”

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/facebook.com/martacugier

Znadniemna.pl, podobnie jak zaprzyjaźniony portal Kresy24.pl, przyłącza się do apelu wokalistki zespołu LOMBARD Marty Cugier, która wezwała Polaków do opamiętania się. Artystka emocjonalnie zareagowała na pojawiające się sygnały o złym traktowaniu Białorusinów przez Polaków. Szanowni Czytelnicy, Białorusini to nie to samo co reżim Łukaszenki, który stoi

Zbliża się rocznica uwięzienia naszych kolegów: prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Oboje czekają na decyzję o dacie rozprawy sądowej w jednym z najcięższych na Białorusi więzień śledczych w miejscowości Żodzino.

Irena Biernacka i Andżelika Borys

Obaj usłyszeli absurdalne zarzuty o rzekomym popełnieniu przez grupę osób zbrodni podżegania do nienawiści na tle narodowościowym oraz innym i rehabilitacji nazizmu, za co grozi kara pozbawienia wolności od 5 do 12 lat. „Grupa osób”, która pod kierownictwem Andżeliki Borys miała dopuścić się popełnienia tych, zmyślonych przez zbrodniczy reżim Aleksandra Łukaszenki, przestępstw, składała się pierwotnie z pięciu działaczy polskich organizacji, prowadzących działalność na Białorusi.

Była wśród nich m.in. członkini Zarządu Głównego ZPB oraz prezes Oddziału ZPB w Lidzie Irena Biernacka. Jest ona jedną z trzech Polek, wywiezionych do Polski z łukaszenkowskiego więzienia dzięki staraniom polskiej dyplomacji oraz rządu i prezydenta RP.

Irena Biernacka spędziła w białoruskich aresztach i więzieniach dwa miesiące. Ogółem „zaliczyła” cztery miejsca odosobnienia.

Wspomnieniami o tych trudnych doświadczeniach Irena Biernacka zgodziła się podzielić z Państwem za pośrednictwem naszego portalu, aby uświadomić w jak ciężkich warunkach przebywają od roku tylko za to, że są Polakami Andżelika Borys i Andrzej Poczobut.

Po raz pierwszy Irena Biernacka trafiła do aresztu administracyjnego w Lidzie jeszcze 25 października 2020 roku. Wówczas stała się ofiarą milicyjnej łapanki, odbywającej się na ulicach jej rodzinnej Lidy.

Podczas rozprawy sądowej Ireny Biernackiej (stoi po prawej) w Lidzie

Dzisiaj publikujemy pierwszą część wspomnień Ireny Biernackiej o jej więziennych doświadczeniach. Są to wspomnienia z aresztu administracyjnego miasta Lida:

Jak wyglądał dzień więźnia w areszcie administracyjnym Lidy?

-To była cela czteroosobowa z małym okienkiem, które nie miało szkła. Zamiast szyby okno zasłonięte było podziurawioną, jak durszlak, metalową blachą. W te dziurki wpychaliśmy kawałki chleba, żeby mniej wiało. Spałyśmy na gołych pryczach, bo materaców nam nie dano. Ściany celi były po prostu straszne. Miałam wrażenie, że remontu tam nie było od czasu wybudowania aresztu. Po środku celi stał maleńki, wmurowany w podłogę, stół z ławkami. W tej samej celi, w której więźniowie jedzą i śpią, należy załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne. Nie ma żadnej odgrodzonej toalety, ani nawet sedesu. Do wypróżniania się więźniom służy tak zwana „parasza”. „Parasza” to dziurka w podłodze, przy której stoi worek z piaskiem. Po załatwieniu się należy zasypać nim wydzielinę, żeby mniej śmierdziało. Obok „paraszy” jest umywalka, czarna od brudu. W tym samym pomieszczeniu pali się tytoń. Do celi co godzinę podawano zapalniczkę, żeby palące kobiety mogły podpalić papierosa. Dzięki tej zapalniczce odmierzałyśmy czas, gdyż przed osadzeniem w celi zegarki zabierano.

W każdym więzieniu na Białorusi pobudka jest o godzinie 6:00. W Lidzie po przebudzeniu więźniów wyprowadzano z celi i stawiano przy ścianie. Nogi kazano stawiać na szerokości barków. Jeśli tego nie zrobisz, to dostajesz butem po nogach tak, że one same się „rozjeżdżają”. Później zaczynają cię obmacywać i robią w celi tak zwany „szmon” (przeszukanie – przyp. red.).

Czy uwięzionymi kobietami zajmuje się w areszcie personel płci żeńskiej?

– Ochroniarzami są mężczyźni, ale na tak zwany „szmon” i przeszukanie osobiste do więźniarek przychodzą kobiety z niezwiązanych z więziennictwem struktur milicyjnych. Są to między innymi panie z wydziału paszportowego. Uważam, że po tym, jak do aresztów zaczęło trafiać wielu politycznych, robi się tak po to, żeby każdy, kto pracuje w systemie MSW, był umoczony w proceder represji i czul się wspólnikiem zbrodni, popełnianych przez władzę przeciwko własnemu narodowi.

Jak się odżywiają więźniowie lidzkiego aresztu?

– Jedzenie w więzieniu jest niskokaloryczne. Nie daje umrzeć z głodu. Mój obiad składał się z „pustej” zupy, czyli z kapuśniaku, w którym była tylko kapusta i woda. Do tego w lidzkim areszcie dostałam przeterminowany chleb oraz śmierdzący kotlet z rybnych ości. To wszystko jest podawane w zdeformowanych aluminiowych miskach, z których je się pogiętymi aluminiowymi łyżkami.

Czy to jedzenie było przygotowywane w areszcie?

– Nie. Tylko naczynia i sztućce były miejscowe. Posiłki zaś przygotowywano w stołówce miejskiej, chyba z resztek jedzenia i zepsutych produktów, gdyż normalnie obiady w tej stołówce są bardzo smaczne.

Czym zakończył się ten pobyt w areszcie?

– Zostałam postawiona przed sądem, który skazał mnie na karę grzywny wysokości 810 rubli białoruskich, które wówczas były warte ok. 1400 złotych. Podczas rozprawy kilku wezwanych przeze mnie świadków zaprzeczyło temu, co mi zarzucili milicjanci. Sąd uwzględnił jednak tylko zeznania funkcjonariusza milicji, który skłamał, iż brałam udział w proteście przeciwko władzom…

Kolejne wspomnienia Ireny Biernackiej o jej więziennej epopei podczas której „zaliczyła” kolejno mińskie areszty „Akrescina”, „Waładarka” i więzienie śledcze w Żodzinie opublikujemy w najbliższych dniach.

Znadniemna.pl

Zbliża się rocznica uwięzienia naszych kolegów: prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Oboje czekają na decyzję o dacie rozprawy sądowej w jednym z najcięższych na Białorusi więzień śledczych w miejscowości Żodzino. [caption id="attachment_55950" align="alignnone" width="1024"] Irena Biernacka i

 “Raz, dwa, trzy i po polsku mówisz Ty! Podręcznik do nauki języka polskiego dla dzieci na Ukrainie” – to nowoczesny podręcznik który został opracowany przez wykładowców i lektorów związanych z Centrum “Polonicum”. Podręcznik został napisany z myślą o dzieciach na Ukrainie, ale może być  pomocny w pracy nauczycieli języka polskiego także a Białorusi oraz w innych krajach.

Autorkami podręcznika są: Katarzyna Kołak, Małgorzata Malinowska, Anna Rabczuk, Dorota Zackiewicz. Redaktorem metodycznym i programowym: Piotr Kajak. Za ilustracje i szatę graficzną odpowiada Marta Zabłocka.

Podręcznik wydały, wspólnym nakładem sił, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Fundacja Wolność i Demokracja oraz Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum” UW a także przy współpracy z Centrum Metodycznym w Drohobyczu. Podręcznik uzyskał akceptację Ministerstwa Oświaty i Nauki Ukrainy, może być oficjalnie wykorzystywany w szkolnictwie polonijnym na Ukrainie.

Bezpłatne pobranie i korzystanie z podręcznika możliwe jest na stronie Fundacji Wolność i Demokracja. Jest on dostępny w 5 tomach, które odpowiadają poszczególnym poziomom nauczania. Do każdego tomu dołączone są Materiały uzupełniające dla nauczyciela. Podręcznik i materiały można pobrać klikając na obrazek z konkretnym tomem. Aby przejść na stronę z linkami do pobrania poszczególnych tomów podręcznika należy kliknąć TUTAJ.

Znadniemna.pl za wid.org.pl

 

 “Raz, dwa, trzy i po polsku mówisz Ty! Podręcznik do nauki języka polskiego dla dzieci na Ukrainie” – to nowoczesny podręcznik który został opracowany przez wykładowców i lektorów związanych z Centrum “Polonicum”. Podręcznik został napisany z myślą o dzieciach na Ukrainie, ale może być  pomocny

Potrwało zaledwie pięć dni od 14 do 19 marca 1919 roku, ale stało się ważnym świadectwem przywiązania miejscowej ludności do polskości i chęci wyrwania się z spod rosyjskiego panowania poprzez przyłączenie miasta do tylko co odrodzonej Polski.

Nieświeżanie postanowili wystąpić przeciwko bolszewikom i wyzwolić miasto z rąk sowieckich na wieść o wybuchu wojny między Polską, a bolszewicką Rosją. Do inicjatorów zrywu docierały wieści o sukcesach  wojsk polskich w bojach i potyczkach z Armią Czerwoną. W lutym 1919 roku linia frontu rzeczywiście przebiegała nieopodal Nieświeża, bo  w stu kilometrach od miasta.

Ta okoliczność sprawiła, że nieświeżanie w nocy z 14 na 15 marca przystąpili do akcji wyzwolenia miasta z rąk bolszewickich. Na początku działania te wróżyły ostateczny sukces całemu przedsięwzięciu, gdyż udało się zabić kilku ważnych bolszewików, w tym naczelnika miejscowego Czeka (Komisja nadzwyczajna do walki z kontrrewolucją i sabotażem – specsłużba, z której wywodziły się późniejsze NKWD, MGB, KGB, milicja itd.)

Wieści o wznieceniu powstania przeciwko władzy sowieckiej przez polską ludność Nieświeża, dotarły do kierownictwa bolszewickiego, rezydującego w niedalekim Mińsku.

Sowieci skierowali do stłumienia powstania regularne oddziały Armii Czerwonej. Polscy ochotnicy nie mieli szans w walce z regularnym wojskiem i 19 marca Nieśwież ponownie znalazł się w rękach sowieckich. Wojska polskie dotarły do miasta dopiero 16 kwietnia. Sowieci tymczasem zamknęli powstańców  polskich w celach klasztoru Benedyktynów, aby 24 marca rozstrzelać.

Dzisiaj o tragicznych wydarzeniach sprzed 103. lat przypomina pomnik na miejscowym cmentarzu katolickim, który został ufundowany i odsłonięty 24 marca 1926 roku przez uczniów i nauczycieli nieświeskiego gimnazjum, jako drugie upamiętnienie powstańców po pomniku, znajdującym się w okresie międzywojennym w centrum Nieświeża. Na pomniku, który przetrwał, możemy przeczytać. nazwiska powstańców, poległych z rąk Sowietów. Byli to: Mieczysław Wolnisty, Polikarp Kolęda, Józef Januszkiewicz, Konstanty Szydłowski i Stanisław Iwanowski.

Wyryta na pomniku inskrypcja, tłumaczy uczucia fundatorów upamiętnienia, którzy, jak się wydaje, byli przekonani co do tego, że „A jeśli komu droga otwarta do nieba – Tym co służą Ojczyźnie.”

Znadniemna.pl na podst. cudnadwisla.pl, fot.: Wikipedia.org

Potrwało zaledwie pięć dni od 14 do 19 marca 1919 roku, ale stało się ważnym świadectwem przywiązania miejscowej ludności do polskości i chęci wyrwania się z spod rosyjskiego panowania poprzez przyłączenie miasta do tylko co odrodzonej Polski. Nieświeżanie postanowili wystąpić przeciwko bolszewikom i wyzwolić miasto z

Prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys już na niespełna dwa tygodnie przed aresztowaniem doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kierowanej przez nią organizacji i jej samej grozi ogromne niebezpieczeństwo ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki.

Dzisiaj pragniemy Państwu przypomnieć wpis Andżeliki Borys na Facebooku z dnia 11 marca 2021 roku.

Był on reakcją na decyzję władz białoruskich o wydaleniu z Białorusi  konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka, a także innych polskich dyplomatów, m.in. z placówki konsularnej RP w Brześciu.

Przypomnijmy, że 11 marca 2021 roku MSZ Białorusi poinformowało, iż po wydaleniu z Brześcia tamtejszego konsula RP Jerzego Timofiejuka, kraj ma opuścić konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek oraz kierownik wydziału konsularnego placówki konsul RP Paweł Niedźwiedzki.

Swoją decyzje białoruski resort spraw zagranicznych wytłumaczył odpowiedzią Polski na decyzję w stosunku do konsula RP w Brześciu.

Wówczas ocenialiśmy, że zachowanie władz Białorusi świadczy o tym, iż „oficjalny Mińsk z premedytacją dąży do eskalacji konfliktu z Polską”.

Prognozowaliśmy także, że zakładnikami pogłębiającego się kryzysu w stosunkach polsko-białoruskich staną się mieszkający na Białorusi Polacy.

11 marca, czyli tego samego dnia, kiedy MSZ Białorusi wydalił z kraju konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka i konsula RP Pawła Niedźwiedzkiego, prezes ZPB Andżelika Borys dokonała na swoim profilu na Facebooku wpisu następującej treści:

„Związek Polaków na Białorusi  od 2005 r. nieustannie jest nękany przez władze Białorusi. Wydawałoby się za co? Za pielęgnowanie naszego języka ojczystego, kultury, historii, za nasze poczucie godności i wolności.

Przeżyliśmy bardzo trudne czasy, areszty, prowokacje, zwolnienia z pracy,  zlikwidowano nam naukę języka polskiego, odebrano nam Domy Polskie, ale nie udało się zniszczyć w nas naszej  godności i wartości, było ciężko ale daliśmy rade!!!

Jak widać  historia się powtarza. Wydalenie Konsuli RP z Brześcia i Grodna, podobnie, jak to było w 2005 r., jest kolejnym uderzeniem w Szkoły Polskie, poznawanie przez polską mniejszość na Białorusi ojczystej kultury i historii. 

Po raz kolejny spotykamy się z represjami i szykanami, ostatnio tak szeroko dotykającymi wszystkich na Białorusi.

Teraz po prostu przyszła kolej na nas. Myślę, że dla wielu działaczy ZPB nie jest to zaskoczeniem, jest to raczej nasza  rzeczywistość. I zapewne tak jak zawsze damy radę!!!

Serdecznie dziękuję Konsulowi Generalnemu RP w Grodnie Jarosławowi Książkowi za ogromną pomoc i wsparcie dla nas Polaków na Białorusi i Białorusinów.

Pan zawsze, nie zważając na sytuację,  wspierał społeczeństwo obywatelskie na  Białorusi, był organizatorem wielu przedsięwzięć,  promujących  nasze wspólne polsko-białoruskie dziedzictwo  historyczne, nasze  tradycje i wartości, które nie da się  zniszczyć!!!

Dziękujemy Panu, Panie Konsulu i wszystkim pracownikom polskiego korpusu dyplomatycznego na Białorusi!!!”

Mija rok od momentu, kiedy Andżelika Borys napisała powyższe słowa. Przewidziała w nich, że walec represji niebawem zacznie dławić środowisko Polaków na Białorusi.

Mimo tej świadomości, pozostając wierna wartościom demokratycznym i zasadom praworządności, pani prezes doprowadziła do tego, że 20 marca 2021 roku odbył się X, jubileuszowy, Zjazd ZPB. Zjazd, który mimo groźby prześladowań za udział w nielegalnym zgromadzeniu, odnotował kworum delegatów, wystarczające do przeprowadzenia forum. Był to Zjazd, który na kolejną kadencję prezesa wybrał niekwestionowanego lidera polskiej społeczności na Białorusi – Andżelikę Borys, polską działaczkę, która była przekonana, iż Polacy na Białorusi przetrwają wszelkie prześladowania i wraz z braćmi Białorusinami wywalczą dla Białorusi możliwość do wolnego, niepodległego i demokratycznego rozwoju.

Znadniemna.pl na podstawie facebook.com, na zdjęciu: Grodno, marzec 2021 r. Andżelika Borys żegna wydalonego z Białorusi konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka

Prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys już na niespełna dwa tygodnie przed aresztowaniem doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kierowanej przez nią organizacji i jej samej grozi ogromne niebezpieczeństwo ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki. Dzisiaj pragniemy Państwu przypomnieć wpis Andżeliki Borys na Facebooku

Polska organizacja społeczna o zasięgu regionalnym, jaką było Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej (TKPZL), zawsze unikała sytuacji konfliktowych z dyktatorskim reżimem Aleksandra Łukaszenki. Grodzieński Sąd Obwodowy, na wniosek grodzieńskiego  przedstawicielstwa Ministerstwa Sprawiedliwości Republiki Białorusi, wydał jednak werdykt o likwidacji TKPZL.

Do likwidacji TKPZL doszło 1 marca, a 10 marca poinformował o tym  grodzieński portal informacyjny Hrodna.life.

Według  Hrodna.life  przyczyny likwidacji regionalnej organizacji polskiej z siedzibą w Lidzie nie są znane, a sama organizacja zajmowała się jedynie nauczaniem języka polskiego oraz opiekowała się miejscami polskiej pamięci narodowej na terenie przedwojennego powiatu lidzkiego II RP, na który składają się współczesne ziemie rejonu lidzkiego, a także częściowo szczuczyńskiego, werenowskiego oraz iwiejskiego.

Udało nam się zdobyć fragment werdyktu sądowego bez części uzasadniającej:

Oto jak o działalności Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej opowiadał lidzkiej państwowej gazecie rejonowej jego prezes Aleksander Kołyszko:

„Przy naszym udziale, na przykład, otwarte zostało muzeum uczonego Ignacego Domeyki w szkole w miejscowości Krupowo. Postawiliśmy także znak pamiątkowy  w Zapolu, gdzie Domeyko przez pewien czas mieszkał. W Lidzie, Wawiórce, Żołudku oraz w Iszczołnie z naszą pomocą zawieszono tablice, upamiętniające księży, biorących udział w powstaniu 1863 roku. W Wasiliszkach, w rejonie szczuczyńskim, partycypowaliśmy w upamiętnieniu wybitnego muzyka Czesława Niemena. Doglądamy też groby polskich żołnierzy z różnych wojen i konfliktów zbrojnych, braliśmy udział w rekonstrukcji Cmentarza Lotników w Lidzie” – opowiadał o działalności, kierowanej przez siebie organizacji Aleksander Kołyszko.

Aktywność Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej w dużej mierze pokrywała się z działalnością Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie, a wielu działaczy ZPB, byli jednocześnie współpracownikami Aleksandra Kołyszki.

Przy Towarzystwie Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej działał jeden z najstarszych na Białorusi, założony jeszcze w latach 90. minionego stulecia polski  zespół folklorystyczny „Kresowiacy”. Organizacja wydawała periodyk „Ziemia Lidzka”, będący jednym z najlepszych źródeł wiedzy krajoznawczej w lidzkim regionie i na Grodzieńszczyźnie.

Z uwagi na brak oficjalnego wyjaśnienia przyczyn likwidacji Towarzystwa Kultury Polskiej  Ziemi Lidzkiej należy domniemywać, że TKPZL zostało zlikwidowane za swoją polskość i oraz działalność na rzecz lokalnej polskiej społeczności.

Antypolska istota reżimu Łukaszenki już dawno nie jest dla nikogo tajemnicą. Tak samo zresztą, jak jego antybiałoruska natura.

Po protestach powyborczych, które odbywały się na Białorusi w 2020 roku likwidowanie organizacji społecznych przybrało w kraju charakter masowy. Pod walec represyjny oprócz stowarzyszeń o zabarwieniu politycznym i organizacji broniących praw człowieka, trafiły podmioty zupełnie apolityczne, realizujące m.in projekty oświatowo-edukacyjne oraz tożsamościowe.

Znadniemna.pl na podstawie Hrodna.life , na zdjęciu: Aleksander Kołyszko, prezes TKPZL

Polska organizacja społeczna o zasięgu regionalnym, jaką było Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej (TKPZL), zawsze unikała sytuacji konfliktowych z dyktatorskim reżimem Aleksandra Łukaszenki. Grodzieński Sąd Obwodowy, na wniosek grodzieńskiego  przedstawicielstwa Ministerstwa Sprawiedliwości Republiki Białorusi, wydał jednak werdykt o likwidacji TKPZL. Do likwidacji TKPZL doszło 1 marca,

11 marca w wieku 90. lat odszedł do lepszego świata wybitny grodnianin, pedagog, białoruski literaturoznawca i językoznawca zasłużony dla odrodzenia oświaty polskiej na Białorusi, profesor Aliaksiej Piatkiewicz.

Śp. Aliaksiej Piatkiewicz urodził się 30 kwietnia 1931 roku w miejscowości Nowy Świerżeń (obecnie w rejonie stołpeckim obwodu mińskiego, a przed wojną – w powiecie stołpeckim województwa nowogródzkiego II Rzeczypospolitej). Urodzony, jako obywatel Polski narodowości białoruskiej i wyznania prawosławnego po zakończeniu wojny postanowił związać życie z białoruską literaturą, językiem i kulturą. Podjął więc naukę na wydziale filologii białoruskiej na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym w Mińsku, po ukończeniu którego wybrał karierę naukowca. W roku 1957 roku przeniósł się do Grodna, w którym podjął pracę na Uniwersytecie im. Janka Kupały, założył rodzinę, żeniąc się z dziewczyną mającą polskie korzenie i napisał swoje najwybitniejsze dzieła w zakresie filologii białoruskiej, literaturoznawstwa i krajoznawstwa, zostając  w 1971 roku członkiem Związku Białoruskich Pisarzy.

Ogółem śp. Aliaksiej Piatkiewicz napisał 527 prac literacko-krytycznych oraz kulturologicznych, wydając 16 książek, stanowiących złoty zasób białoruskiej skarbnicy literaturoznawczej, językoznawczej oraz krajoznawczej.

Śp. Aliaksiej Piatkiewicz, jako wybitny przedstawiciel środowiska naukowego Grodna nie mógł nie mieć powiązań ze środowiskiem miejscowych Polaków, którzy stanowią 25 procent mieszkańców grodu nad Niemnem. Najbliżej poprzez córkę, znaną w Grodnie znawczynię malarstwa i sztuk plastycznych Marynę Zagidulinę, był związany ze środowiskiem grodzieńskich artystów malarzy, zrzeszonych w Towarzystwie Plastyków Polskich, działającym przy ZPB. Jako  wybitny przedstawiciel środowiska naukowego Grodna śp. prof. Aliaksiej Piatkiewicz  niejednokrotnie był gościem organizowanych przez ZPB konferencji naukowych, poświęconych polskiej mniejszości narodowej na Białorusi i w ZSRR.

W roku 2017, podczas konferencji naukowej pt. „Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XXI wieku”, prof. Aliaksiej Piatkiewicz  został odznaczony Medalem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, jako zasłużony dla odrodzenia polskiej oświaty na Białorusi.

Wysokie odznaczenie wręczała wówczas panu profesorowi prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys od prawie roku więziona przez reżim dyktatora Aleksandra Łukaszenki za działalność oświatowo-kulturalną na rzecz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi.

Grodno, 2017 rok. Prezes ZPB Andżelika Borys wręcza prof. Aliaksiejowi Piatkiewiczowi odznaczenie Stowarzyszenia „Wspólnota Polsaka”

Pożegnać się ze śp. prof. Aliaksiejem Piatkiewiczem grodnianie będą mogli jutro, 14 marca, o godzinie 9:45 w podwórzu domu przy ulicy Gorkiego 78 w Grodnie. Stąd trumna ze zmarłym zostanie przewieziona do grodzieńskiej katedry prawosławnej, na terenie której odbędzie się Msza św. pogrzebowa. Śp. prof. Aliaksiej Piatkiewicz zostanie pochowany na małej ojczyźnie w Nowym Świerżeniu.

Redakcja portalu Znadniemna.pl łączy się w bólu z rodziną zmarłego i osobiście z jego córką Maryną Zagiduliną.

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie…

Znadniemna.pl

11 marca w wieku 90. lat odszedł do lepszego świata wybitny grodnianin, pedagog, białoruski literaturoznawca i językoznawca zasłużony dla odrodzenia oświaty polskiej na Białorusi, profesor Aliaksiej Piatkiewicz. Śp. Aliaksiej Piatkiewicz urodził się 30 kwietnia 1931 roku w miejscowości Nowy Świerżeń (obecnie w rejonie stołpeckim obwodu mińskiego,

Reżim Aleksandra Łukaszenki zgodził się na przewiezienie białoruską koleją rakiet dla rosyjskich zbrodniarzy wojennych, atakujących cywilne cele na Ukrainie – informuje agencja Interfax-Ukraina, powołując się na ukraińskie Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji.

Według agencji transport rakiet jest organizowany z rażącymi naruszeniami zasad bezpieczeństwa, co może doprowadzić do eksplozji wybuchowego ładunku i spowodować liczne ofiary. Chodzi mianowicie o to, że pociski rakietowe planuje się przewozić w półotwartych wagonach, a same rakiety i części do nich mają nie mieć odpowiedniego oznakowania. „W taki sposób mają być przewiezione przez terytorium Białorusi podstawowe części składowe rakiet Toczka-U, pociski odrzutowe do wyrzutni „Grad”, „Smiercz”, pociski quasibalistyczne i skrzydlate rakiety do „Iskanderów” – informuje Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji.

Według Centrum oprócz groźby detonacji, transportowi rakiet mogą zagrażać działania dywersyjne na kolei ze strony białoruskich patriotów, potępiających udział reżimu Łukaszenki w agresji putinowskiej Rosji przeciwko Ukrainie.

„W takich warunkach pracownicy kolei masowo odmawiają pracy. Społeczeństwo białoruskie powinno  żądać od władz zakazu przemieszczania przez Republikę Białoruś  wojennych pociągów z bronią. Przewoźnicy rosyjskiej amunicji stają się wspólnikami zbrodniarzy”, – podkreśla ukraińskie Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji.

Znadniemna.pl za Interfax.com.ua

Reżim Aleksandra Łukaszenki zgodził się na przewiezienie białoruską koleją rakiet dla rosyjskich zbrodniarzy wojennych, atakujących cywilne cele na Ukrainie – informuje agencja Interfax-Ukraina, powołując się na ukraińskie Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji. Według agencji transport rakiet jest organizowany z rażącymi naruszeniami zasad bezpieczeństwa, co może doprowadzić do eksplozji

Skip to content