HomeStandard Blog Whole Post (Page 131)

Litewskie MSZ akredytowało w poniedziałek, 5 lipca, Białoruskie Przedstawicielstwo Demokratyczne, przyznając tym samym oficjalny status zespołowi liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej, która mieszka i pracuje w Wilnie.

„Demokratyczna reprezentacja Białorusi na Litwie jest od dziś akredytowaną instytucją” – oznajmił na konferencji prasowej minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis.

„Uzyskanie oficjalnego statusu oznacza, że naród białoruski jest teraz reprezentowany w Unii Europejskiej” – podkreśliła Swiatłana Cichanouska.

W ocenie litewskiego MSZ, akredytacja jest symbolicznym krokiem w prawnym uznaniu białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego i jego dążeń do wprowadzenia demokratycznych przemian w swoim kraju; dzięki temu posunięciu demokratyczne siły Białorusi będą lepiej słyszane za granicą.

Landsbergis podkreślił, że akredytowanie Przedstawicielstwa pod kierownictwem Swiatłany Cichanouskiej, „jest uznaniem nie państwa, nie organizacji międzynarodowej lecz demokratycznej woli narodu”.

Cichanouska – która startowała w wyborach prezydenckich na Białorusi w sierpniu ubiegłego roku, w których zwycięzcą ogłoszono Alaksandra Łukaszenkę – została zmuszona do opuszczenia swego kraju. Zamieszkała w Wilnie skąd prowadzi swą działalność na rzecz demokratyzacji Białorusi.

 Znadniemna.pl za Wilnoteka.lt, na zdjęciu: Swiatłana Cichanouskaja z litewskim ministrem spraw zagranicznych Gabrieliusem Landsbergisem. Wilno. Fot.: belsat.eu

Litewskie MSZ akredytowało w poniedziałek, 5 lipca, Białoruskie Przedstawicielstwo Demokratyczne, przyznając tym samym oficjalny status zespołowi liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej, która mieszka i pracuje w Wilnie. „Demokratyczna reprezentacja Białorusi na Litwie jest od dziś akredytowaną instytucją” – oznajmił na konferencji prasowej minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis. „Uzyskanie

Białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka grozi katolikom w swoim kraju. Jego gniew wywołało śpiewanie w kościołach pieśni o Bogu Wszechmogącym, która często odśpiewywana jest na demonstracjach przeciwko jego reżimowi.

W sobotę, 3 lipca, przypadał białoruski Dzień Niepodległości. Katoliccy biskupi wezwali wiernych do odśpiewania pieśni Mahutny Boże – Boże Wszechmogący. Wywołało to wściekłość białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki, bo pieśń ta wykonywana jest często podczas demonstracji przeciwko jego władzy.

– Teraz widzicie: oni chcą zawrócić historię, zrehabilitować swoich dziadów i pradziadów i dokończyć dzieło, które rozpoczęli. Dlatego wyszli, aby zniszczyć suwerenne państwo. To jest nie do pomyślenia: ruszyli na święte miejsca naszej państwowości pod sztandarami faszystowskich najemników – policjantów – powiedział Łukaszenka.

– A ostatnio nasze media coraz głośniej donoszą fakty, że w kościołach chcą się modlić »Boże Wszechmogący«! Uważajcie, bo się doigracie – dodał, cytowany przez własne biuro prasowe.

Jak podaje portal Kresy24.pl, 2 lipca abp Tadeusz Kondrusiewicz mówił do wiernych o konieczności budowy nowej Białorusi. – Z Tobą, Maryjo, pójdziemy w nowe jutro! Razem z Tobą odbudujemy świątynię w Budsławiu, poświęconą Tobie! Razem z Tobą zbudujmy nową szczęśliwą Białoruś – stwierdził podczas kazania w Budsławiu.

 Znadniemna.pl za pch24.pl, dorzeczy.pl, kresy24.pl

Białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka grozi katolikom w swoim kraju. Jego gniew wywołało śpiewanie w kościołach pieśni o Bogu Wszechmogącym, która często odśpiewywana jest na demonstracjach przeciwko jego reżimowi. W sobotę, 3 lipca, przypadał białoruski Dzień Niepodległości. Katoliccy biskupi wezwali wiernych do odśpiewania pieśni Mahutny Boże –

Szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys, przesłała list zza krat Tadeuszowi Gawinowi, byłemu przewodniczącemu Związku. „Dzisiaj na urodziny otrzymałem prezent – list od Andżeliki Borys. Ponieważ wszyscy o nią martwimy się, postanowiłem go upublicznić” – napisał na Facebooku.

Datowany na 24 czerwca list od przewodniczącej ZBP napisany jest po białorusku – wskazuje Biełsat. „Piszę po białorusku, bo myślę, że po polsku by nie doszedł. Choć moje myśli są oczywiście po polsku” – napisała Andżelika Borys.

Biełsat zwraca uwagę, że list w języku innym rosyjski czy białoruski nie zostałby przepuszczony przez więzienną cenzurę. Prawdopodobnie z tej samej przyczyny jest on lakoniczny i zawiera nieoczywistą metaforę. „W »sanatorium«, w którym przebywam, aklimatyzuję się tak, jakbym wróciła do czasów sprzed 80 lat. Ale i tu również znajdują się ludzie normalni i pozytywni” – napisała Borys, porównując zapewne to, co się dzieje w białoruskim areszcie, do czasów stalinowskiej czystki końca lat 30 ubiegłego wieku.

Uczy polskiego

Uwięziona działaczka polskiej mniejszości pisze też, że przez ostatnie trzy miesiące była woluntariuszem nauczycielem: „Wszędzie gdzie przebywałam, nauczałam dziewczyny języka polskiego i była to dla mnie wielka przyjemność” – wskazała.

Borys pisze też, że otrzymuje dużo listów z różnych zakątków Białorusi, a także nawet z Moskwy i Petersburga. „Większość z tych ludzi to Białorusini i jest to dla mnie bardzo przyjemne, że to właśnie Białorusini piszą słowa wsparcia. Proszę im przekazać ode mnie słowa wielkiego podziękowania” – dodała.

Działaczka polskiej mniejszości uspokaja, jeżeli chodzi o jej stan zdrowia. Wcześniej pojawiły się informację, że uległ on pogorszeniu. „U mnie wszystko dobrze, na ile jest to możliwe. Najważniejsze, że jestem zdrowa” – napisała.

W marcu prezes ZPB Andżelika Borys, członkowie zarządu organizacji Andrzej Poczobut, Maria Tiszkowska i Irena Biernacka oraz dyrektorka polskiej szkoły społecznej w Brześciu Anna Paniszewa zostali aresztowani i oskarżeni o podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i propagowanie nazizmu. Rzekomo mieli to robić poprzez imprezy dla polskiej młodzieży poświęconej polskiemu podziemiu na Grodzieńszczyźnie i Ziemi Brzeskiej. Z artykułu białoruskiego kodeksu karnego grozi im nawet 12 lat kolonii karnej.

Na przełomie maja i czerwca, Paniszewa, Biernacka i Tiszkowska zostały wywiezione do Polski. Propozycję odzyskania wolności w zamian za emigrację odrzucił wówczas Poczobut. Podobną deklarację miała wtedy złożyć Borys.

 Znadniemna.pl za tvp,info i belsat.eu

Szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys, przesłała list zza krat Tadeuszowi Gawinowi, byłemu przewodniczącemu Związku. „Dzisiaj na urodziny otrzymałem prezent – list od Andżeliki Borys. Ponieważ wszyscy o nią martwimy się, postanowiłem go upublicznić” – napisał na Facebooku. Datowany na 24 czerwca list od przewodniczącej

Prezydenci Gdańska, Sopotu i Gdyni w specjalnym liście zaprosili Andżelikę Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi do przyjazdu do Polski. Zadeklarowali wszelkie wsparcie, w tym zapewnienie mieszkania czy opieki lekarskiej.

Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana w Grodnie i od 100 dni przebywa w areszcie. Według nieoficjalnych informacji pogorszył się jej stan zdrowia po przewiezieniu do aresztu w Żodzino pod Mińskiem.

W areszcie od marca przebywa również dziennikarz i aktywista Andrzej Poczobut. Według informacji dyrektorki Biełsatu Agnieszki Romaszewskiej-Guzy w związku z pogorszeniem stanu zdrowia Andżelika Borys jest gotowa zgodzić się na wyjazd do Polski, lecz teraz utrudniają to białoruskie władze, bo wykorzystują sytuację Borys, by nakłonić do opuszczenia Białorusi Andrzeja Poczobuta.

Prezeska Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana 23 marca za organizację imprezy kulturalnej „Jarmarku Kaziuki”, który władze uznały za „nielegalny”. Z aresztu już nie wyszła, bo wszczęto wobec niej i innych działaczy sprawę karną o rzekome „podżeganie do nienawiści”. Prokuratura twierdzi, że doszło do „rehabilitacji nazizmu”. Zarzucane im przestępstwo jest w Białorusi karane 12 latami kolonii karnej.

W związku z zaistniałą sytuacją trójmiejscy włodarze wystosowali do Andżeliki Borys list z zaproszeniem:

Szanowna Pani Prezes,

w związku z informacją o konieczności opuszczenia przez Panią Białorusi oraz niepokojącymi doniesieniami na temat Pani stanu zdrowa, gorąco zapraszamy Panią do przyjazdu do Kraju.

Tak jak wszyscy Polacy, wspólnota samorządów Obszaru Metropolitalnego Gdańsk – Gdynia – Sopot niezmiennie podziwia i wspiera wolny naród białoruski, w tym Polaków na Białorusi, walczący o prawo do demokracji. Wyrazem naszej solidarności jest pomoc uchodźcom przybywającymi do nas w wyniku prześladowań i rażących naruszeń praw człowieka.

Zapraszamy Panią do przyjazdu do Polski – gwarantujemy mieszkanie, opiekę zdrowotną oraz wszelkie wsparcie mając nadzieję, że powróci Pani do pełni zdrowia i sił. Będziemy spokojni wiedząc, że jest Pani u nas bezpieczna.

Za Pani pośrednictwem chcemy również zaprosić rodziny polskie mieszkające na Białorusi, dla których dalszy pobyt w kraju, gdzie stali się celem ataków ze strony wymiaru sprawiedliwości i władz, nie jest możliwy. Aresztowania przedstawicieli organizacji polskich oraz zamykanie polskich placówek edukacyjnych niepokoi, dlatego chcielibyśmy, aby nasi rodacy mieli możliwość przyjazdu do Polski. My ze swojej strony dołożymy starań, aby decyzja o zmianie miejsca zamieszkania była tą najlepszą. Przyjeżdżajcie, czekamy na Was!

Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska
Jacek Karnowski, prezydent Sopotu
Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni

 Znadniemna.pl za Sopot.pl, Na foto: Andżelika Borys w Sopocie w 2014 r., fot.: Fotobank.PL/UMS

 

Prezydenci Gdańska, Sopotu i Gdyni w specjalnym liście zaprosili Andżelikę Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi do przyjazdu do Polski. Zadeklarowali wszelkie wsparcie, w tym zapewnienie mieszkania czy opieki lekarskiej. Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana w Grodnie i od 100 dni przebywa w areszcie. Według nieoficjalnych

28 czerwca, w dniu otwarcia w Białymstoku Centrum Pomocy Polakom z Białorusi zadaliśmy kilka pytań Agnieszce Romaszewskiej-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat, Damie Zaufania ZPB od 2005 roku. Rozmowa dotyczyła więzionej od ponad 100 dni w białoruskim więzieniu w Żodzinie Andżeliki Borys. Agnieszka Romaszewska nie posiadała jeszcze potwierdzonych informacji o pogarszającym się stanie zdrowia prezes Związku Polaków na Białorusi, a także o tym, że Andżelika Borys ostatecznie się zgodziła na opuszczenie więzienia i deportację do Polski.

Znadniemna.pl: Pani dyrektor, kiedy i w jakich okolicznościach poznała Pani Andżelikę Borys?

Agnieszka Romaszewska-Guzy: Akurat był zajmowany Dom Polski w Grodnie w 2005 roku. To był etap przejściowy. Kiedy weszłam, trwało jakieś przejmowanie czegoś, Andżelika z kimś wykłócała się, nie pamiętam z kim, bo wtedy nikogo jeszcze nie znałam. Przyjechałam prosto z granicy i nawet nie miałam jeszcze akredytacji. Andżelika, która z kimś się o coś awanturuje – tak zapamiętałam moment, w którym zobaczyłam ją po raz pierwszy. Tegoż dnia wyjechałam na krótko do Białegostoku, aby przekazać nakręcony materiał. Zrobienie tego przez Internet było jeszcze wówczas niemożliwe. Kiedy wróciłam do Grodna, to Dom Polski był już zajęty przez OMON i byłego prezesa Tadeusza Kruczkowskiego. Od tego momentu spotykałam się z Andżeliką już tylko w jej mieszkaniu przy Szosie Jeziorskiej.

Czy wówczas, gdy poznała Pani Andżelikę, miała Pani odczucie, że jest to postać bohaterska, doświadczona działaczka, która wie, co robi i do czego dąży?

– Powiem tak: Andżelika bardzo szybko się uczyła. Była wtedy bardzo niedoświadczona. Miałam takie poczucie, że wszelką wiedzę ze mnie wysysa. Chodzi o wiedzę nie tyle teoretyczną, co praktyczną, dotyczącą zachowania w sytuacjach ekstremalnych. W związku z jej pragnieniem tej wiedzy, czułam się potrzebna. Doświadczona w tych sprawach to ona na pewno wtedy nie była, wydawała się bardzo świeża. Nie była to żadna posągowa osoba, po prostu zwykła fajna dziewczyna. Bardzo często u niej bywałam, bo przez pewien czas mieszkałam w Grodnie, jako korespondentka i wieczorami nie miałam, co robić, to chodziłam do niej. Ona męża nie miała, ja byłam sama, więc często do niej wpadałam, żeby posiedzieć, pogadać. Nie miałam wrażenia, że spotykam się z jakąś postacią bohaterską. Jedyne, co o niej ówczesnej mogę na pewno powiedzieć, że była osobą szybko się uczącą, szybko chłonącą wiedzę, zwłaszcza praktyczną. Potem były ponad 15 lat znajomości i teraz mogę powiedzieć, że znam Andżelikę bardzo dobrze.

Ale wtedy, to ona wymyśliła, żeby nadać godność Damy Zaufania ZPB właśnie Agnieszce Romaszewskiej. Jak Pani czuje się z tą godnością?

– Dla mnie było to jedną z największych przyjemności i zaszczytów! Zupełnie szczerze to mówię. Zawsze się starałam jak najmocniej nagłaśniać wydarzenia, które odbywały się wokół Związku Polaków, bardzo to wszystko przeżywałam. Wówczas zakończyło się to tym, że na dziesięć lat władze wyrzuciły mnie z Białorusi, deportując z kraju. Ale mimo przykrości spotkał mnie ten gest przyjaźni, który bardzo sobie cenię. Muszę powiedzieć, że do dzisiaj cała nasza trójka, czyli – ja oraz dwóch Mężów Zaufania – Robert Tyszkiewicz i Michał Dworczyk – mimo tego, że działamy na kompletnie różnych płaszczyznach – ktoś jest wysoko w rządzie, ktoś w opozycji, jak najgłębszej… A jednak wciąż wszyscy utrzymujemy kontakt, mając świadomość, że wtedy w 2005 roku wyróżniono nas tym zaufaniem. Utrzymujemy kontakt i dogadujemy się w kwestii Polaków na Białorusi nawet wówczas, kiedy wszyscy gryzą się między sobą.

Według Roberta Tyszkiewicza nadanie godności Damy Zaufania Pani, a Mężów Zaufania jemu oraz Michałowu Dworczykowi, było niezwykle mądrym ruchem, wykonanym przez wówczas niedoświadczoną przecież liderkę ZPB Andżelikę Borys.

– Ależ oczywiście, że był to pomysł wręcz genialny, bo ta decyzja wciąż powoduje, że działamy ponad podziałami, mimo rozmaitych przeciwności i konfliktów politycznych, światopoglądowych i innych, które zdarzają się między środowiskami, które reprezentujemy. To jest w ogóle cud! Ale tak rzeczywiście jest.

Obecnie Polacy na Białorusi przeżywają chyba najcięższy w historii ZPB okres. Andżelika Borys i Andrzej Poczobut przebywają w więzieniu, a ich zdrowie oraz życie są zagrożone. Tym nie mniej obaj odmawiają ratowania ich poprzez deportowanie z Białorusi do Polski.

– Nie wiem do końca, jak to wygląda w przypadku Andżeliki. Czy rzeczywiście nie przyjęła tej możliwości ratunku? Nie wiadomo do końca, jaki jest stan jej zdrowia, bo nie ma na ten temat żadnej oficjalnej informacji. W przypadku Andrzeja, to wiemy, że zachorował na Covid, że ma chore serce, bo jego żona o tym informuje…

Czy odpowiedź odmowna na propozycję deportacji do Polski była ze strony Andrzeja i Andżeliki, gdyby potwierdziło się, że ona również odmówiła, czy to była z ich strony decyzja słuszna?

– Bardzo trudno powiedzieć… Bardzo trudno…

Czy warto, żeby płacili cenę zdrowia, nie daj Boże życia, za stanie się symbolami współczesnej martyrologii Polaków na Białorusi? Może jednak, gdyby znaleźli się na wolności w Polsce, to byłoby to mniej demoralizujące dla zastraszonej i prześladowanej społeczności polskiej na samej Białorusi?

– No tak, ale gdyby wyjechali do Polski to, czym by pomogli polskiej społeczności? Bo tak jak oni, za chwilę wszyscy wyjechaliby do Polski. Czyli, jak by na sytuację nie spojrzeć, to każde rozwiązanie jest złe. Na tym polega obrzydliwość tej sytuacji, którą stworzył reżim Łukaszenki. To jest obrzydliwość tego reżimu, który stosuje terror. Oni, siedzący w tym więzieniu, są bezprawni, a reżim demonstruje, że może z każdym zrobić wszystko, jeśli ktoś piśnie. Ale gdyby wyjechali to, jaki dali by przykład? Że można wyjechać? No to wtedy wszyscy by mogli wyjechać.  Uczciwie mówiąc, moim zdaniem, jest to sytuacja bez wyjścia. Poza tym, że wyjściem jest, aby ten obrzydliwy reżim jednak się skończył.

Rozmawiał Andrzej Pisalnik

 Znadniemna.pl, na zdjęciu: Agnieszka Romaszewska i Andżelika Borys

28 czerwca, w dniu otwarcia w Białymstoku Centrum Pomocy Polakom z Białorusi zadaliśmy kilka pytań Agnieszce Romaszewskiej-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat, Damie Zaufania ZPB od 2005 roku. Rozmowa dotyczyła więzionej od ponad 100 dni w białoruskim więzieniu w Żodzinie Andżeliki Borys. Agnieszka Romaszewska nie posiadała jeszcze

– W więzieniu nie ma możliwości monitorowania serca, nie ma możliwości zrobienia EKG  – zauważa Oksana Poczobut, żona działacza, w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, pytana o stan zdrowia Andrzeja Poczobuta, przetrzymywanego w białoruskim areszcie. Jest bardzo zaniepokojona. Działacz zakaził się w areszcie koronawirusem. Wedle ostatnich informacji Andrzej Poczobut z części medycznej ma trafić z powrotem do dusznej gorącej celi, gdzie nie ma możliwości odpoczynku i musi się co godzinę meldować. Działacz ma tymczasem poważne problemy z sercem, jest osłabiony po chorobie. Powinien odpoczywać.

Więziony na Białorusi dziennikarz i działacz ZPB Andrzej Poczobut może zostać wkrótce przeniesiony do wieloosobowej celi, gdzie jest bardzo gorąco, nie ma możliwości odpoczynku, a on co godzinę musi meldować się jako „ekstremista”. Tymczasem działacz ma problemy z sercem, zwłaszcza podczas upałów, w więzieniu jego stan nie jest monitorowany, choć powinien mieć wykonywane EKG. –  To wszystko bardzo mnie niepokoi – powiedziała Oksana Poczobut, żona działacza portalowi PolskieRadio24.pl.

Oksana Poczobut, żona działacza Związku Polaków na Białorusi i dziennikarza Andrzeja Poczobuta, powiedziała portalowi PolskieRadio24.pl, że wczoraj do więzienia, gdzie przetrzymują jej męża, udał się adwokat. Prawnik rozmawiał z więziennym lekarzem, ale nie miał kontaktu z Andrzejem Poczobutem – na razie nie można go odwiedzać, bo przebywa na trzytygodniowej kwarantannie.

Wedle uzyskanych informacji Andrzej Poczobut miał mieć wykonany powtórny test na obecność koronawirusa i jeśli wynik będzie negatywny, to działacz będzie przeniesiony z oddziału medycznego z powrotem do celi.

– To bardzo mnie niepokoi. W celi jest bardzo gorąco. Jest tam dużo osób. Wrócą problemy z sercem, z zakłóceniami rytmu serca  – powiedziała Oksana Poczobut.

Na razie, jak przekazano prawnikowi, Andrzej Poczobut, przebywał w części medycznej. Nie wykonywano jednak mu zdjęć płuc, wskazywano, że nie ma takiej potrzeby. Nie ma też warunków, by przeprowadzić badanie serca, np. EKG  – By przeprowadzić badanie serca, należałoby przewieźć go do miasta do szpitala  – zauważa Oksana Poczobut. Lekarz nie widział jednak takiej potrzeby.

Nawet jeśli Andrzej Poczobut trafi z powrotem do celi, to i tak prawnik będzie mógł się z nim spotkać dopiero tydzień później, jeszcze do 8 lipca ma pozostawać na kwarantannie.

Przestały przychodzić listy

Na razie nie ma zatem żadnych informacji od samego Andrzeja Poczobuta. Oksana Poczobut zaznacza, że i  listy od niego przestały przychodzić, korespondencja przestała docierać, od tej pory, gdy zachorował na koronawirusa.

– Ostatni list jest z 8 czerwca – zauważa Oksana Poczobut, dodaje, że Andrzej Poczobut pisał w nim, że słabnie, załamuje mu się rytm serca, leży po dwie godziny na pryczy. Potem listy przestały przychodzić.

11 czerwca odwiedził Andrzeja Poczobuta prawnik i wtedy już był on słaby, nie mógł długo siedzieć – zaznaczyła Oksana Poczobut, w związku z tym widzenie trwało krócej, pół godziny, kilka razy krócej niż zwykle. Dodała, że sama również pojechała do zakładu więziennego, mogła jednak skontaktować się tylko z lekarzem i to przez telefon na linii wewnętrznej, medyk udzielił informacji o temperaturze, saturacji krwi tlenem.

Można przesyłać paczki i listy, także z Polski

Paczki dla Andrzeja Poczobuta są przyjmowane, zaznacza jego żona. Dodaje, że docierają zapewne przynajmniej niektóre listy, pocztówki. Paczki i listy należy adresować po rosyjsku. Nie wszystkie z nich cenzura przepuści, ale niektóre zapewne tak.

Co do korespondencji, w poprzednim zakładzie karnym na Wołodarce były kłopoty jeśli chodzi o listy pisane po polsku, przyznaje nasza rozmówczyni. Nie docierały np. listy do syna Andrzeja Poczobuta pisane po polsku. Nie wiadomo, jak będzie teraz w Żodzinie, czy możliwa będzie korespondencja prowadzona polsku. – – Andrzej Poczobut pisał w tej sprawie skargi – zaznacza Oksana Poczobut.

W tej sytuacji wydaje się, że na razie lepszym wyjściem pisanie listów do rosyjsku.

Oksana Poczobut podkreśla, że jest bardzo zaniepokojona tym, że Andrzej Poczobut może trafić z powrotem do celi. W części medycznej więzienia mógł przynajmniej odpoczywać leżąc. W celi jest bardziej gorąco, przebywa tam więcej osób, a Andrzej Poczobut musi się meldować się co godzinę, bo władze więzienne przyznały mu status ekstremisty. Mogą nasilić się problemy z sercem.

– W więzieniu nie ma możliwości monitorowania stanu serca, nie ma możliwości zrobienia EKG  – zauważa Oksana Poczobut, dodając, że mąż w czasie upałów z racji problemów z sercem musiał dużo odpoczywać, a w razie potrzeby była możliwość wezwania karetki i lekarza. W więzieniu można jedynie monitorować puls trzymając palec przy szyi i licząc uderzenia.

Na Andrzeja Poczobuta prawdopodobnie wywierany jest nacisk, by wyjechał z kraju – wnioskują jego bliscy. On sam nie napisał tego wprost, ale w jednych z ostatnich listów Andrzej Poczobut informował, że zawieziono go do Komitetu Śledczego, po czym dano mu odczuć niezadowolenie z rezultatów tego wyjazdu. Przeniesiono go do gorszej celi. Ogłoszono, że będzie musiał się meldować jako „ekstremista”.

Oksana Poczobut kilka razy wnioskowała do śledczych o możliwość widzenia się z mężem, ale za każdym razem jej odmawiano. Nie ma też żadnej możliwości telefonicznego kontaktu z Andrzejem Poczobutem.

***

Adres Andrzeja Poczobuta w więzieniu w Żodzinie:

Почобут Андрей Станиславович

Следственная тюрьма №8. 222163, г. Жодино, ул. Советская, 22А

Республика Беларусь

****

Adres Andżeliki Borys w więzieniu w Żodzinie

Борис Анжелика Чеславовна

Следственная тюрьма №8. 222163, г. Жодино, ул. Советская, 22А

Республика Беларусь

Znadniemna.pl za Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

- W więzieniu nie ma możliwości monitorowania serca, nie ma możliwości zrobienia EKG  – zauważa Oksana Poczobut, żona działacza, w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, pytana o stan zdrowia Andrzeja Poczobuta, przetrzymywanego w białoruskim areszcie. Jest bardzo zaniepokojona. Działacz zakaził się w areszcie koronawirusem. Wedle ostatnich informacji Andrzej Poczobut z części

Centrum Pomocy Polakom z Białorusi i Białorusinom uciekającym przed reżimem w swoim kraju otwarto w poniedziałek oficjalnie w Białymstoku. Jest dofinansowane przez polski rząd. Centrum mieści się w podlaskim oddziale Stowarzyszenia Wspólnota Polska przy ul. Kilińskiego 13.

Prezes podlaskiej Wspólnoty Polskiej Anna Kietlińska i pełnomocnik polskiego rządu ds. Polonii i Polaków za Granicą Jan Dziedziczak podkreślili, że jest to adres od wielu lat znany Polakom z Białorusi, miejsce przez nich często odwiedzane, rozpoznawalne, miejsce współpracy i pomocy, kontaktu, teraz będzie jeszcze pełnić dodatkowe funkcje wobec tych, którzy z Białorusi uciekają do Polski przed reżimem białoruskich władz.

Centrum prowadzi Wspólnota Polska we współpracy z Fundacją Pomoc Polakom na Wschodzie i Fundacją Wolność i Demokracja. Białystok to pierwsze duże miasto w Polsce, gdzie zatrzymują się Polacy z Białorusi.

Podczas otwarcia centrum podkreślano, że w związku z wydarzeniami na Białorusi jest „moment sprawdzianu ludzkiego i obywatelskiego”.

„Jesteśmy w momencie próby, w momencie próby dla naszych rodaków na Białorusi, w momencie próby – również to dodam – dla całego narodu białoruskiego, dla społeczności demokratycznej w Europie i na świecie. Dla nas Polaków to jest ważny moment dlatego, że krzywdzeni są nasi rodacy. Krzywdzeni są za to, że są Polakami. I my nie jesteśmy bierni w tej sytuacji, chcemy pomóc naszym rodakom” – mówił Dziedziczak.

Zapewniał, że pomoc dostanie każdy Polak, który przybędzie z Białorusi. „I stąd ten punkt, stąd to miejsce, gdzie Polak z Białorusi może dowiedzieć się w jaki sposób pomoc może mu być udzielona, jakie są propozycje państwa polskiego, jakie są propozycje polskiego samorządu” – powiedział Dziedziczak.

Podkreślano, że centrum powstało ponad podziałami politycznymi. „Rywalizujemy na co dzień, natomiast chcemy pokazać i naszym rodakom na Białorusi i reżimowi na Białorusi, że w sprawach decydujących jesteśmy razem i się nie damy podzielić reżimowi żadnemu” – powiedział Dziedziczak.

Wiceminister edukacji i nauki Dariusz Piontkowski powiedział, że „na szczęście sprawa Białorusi, sprawa Polaków na Białorusi, jest tym elementem, który nas łączy” i udało się podjąć działanie ponad podziałami.

Poseł KO Robert Tyszkiewicz, przewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, szef zespołu parlamentarnego ds. Białorusi podkreślił, że centrum to konkret, a Polacy z Białorusi potrzebują właśnie konkretnej pomocy i niestety należy się spodziewać tego, że uchodźców z Białorusi będzie więcej: Polaków i Białorusinów. Dodał, że dobrze, że pomoc w centrum będą dostawać wszyscy, bo reżimowi zależy na skłóceniu jednych i drugich.

„Wszyscy łączymy się w trosce o los naszych rodaków w Republice Białoruś” – powiedział wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski. Deklarował pomoc w kwestiach administracyjnych.

Centrum S.O.S. Białorusi Centrum Pomocy Humanitarnej jest kwotą prawie 1 mln zł dofinansowane przez polski rząd (kancelarię premiera) w ramach projektu Centrum Pomocy Polakom z Białorusi. Ma nieść Polakom z Białorusi, ale też Białorusinom wszelką praktyczną pomoc w załatwianiu formalnych spraw związanych z pobytem w Polsce, wypełnianiem dokumentów, znalezieniem pracy, mieszkania, miejsc dla dzieci w placówkach edukacyjnych, dawać zapomogi finansowe (doraźna pomoc), uczyć języka polskiego. Powstanie też strona internetowa dedykowana tej pomocy, informacjom o niej. W centrum znajdą się tzw. asystenci emigranta pomagający we wszystkich tych sprawach, chodząc po urzędach, szkołach, instytucjach.

Centrum mieści się w budynku należącym do miasta Białystok. Wiceprezydent Rafał Rudnicki powiedział, że wkrótce będą zaprezentowane informacje o pomocy miasta dla uciekających z Białorusi.

Projekt formalnie rozpoczął się 1 czerwca, już obsłużono ok. 30 osób. Anna Kietlińska poinformowała, że centrum będzie zbierać wszelkie potrzebne informacje od zgłaszających się po pomoc, tworzyć bazę danych, zbierać informacje o represjach.

Centrum będzie też prowadzić pomoc dla aresztowanych liderów Związku Polaków na Białorusi. Przypomniano, że w więzieniu na Białorusi przetrzymywani są prezes związku Andżelika Borys i Andrzej Poczobut.

O działaniach, które będzie realizowało Centrum można dowiedzieć się na stronie Stowarzyszenia Wspólnota Polska: KLIKNIJ, ABY PRZECZYTAĆ.

Niżej możesz obejrzeć naszą fotorelację z wydarzenia:

 

Znadniemna.pl na podstawie PAP, wspolnotapolska.org.pl

Centrum Pomocy Polakom z Białorusi i Białorusinom uciekającym przed reżimem w swoim kraju otwarto w poniedziałek oficjalnie w Białymstoku. Jest dofinansowane przez polski rząd. Centrum mieści się w podlaskim oddziale Stowarzyszenia Wspólnota Polska przy ul. Kilińskiego 13. Prezes podlaskiej Wspólnoty Polskiej Anna Kietlińska i pełnomocnik polskiego

Stan zdrowia przetrzymywanej w areszcie Andżeliki Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi, pogorszył się – podała na Facebooku dyrektorka telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy. Według jej informacji działaczka jest gotowa zgodzić się na wyjazd do Polski, lecz teraz utrudniają to białoruskie władze. Mija właśnie 100 dni od czasu zatrzymania Borys przez białoruskie służby.

„Niepokojące wieści nadeszły od Andżeliki Borys, zwłaszcza dotyczące jej stanu zdrowia” – napisała na Facebooku Romaszewska-Guzy. Z jej informacji wynika, że stan zdrowia Borys pogorszył się po przewiezieniu do aresztu w Żodzino pod Mińskiem. Chodzi o nawrót leczonej wcześniej choroby kobiecej, problemy z zębami.

„Według moich informacji, w związku z tym, co opisałam, Andżelika ostatecznie zgodziła się na wyjazd do Polski, jednak białoruskie władze wstrzymały go, starając się w ten sposób szantażować Andrzeja Poczobuta” – przekazała Romaszewska-Guzy.

Mija już 100 dni od czasu zatrzymania przez białoruskie służby Andżeliki Borys. Prezes Związku Polaków na Białorusi najpierw była więziona w areszcie w Grodnie, a następnie w Mińsku. Obecnie jest przetrzymywana w areszcie więziennym w Żodzinie pod Mińskiem.

Jan Roman, grodzieński dziennikarz pracujący dla TVP Polonia powiedział Polskiemu Radiu, że z aresztu docierają tylko skąpe informacje na temat warunków pobytu Andżeliki Borys.

– Warunki w jakich jest przetrzymywana Andżelika Borys są kiepskie ze względu na dużą liczbę ludzi przebywających w jej celi. Nie wiadomo czy docierają leki do pani prezes – powiedział dziennikarz.

an Roman podkreślił, że warunki pobytu w areszcie Andżeliki Borys podobnie jak u Andrzeja Poczobuta, polskiego działacza i dziennikarza uległy pogorszeniu po tym jak odmówili wyrażenia zgody na wyjazd z Białorusi do Polski.

W ramach wszczętej wobec polskich działaczy sprawy karnej o rzekome „podżeganie do nienawiści” w marcu zatrzymano i aresztowano Borys, Andrzeja Poczobuta oraz trzy lokalne aktywistki – Irenę Biernacką, Marię Tiszkowską i Anne Paniszewą.

Trzy działaczki zgodziły się na warunki strony białoruskiej – uwolnienie i wyjazd do Polski, ale bez możliwości powrotu. Borys i Poczobut dotąd odmawiali zgody na przymusowe opuszczenie Białorusi – wynika z nieoficjalnych informacji.

Obojgu liderom polskiej mniejszości postawiono zarzut podżegania do nienawiści na tle narodowościowym w związku z upamiętnianiem żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Grozi za to kara do 12 lat więzienia.

Znadniemna.pl za polskieradio24.pl/ PAP/IAR

Stan zdrowia przetrzymywanej w areszcie Andżeliki Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi, pogorszył się – podała na Facebooku dyrektorka telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy. Według jej informacji działaczka jest gotowa zgodzić się na wyjazd do Polski, lecz teraz utrudniają to białoruskie władze. Mija właśnie 100 dni od

Rozmowa z Robertem Tyszkiewiczem, Mężem Zaufania Związku Polaków na Białorusi, posłem na Sejm RP, przewodniczącym Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.

Andrzej Pisalnik i Robert Tyszkiewicz, przewodniczący Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, Mężem Zaufania ZPB

Znadniemna.pl: Kiedy i w jakich okolicznościach poznał Pan Andżelikę Borys?

Robert Tyszkiewicz: To był rok 2005. W Grodnie trwały protesty miejscowych Polaków przeciwko zabraniu im przez władze siedziby Związku Polaków na Białorusi, czyli Domu Polskiego w Grodnie. Wtedy współorganizowałem wyjazd do Grodna Donalda Tuska, który był przewodniczącym Platformy Obywatelskiej i chciał wesprzeć walczących o swoje prawa Polaków na Białorusi. Wtedy też poznałem Andżelikę Borys, która, jako prezes ZPB, była wśród obrońców Domu Polskiego. Udało nam się nie tylko spotkać, ale też porozmawiać. Już wtedy miałem okazję przekonać się, że Andżelika Borys jest silnym liderem.

Wtedy, w 2005 roku, z inicjatywy Andżeliki Borys Związek Polaków na Białorusi nadał Panu godność Męża Zaufania ZPB. Jak Pan się czuje z tą godnością?

– Traktowałem i wciąż traktuję to jako wielkie wyróżnienie. Zostałem tą godnością obdarzony wraz z Agnieszką Romaszewską i Michałem Dworczykiem. Postrzegam tę godność, jako wyzwanie i zobowiązanie do działania na rzecz Polaków ponad wszelkimi podziałami. Polska, jako kraj demokratyczny, jest krajem rozdyskutowanym w każdym wymiarze, również w wymiarze politycznym. Spór polityczny nabiera często gorącego charakteru, więc należy ocenić decyzję Andżeliki Borys o nadaniu tej godności postaciom z różnych stron sceny politycznej oraz wybitnej dziennikarce, jako decyzję niezwykle mądrą. Tą decyzją Andżelika Borys pokazała, że jej życzeniem jest, abyśmy działali w Polsce wspólnie na rzecz Polaków na Białorusi. Muszę przyznać, że nie raz coś mnie kusiło zająć nieprzejednane stanowisko w gorącym sporze politycznym, ale świadomość tego, że jestem tym Mężem Zaufania ZPB, kazała mi się przezwyciężać i mówić sobie: nie, musisz próbować, szukać porozumienia, szukać tego, co wspólne, bo tego oczekują nasi rodacy na Białorusi. A więc posiadanie tej godności sprawia, że mam bardzo silny imperatyw wewnętrzny, nakazujący działanie na rzecz Polaków na Białorusi ponad podziałami.

Komisja Łączności z Polakami za Granicą, której Pan przewodniczy, często jest jednomyślna w sprawach dotyczących Polaków na Białorusi. Potwierdza to, że imperatyw, którym Pan się kieruje, może być akceptowany i wykonywany także przez innych. Czy ta jednomyślność posłów Komisji jest autentyczna?

– W zdecydowanej większości przypadków ta jedność jest autentyczna i wynika z naturalnej potrzeby solidaryzowania się z rodakami. Aczkolwiek, muszę powiedzieć, że nie dzieje się to samo z siebie. Ten ogród jedności wymaga ciągłej pielęgnacji, podlewania – rozmów, przekonywania, przezwyciężania podziałów, cierpliwości… Jest kilka osób w polskim Sejmie, z którymi mam przyjemność pracować w prezydium Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Osoby te rozumieją potrzebę solidarnego wspierania rodaków i skutecznie popularyzują tę ideę w swoich środowiskach.

Andżelika Borys i Andrzej Poczobut przebywają w ciężkim więzieniu i wszystkim nam zależy na tym, żeby byli traktowani humanitarnie. Ten wywiad mogą na Białorusi przeczytać nie tylko Polacy. Zawarte w nim przesłanie może trafić także do administracji więzienia i szerzej do władz białoruskich. Jakie słowa należy powiedzieć, żeby uwięzieni w Żodzino działacze ZPB byli traktowani z należącym się każdemu człowiekowi szacunkiem i poszanowaniem ludzkiej godności?

– Każdy, od kogo na Białorusi zależy sytuacja uwięzionych Polaków, powinien wiedzieć, że polski parlament, polska opinia publiczna, polskie społeczeństwo wnikliwie obserwują, co się dzieje z Andżeliką Borys i z Andrzejem Poczobutem. Muszą wiedzieć, że nic, co ich dotyczy, nie jest obojętne Polakom, a każda krzywda, która zostanie im wyrządzona, będzie w Polsce odnotowana i zarejestrowana. Nic nie zostanie ukryte. Wszystko w tej sprawie stanie się jawne. Jeśli władze więzienne i śledczy posuną się w prześladowaniu naszych rodaków do stosowania metod niehumanitarnych i nieludzkich, to zgodnie z międzynarodowym prawem zostanie to potraktowane jak przestępstwo, które nie ulega przedawnieniu i które Rzeczypospolita Polska wraz z użyciem międzynarodowych instytucji będzie ścigać aż do skutku. Muszą to wiedzieć wszyscy, którzy chcą podnieść rękę na Andżelikę Borys i Andrzeja Poczobuta w białoruskim więzieniu. Muszą wiedzieć, że wszystko zostanie odnotowane i kiedy przyjdzie czas, a historia uczy, że oprawcy nigdy nie uchodzą bezkarni, będzie to skutecznie ścigane.

Formą wsparcia uwięzionych Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta jest też pisanie listów do nich, o co zaapelował Pan podczas posiedzenia Komisji Łączności z Polakami za Granicą.

– Słyszałem, jak białoruscy generałowie na konferencji prasowej zupełnie bezpodstawnie ogłosili, że o Andżelice Borys i Andrzeju Poczobucie wszyscy w Polsce zapomnieli. Wobec tego kłamstwa powinniśmy demonstracyjnie okazać więzionym Polakom solidarność. Zaapelowałem do członków Komisji, a za ich pośrednictwem do wszystkich Polaków, do naszych wyborców, do każdego, komu leży na sercu sprawa prześladowanych na Białorusi Polaków, aby pisać listy do Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta do więzienia – tam gdzie władze robią wszystko, żeby ich odizolować od świata zewnętrznego. Dzisiaj najważniejsze jest sprawić, żeby oni nie czuli się porzuceni i osamotnieni. Każda kartka pocztowa, każde słowo ma bezcenne znaczenie.

Należy powiedzieć, że nie warto się zniechęcać myślą, że listu nie przepuści więzienna cenzura, gdyż o liście w każdym przypadku dowie się administracja więzienia i będzie miała świadomość, że los więźniów, do których przychodzą listy nie jest obojętny ludziom na wolności.

– Dokładnie tak. A więc pisanie listów do więzień jest ważnym elementem wywierania presji na przedstawicieli reżimu. Muszą mieć trwałą świadomość, że ponoszą odpowiedzialność za kogoś, o kogo za więziennymi murami upomina się dużo ludzi, również ludzi wpływowych, takich którzy potrafią krzywdzicieli Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta pociągnąć do odpowiedzialności za ich niewłaściwe traktowanie.

Rozmawiał Andrzej Pisalnik

Znadniemna.pl 

Rozmowa z Robertem Tyszkiewiczem, Mężem Zaufania Związku Polaków na Białorusi, posłem na Sejm RP, przewodniczącym Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. [caption id="attachment_53756" align="alignnone" width="608"] Andrzej Pisalnik i Robert Tyszkiewicz, przewodniczący Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, Mężem Zaufania ZPB[/caption] Znadniemna.pl: Kiedy i w jakich

Oksana Poczobut, żona dziennikarza i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta poinformowała na Facebooku, że 23 czerwca udało jej się porozmawiać z więziennym lekarzem Andrzeja.

O nagłym pogorszeniu stanu zdrowia informowaliśmy Państwa 15 czerwca. Oksana Poczobut powiedziała wówczas portalowi Kresy24.pl, że Andrzej zaraził się w areszcie w Żodzino koronawirusem, czuje się słabo, kaszle, opada z sił, i powinien zostać jak najszybciej hospitalizowany. Niepokój Oksany uzasadnia fakt, że Andrzej ma wadę serca i w przeszłości wielokrotnie zasłabł.

Nazajutrz po tej informacji, powielonej przez białoruskie media niezależne, administracja postanowiła zainteresować się stanem Poczobuta.

Jak pisze Oksana Poczobut, Andrzejowi zrobiono test na  COVID, ale dopiero 16 czerwca. Na kwarantannie ma pozostawać 21 dni, czyli do 8 lipca. Obecnie został przeniesiony z przepełnionej dusznej celi na obserwację, jest na sali dla osób z chorobami zakaźnymi. Żona więźnia dowiedziała się, że 29 czerwca Andrzej będzie miał powtórzony test, jeśli okaże się on negatywny, wróci do zwykłej celi, gdzie będzie kontynuował kwarantannę. Nie wiadomo jednak, czy władze kolonii pozwolą mu leżeć na pryczy w ciągu dnia. Na razie przyjmuje leki, z racji wysokiego poziomu OB przepisano mu antybiotyk.

Oksana Poczobut zwraca uwagę, że administracja więzienna nie przepuszcza listów od Andrzeja, ostatni datowany na 8 czerwca przyszedł 14 czerwca. Polski działacz skarży się w nim na pogarszający stan zdrowia, spowalniające tętno.

Kobieta podziękowała wszystkim tym, którzy interesują się stanem Andrzeja Poczobuta.

Przypomnijmy, działacz polskiej mniejszości na Białorusi Andrzej Poczobut jest przetrzymywany w białoruskim więzieniu od marca. Postawiono mu zarzut „podżegania do nienawiści na tle etnicznym” i „rehabilitacji nazizmu”. Na podstawie tych samych paragrafów oskarżona została usłyszała Andżelika Borys – szefowa Związku Polaków na Białorusi oraz lokalne działaczki: Irena Biernacka, Maria Tiszkowska i Hanna Paniszewa. Trzy kobiety deportowano do Polski pod koniec maja, są już bezpieczne, choć do swoich domów wrócić nie mogą.

Znadniemna.pl za BA/Kresy24,pl

Oksana Poczobut, żona dziennikarza i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta poinformowała na Facebooku, że 23 czerwca udało jej się porozmawiać z więziennym lekarzem Andrzeja. O nagłym pogorszeniu stanu zdrowia informowaliśmy Państwa 15 czerwca. Oksana Poczobut powiedziała wówczas portalowi Kresy24.pl, że Andrzej zaraził się w areszcie

Skip to content