HomeStandard Blog Whole Post (Page 188)

Sytuacja jest niezwykła, takie obrazy na Białorusi są niespotykane. Patrząc na niektóre nagrania aż ciarki przechodzą. Tysiące ludzi na ulicach, skandują, że chcą zmian, po białorusku śpiewają „Mury” Jacka Kaczmarskiego. Swiatłana Cichanouska, rywalka Aleksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich, dosłownie idzie jak burza. A razem z nią dwie inne kobiety. Całej trójce właśnie udaje się coś nieprawdopodobnego.

Damski Triumwirat, który rzucił wyzwanie Łukaszence: Weronika Cepkało, Swiatłana Cichanouska i Maria Kolesnikowa, fot.: Nasza Niwa/nn.by

Wybory prezydenckie na Białorusi odbędą się 9 sierpnia. Aleksander Łukaszenka już w czerwcu praktycznie wykosił wszystkich potencjalnych kontrkandydatów.Najpier w maju do aresztu trafił popularny bloger i krytyk prezydenta Siarhej Cichanouski – rzekomo za napaść na milicjanta. Zatrzymany został także były bankier Wiktar Babaryka, który pod swoją kandydaturą zebrał aż 450 tys. podpisów, najwięcej w historii Białorusi.

Białoruska prokuratura nie dopuściła też do rejestracji byłego dyplomaty Walerego Cepkały, który zebrał ich ponad 220 tys., a uznano jedynie 75 tys. Gdy Cepkała dowiedział się, że również dla niego władze szykowały areszt, wyjechał z dziećmi do Rosji.

Swiatłana Cichanouska główną rywalką Łukaszenki

Łukaszenka zapewne już mógł poczuć się spokojnie, ale najwyraźniej nie przewidział jednego – że do akcji wkroczą kobiety. Żony wyeliminowanych przez niego kandydatów, które same staną do walki z reżimem, na ich wiece zaczną przychodzić gigantyczne tłumy, a świat z niedowierzaniem będzie obserwował, jak trzy kobiety zjednoczyły się przeciwko Łukaszence. I jaką dają ludziom nadzieję.

„Nieprawdopodobne, co one wyczyniają na Białorusi, jak jednoczą ludzi”, „Trzy kobiety wywracają Białoruś do góry nogami” – komentują internauci za granicą.
– Ludzie już okrzyknęli tę trójkę „Aniołkami Charliego”. Liczebność wieców, które organizują, jest rekordowa dla każdej z miejscowości, do której przyjeżdżają. To świadczy o dużej popularności tych pań, ale też o zmęczeniu obywateli panującym reżimem Łukaszenki i nadziei na zmiany, którą obudziły „Aniołki” – mówi naTemat Andrzej Pisalnik, znany dziennikarz, sekretarz Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi.
Zupełnie przez przypadek i nieoczekiwanie dla wszystkich, główną rywalką Łukaszenki została Swiatłana Cichanouska, żona blogera, który prowadził popularny kanał na YouTube „Kraj do życia”. Zarejestrowała swój komitet, gdy jej mąż został aresztowany. To dlatego przedstawiana jest jako kandydatka zastępcza. – Zgłosiłam się do wyborów z miłości, gdy zostało to uniemożliwione mojemu mężowi – mówi otwarcie.
16 lipca oficjalnie połączyła siły z pozostałymi sztabami, które reprezentują żona Walerego Cepkały, Weronika, oraz szefowa sztabu Barbaryki, Maria Kolesnikowa. – Połączyliśmy wysiłki dla jednego celu. Chcemy z dumą opowiadać naszym dzieciom, że byliśmy w stanie zmienić ten długi dyktatorski reżim – ogłosiła Kolesnikowa.
– Moim zdaniem Cichanouska, a właściwie Damski Triumwirat, bez fałszerstw wygrałaby w cuglach. Historia jej kandydowania to po prostu scenariusz hollywoodzkiego filmu: Żona kandyduje zamiast męża, którego wsadzono za kraty za mówienie prawdy i cały naród jej współczuje, pragnąc ją wesprzeć w walce ze złem – mówi Andrzej Pisalnik.

Na wiecach Cichanouskiej tłumy

W teren ruszyły 19 lipca. I to jak. Na ich wiecach w Homlu, Orszy, Mohylewie, ludzie skandują, że chcą zmian. Niektórzy trzymają ich portrety w dłoniach. W Homlu, rodzinnym mieście jej męża, miało być nawet 10 tys. ludzi.

W Borysowie takiego zgromadzenia politycznego nie widziano od lat. „Razem”, „Możemy”, „Wierzymy” – ludzie pisali na transparentach.  Te kobiety wywołały na Białorusi emocje, które jeszcze niedawno mogły wydawać się tam zupełnie nie do pomyślenia.
A nagranie, jak w nocy tłum śpiewa „Mury” Jacka Kaczmarskiego, może budzić dreszcze. Wywołało też silne reakcje wśród polskich internautów. „Bardzo się wzruszyłam. To początek Waszej drogi! Niech Wam się uda, Bracia i Siostry!” – komentuje jedna z Polek.
Wszystkie trzy namawiają Białorusinów do licznego udziału w wyborach. Nie zamierzają ich bojkotować.
– W historii białoruskich wyborów prezydenckich jest to pierwszy przypadek koalicji antyłukaszenkowskiej, którą zawarły trzy sympatyczne kobiety, nie związane z tradycyjną opozycją polityczną. I to jest najważniejszy atut tej koalicji, gdyż nie odtrąca wyborców o żadnym światopoglądzie – wyjaśnia Andrzej Pisalnik.
Podkreśla, że ważne jest też to, że te kobiety właściwie nie walczą o władzę. Tylko – z wyjątkiem Kolesnikowej – o mężów i swoje dzieci.

Swiatłana Cichanouska chce nowych wyborów

– Swiatłana Cichanouska walczy o męża, który siedzi w areszcie za prowadzenie popularnego bloga. Jej dzieci są z babcią za granicą w obawie przed odebraniem ich przez organa opieki. Weronika Cepkało jest żoną kolejnego niezarejestrowanego kandydata, który z dziećmi musiał wyjechać do Moskwy w obawie przed aresztem i odebraniem temu małżeństwu dzieci. Prokuratura kazała nauczycielom dzieci Cepkałów pisać na rodziców negatywne opinie – opowiada Andrzej Pisalnik.

Andrzej Pisalnik:
W ten sposób każda z pań prowadzi indywidualną wojnę o prawo do zwykłego ludzkiego, czy matczynego szczęścia, co jest bliskie i zrozumiałe dla większości ludzi, niezależnie od wieku i statusu społecznego.
Dzieci Swiatłany Cichanouskiej mają 4 i 10 lat. Ona we wrześniu skończy 38 lat.
– Uwolnienie Siarhieja uszczęśliwiłoby dwie osoby – jego i mnie. Ale milionów ludzi, którzy uwierzyli w niego… Zdradziłabym każdego z nich. Uwierzyli mi, że pójdę po zwycięstwo, do końca – powiedziała teraz.
Właśnie ogłosiła program wyborczy. Zapowiada, że chce zostać prezydentem Białorusi, ale nie dla stanowiska, tylko po to, by przywrócić ludziom prawo wyboru.
Za pół roku chciałaby przeprowadzić powtórne, uczciwe i sprawiedliwe wybory prezydenckie z udziałem wszystkich kandydatów, w tym swojego męża. Chce przywrócenia konstytucji z 1994 roku, zwiększenia roli parlamentu i rozszerzenia kompetencji samorządów.
– „Aniołki” nie chcą władzy i profitów dla siebie osobiście, co sprawia, że wielu im sympatyzuje w tym, co robią. Myślę, że ta kampania wyborcza może okazać się najciekawsza w historii białoruskiej państwowości i po sfałszowaniu przez Łukaszenkę wyników wyborów – ludzie masowo wyjdą z protestami na ulice białoruskich miast – przewiduje nasz rozmówca.

Łukaszenka rządzi od 26 lat

Jak na popularność kandydatki opozycji reagują władze? Takie nagrania z Białorusi mogą mówić same za siebie. Aleksander Łukaszenka rządzi Białorusią od ponad 25 lat i tak łatwo władzy nie odda.

– Moim zdaniem on nie ma dobrej metody zwalczania popularności Triumwiratu, gdyż – kreując się na brutala-macho – nie może skutecznie walczyć z „trzema babami”, nie ośmieszając się. Na razie media państwowe starają się zohydzić i ośmieszyć Cichanouska i jej koleżanki, stosując dosyć prymitywną propagandę, której nikt nie wierzy – mówi Andrzej Pisalnik.
Ale obawia się, że władze mogą zastosować wobec niej bardziej podłe metody. Do wyborów zostały jeszcze dwa tygodnie.

Sytuacja jest niezwykła, takie obrazy na Białorusi są niespotykane. Patrząc na niektóre nagrania aż ciarki przechodzą. Tysiące ludzi na ulicach, skandują, że chcą zmian, po białorusku śpiewają "Mury" Jacka Kaczmarskiego. Swiatłana Cichanouska, rywalka Aleksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich, dosłownie idzie jak burza. A razem z

Ze wszystkich spotkań kandydata Aleksandra Łukaszenki na prezydenta Białorusi, które miałem okazje obserwować, największe odbyło się w 1994 roku właśnie w Homlu. Zadaszony stadion, trzy i pół tysiąca widzów spływających jak lawa z trybun, by móc dotknąć swojego idola, wyciągnąć do niego dziecko, zdobyć autograf.

Najliczniejsze spotkanie kandydatki na prezydenta Swiatłany Cichanouskiej odbyło się również w Homlu. Nie na zadaszonym stadionie, ale na otwartym terenie, co miało niesamowity efekt. Nocne ujęcia ze światłami telefonów komórkowych są oczywiście starą sztuczką, ale to nie zmienia faktu, że widok jest imponujący, a uśmiechy ludzi szczere.

Alaksandr Fiaduta, konsultant polityczny

Jednak nie o to chodzi. Mówię teraz o liczbach.W Homlu, według różnych szacunków, na spotkanie z przedstawicielami „zjednoczonego sztabu” przybyło od ośmiu do dziesięciu tysięcy osób. To dużo czy niewiele?

To dużo. Mniej więcej tyle samo przyszło w Mińsku na pokojowe protesty na placu Bangalore, a wtedy wydawało się, że taka liczba to jakiś cud. Homel jest drugim co do wielkości miastem na Białorusi. Czy to był cud?

Znany w kręgach internetowych i w Wilnie Kirył Atamanczyk skomentował na Facebooku pikietę w Żłobinie, w której wzięły udział tysiące mieszkańców: „Tylu ludzi nie widziałem na żadnym opozycyjnym zgromadzeniu!”. Czy to naprawdę rekord?

Wiec Swiatłany Cichanouskiej w Homlu na wschodzie Białorusi. Fot.: belsat.eu

Swiatłana Cichanouska i jej dwie najbliższe współpracowniczki. Maryja Kalesnkawa i Weraniaka Capkała. Żłobin 26 lipca. Fot.: belsat.eu

W tym momencie warto przypomnieć sobie niekończące się kolejki ludzi z maskami na twarzy i dowodami w ręku, którzy chcieli złożyć podpisy dla: Barbaryki, Capkały i Cichanouskiej. Tych samych, którzy później wyczekiwali momentu, kiedy kandydaci mimo wszystko się zjednoczą. Jak trzech kandydatów na prezydenta, trzech potencjalnych rywali, może się zjednoczyć? Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. Jednak wszyscy tego pragnęli. A Lidzija Jarmoszyna, przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej, spełniła ich życzenie, jednocząc wszystkich wokół Cichanouskiej. Zrobiła to w sposób podły i bezwstydny, ale jednak to dzięki niej doszło do zjednoczenia.

Odpowiedzią na to zjednoczenie było pojawienie się tysięcy ludzi na spotkaniach i pikietach. Zobaczyli nową alternatywę. To już nie opozycjoniści trwający w wiecznej wojnie między sobą, ale trzy kobiety, które mówią tylko o tym, co je połączyło. Nie o różnicach, które należałoby zniwelować, ale wspólnych celach, które jednoczą wszystkich.

O tym, że w kraju nie powinno być więźniów politycznych, a pokojowi demonstranci nie powinni być bici pałkami i siłą zaciągani do radiowozów. O tym, że kraj powinien się rozwijać. O tym, że wybory powinny być uczciwe i przejrzyste, a już na pewno bez użycia siły przez kandydata, który mobilizuje na swoją korzyść cały aparat władzy.

To wszystko niespodziewanie pokrywa się z tym, co wielu Białorusinów myśli i czuje. Wśród nich ci, którzy nie pojawili się na spotkaniach w Mińsku, Homlu, Żłobinie i innych miastach.Powodem ich nieobecności nie było bezwarunkowe poparcie dla obecnego rządu. Przyczyny mogły być różne. I nie chodzi o to, czy przyjdą na następne zgromadzenia i protesty. Pytanie brzmi, czy te głosy wystarczą, aby wygrać uczciwie, nawet jeśli nie będzie sondaży wyborczych. Potem zaś utrzymać zwycięstwo pokojowo. Kolejną niewiadomą jest to, ile właściwie potrzeba głosów, by wygrać, biorąc pod uwagę powszechne fałszowanie wyników na Białorusi co od lat potwierdzają misje OBWE.

Na razie mamy odpowiedź na inne pytanie. Czy Cichanouskaja ma poparcie? Ma. W Żłobinie, w Stołpcach, w Bobrujsku i Pińsku. W Głębokiem i Rohaczowie, a nawet w Grodnie, Witebsku, Mohylewie, Homlu i Mińsku. Byliśmy tego świadkami.

Znadniemna.pl za Alaksandr Fiaduta, belsat.eu

 

Ze wszystkich spotkań kandydata Aleksandra Łukaszenki na prezydenta Białorusi, które miałem okazje obserwować, największe odbyło się w 1994 roku właśnie w Homlu. Zadaszony stadion, trzy i pół tysiąca widzów spływających jak lawa z trybun, by móc dotknąć swojego idola, wyciągnąć do niego dziecko, zdobyć autograf. Najliczniejsze

Sejm przyjął dziś ustawę o przyznaniu świadczeń pieniężnych osobom, które w latach 1939-56 były zesłane lub deportowane do Związku Sowieckiego. Przepisy w tej sprawie zgłosił prezydent Andrzej Duda. Ustawa trafi teraz do Senatu.

Za przyjęciem ustawy głosowało 440 posłów, trzech było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu.

Nowe przepisy przewidują przyznanie jednorazowych świadczeń pieniężnych, które – biorąc pod uwagę średni czas przebywania na zesłaniu – mogą wynieść 13,2 tys. zł. Pieniądze te będą przyznawane w wysokości proporcjonalnej do okresu przebywania danej osoby na zesłaniu lub deportacji w Związku Sowieckim. Za każdy miesiąc okresu podlegania w latach 1939–56 tego rodzaju represji ma przysługiwać 200 zł. Jednorazowe świadczenie nie może wynieść mniej niż 2,4 tys. zł.

Ustawa – jak podkreślano na etapie prac w Sejmie – ma za zadanie zniwelować dotychczasowe nierówności i umożliwić zaspokojenie roszczeń tych obywateli polskich zesłanych lub deportowanych do Związku Sowieckiego w latach 1939-56, którzy do tej pory nie otrzymali rekompensaty za doznane cierpienia.

Zgodnie z propozycją prezydenta świadczenie ma być przyznawane na wniosek osoby zainteresowanej złożonej szefowi Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Z danych UdsKiOR wynika, że świadczenia, które będą finansowane z budżetu państwa, może uzyskać ok. 22 tys. osób.

We wniosku powinno się znaleźć oświadczenie o nieuzyskaniu odszkodowania lub zadośćuczynienia na podstawie ustawy z 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległości Polski. Wypłata zadośćuczynienia będzie wolna od egzekucji i nie będzie podlegać wliczeniu do dochodu uprawniającego do wszelkich świadczeń i dodatków. Świadczenie będzie też zwolnione od podatku dochodowego od osób fizycznych.

W uzasadnieniu projektu podano, że średni czas przebywania na deportacji lub w obozie w Związku Sowieckim w przypadku sybiraków zamieszkujących na terytorium Polski wynosi 66 miesięcy. Tym samym średnia wysokość świadczenia pieniężnego dla jednej osoby może wynosić 13,2 tys. zł. Koszt wypłaty świadczeń oszacowano więc na ok. 290 mln zł.

Znadniemna.pl za belsat.eu/PAP

Sejm przyjął dziś ustawę o przyznaniu świadczeń pieniężnych osobom, które w latach 1939-56 były zesłane lub deportowane do Związku Sowieckiego. Przepisy w tej sprawie zgłosił prezydent Andrzej Duda. Ustawa trafi teraz do Senatu. Za przyjęciem ustawy głosowało 440 posłów, trzech było przeciw, nikt nie wstrzymał się

Solistka z Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Rosi Wiktoria Krywicka powiększyła swoją kolekcję nagród wokalnych, zdobywając Grand Prix 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020”.

Wiktoria Krywicka, zdobywczyni Grand Prix

Koncert Galowy najbardziej prestiżowego konkursu wokalnego, organizowanego przez ZPB, odbył się 25 lipca w trybie on-line na platformie internetowej ZOOM. Wtedy też jurorzy: Stanisław Klawe, autor tekstów piosenek, kompozytor i wykonawca, bard i satyryk, piastujący funkcję sekretarza generalnego Związku Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR, Anna Kowalska, filolog, teatrolog, animator kultury, pracująca na co dzień jako redaktor-konsultant w Mazowieckim Instytucie Kultury oraz Mateusz Prendota, dyrektor Filharmonii Krakowskiej i prezes Stowarzyszenia PASSIONART – ogłosili werdykt, na który złożyły się oceny, wystawione przez nich po przesłuchaniu nagrań występów konkursowych.

Zgodnie z oceną Jury niekwestionowanym faworytem Konkursu i zdobywcą Grand Prix okazała się znana popularyzatorka polskiej piosenki na Białorusi i poza jej granicami, zdobywczyni Grand Prix VII edycji prestiżowego Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”,  laureatka I Polonijnego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, Wiktoria Krywicka, córka zasłużonych działaczy ZPB z Rosi Stanisławy Chomczukowej i jej śp. męża Antoniego Chomczukowa. Jurorzy wysoko ocenili w jej wykonaniu piosenkę z repertuaru Nataszy Zylskiej „Kasztany” (muz. Zbigniew Korepta, sł. Krystyna Wodnicka) oraz piosenkę z repertuaru Edyty Górniak „Nie opuszczaj mnie” (muz. Jacques Brel, sł. Jacques Brel w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego).

Nagrania konkursowe Wiktorii Krywickiej:

„Nie opuszczaj mnie” 

 „Kasztany” 

Wśród laureatów 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020” znaleźli się także utalentowani wokalnie wykonawcy:

Wioletta Kolendowicz, I miejsce w kategorii 16-24 lat

W kategorii wiekowej 16-24 lata – I miejsce zdobyła Wioletta Kolendowicz (posłuchaj nagrania konkursowe: pios. „Im więcej ciebie, tym mniej”, pios. „Niech żyje bal”) z Grodna, a Wyróżnienia otrzymali Bożena Worono z Lidy oraz Antoni Szukow z Iwia.

Julia Skurko, I miejsce w kategorii 24 lata i starsi

W kategorii wiekowej 24 lata i starsi I miejsce przyznano wokalistce z Mińska Julii Skurko (posłuchaj nagranie konkursowe: pios. „Dwie różne drogi”), której podczas nagrania konkursowego akompaniował zespół instrumentalny „Ars Longa”. II miejsce w tej kategorii wiekowej nie zostało przyznane, a miejsce III przyznano ex aequo wokalistce z Mińska Oldze Guczek i zespołowi wokalnemu „Wokaliz” z Iwia.  W tej kategorii jurorzy przyznali także dwa Wyróżnienia: Annie Soniec z Iwia oraz Olegowi Kiedzikowi z mińskiego osiedla Sokół.

22. Festiwal Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020” odbywał się w dwa etapy. Do pierwszego – eliminacyjnego zgłosiło się 23 wykonawców z Grodna, Iwia, Oszmian, Brześcia, Mińska, Rosi, Połocka, Stołpc, Borysowa, Baranowicz, Sokoła, Dzierżyńska i Lachowicz. Do etapu finałowego zakwalifikowało się 12 konkursowiczów. To oni walczyli o miejsca, premiowane cennymi nagrodami rzeczowymi, które zostaną rozdane przy najbliższej okazji, prawdopodobnie podczas III Konkursu Wokalnego „Pamiętajmy o Osieckiej”, który jest zaplanowany na jesień bieżącego roku i odbędzie się w Mińsku. Każdy z uczestników Festiwalu otrzyma od organizatorów Dyplom uczestnictwa i płyty z nagraniami największych przebojów polskiej estrady.

Fundatorem nagród 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020” jest Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, a jego organizatorem już od 22 lat jest Związek Polaków na Białorusi.

Znadniemna.pl

Solistka z Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Rosi Wiktoria Krywicka powiększyła swoją kolekcję nagród wokalnych, zdobywając Grand Prix 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020”. [caption id="attachment_12033" align="alignnone" width="500"] Wiktoria Krywicka, zdobywczyni Grand Prix[/caption] Koncert Galowy najbardziej prestiżowego konkursu wokalnego, organizowanego przez ZPB, odbył się 25

Zgodnie z wymogiem statutowym i zaleceniem Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi w oddziałach terenowych ZPB toczy się kampania elekcyjna, mająca na celu weryfikację pełnomocnictw kierownictwa struktur terenowych organizacji.

Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Wołkowysku

Obserwacją przebiegu zebrań sprawozdawczo-wyborczych i ich zgodności ze Statutem ZPB zajmują się członkowie Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi na cele z prezes Andżeliką Borys.

W większości oddziałów terenowych, w których wybory nowego składu zarządu i prezesa odbyły się w ostatnim czasie ustępujący prezesi skutecznie starali się o reelekcję na przewidzianą przez Statut ZPB dwuletnią kadencję. W Wołkowysku, na przykład, mandat do kierowania miejscowym oddziałem ZPB przez okres najbliższych dwóch lat zdobyła dotychczasowa prezes oraz członkini Zarządu Głównego ZPB Maria Tiszkowska.

W miniony weekend zebrania sprawozdawczo-wyborcze odbyły się w oddziałach ZPB, działających w trzech centrach rejonowych obwodu grodzieńskiego. Członkowie ZPB na dwa kolejne lata przedłużyli kadencje: prezesowi Oddziału ZPB w Zelwie Mikołajowi Łomako, prezes Oddziału ZPB w Słonimiu Helenie Rak oraz prezes Oddziału ZPB w Nowogródku Marii Łukoszko.

Uczestnicy zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Zelwie

Uczestnicy zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Słonimiu

Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Nowogródku

Aktywizacja procedur demokratycznych w oddziałach ZPB wiąże się m.in. z tym, że rok bieżący jest rokiem, w którym ma odbyć się kolejny X Zjazd największej organizacji polskiej na Białorusi.

Datę i procedurę przeprowadzenia X Zjazdu ZPB na swoim najbliższym posiedzeniu w sierpniu wyznaczy Rada Naczelna Związku Polaków na Białorusi. Rada Naczelna ZPB wyznaczy też kwoty delegatów, którzy będą reprezentować na zjeździe poszczególne struktury związkowe.

Wybierane w oddziałach ZPB kierownictwo powinno być zainteresowane sporządzeniem aktualnej ewidencji członków oddziałów. Im większy liczebnie jest bowiem oddział, tym liczniejszą będzie on miał reprezentację na Zjeździe ZPB.

Znadniemna.pl

Zgodnie z wymogiem statutowym i zaleceniem Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi w oddziałach terenowych ZPB toczy się kampania elekcyjna, mająca na celu weryfikację pełnomocnictw kierownictwa struktur terenowych organizacji. [caption id="attachment_47232" align="alignnone" width="480"] Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Wołkowysku[/caption] Obserwacją przebiegu zebrań sprawozdawczo-wyborczych i ich zgodności ze Statutem

Zbiorowa wystawa malarzy, zrzeszonych w działającym przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwie Plastyków Polskich pt. „Kolorowe Anioły” jest prezentowana na Dolnym Krużganku Zamkowym w Pułtusku.

Wernisaż miał odbyć się w marcu bieżącego roku, ale w związku z pandemią koronawirusa i wprowadzeniem zakazu imprez masowych, otwarcie wystawy odbyło się dopiero w czerwcu.

 

 

Z uwagi na wciąż obowiązujące ograniczenia sanitarne dla podróżujących do Polski, autorzy wystawianych obrazów nie mogli zaprezentować ich osobiście pułtuskim miłośnikom malarstwa. Jednak sam fakt tego, że wystawa mimo wszystko się odbyła, bardzo ucieszył artystów, o czym poinformowała nas prezes TPP przy ZPB Walentyna Brysacz, udostępniając zdjęcia z wystawy na zamku w Pułtusku przesłane jej przez organizatorów wydarzenia ze Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Przypomnijmy, że po raz pierwszy wystawa „Kolorowe Anioły” z dużym powodzeniem była prezentowana w marcu 2019 roku w grodzieńskiej galerii „Tyzenhaus”. Potem prace polskich artystów z Białorusi przekroczyły granicę, aby zagościć w galeriach różnych miast Polski. Były z dużym sukcesem wystawiane m.in. w Domu Polonii w Krakowie, a także w Płocku – w ramach uroczystości wigilijnej z udziałem władz samorządowych, duchowieństwa oraz mieszkańców miasta.

– Tak naprawdę, już zaczynaliśmy tracić nadzieję na to, że nasze „Kolorowe Anioły” zostaną wystawione – przyznała w rozmowie z nami Walentyna Brysacz. – Dzięki Bogu, sytuacja epidemiczna w Polsce zaczęła się poprawiać, ograniczenia dotyczące imprez masowych zostały poluzowane i obrazy zawisły w galerii – dodała malarka.

Wystawa „Kolorowe Anioły” prezentująca trzydzieści prac autorstwa malarzy, zrzeszonych w Towarzystwie Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi będzie dostępna dla zwiedzających zamek w Pułtusku do końca sierpnia. Miłośnicy sztuki malarskiej mogą na niej nie tylko podziwiać prace polskich malarzy z Kresów, lecz także nabywać je na własność, wspierając w ten sposób zarówno samych artystów, jak i polskie środowisko artystyczne na Białorusi.

Znadniemna.pl

Zbiorowa wystawa malarzy, zrzeszonych w działającym przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwie Plastyków Polskich pt. „Kolorowe Anioły” jest prezentowana na Dolnym Krużganku Zamkowym w Pułtusku. Wernisaż miał odbyć się w marcu bieżącego roku, ale w związku z pandemią koronawirusa i wprowadzeniem zakazu imprez masowych, otwarcie wystawy

Objazdem miejsc pamięci, przypominających o działaniach obronnych I Dywizji Litewsko-Białoruskiej, stawiającej w lipcu 1920 roku zbrojny opór Armii Czerwonej na linii Niemna, kroczącej w kierunku Warszawy, aby rozpalić ogień bolszewickiej rewolucji w Polsce i Europie, uczcił 24 lipca wydarzenia sprzed 100 lat wspólnie z Konsulatem Generalnym RP w Grodnie Związek Polaków na Białorusi.

Delegacja Zarządu Głównego ZPB wspólnie z reprezentantem Konsulatu Generalnego RP w Grodnie, konsulem RP Stanisławem Sadowym odwiedziła upamiętniające wydarzenia sprzed 100 lat groby nieznanych żołnierzy polskich w Łunnie, Wołpie i Piaskach, pomnik w Mostach Lewych, upamiętniający miejsce boju nad Niemnem, stoczonego przez 81. Pułk Strzelców Grodzieńskich, a także grób trzech nieznanych żołnierzy polskich z tamtego okresu w miasteczku Roś, którego istnienie zawdzięczamy działalności śp. harcmistrza Antoniego Chomczukowa, wieloletniego prezesa Oddziału ZPB w Rosi.

W latach 90. minionego stulecia śp. Antoni Chomczukow wywalczył u władz prawo do ekshumacji i godnego pochówku znalezionych przez niego i jego harcerzy szczątków trzech żołnierzy z Dywizji Litewsko-Białoruskiej, poległych podczas wojny 1920 roku.

We wszystkich odwiedzanych miejscach pamięci delegacje Zarządu Głównego ZPB i Konsulatu Generalnego RP w Grodnie witane były przez członków oddziałów ZPB, opiekujących się poszczególnymi żołnierskimi pochówkami.

Członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut przemawiając nad grobami żołnierzy polskich, poległych w obronie Ojczyzny, przypominał, że niosąc straty w ludziach i sprzęcie Wojsko Polskie, stawiając opór inwazji bolszewickiej na linii Niemna znacznie opóźniało pochód Armii Czerwonej w kierunku polskiej stolicy, dając tym samym czas obrońcom Warszawy na lepsze przygotowanie się do odparcia wroga, co też nastąpiło w połowie sierpnia 1920 roku i przeszło do historii pod nazwą Cudu nad Wisłą.

Klęska, poniesiona przez bolszewików pod Warszawą w dużej mierze rodziła się już tutaj nad Niemnem w lipcu 1920 roku, kiedy polskie oddziały zbrojne, stawiając względnie skuteczny opór wielokrotnie przewyższającym ich liczebnością siłom wroga, zdobywały niezbędne doświadczenie bojowe i wiarę w to, że ostatecznie wroga rozbiją i wypędzą ze swojej ziemi.

– Tak też stało się wkrótce po Bitwie Warszawskiej, kiedy to zwycięska już dla Polaków, stoczona we wrześniu 1920 roku znowuż nad Niemnem, ostatnia duża bitwa wojny polsko-bolszewickiej przesądziła o klęsce Sowieckiej Rosji i zawarciu traktatu pokojowego w Rydze – mówił konsul RP Stanisław Sadowy.

Wiceprezes ZPB Marek Zaniewski mówił towarzyszącym objazdowi dziennikarzom, że uczczenie pamięci żołnierzy polskich poległych nad Niemnem w lipcu 1920 roku jest elementem organizowanych przez ZPB w tym roku szerokich obchodów 100-lecia Cudu nad Wisłą i zwycięstwa Polski w wojnie polsko-bolszewickiej.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z objazdu miejsc pamięci z okazji 100-lecia obronnej bitwy nad Niemnem, stoczonej w lipcu 1920 roku:

Łunno

Mosty Lewe

Piaski

Roś

Wołpa

Znadniemna.pl

Objazdem miejsc pamięci, przypominających o działaniach obronnych I Dywizji Litewsko-Białoruskiej, stawiającej w lipcu 1920 roku zbrojny opór Armii Czerwonej na linii Niemna, kroczącej w kierunku Warszawy, aby rozpalić ogień bolszewickiej rewolucji w Polsce i Europie, uczcił 24 lipca wydarzenia sprzed 100 lat wspólnie z Konsulatem

Cieszy nas, że akcja „Dziadek w polskim mundurze” wciąż inspiruje potomków dzielnych Kresowian do opisywania ich losów i zgłaszania swoich przodków, jako bohaterów naszej akcji.

Bronisław Achramowicz w mundurze plutonowego łączności w Armii Andersa. Anglia – 1947 rok

Niniejszym odcinkiem akcji rozpoczynamy cykl publikacji biogramów członków rodzin Achramowiczów i Grygatowiczów, pochodzących z ziemi smorgońskiej. Wszystkich bohaterów niniejszego cyklu biogramów opisał, dostarczając do redakcji ich zdjęcia w mundurach polskich formacji wojskowych i policyjnych, mieszkaniec Warszawy Krzysztof Grygatowicz, praprawnuk powstańca styczniowego z ziemi mińskiej Feliksa Achramowicza i wnuk Stanisławy Grygatowicz z Achramowiczów, od której jednego z braci rozpoczniemy niniejszy cykl upamiętniania członków obu patriotycznych polskich rodzin kresowych.

Na wstępie opublikujemy schlebiające nam słowa Krzysztofa Grygatowicza o tym, jak do opisania losów swoich przodków zainspirowała go akcja „Dziadek w polskim mundurze”.

Krzysztof Grygatowicz pisze:

„Dowiedziałem się o wystawie „Dziadek w polskim mundurze”, będącej podsumowaniem pięciolecia akcji o tej samej nazwie (przed nadejściem pandemii koronawirusa zdążyliśmy pokazać wystawę  w Grodnie, Lidzie oraz w Bialymstoku – red.), prowadzonej przez redaktorów mediów Związku Polaków na Białorusi Iness Todryk-Pisalnik i Andrzeja Pisalnika.

Wystawa, mająca na celu prezentację dziadków w polskich mundurach, była formą upamiętnienia przodków w polskich mundurach wojskowych, biorących udział w walkach o wolność i niepodległość Polski. Temat okazuje się być bardziej rozległy. Też mam „dziadków w polskim mundurze”, którzy przed II wojną zamieszkiwali i odbywali swoją służbę na Wileńszczyźnie. Od dawna już nie żyją, a najbliższa rodzina potomków nie zna ich historii. Ich groby rozsiane są nie tylko w dzisiejszej Polsce. Byli rodzonymi braćmi mojej babci, albo stryjecznymi i bliskimi kuzynami. Wszyscy wywodzili się z miejscowości Czernięta i Smorgonie…”

Od redakcji: Z wdzięcznością przyjmujemy słowa pana Krzysztofa i cieszymy się, że skorzystał on z możliwości udziału w naszej akcji, aby upamiętnić swoich bliskich i opublikować historie ich życia nie tylko w celu rodzinnej edukacji historycznej swoich krewnych, lecz także wszystkich naszych czytelników, śledzących biogramy bohaterów, publikowane w ramach akcji „Dziadek w polskim mundurze”.

Zanim przejdziemy do opisu losów pierwszego z bohatera niniejszego cyklu, przy pomocy naszego Czytelnika przybliżymy Państwu informacje o rodzinie Achramowiczów, która wywodziła się z miejscowości Czernięta (w II RP wieś w powiecie wilejskim województwa wileńskiego, obecnie – chutor w rejonie smorgońskim obwodu grodzieńskiego Republiki Białoruś).

W XIX stuleciu w zaścianku Czernięta mieszkała  i pracowała rodzina Feliksa Achramowicza, powstańca styczniowego, działającego podczas zrywu narodowego na ziemi mińskiej. Jednym z synów Feliksa był pradziadek naszego czytelnika Jan Achramowicz, który ożenił się z Emilią z Morozów. Emilia urodziła Janowi liczne potomstwo: pięciu synów i jedną córeczkę  – Stanisławę, babcię naszego czytelnika.

Liczne potomstwo Emilii i Jana Achramowiczów zostało, niestety, wcześnie osierocone. Obaj rodzice zmarli jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, a opiekę nad dziećmi przejęli ciotki i wujowie.

Podczas I wojny światowej, kiedy front zaczął zbliżać się do Czernięt, wszyscy mieszkańcy wsi zostali ewakuowani. Achramowicze mieli krewnych w Petersburgu, którzy przygarnęli sierot po Emilii i Janie.

Rodzeństwo Achramowiczów: Bronisław, Józef, Jan i Stanisława. Petersburg – 1917 rok

Józef, najstarszy z ich synów, odbywał w tym czasie służbę w carskiej armii i w latach 1916-17 trafił do Petersburga. Tutaj rodzeństwo Achramowiczów zastała rewolucja bolszewicka. Józef trafił gdzieś do niemieckiej niewoli i przebywał w niej do końca wojny. Jego młodsze rodzeństwo pozostało w Petersburgu. Jedyna siostra Stanisława, uchodząc przed bolszewicką rewolucją, znalazła się aż nad Donem i na Kaukazie.

Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej i po traktacie ryskim wszyscy  bracia Achramowicze, z wyjątkiem dwóch, którzy wyemigrowali do Ameryki, oraz Stanisława powrócili do rodzinnych Czernięt.

 

Józef i Janek rozpoczęli służbę w tworzących się jednostkach policji Litwy Środkowej, a młodszy od nich Bronek poszedł do szkoły. Stanisława wyszła za mąż za Jana Grygatowicza i zamieszkała w Smorgoniach.

A teraz opowiedzmy o pierwszym z opisanych przez naszego czytelnika bracie jego babci – Bronisławie Achramowiczu:

BRONISŁAW ACHRAMOWICZ urodził się w Czerniętach w 1907 roku.  Jego rodzice Emilia z Morozów i Jan Achramowicz zmarli jeszcze przed I wojną światową. Ośmioletni Bronek wraz z licznym osieroconym rodzeństwem i opiekującą się sierotami rodziną ciotki został ewakuowany do Petersburga z przyfrontowego terenu, który przebiegał w okolicach Czernięt.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Bronisław razem  z rodzeństwem powrócił do rodzinnej wsi.

Pod opieką starszych braci Józefa i Jana Bronek podjął naukę w dawnym Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Wilejce.

Po osiągnięciu wieku poborowego za namową braci Bronisław, jako ochotnik wstąpił do wojska, aby zostać zawodowym żołnierzem. W 1929 roku dowództwo skierowało go do Szkoły Podchorążych Łączności w Zegrzu.

Bronisław Achramowicz, jako kadet Szkoły Podchorążych Łączności w Zegrzu. 1929 rok

Po ukończeniu szkoły młody podoficer odbywał służbę m.in. w sztabie KOP w Wilnie oraz w Pułku KOP „Wilejka” (Stacja Gołębi Pocztowych „Smorgonie” przy batalionie KOP „Krasne” ).

Bronisław Achramowicz jako podoficer w sztabie KOP w Wilnie. 1933 rok

Stacja Gołębi Pocztowych „Smorgonie” przy batalionie KOP „Krasne”. Smorgonie – 1938 rok

Bronisław Achramowicz (w mundurze) w rodzinnych Czerniętach. 1935 rok

W 1939 roku, podczas wojny obronnej, w trakcie wycofywania się do Wilna, jednostka Bronisława Achramowicza toczyła walki z agresorem sowieckim.

Oto jak walki batalionu KOP „Krasne” opisuje Wikipedia:

«W wyniku działań 100. Dywizji Strzeleckiej i 36. Dywizji Kawalerii Armii Czerwonej  batalion KOP „Krasne” we wczesnych godzinach południowych 17 września rozpoczął wycofywanie po osi Krasne – Mołodeczno – Oszmiana w kierunku Wilna. Odwrót baonu osłaniał szwadron KOP „Krasne” rtm. Konstantego Antona przejściowo dowodzony przez por. Ryszarda Cieślińskiego. Posuwał się on po osi Mołodeczno-Bienica. Wkrótce po północy, po przebyciu ok. 55 km, dotarł do Smorgoni gdzie zanocował. W czasie odwrotu po drodze Krasne – Mołodeczno – Oszmiana dowódca straży tylnej baonu KOP „Krasne”, ppor. rez. Wiktor Borucki, niszczył wszystkie mosty i przewody telefoniczne. W godzinach popołudniowych, w rejonie wsi Wilki, natknął się na bolszewickie czołgi. Wobec braku broni przeciwpancernej, baon wycofał się i kontynuował marsz w kierunku Oszmian.

Rano, 18 września, 3 kompania graniczna „Bakszty Małe”, w trakcie próby zniszczenia mostu przez rzekę Berezynę została zaatakowana przez batalion rozpoznawczy sowieckiej 6. Brygady Pancernej. Do niewoli dostało się 9 żołnierzy, w tym 2 oficerów. Około południa gros sił baonu dotarło do Oszmian i połączyło się z innymi pododdziałami pułku „Wilejka”».

Ostatecznie Sowieci wzięli do niewoli około 150 żołnierzy i 3 oficerów baonu „Krasne”, w tym naszego bohatera – Bronisława Achramowicza.

Więziony w obozach sowieckich podoficer KOP Bronisław Achramowicz doczekał się podpisania układu Sikorski-Majski, na mocy którego na terenie ZSRR zaczęła się formować armia polska pod dowództwem gen. Władysława Andersa.

Nasz bohater zaciągnął się do tego wojska i  w składzie II Korpusu przeszedł cały jego szlak od ewakuacji z sowieckiej Rosji do zakończenia kampanii we Włoszech.

Irak 24 stycznia 1943 roku. Bronisław Achramowicz stoi po prawej

Irak 24 stycznia 1943 roku. Bronisław Achramowicz stoi po prawej

Pod dowództwem gen. Władysława Andersa Bronisław Achramowicz służył w Batalionie Łączności w stopniu plutonowego. Był odznaczony Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino i innymi odznaczeniami. Po zakończeniu wojny i demobilizacji, która nastąpiła na terenie Anglii nasz bohater postanowił skorzystać z dobrodziejstwa Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, który pozwalał zdemobilizowanym polskim żołnierzom na zamieszkanie na terenie Wielkiej Brytanii. Tam się ożenił. Bronisław Achramowicz nigdy nie zdecydował się na powrót, ani do Polski, ani na swoją małą ojczyznę. Wraz z żoną wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie się osiedlił. Miał dwoje dzieci, które urodziły się jeszcze w Anglii.

Zmuszony do życia na emigracji  Bronisław Achramowicz do końca życia utrzymywał  kontakt z bliską rodziną i krewnymi, którzy po wojnie repatriowali się z ZSRR do Polski Ludowej. Będąc obywatelem USA Bronisław Achramowicz ciągle korespondował z krewnymi w Polsce i wspierał ich materialnie w ówczesnych warunkach życia w PRL-u.

Weteran II wojny światowej, uczestnik wojny obronnej 1939 roku, więzień sowieckich obozów, żołnierz Armii Andersa, uczestnik Bitwy pod Monte Cassino, zmarł w USA w 1965 roku.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie opracowania Krzysztofa Grygatowicza z Warszawy, wnuka stryjecznego Bronisława Achramowicza

Cieszy nas, że akcja „Dziadek w polskim mundurze” wciąż inspiruje potomków dzielnych Kresowian do opisywania ich losów i zgłaszania swoich przodków, jako bohaterów naszej akcji. [caption id="attachment_47144" align="alignnone" width="500"] Bronisław Achramowicz w mundurze plutonowego łączności w Armii Andersa. Anglia - 1947 rok[/caption] Niniejszym odcinkiem akcji rozpoczynamy cykl

Pierwszaki, rozpoczynające naukę języka polskiego w szkołach społecznych, działających przy Związku Polaków na Białorusi w roku szkolnym 2020/2021, zostaną objęte akcją pomocową Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie pod nazwą „Bon Pierwszaka”.

W materiałach promocyjnych akcji „Bon Pierwszaka” czytamy:

„Wręczanie „Bonu Pierwszaka” młodym Polakom stawiającym pierwsze kroki na edukacyjnej drodze stało się już tradycją. Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie przekazuje stypendia i wyprawki szkolne naszym rodakom rozpoczynającym naukę już od 2016 roku. Środki na ten wyjątkowo ważny dla polskiej społeczności cel przekazało wtedy Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a od 2017 Kancelaria Senatu RP. Przez dwa pierwsze lata akcji pierwszoklasiści z polskich szkół na Litwie ruszali do nauki zaopatrzeni w plecaki z kompleksowym wyposażeniem szkolnym oraz jednorazowe stypendia finansowe przeznaczone na indywidualne potrzeby edukacyjne. W kolejnym roku zwiększył się zasięg wsparcia udzielonego w ramach projektu „Bon Pierwszaka”. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów przekazała środki na stypendia dla dzieci z Litwy, Łotwy i Ukrainy, a Kancelaria Senatu pomogła w zakupie wyprawek szkolnych dla pierwszaków z Litwy i Czech. W 2019 roku dzięki senackiemu dofinansowaniu zakupiono plecaki wyposażone w materiały przydatne podczas pierwszych dni nauki oraz przekazano stypendia polskim uczniom z Litwy, Łotwy, Ukrainy i Czech, a dzieci ze szkół społecznych działających przy Związku Polaków na Białorusi otrzymały kompleksowe wyprawki szkolne.

W 2020 roku „Bon Pierwszaka” będzie finansowany za pośrednictwem Fundacji przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Tym razem wsparcie w postaci wyprawek szkolnych z kompleksowym wyposażeniem oraz jednorazowych stypendiów finansowych w wysokości 400 złotych otrzymają mali Polacy z Czech, Litwy, Łotwy i Ukrainy. Natomiast pierwszoklasiści z Białorusi rozpoczną naukę zaopatrzeni w wyprawki, ale wsparcie obejmie również szkoły społeczne, do których będą uczęszczać.

W 2020 roku wsparcie w ramach akcji „Bon Pierwszaka” obejmie 4 szkoły na Łotwie, 57 szkół na Litwie, 10 placówek edukacyjnych na Ukrainie, 25 w Czechach oraz wybrane placówki na Białorusi. Fundacja zakłada, że z pomocy skorzysta 2 190 uczniów klas pierwszych – polskich dzieci rozpoczynających naukę w szkołach objętych projektem. Plecaki z wyprawkami szkolnymi trafią do szkół w ostatnim tygodniu sierpnia, a ich wręczenie nastąpi na początku roku szkolnego.”

Znadniemna.pl za ida.pol.org

Pierwszaki, rozpoczynające naukę języka polskiego w szkołach społecznych, działających przy Związku Polaków na Białorusi w roku szkolnym 2020/2021, zostaną objęte akcją pomocową Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie pod nazwą „Bon Pierwszaka”. W materiałach promocyjnych akcji „Bon Pierwszaka” czytamy: „Wręczanie „Bonu Pierwszaka” młodym Polakom stawiającym pierwsze kroki na

Kuria Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej odreagowała na sytuację wokół zadłużenia parafii św. Szymona i Heleny w Mińsku za podatki, naliczone w związku z korzystaniem z kościoła parafialnego (tzw. Czerwonego Kościoła) przez wiernych. Parafianie  obawiają się, że ich świątynia może zostać im odebrana przez państwo białoruskie.

Czerwony Kościół w Mińsku

W swoim Oświadczeniu Kuria Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej przypomina, że kościół pw. św. Szymona i Heleny, znany jako „Czerwony Kościół”, został wzniesiony w stolicy Białorusi w 1910 roku. W roku 1932 świątynia została zamknięta przez władze bolszewickie. Rozmieszczono w niej najpierw Państwowy Teatr Polski BSRR, a potem budynek został zaadaptowany na wytwórnię filmową (później – siedzibę Związku Filmowców BSRR i Muzeum Białoruskiego Kina).

W roku 1990, na fali Pierestrojki i Głasnosti, świątynia została zwrócona katolickiej wspólnocie Mińska na prawach użytkowania, ale bez przekazania parafii prawa własności, co zdaniem autorów Oświadczenia było decyzją niesprawiedliwą i krzywdzącą, gdyż Czerwony Kościół został wybudowany przez mińskich katolików i powinien należeć do nich.

Kuria Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej zwraca uwagę na to, że po przekazaniu świątyni w użytkowanie parafii katolickiej, w zabytkowym kościele za środki parafian ruszyły gruntowne prace remontowe i renowacyjne. Udało się odnowić zarówno gmach samego kościoła przywracając mu pierwotny wystrój wnętrz, jak i działającego przy świątyni Domu Parafialnego.

Wykaz dokonanych przez parafian inwestycji, zawarty w Oświadczeniu Kurii robi wrażenie, a jego autorzy podkreślają, że dzięki nim Czerwony Kościół odgrywa obecnie „wielką rolę nie tylko w religijnym, lecz także kulturalnym życiu stolicy Białorusi”.

Oprócz nabożeństw w Czerwonym Kościele odbywa się szereg rozmaitych przedsięwzięć kulturalnych, m.in. bardzo  popularne koncerty muzyki sakralnej.

W roku 2013, na mocy rozporządzenia Prezydenta Republiki Białorusi  i wbrew oczekiwaniom parafian, prawo własności do zespołu architektonicznego Czerwonego  Kościoła zostało przekazane władzom Mińska, a parafia św. Szymona i Heleny otrzymała jedynie prawo do nieodpłatnego użytkowania świątyni. Tymczasem władze Mińska przekazały zarządzanie zabytkiem przedsiębiorstwu komunalnemu „Minskaja Spadczyna”.

Po przeprowadzonej w latach 2018-2019 po rekonstrukcji Czerwonego Kościoła, w I kwartale 2020 roku parafia św. Szymona i Heleny otrzymała od firmy zarządzającej obiektem dokumenty, z których wynikało, że oprócz opłat komunalnych parafia jest winna każdego miesiąca wpłacać na konto  właściciela kwotę wysokości prawie 13 tys. rubli białoruskich (równowartość ponad 5 tys. USD), jako rekompensatę za podatek gruntowy, amortyzację użytkowanego obiektu oraz podatek od nieruchomości.

W chwili obecnej zadłużenie parafii wobec przedsiębiorstwa „Minskaja Spadczyna” wynosi ponad 160 tys. rubli (blisko 70 tys. USD). Przy tym wszystkie rachunki komunalne parafii są opłacone.

„Wobec tego wygląda na to, że wspólnota religijna straciła prawo do ulg podatkowych, które gwarantuje jej ustawodawstwo Republiki Białorusi” – czytamy w Oświadczeniu Kurii Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej.  Zdaniem autorów Oświadczenia tak się stało po tym, jak prawo do zarządzania zespołem architektonicznym Czerwony Kościół zostało przekazane przedsiębiorstwu „Minskaja Spadczyna”.

Powstała sytuacja, w której Czerwony Kościół, nie będąc własnością parafii,  nie jest postrzegany przez fiskusa jako siedziba wspólnoty religijne, a jego nominalny właściciel  nie może korzystać z ulg podatkowych, więc obciąża obowiązkiem płacenia podatku wspólnotę religijną, która świątynię wykorzystuje.

Tymczasem parafia św. Szymona i Heleny niejednokrotnie zwracała się do władz z prośbą o przywrócenie sprawiedliwości dziejowej i przekazanie prawa własności  do Czerwonego Kościoła  wspólnocie parafialnej.

Wszystkie apele parafii pozostały jednak przez władze zignorowane. Ostatni raz parafia zwracała się w tej sprawie do władz Mińska w maju 2020 roku. Odpowiedzią na apel stało się pismo władz, mówiące o tym, że nie widzą one potrzeby przekazywania gmachów kościoła i Domu Parafialnego na własność wspólnocie religijnej.

W opinii Kurii Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej sprzeciw władz w zakresie przekazania prawa własności do Czerwonego Kościoła wspólnocie parafialnej stwarza sytuację w której państwo białoruskie współinwestując  przez lata w renowację Czerwonego Kościoła, jako zabytku architektury i historii, obecnie chce zwrócić swoje inwestycje kosztem parafian.

„Apelujemy do władz państwowych o zmianę decyzji i przekazanie Czerwonego Kościoła na własność wspólnocie parafialnej , która dzięki temu będzie mogła korzystać  z ulg podatkowych zgodnie z ustawodawstwem” – czytamy w Oświadczeniu Kurii Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej.

Znadniemna.pl na podstawie Catholic.by

Kuria Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej odreagowała na sytuację wokół zadłużenia parafii św. Szymona i Heleny w Mińsku za podatki, naliczone w związku z korzystaniem z kościoła parafialnego (tzw. Czerwonego Kościoła) przez wiernych. Parafianie  obawiają się, że ich świątynia może zostać im odebrana przez państwo białoruskie. [caption id="attachment_23521" align="alignnone"

Skip to content