HomeStandard Blog Whole Post (Page 219)

Grodzieński portal internetowy Hrodna.life opublikował wspomnienia ostatniego żyjącego obrońcy Grodna przez Sowietami we wrześniu 1939 roku – 92-letniego Stefana Chocieja. Do mieszkającego w Dąbrowie Białostockiej bohatera wydarzeń sprzed 80. lat dotarł dziennikarz portalu Hrodna.life Rusłan Kulewicz, który jest częstym gościem spotkań o tematyce historycznej, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi.

Stefan Chociej

Z przyjemnością i wdzięcznością do dziennikarza, utrwalającego historię polskiego Grodna w licznych publikacjach prasowych i książkowych, przetłumaczyliśmy spisane przez Rusłana Kulewicza w języku białoruskim wspomnienia Stefana Chocieja na język polski.

Zapraszamy do lektury fascynujących wspomnień:

„Byliśmy patriotami”. Wspomnienia grodnianina, który brał udział w obronie Grodna 1939 roku

92-letni Stefan Chociej mieszka obecnie niedaleko Sokółki, na odległości 40 kilometrów od Grodna, w którym się urodził. Przez całe życie grodnianin marzył o powrocie do rodzinnego miasta, ale nie mógł tego zrobić z kilku powodów. Po pierwsze, brał on udział w obronie Grodna przed wojskiem sowieckim we wrześniu 1939 roku, a po drugie – nie miał gdzie wrócić, gdyż w rodzinnym domu mieszkali już inni ludzie

Stefan Chociej urodził się w Grodnie w katolickiej rodzinie Wiktora Chocieja, mieszkającej przy ulicy Mostowej w 1927 roku. W rodzinnym mieście mieszkał do 1939 roku, a potem z rodzicami zmuszony był przenieść się na wieś. Do Grodna rodzina Chociejów nigdy już nie wróciła.

„Jestem grodzieński, chociaż rodzice moi byli przyjezdni. Najpierw nasza rodzina mieszkała nad Niemnem przy ulicy Mostowej, tam też się urodziłem. Mama pracowała w fabryce tytoniowej jako kontroler, pilnujący, żeby pracownicy fabryki nie wynosili z niej papierosy. Ojciec wówczas pracował na żydowskim tartaku.

Obok nas mieszkał deputowany o nazwisku Krasiński, który ochrzcił mnie w kościele Franciszkańskim. Ten bardzo szanowany człowiek pewnego razu zaprosił mojego ojca, aby wstąpił do prorządowego Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN). Po pewnym czasie ojciec został nawet sekretarzem oddziału OZN w Grodnie. Jako działacz partyjny tata zaczął dobrze zarabiać i przenieśliśmy się najpierw na ulicę Złotarską (obecnie Uryckiego), a potem kupiliśmy kamienicę na rogu ulic Witoldowej (obecnie Socjalistyczna) i Brygidzkiej ( obecnie Karola Marksa).

Najpierw uczyłem się w szkole niedaleko ZOO – po drodze na stację kolejową. Do klasy 5 poszedłem już do Szkoły im. Adama Mickiewicza. Miałem dwie starsze siostry, jedna z nich uczyla się w gimnazjum”.

Dobre życie w Grodnie

Jak wynika ze wspomnień Stefana Chocieja, jego ojciec w latach 30. zarabiał około 1000 złotych. Jego rodzina, oprócz własnego domu w mieście wybudowała domek letniskowy na wsi, a przy domku państwo Chociejowie mieli ogródek, w którym uprawiali hodowlę warzyw i owoców.

„Żyło nam się w Grodnie bardzo dobrze. Pamiętam, jak chodziłem do ZOO, do miejskiego parku, muzeów, kina. Wtedy w Grodnie mieliśmy 5 kin. Były to: „Helios” na ul. Brygidzkiej, „Apollo” na ul. Dominikańskiej (obecnie Sowiecka), na ulicy Pocztowej (obecnie Socjalistyczna) było kino „Pan”, na ul. Horodniczańskiej nieduże kino „Lux”, na Orzeszkowej kino „Uciecha”. Chodziłem do kina, kiedy tylko mi się chciało, bo w klasie pełniłem funkcję skarbnika i mieliśmy specjalne legitymacje uczniowskie. Uczniowie chodzili po mieście w szkolnych mundurkach z naszywkami. Każda szkoła miała naszywki w innym kolorze. Moja „Mickiewiczówka” – w żółtym, „Batorówka” miała naszywki czerwone i tak dalej.

W domu mieliśmy służącą, która nosiła moje podręczniki do szkoły. Nie chodziło o to, że sam bym nie dał rady je zanieść. Po prostu byłem łobuzem i urwisem, więc mama wysyłała służącą ze mną, żebym na pewno dotarł do szkoły, a nie uciekłem gdzieś. A my z chłopakami z klasy byliśmy do tego zdolni.

Przedwojenne życie w Grodnie było ciekawe i różnorodne. Jeśli mieliśmy z kolegami chęć, to mogliśmy pójść na Niemen, poplywać na kajakach, a w zimie – poślizgać się na łyżwach. Obok mieścił się Żydowski Klub Sportowy „Makabi”.

Nasza rodzina żyła dostatnio, więc na wiele mogliśmy sobie pozwolić. Często z ojcem chodziłem do restauracji na obiady do pana Zajączkowskiego, który prowadził lokal przy placu Batorego (obecnie plac Sowiecki). Często wpadaliśmy do kawiarenek i cukierni przy Dominikańskiej.

Mój tata bardzo lubił grodzieńskie piwo, pamiętam jak pił je, leżąc na tapczanie. Przecież mieliśmy w Grodnie browar, w którym warzyli ulubione piwo ojca „Horacy Heller”.

Pamiętam, na ulicy Hoovera (obecnie ul. Telmana) było kasyno oficerskie, które mijaliśmy około 8 rano, idąc do szkoły, a oficerowie jeszcze pili, a obok kasyna gromadziły się kurwy, bywało nawet, że biły się o klienta. Mówili, że niektóre z nich miały jakieś dokumenty, zezwalające na uprawianie nierządu”.

Pogromy żydowskie

W wieku 8 lat Stefan Chociej był świadkiem i uczestnikiem wielkiego pogromu żydowskiego w Grodnie. Wchodził wówczas do żydowskich sklepów i wyrzucał z nich na ulicę towary, co nieco, biorąc dla siebie.

„Wtedy w Grodnie mieszkało dużo Żydów, może nawet więcej ich było, niż Polaków. Centrum miasta dokładnie było żydowskie. Największy pogrom żydowski odbył się w 1935 roku, po tym jak jakiś Żyd zabił polskiego marynarza. Na jednej z potańcówek marynarzowi spodobała się żydowska dziewczyna i on poszedł odprowadzić ją, a w bramie dogonił go jakiś chłopiec, uderzył w plecy i zabił.

Podczas pogrzebu tego polskiego marynarza, ksiądz wygłosił bardzo patriotyczne kazanie. Po pogrzebie wszyscy uderzyli na Żydów. W ciągu trzech dni młodzi chłopcy w wieku 18-20 lat chodzili z kijami i tłukli żydowskie wystawy sklepowe, a my, dzieci, chodziliśmy za nimi. Kazali nam wszystko wyrzucać ze sklepów. Pamiętam, na placu Batorego był dobry sklep z rowerami, odbiornikami radiowymi, instrumentami muzycznymi, które wyrzucaliśmy. Krzyczano wtedy: „Bij Żyda!”, a na każdym rogu można było przeczytać „Nie kupuj u Żyda”. W centrum stała policja i żołnierze, ale nikt nie próbował zatrzymać pogromców. Panowała absolutna swawola. Każdy chętny mógł wynosić co mu się podobało z żydowskich sklepów. Jedyne, co wziąłem, to były cukierki w szklanej puszce. Do domu nie zabrałem, schowałem pod drzewem. Bałem się, że mama się dowie, gdyż mnie nie pozwalano chodzić na pogromy, ale uciekałem z domu. Na trzeci dzień pogromy w Grodnie skończyły się, ludzie się uspokoili.

Nie powiedziałbym, że Polacy w Grodnie odnosili się do Żydów wrogo, wszyscy mieszkaliśmy obok siebie w jednym mieście. Czasem zdarzały się jednak przypadki na granicy poprawności, które powodowały konflikty. Miałem żydowską sąsiadkę o imieniu Ania. Była ode mnie młodsza, ale mi się podobała – taka śniada, czarniawa, ładna. Woziłem ją na rowerze, dojeżdżaliśmy nawet do lasu. Nie mieliśmy problemów z powodu tego, że ja jestem Polak, a ona – Żydówka. Przyjaźniliśmy się i podobaliśmy się sobie nawzajem. Dopiero za Niemców wszystko się zmieniło. Kiedy w czasie okupacji przyjechałem do miasta, to ją zobaczyłem. Ona szła po jezdni i płakała, ja tym czasem, jak człowiek szedłem po chodniku. Potem zabrali ją do getta i już. Nigdy więcej nie zobaczyliśmy się”.

„Gotowi byliśmy życie oddać za Polskę ”

We wrześniu 1939 roku beztroskie życie rodziny Chociejów w Grodnie się skończyło. Wybuchła II wojna światowa, głowę rodziny zabrano na front, walczyć przeciwko Niemcom. Do Grodna tymczasem weszły wojska sowieckie, które mogły sprawić, że Stefana z matką i siostrami mogli wywieźć na Syberię, albo rozstrzelać. Ale im udało się tego uniknąć.

„Ojca zabrali do Wojska Polskiego jeszcze przed wybuchem wojny. O tym, że Niemcy zaatakują Polskę, wiedzieliśmy, ale wszyscy uważali, że nasze państwo jest mocne i potrafi dać odpór wrogowi. Mieliśmy dużo wojska, szczególnie w Grodnie. Niemcy jednak już w pierwszym dniu wojny zbombardowali z samolotów mosty na Niemnie i skład amunicji w lesie. Do miasta jednak wtedy nie weszli. O tym, że zamiast Niemców do Grodna przyjdą Sowiety, nie mieliśmy żadnego pojęcia. To dzisiaj mamy telewizję, radio i informacja rozpowszechnia się błyskawicznie.

A wtedy nikt o niczym nie wiedział. Tylko komuniści i Żydzi szykowali się do przyjścia Sowietów. Wkładali na rękawy czerwone opaski, próbowali powołać swoją milicję, pokazywali Sowietom drogę. Słyszałem, że na lewym brzegu Niemna obok fabryki tytoniowej zbudowali nawet dla Sowietów bramę powitalną.

Kiedy niektórzy Żydzi poszli spotykać Ruskich, wówczas Polacy – patrioci zaczęli przygotowania do obrony miasta. Razem z resztkami żołnierzy na ulicach miasta pojawili się studenci, uczniowie i harcerze.

Moje starsze siostry wstąpiły w szeregi obrońców i mnie zachęciły. Byliśmy patriotami i byliśmy gotowi oddać życie za Polskę. Obronę w Grodnie trzymano w kilku miejscach. Kiedy do miasta weszli Ruscy, byłem na ulicy Orzeszkowej, niedaleko szkoły, w której uczyła się jedna z moich sióstr. Obrońcy mieli kilka karabinów i inną broń. Nalewali do butelek benzynę i czekali na sowieckie czołgi. My staliśmy na posterunku pod mostem. Mieliśmy kilka butelek z płynem zapalającym. Kiedy na most wjechał pierwszy czołg, to wybiegliśmy i zaczęliśmy rzucać butelkami w te czołgi. Jeden z czołgów udało nam się podpalić.

Ze mną byli wówczas przyjaciele, a wśród nich Ryszard Nojman – wyznawca protestantyzmu i syn komisarza policji. Jego zabili sowieccy żołnierze, strzelając z karabinu maszynowego innego czołgu. Potem prawdopodobnie przejechali po nim gąsienicami. Mnie trafiono w rękę, miałem szczęście, że uszedłem z życiem. Miałem przestrzeloną czapkę i ubranie. Z innym chłopakiem udało nam się uciec i schować.

Na początku nie odczuwałem bólu od kontuzji ręki, dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że jestem ranny. Mnie podchwyciła siostra i jakiś chłopak, i zaprowadzili do lekarza. Nałożono mi gips i po tym już nigdzie z domu nie wychodziłem”.

„Wszyscy baliśmy się”

Stefan Chociej mówi, że po obronie Grodna nie wychodził na ulicę, gdyż ludzie mogli go poznać i wydać sowieckim żołnierzom.

„Strach był duży, bo gdyby jakiś Żyd się dowiedział, że brałem udział w obronie miasta, to wydałby mnie natychmiast. Nam się jednak poszczęściło, nikt naszej rodziny nie wydał. Około dwóch tygodni spędziliśmy jeszcze na ul. Brygidzkiej, po czym opuściliśmy miasto. W mieście nie było czego jeść, sklepy były pozamykane. Panował prawdziwy głód i wtedy mama postanowiła wyjechać z Grodna. Pociągiem dojechała do Sokółki i zwróciła się po pomoc do dziadka. Po pewnym czasie on furmanką przyjechał do Grodna i zabrał nas do wioski Poganica. Tak oto opuściłem rodzinne miasto. Nie zdążyliśmy zabrać wszystkich rzeczy, ale i na wsi zamieszkaliśmy w niezłym domu, dosyć komfortowym.

Ojciec wrócił do Grodna pod koniec 1939 roku. Dwa miesiące spędził w sowieckiej niewoli, ale został wypuszczony, bo dobrze rozmawiał po rosyjsku. Przyjechał do nas na wieś i się ukrywał, bojąc się, że wrócą po niego. Wszyscy baliśmy się”.

Do Grodna wrócił dopiero za Niemców

W 1940 roku urodzony grodnianin Stefan Chociej poszedł do wiejskiej szkoły, w której uczył się języków rosyjskiego i niemieckiego. A do rodzinnego miasta wrócił dopiero za czasów niemieckiej okupacji.

„Wieś leżała niedaleko Grodna i było nam w niej bezpiecznie. Jesienią 1941 roku na wsi zdarzył się pożar, podczas którego wyniosłem z płonącej chaty małe dziecko. Sam wówczas ucierpiałem, miałem poparzenia. Leżałem przed dwa miesiące niczego nie widząc. Skóra złaziła ze mnie, opiekowała się mną siostra. Po tym, jak trochę wyzdrowiałem, z ojcem postanowiliśmy pojechać do Grodna. Kiedy już dotarliśmy, to poszliśmy na ulicę Zamkową do znajomego żydowskiego lekarza. Getta wówczas jeszcze nie było. Przyszliśmy do lekarza, a on się chwycił za głowę i mówi: „To dobrze, że przywieźliście do mnie tego chłopca”. Za jedną wizytę Żyd brał 2-3 marki rzeszowe (Reichsmarka – niem.). Ojciec wrócił na wieś sam, zostawiając mnie w Grodnie, w domu rodzinnym, w którym mieszkał wówczas nasz wartownik. Musiałem odbyć dziesięć wizyt u żydowskiego lekarza. W czasie pobytu w Grodnie, spotykałem się ze znajomymi. Jeden z nich powiedział mi: „Czy ty durniem jesteś, po co chodzisz leczyć się do Żyda płatnie? Niemcy otworzyli na ul. Mostowej szpital!” Nazajutrz poszedłem tam. Zostałem przyjęty przez lekarza, ubranego w mundur wojskowy, a na nim – biały lekarski kitel. Lekarz obejrzał moje rany, czymś je posmarował i zalepił plastrem. Nawet nie bolało i nie zażądał pieniędzy. Leczyli bezpłatnie, więc do Żyda już nie poszedłem. Po kilku procedurach w szpitalu opuściłem Grodno i na rowerze pojechałem do wioski. Nigdy później już w Grodnie nie byłem. Na wsi żyliśmy na swojej ziemi. Do rodzinnego miasta powrócić przeszkadzał strach”.

„Gdyby otworzyli granicę, to przyczołgałbym się na kolanach”

Od 1941 roku Stefan Chociej tylko jeden raz, w czasach sowieckich na zaproszenie znajomych, zawitał do Grodna. Obecnie chciałby wrócić do rodzinnego miasta.

„Sowiety w Grodnie wyłapywali przede wszystkim inteligencję, po nich to samo robili Niemcy. Takich ludzi wywożono i rozstrzeliwano. Być może uratowało nas właśnie to, że wyjechaliśmy z Grodna. Wróciłem do rodzinnego miasta dopiero w 1984 roku. Przyjeżdżałem z żoną.

Jeszcze przed tym wyjazdem często śniłem po nocach, jak będąc w jakimś kościele naciskam pedał organu, a miechy organowe tłoczą powietrze. We śnie nie rozumiałem, gdzie się znajduję. Ale, kiedy poszedłem do kościoła Franciszkanów i wszedłem na górę, to zrozumiałem, że śniło mi się właśnie to miejsce, czyli kościół, w którym zostałem ochrzczony. Proszę sobie wyobrazić, przez całe życie jeden i ten sam sen, w którym widziałem grodzieński kościół. I to z samego dzieciństwa…

Kiedy byłem w Grodnie ostatni raz nasz dom na ul. Brygidzkiej jeszcze stał, ale mieszkali w nim wojskowi. Bardzo tęsknię za Grodnem, gdyby otworzyli granicę, to na kolanach bym się przyczołgał. Najbardziej tęsknię za Niemnem. Grodno jest moim miastem, nawet umrzeć bym chciał właśnie w nim”.

Znadniemna.pl za Hrodna.life 

Grodzieński portal internetowy Hrodna.life opublikował wspomnienia ostatniego żyjącego obrońcy Grodna przez Sowietami we wrześniu 1939 roku – 92-letniego Stefana Chocieja. Do mieszkającego w Dąbrowie Białostockiej bohatera wydarzeń sprzed 80. lat dotarł dziennikarz portalu Hrodna.life Rusłan Kulewicz, który jest częstym gościem spotkań o tematyce historycznej, organizowanych

Na stronie internetowej „Polacy Grodzieńszczyzny” ukazał się artykuł pt. „Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?”, w którym zwolennicy akcji „Pamiętam, Kim Jestem!”, zainicjowanej przez Fundację „Młode Kresy” przed zbliżającym się spisem ludności na Białorusi, polemizują z krytycznymi opiniami na temat akcji, które ukazały się w niektórych nacjonalistycznie zabarwionych  mediach białoruskich  oraz na profilach białoruskich działaczy narodowych w mediach społecznościowych.

Ulotka agitacyjna akcji „Pamiętam, Kim Jestem!” z podobizną Wincentego Konstantego Kalinowskiego

Publikujemy wspomniany artykuł w całości, w wersji, w której ukazał się na stronie polacygrodzienszczyzny.blogspot.com:

Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?

Akcja popularyzacji polskości przed spisem powszechnym na Białorusi osiągnęła już jeden z zakładanych celów. Wobec kampanii „Pamiętam, Kim Jestem” mało kto już pozostaje obojętnym. Dzięki mediom udało się między innymi nagłośnić palący, ale trochę zapomniany problem praktycznego niemal braku polskich szkół i przedszkoli na Białorusi.

Z kolei pod postawioną przez nas tezą, iż liczebność Polaków na Białorusi podczas zbliżającego się spisu może zostać zaniżona, podpisali się już tak zasłużeni działacze na rzecz miejscowej polskości jak Andżelika Borys czy Andrzej Poczobut. O takim prawdopodobieństwie mówi też w rozmowie z „Polakami Grodzieńszczyzny” Renata Cytacka, polska działaczka oświatowa z Litwy i radna miasta Wilna.

Plakat akcji „Pamiętam, Kim Jestem!”

Na swojej ziemi ojczystej jako Polacy mamy prawo czuć się u siebie, choć niektórzy zdążyli już powiedzieć, że to „prowokacja”. Polacy na Grodzieńszczyźnie, Brasławszczyźnie, ale też na Polesiu czy Ziemi Mińskiej mają prawo i obowiązek uprawomocnić swoją obecność na tych terenach. A zrobić to mogą przede wszystkim przez historię i symbole przez nią dostarczane. Bez odwołań do nich, bez integrowania się wokół nich – szczególnie, gdy na Białorusi faktycznie zakazuje się nauki w języku polskim – nie pozostanie nam nic innego, jak zostanie „kościelnymi Polakami”.

Tymczasem, nie chcemy pozostać jedynie lokalnym folklorem. Naród to pojęcie polityczne, naród to ta grupa, gdzie można realizować dobro wspólne. Stanowimy część polskiej wspólnoty narodowej, bo za taką się uważamy, dlatego nie ma mowy o „kościelnych Polakach” czy „spolonizowanych Białorusinach”.

Wincenty Konstanty Kalinowski to jedna z tych pomnikowych postaci, która dzierżyła sztandar polskości na tych ziemiach. Do mieszkańców naszych terenów zwracał się w następujący sposób:

„[…] czyż my, dzieci, siedzieć będziemy? My, którzy mieszkamy na polskiej ziemi, którzy jemy polski chleb, my, od wieków Polacy […] Kto z Rządem Polskim, temu prawdziwa wolność” („Pismo ad Jaska Haspadara s pad Wilni da mużyków ziemli polskoj”) [1].

My, Polacy tych ziem, możemy być dumni, że tak nasi wybitni rodacy są bohaterami dla innych narodów i wcale nam to nie przeszkadza. W końcu Wincenty Kalinowski jako rewolucjonista o przekonaniach lewicowych starał się skłonić do poparcia powstania także ludność wiejską, która mówiła „po prostemu”. Białoruski historyk Andrej Unuczak z Narodowej Akademii Nauk Białorusi przypomina, że Kalinowski pisał w słynnych „Listach spod szubienicy”, iż „sprawa polska to nasza sprawa, to sprawa wolności” [2]. Polski bohater narodowy pisał również: „[…] sieć, która oplata nas we wszystkich klasach i łączy z Polską, ma taki fundament w tradycjach i nawet zabobonach, że rozplątanie go, zniszczenie i stworzenie na nowo potrzebuje stuletniej, systematycznej i mądrej pracy. Agitatorzy, którzy zbierają się ze wszystkich krańców Rosji, niczego u nas nie zrobią w sprawie połączenia, tylko oszukują siebie” [3].

Wyjaśnienia wymaga też przywiązanie Wincentego Kalinowskiego do miejscowych prawosławnych chłopów, „mużyków” (stąd i „Mużyckaja Prauda”, skąd pochodzi cytowane wcześniej „Pismo ad Jaska…”). Jak pisze polski badacz Wojciech Śleszyński, najwięksi twórcy polskiej kultury – Adam Mickiewicz, Stanisław Moniuszko – czerpali z tej skarbnicy ludowej tradycji […] Zainteresowanie kulturą ludową nie oznaczało jednak, w opinii miejscowej szlachty, próby zrównywania społeczności wiejskiej z dworem [4]. Wspomniany autor, powołując się na białoruskiego badacza Alesia Smalańczuka, pisze również: „Podkreślanie przez miejscową szlachtę i ziemiaństwo przywiązania do lokalnego, jak to wówczas wymiennie nazywano, ruskiego lub litewskiego dziedzictwa, nie oznaczało odcinania się od polskiej wspólnoty państwowo-narodowej” [5].

Z kolei Grigory Ioffe z amerykańskiego Radfor University pisze, iż Kalinowski „popierał ideę wielkiej misji polskiego katolicyzmu w sprawie oświecenia i wyzwolenia miejscowych – przeważnie prawosławnych – chłopów” [6]. Tłumaczyć to może zresztą jego przychylność wobec ludności chłopskiej. Sama „białoruskość” – czy to Wincentego Kalinowskiego czy ludności wiejskiej zamieszkującej jego rodzinne strony – nie niosła ze sobą żadnych treści politycznych. Ioffe twierdzi, iż nazwa Białoruś jako toponim oraz Białorusinów jako etnonimu zostały odgórnie przyjęte przez mieszkańców tych terenów dopiero w wyniku powstania Białorusi radzieckiej [7].

W istocie Wincenty (takim imieniem się podpisywał) Kalinowski był dzieckiem osieroconym przez przedrozbiorową Rzeczpospolitą, która upadła w XVIII wieku i którą należy rozumieć (tak jak ją zdefiniowała jeszcze Konstytucja 3 Maja 1791 roku) jako niepodzielną całość Korony i Litwy. Nawet białoruscy historycy nie ukrywają, że z biegiem czasu w Wielkim Księstwie Litewskim było coraz mniej tego, co niepolskie: „Z biegiem czasu polski wpływ na ludność Wielkiego Księstwa Litewskiego wciąż się wzmacniał. Szlachta przeszła na katolicyzm i się polszczyła. W 1696 roku język polski został ogłoszony państwowym w Wielkim Księstwie Litewskim” [8].

Zresztą, właśnie podczas Powstania Styczniowego Komitet Prowincjonalny Litewski ogłasza 29 stycznia 1863 roku, że „węzeł całego powstania jest na Litwie. Powstanie Litwy decyduje o zmartwychwstaniu Polski i o śmierci wroga”. Z kolei 3 marca 1863 roku ogłoszono, że „Polszcza podniałasia za waszu i swoju swobodu” [9]. Sam Wincenty Kalinowski blisko współpracował zaś z dyktatorem powstania Romualdem Trauguttem [10]. Natomiast inny działacz, który powinien być dla Białorusinów wiarygodny, a więc Edward Woyniłlowicz, opisywał, że w roku 1881 roku miejscowy białoruski woźnica mówił w okolicach Bramy Smoleńskiej: „A wot ciapier my prajechali u Polszczu” [11].

Ulotka agitacyjna akcji „Pamiętam, Kim Jestem!” z podobizną Adama Mickiewicza

Adam Mickiewicz, kolejna wybitna postać z polskiej historii, wkłada w usta Podkomorzego z „Pana Tadeusza” takie oto słowa:

„Bracia! Ogłosił wam ksiądz na ambonie

Wolność, którą Cesarz-Król przywrócił Koronie,

A teraz Litewskiemu Księstwu, Polszcze całej

Przywraca, słyszeliście rządowe uchwały

I zwołujące walny sejm uniwersały” [12].

Z powyższego wynika, że Mickiewicz traktował Litwę i Koronę jako jedną Polskę. Zresztą, inne jego dzieło nosi przecież tytuł Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”. We Włoszech poeta inicjuje z kolei powołanie Legionu Polskiego.

Ciężko jako kogoś innego niż Polaka traktować również Tadeusza Kościuszkę. W Odezwie do duchowieństwa polskiego [rzymsko-katolickiego – PG], grecko-orientalnego, nieunickiego, tak zakonnego, jako i świeckiego, wydanej 7 maja 1794 roku pod Połańcem, zwracał się on następująco:

„Przekonajcie się, że w prawdziwej Ojczyźnie waszej wiernymi będąc, do Narodu Polskiego stateczne przywiązanie utrzymując, staniecie się godnymi używania praw i przywilejów wolności i wszelkich dobrodziejstw rządu słodkiego, którego się krwią swoją dokupują Polacy” [13].

Ulotka agitacyjna akcji „Pamiętam, Kim Jestem!” z podobizną Tadeusza Kościuszki

Sam Kościuszko, jako rewolucjonista i republikanin, inspirowany ideami Oświecenia, był zwolennikiem ujednolicenia narodu poprzez polonizację wszystkich jego warstw, a poprzez to – awans niższych warstw społecznych, dotychczas wykorzystywanych przez szlachtę. Sam będąc szlachcicem, chciał poprzez polonizację zrealizować swój radykalny jakobiński program społeczny. Trzeba więc dużo złej woli i/lub niewiedzy, żeby odmawiać mu polskości, a w nawiązywaniu przez Polaków do jego postaci doszukiwać się „prowokacji”. Nie inaczej jest ze wspomnianymi Kalinowskim oraz Mickiewiczem. Zresztą, w białoruskiej historiografii spotkać się można z określeniem Mickiewicza mianem „polskiego poety białoruskiego pochodzenia, jednego z liderów lewicowo-demokratycznego skrzydła polskiej emigracji” [14]. Jakkolwiek też Kościuszko czy Mickiewicz odczuwali związki czy też sentyment do lokalnego folkloru, który dziś moglibyśmy nazywać w dużym uogólnieniu „białoruskim”, tak bez wątpienia kategorią nadrzędną był dla nich Naród Polski, stojący ponad lokalnymi regionalizmami. Wspólnotą, do której adresowali oni swoje idee, byli bez wątpienia Polacy.

W przypadku Kościuszki wskazuje na to między innymi przysięga, jaką złożył w Krakowie 24 marca 1794 roku:

„Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna Jego” [15].

Z kolei poprzedzający przysięgę Kościuszki Akt Powstania Obywatelów, Mieszkańców Województwa Krakowskiego wskazywał wyraźnie, że wówczas terminy „Polska” i Rzeczpospolita” stosowano zamiennie, jako synonimy odnoszące się do tego samego terytorium i tego samego państwa:

„Uwolnienie Polski od obcego żołnierza, przywrócenie i zabezpieczenie całości jej granic, wytępienie wszelkiej przemocy i uzurpacji, tak obcej, jak i domowej, ugruntowanie wolności narodowej i niepodległości Rzeczypospolitej, ten jest cel święty powstania naszego” [16].

Z perspektywy Kościuszki i jego ówczesnych rodaków nie istniało rozróżnienie na Polskę i Litwę – dla nich Polską była całość terytorium przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Taki był też duch tamtej epoki, szczególnie w XVIII-wiecznej Polsce, która przyjęła centralistyczną Konstytucję 3 Maja, a wraz z nią – Zaręczenie Wzajemne Obojga Narodów. W tym dokumencie pada też nazwa Rzeczpospolita Polska jako odnosząca się do całości terytorium Korony i Litwy łącznie. Kto więc wie, czy gdyby dzieło odnowienia Rzeczypospolitej przetrwało i gdyby udało się ją wtedy obronić, to czy byłoby dziś komu twierdzić, że Kościuszko czy Kalinowski byli Białorusinami?

Oczywiście, Kościuszko urodził się na terytorium dzisiejszej Białorusi i temu nikt nie zaprzecza, ale jest to zawodna metoda. Na przykład współautorka ówczesnego rozbicia Rzeczypospolitej, caryca Katarzyna II, urodziła się w Szczecinie. Czy wobec tego dziś możemy nazywać ją „Polką”, bo Szczecin należy do Polski..? A może była Polką, tylko sama o tym nie wiedziała, tak jak Kościuszko czy Kalinowski nie wiedzieli o tym, że byli Białorusinami..?

„Narodowo” nastawieni Białorusini doskonale rozumieją, że ich idea potrzebuje symboli, potrzebuje historycznych postaci, do których można się odwoływać. Takich postaci, które pozwolą im samym na przedstawianie się w charakterze kontynuatorów wielkich historycznych idei. Niech będą to nawet postacie z polskiej historii. My, Polacy, nie musimy postrzegać tego jako czegoś złego, bo co do polskości naszych bohaterów, poetów, żołnierzy nie mamy wątpliwości. Ale takich bohaterów potrzebujemy tak samo jak każdy, kto chce, by tożsamość jego własnego narodu  przetrwała i się rozwijała.

A może zrobienie z nas „kościelnych Polaków” jest jednym z celów tak rozumianego „patriotyzmu” białoruskiego? Na szczęście dobrze wiemy, że ani Kościuszko, ani Mickiewicz, ani Wincenty Kalinowski nigdy by czegoś takiego nie poparli – dlatego i my nigdy tego nie poprzemy.

Polacy Grodzieńszczyzny

[1] http://kalinouski.arkushy.by/images/faximile/pismo_jaska_haspadara.jpg

[2] К. Каліноўскі, За нашую вольнасць. Творы, документы, Мінск 1999, s. 43, za: A. Unuczak, Ruch białoruski a „sprawa polska” w końcu XIX i na początku XX wieku [w:] Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XX wieku. Wybrane problemy stosunków polsko – białoruskich, pod red. T. Gawina, Warszawa 2017.

[3] Ibidem, s. 145.

[4] W. Śleszyński, Historia w służbie polityki. Zmiany polityczne a konstruowanie przekazu historycznego na ziemiach białoruskich w XX i XXI wieku, Białystok 2018, s. 54.

[5] Ibidem, s. 56; А. Смалянчук, „Польскае пытанне” ў беларускай гісторыі канца 18- початку 20 ст., „Гістарычны альманах” 2002, T. 7, s. 184.

[6] G. Ioffe, Długotrwałość poszukiwania białoruskiej tożsamości [w:] Tożsamości zbiorowe Białorusinów, red. R. Radzik, Lublin 2012, s. 68.

[7] Ibidem, s. 62.

[8] З. І. Зуева, Гісторыя Беларусі, частка 1. Ад старажытных часоў – па люты 1917 г., red. Я. К. Новік, Г. С. Марцуль, Мінск 2003, s. 184.

[9] Cit. per: M. Kosman, Historia Białorusi, Wrocław 1974, s. 233.

[10] Ibidem, s. 234.

[11] E. Woyniłłowicz, Wspomnienia 1847 – 1928, część I, Wilno 1931, s. 42.

[12] A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie, Warszawa 1979, s. 313.

[13] T. Kościuszko, Pisma, oprac. H. Mościcki, Warszawa 1947-1948, s. 108-109.

[14] М. В. Добнар-Запольский, История Белорусии, Минск 2003, s. 633.

[15] Cit. per: http://1794szlak.mec.edu.pl/dokumenty-kosciuszko/

[16] Ibidem.

Znadniemna.pl za polacygrodzienszczyzny.blogspot.com

Na stronie internetowej „Polacy Grodzieńszczyzny” ukazał się artykuł pt. „Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?”, w którym zwolennicy akcji „Pamiętam, Kim Jestem!”, zainicjowanej przez Fundację „Młode Kresy” przed zbliżającym się spisem ludności na Białorusi, polemizują z krytycznymi opiniami na temat akcji, które ukazały się w niektórych

Dziesięć chórów i zespołów muzycznych, działających przy oddziałach Związku Polaków na Białorusi  w Mińsku, Lidzie, Brześciu, Kalinkowiczach i Borysowie wzięło udział w III Festiwalu Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum”, który odbył się 28 września w Juszkiewiczach.

Wydarzenie, zostało zorganizowane w celu uczczenia 100. rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości przez Oddział ZPB w Juszkiewiczach i przy wsparciu Zarządu Głównego ZPB, Zarządu Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB, Konsulatu Generalnego RP w Brześciu oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie.

W ramach festiwalu odbył się konkurs muzyczny, do którego przystąpiły: chóry „Polonez” i „Liber Cante” oraz zespoły „Tęcza” i „Niespodzianka” z Mińska, chór „Lidziejka” z Lidy, zespół „Recha” z Kalinkowicz, chór „Śpiewające serduszka” z osiedla Mołodiożnyj w Lidzie, chór „Uścisk dłoni” z Brześcia, grupa wokalna „Wszystko w porządku” z Borysowa, a także duet z Oddziału Miejskiego ZPB w Brześciu.

Wśród gości honorowych Festiwalu byli: Agnieszka Fiałkowska, wicekonsul w Konsulacie Generalnym RP w Brześciu, Renata Dziemiańczuk, wiceprezes ZPB ds. kultury, Andrzej Poczobut, członek Zarządu Głównego ZPB, Eugeniusz Lickiewicz, członek Rady Naczelnej ZPB a także Elita Michajłowa, wiceprezes Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB ds. kultury.

Od lewej: ks.Leonard Okołotowicz, proboszcz parafii w Juszkiewiczach, Swietłana Alesik, sponsor Festiwalu, Elita Michajłowa, Andrzej Poczobut, Renata Dziemiańczuk oraz Agnieszka Fijałkowska z Konsulatu Generalnego RP w Brześciu

Festiwal zainaugurowała Msza św., którą celebrowali: ks. proboszcz parafii św. Trójcy w Juszkiewiczach Leonard Okołotowicz, ks.Henryk Okołotowicz z Wołożyna oraz ks. Oleg Silkiewicz z Nowej Myszy.  Po nabożeństwie odbyła się procesja po miejscowym cmentarzu, na którym goście i uczestnicy Festiwalu oddali hołd polskim patriotom z Juszkiewicz, poległym 5 kwietnia 1945 roku z rąk NKWD. Pomodlono się również przy grobach byłych kapłanów i proboszczów miejscowej parafii.

Homilię podczas Mszy św. wygłasza ks. Henryk Okołotowicz z Wołożyna

Po Mszy św. i upamiętnieniu juszkiewiczowskich patriotów w miejscowej świątyni odbył się festiwalowy program konkursowy. Oceniając zaprezentowane w jego ramach przez konkursowiczów  pieśni patriotyczne i religijne jurorzy w kategorii „zespoły dziecięce” przyznało I miejsce zespołowi „Recha” z Kalinkowicz. Wśród dorosłych natomiast zwycięstwo przyznano zespołowi „Tęcza” z Mińska, który w charakterze nagrody otrzymał prawo do wzięcia udziału  w Festiwalu Kultury Polskiej w Chorzowie na Dolnym Śląsku. Jurorzy przyznali także wyróżnienia, które otrzymały chóry „Uścisk dłoni” z Brześcia oraz „Lidziejka z Lidy”.

Zwycięzca konkursu festiwalowego wśród zespołów dziecięcych – zespół „Recha” z Kalinkowicz

Zwycięzca w kategorii dorosłych – zespół „Tęcza” z Mińska

Nagrody dla laureatów festiwalu w kategorii dziecięcej ufundowane zostały przez Katarzynę Borkowską-Wiśniewską, dyrektor Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych, słodkie prezenty dla dzieci, biorących udział w Festiwalu, przekazał były mieszkaniec Juszkiewicz, mieszkający obecnie w Mińsku Wiktor Szkodzik. Upominki dla biorących udział w Festiwalu chórów i zespołów ufundował  Brzeski Oddział Obwodowy ZPB oraz Swietłana Alesik z Brześcia.

Prowadzącymi zaprezentowanego w ramach Festiwalu programu artystycznego były Alina Burec i Polina Nowicka, a także uczennice Społecznej Szkoły Polskiej im. T. Reytana w Baranowiczach.

Organizator III Festiwalu Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum” prezes Oddziału ZPB w Juszkiewczach Dymitr Burec, żegnając uczestników Festiwalu, podziękował im za to, że „chcieli przyjechać do małej wioseczki Juszkiewicze i pozostawić cząstkę swojego ciepła, talentu i dobrego humoru w pamięci i sercach mieszkańców Juszkiewicz”. Życzył także, aby okoliczności zawsze sprzyjały artystom „w rozwoju ich zdolności i umiejętności muzycznych”. Dymitr Burec wyraził podziękowanie mieszkance Juszkiewicz Józefie Połojko za piękne udekorowanie miejscowej świątyni i przygotowanie jej do potrzeb Festiwalu.

Patronatem medialnym III Festiwal Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum” objęły TVP Polonia oraz kwartalnik Polaków na Polesiu „Echa Polesia”.

Znadniemna.pl za Polesie.org

Dziesięć chórów i zespołów muzycznych, działających przy oddziałach Związku Polaków na Białorusi  w Mińsku, Lidzie, Brześciu, Kalinkowiczach i Borysowie wzięło udział w III Festiwalu Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum”, który odbył się 28 września w Juszkiewiczach. Wydarzenie, zostało zorganizowane w celu uczczenia 100. rocznicy odzyskania

Polski historyk prof. Nikołaj Iwanow, przebywający w białoruskiej stolicy na XI Konferencji Międzynarodowej pt. „Znakomici Mińszczanie przełomu XIX i XX wieku”, był gościem kolejnego, zorganizowanego 28 września przez Oddział Związku Polaków na Białorusi w Mińsku, spotkania historycznego. Tematem spotkania były represje sowieckie w stosunku do mieszkającej na terenie ZSRR ludności polskiej.

Uczestnicy spotkania historycznego – członkowie Oddziału ZPB w Mińsku

W ramach spotkania historycznego został wyświetlony film dokumentalny pt. „Droga do prawdy”, opowiadający o mordowaniu Polaków w ZSRR m.in. w ramach tzw. „Operacji polskiej” NKWD, przeprowadzonej w latach 1937-1938 minionego stulecia.

Podczas pokazu filmu pt. „Droga do prawdy”

Przed pokazem filmowym do zgromadzonej w siedzibie ZPB w Mińsku publiczności przemówił wybitny znawca tematu sowieckich represji przeciwko Polakom dr hab. prof. nadzwyczajny historii Polski Nikołaj Iwanow.

Przemawia prof. Nikołaj Iwanow

Naukowiec, noszący m.in. tytuł Honorowego Członka Związku Polaków na Białorusi „za zasługi dla polskości na Białorusi poprzez opisywanie i dokumentowanie losów Polaków w byłym ZSRR w licznych publikacjach naukowych”, mówił, że „Operacja polska” NKWD była zbrodnią nie mniejszą od zbrodni katyńskiej, o której wiadomo powszechnie. – W odróżnieniu od zbrodni katyńskiej „Operacja Polska” NKWD jest prawie nieobecna w pamięci zbiorowej współczesnego pokolenia Polaków – mówił prof. Iwanow, tłumacząc, że o ofiarach zbrodni nie pamiętano, gdyż rodziny i potomkowie pomordowanych starali się wymazać okropności, które spotkały ich krewnych, z pamięci, bądź bali się kolejnych represji. Na Polaków według Nikołaja Iwanowa w ramach „Operacji polskiej” NKWD polowało po całym Związku Radzieckim. – W miejscach zamieszkiwania dużych skupisk ludności polskiej, szczególnie za Uralem, obecnie tylko kamienie na cmentarzach mówią po polsku – opowiadał prelegent, będący autorem książki pt. „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. „Operacja polska” 1937–1938”. – Dzisiaj przywracamy pamięć o tym wydarzeniu tak, jak kiedyś  przywracaliśmy pamięć o Katyniu. Z pamięcią o Katyniu było jednak łatwiej, bo o ofiarach tej zbrodni pamiętały rodziny. W przypadku „Operacji polskiej” NKWD ocalali członkowie rodzin byli świadomi, że za samo wspomnienie o niej mogą być ścigani przez sowiecką bezpiekę – mówił Nikołaj Iwanow.

Przytoczył słowa Heleny Trybel, matki byłego premiera Ukrainy Jurija Jechanurowa, że „być Polakiem w Związku Sowieckim w roku 1937 znaczyło to samo, co być Żydem w III Rzeszy”. – Polska była jedynym krajem, który nadawał się na „straszaka”, aby rozpętać w Związku Radzieckim terror i za jego pomocą rządzić zastraszonym ludem. Sowieci uznali, że Polaków trzeba wymordować, żeby wszyscy inni się bali” – konstatował historyk.

Skutkiem „Operacji polskiej” NKWD stało się zamordowanie ponad 111 tysięcy Polaków, zamieszkujących tereny Związku Radzieckiego. Aresztowano wówczas co najmniej 139 835 osób, z których część wywieziono do łagrów. Masowe rozstrzeliwania rozpoczęły się po rozkazie nr 00485, wydanym 11 sierpnia 1937 roku przez ówczesnego szefa NKWD Nikołaja Jeżowa.

O tych tragicznych wydarzeniach opowiedział wyświetlony w ramach spotkania film „Droga do prawdy”, którego kopia jest obecnie dostępna dla zainteresowanych w siedzibie ZPB w Mińsku.

 

Po pokazie filmowym między uczestnikami spotkania odbyło się omówienie przedstawionej historii ludobójstwa Polaków w ZSRR. W opinii przemawiających jak najwięcej ludzi powinno wiedzieć o tej  zbrodni. Prof. Nikołaj Iwanow, dziękując uczestnikom spotkania za zainteresowanie przedstawionym tematem sprezentował  dla biblioteki Oddziału ZPB w Mińsku egzemplarz swojej książki „Zapomniane ludobójstwo”,  a także przekazał książkę swojego kolegi – historyka z Rosji Wasyla Haniewicza pt. „Tragedia syberyjskiego Białegostoku”.

Książka Wasyla Haniewicza o tragedii Polaków z syberyjskiego Białegostoku

W spotkaniu historycznym Oddziału ZPB w Mińsku obok prof. Nikołaja Iwanowa udział wzięli m.in.  prof. nauk społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim Zdzisław Julian Winnicki, prof. nauk humanistycznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie Roman Stanisław Jurkowski, prof. Krzysztof Polechoński z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński.

Goście spotkania: dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński, prof. Nikołaj Iwanow, prof. Zdzisław Julian Winnicki

Prezes Oddziału ZPB w Mińsku Helena Marczukiewicz dziękuje gościom za przybycie na spotkanie

Prezes Oddziału ZPB w Mińsku Helena Marczukiewicz, żegnając się z gośćmi spotkania wyraziła wdzięczność za to, że znaleźli oni czas i możliwość na spotkanie się z Polakami w Mińsku.

Paulina Juckiewicz z Mińska

Polski historyk prof. Nikołaj Iwanow, przebywający w białoruskiej stolicy na XI Konferencji Międzynarodowej pt. „Znakomici Mińszczanie przełomu XIX i XX wieku”, był gościem kolejnego, zorganizowanego 28 września przez Oddział Związku Polaków na Białorusi w Mińsku, spotkania historycznego. Tematem spotkania były represje sowieckie w stosunku do

Taką decyzję podjęło kierownictwo Związku Polaków na Białorusi w związku z decyzją Wydziału Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego Grodna, dyskryminującą prawo mniejszości polskiej do rozwoju społecznego nauczania języka ojczystego.

Prezes ZPB Andżelika Borys zapewnia polskich nauczycieli, że krzywdząca ich decyzja zostanie zaskarżona przez ZPB

Przypomnijmy, że 27 września Wydział Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego Grodna wydał decyzję o wydaleniu z terytorium Białorusi nauczycielskiego małżeństwa Małgorzaty i Tomasza Banaszkiewiczów, skierowanych w charakterze konsultantów do Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą Ministerstwa Edukacji Narodowej RP.

Według prezes ZPB Andżeliki Borys wspomniana decyzja jest spektakularnym przykładem niedotrzymania przez władze białoruskie zobowiązań dwustronnych, sformułowanych w polsko-białoruskich porozumieniach międzyrządowych w zakresie wspierania rozwoju polskiej edukacji na Białorusi i białoruskiej w Polsce.

Tomasz i Małgorzata Banaszkiewiczowi, polscy nauczyciele wydaleni z Białorusi

– Przeprowadziliśmy konsultacje z prawnikiem, który potwierdził, że istnieją podstawy, aby zaskarżyć decyzję nawet jako niezgodną z prawem białoruskim – powiedziała w rozmowie z portalem Znadniemna.pl prezes ZPB Andżelika Borys.

Andżelika Borys ujawniła, że zgodnie z procedurą administracyjną decyzja Wydziału Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego Grodna zostanie najpierw zaskarżona do Grodzieńskiego Wydziału Obwodowego Spraw Wewnętrznych, a jeśli ten nie sprostuje decyzji swoich podwładnych, łamiącej prawa polskiej mniejszości, to pozew na wydalenie z Grodna polskich nauczycieli znajdzie się w sądzie.

Znadniemna.pl

Taką decyzję podjęło kierownictwo Związku Polaków na Białorusi w związku z decyzją Wydziału Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego Grodna, dyskryminującą prawo mniejszości polskiej do rozwoju społecznego nauczania języka ojczystego. [caption id="attachment_41954" align="alignnone" width="480"] Prezes ZPB Andżelika Borys zapewnia polskich nauczycieli, że krzywdząca ich decyzja zostanie zaskarżona

Cały dzień 29 września spędziła z rodakami na ziemi grodzieńskiej wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska.

Przyjechała na Białoruś na zaproszenie prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys, aby wziąć udział w objeździe miejsc pamięci narodowej, zorganizowanym w ramach obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej i bohaterskiej obrony Grodna przed Armią Czerwoną i uczestniczyć w uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego 2019/2020 w działającej przy Oddziale ZPB w Wołkowysku Polskiej Szkole Społecznej.

Pobyt wicemarszałek Sejmu RP na Grodzieńszczyźnie rozpoczął się od złożenia wieńców przy Krzyżu Katyńskim na cmentarzu wojskowym w Grodnie. W tym miejscu Małgorzata Gosiewska w asyście ambasadora RP na Białorusi Artura Michalskiego, konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka i prezes ZPB Andżeliki Borys wicemarszałek oddała hołd także obrońcom Grodna we wrześniu 1939 roku. – Jeśli chodzi o obronę Grodna, mamy w Polsce dużą lekcję do odrobienia, bo historia obrony tego miasta w Polsce jest ciągle mało znana. To głównie ludność cywilna, w dużej mierze młodzież, a nawet dzieciaki zdecydowały się bronić swojego miasta, Polski, również poświęcając życie – podkreśliła wicemarszałek Sejmu RP po złożeniu wieńca na zbiorowej mogile obrońców polskiego Grodna.

– Czuję wzruszenie, bo polskość nieść tutaj nie jest łatwo. Wymaga to poświęcenia, tym większy podziw moich rodaków w RP dla Polaków żyjących tutaj za niesienie polskości i walkę o polskość – mówiła Małgorzata Gosiewska rodakom zgromadzonym na cmentarzu wojskowym. Widząc liczną obecność na uroczystości członków Związku Polaków na Białorusi wicemarszałek Sejmu RP podkreśliła swój szacunek dla nieuznawanego przez władze w Mińsku ZPB, kierowanego przez Andżelikę Borys. – My, polski parlament, rząd, będziemy wspierać naszych rodaków, ten Związek Polaków i pragnę zapewnić, że ta pomoc zawsze będzie – zapewniła polska polityk.

Po spotkaniu się z Polakami w Grodnie wicemarszałek Sejmu RP w towarzystwie kierowników polskich placówek dyplomatycznych Grodna i Mińska, działaczy ZPB oraz uczniów, działającej przy organizacji Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego, odwiedziła rodaków w Indurze, którzy czekali na delegację wysokich gości przy znajdującej się na miejscowym cmentarzu katolickim zbiorowej mogile żołnierzy Wojska Polskiego, poległych we wrześniu 1939 roku.

Kolejnym punktem podróży wicemarszałek Sejmu RP po Grodzieńszczyźnie była Wielka Brzostowica. Tutaj przy pomniku ku czci żołnierzy Wojska Polskiego, poległych w wojnie polsko-bolszewickiej na wysokich gości czekała kilkudziesięcioosobowa grupa działaczy miejscowego oddziału ZPB. Po złożeniu wieńców przy pomniku żołnierzy Wojska Polskiego Małgorzata Gosiewska oddała hołd pochowanym na cmentarzu w Wielkiej Brzostowicy ofiarom sowieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku.

Wśród ofiar Sowietów i komunistów z Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, którzy po agresji Armii Czerwonej na Polskę 17 września 1939 roku zamordowali w Wielkiej Brzostowicy i okolicy kilkudziesięciu polskich patriotów byli m.in. komendant posterunku policji Piotr Ostaszewski oraz kawaler Krzyża Virtuti Militari za wojnę polsko-bolszewicką Witold Boretti.

Najbardziej masowym spotkaniem wicemarszałek Sejmu RP z Polakami Grodzieńszczyzny stało się spotkanie na Cmentarzu Wojennym 1920 roku w Wołkowysku. Mimo ulewnego deszczu Małgorzatę Gosiewską witało na cmentarzu ponad sto działaczy Oddziału ZPB w Wołkowysku, którzy po spotkaniu wraz z wicemarszałek Sejmu RP udali się na Mszę św. do wołkowyskiej fary – kościoła św. Wacława.

Po nabożeństwie Małgorzata Gosiewska przemówiła do zgromadzonych w świątyni wołkowyskich Polaków, wyrażając im wdzięczność i podziw za to, że pielęgnują polskość na swojej ziemi. – Mimo tego, że nie mieszkacie w Polsce, jesteście Polakami, od których my, mieszkający w ojczyźnie, powinniśmy się uczyć prawdziwego patriotyzmu. Mamy świadomość, że nie mieszkacie w Polsce tylko dlatego, że przesunęła się granica Polski – mówiła polska polityk.

Po Mszy św. wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska wzięła udział w najbardziej radosnym wydarzeniu, jakie zastała w czasie swojego krótkiego pobytu na Grodzieńszczyźnie. Była gościem honorowym uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego 2019/2020 w działającej przy Oddziale ZPB w Wołkowysku Polskiej Szkole Społecznej.

Jak ogłosiła w swoim przemówieniu do zgromadzonych na szkolnej uroczystości prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku i dyrektor działającej przy nim placówki edukacyjnej Maria Tiszkowska: – W tym roku w naszej szkole rozpocznie naukę ponad 120 dzieci, z których ponad pięćdziesięciu to pierwszoklasiści, a nawet przedszkolaki.

Rozpoczęcie roku szkolnego w Polskiej Szkole Społecznej przy ZPB w Wołkowysku odbywało się w cieniu ataku władz białoruskich, przypuszczonego przeciwko Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie.

W piątek, 27 września, Wydział Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego miasta Grodna odmówił nauczycielom skierowanym do tej szkoły przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą Ministerstwa Edukacji Narodowej RP Małgorzacie i Tomaszowi Banaszkiewiczom prawa do dalszego pobytu na Białorusi i wspierania swoją wiedzą i kwalifikacjami zespół pedagogiczny placówki, w której podjęło naukę tym roku szkolnym ponad tysiąc uczniów.

Zdaniem kierownictwa ZPB decyzja władz białoruskich narusza zapisy porozumień polskiego i białoruskiego rządów w dziedzinie wspierania rozwoju oświaty mniejszości polskiej na Białorusi i białoruskiej w Polsce.

Małgorzata Gosiewska, odnosząc się do wspomnianego incydentu powiedziała w rozmowie z dziennikarzami, że jest to „smutna informacja”.

– Mam nadzieję, że to nie będzie w tej chwili jakaś głębsza zmiana. My staramy się prowadzić dialog ze stroną białoruską. Miewamy problemy, ale miewaliśmy problemy też z innymi sąsiadami i udało się je rozwiązać, czy też może rozwiązujemy je – powiedziała wicemarszałek Sejmu

RP jako przykład wskazując Litwę. Dodała, że nie traci nadziei na to, że problemy uda się rozwiązać także w przypadku Białorusi.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z wizyty wicemarszałek Sejmu RP Małgorzaty Marii Gosiewskiej:

Grodno

Indura

Wielka Brzostowica

Wołkowysk

 

 

Znadniemna.pl

Cały dzień 29 września spędziła z rodakami na ziemi grodzieńskiej wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska. Przyjechała na Białoruś na zaproszenie prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys, aby wziąć udział w objeździe miejsc pamięci narodowej, zorganizowanym w ramach obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej

Uroczystość nadania godności ucznia Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie dzieciom, które w tym roku po raz pierwszy przekroczyły próg tej placówki oświatowej, odbyła się 27 września.

Odświętnie ubrani, z prowizorycznymi „biretami profesorskimi” na głowach, uczniowie klas szkoły podstawowej w towarzystwie rodziców, dziadków i rodzeństwa zajęli w piątek miejsca w pierwszych rzędach w szkolnej auli. To oni byli bowiem bohaterami pierwszej w tym roku szkolnej uroczystości po uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego.

Powitać w szkolnej rodzinie jej najmłodszych przedstawicieli przybyło kierownictwo Związku Polaków na Białorusi na czele z prezes Andżeliką Borys, konsul RP w Grodnie Paweł Niedźwiedzki z małżonką i dziećmi, a także zespół szkolnych pedagogów na czele z dyrektor „Batorówki” Danutą Karpowicz.

Witając „małych profesorków” w progach szkoły dyrektor Danuta Karpowicz zapewniła ich i ich rodziców, że osobiście, wraz z zespołem szkolnych pedagogów, dokona wszystkiego, co od niej zależy, aby nauka w „Batorówce” przyniosła oczekiwane owoce, a uczniowie szkoły nie tylko zdobyli wiedzę o Polsce, jej kulturze, języku i historii, lecz także rozwinęli swoje talenty i zdolności. Sprzyjać temu ma działający przy Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie zespół wokalny „AKWARELE”, do którego może zapisać się każdy, kto pragnie doskonalić swoje zdolności wokalne i muzyczne. Dzieci i młodzież, pragnąca spróbować siebie w sztuce aktorskiej, mogą z kolei zgłaszać akces do szkolnego teatrzyku. Nie obce dla „Batorówki” jest dbanie o rozwój fizyczny jej uczniów. Dzieciaki, lubujące się w aktywności fizycznej i uprawianiu sportu, będą mogły zawiązać znajomość z trenerami i rówieśnikami, uprawiającymi różne dyscypliny sportowe, w działającym przy ZPB Polskim Klubie Sportowym „Sokół”, który regularnie organizuje zawody dla dzieci w różnym wieku, a najlepszych wysyła na turnieje sportowe do Polski .

Prezes ZPB Andżelika Borys, przemawiając do zgromadzonych na uroczystości, słowa uznania i wdzięczności za wybór placówki, dającej możliwość korzystania z dodatkowej edukacji w języku polskim, skierowała do rodziców uczniów „Batorówki”. Zapewniła, że jeśli celem rodziców, oddających swoje pociechy do „Batorówki”, jest podjęcie w przyszłości przez dzieci studiów wyższych w Polsce, to dokonali jedynie słusznego wyboru. – Absolutna większość absolwentów tej szkoły trafia na wymarzone studia! – zapewniła prezes ZPB.

Słowa wdzięczności dla rodziców, którzy dbają o wychowanie swoich dzieci w polskim duchu i stwarzają warunki do zaszczepienia im wiedzy o Polsce oraz o nauczenie się języka polskiego, wygłosił konsul RP w Grodnie Paweł Niedźwiedzki.

Po przemówieniach gości uczniowie „Batorówki” przedstawili publiczności i swoim kolegom krótki program artystyczny, na który złożyły się występy artystów z działającego przy szkole zespołu „AKWARELE”, a także występy recytatorskie innych uczniów. Wśród tych ostatnich, w ramach uroczystości pasowania na ucznia przyjętych do szkoły dzieciaków i złożenia przez nich ślubowania, że będą się starać zostać wzorowymi uczniami , odbyła się premiera wiersza, poświęconego patronowi Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie. Wiersz pt. „Batory i oświata” wyrecytował dla zgromadzonych przyjęty w tym roku do „Batorówki” młody artysta Marcin Pisalnik. Z uwagi na to, że wiersz o Batorym ułożył dla Marcina jego tata i nasz redakcyjny kolega Andrzej Pisalnik, mamy możliwość udostępnienia tekstu wierszyka w niniejszej publikacji:

Batory i oświata

W naszej Szkole Batorego
My uczymy się polskiego.
Chociaż patron nasz był Węgrem
I polskiego prawie nie znał,
Za to Polskę kochał szczerze.
Szanowali go rycerze.
Z nim chodzili na wyprawy
I nie było takiej sprawy,
Której król by nie załatwił:
Chcecie szkołę? A to łatwe!
Zakonników oświeconych król sprowadził nam do Grodna.
I zrozumiał lud grodzieński, że uczenie się jest modne.
Nawet dzieci już wiedziały, że oświata to podstawa.
I powiedział wczoraj tata: – Ucz się synku! Dobra sprawa!

A teraz zapraszamy do oglądania fotorelacji z uroczystości pasowania na ucznia w Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie:

Przemawia Danuta Karpowicz, dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie

Przemawia konsul RP w Grodnie Paweł Niedźwiedzki

Przemawia prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys

Śpiewa zespół „AKWARELE”

Wiersz „Batory i oświata” recytuje Marcin Pisalnik

Dyrektor szkoły Danuta Karpowicz odczytuje tekst ślubowania

Śpiewa zespół „AKWARELE”

Znadniemna.pl

Uroczystość nadania godności ucznia Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie dzieciom, które w tym roku po raz pierwszy przekroczyły próg tej placówki oświatowej, odbyła się 27 września. Odświętnie ubrani, z prowizorycznymi „biretami profesorskimi” na głowach, uczniowie klas szkoły podstawowej w towarzystwie

Wczoraj, 27 września, małżeństwo nauczycieli języka polskiego z Polski Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie przed uroczystością pasowania swoich wychowanków klas pierwszych na uczniów musieli opuścić terytorium Białorusi. Oddział Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego miasta Grodna odmówił nauczycielom prawa do dalszego pobytu na Białorusi.

Tomasz i Małgorzata Banaszkiewiczowie

Małżeństwo nauczycieli Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie zostali skierowani do Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą.

– Wczoraj dla naszej szkoły był bardzo smutny dzień: dwóch wspaniałych nauczycieli musiało opuścić kraj… Byli to ludzie, którzy chcieli i umieli pracować z młodzieżą. Jest mi, jako dyrektor tej placówki, niezmiernie przykro, z drugiej zaś strony jestem OBURZONA takim zachowaniem władz białoruskich! Dla mnie czy to w klasie, czy w to w szkole najważniejszy jest UCZEŃ i dlatego dołożę wszelkich starań, by Uczniowie otrzymali u nas to, po co przyszli – Miłość i Wiedzę – skomentowała na Facebooku Danuta Karpowicz, dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie.

Prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys żegna się z nauczycielami

Z kolei członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut na swoim profilu facebookowym napisał, że Białoruś jest jedynym krajem na świecie, który tak zawzięcie zwalcza język polski.

– W tym roku 11 dzieci nie zostało przyjętych do państwowej Szkoły Polskiej w Grodnie, a w całym szeregu państwowych szkół zlikwidowano fakultatywne lekcje języka polskiego. Teraz przyszła kolej na oświatę społeczną. Nieoficjalnie wiemy, że w następnym tygodniu kolejni nauczyciele skierowani na Białoruś przez ORPEG podlegający Ministerstwu Edukacji Narodowej RP będą wydalenia z Bialorusi. Jak to się mowi: na Wschodzie bez zmian – skomentował Andrzej Poczobut.

Znadniemna.pl

Wczoraj, 27 września, małżeństwo nauczycieli języka polskiego z Polski Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie przed uroczystością pasowania swoich wychowanków klas pierwszych na uczniów musieli opuścić terytorium Białorusi. Oddział Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego miasta Grodna odmówił nauczycielom prawa do dalszego pobytu na Białorusi. [caption id="attachment_41813" align="alignnone" width="480"]

Odkąd ustawa o Karcie Polaka w 2008 r. weszła w życie, dokument otrzymało ponad 137 tys. obywateli Białorusi.

W odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej” Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że w okresie od 2008 r. do 24 września 2019 r. w placówkach dyplomatycznych na Białorusi przyznano 131 770 Kart Polaka. Z kolei ponad 1,5 tys. wniosków jest w trakcie rozpatrywania.

Oznacza to, że w ciągu ostatnich trzech lat dokument otrzymało na Białorusi ponad 55 tys. osób. Liczbę można oszacować, ponieważ w czerwcu 2016 r. ówczesny ambasador RP w Mińsku Konrad Pawlik mówił o 75 tys. przyznanych kart. Obywatele Białorusi wciąż stanowią największą grupę wśród ich posiadaczy (na drugim miejscu jest Ukraina).

Od października 2017 r. wnioski o przyznanie kart przyznaje również Wojewoda Podlaski. W piątek Podlaski Urząd Wojewódzki w Białymstoku poinformował „Rzeczpospolitą”, że od 14 października 2017 roku do 30 sierpnia 2019 roku wydano 5376 Kart Polaka.

Egzamin z polskości

Otrzymanie karty nie jest jednak ani szybkie, ani proste. Cały proces może trwać nawet kilkanaście miesięcy, a samo polskie pochodzenia i znajomość języka nie wystarczą. Ostatecznie o wszystkim decyduje rozmowa z polskim konsulem (lub pracownikiem urzędu w Białymstoku). To nie jest zwykła rozmowa, ponieważ konsul zadaje pytania dotyczące historii, kultury i tradycji polskiej, które często nie należą do najłatwiejszych.

Na Białorusi nawet powstała płatna aplikacja Karta Polaka, która ma ułatwić naukę przygotowującym się do takiej rozmowy. Zgromadzono tam pytania, który wcześniej były już zadawane. Wśród nich jest np. prośba o opowiedzenie „legendy o powstaniu Wisły” czy wymienienie „polskich zabytków na liście UNESCO”.

Mieszkający w Polsce szef Fundacji Młode Kresy Mirosław Kapcewicz (organizacja zrzesza Polaków pochodzących z Białorusi, Litwy i Ukrainy) powiedział jednak, że otrzymanie Karty Polaka w 2010 r. nie było dla niego kłopotem. – Miałem styczność z językiem polskim w rodzinnym domu. Interesowałem się historią Polski, więc pytania tego typu też nie były dla mnie trudne – mówi „Rzeczpospolitej”. Od kilku dni prowadzi na Białorusi akcję „Pamiętam, kim jestem”, którą opisywaliśmy na naszych łamach. – Karta Polaka dała mi przede wszystkim poczucie, że państwo polskie dba o swoich rodaków na Kresach – dodaje.

Mińsk pozostaje krytyczny

Odkąd w 2016 r. znowelizowano ustawę o Karcie Polaka, jej posiadacze mogą otrzymać niemal od ręki bezpłatną kartę stałego pobytu, a po roku mieszkania w kraju – obywatelstwo polskie. Mogą też starać się o pomoc finansową, która jest wypłacana przez dziewięć miesięcy. To znacząco zmieniło znaczenie Karty Polaka, gdyż wcześniej na jej podstawie nie można dostać nawet zgody na czasowy pobyt, a jedynie bezpłatną wizę. Po ostatniej nowelizacji ustawy w czerwcu Karta Polaka objęła także rodaków na całym świecie, a nie tylko w państwach byłego ZSRR.

– Gdy powstawała ustawa o karcie w 2005 r., chodziło przede wszystkim o ułatwienie kontaktu z ojczyzną rodakom, którzy nadal chcą pozostać w miejscu zamieszkania. W 2016 r. sytuacja się zmieniła. Zobaczyliśmy, że repatriacja nie działa. Stworzono więc warunki do przeprowadzenia się i osiedlenia się w Polsce posiadaczom kart. Po prostu zmieniła się koncepcja – tłumaczy szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, który był jednym z inicjatorów wprowadzenia Karty Polaka.

Niezmienny natomiast pozostaje stosunek do karty władz w Mińsku. Posiadając ją, nie można liczyć na awans w sektorze państwowym. Od 2011 r. obowiązuje odpowiednia ustawa, która zakazuje posiadanie tego dokumentu urzędnikom czy pracownikom służb mundurowych.

– Słusznie, ponieważ obywatel nie może być lojalny wobec dwóch krajów jednocześnie – mówi „Rzeczpospolitej” Walery Waraniecki, szef komisji zagranicznej niższej izby białoruskiego parlamentu. – To godzi w nasze interesy i negatywnie odbija się na naszych relacjach z Warszawą – twierdzi.

Znadniemna.pl za Rusłan Szoszyn/rp.pl

Odkąd ustawa o Karcie Polaka w 2008 r. weszła w życie, dokument otrzymało ponad 137 tys. obywateli Białorusi. W odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej" Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że w okresie od 2008 r. do 24 września 2019 r. w placówkach dyplomatycznych na Białorusi przyznano 131 770

Przedstawiciele białoruskiej inteligencji napisali list otwarty do rządu Litwy. Proszą o pochowanie przywódcy powstania styczniowego Wincentego Konstantego Kalinowskiego nie w Wilnie, ale na Białorusi.

Wincenty Konstanty Kalinowski, przywódca powstania styczniowego na ziemiach dzisiejszych Litwy i Białorusi

– Wiadomość o odnalezieniu i identyfikacji szczątków powstańców lat 1863-1864 na Górze Zamkowej w Wilnie przyjęliśmy z wielkim poruszeniem. 155 lat, które minęło od czasu powstania, potwierdziło: ofiara mężnych bojowników o wolność nie poszła na marne. Suwerenność Białorusi, Litwy i Polski są świadectwem historycznej sprawiedliwości, zdobytej krwią naszych bohaterów narodowych – rozpoczynają swój list przedstawiciele białoruskiej społeczności twórczej.

Dalej przekonują oni, że Wincenty Konstanty Kalinowski jest białoruskim bohaterem narodowym, który oddał życie za wolność i godność Białorusinów. Dziękują jednocześnie, że Litwa postanowiła godnie uczcić jego pamięć i pochować go w panteonie bohaterów na Starej Rossie w Wilnie.

– Takie miejsce potrzebne jest też nam, Białorusinom. Uważamy, że naszego bohatera narodowego Konstantego Kalinowskiego należy pochować na Białorusi i prosimy naród litewski o rozpatrzenie tej możliwości. Naród białoruski przeżywa teraz trudne chwile, istnieje wiele zagrożeń dla niepodległości jego państwa. Pochowanie Kalinowskiego na Białorusi byłoby symbolem przypominającym Białorusinom, jak należy kochać swoją Ojczyznę, swój naród i jak należy o nie walczyć – czytamy w liście do władz Litwy.

Przedstawiciele białoruskiej inteligencji podkreślają, że taki gest ze strony Litwy jeszcze bardziej zbliżył by oba narody, które przez stulecia pokojowo współistniały „we wspólnym potężnym państwie” – najpierw w Wielkim Księstwie Litewskim, a potem w Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

– Za wolność naszą i waszą! – kończy swój list Białorusini.

Wśród 79 sygnatariuszy listu do władz Litwy znaleźć możemy najwybitniejszych przedstawicieli białoruskiej kultury, nauki, sportu, jak też znanych działaczy społecznych i politycznych. Listę otwiera noblistka Swietłana Aleksiejewicz. List podpisał także zastępca dyrektora Telewizji Biełsat Alaksiej Dzikawicki. Pełen tekst listu i lista sygnatariuszy dostępna jest TUTAJ.

Wincenty Konstanty Kalinowski (nazywany na Białorusi Kastusiem Kalinowskim) jest uznawany za bohatera narodowego Polski, Litwy i Białorusi. Dowodził on powstaniem styczniowym na terenie zajętego przez Rosję Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ten pochodzący ze stanu szlacheckiego społecznik przed powstaniem i w jego trakcie był wydawcą pierwszej białoruskojęzycznej gazety, w której wzywał Białorusinów do buntu przeciwko caratowi.

W marcu 1864 roku został stracony w Wilnie wraz z 20 powstańcami, a ich ciała Rosjanie pogrzebali w tajemnicy. W 2017 roku litewscy archeolodzy odkryli szczątki powstańców na zboczu Góry Zamkowej. Jesienią br. podczas wspólnej polsko-litewskiej uroczystości powstańcy mają spocząć w odnowionej kaplicy na wileńskiej Starej Rossie. Staraniem białoruskich działaczy, inskrypcja na sarkofagu będzie sporządzona w trzech językach: litewskim, polskim i białoruskim.

Białoruskie władze państwowe uznają Kalinowskiego za ważną postać historyczną. Nie oddają mu jednak czci jako bohaterowi narodowemu – jako powstaniec walczący z caratem jest dla nich zbyt antyrosyjski.

Znadniemna.pl za belsat.eu

Przedstawiciele białoruskiej inteligencji napisali list otwarty do rządu Litwy. Proszą o pochowanie przywódcy powstania styczniowego Wincentego Konstantego Kalinowskiego nie w Wilnie, ale na Białorusi. [caption id="attachment_41767" align="alignnone" width="480"] Wincenty Konstanty Kalinowski, przywódca powstania styczniowego na ziemiach dzisiejszych Litwy i Białorusi[/caption] – Wiadomość o odnalezieniu i identyfikacji szczątków

Skip to content