HomeStandard Blog Whole Post (Page 222)

Imiona 505 Polaków, 1140 Białorusinów, 40 Żydów, ponad dziesięciu Litwinów, Łotyszy i Rosjan opublikowała na swojej stronie w Internecie Inicjatywa Społeczna „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”. Lista zidentyfikowanych ofiar egzekucji, dokonywanych przez NKWD w Orszy w latach 1937-38 liczy obecnie ponad 1750 imion i nazwisk. Lista będzie uzupełniana o imiona kolejnych zidentyfikowanych ofiar.

Pomnik upamiętniający Polaków mordowanych w Orszy przez NKWD.

Według działaczy inicjatywy społecznej lista ofiar ma służyć ich potomkom, poszukującym informację o losach swoich przodków, zamordowanych przez NKWD w lasach koło Orszy. Polacy są drugą co do liczebności po Białorusinach, grupą narodowościową, wśród ofiar egzekucji, dokonywanych pod Orszą. Odsetek zamordowanych pod Orszą  Polaków w stosunku do ofiar innych narodowości wynosi około 29 procent. Tłumaczy się to tym, że wielu z nich mieszkało w rejonach BSRR, graniczących do 1939 roku z II Reczpospolitą. Były to rejony: zasławski, łogojski, lepelski, dzierżyński oraz inne, a także samo miasto Orsza. Rejony i miejscowości, z których ofiary zwożono na śmierć do orszańskich lasów zostały zaznaczone na mapie, którą opublikowała Inicjatywa Społeczna „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”.

Na opublikowanej liście ofiar każda notka o człowieku zawiera otagowane informacje o dacie egzekucji, rejonie oraz miejscowości, w której zamordowany mieszkał przed aresztowaniem. Dzięki tagom użytkownik może szybko odnaleźć, kto jeszcze z tego, czy innego rejonu bądź miejscowości został aresztowany bądź rozstrzelany w Orszy  tego samego dnia. W przyszłości autorzy strony mają zamiar zaznaczyć wszystkie miejscowości i ostatnie adresy zamieszkania ofiar. Ma to pomóc poszukującym w szybkim odnajdywaniu informacji o ich przodkach, krewnych i sąsiadach.

Podczas układania listy ofiar egzekucji w Orszy udało się ustalić około 60 represjonowanych rodzin. Są to: ojcowie i dzieci, żony i mężowie, bracia i siostry. Na przykład trzej bracia Zujewscy – Stanisław, Antoni i Franciszek z rejonu Zasławskiego, bracia Filipowiczowie Włodzimierz i Stanisław z rejonu mińskiego, albo bracia Skorobogatowie Józef i Włodzimierz z rejonu dzierżyńskiego. Odnalezione powiązania rodzinne również są widoczne na stronie internetowej Inicjatywy Społecznej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”.

Praca nad układaniem listy ofiar pozwoliła ustalić, że wielu z rozstrzelanych niejednokrotnie było poddawanych represjom i prześladowaniom ze strony komunistycznego reżimu. Niektórzy znaleźli się na celowniku jeszcze w latach dwudziestych: byli karani grzywnami, poddawani rozkułaczaniu, zsyłani do obozów pracy przymusowej. Na przykład, rozstrzelany w Orszy ksiądz Adolf Kaszic, po raz pierwszy był aresztowany w 1927 roku, a w roku 1931 za „prowadzenie wśród ludności narodowości polskiej systematycznej agitacji kontrrewolucyjnej, skierowanej przeciwko władzy sowieckiej”, a także za „przygotowania do przekroczenia granicy z wykorzystaniem uczuć wierzących” został skazany na 8 lat łagrów. Antoni Kamieński z kolei, będący bratem oficera Wojska Polskiego Piotra Kamieńskiego był aresztowany 5 razy, dwa z nich areszt kończył się zesłaniem, a w 1937 roku został on rozstrzelany w Orszy.

Niektóre notki o ofiarach zawierają ich zdjęcia. Część materiałów fotograficznych udało się pozyskać od potomków ofiar, a niektóre znaleziono we wcześniejszych publikacjach na temat rozstrzelanych.

Rok temu listę rozstrzelanych w Orszy przekazał Inicjatywie Społecznej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy” rosyjski portal „Otwarta Lista”. W sierpniu bieżącego roku potomkowie rozstrzelanych stworzyli stronę internetową kobylaki.by, na której zamieścili listę ofiar NKWD. Obecnie autorzy strony wypełniają ją wspomnieniami krewnych  ofiar, materiałami o represjach, których dokonywano na ziemi orszańskiej, a także publikują historię memoriału na Kobylackiej Górze w Orszy, będącej miejscem masowych egzekucji.

Rok temu władze rejonu orszańskiego postawiły na miejscu egzekucji tablicę pamiątkową  z inskrypcją w czterech językach: białoruskim, rosyjskim, angielskim oraz hebrajskim. Niestety na tablicy zabrakło miejsca  dla inskrypcji w języku polskim, który zastąpiono angielskim. Celowo lub nie władze w ten sposób ukryły informację o rozstrzeliwanych w Orszy Polakach. Żeby przywrócić sprawiedliwość  w sierpniu bieżącego roku na Kobylackiej Górze  stanął pomnik z napisem po polsku: «Pamięci Pоlaków z Białorusi przеśladowanych i mordowanych w Orszy”.

Igor Stankiewicz z Orszy

Imiona 505 Polaków, 1140 Białorusinów, 40 Żydów, ponad dziesięciu Litwinów, Łotyszy i Rosjan opublikowała na swojej stronie w Internecie Inicjatywa Społeczna „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”. Lista zidentyfikowanych ofiar egzekucji, dokonywanych przez NKWD w Orszy w latach 1937-38 liczy obecnie ponad 1750 imion i nazwisk. Lista

Pochodząca z Lidy studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim Bożena Worono zdobyła Grand Prix II edycji Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, którą 6 października zorganizował w Mińsku Związek Polaków na Białorusi.

Konkurs, który ZPB organizuje we współpracy z Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS), ma na celu popularyzację twórczości Agnieszki Osieckiej, wybitnej polskiej poetki, autorki tekstów do piosenek, z których wiele stało się przebojami, śpiewanymi przez największe gwiazdy polskiej estrady XX wieku.

O patronce konkursu, który odbył się na Małej Scenie Sali Koncertowej „Mińsk”,  w słowie wstępnym do uczestników i widzów opowiedziała wiceprezes ZPB ds. kultury Renata Dziemiańczuk. Polska działaczka przypomniała, że Agnieszka Osiecka, gdyby nie tragiczna śmierć z powodu choroby onkologicznej w 1997 roku, 9 października obchodziłaby 83 urodziny. – Jej twórczość była niezwykle różnorodna, a pozostawiona przez Agnieszkę Osiecką spuścizna jest bardzo obfita. Gdybyśmy chcieli wysłuchać wszystkie piosenki, do których teksty napisała poetka, to musielibyśmy je słuchać bez przerwy w ciągu tygodnia – mówiła Renata Dziemiańczuk, podkreślając, że ogółem patronka konkursu napisała teksty do ponad dwóch tysięcy piosenek.

Przemawia wiceprezes ZPB ds. kultury Renata Dziemiańczuk Obok niej – po lewej Urszula Bobryk i Teresa Krasowska (po prawej)

W konkursie, do którego przystąpiło ogółem trzynaście zespołów i solistów z Grodna, Mińska, Lidy, Baranowicz i Stołpców zabrzmiały szeroko i mniej znane piosenki Agnieszki Osieckiej. Każdy z konkursowiczów miał zaśpiewać dwa utwory muzyczne, do których słowa napisała patronka konkursu. Zabrzmiały piosenki: „Niech żyje bal”, „Ach, Panie, Panowie” (przetłumaczona na rosyjski i śpiewana przez Bułata Okudżawę, legendę rosyjskiej piosenki autorskiej), „Nie spoczniemy”, „Miasteczko cud”, „Kiedy mnie już nie będzie”, „Kołysanka dla okruszka”, „Ludzkie gadanie”, „Ballada o pancernych”(wykonywana w kultowym polskim serialu wojennym „Czterej pancerni i pies”), „Miłość w Portofino”, „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma” i inne.

W skład jury konkursu weszły m.in. dr hab. prof. na Katedrze Chóralistyki  i Kształcenia Wokalnego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie Teresa Krasowska (przewodnicząca jury) oraz Urszula Bobryk prorektor ds. studenckich Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

Urszula Bobryk z wyróżnieniem ukończyła Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie, a od 1985 roku jest kierownikiem artystycznym Chóru Akademickiego UMCS. Koncertowała w wielu krajach Europy (Niemcy, Austria, Włochy, Francja, Hiszpania, Finlandia, Anglia, Węgry, Czechy) oraz w Stanach Zjednoczonych.

Teresa Krasowska, z kolei, jest urodzoną wilnianką, absolwentką Instytutu Muzykologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz Akademii Muzycznej w Poznaniu. Od 1999 roku pracuje jako dyrygent chóru, orkiestry kameralnej oraz dziecięcych zespołów smyczkowych Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II st. im. Karola Lipińskiego w Lublinie. Prowadzi aktywną działalność artystyczną m.in. z założoną przez nią w 2009 roku szkolną orkiestrą barokową, która w roku bieżącym występowała w Mińsku i Grodnie.

W rozmowie z portalem Znadniemna.pl jurorki podzieliły się przemyśleniami na temat  konkursu oraz fenomenu popularności piosenek Agnieszki Osieckiej. Urszula Bobryk uważa, że fenomen popularności piosenek Osieckiej polega na tym, że teksty tych piosenek są po prostu bardzo dobrą poezją i, jako wybitne dzieła literackie, są ponadczasowe, a więc ciągle aktualne, wzruszające i pobudzające do refleksji.

Teresa  Krasowska, z kolei, mówiąc o poziomie wykonywania piosenek przez konkursowiczów, przyznała się, że jest mile zaskoczona wysokim poziomem i artystyczną prezentacją każdego z nich. – Dlatego niezwykle trudno było decydować o tym, kto zasługuję na miano laureata- powiedziała przewodnicząca jury.

Oceniając występy konkursowe jury oceniało poziom wokalny uczestników, wykorzystywany przez nich podkład muzyczny i, oczywiście, sposób interpretacji zaprezentowanych utworów.

Przed ogłoszeniem wyników konkursu do jego uczestników i widzów przemówiła prezes Oddziału ZPB w Mińsku Helena Marczukiewicz. Podziękowała im za udział w  wydarzeniu artystycznym, które staje się ważnym punktem w kalendarzu wydarzeń kulturalnych polskiej społeczności białoruskiej stolicy i całego kraju.

Zgodnie z werdyktem jury przyznane zostały wyróżnienia, które odebrali Inessa Winckiewicz i Sergiusz Antonow z Mińska , Oksana Fedziszyna z Lidy oraz zespół „Wszystko w porządku” z Borysowa. Wyróżnienia okazały się de facto równoznacze III nagrodzie, rozdanej ex aequo wymienionym artystom i zespołom, gdyż jurorzy postanowili III nagrody nie przyznawać. Miejsce II w konkursie przyznano z kolei Annie Januszkiewicz z Mińska, a I nagrodę odebrała Wioletta Kolendowicz z Grodna.

Wyróżnieni przez jury Sergiusz Antonow i Inessa Winckiewicz z Mińska

Wyróżniona Oksana Fedziszyna z Lidy

Wyróżniony zespół „Wszystko w porządku” z Borysowa

Zdobywczyni II nagrody Anna Januszkiewicz z Mińska

Zdobywczyni I nagrody Wioletta Kolendowicz z Grodna

Za najlepsze wydarzenie artystyczne w ramach konkursu  jurorzy uznali występ Bożeny Worono, urodzonej lidzianki, studiującej dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Bożenie Worono jury postanowiło przyznać Grand Prix Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”.

Zdobywczyni Grand Prix konkursu Bożena Worono z Lidy

W roku bieżącym nie jest to jedyny sukces artystyczny zdolnej lidzianki. Wcześniej, podczas XIII  Ogólnopolskiego Festiwalu im. Jonasza Kofty „Moja Wolności” 2019, otrzymała ona  Nagrodę Związku Polskich Autorów i Kompozytorów  ZAKR „Kryształowy Kamerton”.

Publiczność ciepło witała występy konkursowiczów

Kierownik Wydziału Konsularnego przy Ambasadzie RP w Mińsku Piotr Apostolidis

W ceremonii wręczania nagród Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej” wziął udział nowy kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Mińsku  Piotr Apostolidis, który, przemawiając do publiczności, ujawnił, że konkurs wokalny o takiej samej nazwie jest organizowany także w Polsce i, podobnie jak twórczość jego patronki, cieszy się w kraju dużą popularnością.

 Paulina Juckiewicz z Mińska, zdjęcia autorki i Żozefiny Leus

Pochodząca z Lidy studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim Bożena Worono zdobyła Grand Prix II edycji Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, którą 6 października zorganizował w Mińsku Związek Polaków na Białorusi. Konkurs, który ZPB organizuje we współpracy z Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS), ma na celu popularyzację

Na zaproszenie organizatorów Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci zespół „Kresowianka”, działający przy Oddziale  Związku Polaków na Białorusi w Iwieńcu, 27 września miał zaszczyt wystąpić w koncercie  galowym, inaugurującym XI edycję tego wydarzenia.

W koncercie galowym, inaugurującym XI Festiwal Filmowy Niepokorni Niezłomni Wyklęci zaśpiewał zespół „Kresowianka” z Iwieńca, fot.: Edyta Steć/gdynia.pl

Obok „Kresowianki” na scenę koncertu galowego, inaugurującego tegoroczny Festiwal NNW, będący festiwalem filmowym, promującym profesjonalne i amatorskie produkcje o tematyce historycznej i patriotycznej wychodzili znani  polscy wykonawcy, m.in. Basia Pospieszalska,  Jędrek Podolak, a także Norbert „Smoła” Smoliński, założyciel kultowego zespołu rockowego Contra Mundum, który w swojej twórczości kieruje się hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

– Jestem wzruszony, że ogrom prac całorocznych finalizujemy na tym festiwalu. Każda edycja w Gdyni jest przełomowa, zawsze jest coś nowego, po raz jedenasty przyjechali ludzie, aby przez sztukę opowiadać o poszukiwaniach historii w swoich domach i przetwarzać ją przez swoją wrażliwość artystyczną. Staliśmy się też ciekawą propozycja dla naszych sąsiadów z zagranicy, więc w tym roku zainaugurowaliśmy nowy konkurs – międzynarodowy – mówił podczas Gali otwarcia XI edycji Festiwalu NNW jego dyrektor Arkadiusz Gołębiewski.

Zespół „Kresowianka” i delegacja działaczy Oddziału ZPB w Iwieńcu

W ramach festiwalu zespół „Kresowianka” i towarzysząca mu delegacja Oddziału ZPB w Iwieńcu na czele z prezes Teresą Sobol uczestniczyli w wielu organizowanych w podczas forum filmowego wydarzeniach o zabarwieniu patriotycznym. Cztery festiwalowe dni wypełnione były pokazami filmów dokumentalnych i fabularnych, reportażami radiowymi, także dialogiem kilku pokoleń Polaków. Festiwalowi tradycyjnie towarzyszyły liczne wystawy, instalacje artystyczne i widowiska muzyczne. Festiwal NNW to najstarszy i jedyny w Polsce festiwal filmowy, tak szeroko traktujący tematykę filmu oraz historii.

Znadniemna.pl na podstawie festiwalnnw.pl, nadmorski24.pl oraz inf. wł.

Na zaproszenie organizatorów Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci zespół „Kresowianka”, działający przy Oddziale  Związku Polaków na Białorusi w Iwieńcu, 27 września miał zaszczyt wystąpić w koncercie  galowym, inaugurującym XI edycję tego wydarzenia. [caption id="attachment_42035" align="alignnone" width="500"] W koncercie galowym, inaugurującym XI Festiwal Filmowy Niepokorni Niezłomni Wyklęci zaśpiewał

Wernisaż wystawy pt. „Kolorowe Anioły”, na którą złożyły się prace malarzy, zrzeszonych w działającym przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwie Plastyków Polskich, odbył się  2 października w galerii Domu Polonii w Krakowie, prowadzonej przez miejscowy oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Wystawę otwierali Walentyna Brysacz, prezes TPP przy ZPB i Kazimierz Dobrzański, dyrektor Domu Polonii w Krakowie

– To już ósme spotkanie z twórczością polskich malarzy z Białorusi. Symboliczne jest, że wernisaż wystawy o tematyce anielskiej odbywa się w dniu, w którym obchodzimy Święto Anioła Stróża. Na przedstawionych pracach każdy może znaleźć swojego Anioła – mówił, witając gości wernisażu, dyrektor Domu Polonii w Krakowie Kazimierz Dobrzański.

Na wernisaż wystawy „Kolorowe Anioły” w Krakowie przybyła do tego miasta delegacja twórców, których dzieła zostały wystawione w galerii Domu Polonii. Przewodnicząca delegacji, a zarazem prezes TPP przy ZPB Walentyna Brysacz podzieliła się ze zgromadzonymi na wernisażu swoją refleksją o wystawie: – Anioły są posłańcami niebios. Są to nieziemskie istoty. Anioły są dobrymi duchami, które towarzyszą nam i my liczymy na ich pomoc w trudnych sprawach. Każdy z artystów w sposób indywidualny, właściwy tylko jemu, postrzega i interpretuje postać Anioła. Dlatego na obrazach tak bardzo różnią się one od siebie. Ilu twórców – tyle interpretacji – mówiła prezes TPP przy ZPB.

Towarzyszący Walentynie Brysacz malarze, należący do TPP przy ZPB – Anatol Pietruszewicz, Aleksander Wasilewicz i Natalia Klimowicz – podczas wernisażu chętnie odpowiadali na pytania gości wydarzenia, dzielili się historiami powstania wystawionych obrazów i opowiadali o innych projektach, realizowanych przez Towarzystwo Plastyków Polskich przy ZPB.

Członek TPP przy ZPB Anatol Pietruszewicz obcuje z krakowianką, która odwiedziła wernisaż

Z krakowianką, zwiedzającą wystawę, rozmawia członek TPP przy ZPB Aleksander Wasilewicz

Prace polskich malarzy z Białorusi inspirowały gości wernisażu do dyskusji o sztuce i twórczości malarskiej

Wystawa „Kolorowe Anioły” w Domu Polonii w Krakowie będzie dostępna dla zwiedzających do 25 października.

Natalia Klimowicz z Krakowa

Wernisaż wystawy pt. „Kolorowe Anioły”, na którą złożyły się prace malarzy, zrzeszonych w działającym przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwie Plastyków Polskich, odbył się  2 października w galerii Domu Polonii w Krakowie, prowadzonej przez miejscowy oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. [caption id="attachment_42024" align="alignnone" width="500"] Wystawę otwierali Walentyna

Papież Franciszek zatwierdził dekret otwierający drogę do rychłej beatyfikacji księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Stolica Apostolska uznała, że doszło do cudu uzdrowienia dzięki wstawiennictwu Prymasa Tysiąclecia.

Papież Franciszek zatwierdził dekrety Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Jeden z nich oficjalnie uznaje cud za wstawiennictwem kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Tym samym spełniony został ostatni wymóg niezbędny do beatyfikacji – podaje vaticannews.va.

Wszystko wskazuje na to, że beatyfikacja odbędzie się w Warszawie – podają media.

Za cud uznano niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia uzdrowienie 19-latki ze Szczecina, która w 1988 roku zachorowała na nowotwór tarczycy. Nie dawano jej szans na przeżycie. Wówczas grupa sióstr zakonnych i innych osób rozpoczęła modlitwy o uzdrowienie za wstawiennictwem prymasa Stefana Wyszyńskiego. 19-latka nagle i trwale wyzdrowiała.

Beatyfikacja to akt kościelny wydawany przez Kościół katolicki, uznający osobę zmarłą za błogosławioną, zezwalający na jej publiczny kult, ale o charakterze lokalnym (np. w diecezji). Osoba beatyfikowana może zostać uznana w procesie kanonizacyjnym za świętą.

Stefan Wyszyński urodził się 3 sierpnia 1901 roku w Zuzeli. Był biskupem diecezji lubelskiej w latach 1946–1948, arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim oraz prymasem Polski w latach 1948–1981, a także kardynałem prezbiterem od 1953 roku. Zwany Prymasem Tysiąclecia. Był przyjacielem papieża Jana Pawła II. Tuż po wyborze na papieża (16 października 1978 roku), Karol Wojtyła zwrócił się do prymasa Stefana Wyszyńskiego ze słowami: „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża – Polaka, gdyby nie było twojej wiary, twojej heroicznej nadziei, twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła”.

Angażował się w walkę o wolną Polskę, wspierał opozycję w PRL. Był poddawany represjom i więziony przez komunistyczne władze. Prymas Wyszyński zmarł 28 maja 1981 roku po ciężkiej chorobie. Pośmiertnie został odznaczony Orderem Orła Białego.

Znadniemna.pl za polskatimes.pl

Papież Franciszek zatwierdził dekret otwierający drogę do rychłej beatyfikacji księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Stolica Apostolska uznała, że doszło do cudu uzdrowienia dzięki wstawiennictwu Prymasa Tysiąclecia. Papież Franciszek zatwierdził dekrety Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Jeden z nich oficjalnie uznaje cud za wstawiennictwem kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Tym

Władze Grodna zrezygnowały z praktyki wydalania z Białorusi nauczycieli, kierowanych do polskich społecznych ośrodków edukacyjnych na Białorusi w charakterze wolontariuszy-metodyków przez Ośrodek  Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG) przy Ministerstwie Edukacji Narodowej RP.

Uroczystość otwarcia roku szkolnego w Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie

Pozytywny zwrot w sprawie pobytu na Białorusi polskich nauczycieli nastąpił po tym, jak nabrał rozgłosu incydent związany z odmową pobytu na Białorusi małżeństwa nauczycieli Małgorzaty i Tomasza Banaszkiewiczów, których ORPEG skierował w charakterze metodyków-konsultantów do działającej w Grodnie przy Związku Polaków na Białorusi Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego.

Pozytywnemu zwrotowi w sprawie pobytu na Białorusi polskich nauczycieli sprzyjało nagłośnienie problemu przez wicemarszałek Sejmu RP Małgorzatę Marię Gosiewską, która złożyła wizytę na Grodzieńszczyźnie na zaproszenie prezes ZPB Andżeliki Borys (po lewej)

Po przykrym incydencie z wizytą na Grodzieńszczyźnie przebywała na zaproszenie ZPB wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska. W licznych wywiadach dla polskich i białoruskich mediów polska polityk wyrażała ubolewanie z powodu nieprzychylnego potraktowania  polskich nauczycieli przez białoruskie władze. Po reakcji wicemarszałek Gosiewskiej sprawa wydalenia nauczycieli z Białorusi mogła położyć się cieniem na podejmowane w ostatnich latach próby poprawienia relacji  polsko-białoruskich. Działania na rzecz normalizacji sytuacji podjęła więc polska dyplomacja.

– Takie incydenty są bardzo nieprzychylne dla polskiej mniejszości i Polski. Na tym przede wszystkim cierpią dzieci i to nie powinno mieć miejsca – komentowała sprawę dla Polskiego Radia prezes ZPB Andżelika Borys. Podziękowała polskim dyplomatom, pracującym na Białorusi, polskiemu MSZ i wicemarszałek Sejmu Małgorzacie Gosiewskiej za zainteresowanie się sprawą i wsparcie.

W dniu 3 października pozwolenie na pobyt  na Białorusi otrzymali od władz grodzieńskich konsultujący od 2018 roku w Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie metodycy-wolontariusze Paweł Kasprzyk i Małgorzata Krasowska. Metodycy-wolontariusze składali do odpowiednich służb białoruskich identyczny komplet dokumentów jak te, po złożeniu których władze odmówiły pobytu małżeństwu nauczycieli Małgorzaty i Tomasza Banaszkiewiczów.

Po pozytywnym rozpatrzeniu kwestii pobytu Pawła Kasprzyka i Małgorzaty Krasowskiej władze zasugerowały, że z prośbą o pobyt na Białorusi mogą ponownie wystąpić także nauczyciele Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie.

Znadniemna.pl

Władze Grodna zrezygnowały z praktyki wydalania z Białorusi nauczycieli, kierowanych do polskich społecznych ośrodków edukacyjnych na Białorusi w charakterze wolontariuszy-metodyków przez Ośrodek  Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG) przy Ministerstwie Edukacji Narodowej RP. [caption id="attachment_41529" align="alignnone" width="500"] Uroczystość otwarcia roku szkolnego w Polskiej Szkole Społecznej im.

Grodzieński portal internetowy Hrodna.life opublikował wspomnienia ostatniego żyjącego obrońcy Grodna przez Sowietami we wrześniu 1939 roku – 92-letniego Stefana Chocieja. Do mieszkającego w Dąbrowie Białostockiej bohatera wydarzeń sprzed 80. lat dotarł dziennikarz portalu Hrodna.life Rusłan Kulewicz, który jest częstym gościem spotkań o tematyce historycznej, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi.

Stefan Chociej

Z przyjemnością i wdzięcznością do dziennikarza, utrwalającego historię polskiego Grodna w licznych publikacjach prasowych i książkowych, przetłumaczyliśmy spisane przez Rusłana Kulewicza w języku białoruskim wspomnienia Stefana Chocieja na język polski.

Zapraszamy do lektury fascynujących wspomnień:

„Byliśmy patriotami”. Wspomnienia grodnianina, który brał udział w obronie Grodna 1939 roku

92-letni Stefan Chociej mieszka obecnie niedaleko Sokółki, na odległości 40 kilometrów od Grodna, w którym się urodził. Przez całe życie grodnianin marzył o powrocie do rodzinnego miasta, ale nie mógł tego zrobić z kilku powodów. Po pierwsze, brał on udział w obronie Grodna przed wojskiem sowieckim we wrześniu 1939 roku, a po drugie – nie miał gdzie wrócić, gdyż w rodzinnym domu mieszkali już inni ludzie

Stefan Chociej urodził się w Grodnie w katolickiej rodzinie Wiktora Chocieja, mieszkającej przy ulicy Mostowej w 1927 roku. W rodzinnym mieście mieszkał do 1939 roku, a potem z rodzicami zmuszony był przenieść się na wieś. Do Grodna rodzina Chociejów nigdy już nie wróciła.

„Jestem grodzieński, chociaż rodzice moi byli przyjezdni. Najpierw nasza rodzina mieszkała nad Niemnem przy ulicy Mostowej, tam też się urodziłem. Mama pracowała w fabryce tytoniowej jako kontroler, pilnujący, żeby pracownicy fabryki nie wynosili z niej papierosy. Ojciec wówczas pracował na żydowskim tartaku.

Obok nas mieszkał deputowany o nazwisku Krasiński, który ochrzcił mnie w kościele Franciszkańskim. Ten bardzo szanowany człowiek pewnego razu zaprosił mojego ojca, aby wstąpił do prorządowego Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN). Po pewnym czasie ojciec został nawet sekretarzem oddziału OZN w Grodnie. Jako działacz partyjny tata zaczął dobrze zarabiać i przenieśliśmy się najpierw na ulicę Złotarską (obecnie Uryckiego), a potem kupiliśmy kamienicę na rogu ulic Witoldowej (obecnie Socjalistyczna) i Brygidzkiej ( obecnie Karola Marksa).

Najpierw uczyłem się w szkole niedaleko ZOO – po drodze na stację kolejową. Do klasy 5 poszedłem już do Szkoły im. Adama Mickiewicza. Miałem dwie starsze siostry, jedna z nich uczyla się w gimnazjum”.

Dobre życie w Grodnie

Jak wynika ze wspomnień Stefana Chocieja, jego ojciec w latach 30. zarabiał około 1000 złotych. Jego rodzina, oprócz własnego domu w mieście wybudowała domek letniskowy na wsi, a przy domku państwo Chociejowie mieli ogródek, w którym uprawiali hodowlę warzyw i owoców.

„Żyło nam się w Grodnie bardzo dobrze. Pamiętam, jak chodziłem do ZOO, do miejskiego parku, muzeów, kina. Wtedy w Grodnie mieliśmy 5 kin. Były to: „Helios” na ul. Brygidzkiej, „Apollo” na ul. Dominikańskiej (obecnie Sowiecka), na ulicy Pocztowej (obecnie Socjalistyczna) było kino „Pan”, na ul. Horodniczańskiej nieduże kino „Lux”, na Orzeszkowej kino „Uciecha”. Chodziłem do kina, kiedy tylko mi się chciało, bo w klasie pełniłem funkcję skarbnika i mieliśmy specjalne legitymacje uczniowskie. Uczniowie chodzili po mieście w szkolnych mundurkach z naszywkami. Każda szkoła miała naszywki w innym kolorze. Moja „Mickiewiczówka” – w żółtym, „Batorówka” miała naszywki czerwone i tak dalej.

W domu mieliśmy służącą, która nosiła moje podręczniki do szkoły. Nie chodziło o to, że sam bym nie dał rady je zanieść. Po prostu byłem łobuzem i urwisem, więc mama wysyłała służącą ze mną, żebym na pewno dotarł do szkoły, a nie uciekłem gdzieś. A my z chłopakami z klasy byliśmy do tego zdolni.

Przedwojenne życie w Grodnie było ciekawe i różnorodne. Jeśli mieliśmy z kolegami chęć, to mogliśmy pójść na Niemen, poplywać na kajakach, a w zimie – poślizgać się na łyżwach. Obok mieścił się Żydowski Klub Sportowy „Makabi”.

Nasza rodzina żyła dostatnio, więc na wiele mogliśmy sobie pozwolić. Często z ojcem chodziłem do restauracji na obiady do pana Zajączkowskiego, który prowadził lokal przy placu Batorego (obecnie plac Sowiecki). Często wpadaliśmy do kawiarenek i cukierni przy Dominikańskiej.

Mój tata bardzo lubił grodzieńskie piwo, pamiętam jak pił je, leżąc na tapczanie. Przecież mieliśmy w Grodnie browar, w którym warzyli ulubione piwo ojca „Horacy Heller”.

Pamiętam, na ulicy Hoovera (obecnie ul. Telmana) było kasyno oficerskie, które mijaliśmy około 8 rano, idąc do szkoły, a oficerowie jeszcze pili, a obok kasyna gromadziły się kurwy, bywało nawet, że biły się o klienta. Mówili, że niektóre z nich miały jakieś dokumenty, zezwalające na uprawianie nierządu”.

Pogromy żydowskie

W wieku 8 lat Stefan Chociej był świadkiem i uczestnikiem wielkiego pogromu żydowskiego w Grodnie. Wchodził wówczas do żydowskich sklepów i wyrzucał z nich na ulicę towary, co nieco, biorąc dla siebie.

„Wtedy w Grodnie mieszkało dużo Żydów, może nawet więcej ich było, niż Polaków. Centrum miasta dokładnie było żydowskie. Największy pogrom żydowski odbył się w 1935 roku, po tym jak jakiś Żyd zabił polskiego marynarza. Na jednej z potańcówek marynarzowi spodobała się żydowska dziewczyna i on poszedł odprowadzić ją, a w bramie dogonił go jakiś chłopiec, uderzył w plecy i zabił.

Podczas pogrzebu tego polskiego marynarza, ksiądz wygłosił bardzo patriotyczne kazanie. Po pogrzebie wszyscy uderzyli na Żydów. W ciągu trzech dni młodzi chłopcy w wieku 18-20 lat chodzili z kijami i tłukli żydowskie wystawy sklepowe, a my, dzieci, chodziliśmy za nimi. Kazali nam wszystko wyrzucać ze sklepów. Pamiętam, na placu Batorego był dobry sklep z rowerami, odbiornikami radiowymi, instrumentami muzycznymi, które wyrzucaliśmy. Krzyczano wtedy: „Bij Żyda!”, a na każdym rogu można było przeczytać „Nie kupuj u Żyda”. W centrum stała policja i żołnierze, ale nikt nie próbował zatrzymać pogromców. Panowała absolutna swawola. Każdy chętny mógł wynosić co mu się podobało z żydowskich sklepów. Jedyne, co wziąłem, to były cukierki w szklanej puszce. Do domu nie zabrałem, schowałem pod drzewem. Bałem się, że mama się dowie, gdyż mnie nie pozwalano chodzić na pogromy, ale uciekałem z domu. Na trzeci dzień pogromy w Grodnie skończyły się, ludzie się uspokoili.

Nie powiedziałbym, że Polacy w Grodnie odnosili się do Żydów wrogo, wszyscy mieszkaliśmy obok siebie w jednym mieście. Czasem zdarzały się jednak przypadki na granicy poprawności, które powodowały konflikty. Miałem żydowską sąsiadkę o imieniu Ania. Była ode mnie młodsza, ale mi się podobała – taka śniada, czarniawa, ładna. Woziłem ją na rowerze, dojeżdżaliśmy nawet do lasu. Nie mieliśmy problemów z powodu tego, że ja jestem Polak, a ona – Żydówka. Przyjaźniliśmy się i podobaliśmy się sobie nawzajem. Dopiero za Niemców wszystko się zmieniło. Kiedy w czasie okupacji przyjechałem do miasta, to ją zobaczyłem. Ona szła po jezdni i płakała, ja tym czasem, jak człowiek szedłem po chodniku. Potem zabrali ją do getta i już. Nigdy więcej nie zobaczyliśmy się”.

„Gotowi byliśmy życie oddać za Polskę ”

We wrześniu 1939 roku beztroskie życie rodziny Chociejów w Grodnie się skończyło. Wybuchła II wojna światowa, głowę rodziny zabrano na front, walczyć przeciwko Niemcom. Do Grodna tymczasem weszły wojska sowieckie, które mogły sprawić, że Stefana z matką i siostrami mogli wywieźć na Syberię, albo rozstrzelać. Ale im udało się tego uniknąć.

„Ojca zabrali do Wojska Polskiego jeszcze przed wybuchem wojny. O tym, że Niemcy zaatakują Polskę, wiedzieliśmy, ale wszyscy uważali, że nasze państwo jest mocne i potrafi dać odpór wrogowi. Mieliśmy dużo wojska, szczególnie w Grodnie. Niemcy jednak już w pierwszym dniu wojny zbombardowali z samolotów mosty na Niemnie i skład amunicji w lesie. Do miasta jednak wtedy nie weszli. O tym, że zamiast Niemców do Grodna przyjdą Sowiety, nie mieliśmy żadnego pojęcia. To dzisiaj mamy telewizję, radio i informacja rozpowszechnia się błyskawicznie.

A wtedy nikt o niczym nie wiedział. Tylko komuniści i Żydzi szykowali się do przyjścia Sowietów. Wkładali na rękawy czerwone opaski, próbowali powołać swoją milicję, pokazywali Sowietom drogę. Słyszałem, że na lewym brzegu Niemna obok fabryki tytoniowej zbudowali nawet dla Sowietów bramę powitalną.

Kiedy niektórzy Żydzi poszli spotykać Ruskich, wówczas Polacy – patrioci zaczęli przygotowania do obrony miasta. Razem z resztkami żołnierzy na ulicach miasta pojawili się studenci, uczniowie i harcerze.

Moje starsze siostry wstąpiły w szeregi obrońców i mnie zachęciły. Byliśmy patriotami i byliśmy gotowi oddać życie za Polskę. Obronę w Grodnie trzymano w kilku miejscach. Kiedy do miasta weszli Ruscy, byłem na ulicy Orzeszkowej, niedaleko szkoły, w której uczyła się jedna z moich sióstr. Obrońcy mieli kilka karabinów i inną broń. Nalewali do butelek benzynę i czekali na sowieckie czołgi. My staliśmy na posterunku pod mostem. Mieliśmy kilka butelek z płynem zapalającym. Kiedy na most wjechał pierwszy czołg, to wybiegliśmy i zaczęliśmy rzucać butelkami w te czołgi. Jeden z czołgów udało nam się podpalić.

Ze mną byli wówczas przyjaciele, a wśród nich Ryszard Nojman – wyznawca protestantyzmu i syn komisarza policji. Jego zabili sowieccy żołnierze, strzelając z karabinu maszynowego innego czołgu. Potem prawdopodobnie przejechali po nim gąsienicami. Mnie trafiono w rękę, miałem szczęście, że uszedłem z życiem. Miałem przestrzeloną czapkę i ubranie. Z innym chłopakiem udało nam się uciec i schować.

Na początku nie odczuwałem bólu od kontuzji ręki, dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że jestem ranny. Mnie podchwyciła siostra i jakiś chłopak, i zaprowadzili do lekarza. Nałożono mi gips i po tym już nigdzie z domu nie wychodziłem”.

„Wszyscy baliśmy się”

Stefan Chociej mówi, że po obronie Grodna nie wychodził na ulicę, gdyż ludzie mogli go poznać i wydać sowieckim żołnierzom.

„Strach był duży, bo gdyby jakiś Żyd się dowiedział, że brałem udział w obronie miasta, to wydałby mnie natychmiast. Nam się jednak poszczęściło, nikt naszej rodziny nie wydał. Około dwóch tygodni spędziliśmy jeszcze na ul. Brygidzkiej, po czym opuściliśmy miasto. W mieście nie było czego jeść, sklepy były pozamykane. Panował prawdziwy głód i wtedy mama postanowiła wyjechać z Grodna. Pociągiem dojechała do Sokółki i zwróciła się po pomoc do dziadka. Po pewnym czasie on furmanką przyjechał do Grodna i zabrał nas do wioski Poganica. Tak oto opuściłem rodzinne miasto. Nie zdążyliśmy zabrać wszystkich rzeczy, ale i na wsi zamieszkaliśmy w niezłym domu, dosyć komfortowym.

Ojciec wrócił do Grodna pod koniec 1939 roku. Dwa miesiące spędził w sowieckiej niewoli, ale został wypuszczony, bo dobrze rozmawiał po rosyjsku. Przyjechał do nas na wieś i się ukrywał, bojąc się, że wrócą po niego. Wszyscy baliśmy się”.

Do Grodna wrócił dopiero za Niemców

W 1940 roku urodzony grodnianin Stefan Chociej poszedł do wiejskiej szkoły, w której uczył się języków rosyjskiego i niemieckiego. A do rodzinnego miasta wrócił dopiero za czasów niemieckiej okupacji.

„Wieś leżała niedaleko Grodna i było nam w niej bezpiecznie. Jesienią 1941 roku na wsi zdarzył się pożar, podczas którego wyniosłem z płonącej chaty małe dziecko. Sam wówczas ucierpiałem, miałem poparzenia. Leżałem przed dwa miesiące niczego nie widząc. Skóra złaziła ze mnie, opiekowała się mną siostra. Po tym, jak trochę wyzdrowiałem, z ojcem postanowiliśmy pojechać do Grodna. Kiedy już dotarliśmy, to poszliśmy na ulicę Zamkową do znajomego żydowskiego lekarza. Getta wówczas jeszcze nie było. Przyszliśmy do lekarza, a on się chwycił za głowę i mówi: „To dobrze, że przywieźliście do mnie tego chłopca”. Za jedną wizytę Żyd brał 2-3 marki rzeszowe (Reichsmarka – niem.). Ojciec wrócił na wieś sam, zostawiając mnie w Grodnie, w domu rodzinnym, w którym mieszkał wówczas nasz wartownik. Musiałem odbyć dziesięć wizyt u żydowskiego lekarza. W czasie pobytu w Grodnie, spotykałem się ze znajomymi. Jeden z nich powiedział mi: „Czy ty durniem jesteś, po co chodzisz leczyć się do Żyda płatnie? Niemcy otworzyli na ul. Mostowej szpital!” Nazajutrz poszedłem tam. Zostałem przyjęty przez lekarza, ubranego w mundur wojskowy, a na nim – biały lekarski kitel. Lekarz obejrzał moje rany, czymś je posmarował i zalepił plastrem. Nawet nie bolało i nie zażądał pieniędzy. Leczyli bezpłatnie, więc do Żyda już nie poszedłem. Po kilku procedurach w szpitalu opuściłem Grodno i na rowerze pojechałem do wioski. Nigdy później już w Grodnie nie byłem. Na wsi żyliśmy na swojej ziemi. Do rodzinnego miasta powrócić przeszkadzał strach”.

„Gdyby otworzyli granicę, to przyczołgałbym się na kolanach”

Od 1941 roku Stefan Chociej tylko jeden raz, w czasach sowieckich na zaproszenie znajomych, zawitał do Grodna. Obecnie chciałby wrócić do rodzinnego miasta.

„Sowiety w Grodnie wyłapywali przede wszystkim inteligencję, po nich to samo robili Niemcy. Takich ludzi wywożono i rozstrzeliwano. Być może uratowało nas właśnie to, że wyjechaliśmy z Grodna. Wróciłem do rodzinnego miasta dopiero w 1984 roku. Przyjeżdżałem z żoną.

Jeszcze przed tym wyjazdem często śniłem po nocach, jak będąc w jakimś kościele naciskam pedał organu, a miechy organowe tłoczą powietrze. We śnie nie rozumiałem, gdzie się znajduję. Ale, kiedy poszedłem do kościoła Franciszkanów i wszedłem na górę, to zrozumiałem, że śniło mi się właśnie to miejsce, czyli kościół, w którym zostałem ochrzczony. Proszę sobie wyobrazić, przez całe życie jeden i ten sam sen, w którym widziałem grodzieński kościół. I to z samego dzieciństwa…

Kiedy byłem w Grodnie ostatni raz nasz dom na ul. Brygidzkiej jeszcze stał, ale mieszkali w nim wojskowi. Bardzo tęsknię za Grodnem, gdyby otworzyli granicę, to na kolanach bym się przyczołgał. Najbardziej tęsknię za Niemnem. Grodno jest moim miastem, nawet umrzeć bym chciał właśnie w nim”.

Znadniemna.pl za Hrodna.life 

Grodzieński portal internetowy Hrodna.life opublikował wspomnienia ostatniego żyjącego obrońcy Grodna przez Sowietami we wrześniu 1939 roku – 92-letniego Stefana Chocieja. Do mieszkającego w Dąbrowie Białostockiej bohatera wydarzeń sprzed 80. lat dotarł dziennikarz portalu Hrodna.life Rusłan Kulewicz, który jest częstym gościem spotkań o tematyce historycznej, organizowanych

Na stronie internetowej „Polacy Grodzieńszczyzny” ukazał się artykuł pt. „Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?”, w którym zwolennicy akcji „Pamiętam, Kim Jestem!”, zainicjowanej przez Fundację „Młode Kresy” przed zbliżającym się spisem ludności na Białorusi, polemizują z krytycznymi opiniami na temat akcji, które ukazały się w niektórych nacjonalistycznie zabarwionych  mediach białoruskich  oraz na profilach białoruskich działaczy narodowych w mediach społecznościowych.

Ulotka agitacyjna akcji „Pamiętam, Kim Jestem!” z podobizną Wincentego Konstantego Kalinowskiego

Publikujemy wspomniany artykuł w całości, w wersji, w której ukazał się na stronie polacygrodzienszczyzny.blogspot.com:

Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?

Akcja popularyzacji polskości przed spisem powszechnym na Białorusi osiągnęła już jeden z zakładanych celów. Wobec kampanii „Pamiętam, Kim Jestem” mało kto już pozostaje obojętnym. Dzięki mediom udało się między innymi nagłośnić palący, ale trochę zapomniany problem praktycznego niemal braku polskich szkół i przedszkoli na Białorusi.

Z kolei pod postawioną przez nas tezą, iż liczebność Polaków na Białorusi podczas zbliżającego się spisu może zostać zaniżona, podpisali się już tak zasłużeni działacze na rzecz miejscowej polskości jak Andżelika Borys czy Andrzej Poczobut. O takim prawdopodobieństwie mówi też w rozmowie z „Polakami Grodzieńszczyzny” Renata Cytacka, polska działaczka oświatowa z Litwy i radna miasta Wilna.

Plakat akcji „Pamiętam, Kim Jestem!”

Na swojej ziemi ojczystej jako Polacy mamy prawo czuć się u siebie, choć niektórzy zdążyli już powiedzieć, że to „prowokacja”. Polacy na Grodzieńszczyźnie, Brasławszczyźnie, ale też na Polesiu czy Ziemi Mińskiej mają prawo i obowiązek uprawomocnić swoją obecność na tych terenach. A zrobić to mogą przede wszystkim przez historię i symbole przez nią dostarczane. Bez odwołań do nich, bez integrowania się wokół nich – szczególnie, gdy na Białorusi faktycznie zakazuje się nauki w języku polskim – nie pozostanie nam nic innego, jak zostanie „kościelnymi Polakami”.

Tymczasem, nie chcemy pozostać jedynie lokalnym folklorem. Naród to pojęcie polityczne, naród to ta grupa, gdzie można realizować dobro wspólne. Stanowimy część polskiej wspólnoty narodowej, bo za taką się uważamy, dlatego nie ma mowy o „kościelnych Polakach” czy „spolonizowanych Białorusinach”.

Wincenty Konstanty Kalinowski to jedna z tych pomnikowych postaci, która dzierżyła sztandar polskości na tych ziemiach. Do mieszkańców naszych terenów zwracał się w następujący sposób:

„[…] czyż my, dzieci, siedzieć będziemy? My, którzy mieszkamy na polskiej ziemi, którzy jemy polski chleb, my, od wieków Polacy […] Kto z Rządem Polskim, temu prawdziwa wolność” („Pismo ad Jaska Haspadara s pad Wilni da mużyków ziemli polskoj”) [1].

My, Polacy tych ziem, możemy być dumni, że tak nasi wybitni rodacy są bohaterami dla innych narodów i wcale nam to nie przeszkadza. W końcu Wincenty Kalinowski jako rewolucjonista o przekonaniach lewicowych starał się skłonić do poparcia powstania także ludność wiejską, która mówiła „po prostemu”. Białoruski historyk Andrej Unuczak z Narodowej Akademii Nauk Białorusi przypomina, że Kalinowski pisał w słynnych „Listach spod szubienicy”, iż „sprawa polska to nasza sprawa, to sprawa wolności” [2]. Polski bohater narodowy pisał również: „[…] sieć, która oplata nas we wszystkich klasach i łączy z Polską, ma taki fundament w tradycjach i nawet zabobonach, że rozplątanie go, zniszczenie i stworzenie na nowo potrzebuje stuletniej, systematycznej i mądrej pracy. Agitatorzy, którzy zbierają się ze wszystkich krańców Rosji, niczego u nas nie zrobią w sprawie połączenia, tylko oszukują siebie” [3].

Wyjaśnienia wymaga też przywiązanie Wincentego Kalinowskiego do miejscowych prawosławnych chłopów, „mużyków” (stąd i „Mużyckaja Prauda”, skąd pochodzi cytowane wcześniej „Pismo ad Jaska…”). Jak pisze polski badacz Wojciech Śleszyński, najwięksi twórcy polskiej kultury – Adam Mickiewicz, Stanisław Moniuszko – czerpali z tej skarbnicy ludowej tradycji […] Zainteresowanie kulturą ludową nie oznaczało jednak, w opinii miejscowej szlachty, próby zrównywania społeczności wiejskiej z dworem [4]. Wspomniany autor, powołując się na białoruskiego badacza Alesia Smalańczuka, pisze również: „Podkreślanie przez miejscową szlachtę i ziemiaństwo przywiązania do lokalnego, jak to wówczas wymiennie nazywano, ruskiego lub litewskiego dziedzictwa, nie oznaczało odcinania się od polskiej wspólnoty państwowo-narodowej” [5].

Z kolei Grigory Ioffe z amerykańskiego Radfor University pisze, iż Kalinowski „popierał ideę wielkiej misji polskiego katolicyzmu w sprawie oświecenia i wyzwolenia miejscowych – przeważnie prawosławnych – chłopów” [6]. Tłumaczyć to może zresztą jego przychylność wobec ludności chłopskiej. Sama „białoruskość” – czy to Wincentego Kalinowskiego czy ludności wiejskiej zamieszkującej jego rodzinne strony – nie niosła ze sobą żadnych treści politycznych. Ioffe twierdzi, iż nazwa Białoruś jako toponim oraz Białorusinów jako etnonimu zostały odgórnie przyjęte przez mieszkańców tych terenów dopiero w wyniku powstania Białorusi radzieckiej [7].

W istocie Wincenty (takim imieniem się podpisywał) Kalinowski był dzieckiem osieroconym przez przedrozbiorową Rzeczpospolitą, która upadła w XVIII wieku i którą należy rozumieć (tak jak ją zdefiniowała jeszcze Konstytucja 3 Maja 1791 roku) jako niepodzielną całość Korony i Litwy. Nawet białoruscy historycy nie ukrywają, że z biegiem czasu w Wielkim Księstwie Litewskim było coraz mniej tego, co niepolskie: „Z biegiem czasu polski wpływ na ludność Wielkiego Księstwa Litewskiego wciąż się wzmacniał. Szlachta przeszła na katolicyzm i się polszczyła. W 1696 roku język polski został ogłoszony państwowym w Wielkim Księstwie Litewskim” [8].

Zresztą, właśnie podczas Powstania Styczniowego Komitet Prowincjonalny Litewski ogłasza 29 stycznia 1863 roku, że „węzeł całego powstania jest na Litwie. Powstanie Litwy decyduje o zmartwychwstaniu Polski i o śmierci wroga”. Z kolei 3 marca 1863 roku ogłoszono, że „Polszcza podniałasia za waszu i swoju swobodu” [9]. Sam Wincenty Kalinowski blisko współpracował zaś z dyktatorem powstania Romualdem Trauguttem [10]. Natomiast inny działacz, który powinien być dla Białorusinów wiarygodny, a więc Edward Woyniłlowicz, opisywał, że w roku 1881 roku miejscowy białoruski woźnica mówił w okolicach Bramy Smoleńskiej: „A wot ciapier my prajechali u Polszczu” [11].

Ulotka agitacyjna akcji „Pamiętam, Kim Jestem!” z podobizną Adama Mickiewicza

Adam Mickiewicz, kolejna wybitna postać z polskiej historii, wkłada w usta Podkomorzego z „Pana Tadeusza” takie oto słowa:

„Bracia! Ogłosił wam ksiądz na ambonie

Wolność, którą Cesarz-Król przywrócił Koronie,

A teraz Litewskiemu Księstwu, Polszcze całej

Przywraca, słyszeliście rządowe uchwały

I zwołujące walny sejm uniwersały” [12].

Z powyższego wynika, że Mickiewicz traktował Litwę i Koronę jako jedną Polskę. Zresztą, inne jego dzieło nosi przecież tytuł Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”. We Włoszech poeta inicjuje z kolei powołanie Legionu Polskiego.

Ciężko jako kogoś innego niż Polaka traktować również Tadeusza Kościuszkę. W Odezwie do duchowieństwa polskiego [rzymsko-katolickiego – PG], grecko-orientalnego, nieunickiego, tak zakonnego, jako i świeckiego, wydanej 7 maja 1794 roku pod Połańcem, zwracał się on następująco:

„Przekonajcie się, że w prawdziwej Ojczyźnie waszej wiernymi będąc, do Narodu Polskiego stateczne przywiązanie utrzymując, staniecie się godnymi używania praw i przywilejów wolności i wszelkich dobrodziejstw rządu słodkiego, którego się krwią swoją dokupują Polacy” [13].

Ulotka agitacyjna akcji „Pamiętam, Kim Jestem!” z podobizną Tadeusza Kościuszki

Sam Kościuszko, jako rewolucjonista i republikanin, inspirowany ideami Oświecenia, był zwolennikiem ujednolicenia narodu poprzez polonizację wszystkich jego warstw, a poprzez to – awans niższych warstw społecznych, dotychczas wykorzystywanych przez szlachtę. Sam będąc szlachcicem, chciał poprzez polonizację zrealizować swój radykalny jakobiński program społeczny. Trzeba więc dużo złej woli i/lub niewiedzy, żeby odmawiać mu polskości, a w nawiązywaniu przez Polaków do jego postaci doszukiwać się „prowokacji”. Nie inaczej jest ze wspomnianymi Kalinowskim oraz Mickiewiczem. Zresztą, w białoruskiej historiografii spotkać się można z określeniem Mickiewicza mianem „polskiego poety białoruskiego pochodzenia, jednego z liderów lewicowo-demokratycznego skrzydła polskiej emigracji” [14]. Jakkolwiek też Kościuszko czy Mickiewicz odczuwali związki czy też sentyment do lokalnego folkloru, który dziś moglibyśmy nazywać w dużym uogólnieniu „białoruskim”, tak bez wątpienia kategorią nadrzędną był dla nich Naród Polski, stojący ponad lokalnymi regionalizmami. Wspólnotą, do której adresowali oni swoje idee, byli bez wątpienia Polacy.

W przypadku Kościuszki wskazuje na to między innymi przysięga, jaką złożył w Krakowie 24 marca 1794 roku:

„Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna Jego” [15].

Z kolei poprzedzający przysięgę Kościuszki Akt Powstania Obywatelów, Mieszkańców Województwa Krakowskiego wskazywał wyraźnie, że wówczas terminy „Polska” i Rzeczpospolita” stosowano zamiennie, jako synonimy odnoszące się do tego samego terytorium i tego samego państwa:

„Uwolnienie Polski od obcego żołnierza, przywrócenie i zabezpieczenie całości jej granic, wytępienie wszelkiej przemocy i uzurpacji, tak obcej, jak i domowej, ugruntowanie wolności narodowej i niepodległości Rzeczypospolitej, ten jest cel święty powstania naszego” [16].

Z perspektywy Kościuszki i jego ówczesnych rodaków nie istniało rozróżnienie na Polskę i Litwę – dla nich Polską była całość terytorium przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Taki był też duch tamtej epoki, szczególnie w XVIII-wiecznej Polsce, która przyjęła centralistyczną Konstytucję 3 Maja, a wraz z nią – Zaręczenie Wzajemne Obojga Narodów. W tym dokumencie pada też nazwa Rzeczpospolita Polska jako odnosząca się do całości terytorium Korony i Litwy łącznie. Kto więc wie, czy gdyby dzieło odnowienia Rzeczypospolitej przetrwało i gdyby udało się ją wtedy obronić, to czy byłoby dziś komu twierdzić, że Kościuszko czy Kalinowski byli Białorusinami?

Oczywiście, Kościuszko urodził się na terytorium dzisiejszej Białorusi i temu nikt nie zaprzecza, ale jest to zawodna metoda. Na przykład współautorka ówczesnego rozbicia Rzeczypospolitej, caryca Katarzyna II, urodziła się w Szczecinie. Czy wobec tego dziś możemy nazywać ją „Polką”, bo Szczecin należy do Polski..? A może była Polką, tylko sama o tym nie wiedziała, tak jak Kościuszko czy Kalinowski nie wiedzieli o tym, że byli Białorusinami..?

„Narodowo” nastawieni Białorusini doskonale rozumieją, że ich idea potrzebuje symboli, potrzebuje historycznych postaci, do których można się odwoływać. Takich postaci, które pozwolą im samym na przedstawianie się w charakterze kontynuatorów wielkich historycznych idei. Niech będą to nawet postacie z polskiej historii. My, Polacy, nie musimy postrzegać tego jako czegoś złego, bo co do polskości naszych bohaterów, poetów, żołnierzy nie mamy wątpliwości. Ale takich bohaterów potrzebujemy tak samo jak każdy, kto chce, by tożsamość jego własnego narodu  przetrwała i się rozwijała.

A może zrobienie z nas „kościelnych Polaków” jest jednym z celów tak rozumianego „patriotyzmu” białoruskiego? Na szczęście dobrze wiemy, że ani Kościuszko, ani Mickiewicz, ani Wincenty Kalinowski nigdy by czegoś takiego nie poparli – dlatego i my nigdy tego nie poprzemy.

Polacy Grodzieńszczyzny

[1] http://kalinouski.arkushy.by/images/faximile/pismo_jaska_haspadara.jpg

[2] К. Каліноўскі, За нашую вольнасць. Творы, документы, Мінск 1999, s. 43, za: A. Unuczak, Ruch białoruski a „sprawa polska” w końcu XIX i na początku XX wieku [w:] Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XX wieku. Wybrane problemy stosunków polsko – białoruskich, pod red. T. Gawina, Warszawa 2017.

[3] Ibidem, s. 145.

[4] W. Śleszyński, Historia w służbie polityki. Zmiany polityczne a konstruowanie przekazu historycznego na ziemiach białoruskich w XX i XXI wieku, Białystok 2018, s. 54.

[5] Ibidem, s. 56; А. Смалянчук, „Польскае пытанне” ў беларускай гісторыі канца 18- початку 20 ст., „Гістарычны альманах” 2002, T. 7, s. 184.

[6] G. Ioffe, Długotrwałość poszukiwania białoruskiej tożsamości [w:] Tożsamości zbiorowe Białorusinów, red. R. Radzik, Lublin 2012, s. 68.

[7] Ibidem, s. 62.

[8] З. І. Зуева, Гісторыя Беларусі, частка 1. Ад старажытных часоў – па люты 1917 г., red. Я. К. Новік, Г. С. Марцуль, Мінск 2003, s. 184.

[9] Cit. per: M. Kosman, Historia Białorusi, Wrocław 1974, s. 233.

[10] Ibidem, s. 234.

[11] E. Woyniłłowicz, Wspomnienia 1847 – 1928, część I, Wilno 1931, s. 42.

[12] A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie, Warszawa 1979, s. 313.

[13] T. Kościuszko, Pisma, oprac. H. Mościcki, Warszawa 1947-1948, s. 108-109.

[14] М. В. Добнар-Запольский, История Белорусии, Минск 2003, s. 633.

[15] Cit. per: http://1794szlak.mec.edu.pl/dokumenty-kosciuszko/

[16] Ibidem.

Znadniemna.pl za polacygrodzienszczyzny.blogspot.com

Na stronie internetowej „Polacy Grodzieńszczyzny” ukazał się artykuł pt. „Kogo prowokuje polskość Wincentego Kalinowskiego?”, w którym zwolennicy akcji „Pamiętam, Kim Jestem!”, zainicjowanej przez Fundację „Młode Kresy” przed zbliżającym się spisem ludności na Białorusi, polemizują z krytycznymi opiniami na temat akcji, które ukazały się w niektórych

Dziesięć chórów i zespołów muzycznych, działających przy oddziałach Związku Polaków na Białorusi  w Mińsku, Lidzie, Brześciu, Kalinkowiczach i Borysowie wzięło udział w III Festiwalu Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum”, który odbył się 28 września w Juszkiewiczach.

Wydarzenie, zostało zorganizowane w celu uczczenia 100. rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości przez Oddział ZPB w Juszkiewiczach i przy wsparciu Zarządu Głównego ZPB, Zarządu Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB, Konsulatu Generalnego RP w Brześciu oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie.

W ramach festiwalu odbył się konkurs muzyczny, do którego przystąpiły: chóry „Polonez” i „Liber Cante” oraz zespoły „Tęcza” i „Niespodzianka” z Mińska, chór „Lidziejka” z Lidy, zespół „Recha” z Kalinkowicz, chór „Śpiewające serduszka” z osiedla Mołodiożnyj w Lidzie, chór „Uścisk dłoni” z Brześcia, grupa wokalna „Wszystko w porządku” z Borysowa, a także duet z Oddziału Miejskiego ZPB w Brześciu.

Wśród gości honorowych Festiwalu byli: Agnieszka Fiałkowska, wicekonsul w Konsulacie Generalnym RP w Brześciu, Renata Dziemiańczuk, wiceprezes ZPB ds. kultury, Andrzej Poczobut, członek Zarządu Głównego ZPB, Eugeniusz Lickiewicz, członek Rady Naczelnej ZPB a także Elita Michajłowa, wiceprezes Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB ds. kultury.

Od lewej: ks.Leonard Okołotowicz, proboszcz parafii w Juszkiewiczach, Swietłana Alesik, sponsor Festiwalu, Elita Michajłowa, Andrzej Poczobut, Renata Dziemiańczuk oraz Agnieszka Fijałkowska z Konsulatu Generalnego RP w Brześciu

Festiwal zainaugurowała Msza św., którą celebrowali: ks. proboszcz parafii św. Trójcy w Juszkiewiczach Leonard Okołotowicz, ks.Henryk Okołotowicz z Wołożyna oraz ks. Oleg Silkiewicz z Nowej Myszy.  Po nabożeństwie odbyła się procesja po miejscowym cmentarzu, na którym goście i uczestnicy Festiwalu oddali hołd polskim patriotom z Juszkiewicz, poległym 5 kwietnia 1945 roku z rąk NKWD. Pomodlono się również przy grobach byłych kapłanów i proboszczów miejscowej parafii.

Homilię podczas Mszy św. wygłasza ks. Henryk Okołotowicz z Wołożyna

Po Mszy św. i upamiętnieniu juszkiewiczowskich patriotów w miejscowej świątyni odbył się festiwalowy program konkursowy. Oceniając zaprezentowane w jego ramach przez konkursowiczów  pieśni patriotyczne i religijne jurorzy w kategorii „zespoły dziecięce” przyznało I miejsce zespołowi „Recha” z Kalinkowicz. Wśród dorosłych natomiast zwycięstwo przyznano zespołowi „Tęcza” z Mińska, który w charakterze nagrody otrzymał prawo do wzięcia udziału  w Festiwalu Kultury Polskiej w Chorzowie na Dolnym Śląsku. Jurorzy przyznali także wyróżnienia, które otrzymały chóry „Uścisk dłoni” z Brześcia oraz „Lidziejka z Lidy”.

Zwycięzca konkursu festiwalowego wśród zespołów dziecięcych – zespół „Recha” z Kalinkowicz

Zwycięzca w kategorii dorosłych – zespół „Tęcza” z Mińska

Nagrody dla laureatów festiwalu w kategorii dziecięcej ufundowane zostały przez Katarzynę Borkowską-Wiśniewską, dyrektor Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych, słodkie prezenty dla dzieci, biorących udział w Festiwalu, przekazał były mieszkaniec Juszkiewicz, mieszkający obecnie w Mińsku Wiktor Szkodzik. Upominki dla biorących udział w Festiwalu chórów i zespołów ufundował  Brzeski Oddział Obwodowy ZPB oraz Swietłana Alesik z Brześcia.

Prowadzącymi zaprezentowanego w ramach Festiwalu programu artystycznego były Alina Burec i Polina Nowicka, a także uczennice Społecznej Szkoły Polskiej im. T. Reytana w Baranowiczach.

Organizator III Festiwalu Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum” prezes Oddziału ZPB w Juszkiewczach Dymitr Burec, żegnając uczestników Festiwalu, podziękował im za to, że „chcieli przyjechać do małej wioseczki Juszkiewicze i pozostawić cząstkę swojego ciepła, talentu i dobrego humoru w pamięci i sercach mieszkańców Juszkiewicz”. Życzył także, aby okoliczności zawsze sprzyjały artystom „w rozwoju ich zdolności i umiejętności muzycznych”. Dymitr Burec wyraził podziękowanie mieszkance Juszkiewicz Józefie Połojko za piękne udekorowanie miejscowej świątyni i przygotowanie jej do potrzeb Festiwalu.

Patronatem medialnym III Festiwal Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum” objęły TVP Polonia oraz kwartalnik Polaków na Polesiu „Echa Polesia”.

Znadniemna.pl za Polesie.org

Dziesięć chórów i zespołów muzycznych, działających przy oddziałach Związku Polaków na Białorusi  w Mińsku, Lidzie, Brześciu, Kalinkowiczach i Borysowie wzięło udział w III Festiwalu Piosenki Religijnej i Patriotycznej „Te Deum”, który odbył się 28 września w Juszkiewiczach. Wydarzenie, zostało zorganizowane w celu uczczenia 100. rocznicy odzyskania

Polski historyk prof. Nikołaj Iwanow, przebywający w białoruskiej stolicy na XI Konferencji Międzynarodowej pt. „Znakomici Mińszczanie przełomu XIX i XX wieku”, był gościem kolejnego, zorganizowanego 28 września przez Oddział Związku Polaków na Białorusi w Mińsku, spotkania historycznego. Tematem spotkania były represje sowieckie w stosunku do mieszkającej na terenie ZSRR ludności polskiej.

Uczestnicy spotkania historycznego – członkowie Oddziału ZPB w Mińsku

W ramach spotkania historycznego został wyświetlony film dokumentalny pt. „Droga do prawdy”, opowiadający o mordowaniu Polaków w ZSRR m.in. w ramach tzw. „Operacji polskiej” NKWD, przeprowadzonej w latach 1937-1938 minionego stulecia.

Podczas pokazu filmu pt. „Droga do prawdy”

Przed pokazem filmowym do zgromadzonej w siedzibie ZPB w Mińsku publiczności przemówił wybitny znawca tematu sowieckich represji przeciwko Polakom dr hab. prof. nadzwyczajny historii Polski Nikołaj Iwanow.

Przemawia prof. Nikołaj Iwanow

Naukowiec, noszący m.in. tytuł Honorowego Członka Związku Polaków na Białorusi „za zasługi dla polskości na Białorusi poprzez opisywanie i dokumentowanie losów Polaków w byłym ZSRR w licznych publikacjach naukowych”, mówił, że „Operacja polska” NKWD była zbrodnią nie mniejszą od zbrodni katyńskiej, o której wiadomo powszechnie. – W odróżnieniu od zbrodni katyńskiej „Operacja Polska” NKWD jest prawie nieobecna w pamięci zbiorowej współczesnego pokolenia Polaków – mówił prof. Iwanow, tłumacząc, że o ofiarach zbrodni nie pamiętano, gdyż rodziny i potomkowie pomordowanych starali się wymazać okropności, które spotkały ich krewnych, z pamięci, bądź bali się kolejnych represji. Na Polaków według Nikołaja Iwanowa w ramach „Operacji polskiej” NKWD polowało po całym Związku Radzieckim. – W miejscach zamieszkiwania dużych skupisk ludności polskiej, szczególnie za Uralem, obecnie tylko kamienie na cmentarzach mówią po polsku – opowiadał prelegent, będący autorem książki pt. „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. „Operacja polska” 1937–1938”. – Dzisiaj przywracamy pamięć o tym wydarzeniu tak, jak kiedyś  przywracaliśmy pamięć o Katyniu. Z pamięcią o Katyniu było jednak łatwiej, bo o ofiarach tej zbrodni pamiętały rodziny. W przypadku „Operacji polskiej” NKWD ocalali członkowie rodzin byli świadomi, że za samo wspomnienie o niej mogą być ścigani przez sowiecką bezpiekę – mówił Nikołaj Iwanow.

Przytoczył słowa Heleny Trybel, matki byłego premiera Ukrainy Jurija Jechanurowa, że „być Polakiem w Związku Sowieckim w roku 1937 znaczyło to samo, co być Żydem w III Rzeszy”. – Polska była jedynym krajem, który nadawał się na „straszaka”, aby rozpętać w Związku Radzieckim terror i za jego pomocą rządzić zastraszonym ludem. Sowieci uznali, że Polaków trzeba wymordować, żeby wszyscy inni się bali” – konstatował historyk.

Skutkiem „Operacji polskiej” NKWD stało się zamordowanie ponad 111 tysięcy Polaków, zamieszkujących tereny Związku Radzieckiego. Aresztowano wówczas co najmniej 139 835 osób, z których część wywieziono do łagrów. Masowe rozstrzeliwania rozpoczęły się po rozkazie nr 00485, wydanym 11 sierpnia 1937 roku przez ówczesnego szefa NKWD Nikołaja Jeżowa.

O tych tragicznych wydarzeniach opowiedział wyświetlony w ramach spotkania film „Droga do prawdy”, którego kopia jest obecnie dostępna dla zainteresowanych w siedzibie ZPB w Mińsku.

 

Po pokazie filmowym między uczestnikami spotkania odbyło się omówienie przedstawionej historii ludobójstwa Polaków w ZSRR. W opinii przemawiających jak najwięcej ludzi powinno wiedzieć o tej  zbrodni. Prof. Nikołaj Iwanow, dziękując uczestnikom spotkania za zainteresowanie przedstawionym tematem sprezentował  dla biblioteki Oddziału ZPB w Mińsku egzemplarz swojej książki „Zapomniane ludobójstwo”,  a także przekazał książkę swojego kolegi – historyka z Rosji Wasyla Haniewicza pt. „Tragedia syberyjskiego Białegostoku”.

Książka Wasyla Haniewicza o tragedii Polaków z syberyjskiego Białegostoku

W spotkaniu historycznym Oddziału ZPB w Mińsku obok prof. Nikołaja Iwanowa udział wzięli m.in.  prof. nauk społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim Zdzisław Julian Winnicki, prof. nauk humanistycznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie Roman Stanisław Jurkowski, prof. Krzysztof Polechoński z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński.

Goście spotkania: dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński, prof. Nikołaj Iwanow, prof. Zdzisław Julian Winnicki

Prezes Oddziału ZPB w Mińsku Helena Marczukiewicz dziękuje gościom za przybycie na spotkanie

Prezes Oddziału ZPB w Mińsku Helena Marczukiewicz, żegnając się z gośćmi spotkania wyraziła wdzięczność za to, że znaleźli oni czas i możliwość na spotkanie się z Polakami w Mińsku.

Paulina Juckiewicz z Mińska

Polski historyk prof. Nikołaj Iwanow, przebywający w białoruskiej stolicy na XI Konferencji Międzynarodowej pt. „Znakomici Mińszczanie przełomu XIX i XX wieku”, był gościem kolejnego, zorganizowanego 28 września przez Oddział Związku Polaków na Białorusi w Mińsku, spotkania historycznego. Tematem spotkania były represje sowieckie w stosunku do

Skip to content