HomeStandard Blog Whole Post (Page 26)

Muzeum Adama Mickiewicza w Wilnie zaprasza do udziału w konkursie poetyckim pt. „Piękna i waleczna – Grażyna”.

W 1823 roku w drukarni Józefa Zawadzkiego w Wilnie ukazała się nieduża książeczka. Był to „Poezyj Adama Mickiewicza” II tom, w którego skład, oprócz „Dziadów” części II i IV, weszła „Grażyna. Powieść litewska”.

Z okazji 200. rocznicy wydania poematu Adama Mickiewicza „Grażyna” Muzeum Adama Mickiewicza w Wilnie zaprasza do udziału w konkursie poetyckim pt. „Piękna i waleczna – Grażyna”.

Konkurs jest skierowany do każdego, kto w poezji odnajduje radość życia!

Warunki konkursu:

  • Przyjmowane są prace pisane w jęz. litewskim i polskim.
  • Objętość pracy – do jednej strony wydruku komputerowego.
  • Gatunek poetycki oraz temat pracy – dowolne. Szczególnie mile będą widziane prace poświęcone „Grażynie” Adama Mickiewicza.

Prace przyjmowane są do 20 listopada 2023 roku.

Prace należy przysyłać na adres: [email protected]

Uczestnicy proszeni są o podanie następującej informacji:

  • imię, nazwisko;
  • wiek;
  • numer telefonu;
  • e-mail.

Wyniki konkursu będą ogłoszone 20 grudnia 2023 roku o godz. 16.00 w Muzeum Adama Mickiewicza (ul. Bernardinų 11, Wilno).

Zwycięzcom zostaną wręczone dyplomy oraz upominki.

Biorąc udział w Konkursie, uczestnik (lub jego przedstawiciel – osoba pełnoletnia, gdy uczestnik jest osobą niepełnoletnią) wyraża zgodę na publikowanie utworów i zdjęć uczestnika w przestrzeni publicznej.

Informacja dodatkowa: tel.: (85) 279 18 79

Organizatorzy:

Muzeum Uniwersytetu Wileńskiego

Centrum Polonistyczne Uniwersytetu Wileńskiego

Znadniemna.pl za l24.lt

Muzeum Adama Mickiewicza w Wilnie zaprasza do udziału w konkursie poetyckim pt. „Piękna i waleczna – Grażyna”. W 1823 roku w drukarni Józefa Zawadzkiego w Wilnie ukazała się nieduża książeczka. Był to „Poezyj Adama Mickiewicza” II tom, w którego skład, oprócz „Dziadów” części II i IV,

Izba Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Białorusi przyjęła nową ustawę „O wolności sumienia”, regulującą działalność i status prawny organizacji religijnych. Niezależni analitycy zwracają uwagę na to, że nowe prawo daje władzom państwowym możliwość ingerencji w działalność kościołów i wspólnot religijnych w celu zabezpieczenia w kraju dominującej pozycji Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Zmiany, wprowadzone do ustawy, przewidują, że „oświata religijna powinna być prowadzona tylko w językach państwowych”, to znaczy po rosyjsku, bądź po białorusku. Biorąc pod uwagę fakt, że reżim Aleksandra Łukaszenki prowadzi politykę rusyfikacji życia społecznego, prześladuje przejawy występowania języka i elementów kultury białoruskiej, a także mniejszości narodowych, m.in. polskiej oraz litewskiej, efektem tej klauzuli może być ostateczna rusyfikacja oświaty religijnej.

Obecnie ważą się losy szkół niedzielnych dla dzieci i klubów młodzieżowych przy parafiach katolickich, w których jest używany język polski. Zagrożona jest także literatura religijna w języku polskim.

Przypomnijmy, że władze białoruskie, wbrew porozumieniom dwustronnym z Polską i Litwą, zmieniły już na rosyjskojęzyczny status dwóch, wybudowanych przez Polskę dla polskiej mniejszości narodowej, szkół z polskim językiem nauczania w Grodnie i Wołkowysku, a także powstałych w porozumieniu z Republiką Litewską w interesach litewskiej mniejszości narodowej, dwóch szkół z litewskim językiem nauczania w Pielasie oraz Rymdziunach.

Nauczanie języków polskiej oraz litewskiej mniejszości narodowych w formach pozaszkolnych zajęć dodatkowych jest na Białorusi obecnie możliwe jedynie z pozwolenia i pod ścisłym nadzorem organów państwowych. Okoliczność ta wyklucza, na przykład, odwoływanie się do istotnych wydarzeń z historii Polski oraz Litwy, nieodpowiadających obowiązującej na Białorusi wizji historii, opartej na sowieckiej oraz rosyjskiej historiografii wielkomocarstwowej.

Znadniemna.pl na podstawie IAR, fot.: FLICKR/EPISKOPATNEWS

Izba Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Białorusi przyjęła nową ustawę „O wolności sumienia”, regulującą działalność i status prawny organizacji religijnych. Niezależni analitycy zwracają uwagę na to, że nowe prawo daje władzom państwowym możliwość ingerencji w działalność kościołów i wspólnot religijnych w celu zabezpieczenia w kraju dominującej pozycji

O poranku 12 października 1943 roku sowiecka 33. Armia przeszła do ofensywy w rejonie miasteczka Lenino nad rzeką Miereją. Tak rozpoczęła się jedna z wielu nieudanych operacji zaczepnych Armii Czerwonej w 1943 roku. Gdyby nie udział w starciu dopiero co sformowanej i praktycznie nieprzysposobionej do walki 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, starcie pod Lenino stałoby się kolejną zapomnianą bitwą frontu wschodniego.

„Idut kak matrosy”

„Sowieccy artylerzyści wiele widzieli już na froncie, ale kiedy o świcie 12 października 1943 roku zobaczyli kościuszkowców wyprostowanych jak struny, jakby to była defilada, a nie krwawy bój, ze zdumienia zastygli, a po chwili zaczęli rzucać czapkami w górę i krzyczeć: „Mołodcy Polaki, idut kak matrosy!”. Tak rodziła się legenda o chrzcie bojowym 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki” – pisze w najnowszym Newsweeku Piotr Korczyński, autor książki pt. „Piętnaście sekund. Żołnierze polscy na froncie wschodnim”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Cyranka.

Według Korczyńskiego dla Stalina i jego generałów kościuszkowcy byli mięsem armatnim, a Lenino – klasyczną maszynką do mięsa, czyli „bitwą na pobocznym kierunku frontu, która miała związać znaczne siły przeciwnika”, aby nie zostały one użyte na kierunku głównego natarcia.

Sowieckim artylerzystom, komplementującym Polaków zaszczytnym określeniem „matrosów” (marynarzy) do głowy nie przyszło, że Polacy szli naprzeciw ziejących ogniem cekaemów, dział i czołgów wyprostowani w tyralierach nie z powodu fantazji i pogardy śmierci, lecz ze względu na niedostateczne wyszkolenie.

Dowodzą – agent NKWD i podległe mu miernoty

W normalnych warunkach polska dywizja powinna byłaby jeszcze przez kilka miesięcy intensywnie szkolić się na poligonach, ale dowodzeni przez agenta NKWD generała Zygmunta Berlinga kościuszkowcy w pierwszej kolejności podlegali normom politycznym, a nie wojskowym. Dzielili więc los polskiego żołnierza-tułacza, który od wieków marzył o wolnej ojczyźnie, a był wykorzystywany do obcych interesów.

Świadectwo Zygmuntowi Berlingowi, jako zdrajcy polskich interesów, wystawił w publikowanych przez nas zeznaniach polskiemu dowództwu na Zachodzie (https://glosznadniemna.pl/12409/jak-nkwd-werbowal-polskich-oficerow-dokument/) rotmistrz Narcyz Łopianowski, więziony z Berlingiem przez NKWD po wojnie obronnej 1939 roku.

W książce Piotra Korczyńskiego czytamy fragmenty wspomnienia o bitwie, napisanego w 1944 roku przez samego Berlinga, który podległych mu wówczas oficerów scharakteryzował w sposób następujący: „Kilku oficerów – pisał generał – zasługujących właściwie na rozstrzelanie, będę musiał odesłać”.

„Przed plutonem egzekucyjnym Berling chętnie postawiłby między innymi Derksa i Wojnowskiego – pisze Korczyński. – Dowódca 1. Pułku Piechoty podpułkownik Franciszek Derks, w czasie gdy jego żołnierze starali się utrzymać zdobytą przez nich Trygubową, uciekł z pola walki i „odnalazł się” dopiero po bitwie w sztabie 33. Armii. Jej dowódca generał Gordow nie pozwolił wydać Derksa Berlingowi. Dowódca 1. Pułku Czołgów podpułkownik Anatol Wojnowski za to wcale na polu walki się nie pojawił, gdyż leżał pijany w sztok w jakiejś stodole”.

Bilans strat

1.Dywizja Piechoty przełamała obronę nieprzyjaciela, ale nie w pełni wykonała swoje zadanie. Związała i wykrwawiła znaczne siły przeciwnika. W walkach Niemcy stracili 1500 żołnierzy, a 326 dostało się do niewoli. Zniszczono 72 karabiny maszynowe, 42 działa i moździerze, 2 czołgi oraz zestrzelono 5 samolotów.

W czasie walk „kościuszkowcy” wraz z jednostkami wsparcia ponieśli tak ciężkie straty: 510 zabitych, 1776 rannych, a 776 dostało się do niewoli niemieckiej lub zostało uznanych za zaginionych bez wieści. W ten sposób dywizja straciła ok. 25 proc. całego stanu osobowego i po dwóch dniach walki musiała zostać wycofana z pierwszej linii.

15 października dokonano oficjalnej oceny strat poniesionych w bitwie:

1.Pułk Piechoty stracił 1600 ludzi zabitych, rannych i zaginionych bez wieści. Z pierwszego batalionu pozostali nieliczni. 2.Pułk stracił 900, 3. Pułk 500.

Propagandowe wykorzystanie bitwy

„Dywizja spełniła swe zadanie – skrwawiła się. – pisze Korczyński. – Straty wśród żołnierzy były ogromne, a ci, którzy przeżyli, byli w fatalnym stanie psychicznym. Stalin mógł jednak pochwalić się przed Churchillem i Rooseveltem filmem, na którym polscy piechurzy szli do natarcia jak na defiladzie, by „najkrótszą drogą” dotrzeć do kraju i wyzwolić go spod niemieckiej okupacji…”

Znaczenie propagandowe Bitwy pod Lenino dla władz ZSRR i zależnej względem Sowietów Polskiej Republiki Ludowej trudno przecenić.

W latach 1944–1989 Bitwa pod Lenino była celebrowana z wielką pompą. Od rocznicy bitwy w 1950 roku, aż do roku 1991 każdą rocznicę bitwy pod Lenino obchodzono, jako Dzień Wojska Polskiego, w miejsce Święta Żołnierza – obchodzonego 15 sierpnia na cześć Bitwy Warszawskiej.

Każdego roku prasa porównywała Lenino do Grunwaldu i wiktorii wiedeńskiej. Ze względu na rangę, jaką propaganda PRL nadawała bitwie pod Lenino, nie było warunków do przeprowadzenia rzetelnych badań na jej temat. W stalinowskiej polskiej dywizji służyli późniejsi przedstawiciele komunistycznej władzy: Edward Ochab, Włodzimierz Sokorski, Roman Zambrowski, Aleksander Zawadzki. W interesie elit Polski Ludowej nie leżało ujawnienie, że bitwa zakończyła się sromotną klęską Armii Czerwonej, a ofiary po stronie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki były dramatycznie wielkie. Był to ważny, acz nie jedyny powód, dla którego obraz bitwy przez lata ulegał zakłamaniu.

W okresie PRL Bitwa pod Lenino stała się symbolem wysiłku zbrojnego żołnierza polskiego podczas II wojny światowej i jednocześnie sojuszu z ZSRR, w przeciwieństwie do początkowo pomijanych, a później marginalizowanych walk Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

W propagandzie PRL, pomimo porażki, przedstawiano bitwę jako istotne zwycięstwo oraz podkreślano wyłącznie bohaterstwo żołnierzy.

Niemcy przejęli tylko 21 dezerterów

Obecnie, pomimo ogromnych strat, ocenia się, że bitwa jednak potwierdziła wysoką wartość bojową polskich żołnierzy, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę , że byli oni niedoświadczeni bojowo, słabo wyszkoleni i miernie dowodzeni.

Przeciwnikiem tak kiepsko przygotowanego wojska były doświadczone oddziały niemieckie. A mimo to polscy żołnierze przedarli się przez pierwszą linię obrony w głąb ugrupowania przeciwnika i zajęli dwie kluczowe wsie w jego systemie obronnym. Dywizja częściowo wykonała powierzone zadanie, po czym otoczona musiała się wycofać. Obecnie ocenia się, że gdyby dywizja zdołała się włamać w niemiecką obronę zgodnie z ustalonym planem na głębokość 17 km, prawdopodobnie bez wsparcia zostałaby odcięta i rozbita doszczętnie.

Poniesione przez „kościuszkowców” duże straty osobowe nie były nadzwyczajnie wysokie, jak na standardy sowieckie oraz specyfikę walk na froncie wschodnim.

Jeszcze do niedawna popularne było przeświadczenie, że kilkuset żołnierzy 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki miało zdezerterować na stronę niemiecką. Według niektórych autorów jest to jednak mit, a niemieckie raporty podają jedynie 21 przejętych dezerterów.

Upamiętnienie bitwy

Walki żołnierzy polskich o Lenino zostały upamiętnione na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, napisem na jednej z tablic „LENINO 12 – 13 X 1943” oraz napisem „LENINO” na zniczu Grobu Nieznanego Żołnierza w Krakowie.

Wieś Trigubowo pod Lenino na pamiątkę walk z 12 października 1943 została przemianowana na Kościuszkowo.

W 1968 roku w Lenino na Białorusi odsłonięto pomnik-mauzoleum oraz muzeum polsko-radzieckiego braterstwa broni. Wieś została także odznaczona Krzyżem Grunwaldu II klasy. W 1989 roku powstał w Lenino cmentarz poległych żołnierzy polskich. Od 24 listopada 1961 roku ulica w Warszawie, na terenie obecnej dzielnicy Wola, nosi nazwę ulicy Bitwy pod Lenino.

Ulica Żołnierzy Lenino znajduje się też na Wilczym Młynie w Poznaniu.

W 1983 został wybity medal upamiętniający Bitwę pod Lenino, wydany przez Mennicę Państwową, a zaprojektowany przez Józefa Markiewicza.

Znadniemna.pl na podstawie Newsweek.pl, Polska-zbrojna.pl, Wikipedia.org, na zdjęciu: żołnierze 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, fot.: Centralne Archiwum Wojskowe

O poranku 12 października 1943 roku sowiecka 33. Armia przeszła do ofensywy w rejonie miasteczka Lenino nad rzeką Miereją. Tak rozpoczęła się jedna z wielu nieudanych operacji zaczepnych Armii Czerwonej w 1943 roku. Gdyby nie udział w starciu dopiero co sformowanej i praktycznie nieprzysposobionej do

Medalami Reipublicae Memoriae Meritum wyróżniono dzisiaj, 11 października, działaczy, promujących polską historię. Prestiżowe, nadawane przez prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, wyróżnienie „w stopniu złotym” odebrała między innymi Irena Biernacka, prezes Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie.

„Dla Instytutu państwa praca jest nieocenionym wsparciem” – mówił do odznaczonych podczas uroczystości wręczenia Medali dyrektor Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN Adam Siwek. Podkreślił, że wszystkich wyróżnionych łączy praca dla lokalnych społeczności, utrwalanie wśród nich postaw patriotycznych i promowanie wiedzy historycznej. Dodał, że jest to szczególnie ważne, ponieważ z punktu widzenia „centrali IPN i jego lokalnych oddziałów nie zawsze wszystko widać”.

Irena Biernacka po otrzymaniu Złotego Medalu Reipublicae Memoriae Meritum

„Dzięki waszej wrażliwości na historię Polski, na pamięć o ważnych lokalnych wydarzeniach, bohaterach, działaczach możemy skuteczniej walczyć o tych, którzy zasługują na pamięć i naród Polski powinien być im wdzięczny. Pamiętamy o tych którzy pomagają nam pamiętać o wybitnych Polakach, ofiarach zbrodni totalitaryzmu, weteranach, poszukiwaniach grobów żołnierzy Rzeczypospolitej” – podkreślił dyrektor Biura Upamiętnienia Walk i Męczeństwa IPN.

Legitymacja Medalu Reipublicae Memoriae Meritum w stopniu złotym dla Ireny Biernackiej

– Traktuje to odznaczenie, jako wyróżnienie dla całej polskiej społeczności mojej rodzinnej Lidy – powiedziała portalowi Znadniemna.pl Irena Biernacka. Działaczka podkreśliła, że Polacy Lidy od wielu lat opiekują się znajdującymi się w ich mieście i na ziemi lidzkiej grobami polskich żołnierzy, pielęgnują pamięć o polskich bohaterach, przekazują wiedzę o nich kolejnym pokoleniom Polaków. – Robią to często z ryzykiem dla siebie, gdyż pielęgnowanie pamięci o żołnierzach Armii Krajowej, na przykład, jest na Białorusi zagrożone prześladowaniem karnym – zaznaczyła Irena Biernacka.

Wśród odznaczonych Medalami Reipublicae Memoriae znalazło się jeszcze kilka osób, związanych ze środowiskiem Polaków na Białorusi.  Złotymi Medalami odznaczeni zostali: Artur Kondrat, prezes Zarządu Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej oraz prof. Zdzisław Julian Winnicki współautor akcji „Wszechnica Polska na Wschodzie”, a także autor prac, poświęconych Kresom oraz polskiemu dziedzictwu na Białorusi.  Medal Reipublicae Memoriae Meritum „w stopniu brązowym” odebrał ponadto pochodzący z Lidy Denis Zwonik, prezes Zarządu Fundacji Wsparcia Historii i Kultury Polskiej.

Medal Reipublicae Memoriae Meritum, fot.: Mikołaj Bujak, źródło: www.ipn.gov.pl

Medal Reipublicae Memoriae Meritum to odznaczenie nadawane przez prezesa IPN. Zostało ustanowione w 2015 roku przez prezesa IPN, dr Łukasza Kamińskiego. Medal może zostać nadany instytucjom, organizacjom i osobom fizycznym za wybitne zasługi w działalności publicznej i społecznej dla upamiętniania historii Narodu Polskiego w latach 1917–1990 oraz wspierania IPN w działalności edukacyjnej, naukowej i wydawniczej.

 Znadniemna.pl

Medalami Reipublicae Memoriae Meritum wyróżniono dzisiaj, 11 października, działaczy, promujących polską historię. Prestiżowe, nadawane przez prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, wyróżnienie „w stopniu złotym” odebrała między innymi Irena Biernacka, prezes Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie. „Dla Instytutu państwa praca jest nieocenionym wsparciem” – mówił do

Piękny Jubileusz setnych urodzin obchodzi dzisiaj Janina Szestakowska, urodzona w Pińsku Sybiraczka, działaczka społeczna, autorka dwóch książek: „Z dziejów flotylli rzecznej marynarki wojennej w Pińsku” i „Moje życie w Pińsku, w Ałtajskim Kraju i w Warszawie”.

Urodzona  11 października 1923 roku w Pińsku w rodzinie Ewy i Adama Lenkiewiczów pani Janina w wieku 17 lat została wywieziona z matką i siostrą Heleną do Ałtajskiego Kraju na Syberii. Tam przeżyła wiele trudności i niewoli, ale nie poddała się, starając utrzymać w sercu i duszy polskość oraz wiarę.

W 1946 roku wróciła do Pińska, gdzie wyszła za mąż za Borysa Szestakowskiego, przedwojennego ułana 25. Pułku Ułanów, który stacjonował w Prużanie, uczestnika wojny obronnej 1939 roku, a potem jeńca niemieckiego obozu jenieckiego w Woldenbergu.

W 1956 roku małżeństwo otrzymało pozwolenie na repatriację do Polski i przeniosło się do Warszawy, gdzie pani Janina pracowała jako główna księgowa i kontrolerka.

Obecnie Janina Szestakowska jest pensjonariuszką Domu Pomocy Społecznej „Kombatant” w podwarszawskim Legionowie i działa w Warszawskim Oddziale Związku Sybiraków, organizacji, która zrzesza osoby zesłane przez władze sowieckie na Syberię podczas II wojny światowej.

Przez całe życie w Polsce dzisiejsza Jubilatka stara się nie tracić kontaktu z rodakami, którzy mieszkają na jej małej ojczyźnie – białoruskim Polesiu. Jest wieloletnią wierną czytelniczką kwartalnika Polaków na Polesiu „Echa Polesia”. Trzy lata temu koledzy z „Ech Polesia” opublikowali relację ze spotkania z Panią Janiną w Warszawie  i nagrali wideo z wspomnieniami swojej krajanki.

Podczas uroczystości która z okazji Setnego Jubileuszu urodzin Janiny Szestakowskiej, odbyła się dzisiaj w DPS „Kombatant” w Legionowie „DWIEŚCI LAT” Jubilatce zaśpiewali jej koledzy, a także przedstawiciele władz samorządowych, między innymi – wiceprezydent Legionowa Piotr Zadrożny oraz sekretarz miasta Ida Parakiewicz-Czyżma.

Wiceprezydent Legionowa Piotr Zadrożny i sekretarz miasta Ida Parakiewicz-Czyżma (po prawej) składają Jubilatce życzenia w imieniu władz samorządowych, fot.: facebook.com

Przyjęcie z okazji Jubileuszu urodzin Janiny Szestakowskiej w Domu Opieki Społecznej „Kombatant” w Legionowie, fot.: facebook.com

Jubilatka zdmuchuje świecę na torcie urodzinowym, fot.: facebook.com

Pani Janina jest nie tylko autorką wspomnianych już książek, lecz także wielu opracowań, referatów i artykułów na temat sybirackiego losu. Za swoją działalność społeczną i patriotyczną została odznaczona wieloma medalami i dyplomami, m.in. Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski, Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Krzyżem Zesłańcza Sybiru czy Medalem Pro Patria.

Redakcja Znadniemna.pl dołącza się do życzeń, składanych dzisiejszej Jubilatce:

DWIEŚCI LAT, PANI JANINO!

Znadniemna.pl na podstawie Legionowo.pl, Polesie.org, zdjęcia z Jubileuszu urodzin Janiny Szestakowskiej pochodzą ze strony facebookowej Miasta Legionowo

Piękny Jubileusz setnych urodzin obchodzi dzisiaj Janina Szestakowska, urodzona w Pińsku Sybiraczka, działaczka społeczna, autorka dwóch książek: „Z dziejów flotylli rzecznej marynarki wojennej w Pińsku” i „Moje życie w Pińsku, w Ałtajskim Kraju i w Warszawie”. Urodzona  11 października 1923 roku w Pińsku w rodzinie Ewy

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Litwy ogłosiło dzisiaj, 11 października, że proponuje wydawanie zezwoleń na pobyt obywatelom Białorusi, którzy nie są w stanie powrócić do kraju ojczystego na dłuższy okres, oraz że powinny one być odnawiane co trzy lata, a nie co rok.

Minister Spraw Wewnętrznych Litwy Agnė Bilotaitė przygotowała projekt nowelizacji ustawy o statusie prawnym cudzoziemców, która umożliwiłaby wydawanie trzyletnich zezwoleń na pobyt czasowy cudzoziemcom, którzy nie mogą wrócić do swojego kraju.

Przepis ten miałby zastosowanie do cudzoziemców prześladowanych przez niedemokratyczny reżim, którzy doświadczyli lub mogą doświadczyć represji ze strony tego reżimu i którzy w związku z tym nie są w stanie powrócić do kraju pochodzenia.

Obecnie zezwolenia na pobyt czasowy wydawane są na okres maksymalnie jednego roku, głównie obywatelom Białorusi.

Według minister, wydanie zezwolenia na pobyt na dłuższy okres Białorusinom, którzy uciekli przed represjami reżimu, zmniejszyłoby również obciążenie pracą Departamentu Migracji.

Według danych ministerstwa, obywatelom Białorusi, którzy uciekli przed prześladowaniami na Litwie, wydano ponad 700 zezwoleń na pobyt czasowy.

Proponuje się, aby nowy przepis ustawy miał zastosowanie do wszystkich nowych i już złożonych przez cudzoziemców wniosków o udzielenie zezwolenia na pobyt czasowy, co do których nie podjęto decyzji przed wejściem w życie nowelizacji.

Znadniemna.pl/BNS/Fot.: BNS/Skirmantas Lisauskas

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Litwy ogłosiło dzisiaj, 11 października, że proponuje wydawanie zezwoleń na pobyt obywatelom Białorusi, którzy nie są w stanie powrócić do kraju ojczystego na dłuższy okres, oraz że powinny one być odnawiane co trzy lata, a nie co rok. Minister Spraw Wewnętrznych Litwy Agnė

Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego prowadzi nabór do IV edycji Studium Dyplomatycznego. Termin naboru zgłoszeń upływa już za kilka dni – 15 października i odbywa się pod hasłem „Nowe Kadry dla Nowej Białorusi”.

Ogłoszenie o naborze kandydatów do IV edycji Studium Dyplomatycznego opublikowane jest na stronie internetowej Studium Europy Wschodniej. Czytamy w nim, że tegoroczna edycja Studium Dyplomatycznego jest kontynuacją specjalistycznego programu kształcenia w ramach programu „Solidarni z Białorusią”. Uczestnikami mogą być obywatele Białorusi, absolwenci studiów wyższych.

Organizatorzy podkreślają także, iż „STUDIUM DYPLOMATYCZNE to unikatowy modułowy program, mający na celu kształcenie w Polsce nowych białoruskich kadr dyplomatycznych”.

Z ogłoszenia dowiadujemy się także, że Kurs będzie obejmował m.in. „analizę sytuacji politycznej

na Białorusi i na obszarze postsowieckim, teorię i praktykę polityki i dyplomacji, politykę zagraniczną

i bezpieczeństwa, protokół dyplomatyczny, prawo międzynarodowe itd.”

Organizatorzy kursu zapewniają, że kształcenie będzie prowadzone przy udziale doświadczonych wykładowców i dyplomatów, we współpracy z Akademią Dyplomatyczną Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rrzeczypospolitej Polskiej.

Wobec kandydatów do Studium Dyplomatycznego stawiane są następujące wymagania:

obywatelstwo białoruskie;

ukończone studia wyższe (preferowane specjalności: prawo, historia, stosunki międzynarodowe, nauki polityczne i pokrewne);

znajomość i zainteresowanie zagadnieniami z zakresu polityki i stosunków międzynarodowych regionu Europy Środkowo-Wschodniej;

znajomość języka angielskiego na poziomie minimum B2 ( czyli: umożliwiająca czynny udział w zajęciach programowych);

znajomość języka polskiego na poziomie rozumienia wykładów;

limit wiekowy kandydatów: do 35 lat.

WYMAGANE DOKUMENTY:

wypełniony Kwestionariusz kandydata ( Kwestionariusz do pobrania TUTAJ)

kopia białoruskiego paszportu;

kopia dyplomu/zaświadczenia o ukończeniu studiów wyższych wraz z uzyskanym stopniem naukowym;

CV zawierające informacje o wykształceniu, dotychczasowym doświadczeniu, publikacjach, tematach prac dyplomowych oraz znajomości języków;

list motywacyjny (do 2000 znaków);

UWAGA: dokumenty aplikacyjne są przyjmowane wyłącznie jednym plikiem w PDF;

Organizatorzy OFERUJĄ:

bezpłatne studia;

unikatowy, modułowy program kształcenia, skierowany przede wszystkim na zdobycie doświadczenia i umiejętności praktycznych;

językami wykładowymi kursu są: polski, angielski, białoruski, rosyjski;

intensywny lektorat języka polskiego podczas trwania programu;

intensywny lektorat języka francuskiego podczas trwania programu;

możliwość odbycia praktyk w renomowanych instytucjach polskich, a w miarę możliwości także

między- i ponadnarodowych;

comiesięczne stypendium w wys. 2400 PLN (wypłacane tylko w czasie pobytu w Polsce);

limit miejsc: 20.

Termin nadsyłania zgłoszeń: 15 października 2023 r., do 23:59 czasu polskiego.

Wymagane dokumenty prosimy wysyłać na adres: [email protected]

Zgłoszenia, które wpłyną po wyznaczonym terminie lub nie będą spełniać wyżej wymienionych wymogów, NIE BĘDĄ ROZPATRYWANE!

Program będzie realizowany w Warszawie. Pobyt w Warszawie jest warunkiem otrzymania stypendium i uczestnictwa w Programie.

Rozmowy kwalifikacyjne odbędą się: 20–25 października 2023 roku.

Ogłoszenie wyników: do 30 października 2023 roku.

Przyjazd do Warszawy: do 30 listopada 2023 roku.

Rozpoczęcie wykładów: 30 listopada 2023 roku.

Całość kosztów uczestnictwa w Programie zostanie pokryta ze środków pomocowych Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, w ramach projektu „Solidarni z Białorusią’’.

 Znadniemna.pl za Studium.uw.edu.pl

Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego prowadzi nabór do IV edycji Studium Dyplomatycznego. Termin naboru zgłoszeń upływa już za kilka dni – 15 października i odbywa się pod hasłem „Nowe Kadry dla Nowej Białorusi”. Ogłoszenie o naborze kandydatów do IV edycji Studium Dyplomatycznego opublikowane jest na stronie

Janina Kozłowska-Studnicka (1890-1972) całe swoje życie nie licząc okresów aresztowań i zesłań, poświęciła pracy archiwalnej, w tym przez prawie dwadzieścia lat kierowała Archiwum Państwowym w Grodnie.

Urodziła się w rodzinie właściciela ziemskiego Juliana Józefa Kozłowskiego i Róży Ludwiki z Borowskich. Pierwsze 12 lat życia spędziła w rodzinnym Lublinie, potem, w latach 1902–1914, mieszkała w Petersburgu, w którego miejscowych bibliotekach spędzała wiele czasu, studiując samodzielnie (pomimo braku formalnego wykształcenia) opracowania z szeroko pojętej humanistyki, a następnie współpracując z wysłannikami Akademii Umiejętności zajmującymi się tamtejszymi polonikami. Tam też w jednym z zakładów naukowych dla panien uzyskała w 1910 roku świadectwo nauczycielki domowej z prawem nauczania języka francuskiego i historii.

Ponowna przeprowadzka (wraz z matką) w związku ze śmiercią w 1914 roku ojca, który był urzędnikiem, tym razem do Wilna, zaowocowała rozpoczęciem pracy w tamtejszym archiwum oraz małżeństwem z miejscowym archiwistą Wacławem Gizbertem-Studnickim (związek ten okazał się nietrwały – jeszcze przed ostatecznym zakończeniem I wojny światowej nastąpił jego rozkład). W 1917 roku została aresztowana przez niemieckie władze w Wilnie i spędziła kilka miesięcy w więzieniu. Okres formowania się państwa polskiego spędziła ponownie w Lublinie, pracując w latach 1918–1919 w tamtejszym archiwum.

W latach 1919-1920 czas dzieliła pomiędzy archiwa w Wilnie i Grodnie. Z jednej strony są przekazy o dojeżdżaniu przez nią do Grodna, a drugiej – w „Dzienniku Urzędowym Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich” z dnia 19 kwietnia 1920 roku ukazała się informacja o mianowaniu jej pomocnicą kustosza w Archiwum Państwowym w Wilnie. Rozbieżności istnieją też w kwestii od kiedy była kierownikiem archiwum w Grodnie – według jednych informacji została nim od 1 sierpnia 1919 roku, według innych – od 1 stycznia 1921 roku. Za drugą datą przemawia fakt, iż dopiero od grudnia 1920 roku przeniosła się do miasta nad Niemnem na stałe.

Jej ukochanym miastem było dotąd Wilno, jednak z biegiem czasu część tego uczucia przelała również na Grodno. To powiatowe miasto nad Niemnem liczyło w latach międzywojennych ok. 60 tys. mieszkańców. Istniały w nim trzy teatry, dwa muzea (historyczne i przyrodnicze), kilka księgarń, ogród botaniczny i zoologiczny, siedem kin, kilkanaście szkół, liczne ogniska kulturalne. Zofia Nałkowska założyła i prowadziła Towarzystwo Miłośników Literatury i Sztuki; działały również Towarzystwo Miłośników Przyrody i Towarzystwo Krajoznawcze. Wychodziło pięć dzienników, dwa tygodniki, dwa miesięczniki i kwartalnik naukowy.

Budynek dawnego Archiwum Państwowego w Grodnie (po prawej)

„W tym to przedziwnym mieście, w którym ludzie sprawdzali się w swoich istotnych wartościach, wypadało żyć niezwykłej kobiecie – Janinie Studnickiej” – pisał we wspomnieniach „Grodzieńska samotnica – Janina Studnicka” Antoni Patla, jej bliski znajomy i redaktor „Kuriera Nadniemeńskiego”.

Dla przeciętnego mieszkańca Grodna, p. Studnicka była więcej mitem, niż realnym człowiekiem [pisze dalej A. Patla] rzadko widywało się ją na ulicy i na tych gwarnych targowiskach życia towarzyskiego, gdzie się kulturalne Grodno spotykało.

Antoni Patla poznał Studnicką na zebraniu Kółka Rolniczego i był zaskoczony zjawieniem się na takim wcale ważnym zebraniu cichego pracownika naukowego.

Bo jakąż to wspólną płaszczyznę może mieć pracownik zamkniętej placówki naukowej, ślęczący z lupą w ręku nad pożółkłymi ze starości papierami, z członkami Kółka Rolniczego? […]. A jednak pani Studnicka znalazła do tego środowiska właściwy i dobrze dopasowany „klucz”. Mówiła pięknie i żarliwie o przeszłości tej ziemi, wywołując niemałe zaciekawienie. Na zakończenie zebrania zebrała całą gromadę słuchaczy i pomaszerowała z nimi do lokalu archiwum, gdzie zdumionym oczom okazała bogactwo swoich skarbów: pożółkłe dokumenty liczące sobie setki lat, niekiedy z podpisami królów. Skutek tych odwiedzin był taki, że wkrótce zaczęły do archiwum napływać z prowincji liczne, bezcenne dokumenty. Takich spotkań pani Studnicka na swoim koncie grodzieńskim miała wiele dziesiątków […]. Nosiła się bardzo skromnie i zdecydowanie nie modnie. Suknie nosiła zawsze długie, do kostek, ciemne, szare, dobrze wysłużone, choć czyste […]. Kto jej w Grodnie nie znał, mógł ją łatwo określić jako „zakonnicę” […]. Rzadko bywała w kinie, nie często nawet w teatrze, chyba że szła sztuka wybitna. Ale i wtedy szła do teatru nie razem ze śmietanką towarzyską – na przedstawienie premierowe, ale na spektakle późniejsze, gdy krzesła teatralne dobrze już przyświecały pustką […]. Nie widywało się jej na politycznych wiecach i okolicznościowych mitingach „ku czci” czegoś lub kogoś […]. Znajomych i przyjaciół miała niewielu. Ci zaś, których za przyjaciół miała, musieli przedstawiać wartości wybitne –intelektualne, czy charakterowe, społeczne i moralne, niezależnie od zajmowanych pozycji społecznych […]. Dlatego też to „urodzona społecznica”, zdolna do największych ofiar, czuła się w prężnej społeczności grodzieńskiej jakby wysamotniona.

Trudno ją było widzieć w jakimś konkretnym obozie politycznym. Nie mieściła się w żadnym. Będąc gorliwie praktykującą katoliczką, obcą jednak była partii chadeckiej, uzurpującej sobie ,,prawa zwierzchnie’’ do wszystkich katolików metrycznych. Religia i polityka były to dla niej sprawy bardzo różne, a nierzadko przeciwstawne. Nie mieściła się również w tzw. obozie sanacyjnym, choć wielbiła czynną walkę o Niepodległość. Obcą jej była PPS, choć bliskim był los wyzyskiwanego robotnika.

Z chwilą włączenia w lutym 1921 roku powiatu grodzieńskiego do województwa białostockiego, postanowiono, iż utworzone rozporządzeniem z 17 lutego 1920 roku Archiwum Państwowe w Białymstoku będzie miało tymczasową siedzibę w Grodnie. Ponieważ jednak nie udało się uzyskać odpowiedniego gmachu w Białymstoku i w związku z tym przeniesienie archiwum przeciągało się, ostatecznie odstąpiono od idei tworzenia archiwum grodzieńskiego. Tym samym Studnicka, choć nie zmieniła nawet biurka, formalnie została przeniesiona z jednego archiwum do drugiego.

Do idei utworzenia archiwum w Białymstoku w okresie międzywojennym już nie powrócono, poszerzano natomiast obszar działania archiwum grodzieńskiego. Latem 1922 roku zarządzono przyłączenie do niego Archiwum Państwowego w Nowogródku, a w 1925 roku – w Suwałkach. Zlikwidowanie i zapakowanie archiwum suwalskiego odbyło się w końcu sierpnia tego roku, jednak 336 worków z archiwaliami (w tym 132 worki z materiałami nieuporządkowanymi) zostało przewiezionych do Grodna dopiero w dniach 21-22 kwietnia 1926 roku. Wykonano to pod naciskiem Sądu Okręgowego w Suwałkach, który przejął lokal przy ul. Konopnickiej 16.

Archiwum grodzieńskie cały czas mieściło się w tym samym miejscu, choć zmieniał się jego adres, a dokładniej nazwa placu przy którym znajdowała się zajmowana przez mnie dawna oficyna zabudowań ekonomii królewskiej na Horodnicy. Najpierw był to Plac Teatralny 2, potem Plac Tyzenhauza 1, a w końcu Plac Wolności 1. W piętrowym budynku o powierzchni 530 m2 przechowywano – według stanu z 1926 roku – około 500 tysięcy jednostek archiwalnych, które zajmowały 2500 metrów bieżących półek. Na akta składały się:

1.  archiwum zarządu administracyjnego byłej guberni grodzieńskiej – 450 tys. j.a.,
2. archiwalia zarządów skarbowych (tj. akta grodzieńskiej Izby Skarbowej i Izby Dóbr Państwowych) – 20 tys. j.a.,
3. archiwum suwalskie – 30 tys. j.a.

Miejscowy zasób archiwalny doznał znacznego uszczerbku w trakcie I wojny światowej, choć jeszcze przed rokiem 1914 kilkakrotnie doszło do przekazywania cenniejszych dokumentów do naukowych zbiorów Wilna i Petersburga. W czasie wojny najpierw Rosjanie ewakuowali część akt, potem władze okupacyjne niemieckie wywiozły do Królewca archiwum pruskie obwodu białostockiego. W 1930 roku w ramach dwóch pierwszych serii rewindykacyjnych archiwaliów ewakuowanych w głąb Rosji (Studnicka aktywnie działała w Komisji Rewindykacyjnej) otrzymano z Moskwy 250 skrzynek z aktami władz i urzędów I instancji z terenu byłej guberni grodzieńskiej. Część tych akt przekazano następnie prawowitym właścicielom – magistratom kilku miast: Brześć otrzymał 412 tomów, Białystok – 820, a Grodno – 8. Z kolei w 1935 roku Archiwum Państwowe w Wilnie zwróciło 27 tomów archiwaliów grodzieńskich z I połowy XIX wieku.

Dopływały także inne akta: zespoły zamknięte, znaleziska itp. W ten sposób zasób wzrósł do około 750 tys. tomów i było to wówczas trzecie pod względem liczby jednostek archiwalnych archiwum państwowe w kraju.

Tymczasem powierzchnia użytkowa nie powiększyła się, co powodowało utrudnienia w pracy. W dodatku obsada personalna placówki była skromna, poza kierowniczką były zatrudnione dwie siły kancelaryjne i woźny, którym przez wiele lat był Józef Strzałkowski. Sporadycznie tylko zatrudniano dietariuszy. Z jednym z nich – Tytusem Bienieckim – wiązano nawet w końcu lat trzydziestych nadzieje, że po uzupełnieniu studiów w Wilnie powróci do pracy w archiwum.

Nic więc dziwnego, że były trudności z podporządkowaniem i opracowywaniem zbiorów, a przy tym trzeba było wykonywać corocznie kilkaset kwerend na zamówienie różnych władz i osób prywatnych. Według szczegółowych danych z 1937 roku przeprowadzono wówczas 504 kwerendy, w tym 463 dotyczące spraw majątkowych, a tylko 10 0 naukowych. Zleceniodawcami były głównie władze: państwowe – w 240 przypadkach, samorządowe – 128, kościelne – 7, ponadto osoby prywatne – 126 i inne instytucje – 2.

Dochodziła do tego obsługa osób korzystających czytelni naukowej, choć tych do połowy lat trzydziestych było niewiele – po kilka rocznie, spędzających łącznie w czytelni kilkadziesiąt dni. Od 1935 roku liczba czytelników gwałtownie wzrosła, co wiązać należy z powstaniem w Grodnie oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, którego jednym z animatorów była właśnie Janina Kozłowska-Studnicka. W latach 1935-1938 z czytelni korzystało już od 25 do 39 osób, a w tym ostatnim roku trafił się nawet cudzoziemiec. Wzrosły także liczby wypożyczeni zamiejscowych oraz akt sprowadzanych z zewnątrz, choć nadal nie były one duże i wahały się w granicach od kilku do kilkunastu tomów rocznie.

Przy tak dużym zakresie zadań do wykonania, w sytuacji gdy jedynym w pełni merytorycznym – biorąc pod uwagę doświadczenie – pracownikiem była sama kierowniczka, brakowało niekiedy czasu na terminowe i szczegółowe sporządzenie sprawozdań i Dyrekcja Archiwów Państwowych słała do Grodna ponaglające pisma. Co prawda, mogła liczyć na pomoc matki – Róży z Borowskich Kozłowskiej – która mieszkała z nią w Grodnie. Matka nie tylko zastępowała ją w czasie nieobecności, ale i id czasu do czasu wyręczała w sprawach administracyjnych, a nawet pomagała w kwerendach. Blisko związana z matką bardzo przeżyła jej śmierć, która nastąpiła 4 października 1938 roku.

Janina Kozłowska-Studnicka nie ograniczała się tylko do pracy w archiwum, była bardzo aktywna na wielu polach i chciała, żeby kierowana przez nią placówka stała się ważnym ośrodkiem naukowo-kulturalnym. Szczególnie podkreślić należy jej wkład w Organizację i działalność oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego (PHT) oraz Biblioteki Historycznej. Z propozycją utworzenia w mieście Batorego oddziału zwrócił się do niej w połowie 1935 roku Zarząd Główny PTH w związku z przygotowywaniem VI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie, którego uczestnicy zamierzali odwiedzić Grodno. Studnicka zorganizowała oddział i została jego wiceprezesem (pierwszym prezesem, zapewne za jej namową, został płk Teodor Furgalski – do niedawna szef Oddziału II Sztabu Generalnego). Uczestnicy zjazdu podczas pobytu w Grodnie (21 września 1935 roku) zwiedzili także urządzoną w Archiwum Państwowym wystawę najcenniejszych dokumentów tam przechowywanych, która była eksponowana jeszcze przez kilka tygodni. W latach następnych działalność oddziału PTH koncentrowała się w archiwum, a jego kierowniczka nadawała jej ton, organizowała – a najczęściej i sama wygłaszała – odczyty. Oto tematy jej wystąpień na zebraniach PTH w tym okresie: Polityczne i wyznaniowe dzieje Supraśla; Zadania, potrzeby i środki badań historii Grodna; W Grodnie przed stu laty; Grodno w czasie powstania styczniowego.

W 1936 roku wpadła na pomysł utworzenia w oparciu o Archiwum Państwowe Biblioteki Historycznej miasta Grodna, która w przyszłości mogłaby posłużyć dla zbudowania podstawy dla wyższych studiów. Marzył się jej jakiś Instytut Wschodni, który byłby grodzieńskim pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego. Na pewno był to ważny argument w piśmie skierowanym do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, w którym prosiła ona o akceptację umieszczenia biblioteki w lokalu – przypomnijmy: mocno przepełnionym – archiwum. Dodatkowe argumenty to fakt, iż była tam już siedziba oddziału PTH, a archiwum posiadało własny księgozbiór pomocniczy oraz czytelnię i personel, co pozwalało zaoszczędzić wydatki na cele administracyjne. W tej sytuacji dyrektor Witold Suchodolski mógł jedynie wyrazić zgodę na bezpłatne umieszczenie księgozbioru oraz udostępnienie pracowni w godzinach pozasłużbowych na zebrania zarządu i posiedzenia naukowe.

Studnicka potrafiła znaleźć zawsze możnych protektorów – na czele zarządu stanął dowódca DOK III generał Franciszek Kleeberg, wiceprezes został prezydent miasta Witold Cieński. Sama zadowoliła się funkcją sekretarza. Dzięki wysoko postawionym protektorom mogła lekceważyć ataki przeciwników – z miejscowych należał do nich m.in. Józef Jodkowski, kierownik Muzeum Państwowego. Był on przeciwny tworzeniu biblioteki zapewne i dlatego, że w muzeum znajdował się księgozbiór im. Wandalina Pusłowskiego i Marty Krasińskiej, liczący około 12 tysięcy tomów. Była to więc inicjatywa konkurencyjna, która mogła prowadzić do obniżenia rangi jego placówki. Jodkowski był jednak stałym adwersarzem Studnickiej. Kiedy zaproponowała nazwanie jednej z ulic prowadzących na Kałożę imieniem Michała Bohusza Bohowitynowicza (odnowiciela zrujnowanej świątyni), zgłosił (choć anonimowo) gwałtowny sprzeciw, zarzucając mu zdradziecką działalność na rzecz Moskwy.

Z kolei ożywione i przyjazne kontakty miała w końcu lat trzydziestych z Janem Glinką – białostockim archiwistą, wówczas amatorem, Wypożyczała mu archiwalia, on z kolei przekazywał różne materiały do archiwum.

Studnicka działała także w Związku Zaścianków Polskich i była członkiem jego Rady Głównej. W 1938 roku zorganizowała dla członkiń tej organizacji dwutygodniowy kurs o tematyce historyczno-społecznej. Prowadziła również akcję odczytową w szkołach, w Uniwersytecie Powszechnym (w roku szkolnym 1936/37 wygłosiła tam 6 wykładów), na prośbę władz wojskowych wykładała na kursie podchorążych, a we współpracy z DOK III utworzyła Studium Narodowościowe. W większości wykładów prezentowała wyniki własnych badań, które koncentrowały się wokół dziejów porozbiorowych Wielkiego Księstwa Litewskiego ze szczególnym uwzględnieniem Grodna praz stosunków polsko-rosyjskich. Ich wyniki publikowała m.in. w „Przeglądzie Historycznym”, „Archeionie” i „Ateneum Wileńskim” (szerszy wykaz zawiera wspomniana notka biograficzna autorstwa Jadwigi Karwasińskiej). Uczestniczyła także w życiu naukowym poza Grodnem, np. w 1933 roku wzięła udział w VII Międzynarodowym Kongresie Historyków w Warszawie.

Co prawda, nie angażowała się bezpośrednio w działalność polityczną, ale w latach 30. Była w bardzo dobrych stosunkach z obozem rządzącym. Blisko współpracowała z władzami administracyjnymi i wojskowymi, a także działaczami Obozu Zjednoczenia Narodowego, co zapewne ułatwiało jej realizację wielu zamierzeń znacznie wykraczających poza zagadnienia archiwalne.

Poprzez swoje zaangażowanie w pracy w różnych dziedzinach dobrze zapisała się w pamięci grodnian. Tak o niej wspomina ksiądz Ludwik Sawoniewski, prefekt grodzieńskich szkół, w „Sadze o Grodnie”:

Zobaczcie więc człowieczki, co to człowiek może,
Patrzcie, czego Studnicka w Grodnie dokonała.
Na polu archiwalnym ona orze i orze,
Aż z tej orki w archiwum forteca powstała.

Nawet kiepska jakość rymów nie potrafi przesłonić podziwu z jakim pisze on o naszej bohaterce. Dalej porównuje ją nawet do Elizy Orzeszkowej, co w nadniemeńskim grodzie było szczególnie zaszczytne:

Studnicka to osoba nader wyjątkowa,
I słusznie o niej mówią – druga Orzeszkowa,
To charakter wspaniały i osobnik miły.

Po wybuchu wojny i zajęciu Grodna przez wojska sowieckie 20 września 1939 roku (20 IX 1939 roku Studnicka pozostała na stanowisku do 20 grudnia tego roku. Zamieszkała pod Grodnem we wsi Hołynka, pozostając bez środków do życia. Na początku września 1940 roku została aresztowana przez NKWD i po prokuratorskim śledztwie 20 września 1940 roku deportowana na wschód ZSRR.

Z Syberii do kraju wróciła w połowie 1946 roku i poprzez Lublin trafia do pracy w Bibliotece Kórnickiej, gdzie opracowywała archiwalia prawie do ostatnich dni swojego pracowitego życia, choć od 1951 roku była formalnie na emeryturze.

Zmarła 7 sierpnia 1972 roku w Domu Pomocy Społecznej w Śremie (tzw. klasztorku) w wieku 82 lat. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Kórniku.

Była odznaczona Krzyżem Niepodległości (1932), Złotym Krzyżem Zasługi (1936), Odznaką Pamiątkową Więźniów Ideowych (1931).

Na zdjęciu: Janina Kozłowska-Studnicka, fot.: Zbiory Biblioteki Kórnickiej 

Przygotowała Waleria Brażuk na podstawie Jan Jerzy Milewski/Białostocczyzna 1/1998, nr 49; Adam Podsiadły/Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej z. 37, s. 145–162; wikipedia.org

Znadniemna.pl

Janina Kozłowska-Studnicka (1890-1972) całe swoje życie nie licząc okresów aresztowań i zesłań, poświęciła pracy archiwalnej, w tym przez prawie dwadzieścia lat kierowała Archiwum Państwowym w Grodnie. Urodziła się w rodzinie właściciela ziemskiego Juliana Józefa Kozłowskiego i Róży Ludwiki z Borowskich. Pierwsze 12 lat życia spędziła w

W sobotę, 7 października, minęła 123. rocznica śmierci Władysława Małachowskiego, Polaka spod Kobrynia, fotografa, konstruktora i przemysłowca, który wynalazł szereg przełomowych rozwiązań w dziedzinie technik fotograficznych ale nigdy ich nie opatentował wskutek czego nie zarobił pieniędzy, które zarobili na jego wynalazkach światowi potentaci w branży fotografii – Kodak, czy Polaroid.

W świecie fotografii i biznesu Małachowski był znany pod przybranym imieniem i nazwiskiem, jako Leon Warnerke. Takie dane osobowe zawierał bowiem fałszywy paszport  naszego krajana, z którym on, jako uczestnik Powstania Styczniowego, uciekał przed carską policją.

Szczegółowo o perypetiach, związanych z przybraniem przez Władysława Małachowskiego zmyślonego imienia i nazwiska, o jego wynalazkach i życiu w emigracji opowiadał na antenie Polskiego Radia historyk techniki Piotr Zarzycki.

Znawca biografii wybitnego polskiego odkrywcy z dziedziny fotografii przybliżył słuchaczom także życiorys bohatera  audycji:

Władysław Małachowski urodził się 26 maja 1837 roku w majątku Macie koło Kobrynia, leżącego w ówczesnej guberni grodzieńskiej na ziemiach zaboru rosyjskiego. Był synem Teofili z Jakubowskich i Juliana Małachowskiego, właściciela ziemskiego i pułkownika carskiej armii.

W 1850 roku 13-letni Władysław rozpoczął naukę jako kadet w Instytucie Korpusu Inżynierów Komunikacji w Petersburgu.

Instytut ukończył z wyróżnieniem w 1859 roku, jako trzeci wśród najlepszych uczniów. Po uzyskaniu dyplomu młody inżynier znalazł zatrudnienie jako urzędnik kolejowy w Wilnie przy budowie kolei Petersbursko-Warszawskiej. Pod koniec 1862 roku został jednak z pracy zwolniony.  Nie wiadomo, czy po utracie pracy młody człowiek podjął choćby próbę znalezienia innej posady. Początek kolejnego roku zmienił w jego życiu wszystko.

22 stycznia 1863 roku na terenie Królestwa Polskiego, a kilka dni później także na Litwie, wybuchło Powstanie Styczniowe.  Rodzina Małachowskich aktywnie włączyła się w antyrosyjską insurekcję. Po krwawym stłumieniu zrywu, Małachowscy musieli wraz z innymi rewolucjonistami ponieść surowe konsekwencje swej patriotycznej postawy.

Ojciec Władysława, oskarżony przez Rosjan o zdradę carskiego munduru, został skazany na ciężkie więzienie, gdzie wkrótce zmarł. Nasz bohater natomiast długo unikał aresztowania. Generał-gubernator wileński Michaił Murawjow, który przeszedł do historii polskiego męczeństwa pod złowieszczym pseudonimem „Wieszatiel”, wystawił list gończy za młodym powstańcem i wyznaczył za jego głowę – aż 10 tysięcy rubli nagrody. Małachowskiego nie był bowiem szeregowym żołnierzem insurekcji, lecz jednym z ważnych jej  przywódców.

O roli Władysława Małachowskiego w Powstaniu Styczniowym wspomniał w swoich „Zapiskach o powstaniu polskiem” rosyjski historyk i publicysta Nikołaj Wasiliewicz Berg: „Gdy w początkach czerwca Murawiew uwięził Aleksandra Oskierke, Franciszka Dalewskiego i Antoniego Jeleńskiego, członków wydziału Litewskiego, kierunek powstania na Litwie przeszedł w ręce Władysława Małachowskiego, inżyniera dróg i mostów; Konstantego Kalinowskiego, kandydata nauk uniwersytetu petersburskiego i Jakuba Gieysztora. Ci stworzyli nową organizację, nazwaną wydziałem wykonawczym na Litwie, która potrafiła przeszło miesiąc utrzymać się pomimo wszelkich wysileń Murawiewowskiej policyi”.

Małachowski z ramienia Wydziału Wykonawczego w Wilnie pełnił funkcję naczelnika miasta. Współcześni naszego bohatera wspominali go jako „człowieka zdecydowanego i pełnego energii, bezkompromisowo oddanego powstaniu”, a przy tym odważnego aż do granic brawury. Skłonność towarzysza broni do ryzykownych zachowań postrzegał też  Jakub Gieysztor . Niektóre z nich opisał w swoich „Pamiętnikach”:

„Małachowski, naczelnik miasta, inżynier, człowiek zdolny, jeśli z usposobienia trochę lekki, to przy tym i pełen inicjatywy, energii i poświęcenia. Sam odważny do nieostrożności, wymagał od podwładnych posłuszeństwa i energii, tylko, na nieszczęście, często wierzył słowom młodych a niewypróbowanych zapaleńców. On to raz, wracając z obiadu w hotelu Niszkowskiego, idąc korytarzem, żandarmowi stojącemu na straży przy numerze, w którym odbywała się rewizja, zręcznie wyciągnął rewolwer i pod płaszczem wyniósł. Na naczelnika miasta nie był to właściwy postępek, ale Małachowski nigdy też nie tracił przytomności i odwagi”.

Zgodnie ze swą niespokojną naturą Władysław Małachowski często krytykował brak decyzyjności powstańczej centrali w Warszawie, do tego stopnia, że wystąpił z zamiarem uniezależnienia zrywu na Litwie od powstania w Kongresówce. Spotkało się  to z natychmiastową interwencją warszawskiego Rządu Narodowego, który w celu zachowania jedności insurekcji wysłał do Wilna w charakterze powstańczego komisarza na Litwie Oskara Awejdego.

Bezwzględny Murawjow osiągnął tymczasem swój cel i jesienią 1863 roku doprowadził do rozbicia Wydziału Wykonawczego. Konstanty Kalinowski został uwięziony, a potem powieszony, Jakub Gieysztor zesłany na katorgę. Tymczasem, jak pisał Nikołaj Berg, „Małachowski zginął bez śladu”, ale z pamiętników dobrze poinformowanego wówczas Murawjowa wynika jasno, że „Wieszatiel” wiedział, iż naczelnik Wilna wraz z żoną zdołał zbiec z kraju.

Jakub Gieysztor w przypisach do „Pamiętników” w taki sposób opisał ucieczkę i dalsze losy Małachowskiego: „po zamachu na Domejkę (Aleksander Domejko, wileński marszałek gubernialny, który potępiał powstanie i wspierał działania Murawjowa, został decyzją powstańczego sądu skazany na śmierć – red.), w związku z aresztami, które wówczas nastąpiły, miał być również uwięziony, lecz w porę dla siebie wyjechał do Petersburga, a stamtąd, ukryty na statku angielskim, do Anglii i zamieszkał na stałe w Londynie, gdzie przyjął poddaństwo angielskie i założył pierwszorzędny zakład fotograficzny”.

To właśnie wtedy Małachowski zaczął posługiwać się paszportem Leona Warnerkego. Na uwagę zasługuje fakt, że pomimo obaw o swoje życie Małachowski-Warnerke do końca życia utrzymywał ożywione kontakty z Rosją. Właśnie tam założył przecież swoją fabrykę fototechniczną, którą wizytował, za każdym razem ryzykując zdemaskowanie. Jednak nie tylko interesy łączyły go z Rosyjskim Imperium. Był ponadto założycielem Towarzystwa Fotograficznego w Petersburgu, zainicjował powstanie rosyjskiego czasopisma fotograficznego i był pośrednikiem w wymianie naukowych i technologicznych idei między wchodem i zachodem Europy.

Mimo upływu czasu i dramatycznych doświadczeń Murawjowowskiego terroru, Małachowski jako Warnerke był więc wciąż taki sam, jak w opisie sporządzonym przez Jakuba Gieysztora – „odważny do nieostrożności”, „z usposobienia trochę lekki”.

Po raz pierwszy świat usłyszał o Leonie Warnerkem w 1875 roku, gdy konstruktor zaprezentował nowy typ aparatu fotograficznego z kasetą zwojową, w którym za pomocą pokrętła przewijano taśmę papierową pokrytą materiałem światoczułym. O tym, że należy przestać kręcić, informował numer widoczny przez małe pomarańczowe okienko. Numery na taśmie umieścił Warnerke w odległości odpowiadającej rozmiarowi klatki, czyli jednej fotografii na kliszy.

Wynalazek Władysława Małachowskiego opatentowany przez Kodaka, rys.: polskaswiatu.pl

Drugim osiągnięciem konstruktora była udoskonalenie suchego procesu kolodionowego, czyli pokrywania wspomnianego papieru warstwą emulsji kolodionowej, którą po naświetleniu można było zdjąć z podłoża i przełożyć na płytę szklaną w celu dalszej obróbki i wywołania zdjęcia. Za wynalazek ten otrzymał w 1877 roku nagrodę Belgijskiego Towarzystwa Fotograficznego.

Już za chwilę Warnerke porzucił kolodion na rzecz żelatynowych emulsji fotograficznych, a zarazem opracował zupełnie nowy typ kasety zwojowej. Ponieważ emulsja żelatynowa była wyjątkowo czuła na naświetlanie, nie można było zastosować w kamerze takiego samego okienka, jak w aparacie z 1875 roku. Badacz zrezygnował więc zupełnie z podglądu kliszy, za to wymyślił system sygnalizacji dźwiękowej – z boku taśmy fotograficznej znajdowały się perforacje, które uruchamiały dzwonek wewnątrz urządzenia, gdy przewinięto papier na długości jednej klatki.

Kamera z dzwoneczkiem była wynalazkiem wyprzedzającym o kilkanaście lat podobne aparaty produkowane przez słynną firmę Kodak, założoną w 1881 roku przez wybitnego amerykańskiego konstruktora George’a Eastmana. Konkurent zza oceanu opatentował ten wynalazek i wyprzedził człowieka, z którego pomysłów korzystał. Nowoczesne aparaty Kodaka, tanie i nadzwyczaj proste w obsłudze, już niebawem zdobyły serca fotografów na całym świecie…

Streszczenie całej audycji o naszym wybitnym krajanie, a także jej wersję do słuchania znajdziecie Państwo pod LINKIEM.

Znadniemna.pl na podstawie Polskieradio.pl

W sobotę, 7 października, minęła 123. rocznica śmierci Władysława Małachowskiego, Polaka spod Kobrynia, fotografa, konstruktora i przemysłowca, który wynalazł szereg przełomowych rozwiązań w dziedzinie technik fotograficznych ale nigdy ich nie opatentował wskutek czego nie zarobił pieniędzy, które zarobili na jego wynalazkach światowi potentaci w branży

Grodzieńskim apologetom sowieckich tradycji, także tych związanych z prześladowaniami wyznawców chrześcijaństwa, udało się dopiąć swego. Jak informuje inicjatywa „Chrześcijańska Wizja”, reprezentująca białoruskich chrześcijan, krytycznie nastawionych wobec reżimu Łukaszenki, z grodzieńskiej katedry prawosławnej zniknęły właśnie dwie z ośmiu ikon, przedstawiających sceny kaźni, dokonywanych na świętych nowomęczęnnikach przez bolszewickich oprawców – czerwonoarmistów, bądź funkcjonariuszy NKWD, ubranych w charakterystyczne mundury.

Ikony świętych, którzy oddali życie w czasach panowania komunistów za wiarę w Chrystusa, w 2006 roku zawieszono w centralnej nawie Soboru Opieki Matki Bożej w Grodnie. Zrobiono to na mocy decyzji ówczesnego arcybiskupa grodzieńskiego Artiemija, (Aleksandra Kiszczenki), którego wbrew jego woli w czerwcu 2021 roku wysłano na przedwczesną emeryturę za publiczne potępienie przemocy, używanej na rozkaz Łukaszenki przeciwko pokojowo protestującym przeciwko dyktatorskim rządom obywatelom. Zmarły w kwietniu tego roku śp. arcybiskup Artiemij był jedynym białoruskim hierarchą prawosławnym, który nie tylko potępiał przemoc wobec współobywateli, ale także publicznie krytykował kontynuowane w rządzonej przez Łukaszenkę Białorusi tradycje i obyczaje mające rodowód komunistyczno-ateistyczny.

Ikony, które zniknęły z prawosławnej katedry Grodna, fot.: „Chrześcijańska Wizja”

Uprawiany przez hierarchę styl kierowania podległą mu diecezją grodzieńską oraz jego nieskrywany antykomunizm, powodowały, że śp. arcybiskup Artiemij miał wielu wrogów w środowiskach bliskich ideowo Łukaszence, tych samych, którym udało się obsadzić stanowisko metropolity Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej posłusznym reżimowi biskupem Beniaminem.

To za sprawą kadrowej polityki metropolity Beniamina, po odsunięciu arcybiskupa Artiemija, a zwłaszcza po jego przedwczesnej śmierci, grodzieńska archidiecezja straciła wielu znanych, szanowanych i cieszących się niekwestionowanym autorytetem wśród wiernych kapłanów. Dwaj z nich, bliski współpracownik Artiemija, były proboszcz prawosławnej katedry w Grodnie, doktor  teologii, protojerej Georgij Roj oraz ojciec Aleksander Kuchta wyjechali z Białorusi do stolicy Litwy, gdzie przyjęli zwierzchnictwo Patriarchatu w Konstantynopolu i objęli duchową opieką środowisko prawosławnych Białorusinów, którzy znaleźli na Litwie schronienie przed represjami reżimu Łukaszenki.

Ojciec Georgij Roj, jeszcze w 2021 roku, będąc proboszczem grodzieńskiej katedry, potwierdzał, że wiadomo mu o tym, iż są ludzie niezadowoleni z wiszących w świątyni ikon nowomęczęnników, że domagają się oni ich usunięcia z grodzieńskiego Soboru Opieki Matki Bożej. Skarżących się na ikony, kapłan charakteryzował jako ludzi „kontuzjowanych sporami ideologicznymi i z tego powodu szukającymi wrogów wszędzie, co zazwyczaj nie kończy się niczym dobrym”.

Ikony nowomęczęnników ojciec Roj nazwał z kolei „integralną częścią Soboru Opieki Matki Bożej w Grodnie i dużą świętością”, czczoną przez wiernych, dla których sceny męczennictwa za wiarę w Chrystusa są inspiracją i przykładem tego, jak człowiek potrafił zachować wiarę i nie zrzec się wyznawanych wartości pomimo prowadzonej przez ateistyczną władzę antychrześcijańskiej kampanii oraz stosowanych wobec wiernych szykan i tortur.

Według informacji opublikowanych przez inicjatywę „Chrześcijańska Wizja” z centralnej nawy Soboru Opieki Matki Bożej w Grodnie zniknęły ikony świętych męczenników – metropolity kijowskiego Włodzimierza (umęczony w 1918 roku) i metropolity Piotrogrodu Beniamina (rozstrzelany w 1922 roku).

Były to dwie z ośmiu ikon nowomęczenników, zawieszonych w centralnej nawie. Wisiały one najbliżej ołtarza.

Grodzieńska diecezja prawosławna oficjalnie nie komentuje faktu zniknięcia z katedry świętych obrazów.

Ich usunięcia z katedry domagało się grodzieńskie środowisko wyznawców „ruskiego miru”, nazywające siebie „Infocpecnazem”. Najbardziej znana przedstawicielka tej społeczności w Grodnie to Olga Bondariewa, była przemytnica papierosów i alkoholu do Polski, która po stłumieniu przez reżim Łukaszenki  protestów społecznych po wyborach 2020 roku, zaczęła publicznie zwalczać w grodzie nad Niemnem wszelkie przejawy polskości oraz białoruskości.

Znadniemna.pl na podstawie wiadomości inicjatywy „Chrześcijańska Wizja”

Grodzieńskim apologetom sowieckich tradycji, także tych związanych z prześladowaniami wyznawców chrześcijaństwa, udało się dopiąć swego. Jak informuje inicjatywa „Chrześcijańska Wizja”, reprezentująca białoruskich chrześcijan, krytycznie nastawionych wobec reżimu Łukaszenki, z grodzieńskiej katedry prawosławnej zniknęły właśnie dwie z ośmiu ikon, przedstawiających sceny kaźni, dokonywanych na świętych nowomęczęnnikach

Skip to content