HomeStandard Blog Whole Post (Page 331)

W domu-muzeum Adama Mickiewicza w Nowogródku odbyła się uroczystość dla uczczenia filomatów i filaretów. Impreza była poświęcona 200. rocznicy stowarzyszenia studentów filomatów i filaretów, którą 1 października 1817 roku założyli Tomasz Zan i Adam Mickiewicz, a także ich przyjaciele.

Uczczenie filomatów i filaretów rozpoczął dyrektor muzeum Adama Mickiewicza Mikołaj Gajba. Pan Mikołaj zapoznał wszystkich obecnych z małą wystawą księg z zasobów muzeum, poświęconych filomatom i filaretom. Zaznaczył również, że dzisiaj muzeum posiada 170 książek poświęconych Mickiewiczowi i 18 księg „Pana Tadeusza” w różnych językach. Dwa tomy w przekładzie na język chiński zostały dostarczone do muzeum niedawno. Bard Alaksiej Żbanau zaśpiewał kilka piosenek do słów Adama Mickiewicza, Tomasza Zana, Jana Czeczota. Choreograf i muzyk Jelena Prochorowa przypomniała wszystkim, jak dawniej odbywały się bale.

Znadniemna.pl za nowogrodczyzna.jimdo.com/fot.: racyja.com

W domu-muzeum Adama Mickiewicza w Nowogródku odbyła się uroczystość dla uczczenia filomatów i filaretów. Impreza była poświęcona 200. rocznicy stowarzyszenia studentów filomatów i filaretów, którą 1 października 1817 roku założyli Tomasz Zan i Adam Mickiewicz, a także ich przyjaciele. Uczczenie filomatów i filaretów rozpoczął dyrektor muzeum

Szanowni Czytelnicy, tak się składa, że na marginesie publikowanych przez nas materiałów Waszego autorstwa w ramach akcji „Dziadek w polskim mundurze” zdarzają się wątki poboczne, często przez nas pomijane, bądź dosyłane przez Was z opóźnieniem (po publikacji) i mające nieduże znaczenie dla sporządzenia publikowanego przez nas biogramu bohatera akcji.

Wanda Łada z domu Zacios, fot.: encyklopedia.szczecin.pl

Takim wątkiem pobocznym, nadesłanym już po publikacji, ale niezwykle ciekawym, okazało się wspomnienie Wandy Łady z domu Zacios (1927-2015), córki Władysława Zaciosa, opisanego przez nas niedawno w ramach akcji „Dziadek w polskim mundurze”.

Wspomnienie Wandy Łady, publikujemy poniżej dzięki temu, że nadesłała je do nas pani Ewa Bączkowska, jej córka i wnuczka Władysława Zaciosa.

A dotyczy owo wspomnienie roku 1930, kiedy to w Kasynie Oficerskim 1. Pułku Artylerii Polowej Legionów, stacjonującego w Wilnie, odbywał się Bal Mikołajkowy dla dzieci oficerów i podoficerów pułku. Uczestniczką tego właśnie balu, jako córka podoficera Władysława Zaciosa była 3-letnia Wandzia Zacios, która została upamiętniona na publikowanym poniżej zdjęciu. Jest to dziewczynka, siedząca na kolanach u Świętego Mikołaja.

Wanda Łada, jako 3-letnia Wandzia Zacios siedzi na kolanach u Świętego Mikołaja na Balu Mikołajkowym w Kasynie Oficerskim1. Pułku Artylerii Polowej Legionów w Wilnie w 1930 roku

Pani Wanda za życia wspominała, że wcale nie Święty Mikołaj jest główną postacią na tym zdjęciu z Balu Mikołajkowego. Jest nim bowiem Marszałek Józef Piłsudski, którego portret widnieje na ścianie na tle której ustawiła się do fotografii grupa uczestników mikołajkowego przyjęcia w Kasynie Oficerskim. – Był to człowiek niezwykle szanowany i kochany przez Naród Polski – wspominała Wanda Łada z domu Zacios.

Jako urodzona wilnianka pani Wanda przez całe życie tęskniła do Wilna z lat swojego dzieciństwa, a na rok przed śmiercią, na Ziemiach Odzyskanych w Szczecinie spisała własnoręcznie do zeszytu Pieśń Wilnian, która została ułożona podczas wywózki Polaków z Wilna na Ziemie Odzyskane w 1945 roku. Pieśń ta była zakazana w czasach PRL, nie jest znany autor tekstu tej pieśni (prawdopodobnie jest ona owocem twórczości zbiorowej – red.), a śpiewana ona była na melodię piosenki „Góralu, czy ci nie żal”.

Niżej publikujemy tekst Pieśni Wilnian i zdjęcie zapisu, sporządzonego w 2014 roku własnoręcznie przez Wandę Ładę z domu Zacios:

Rękopis z tekstem Pieśni Wilnian, sporządzony przez Wandę Ładę w 2014 roku

Pieśń Wilnian

I
Wilnianie, czy wam nie żal odchodzić od Góry Zamkowej,
Błękitnych Wilii fal i Ostrobramskiej Królowej?
Wilnianie, czy wam nie żal, czy wasze serca to stal?
(refren)
Nie stal nasze serca, nie głaz, będziemy tęsknić nie raz.
Będziemy serca okruchem tu wracać myślą i duchem!
Choć drogi nam każdy próg, los każe iść nam za Bug!
II
Wilnianie, czy wam nie żal, że lasy tnie obcy drwal,
Że ktoś obcy orze i w naszym panoszy się dworze?
Wilnianie, nie gniewa to was, czy wasze serca to głaz?
(refren)
Nie stal nasze serca, nie głaz, będziemy tęsknić nie raz.
Będziemy serca okruchem tu wracać myślą i duchem!
Choć drogi nam każdy próg, los każe iść nam za Bug!

Do tych, wzruszających wspomnień śp. Wandy Łady z domu Zacios, dodajmy refleksje jej córki i naszej czytelniczki, Ewy Bączkowskiej. Pani Ewa, choć mieszka w Szczecinie, dzięki swoim przodkom odczuwa mocną więź z Kresami Wschodnimi i na podstawie swoich licznych znajomości z Kresowianami stwierdza: „Ludzie wypędzeni z Kresów Wschodnich Polski na Ziemie Odzyskane zabierali ze sobą woreczki z Ziemią Wileńską. Moja prababcia, a teściowa Władysława Zaciosa, przywiozła do Szczecina na Ziemie Odzyskane woreczek ziemi wileńskiej z grobu jej męża, pochowanego na cmentarzu przy kościele pw. Piotra i Pawła w Wilnie”.

Znadniemna.pl na podstawie relacji Ewy Bączkowskiej ze Szczecina

Szanowni Czytelnicy, tak się składa, że na marginesie publikowanych przez nas materiałów Waszego autorstwa w ramach akcji „Dziadek w polskim mundurze” zdarzają się wątki poboczne, często przez nas pomijane, bądź dosyłane przez Was z opóźnieniem (po publikacji) i mające nieduże znaczenie dla sporządzenia publikowanego przez

Na pobycie edukacyjno-wypoczynkowym w Przyrowie na Śląsku przebywała w dniach 3 – 10 sierpnia grupa dzieci i młodzieży z polskich rodzin z Iwia na Białorusi. Śląsk odwiedziły dzieci, uczące się języka polskiego oraz nauczyciele i opiekunowie na co dzień krzewiący polską kulturę za wschodnią granicą Polski.

– Takie przyjazdy to nie tylko możliwość nauki, ale również integracji – mówi ks. Tomasz Kośny, wikariusz z Parafii z Przyrowa. We wspólnym poznawaniu pięknego krajobrazu Polski brała więc udział także grupa dzieci, uczestniczących w półkoloniach w Przyrowie.

Uczestnicy spędzili w Polsce tydzień, który był wypełniony różnorodnymi atrakcjami przeplatanymi z częścią edukacyjną w zakresie języka polskiego. Ponadto odbyły się spotkania z ciekawymi ludźmi, którzy przybliżyli młodzieży obyczaje i kulturę regionu Jury Krakowsko – Częstochowskiej (makroregion geograficzny położony w południowej Polsce. Stanowi wschodnią część Wyżyny Śląsko-Krakowskiej. Tworzy pas długości ok. 80 km, pomiędzy Krakowem a Częstochową – red.).

Pierwszym punktem w programie pobytu była wizyta w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, gdzie grupę powitał wicewojewoda śląski Mariusz Trepka. Dzieci miały okazję zwiedzić gmach oraz poznać jego historię. Otrzymały także upominki.

Pobyt na Śląsku to czas na poznawanie zakątków Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Jest to kraina skalistych wzgórz, porośniętych lasami pagórków, jaskiń, wapiennych ostańców i wąwozów, unikalna pod względem krajoznawczym, przyrodniczym i historycznym. Uczestnicy pobytu przyznawali, że zwiedzanie Jury Krakowsko – Częstochowskiej wywarło na nich niesamowite wrażenie.

W program pobytu dzieci z Białorusi organizatorzy wpisali m.in. spacer po Przyrowie, zwiedzanie kościoła św. Mikołaja, integracyjny dzień nad malowniczym brzegiem rzeki Wiercicy oraz zajęcia w sali OSP w Przyrowie. Młodzi Polacy z Białorusi uczestniczyli we Mszy świętej w kościele Matki Bożej Szkaplerznej w Przyrowie i wyrazili wdzięczność za gościnność i wielką życzliwość okazaną im przez opiekunów.

W kolejnych dniach nie zabrakło także atrakcji i rozrywki na pływalni we Włoszczowej i parku wodnym w Tarnowskich Górach.

Niezapomnianym przeżyciem była Sztolnia Czarnego Pstrąga, znajdująca się pośrodku Parku Repeckiego w Tarnowskich Górach. Jej zwiedzanie polegało na przepłynięciu łodziami 600 metrowego odcinka sztolni.

Policyjny klub honorowych dawców krwi, wspólnie z Wydziałem Prewencji KMP w Częstochowie, przygotował dla dzieciaków moc atrakcji w stadninie koni Klubu Sportowego „Pegaz”. Dzieci i młodzież mogli zobaczyć pokaz koni służbowych, a jeździec sierż. Maciej Połcik opowiedział o codziennych obowiązkach koni oraz przedstawił krótki pokaz jazdy konnej. Nasi goście udali się też na przejażdżkę specjalną bryczką, gdzie mogli zwiedzić piękne zakątki okolic Mirowa koło Częstochowy. Kolejną atrakcją, cieszącą się niemałym zainteresowaniem, był pokaz radiowozu oraz stroju służbowego wykorzystywanego przez mundurowych podczas zabezpieczania imprez masowych. Na zakończenie grupa posiliła się kiełbaskami upieczonymi samodzielnie na wspólnym ognisku.

Następnego dnia wciąż będąc w Częstochowie przeszliśmy pielgrzymkowo z Kościoła św. Zygmunta Alejami Najświętszej Maryi Panny na Jasna Górę. Dzieci z Iwia oraz Przyrowa i okolic zwiedziły redakcję Tygodnika Katolickiego „Niedziela”. Tak się złożyło, że pobyt na Jasnej Górze zbieg się w czasie z uroczystościami z okazji Jubileuszu trzechsetnej rocznicy koronacji świętego wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Dzieci i młodzież miały zatem okazję zobaczyć święty wizerunek w koronie, odnowionej z okazji jubileuszu koronacji cudownego obrazu.

Wszystkie dzieci z Iwia po raz pierwszy były na Jasnej Górze. Wiele lat modlitwy oraz pragnienie wielu osób, aby wyjechać do Matki Bożej – sprawiło, że jesteśmy tutaj, na Jasnej Górze – opowiadał ks. Jan Gawecki z Iwia – Cieszymy się bardzo, że jesteśmy tutaj w tym miejscu szczególnym, maryjnym”. Natalia Łopatowa ze wzruszeniem dodała „Trwamy w wierze, dzięki rodzicom wiara nasza przetrwała na terenach gdzie mieszkamy. Każdy z dzieci i młodzieży przywozi tutaj swoje indywidualne intencje, ale również intencje Kościoła na Białorusi. Bardzo znany i czczony jest na Białorusi obraz Matki Bożej Jasnogórskiej”.

Oprowadzani przez ojca podprzeora Jana Poteralskiego uczestnicy pobytu zwiedzali muzea i miejsca związane z Jasną Górą, udzielili wywiadu rozgłośni Radia Jasna Góra i uczestniczyli w apelu jasnogórskim i spotkaniu z księdzem arcybiskupem metropolita częstochowskim Wacławem Depo oraz biskupem pomocniczym Andrzejem Przybylskim.

9 sierpnia 2017 r. udaliśmy się do Krakowa. Przewodnicy w sposób doskonały ukazali nam klimat kulturalnej stolicy Polski, jak nazywamy Kraków. Wspólnie spacerowaliśmy wzdłuż Wisły, zwiedzaliśmy Zamek Królewski, Wawel, Sukiennice, Kościół Mariacki, Okno Papieskie, Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego i wiele innych cennych zabytków Krakowa.

Jak wspomina jeden z opiekunów grupy ks. Tomasz: Mieliśmy to wielkie szczęście i wyróżnienie – spotkać w Łagiewnikach abp. Salvatore Pennacchio – Nuncjusza Apostolskiego w Polsce. Przedstawiciel Papieża Franciszka w Polsce jest znany ze swego szczególnego związku ze św. Janem Pawłem II, z troski o ubogich oraz zaangażowania misyjnego i duszpasterskiego. Otrzymaliśmy pamiątkowe obrazki i błogosławieństwo.

Wszystkie dzieci z Iwia pochodziły z katolickich rodzin, dlatego też mogliśmy, zwiedzając Sanktuaria omodlić nasze intencje. Byliśmy m.in. w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, św. Jana Pawła II w Krakowie, Matki Bożej w Gidlach oraz św. Anny niedaleko Przyrowa.

Opiekunka Natalia Łopatowa wyraziła wdzięczność za okazane dobro: „Bardzo serdecznie dziękujemy za wspaniałą atmosferę, opiekę i perfekcyjną organizację kolonii. Dzieci same nigdy by tyle nie zobaczyły. Podziękowanie dla całej kadry, opiekunów zaangażowanie i opiekę, a szczególnie dla ks. Tomasza. Dzieci są bardzo szczęśliwe!”

Tak atrakcyjne przeprowadzenie kolonii nie byłoby możliwe bez pomocy i wsparcia dobrych ludzi. Podziękowania należą się Panu Posłowi Szymonowi Giżyńskiemu i Panu Senatorowi Arturowi Warzosze. Dziękujemy także Panu Wicewojewodzie Mariuszowi Trepce, Komendantowi Centralnej Szkoły Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie Piotrowi Plackowi, Nadleśniczemu Nadleśnictwa Złoty Potok Andrzejowi Krzypkowskiemu.

Jest jeszcze wiele osób i instytucji, które w sposób bezpośredni lub pośredni przyczyniło się do tak ciekawego wypoczynku wakacyjnego. Wszystkim dziękujemy!

Ważnym ogniwem promocji są media. Od nas za wsparcie medialne podziękowania należą się dla: TVP Katowice, Polskiego Radia – oddział Katowice, Radia Jasna Góra, Tygodnika Katolickiego „Niedziela”, Gazety Częstochowskiej, oraz wielu portali internetowych i mediów lokalnych.

Kilka młodych uczestników pobytu wakacyjnego chciało podzielić się wrażeniami:

Inga Wieskiel (10 lat) – najbardziej spodobał mi się Kraków, zabytkowe kościoły, hejnał, Wawel, sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach;

Anastazja Sobolewska (13 lat) – głęboko przeżyłam Apel Jasnogórski i wiarę Polaków, gdy na kolanach szliśmy wokół Obrazu Matki Bożej;

Jarek Sinica (4 lata) – najbardziej podobało mi się spotkanie z Policją, przygotowali nam przejażdżkę bryczką, jazdę na koniach, bardzo fajne było także w parku wodnym w Tarnowskich Górach, u nas na Białorusi nie mamy takich atrakcji;

Daria Zyszka (11 lat) – nie marzyłam, że kiedyś będę na spotkaniu u Wojewody, w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim – spodobała mi się atmosfera spotkania, było tak serdecznie i rodzinnie, były smaczne naleśniki i prezenty;

Milena Zachar (11 lat) – ja podziwiam ks. Tomasza, jak bardzo dla nas dużo zrobił, to prawdziwie Boży Człowiek!

Anna Brejwo z Iwia

Na pobycie edukacyjno-wypoczynkowym w Przyrowie na Śląsku przebywała w dniach 3 – 10 sierpnia grupa dzieci i młodzieży z polskich rodzin z Iwia na Białorusi. Śląsk odwiedziły dzieci, uczące się języka polskiego oraz nauczyciele i opiekunowie na co dzień krzewiący polską kulturę za wschodnią granicą

„Warsztaty artystyczne dla polskich rodzin” – taka jest nazwa zadania, realizowanego w dużych oddziałach Związku Polaków na Białorusi przez działacza Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB Pawła Kastusika.

Prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku Maria Tiszkowska przedstawia Pawła Kastusika

Arysta malarz Paweł Kastusik

7 oraz 8 września warsztaty odbyły się odpowiednio w Lidzie i Wołkowysku, a wkrótce na zajęcia plastyczne zostaną zaproszone polskie rodziny, mieszkające w stolicy Białorusi – Mińsku.

Realizowany przez Towarzystwo Plastyków Polskich przy ZPB projekt organizacji warsztatów artystycznych dla polskich rodzin na Białorusi został wsparty przez Fundację „Pomoc Polakom na Wschodzie” ze środków Senatu RP „w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą”.

W Lidzie i Wołkowysku inicjatywa TPP przy ZPB spotkała się z dużym zainteresowaniem miejscowych Polaków. Na zajęcia zgodnie z założeniem przychodzili oni całymi rodzinami.

Artysta Paweł Kastusik, od niedawna uprawniony do prowadzenia zajęć z rysunku, zdecydował się nauczyć swoich podopiecznych rysowania twarzy człowieka. Pokazał, jak się ją rysuje w całości – z zachowaniem odpowiednich proporcji, a także – jak należy rysować poszczególne elementy ludzkiej twarzy.

Ogółem w Lidzie i Wołkowysku w warsztatach artystycznych dla polskich rodzin udział wzięło około 60-ciu Polaków.

Maria Tiszkowska z Wołkowyska, zdjęcia Jerzego Czuprety

„Warsztaty artystyczne dla polskich rodzin” - taka jest nazwa zadania, realizowanego w dużych oddziałach Związku Polaków na Białorusi przez działacza Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB Pawła Kastusika. [caption id="attachment_24991" align="alignnone" width="480"] Prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku Maria Tiszkowska przedstawia Pawła Kastusika[/caption] [caption id="attachment_24992" align="alignnone" width="480"] Arysta malarz

Na cmentarzu w Klecku w obwodzie mińskim odsłonięto i poświęcono odnowioną tablicę pamiątkową ku czci żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Zginęli oni w trakcie pełnienia służby oraz podczas walk z Armią Czerwoną po napaści na Polskę 17 września 1939 roku. Uroczystość poprzedziła Msza święta w miejscowym kościele katolickim.

Tablica poświęcona poległym żołnierzom Korpusu Ochrony Pogranicza została ponownie umieszczona na pomniku dzięki staraniom Ambasady Polski w Mińsku i lokalnej społeczności polskiej.

Michał Chabros, zastępca ambasadora Polski na Białorusi, powiedział Polskiemu Radiu, że w Klecku jest jedno z niewielu zachowanych na Białorusi miejsc pamięci żołnierzy KOP , którzy zginęli na posterunku granicznym. – Chcielibyśmy, aby w pierwszych dniach września co roku można było się tutaj zebrać i wspomnieć tych, którzy oddali życie za swoją ojczyznę – powiedział Michał Chabros.

Dyplomata zwrócił uwagę, że za kilka dni minie 93, rocznica powołania do życia Korpusu Ochrony Pograniczy. Podziękował miejscowym Polakom za dbanie o miejsce pochówku żołnierzy.

Czesława Kniaziewa ze Związku Polaków na Białorusi, która uczestniczyła w renowacji pamiątkowego obelisku i tablicy zwróciła uwagę, że na odnowienie czeka jeszcze ponad 20 mogił żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza.

– Tu spoczywają żołnierze którzy w Klecku służyli. Oni byli ranni i zmarli w szpitalu – powiedziała polska aktywistka.

Podczas uroczystości jej uczestnicy obejrzeli budynki byłej siedziby batalionu KOP w Klecku, gdzie teraz znajdują się mieszkania i pomieszczenia administracyjne. Odwiedzili też pobliską wieś Połowkowicze, gdzie znajdowała się strażnica KOP. Mieszkańcy pokazali zachowane zdjęcia polskich żołnierzy.

Niewiele śladów żołnierzy KOP

– Kleck to jedno z niewielu dobrze zachowanych miejsc związanych z polskim Korpusem Ochrony Pogranicza – powiedział zastępca ambasadora RP w Mińsku Michał Chabros, dziękując osobom zaangażowanym w odnowienie tablicy nagrobnej upamiętniającej polskich żołnierzy KOP na cmentarzu w Klecku, m.in. miejscowej mieszkance, Polce Czesławie Kniaziewej.

Chabros przypomniał, że 12 września przypada 93. rocznica utworzenia KOP i niedzielna uroczystość jest również związana z tą datą. – Na Białorusi miejsc pamięci narodowej związanych z żołnierzami KOP jest mniej niż dziesięć, a to jest chyba jednym z najokazalszych. Jesteśmy im winni pamięć – mówił dyplomata.

Dodał, że coroczne upamiętnienie żołnierzy KOP w Klecku powinno stać się tradycją. – Chciałbym, żebyśmy spotykali się tu co roku, odwiedzając cmentarz i odprawiając mszę w ich intencji – oświadczył Chabros.

Rano w kościele Trójcy Świętej w Klecku odprawiona została msza św. w intencji żołnierzy KOP spoczywających na miejscowym cmentarzu i za wszystkich, którzy zginęli w obronie ojczyzny.

W uroczystościach uczestniczył także attache obrony ambasady RP w Mińsku pułkownik Arkadiusz Szwec.

Czesława Kniaziewa powiedziała PAP, że w następnej kolejności planowane jest odnowienie ponad dwudziestu grobów KOP-istów, którzy zostali pochowani na cmentarzu od lat dwudziestych do 1939 r.

Na obrzeżach miejscowości znajdują się częściowo zachowane dawne koszary batalionu Kleck. Obecnie w budynku dowództwa i okalających go z dwóch stron budynkach, w których stacjonowało kilkuset żołnierzy, znajdują się pomieszczenia administracyjne i mieszkalne. Formalnie obiekt ma status zabytku, jednak – w związku z ciągłym użytkowaniem – jest dość mocno zniszczony. Po dawnej strażnicy KOP, znajdującej się kilka kilometrów od miasta, niedaleko od wsi Połowkowicze, nie został już ślad.

– Została zrównana z ziemią. Ale moja mama jeszcze wiele lat po wojnie wspominała polskich żołnierzy i tańce, które urządzano w strażnicy – mówi pani Alina. – Połowkowicze były „pod Polską”, a na ludzi zza wschodniej granicy mówiło się „kołchoźnicy”, bo tam już powstawały kołchozy – dodaje.

W rodzinnym domu pani Aliny zachował się portret pierwszego męża jej matki w polskim mundurze kawalerzysty. – Jego losy były podobne do wielu innych. Najpierw był w polskim wojsku, potem w radzieckim. Zginął pod koniec II wojny światowej – opowiada.

Przysłuchujący się rozmowie sąsiad pani Aliny znika na chwilę i przynosi grupowe zdjęcie funkcjonariuszy KOP, które zachowało się w jednym z domów we wsi, jak twierdzi – przekazywane sobie przez kolejnych mieszkańców.

Korpus Ochrony Pogranicza powstał w 1924 r. w celu ochrony wschodnich granic II RP, w tym przed przenikaniem sowieckich agentów i oddziałów dywersyjnych. Żołnierze KOP stawili także opór Armii Czerwonej 17 września 1939 r.

Znadniemna.pl za IAR/PAP/agkm/Foto: Włodzimierz Pac, Polskie Radio

Na cmentarzu w Klecku w obwodzie mińskim odsłonięto i poświęcono odnowioną tablicę pamiątkową ku czci żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Zginęli oni w trakcie pełnienia służby oraz podczas walk z Armią Czerwoną po napaści na Polskę 17 września 1939 roku. Uroczystość poprzedziła Msza święta w miejscowym

503 lata temu pod Orszą wojska polsko-litewskie dowodzone przez hetmana wielkiego litewskiego Konstantego Ostrogskiego odniosły zwycięstwo nad przeważającymi oddziałami moskiewskimi w bitwie pod Orszą. Obok Grunwaldu była to jedna z najważniejszych batalii epoki Jagiellonów. W kręgach opozycji niepodległościowej na Białorusi, odwołującej się do dziedzictwa historycznego Wielkiego Księstwa Litewskiego, rocznica Bitwy pod Orszą jest obchodzona jako Dzień Chwały Białoruskiego Oręża.

Obraz „Bitwa pod Orszą”, autorstwo którego jest przypisywane niemieckiemu malarzowi Hansowi Krellowi

Bitwa pod Orszą, stoczona 8 września 1514 r., była jedną z trzech zwycięskich walk, jakie w tym rejonie odniosły oddziały polsko-litewskie nad wojskami moskiewskimi. W lipcu 1508 r. także oddziały hetmana Ostrogskiego wsparte przez rycerstwo wojewody lubelskiego Mikołaja Firleja zanotowały pierwszy tryumf pod Orszą, pokonując wojska moskiewskiego księcia Wasyla III Iwanowicza. Po raz trzeci Orsza pojawiła się w kronikach historyków, gdy 7 lutego 1564 r. siły Moskwy pokonał hetman wielki litewski Mikołaj Radziwiłł Rudy.

W epoce jagiellońskiej Orsza, podobnie jak Smoleńsk, stanowiła silny punkt oporu w tzw. Bramie Smoleńskiej, broniącej wschodnich granic Rzeczypospolitej.

Na początku XVI w. nasilał się konflikt pomiędzy Rzeczpospolitą a Moskwą. W 1512 r. rozpoczęła się trwająca 10 lat wojna. Jesienią tego roku wojska Iwana Czeladnina oraz Iwana Repnina-Oboleńskiego zaatakowały warownie w Mińsku i Połocku, Witebsk oraz Smoleńsk. W 1513 r. oddziały Księstwa Moskiewskiego dwukrotnie, lecz bez powodzenia przeprowadziły oblężenie Smoleńska, mającego istotne znaczenie strategiczne.

Dowódca wojsk moskiewskich Iwan Czeladin

Rok później, w lutym 1514 r. Wasyl III zawarł w Moskwie sojusz z cesarzem Maksymilianem I Habsburgiem oraz wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego Albrechtem Hohenzollernem. Celem układu było zdobycie i podział terytoriów obejmujących północno-wschodnią część Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Po trwającym ponad trzy miesiące oblężeniu upadła twierdza w Smoleńsku, a niedługo później poddały się Mścisław i Dubrowna. Ich utrata stanowiła zagrożenie dla wschodnich rubieży Rzeczypospolitej pod panowaniem Zygmunta I Starego.

Hetman Wielki Litewski Konstanty Ostrogski

Na początku września 1514 r. hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski zmobilizował ok. 25 tys. żołnierzy, wspartych przez kilkanaście tysięcy jeźdźców wojewody kijowskiego Jerzego Herkulesa Radziwiłła oraz 5 tys. jazdy polskiej starosty trembowelskiego Janusza Świerczowskie.go, a także piechotę zaciężną i artylerię. Na czele oddziałów moskiewskich stał Iwan Czeladnin. Ich liczebność szacuje się na 80 tysięcy.

7 września 1514 r. rozpoczęła się koncentracja polskich i litewskich oddziałów nad Dnieprem w okolicach Orszy. Ostrogski wykorzystał dobrą znajomość terenu, gdzie już sześć lat wcześniej stoczył zwycięską bitwę. Mosty na Dnieprze były obsadzone przez oddziały moskiewskie. Jazda przeprawiła się więc przez bród. Dla pozostałych oddziałów zbudowano improwizowany most saperski z drewnianych beczek. Oddziały przeszły na wschodni brzeg pod osłoną nocy, by 8 września 1514 r. ok. 9 rano zająć pozycje kilka kilometrów na wschód od Orszy.

Czeladnin zamierzał wykonać manewr oskrzydlający oddziały polsko-litewskie z obu flank, a następnie przeprowadzić drugi atak, „spychając” je ku Dnieprowi. Około południa na prawe skrzydło uderzył pułk księcia Bułhakowa-Golicy, na lewe – oddziały kniazia Oboleńskiego, który starł się z litewską jazdą.

Oddział ciężkiej jazdy polsko-litewskiej

Wobec przewagi liczebnej przeciwnika hetman Ostrogski zastosował fortel – pozorowany odwrót w kierunku brodu pod osadą Paszyno. Umiejętnie wykorzystał ukształtowanie terenu nad brzegiem Dniepru, znane mu od czasu walk sprzed kilku lat. W efekcie siły moskiewskie dostały się pod ogień artylerii, ulegając ostatecznie po kontrataku piechoty.
W efekcie siły moskiewskie dostały się pod ogień artylerii, ulegając ostatecznie po kontrataku piechoty. Zginęli dowódcy pułków Iwan Temko Rostowski oraz Andriej Oboleński. Lewe skrzydło wojsk moskiewskich zostało rozbite. Pozostałe siły poniosły duże straty w trakcie ataku jazdy Świerczowskiego i Radziwiłła.

Przeprawa polsko-litewskiej artylerii po moście pontonowym. Pod deskami widoczne są łodzie i beczki

Pod Orszą istotną rolę odegrała polska artyleria i husaria, skutecznie współdziałająca z oddziałami pieszymi. Ostatnia faza walki zakończyła się pościgiem za wycofującymi się oddziałami Czeladnina.

Ok. 6 wieczorem bitwa zakończyła się zwycięstwem sił polsko-litewskich. Straciły one ok. 1-2 tys. rycerzy i jeźdźców. Straty przeciwnika szacuje się na kilkanaście tysięcy zabitych, w tym kilku dowódców. Do niewoli dostał się m.in. książęta Iwan Czeladnin i Bułhakow-Golica oraz wielu jeńców. Zdobyto obóz przeciwnika, a także znaczną ilość uzbrojenia.

Polskim oddziałom nie udało się zdobyć warowni w Smoleńsku. Odbito jednak Dubrowno i Mścisław. Tuż po bitwie król Zygmunt I Stary wysłał do papieża i kilku władców list z opisem bitwy. Zabieg ten podniósł prestiż i rangę Rzeczypospolitej w Europie.

Zwycięstwo z września 1514 r. skutecznie zablokowało działania skierowanego przeciw Rzeczypospolitej sojuszu Moskwy z Maksymilianem Habsburgiem oraz Albrechtem Hohenzollernem, późniejszym lennikiem Zygmunta I.

Kilkanaście lat po wydarzeniu powstał obraz „Bitwa pod Orszą”, przypisywany niemieckiemu malarzowi Hansowi Krellowi (1490-1565). Autor umieścił na nim własną postać, jako siedzącego nad brzegiem Dniepru obserwatora oraz powtórzone kilkakrotnie postacie historyczne m.in osobę hetmana Ostrogskiego w rożnych fazach potyczki. Dzieło jest wystawione w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP

503 lata temu pod Orszą wojska polsko-litewskie dowodzone przez hetmana wielkiego litewskiego Konstantego Ostrogskiego odniosły zwycięstwo nad przeważającymi oddziałami moskiewskimi w bitwie pod Orszą. Obok Grunwaldu była to jedna z najważniejszych batalii epoki Jagiellonów. W kręgach opozycji niepodległościowej na Białorusi, odwołującej się do dziedzictwa historycznego Wielkiego Księstwa

W Bydgoszczy, mieście, w którym ostatnie lata życia spędził Edward Woyniłłowicz, fundator kościoła pw. św. Szymona i Heleny w Mińsku, odnaleziono nieznane dotąd zdjęcia jego przedwcześnie zmarłych dzieci. Świątynia otrzymała wezwanie na ich pamiątkę.

Helena i Szymon Woyniłłowicz, na cześć których ich ojciec ufundował kościół w Mińsku, fot.: catholic.by

Zdjęcia odszukał w Polsce proboszcz parafii, ksiądz Władysław Zawalniuk, – informuje portal catholic.by. W Bydgoszczy znajduje się spore archiwum fundatora stołecznego kościoła – ojca Szymona i Helenki. Opiekę nad nim sprawują dalecy krewni filantropa z Mińszczyzny. W ubiegłym roku na Białorusi ogłoszono rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Edwarda Woyniłłowicza.

Edward Woyniłłowicz, fot.: Wikipedia.org

Woyniłłowicz, to jedna z niewielu postaci w historii ziem dzisiejszej Białorusi, która posiada wyłącznie pozytywne cechy. Urodził się w zamożnej rodzinie i odziedziczył posiadłość w pobliżu Słucka.

Ukończył gimnazjum w Słucku i słynny Instytut Technologiczny w Petersburgu. Następnie wyjechał do Europy zdobywać doświadczenie, – przypomina inicjatorka zbierania podpisów pod petycja Iwona Macukiewicz.

Odbył staż w Austrii, Niemczech, pracował nawet jako zwykły robotnik, żeby w końcu podjąć pracę w charakterze inżyniera fabrycznego w Petersburgu. Zdobyte za granicą doświadczenie wykorzystał po powrocie do rodzinnej ziemi.

Po śmierci ojca odziedziczył majątek w Sawiczach, został jednym z największych lokalnych reformatorów i działaczy społecznych.

– Ogromny wkład wniósł Woyniłłowicz w rozwój rolnictwa, zaangażował się tworzenie Towarzystwa Rolniczego Mińskiego, budował szkoły dla ubogich ubogich ale uzdolnionych dzieci z okolicznych wsi, posyłał je na naukę do Polski i Rosji.

Nagroda za patriotyzm

Woyniłłowicz był aktywnym członkiem białoruskiego ruchu narodowego – wspierał pisarzy białoruskich, brał udział w działalności białoruskiego ruchu narodowego, tworzeniu Białoruskiej Republiki Ludowej, wspierał go finansowo, lecz wycofał się, gdy górę w nim zaczęły brać prądy lewicowe.

Według niektórych źródeł, w domu Edwarda Woyniłłowicza odbył się Białoruski Kongres Słucki, na którym zapadła decyzja o Powstaniu Słuckim (Słucki zbrojny czyn – biał. red), a w jego domu mieścił się sztab powstańców.

Należał do Towarzystwa Rolniczego Mińskiego, w 1878 roku został jego wiceprzewodniczacym, a kilka lat później sięgnął po prezesurę tej organizacji. W 1901 r. powołał Towarzystwo Pożyczkowo-Oszczędnościowe w Klecku.

W 1906 roku został wybrany do Rady Państwa, gdzie był przewodniczącym koła „Królestwa Polskiego, Litwy i Rusi”.

Woyniłłowicz znany jest także jako fundator pierwszego białoruskiego wydawnictwa „Zahlanie sonca i u nasza vakonca”, czasopism „Łuczynka” i „Sacha” oraz gazety „Nasza Niwa”.

Był przeciwny postanowieniom Traktatu Ryskiego, na którym zapadła decyzja o aneksji części Białorusi w skład ZSRR. Woyniłłowicz zdecydował się na emigrację z ojczystych stron wskutek zmian terytorialnych po I wojnie światowej. Osiadł w Bydgoszczy, gdzie został pochowany, a na jego grobie widniał bolesny w wymowie napis: „Traktatem ryskim z swej ziemi wygnany, deptać musiałem obce łany”.

Kiedy przyszli bolszewicy, miejscowa ludność bezkarnie go okradła. Rodzinna posiadłość w Sawiczach została splądrowana, archiwa zniszczone, nawet mogił nie oszczędzono. Ale ponieważ był bardzo wierzącym człowiekiem, nawet po tym wszystkim powiedział, że wybacza swoim złoczyńcom.

Edward Woyniłłowicz został zapamiętany w Mińsku za sprawą tragedii osobistej, jaka wydarzyła się w jego rodzinie.

Z żoną Olimpią z Uzłowskich miał dwójkę dzieci – córkę Helenę i syna Szymona, które zmarły przedwcześnie z powodu chorób. – Przed śmiercią, córka, której zabrakło jednego dnia do 18 urodzin, wspomniała ojcu, że chciałaby, żeby pozostała po niej jakaś pamięć. Na cześć zmarłych dzieci ufundował Woyniłłowicz w Mińsku kościół pod wezwaniem ich świętych patronów. Przez pewien czas przewodził również społecznemu komitetowi budowy tej świątyni.

Kościół pw. św. Szymona i Heleny w Mińsku, zwany „”Czerwonym Kościołem”

Tak więc w Mińsku pojawił się słynny kościół pw. Świętych Szymona i Heleny, zwany „Czerwonym kościołem”, ulicę obok którego działacze chcą nazwać na cześć fundatora świątyni.
Działacze społeczni związani z opozycją kilkakrotnie próbowali wymóc na władzach miasta nadanie jednej z ulic jego imieniem.

– Kilka lat temu poprosiliśmy władze o zmianę nazwy ulicy Bersona, ale znalazła się jakaś aktywna kobieta, która powiedziała, że święci nie są tu nikomu potrzebni, a Berson – to rewolucjonista, – mówi Iwona Macukiewicz.

Latem 2006 roku doczesne szczątki Edwarda Woyniłłowicza uroczyście przeniesiono i pochowano przy kościele pw. św. Szymona i Heleny przy placu Niepodległości w Mińsku.
We wrześniu 2007 roku decyzją władz Mińska, ulicy przy kościele nadano nazwę Edwarda Woyniłłowicza, jednak białoruscy komuniści ostro zareagowali, podnosząc hasła typu „obszarników i wyzyskiwaczy nam tu nie trzeba”. Po protestach nazwa ulicy została odwołana.

Tym razem działacze zaproponowali władzom miasta zmianę ulicy Sowieckiej na Woyniłłowicza, argumentując, że „jest ona neutralna, i nie odnosi się do żadnej konkretnej osoby”.

– Zebraliśmy podpisy, już kilka tysięcy osób przyszło złożyć podpis. Nawet całe grupy turystów przyjeżdżający tu, kiedy dowiadują się kim był Woyniłłowicz, z radością podpisują. Mówią, że ten człowiek jest godny tego, żeby o nim pamiętać, przecież budował nie tylko kościoły, ale i cerkwie i synagogi. Mamy nadzieję, że wreszcie tym razem uda się przekonać urzędników z miejskiego komitetu wykonawczego.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/gazetaby.com/catholic.by

W Bydgoszczy, mieście, w którym ostatnie lata życia spędził Edward Woyniłłowicz, fundator kościoła pw. św. Szymona i Heleny w Mińsku, odnaleziono nieznane dotąd zdjęcia jego przedwcześnie zmarłych dzieci. Świątynia otrzymała wezwanie na ich pamiątkę. [caption id="attachment_24963" align="alignnone" width="480"] Helena i Szymon Woyniłłowicz, na cześć których ich

Dzieci z zespołu tanecznego „Białe Skrzydła” nie jadą na „Rakowski fest 2017”, bo władze białoruskiego Wołożyna wymyśliły konflikt z ich pedagogiem i kierownikiem zespołu, a Ambasada RP w Mińsku zgodziła się „ratować” imprezę kosztem odwołania występu dzieci. „Rakowski fest 2017” ma się odbyć w najbliższą niedzielę, 10 września, w Rakowie pod Wołożynem.

Afisz „Rakowskiego festu 2017” jeszcze z zapowiedzią występu dziecięcego zespołu tanecznego „Białe Skrzydła” (miałby się odbyć o godz. 17:10)

– Zespół taneczny „Białe Skrzydła” z Mołodeczna nie zatańczy 10 września podczas „Rakowskiego festu”, bo kierownik tego zespołu Wiktor Baranowicz ma konflikt z władzami Wołożyna – tak wytłumaczyła portalowi Znadniemna.pl przyczyny skandalicznej, krzywdzącej dla młodych artystów z Mołodeczna, decyzji współorganizator „Rakowskiwego festu” z ramienia Ambasady RP w Mińsku – Marina Towarnicka.

Współorganizatorka „Rakowskiego festu”  z ramienia Ambasady RP w Mińsku Marina Towarnicka, fot.: wandrowka.by

Pytana o to, jak doszło do odwołania występu zespołu, którego obecność 10 września w Rakowie była już anonsowana na afiszu imprezy, Marina Towarnicka tłumaczy, że o konflikcie kierownika „Białych Skrzydeł” Wiktora Baranowicza z władzami Wołożyna poinformowała ją Julia Miakinko, przedstawicielka władz rejonu wołożyńskiego, współorganizującego imprezę w Rakowie wspólnie z polskimi dyplomatami, Instytutem Polskim w Mińsku , a także Ambasadą Izraela na Białorusi.

Miakinko poprosiła, żeby Towarnicka przekazała ambasadorowi RP na Białorusi Konradowi Pawlikowi prośbę władz Wołożyna o odwołaniu występu „Białych Skrzydeł”, które zostały zgłoszone do udziału w imprezie jako zespół, reprezentujący mniejszość polską na Białorusi. – Pan ambasador wyraził zgodę na odwołanie występu, żeby nie narażać na groźbę odwołania cały „Rakowski fest” – opowiada Marina Towarnicka.

Wiktor Baranowicz, założyciel i kierownik zespołu „Białe Skrzyda” na tegorocznych obchodach Dnia Polonii i Polaków za Granicą w Grodnie

– O tym, że występ moich podopiecznych w Rakowie został odwołany na prośbę władz białoruskich dowiedziałem się od pana radcy Marka Pędzicha, kierownika Wydziału Konsularnego przy Ambasadzie RP w Mińsku – mówi portalowi Znadniemna.pl kierownik zespołu „Białe Skrzydła” Wiktor Baranowicz, pełniący także funkcje prezesa Oddziału ZPB w Mołodecznie oraz piastujący w ZPB, kierowanym przez Andżelikę Borys, stanowisko wiceprzewodniczącego Rady Naczelnej.

„Białe skrzydła” tańczą białoruską lawonichę na koncercie charytatywnym w polskim Sycowie

Pytany o konflikt z władzami Wołożyna, który rzekomo stał się przyczyną odwołania występu Wiktor Baranowicz zapewnia: – Nie jest mi znany nikt nie tylko we władzach Wołożyna… Nie przypomnę sobie, żebym utrzymywał kontakty nawet z mieszkańcami tego miasta – opowiada Baranowicz, zdumiony przedstawionym przez organizatorów „Rakowskiego festu” uzasadnieniem odwołania występu jego wychowanków. – Jeśli już miałem z kimś konfliktowe sytuację, to z panią dyrektor Domu Kultury w Mołodecznie. Ale jaki ma to związek z Wołożynem? – nie kryje zdziwienia działacz ZPB. Twiedzi, że jako kierownika zespołu „Białe Skrzydła” najbardziej go boli to, że z powodu zmyślonego konfliktu ucierpiały dzieci, które już szykowały się do występu w Rakowie na jednej scenie ze znanymi artystami, między innymi z legendą białoruskiej sceny rockowej – Lawonem Wolskim, którego publiczne występy na Białorusi jeszcze do niedawna były zakazane ze względu na nieukrywane przez artystę sympatie do białoruskiej opozycji politycznej.

Taniec-wizytówka zespołu „Białe skrzydła”

Czyżby obserwowane ostatnio ocieplenie stosunków na linii Warszawa – Mińsk doprowadziło do tego, że publiczny występ na imprezie kulturalnej na Białorusi dziecięcego zespołu tanecznego, reprezentującego mniejszość polską, stanowiło dla władz Białorusi większy problem, niż występ artysty związanego z polityczną opozycją?!

Skandalem jest chyba i to, że Ambasada RP w Mińsku, współorganizująca imprezę, godzi się na podobną formę dyskryminacji polskiego zespołu i sama prosi jego kierownika, aby nie przywoził swoich wychowanków 10 września do Rakowa!

Andżelika Borys, prezes ZPB

– Jako Związek Polaków na Białorusi solidaryzujemy się z Wiktorem Baranowiczem i jego zespołem, i potępiamy decyzję organizatorów „Rakowskiego festu” o odwołaniu udziału w nim zespołu „Białe Skrzydła”, którą uważamy za decyzję szkodliwą, krzywdzącą młodych tancerzy z Mołodeczna, stanowiącą zarazem przypadek dyskryminacji mniejszości polskiej na Białorusi – komentuje dla Znadniemna.pl sytuację wokół „Rakowskiego festu” i „Białych Skrzydeł” prezes ZPB Andżelika Borys.

Znadniemna.pl

Dzieci z zespołu tanecznego „Białe Skrzydła” nie jadą na „Rakowski fest 2017”, bo władze białoruskiego Wołożyna wymyśliły konflikt z ich pedagogiem i kierownikiem zespołu, a Ambasada RP w Mińsku zgodziła się „ratować” imprezę kosztem odwołania występu dzieci. „Rakowski fest 2017” ma się odbyć w najbliższą

Fundament życia codziennego Białorusinów powinny stanowić zasady chrześcijańskie, temu społeczeństwu potrzebny jest ewangeliczny zaczyn, – powiedział 2 września zwierzchnik katolików na Białorusi abp. Tadeusz Kondrusiewicz podczas mszy świętej sprawowanej w kościele pod wezwaniem świętych Szymona i Heleny w Mińsku.

Abp. Tadeusz Kondrusiewicz

Zwierzchnik katolików na Białorusi, abp. Tadeusz Kondrusiewicz odprawił 2 września mszę świętą inaugurującą nowy rok akademicki w mińskim Kolegium Teologicznym (MTK) imienia Świętego Jana Chrzciciela.

Arcybiskup przypomniał, że drzwi uczelni otwierają się dla nowych słuchaczy już po raz ósmy, a od początku jej funkcjonowania szkołę ukończyło 59 osób. Połowa jej absolwentów zajmuje się pracą katechetyczną, pozostali pełnią posługę przy parafiach. Obecnie w szkole uczy się 83 osoby, z czego 32 na pierwszym roku.

Abp. Tadeusz Kondrusiewicz zaapelował z ambony do słuchaczy, by zwracali uwagę nie tylko na edukację teologiczną, ale także, a może przede wszystkim na świadectwo życia chrześcijańskiego w życiu codziennym.

„Kto wymyślił prawo zabraniające używania symboli religijnych? Laicy. Dlatego ważne jest, abyśmy ich odpowiednio przygotowali”, – powiedział hierarcha, jego słowa cytuje portal krynica.info.

Metropolita zwrócił uwagę, że od nowego roku akademickiego w MTK zostanie wprowadzona nowa specjalizacja – media katolickie. Jak podkreślił, „nie sposób wyobrazić sobie współczesnego świata bez nowoczesnych mediów, dlatego też i media kościelne powinny stale się rozwijać”, – skonstatował.

Według zwierzchnika białoruskich katolików „piętą achillesową” tamtejszych parafii rzymskokatolickich pozostaje śpiew kościelny. Zdaniem metropolity, najgorzej jest z tym w młodych parafiach, dlatego ich przedstawiciele mogą również uzyskać odpowiednią edukację w kolegium.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/krynica.info

Fundament życia codziennego Białorusinów powinny stanowić zasady chrześcijańskie, temu społeczeństwu potrzebny jest ewangeliczny zaczyn, – powiedział 2 września zwierzchnik katolików na Białorusi abp. Tadeusz Kondrusiewicz podczas mszy świętej sprawowanej w kościele pod wezwaniem świętych Szymona i Heleny w Mińsku. [caption id="attachment_23303" align="alignnone" width="480"] Abp. Tadeusz Kondrusiewicz[/caption] Zwierzchnik

Cieszy nas bardzo, że akcja „Dziadek w polskim mundurze” wciąż inspiruje naszych czytelników do szperania w rodzinnych archiwach i sporządzania biogramów swoich przodków. Tak stało się też w przypadku nauczycielki ze Szczecina pani Ewy Bączkowskiej, która postanowiła wziąć udział w naszej akcji, zgłaszając do niej kilku mężczyzn ze swojej, związanej z Kresami Wschodnimi, rodziny.

Władysław Zacios, jako plutonowy 1. Pułku Artylerii Polowej Legionów. Wilno – 1926 rok.

Dzisiaj zapoznamy państwa z historią dziadka naszej czytelniczki – ogniomistrza 1. Pułku Artylerii Polowej Legionów Władysława Zaciosa i jego brata Ludwika Zaciosa, lwowskiego działacza młodzieżowej organizacji paramilitarnej o charakterze sportowym „Sokół”.

„Pisząc książkę genealogiczną dla moich wnuków, a szperając po Internecie w celu uzyskania wiarygodnych informacji historycznych, tworzących tło zdarzeń znanych mi z opowieści mojego dziadka, natknęłam się na Państwa stronę…” – napisała do nas pani Ewa Bączkowska, doświadczona pedagog, badacz historii m. in. Szczecina, w którym mieszka, współtwórczyni Internetowej Encyklopedii Szczecina oraz Encyklopedii Pomorza Zachodniego – www.pomeranica.pl.

Niezwykle miło było nam nieco później otrzymać od naszej czytelniczki biogramy jej przodków, ułożone przez nią samą i zilustrowane zdjęciami z rodzinnego albumu, które dzisiaj Państwu prezentujemy:

Władysław Zacios, syn Franciszka i Tekli z Sikorów, urodził się 11 listopada 1898 roku we Lwowie, pod zaborem austriackim w rzemieślniczej rodzinie. Ojciec był stolarzem artystycznym.
Dnia 13 listopada 1898 roku mały Władek został ochrzczony przez ks. kapelana Walentego Cichego. Dzieciństwo i młodość spędził w Przemyślu, do którego rodzice przenieśli się w poszukiwaniu pracy. Tutaj ukończył trzy klasy gimnazjalne.

Wilno, 1926 rok. Plutonowy 1 p.a.p Leg pozuje do zdjęcia z szabelką

Władysław miał 16 lat i trwały wakacje, kiedy I wojna światowa przerwała mu dzieciństwo i edukację. W roku 1916 podjął pracę na kolei w Przemyślu, w charakterze pomocnika magazyniera. Dnia 15 sierpnia 1917 roku wysłany przez austriackiego zaborcę na włoski front w Alpy, gdzie spotkała go wojenna zaprawa, głód i beznadzieja tej wojny.

Władysław Zacios w roku 1923 bierze udział w wielkich ćwiczeniach Wojska Polskiego na poligonie rembertowskim pod dowództwem generała broni Tadeusza Rozwadowskiego

Wilno 1926 rok. Na ślubnym kobiercu ze swoją wybranką Stanisławą z Rybaczków

Nadzieja na wolność Polski i walka w mundurze Wojska Polskiego dla jej wyzwolenia przyszła w roku 1918. Dnia 12 listopada 1918 roku wstąpił do Wojska Polskiego i został przydzielony do 1. Pułku Artylerii Polowej Legionów, z którym brał czynny udział w bitwach z Ukraińcami w obronie polskiego Przemyśla i Lwowa, gdzie został ciężko kontuzjowany, po czym przeniesiony do służby administracyjnej, którą wykonywał do końca 1920 roku. W 1921 roku został podoficerem zawodowym w służbie administracyjnej w stopniu plutonowego. W roku 1922 oddelegowany do Warszawy uzupełnił wykształcenie przerwane wojną, kończąc 5 klas gimnazjalnych. W roku 1923 brał udział w wielkich ćwiczeniach wojskowych Wojska Polskiego na poligonie rembertowskim pod dowództwem generała broni Tadeusza Rozwadowskiego, a w roku 1924 ukończył wojskowy Kurs Metodyczno-Pedagogiczny oraz Kurs Spółdzielczy w Wilnie. W roku 1926 w Wilnie zawarł związek małżeński ze Stanisławą Rybaczkówną. W latach 1934 – 1935 uczęszczał do Szkoły Powszechnej dla Dorosłych w Wilnie. W roku 1935 zdał egzamin z materiału naukowego siedmioklasowej szkoły powszechnej. W roku 1936 ukończył Kurs Magazynierów Kolejowych z Praktyką.

Świadectwo ukończenia przez Władysława Zaciosa kursu magazynierów

Świadectwo ukończenia Szkoły Powszechnej dla Dorosłych w Wilnie

W latach 1921 – 1938 jako podoficer zawodowy pełnił w Wojsku Polskim funkcje administracyjno-kancelaryjne w 1. Pułku Artylerii Polowej Legionów w Wilnie, kolejno: magazyniera, kierownika spółdzielni oraz rachmistrza.

Wilno, 1930 r. Władysław Zacios po prawej

Kasyno Podoficerów Zawodowych 1 p.a.p. Leg. w Wilnie, 1934 rok. Na zdjęciu: chór wojskowy Kasyna Oficerskiego. Chór ten śpiewał w Katedrze Wileńskiej oraz Kościele św. Piotra i Pawła na Antokolu. W środku siedzi dyrygent z pałeczką. Stanisława Zacios z Rybaczków, żona Władysława – piąta od prawej w drugim rzędzie od góry

Stanisława i Władysław Zaciosowie brali aktywny udział w życiu towarzyskim społeczności podoficerskiej 1 p.a.p. Leg. Na zdjęciu napis na albumie, będącym nagrodą za najpiękniejszy kostium na balu maskowym 1 p.a.p. Leg. który odbył się w Kasynie Podoficerów Zawodowych w Wilnie w dniu 5 stycznia 1931 r.

Dnia 5 maja 1938 roku otrzymał brązowy medal za długoletnią służbę. Z końcem 1938 roku zdał egzamin na urzędnika w administracji cywilno-państwowej, został zwolniony z wojska w stopniu ogniomistrza i otrzymał posadę w administracji cywilno-państwowej w Powiatowej Komendzie Uzupełnień w Postawach, gdzie pracował do 17 września 1939 roku, czyli do sowieckiej agresji przeciwko Polsce.

Dnia 11 listopada  1938 roku, jako ogniomistrz tytularny Władysław Zacios otrzymał Srebrny Medal za Długoletnią Służbę, przyznany przez Dowódcę I Dywizji Piechoty Legionów, pułkownika Wincentego Kowalskiego.

Wilno, lata 30. Stanisława i Władysław Zaciosowie czytają magazyn „Wiarus”

Podczas sowieckiej okupacji, został wywieziony do obozu pracy przymusowej NKWD dla jeńców polskich do Stalinogorska pod Moskwą, gdzie wraz z innymi polskimi jeńcami wojennymi pracował przymusowo w katorżniczych warunkach jako górnik.

Wystawiony na imię Władysława Zaciosa kwit przewozowy na Ziemie Odzyskane, 1946 rok.

Przebywał tam do 1 lutego 1946 roku, mimo że wojna skończyła się w 1945 roku. Dnia 10 lutego 1946 roku powrócił z obozu pracy przymusowej ze Stalinogorska do Wilna, skąd dnia 4 marca 1946 roku wyjechał na Ziemie Odzyskane do Szczecina i podjął pracę urzędnika administracji Inspekcji Maszynowej w Hucie „Szczecin”.

Wychowując dzieci i wnuków nasz bohater opowiadał im o czasach przedwojennych, między innymi o swoim młodszym bracie Ludwiku, którego los okazał się tragiczny.

Ludwik Zacios, młodszy brat Władysława, podobnie jak i on, urodził się we Lwowie. W okresie międzywojennym, jako młody polski patriota działał we Lwowie w młodzieżowej organizacji paramilitarnej o charakterze sportowym – Polskim Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”.

Ludwik Zacios, młodszy brat Władysława w mundurze działacza „Sokoła”

Celem działaczy „Sokoła” było podnoszenie sprawności fizycznej i duchowej oraz rozbudzanie ducha narodowego. Ruch „sokolnicki” zajmował się patriotycznym wychowaniem młodzieży, zakładając, że tylko zdrowe społeczeństwo, pod względem moralnym jak i fizycznym, jest zdolne służyć Ojczyźnie i jej skutecznie bronić. Poczynaniom „sokolników” przyświecała myśl, iż Polacy mają być najdzielniejszym z narodów, a „sokolnicy” najdzielniejszymi z Polaków.

O jednym z przedwojennych lwowskich „Sokołów” – Ludwiku Zaciosie – ze słów jego brata Władysława wiemy, że miał zginąć tak, jak niezliczona ilość jego towarzyszy z organizacji – w obronie Ojczyzny, prawdopodobnie podczas zbrojnej obrony Lwowa przed Niemcami, a potem Sowietami, we wrześniu 1939 roku.

Jak jednak ustaliła wnuczka Władysława Zaciosa Ewa Bączkowska w księgach archiwalnych Cmentarza na Łyczakowie we Lwowie widnieje informacja o: „Zacios Ludwiku (kwatera 20 Numer grobu 317) – przeżył 38 lat, zmarł 05.06 1944”. Oznacza to,że mógł zginąć w walkach z Sowietami, którzy, wypędzając ze Lwowa Niemców, nieśli lwowianom kolejną okupację sowiecką  – Niestety, nie wiadomo czy groby są zachowane, jednakże, jak podali (informatorzy Ewy Bączkowskiej we Lwowie -red.), groby należących do organizacji strzeleckiej „Sokół”, a w takiej walczył Ludwik Zacios, zostały zachowane – mówi wnuczka Władysława Zaciosa Ewa Bączkowska.

Co się tyczy Władysława Zaciosa – zmarł on 10 lutego 1982 roku w wieku 84 lat. Pochowany został w grobie rodzinnym na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie biogramów i materiałów, udostępnionych przez Ewę Bączkowską – wnuczkę Władysława Zaciosa

Cieszy nas bardzo, że akcja „Dziadek w polskim mundurze” wciąż inspiruje naszych czytelników do szperania w rodzinnych archiwach i sporządzania biogramów swoich przodków. Tak stało się też w przypadku nauczycielki ze Szczecina pani Ewy Bączkowskiej, która postanowiła wziąć udział w naszej akcji, zgłaszając do niej

Skip to content