HomeStandard Blog Whole Post (Page 5)

Dzisiaj, w Niedzielę Palmową, pragniemy przypomnieć Państwu o legendarnej twórczyni ludowej z Grodna – Dominice Kowalonok. Jest to kobieta, dzięki której w grodzie nad Niemnem przetrwała tradycja wicia palm wielkanocnych, zwanych Palmami Grodzieńskimi.

Mówiąc o Dominice Kowalonok, należy wspomnieć także o trzech jej siostrach – Wandzie, Danucie oraz Czesławie. Wszystkie urodziły się w rodzinie Dominika Sarosieka, zamożnego gospodarza, którzy wszystko potrafił zrobić swoimi rękami.

 Zdolności  zaczerpnięte z rodziny

Rodzina odegrała decydujące znaczenie, jeśli chodzi o zdolności sióstr do uprawiania rękodzieła. Najbardziej znana z nich – Dominika Kowalonok – opowiadała, że umiejętność robienia wszystkiego swoimi rękami ona i jej siostry odziedziczyły po swoich rodzicach, zarabiających na chleb rzemiosłem. Dominik Sarosiek, na przykład, był i szewcem i kowalem, a jego żona bardzo dobrze szyła, a także słynęła na całą okolicę z tego, że tkała doskonałe -przepiękne i trwałe – dywany.

Rodzice sióstr pani Dominiki przez całe życie musieli ciężko pracować, ponieważ prowadzili dużą gospodarkę. A na dodatek trzeba było wychowywać dzieci.

„Ale mama mimo wszystko znajdowała czas na to, aby posadzić obok domu kwiaty. Pielęgnowałyśmy je wszyscy razem. Zapewne to z dzieciństwa znane zajęcie stało się było początkiem naszego zafascynowania florystyką” – opowiadała Dominika Kowalonok.

Dominika Kowalonok prowadzi warsztaty rękodzieła

Z dzieciństwa wyniosły siostry także tradycję wicia palm wielkanocnych. Pani Dominika opowiadała, że dawnej ludziom w naszym klimacie służyły za „palmy” gałęzie budzącej się na wiosnę wierzby. Najpierw po prostu związywano je nicią. Potem zaczęto ozdabiać barwinkiem, szparagiem, jałowcem. Później ktoś wymyślił, aby dekorować „palmę” kwiatami z papieru.

– Jeszcze w czasach radzieckich zaczęłam tworzyć najróżniejsze warianty zdobienia gałązek wierzbowych – wspominała pani Dominika. Według niej „palmy” wówczas zdobiono potajemnie, gdyż ateistyczne władze komunistyczne prześladowały osoby wierzące, a wicie palmy przed Wielkanocą byłoodbierane jednoznacznie jako uprawianie praktyk religijnych. Nie było zatem możliwości, aby pokazać szerszemu gronu palmę wielkanocną, ozdobioną kolorowymi zasuszonymi kwiatami i ziołami.

Tradycja odrodziła się na szerszą skalę dopiero w schyłkowym okresie istnienia ZSRR. Wówczas piękne ozdobne palmy zaczęły zdobywać popularność wśród wiernych.

Wicie palm stało się wspólnym zajęciem dla wszystkich czterech córek Dominika Sarosieka. Siostry zaczęły wymieniać się pomysłami na ozdoby, wymyślać ciekawe elementy.

Czym palma grodzieńska różni się od wileńskiej

Robione przez mistrzynię rękodzieła palmy wielkanocne swym kształtem przypominają prawdziwe południowe palmy, którymi usłano drogę wjeżdżającego do Jerozolimy Chrystusa. Prosty pień z pyszną koroną jest symbolem wschodzenia i odrodzenia, a różnorodność kolorów oznacza istotę rajskich obrazów.

Dominika Kowalonok ze swoimi palmami

„Nasze palmy często porównuje się do wileńskich, które są popularne na Litwie i w Polsce, –podkreślała pani Dominika i wskazała na zasadnicze różnice między wileńskimi i grodzieńskimi palmami.

Według niej palmy wileńskie przypominają prawdziwe bukiety, grodzieńskie natomiast są płaskie. Tłumaczy się to wieloletnią tradycją „przechowywania palmy za ikoną”, a właściwie jej chowania za świętym obrazem, z którego obecnością w każdym chrześcijańskim domu władze nie mogły sobie poradzić nawet w najgorszych czasach wojującego ateizmu.

Dominika Kowalonok podkreśla, że nieodłącznym elementem grodzieńskiej palmy są trzy gałązki wierzbowe o długości ok. 50 cm. Symbolizują one Trójcę Świętą i stanowią upiększany potem trzon palmy. Powstające kompozycje są niepowtarzalne, gdyż zależą od wyobraźni i nastroju robiącego palmę mistrza.

– Ja ozdabiam gałązki wierzby kocankami, żytnimi i owsianymi kłosami, barwinkiem, jałowcem, bukszpanem, tymotką, wiechliną, różnymi ziołami i trawami, które zbieram na łąkach, polach, i w lesie. Wykorzystuję również liście kukurydzy, z których robię różnokolorowe kwiaty” – dzieliła się tajnikami swojego warsztatu grodzieńska mistrzyni podczas licznych warsztatów.

Według Dominiki Kowalonok wicie palm wymaga bycia nie tylko rękodzielnikiem, lecz także botanikiem, a nawet chemikiem

Według niej zdobienie palmy wymaga bycia nie tylko dobrym florystą, lecz także botanikiem, a nawet chemikiem: „Na swoim letniaku specjalnie hoduję kocanki. Później za pomocą barwników nadaję im różne kolory: czerwony, żółty, pomarańczowy, fioletowy, zielony. Również z tymi roślinami, które zbieram na łonie dzikiej przyrody, nie jest tak łatwo. Trzeba wiedzieć, kiedy najlepiej jest po nie pójść, jak suszyć, w jakich warunkach przechowywać. Zebranie materiałów zajmuje dużo czasu. Okazuje się więc, że udekorować palmę można w ciągu godziny, a na przygotowanie ozdób potrzeba niemalże całego roku” – ocenia pani Dominika.

Zajęcie dla duszy i palma filozoficzna

Mistrzyni, dzięki której przetrwała tradycja wicia palm grodzieńskich przyznaje, że w każdej kompozycji pozostawia cząsteczkę swojej duszy.

Pewnego dnia pani Dominice przyszła do głowy koncepcja zrobienia tak zwanej palmy filozoficznej . Jest to palma była robiona na tradycyjnym trzonie z trzech gałązek które symbolizują szlak, prowadzący do Boga. Umieszczone w środku kompozycji serce z kłosa symbolizuje z kolei miłość do Pana, do ludzi i do siebie, a ułożone w kolejności świateł drogowych kwiatki, oznaczają przystanki na naszej drodze życiowej. Zwieńczeniem palmy filozoficznej jest tęcza z kłosów. To w jej kierunku zmierza człowiek w poszukiwaniu ósmego koloru, czyli – sensu życia.

W trakcie wicia palmy filozoficznej

Według Dominiki Kowalonok grodzieńskie palmy cieszą się powodzeniem nie tylko na Grodzieńszczyźnie, ale także w innych zakątkach Białorusi oraz poza jej granicami. Pani Dominika przez wiele lat brała udział w Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie. Goście wydarzenia bardzo chętnie nabywali u grodzieńskiej rękodzielniczki palmy, choć festiwal odbywał się latem i kupowanie palm wielkanocnych o tej porze roku nie wydawało się aktualne.

Wyroby rzemieślniczki, zachowującej tradycję wicia palm grodzieńskich, dzięki jej wyjazdom ze swoimi wyrobami do Polski znalazły się w kolekcjach miłośników ludowej sztuki sakralnej Anglii, Francji, USA, a nawet Chin.

Palmom grodzieńskim przyznano na Białorusi status historyczno-kulturowej wartości, a technologia ich wyrobu, zachowana i przekazywana przez panią Dominikę młodemu pokoleniu rękodzielników, została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego Białorusi.

Dominika Kowalonok cieszy się, że jej rzemiosłem interesuje się młodzież. Wraz z siostrami wychowała już w Grodnie swoich kontynuatorów, którzy tworzą własne oryginalne dzieła.

Oznacza to, że sztuka wicia palm grodzieńskich przetrwa kolejne dziesięciolecia.

Znadniemna.pl

Dzisiaj, w Niedzielę Palmową, pragniemy przypomnieć Państwu o legendarnej twórczyni ludowej z Grodna – Dominice Kowalonok. Jest to kobieta, dzięki której w grodzie nad Niemnem przetrwała tradycja wicia palm wielkanocnych, zwanych Palmami Grodzieńskimi. Mówiąc o Dominice Kowalonok, należy wspomnieć także o trzech jej siostrach – Wandzie,

Setki wiernych przeszły w sobotę 23 marca od grodzieńskiej bazyliki katedralnej św. Franciszka Ksawerego do kościoła Znalezienia Krzyża Świętego (Pobernardyńskiego), krocząc za aktorami, grającymi sceny z ostatnich chwil ziemskiego żywota Jezusa Chrystusa.

Po pandemii koronawirusa była to pierwsza Droga Krzyżowa, którą zorganizowano na ulicach grodu nad Niemnem. Z błogosławieństwa biskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza wierni, licznie zgromadzeni piątkowego wieczoru przy katedrze, mieli okazję przeżywać inscenizację kolejnych stacji Męki Pańskiej w wykonaniu aktorów.

W mediach społecznościowych znaleźliśmy krótki film, przedstawiający dzisiejsze wydarzenie religijne w Grodnie:

Znadniemna.pl na podstawie facebook.com

Setki wiernych przeszły w sobotę 23 marca od grodzieńskiej bazyliki katedralnej św. Franciszka Ksawerego do kościoła Znalezienia Krzyża Świętego (Pobernardyńskiego), krocząc za aktorami, grającymi sceny z ostatnich chwil ziemskiego żywota Jezusa Chrystusa. Po pandemii koronawirusa była to pierwsza Droga Krzyżowa, którą zorganizowano na ulicach grodu nad

Towarzystwo Pamięci Historycznej „Memoria Restituta” przyznało Odznakę Honorową „Krzyż Pamięci Niezłomnych Żołnierzy Wyklętych 1944-1963” Annie Paniszewej, byłej dyrektorce Polskiej Harcerskiej Szkoły Społecznej im. Romualda Traugutta w Brześciu.

Anna Paniszewa jest Polką z Białorusi, która ucierpiała za pielęgnowanie pamięci o żołnierzach Armii Krajowej wśród młodzieży Brześcia. Od początku marca 2021 roku była przez ponad dwa miesiące więziona przez reżim Łukaszenki za organizację w szkole akademii, poświęconej żołnierzom niezłomnym. W maju tegoż roku w wyniku starań polskiego rządu i Prezydenta RP została wypuszczona z więzienia, po czym natychmiast wydalona przez reżim Łukaszenki z Białorusi do Polski bez możliwości powrotu.

Wniosek o nadanie Annie Paniszewej Odznaki Honorowej złożył do kapituły prof. Wiesław Jan Wysocki. Skład kapituły, na czele z przewodniczącym Markiem Franczakiem – synem ostatniego Żołnierza Niezłomnego, poległego z bronią w ręku Józefa Franczaka „Lalusia” – przychylił się do wniosku i postanowił odznaczyć „Krzyżem Pamięci Niezłomnych Żołnierzy Wyklętych 1944-1963″ Annę Paniszewą.

Dzięki decyzji Kapituły nasza rodaczka z Białorusi znalazła się w niezwykle ekskluzywnym gronie. Odznaczenie, które otrzymała jest bowiem przyznawane od 2021 roku i jak dotąd zostali nim wyróżnieni: ks. Stanisław Góra, mjr Ryszard Jakubowski, Zygmunt Szymanowski, kpt. Józef Bandzo – pośmiertnie, Leszek Czajkowski, Piotr Gliński, Janusz Kurtyka – pośmiertnie, gen. Wiesław Kukuła, Tomasz Łabuszewski, Tadeusz Łoziński, Karol Polejowski, Danuta Siedzikówna „Inka” – pośmiertnie, Konstanty Strus – pośmiertnie, Tomasz Strzembosz – pośmiertnie oraz Grzegorz Wąsowski.

Odznaka honorowa „Krzyż Pamięci Niezłomnych Żołnierzy Wyklętych 1944-1963” wręczana jest Żołnierzom Wyklętym, a także tym, którzy pielęgnują o nich pamięć.

Jest hołdem szczególnie dla tych żołnierzy, którzy od 1944 roku walczyli z sowieckim okupantem, również na Kresach Wschodnich.

Ustanowienie Odznaki to pomysł Towarzystwa Pamięci Historycznej „Memoria Restituta” – ono też przygotowało projekt i zabezpieczyło jego finansowanie.

Krzyż Pamięci przyznaje Kapituła, w której znalazły się znakomite osobistości, m.in. Przewodniczący Marek Franczak (syn sierż. Józefa Franczaka „Lalusia”), prof. dr hab. Piotr Niwiński, Arkadiusz Gołębiewski oraz Kajetan Rajski.

Jak wygląda Odznaka?

Awers i rewers Odznaki, fot.: muzeumzolnierzywykletych.pl

Awers to biały krzyż (nawiązujący do nagrobnego krzyża brzozowego) wpisany w wizerunek Krzyża Orderu Wojennego Virtuti Militari.

Na ramionach krzyża znalazły się symboliczne daty: „1944”, czyli początek walki Żołnierzy Niezłomnych, oraz „1963” – to data śmierci ostatniego poległego, sierż. Józefa Franczaka „Lalusia”. W środku krzyża jest ryngraf 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Rewers z kolei przedstawia wizerunek Orła Białego z okresu II RP. Na ramionach umieszczono napisy: „BÓG, HONOR, OJCZYZNA”, „1982” (data śmierci najdłużej ukrywającego się żołnierza konspiracji antykomunistycznej chor. Antoniego Dołęgi „Znicza”), „WOJSKO POLSKIE”. W środku umieszczono wizerunek orła Wojska Polskiego z okresu II RP.

Wstążka jest w kolorze czarnym z dwoma zielonymi pasami po obydwu stronach. Kolor czarny to nawiązanie do dramatycznego położenia żołnierzy, zielony symbolizuje las, najczęstsze miejsce ich życia i walki. Po środku wstążki znajduje się pasek w barwach biało-czerwonych. Jej wygląd nawiązuje do wstążki odznaczenia „Krzyż Narodowego Czynu Zbrojnego”.

Znadniemna.pl na podstawie facebook.com/anna.paniszewa oraz eostroleka.pl

Towarzystwo Pamięci Historycznej "Memoria Restituta" przyznało Odznakę Honorową "Krzyż Pamięci Niezłomnych Żołnierzy Wyklętych 1944-1963" Annie Paniszewej, byłej dyrektorce Polskiej Harcerskiej Szkoły Społecznej im. Romualda Traugutta w Brześciu. Anna Paniszewa jest Polką z Białorusi, która ucierpiała za pielęgnowanie pamięci o żołnierzach Armii Krajowej wśród młodzieży Brześcia. Od

Dzisiaj, 22 marca 2024 roku, mija 160 lat od wykonania wyroku śmierci na przywódcy Powstania Styczniowego na Litwie Wincentym Konstantym Kalinowskim, bohaterze wolnych Białorusinów, walczących z panującym w ich kraju promoskiewskim reżimem Łukaszenki.

W rocznicę egzekucji bohaterskiego powstańca w stolicy Litwy odsłonięty został pomnik, przedstawiający samego Kalinowskiego, jak też walczących u jego boku towarzyszy.

Pomnik przedstawia sobą kompozycję z czterech brązowych posągów mężczyzn, rozmieszczonych na okrągłym podeście. Jednym z nich jest franciszkanin, błogosławiący krzyżem powstańców zwróconych w stronę kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, będącego częścią kompozycji architektonicznej klasztoru franciszkanów, na którego terenie umieszczono upamiętnienie. To w tym właśnie miejscu, na sześć miesięcy przed wybuchem Powstania Styczniowego odbywały się w Wilnie pierwsze religijno-patriotyczne demonstracje antyrosyjskie.

Pozostali upamiętnieni to: klęczący na pierwszym planie Konstanty Kalinowski, stojący za nim po prawej Zygmunt Sierakowski i stojący nieco w oddali Tytus Dalewski. Kalinowski i Sierakowski trzymają ręce uniesione w geście przysięgi na wierność Bogu i Ojczyźnie.

Wszyscy trzej upamiętnieni powstańcy symbolizują – jak przypuszcza białoruska opozycyjna gazeta „Nasza Niwa” – wspólny wysiłek Białorusinów, Polaków i Litwinów w walce z Rosyjskim Imperium i carską władzą.

 Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, fot.: Nashaniva.com

Dzisiaj, 22 marca 2024 roku, mija 160 lat od wykonania wyroku śmierci na przywódcy Powstania Styczniowego na Litwie Wincentym Konstantym Kalinowskim, bohaterze wolnych Białorusinów, walczących z panującym w ich kraju promoskiewskim reżimem Łukaszenki. W rocznicę egzekucji bohaterskiego powstańca w stolicy Litwy odsłonięty został pomnik, przedstawiający samego

Co roku Sejm i Senat wybierają postaci, które będą patronami roku. Są to zazwyczaj osoby, których działania, twórczość i życie zapisały się na kartach historii Polski. Wybranych przez posłów patronów mają upamiętnić liczne wydarzenia organizowane w danym roku. Sejm RP ustalił, że rok bieżący, czyli 2024, będzie rokiem: Marka Hłaski, arcybiskupa Antoniego Baraniaka, Romualda Traugutta, Wincentego Witosa, Kazimierza Wierzyńskiego, Rodziny Ulmów, Zygmunta Miłkowskiego, Polskich Olimpijczyków oraz naszego krajana – Melchiora Wańkowicza, urodzonego na ziemiach, leżących w granicach współczesnej Białorusi.

Kim był nasz rodak z Wschodnich Kresów, uważany za „ojca polskiego reportażu”?

Dzieciństwo i lata gimnazjalne

Melchior Wańkowicz urodził się 10 stycznia 1892 we wsi Kałużyce, położonej nieopodal Mińska na Rusi Białej. Był najmłodszy z rodzeństwa. Jego ojciec, również Melchior, brał udział w powstaniu styczniowym i został zesłany na Syberię; zmarł dwa miesiące po narodzinach syna. Matka zmarła w roku 1895, kiedy ten miał trzy lata. Po śmierci matki Melchior wychowywał się u swojej babki w Nowotrzebach na Kowieńszczyźnie.

Był wychowywany w polskiej tradycji patriotycznej i w świadomości przyjacielskich powiązań członków rodziny z największymi postaciami epoki. Jednym z krewnych naszego bohatera był bowiem malarz romantyczny Walenty Wańkowicz, przyjaciel Adama Mickiewicza i autor jednego ze znanych portretów Wieszcza.

W 1903 roku, jako jedenastolatek Melchior wysłany został do warszawskiego Gimnazjum gen. Pawła Chrzanowskiego (obecnie stołeczne XVIII Liceum Ogólnokształcące im. Jana Zamoyskiego). Tutaj zaczął czynnie angażować się w działalność polityczną. Brał między innymi udział  strajkach i wstąpił do konspiracyjnej Trójzaborowej Organizacji Narodowej Młodzieży Szkół Średnich „Przyszłość”, popularnie określanej jako „Pet”. Wraz ze Związkiem Młodzieży Polskiej „Zet” – „Pet” był podporządkowany Lidze Narodowej. W latach 1909–1910 Wańkowicz był sekretarzem generalnym „Pet-u” i czynnie brał udział w akcjach,organizowanych przez młodych buntowników. W 1911 roku został aresztowany na trzy miesiące za spoliczkowanie łamistrajka Maklenburga.

Miłość do pisania Wańkowicz rozbudził w sobie już jako gimnazjalista. Zadebiutował w druku w 1906 roku na łamach szkolnego czasopisma „Osa”. W latach późniejszych redagował też czasopismo „Aaaach”, ale jego dziennikarską karierę prawdziwie rozpoczęła dopiero praca w konspiracyjnej gazecie „Wici”, do której pisał pod pseudonimem Jerzy Łużyc. Jednym z niewątpliwych sukcesów początkującego dziennikarza była przeprowadzona przez niego i opublikowana  rozmowa z Romanem Dmowskim.

 Student prawa, mąż i ojciec oraz żołnierz I korpusu Polskiego w Rosji

W 1911 roku Wańkowicz rozpoczął studia na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Działalność polityczną kontynuował też jako student. Gdy wybuchła I wojna światowa, początkowo unikał udziału w walkach, z których zwolnił się fałszywym świadectwem zdrowia. Przez rok był pełnomocnikiem Centralnego Komitetu Obywatelskiego, który udzielał pomocy Polakom przebywającym podczas wojny w Rosji.

W 1914 roku na studiach poznał Zofię Małagowską, którą poślubił dwa lata później w Kijowie W szczęśliwym małżeństwie urodziły się dwie córki: Krystyna, urodzona w 1919 roku i dwa lata od niej  młodsza Marta. Z Zofią byli małżeństwem aż do jej śmierci w 1969 roku.

W latach 1917–1918 Wańkowicz służył jako ochotnik w I Korpusie Polskim w Rosji gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Wraz z bratem Witoldem (również ochotnikiem) 19 lutego 1918 roku wziął udział w ataku na  Mińsk, opanowując istotny skład broni. Kiedy w maju 1918 roku dowództwo Korpusu zawarło w Bobrujsku porozumienie z Niemcami o jego rozbrojeniu, Wańkowicz wziął udział w buncie grupy młodszych oficerów, związanych z POW, opowiadających się za walką z Niemcami i protestujących przeciwko rozbrojeniu. 23 maja został aresztowany i osadzony w areszcie. Postawiony przed sądem polowym, został uniewinniony. Wygłosił wtedy przemówienie, oskarżające generała Dowbora-Muśnickiego. Później, w 1923 roku, zostało ono opublikowane w książce „Strzępy epopei”, w której Wańkowicz opisał wspomniane wydarzenia, i w zbiorze „Przez cztery klimaty”.

Melchior Wańkowicz w okresie międzywojennym

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, od roku 1918 Wańkowicz współpracował z Towarzystwem Straży Kresowej, w którym w 1921roku objął funkcję kierownika Działu Prasy i Propagandy. W tej roli był wydawcą 24 wydawanych w 6 językach pism – w tym 5 dzienników, nadzorował 6 księgarń, drukarnię, fabrykę przeźroczy, a na dodatek pisał broszury propagandowe.

Wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej na Kresach Wschodnich, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych. Temu wydarzeniu poświęcił książkę „Szpital w Cichiniczach”, na podstawie której w 1999 powstał film „Wrota Europy” w reżyserii Jerzego Wójcika. W 1923 roku ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim i objął funkcję kierownika Wydziału Prasowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Trzy lata później postanowił zrezygnować z pracy w administracji rządowej i zająć się wyłącznie działalnością wydawniczą i literacką.

W okresie międzywojennym Wańkowicz założył wydawnictwo „Rój”, którym także kierował. Wówczas była to jedna z największych oficyn wydawniczych w Polsce. Dzięki temu wydawnictwu do polskich czytelników po raz pierwszy trafiły książki wielu zagranicznych pisarzy, między innymi André Malrauxa, Thomasa Manna i Marcela Prousta. Prowadząc wydawnictwo Wańkowicz publikował też między innymi w „Kurierze Warszawskim”, „Wiadomościach Literackich” i „Kurierze Porannym”. W latach 30. działał też w reklamie. Przez niemal całe twórcze życie publikował reportaże z zagranicznych podróży i książki, dzięki którym do końca XX wieku pozostał jednym z najbardziej poczytnych autorów.

II wojna światowa

Wraz z wybuchem II wojny światowej Wańkowicz otrzymał przydział do Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej gen. Stefana Roweckiego. Obawiał się jednak aresztowania przez Niemców i udało mu się wyjechać do Rumunii. Tam działał w środowisku powrześniowej polskiej emigracji. Udało mu się nawet, pod pseudonimem Jerzy Łużyc, wydać książkę „Te pierwsze walki”. Potem został ewakuowany przez Anglików na Cypr, a w 1941 roku wyjechał do Palestyny. Od 1943 roku Wańkowicz był korespondentem wojennym II Korpusu, a w maju 1944 roku uczestniczył w bitwie pod Monte Cassino i za udział w której otrzymał Krzyż Walecznych.

Emigracja i powrót do Polski Ludowej

Po wojnie Wańkowicz pozostał na obczyźnie – najpierw we Włoszech, potem w Londynie, gdzie w grudniu 1945 dołączyła do niego żona. Ich młodsza córka Marta wyszła za mąż za polskiego dziennikarza Jana Erdmana, a starsza córka Krystyna 6 sierpnia 1944 zginęła podczas Powstania Warszawskiego, w którym walczyła jako łączniczka w oddziale Janusza Brochwicza-Lewińskiego („Gryfa”) w batalionie „Parasol”.

Wańkowicz kontynuował pracę dziennikarską i literacką. W 1956 roku przyjął obywatelstwo amerykańskie, a rok później zaczął ponownie współpracować z polską prasą. W 1957 roku na fali  „odwilży” przybył do Polski Ludowej. Podpisanie „Listu 34” w proteście przeciwko polityce kulturalnej PRL-u spowodowało, że stał się ofiarą nagonki i został skazany na trzy lata więzienia. W areszcie ostatecznie spędził pięć tygodni. Wobec powszechnego oburzenia aresztowaniem pisarza władze komunistyczne musiały wstrzymać wykonanie zasądzonego Wańkowiczowi wyroku.

Melchior Wańkowicz zmarł w Warszawie 10 września 1974. Pochowany został na Powązkach.

 Znadniemna.pl na podstawie Zwierciadlo.pl oraz Wikipedia.org, Na zdjęciu: Melchior Wańkowicz w latach 50. XX stulecia, fot.: Wikipedia/Narodowe Archiwum Cyfrowe

Co roku Sejm i Senat wybierają postaci, które będą patronami roku. Są to zazwyczaj osoby, których działania, twórczość i życie zapisały się na kartach historii Polski. Wybranych przez posłów patronów mają upamiętnić liczne wydarzenia organizowane w danym roku. Sejm RP ustalił, że rok bieżący, czyli

27 laureatów Nagrody Nobla wystosowało list otwarty, wzywający reżim Łukaszenki do uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Autorzy listu podkreślają, że w ostatnich latach represje polityczne dotknęły na Białorusi  50 tys. osób,  tysiące z nich zostały poddane torturom, a setki tysięcy zostało zmuszonych do emigracji w obawie przed prześladowaniami.

O inicjatywie noblistów informuje brytyjski dziennik The Independent. Według gazety nobliści w swoim liście zwrócili się także do rządów krajów Unii Europejskiej, by te podjęły działania, zmierzające do położenia kresu represjom politycznych na Białorusi. Szczególnie została przy tym podkreślona rola Polski. Zdaniem sygnatariuszy listu, jako sąsiad Białorusi ma ona  bowiem wyjątkowe możliwości do takich działań.

Autorzy listu wskazują, iż jedną z metod nacisku na władze białoruskie mogłoby być tymczasowe wstrzymanie regularnego transportu kolejowego ładunków z Białorusi do Unii Europejskiej, a także tranzytu towarów wwożonych przez Białoruś z Rosji i Chin.

„W ostatnich dziesięcioleciach w Europie nie było katastrofy humanitarnej związanej z represjami politycznymi na taką skalę w przeliczeniu na mieszkańca, jak ta mająca miejsce na Białorusi”

– czytamy w liście noblistów.

Wśród jego sygnatariuszy znalazły się nazwiska laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, m.in. Dmitrija Muratowa, dziennikarza i byłego redaktora naczelnego niezależnej rosyjskiej „Nowaj Gaziety” oraz ukraińskiej obrończyni praw człowieka  Oleksandry Matvijchuk. List podpisała także białoruska noblistka w dziedzinie literatury Swietłana Aleksijewicz oraz  laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, chemii, medycyny i ekonomii.

W więzieniach i koloniach karnych na Białorusi przebywa obecnie prawie półtora tysiąca więźniów politycznych. Często przebywają w pełnej izolacji nawet od bliskich. Znanych jest co najmniej pięć przypadków śmierci przebywających  w białoruskich więzieniach zakładników dyktatora. Prawie w każdym przypadku tragedię poprzedzało złe traktowanie więźnia, noszące oznaki tortur, a także brak udzielenia mu pomocy medycznej, właściwej do stanu zdrowotnego.

 Znadniemna.pl na podstawie Independent.co.uk

 

27 laureatów Nagrody Nobla wystosowało list otwarty, wzywający reżim Łukaszenki do uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Autorzy listu podkreślają, że w ostatnich latach represje polityczne dotknęły na Białorusi  50 tys. osób,  tysiące z nich zostały poddane torturom, a setki tysięcy zostało zmuszonych do emigracji w obawie

Polski Związek Lekkiej Atletyki poinformował, że pochodząca z Białorusi skoczkini wzwyż Maria Żodzik otrzymała decyzją prezydenta RP Andrzeja Dudy polskie obywatelstwo. – Mam nadzieję, że kibice zobaczą mnie już na igrzyskach w Paryżu w biało-czerwonym stroju reprezentacji Polski – powiedziała Żodzik.

Prezydent zdecydował

27-letnia Maria Żodzik w Polsce jest od 2022 roku. Swój drugi dom znalazła w Białymstoku, gdzie pod swoje skrzydła wziął ją klub Podlasie Białystok. Praca z trenerem Robertem Nazarkiewiczem przyniosła efekty. Zimą – podczas halowych mistrzostw Polski w Toruniu – osiągnęła 1,97 m, co pozwoliło jej przebojem wedrzeć się do światowej czołówki tej konkurencji. Wcześniej Białorusinka skakała na poziomie 1,96, ale na stadionie, a jej rekord w hali wynosił 1,89.

PZLA poinformował w środę o przyznaniu zawodniczce polskiego obywatelstwa. W komunikacie związku wskazano m.in. na polskie korzenie zawodniczki. Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy pozwala zawodniczce ubiegać się o prawo do reprezentowania Polski na arenie międzynarodowej.

– Bardzo mnie cieszy, że pan prezydent podpisał wszystkie dokumenty i przyznał mi polskie obywatelstwo. Jestem dumna, że będę mogła reprezentować Polskę, kraj moich przodków. Liczę, że sprawy związane z procedurami World Athletics będą przebiegać teraz sprawnie i już niebawem wystartuję w koszulce z orzełkiem na piersi. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się sprawnie i kibice zobaczą mnie na igrzyskach w Paryżu w biało-czerwonym stroju reprezentacji Polski

– powiedziała Żodzik, cytowana w komunikacie PZLA.

Czas na olimpijski występ w barwach Polski

Z informacji związku wynika, że w sprawę nadania zawodniczce obywatelstwa mocno zaangażowany był prezes PKOl Radosław Piesiewicz.

– Bardzo się cieszę, że pan prezydent Andrzej Duda pozytywnie rozpatrzył wniosek o przyznanie polskiego obywatelstwa Marii Żodzik – Białorusinki z polskimi korzeniami. Wierzę, że jej historia, która zaczęła się dość ciężko, będzie miała swój szczęśliwy finał w Paryżu. Gratuluję uzyskania minimum kwalifikacyjnego i trzymam kciuki za jak najwyższe skoki. Witamy Marię w Polskiej Rodzinie Olimpijskiej.

– podkreślił Piesiewicz.

Kolejnym krokiem będą starania związku o decyzję World Athletics ws. zgody na reprezentowanie Polski przez Żodzik podczas imprez międzynarodowych.

– Najwcześniej Maria będzie mogła reprezentować nasz kraj od 20 czerwca. Wtedy mijają trzy lata od jej ostatniego występu w reprezentacji Białorusi. To był start na drużynowych mistrzostwach Europy w Klużu-Napoce. Kolejnym krokiem będzie decyzja specjalnego panelu World Athletics odpowiadającego za zmiany barw narodowych. Nie wiemy, kiedy on się zbierze. Oczywiście będziemy w tej sprawie lobbować i zrobimy wszystko, żeby Maria mogła wystartować już pod koniec czerwca w mistrzostwach Polski. Jeśli to się uda sprawnie załatwić, zobaczymy ją na igrzyskach w Paryżu. Minimum już ma.

– powiedział wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i szef misji olimpijskiej Tomasz Majewski.

Znadniemna.pl za Sportowy24.pl/PAP, fot.: Twitter.com/PZLANews/

Polski Związek Lekkiej Atletyki poinformował, że pochodząca z Białorusi skoczkini wzwyż Maria Żodzik otrzymała decyzją prezydenta RP Andrzeja Dudy polskie obywatelstwo. – Mam nadzieję, że kibice zobaczą mnie już na igrzyskach w Paryżu w biało-czerwonym stroju reprezentacji Polski – powiedziała Żodzik. Prezydent zdecydował 27-letnia Maria Żodzik w Polsce jest

Nasz znamienity rodak Władysław Kotwicz, którego 152. rocznica urodzin przypada na dzisiaj, pomimo zainteresowań wschodnimi ludami, mieszkającymi na terenie Imperium Rosyjskiego, Chin oraz Mongolii, nigdy nie zapominał o swoim pochodzeniu. Gdy tylko Polska wybiła się na niepodległość po 123 latach zaborów – wybitny uczony – cieszący się uznaniem i szacunkiem w kręgach akademickich Rosji, również bolszewickiej – podjął starania, aby repatriować się do Ojczyzny, czego dokonał w 1923 roku pomimo oporu sowieckich władz.

Dla biografów Władysława Kotwicza pozostaje zagadką, dlaczego zainteresował się narodami azjatyckiej części Rosji, Chin oraz Mongolii.

Władysław Kotwicz urodził się 20 marca 1872 roku w Ossowie pod Lidą (pow. lidzki gub. wileńskiej, obecnie Białoruś – red.) w rodzinie szlacheckiej Ludwika Ksawerego, pieczętującego się herbem Kotwicz i Agaty z Wojszwiłłów. Miesiąc po urodzeniu – 20 kwietnia 1872 roku – niemowlę zostało ochrzczone jako Władysław w kościele parafialnym w Ossowie. W rodzinie było czworo dzieci. Władysław miał siostrę Bolesławę (zmarła w 1922 roku w Witebsku) oraz braci Stanisława i Piotra. W latach 1882–1890 Władek pobierał naukę w II gimnazjum w Wilnie. Ukończył je ze złotym medalem 14 czerwca 1890roku, mając osiemnaście lat.

Fascynacja Wschodem

W tym samym roku wstąpił na Uniwersytet w Petersburgu. Od razu wiedział, iż chce studiować języki Chin, przede wszystkim mongolski oraz mandżurski. Wygląda na to więc, że zainteresowania Wschodem Władysław wyniósł z domu albo z gimnazjum. Niektórzy biografowie naszego wybitnego krajana przypuszczają, iż na jego zainteresowaniach zaważył przykład starszego o generację turkologa, Antoniego Muchlińskiego (1808-1877). Nasz bohater mógł coś słyszeć o nim w dzieciństwie. Muchliński urodził się bowiem również stosunkowo niedaleko Lidy – we wsi Walówka koło Nowogródka i zrobił karierę profesorską na Uniwersytecie w Petersburgu, który stał się Alma Mater dla naszego bohatera. Ciekawe, że podobnie jak Władysław, Antoni Muchliński również pieczętował się herbem Kotwicz.

W Petersburgu, jako student Wydziału Języków Wschodnich, Kotwicz słuchał wykładów takich sław jak sinolog S. Gieorgijewski, sinolog i mandżurysta A. Iwanowski tudzież mongoliści K. Gołstunski i A. Pozdniejew.

Ten ostatni, autor cenionej w swoim czasie gramatyki języka kałmuckiego, wywarł na naszego bohatera chyba największy wpływ. Najpewniej za jego radą Władysław Kotwicz do Kałmuków właśnie odbył swoją pierwszą podróż naukowo-badawczą (1894). Jej pokłosiem stała się pierwsza polska publikacja uczonego: zbiór kałmuckich przysłów, który ukazał się w tomie, dedykowanym wybitnej grodniance Elizie Orzeszkowej (Petersburg 1906).

Rok po wyprawie do Kałmucji, w 1895 roku Władysław Kotwicz uzyskał dyplom I stopnia wraz ze stypendium naukowym.

Ożenek i kariera urzędnicza w carskiej Rosji

8 czerwca 1896 w kościele św. Barbary w Witebsku Władysław Kotwicz poślubił Katarzynę Bogumiłę z domu Korsak. Szczęście małżeńskie nie potrwało długo. Katarzyna Bogumiła zmarła w 1902 roku. Po jej śmierci Władysław samotnie wychowywał niezamężną córkę Marię (1897–1978),w przyszłości – pracownicę Biblioteki Polskiej Akademii Nauk (PAN) w Krakowie.

Po zawarciu małżeństwa nasz bohater zrozumiał, że nie utrzyma rodziny ze stypendium Wydziału Języków Wschodnich. Z końcem października 1896 roku, podjął więc pracę w Sekcji Wschodniej Kancelarii Ministerstwa Finansów. Zatrudniony tam był do grudnia 1917 roku, czyli do likwidacji tej instytucji przez bolszewików przejmujących władzę w Rosji. Jako pracownik ministerstwa Władysław Kotwicz przeszedł kolejne stopnie od urzędnika etatowego do kierownika wydziału oraz urzędnika do zleceń specjalnych V klasy w randze rzeczywistego radcy stanu.

W Ministerstwie Finansów nasz bohater zajmował się m.in. sprawami banków: Rosyjsko-Chińskiego, Rosyjsko-Koreańskiego, Dyskontowego Pożyczkowego Persji, Narodowego Banku Mongolskiego, budową Kolei Południowo-Mandżurskiej, rosyjskimi koloniami w południowej Persji, Chinach, Mongolii i Azji Mniejszej oraz kopalniami węgla i złota na tych terenach.

Przy znacznym udziale Kotwicza powstały wydane przez ministerstwo fundamentalne opracowania: Описание Манъчурии [Opis Mandżurii] (t. 1–2, 1897) i Описание Кореи [Opis Korei] (t. 1–3, 1900).

Na Uniwersytecie Petersburskim

Pracę w Ministerstwie Finansów Polak spod Lidy łączył z działalnością pedagogiczną i naukową w macierzystym Uniwersytecie Petersburskim, z którym był związany do 1 listopada 1923 roku.

W 1900 roku uzyskał doktorat i wkrótce potem został kierownikiem katedry mongolistyki. Do roku 1917 wykładał języki mongolski i kałmucki, a od 1903 r. także mandżurski w wakującej od 1899 roku katedrze filologii mandżurskiej, przy czym obok zajęć czysto filologicznych specjalizował się również w literaturze i kulturze badanych ludów.

Przez lata zbierał m.in. materiały dotyczące kałmuckiego eposu „Dżangar”, którego pierwsze petersburskie wydanie ukazało się jego staraniem w 1910 roku. Niedługo przed przewrotem bolszewickim 25 września 1917 roku uzyskał docenturę. Profesorem zaś został sześć lat później, bo 10 grudnia 1923 roku. Po przewrocie bolszewickim, w 1919 roku na Uniwersytecie w Piotrogrodzie nastąpiła reorganizacja Wydziału Języków Wschodnich, został on włączony do Wydziału Nauk Społecznych, gdzie Kotwicz wykładał filologię mandżurską, a od 1921 roku uczestniczył w tworzeniu na uniwersytecie Instytutu Naukowo-Badawczego Historii porównawczej Języków i Literatur Zachodu i Wschodu. Równocześnie do jesieni 1920 roku organizował, a następnie został wybrany pierwszym dyrektorem Piotrogrodzkiego Instytutu Żywych Języków Wschodnich. Funkcję tę pełnił do kwietnia 1922 roku, kształcąc wybitnych sowieckich uczonych, m.in.: mongolistę Borisa J. Władimircowa, z którym utrzymywał kontakt przez ponad 30 lat, oraz językoznawcę – Kałmuka z pochodzenia Cerena D. Nominchanowa (1898–1967).

Samotnik, nieskazitelnie zachowujący polskość

Niewiele jest świadectw o kontaktach utrzymywanych przez naszego bohatera z polskim środowiskiem w Rosji. Pod tym względem ciekawy jest okres I wojny światowej (1914–1918), który Kotwicz spędził w Piotrogrodzie. Ciesząc się szacunkiem Burjatów, wszedł w 1914 roku do Komitetu Zabajkalskich Buriatów (KZB) oraz działającej z jego ramienia komisji nadzorującej prace Piotrogrodzkiego buriackiego szpitala dla rannych i chorych żołnierzy nr 245. Utrzymywał wówczas stały kontakt z antropologiem Julianem Talko-Hryncewiczem (1850–1936), Polakiem, który także należał do KZB i pełnił obowiązki starszego lekarza w tym szpitalu. Pochodzący spod Kowna Talko-Hryncewicz charakteryzował Kotwicza we wspomnieniach jako unikającego ludzi samotnika, który „zachował nieskazitelnie polskość i w końcu stawił się na wezwanie, po wskrzeszeniu ojczyzny”. Brak informacji o zaangażowaniu Kotwicza w działalność organizacjach polonijnych może być uwarukowane tym, że nasz bohater starannie unikał podobnych skojarzeń, jako pracownik Kancelarii Ministerstwa Finansów. Wszystko wskazuje jednak na to, że utrzymywał liczne kontakty z polskim środowiskiem nad Newą. Był też parafianinem kościoła Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej na Newskim Prospekcie.

W wolnej Polsce

Zaraz po Traktacie Ryskim, wieńczącym zwycięstwo Polski w wojnie z bolszewikami, Kotwicz złożył deklarację w sprawie uznania go za polskiego obywatela. Do Polski przeniósł się jednak dopiero dwa lata później. Trudności w kwestii otrzymania polskiego obywatelstwa sprawiały wybitnemu uczonemu władze bolszewickie. Na szczęście, staraniom Kotwicza sprzyjały, interweniując w jego sprawie u władz Kraju Rad polskie placówki w Moskwie i Piotrogrodzie . Ta ostatnia 25 kwietnia 1922 roku poświadczyła Władysławowi Kotwiczowi obywatelstwo Rzeczypospolitej Polskiej.

Latem 1923 roku nowo upieczony obywatel II RP mógł sfinalizować kwestię zmiany obywatelstwa i repatriacji do Ojczyzny. Jeszcze w roku 1922 otrzymał bowiem dwa niezależne od siebie zaproszenia z uczelni wyższych odradzającej się Polski – jedno z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, drugie z Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie.

Wybrał Lwów – wiosną 1923 roku uzyskał tam nominację na profesora zwyczajnego. O wyborze lwowskiej uczelni zdecydowała zapewne informacja, że władze tego uniwersytetu nosiły się z zamiarem powołania Instytutu Orientalistycznego oraz fakt, że z uczelnią tą związali się już petersburscy koledzy Kotwicza – historyk starożytności Konstanty Chyliński (1881–1939) a także indolog Andrzej Gawroński (1885–1927).

Kotwicz ostatecznie opuścił Rosję w 5. rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości – 11 listopada 1923 roku. Dwa tygodnie przed wyjazdem pożegnali go uroczyście kałmuccy studenci Uniwersytetu Piotrogrodzkiego. Do Lwowa nowy wykładowca tamtejszego uniwersytetu dotarł na początku grudnia, aby od razu objąć funkcję kierownika powołanej specjalnie dla niego Katedry Filologii Dalekiego Wschodu, w której prowadził zajęcia głównie z filologii mongolskiej, a od 1931 roku także mandżurskiej, oraz z dziejów ludów koczowniczych Azji Środkowej. Polskimi uczniami Kotwicza byli m.in. znany krakowski turkolog i mongolista Marian Lewicki (1908–1955) oraz turkolog Eugeniusz Zawaliński (1911–1993).

W latach 1923 – 1936 nasz krajan spod Lidy przewodniczył powstałemu w 1922 roku Polskiemu Towarzystwu Orientalistycznemu, organizując w latach 1931–1938 pierwsze siedem walnych zjazdów tej organizacji. Od 1927 roku redagował też „Rocznik Orientalistyczny”.

Za swoją karierę uczonego i wykładowcy Władysław Kotwicz opublikował ponad 146 prac naukowych, większość z nich po rosyjsku lub francusku. Trzon jego publikacji stanowiły zagadnienia związane z mongolistyką i ałtaistyką. Interesował się ponadto historią polskiej orientalistyki.

W 1935 roku wydał poświęcone polskim orientalistom opracowania: „Jan hr. Potocki i jego podróż do Chin” oraz „Orientalista Antoni Muchliński. Życie i dzieła”. Kilka dzieł pióra Kotwicza, poświęconych polskiej orientalistyce, nie zostało opublikowanych, bądź ukazały się pośmiertnie.

Odstępstwem od tej ukierunkowanej na języki wschodnie twórczości było opublikowanie przez Kotwicza w roku 1940 w Wilnie „Gramatyki języka litewskiego w zarysie”.

Kawaler rosyjskich i polskich orderów

Władysław Kotwicz był kawalerem wielu wysokich odznaczeń, nadanych mu zarówno przez władze carskiej Rosji, jak też wolnej Polski.

W Imperium Rosyjskim odznaczony został rosyjskimi orderami: św. Anny III kl. (1901), św. Stanisława II kl. (1904), św. Włodzimierza IV kl. oraz medalem 300-lecia Domu Romanowów (1913).

Wszystkie rosyjskie odznaczenia otrzymał za pracę w Kancelarii Ministerstwa Finansów.

Rzeczypospolita Polska natomiast doceniła wkład Władysława Kotwicza w rozwój polskiej nauki, nagradzając Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta (11 listopada 1936) i jego oddaną pracę, jako nauczyciela akademickiego przyznając mu Brązowy Medal „Za Długoletnią Służbę” (1938).

Zmarł wybitny uczony orientalista przełomu XIX i XX stuleci 3 października 1944 roku w Czarnym Borze pod Wilnem.

Pochowany został obok żony na wileńskim cmentarzu na Rossie. Jego bogata biblioteka specjalistyczna trafiła na Uniwersytet Warszawski (katedra filologii ludów Azji Środkowej), spuścizna i korespondencja zaś przechowywane są w Archiwum Nauki Polskiej Akademii Umiejętności (PAU) i Polskiej Akademii Nauk (PAN) oraz Bibliotece PAU i PAN w Krakowie.

Znadniemna.pl na podstawie Instytut De Republica oraz Encyklopedia Polski Petersburg, na zdjęciu: Władysław Kotwicz – zdjęcie portretowe, źródło: NAC/Wikipedia.org

Nasz znamienity rodak Władysław Kotwicz, którego 152. rocznica urodzin przypada na dzisiaj, pomimo zainteresowań wschodnimi ludami, mieszkającymi na terenie Imperium Rosyjskiego, Chin oraz Mongolii, nigdy nie zapominał o swoim pochodzeniu. Gdy tylko Polska wybiła się na niepodległość po 123 latach zaborów – wybitny uczony -

Anna Paniszewa, działaczka polskiej mniejszości na Białorusi, wieloletnia dyrektor Polskiej Harcerskiej Szkoły Społecznej im. R. Traugutta w Brześciu, aresztowana przez reżim Łukaszenki w marcu 2021 roku po tym jak zorganizowała w szkole akademię poświęconą Żołnierzom Wyklętym, po ewakuacji do Polski nie porzuciła aktywności.

20 marca ogłosiła na Facebooku, że będzie się ubiegać o mandat Radnej m.st. Warszawy w wyborach 7 kwietnia 2024 r. Polka z Białorusi wystartuje z list Prawa i Sprawiedliwości.

Przypomnijmy, że pani Anna została ewakuowana z Białorusi dzięki staraniom polskich władz. Wraz z nią bilet w jedną stronę otrzymały Irena Biernacka, prezes Oddziału ZPB w Lidzie, Maria Tiszkowska, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku.

Kobiety od 25 maja 2021 roku przebywają w Polsce.

Anna Paniszewa mieszka dziś w Warszawie i z przekonaniem powtarza, że dla człowieka najważniejsze powinno być czyste sumienie i wolność.

W dzisiejszym wpisie na Facebooku Paniszewa zaapelowała do mieszkańców Mokotowa z okręgu wyborczego nr 3:

„Zwracam się do Państwa z prośbą o poparcie mojej kandydatury w ubieganiu się o mandat Radnej m.st. Warszawy w wyborach 7 kwietnia 2024 r. Moja pozycja – nr 6.

Zapewniam Państwa, jeśli obdarzą mnie Państwo swoim zaufaniem i oddadzą na mnie swój głos, to moja praca w Radzie m.st. Warszawy będzie opierać się na wykonaniu Programu KW Prawo i Sprawiedliwość dla samorządu w Warszawie,”

– deklaruje Paniszewa i zachęca, aby warszawianie w wyborach Prezydenta Warszawy oddawali głos na Tobiasza Bocheńskiego, kandydata PiS.

Anna Paniszewa na Białoruś wrócić nie może. Aktywnej działaczce, organizatorce życia harcerskiego w Brześciu nad Bugiem grozi więzienie, zaś prowadzona przez nią szkoła harcerska została zamknięta pod absurdalnym zarzutem „propagowania nazizmu”.

Cześć nauczycieli placówki oraz uczniowie z rodzinami musieli ze względów bezpieczeństwa wyjechać do Polski. Pozostająca w Brześciu część harcerskiej wspólnoty zmaga się z nową rzeczywistością.

Na stronie internetowej Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych Brześcia i Obwodu Brzeskiego, w ramach którego działała Harcerska Szkoła Społeczna im. Romualda Traugutta czytamy, że codziennością dla brzeskich harcerzy jest rzeczywistość, w której łukaszenkowscy „propagandyści szydzą z Polaków, a Polskę określają jako wrogie państwo”.

„W tych warunkach praktycznie niemożliwe jest wychowanie samodzielnie myślącej młodzieży z tożsamością Polaka i Patrioty” – uważa Anna Paniszewa, której z terytorium Polski udaje się utrzymywać stały kontakt z wychowankami i nawet organizować dla nich wyjazdy do Polski.

W więzieniu Łukaszenki przetrzymywany jest wciąż Andrzej Poczobut. Wiadomo, że naciskano na Andrzeja, żeby poprosił Aleksandra Łukaszenkę o łaskę. To ultimatum za zwolnienia z więzienia. Andrzej stanowczo odmówił.

Rok temu został skazany na osiem lat więzienia. Był oskarżony z dwóch artykułów kodeksu karnego. Za artykuły o polskim podziemiu niepodległościowym na Grodzieńszczyźnie i upominanie się o prawa Polaków z Białorusi do nauki języka polskiego, kultywowania polskich tradycji, prawa do znajomości historii.

Aresztowana w marcu 2021 roku szefowa ZPB Andżelika Borys została oczyszczona z zarzutów.

 Znadniemna.pl za Kresy24.pl/Facebook.com, na zdjęciu: Anna Paniszewa i popierany przez nią kandydat na Prezydenta Warszawy, fot.: Facebook/Paniszewa

Anna Paniszewa, działaczka polskiej mniejszości na Białorusi, wieloletnia dyrektor Polskiej Harcerskiej Szkoły Społecznej im. R. Traugutta w Brześciu, aresztowana przez reżim Łukaszenki w marcu 2021 roku po tym jak zorganizowała w szkole akademię poświęconą Żołnierzom Wyklętym, po ewakuacji do Polski nie porzuciła aktywności. 20 marca ogłosiła

Dzisiaj Senat RP podjął jednogłośnie uchwałę w sprawie uwolnienia Andrzeja Poczobuta. „Senat RP zwraca się do PE, parlamentów i rządów państw demokratycznego świata z apelem o podjęcie działań na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta i wszystkich więźniów sumienia na Białorusi” – czytamy w uchwale.

Za uchwałą głosowało wszystkich 82 senatorów biorących udział w głosowaniu.

W uchwale przypomniano, że „25 marca 2024 roku upłyną 3 lata od dnia uwięzienia Andrzeja Poczobuta, jednego z liderów mniejszości polskiej na Białorusi”. „Za działania w obronie polskości i wolnego słowa reżim Aleksandra Łukaszenki skazał go na 8 lat pobytu w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Warunki odbywania kary mają charakter tortur, które mogą doprowadzić do wykonania na Andrzeju Poczobucie wyroku śmierci bez jego orzekania” – podkreślono.

Zaznaczono, że „od dnia osadzenia w kolonii karnej Andrzej Poczobut pozbawiony jest możliwości widzenia z rodziną, a nawet rozmów telefonicznych z nią”. „Odebrano mu prawo do otrzymywania przesyłek i paczek żywnościowych oraz utrudnia się dostęp do niezbędnych leków. Przez ostatnie pół roku Andrzej Poczobut przetrzymywany jest w odosobnionej celi więziennej, a ponad 20 dni spędził w nieludzkich warunkach w karcerze. Od blisko miesiąca rodzina nie ma z nim żadnego kontaktu” – czytamy w uchwale.

„Senat RP z całą mocą potępia ten haniebny akt pogwałcenia praw człowieka oraz elementarnych praw mniejszości narodowych i żąda od władz białoruskich niezwłocznego uwolnienia Andrzeja Poczobuta. Senat RP wyraża najwyższe uznanie dla niezłomnej walki Andrzeja Poczobuta o prawo do polskości i wolności na Białorusi. Wyrażamy pełną solidarność z jego rodziną i wszystkimi, którzy walczą o jego uwolnienie” – podkreślili senatorowie.

Zapewniają też o „nieustającym wsparciu dla rodaków na Białorusi”. Potępiamy likwidację szkół polskich, szykanowanie działaczy Związku Polaków na Białorusi, profanację i niszczenie polskich miejsc pamięci. Uznajemy te działania za nieprzyjazne wobec Polski, łamiące reguły prawa międzynarodowego oraz umowy dwustronne między Polską a Białorusią” – czytamy w uchwale.

„Senat RP zwraca się do rządu polskiego o wzmocnienie działań na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta oraz wszystkich bezprawnie uwięzionych na Białorusi. Sankcje personalne ze strony Polski i Unii Europejskiej wobec funkcjonariuszy reżimu Łukaszenki biorących udział w prześladowaniach muszą zostać rozszerzone i zaostrzone” – podkreślono.

„Senat RP zwraca się do Parlamentu Europejskiego, parlamentów i rządów państw demokratycznego świata oraz międzynarodowych instytucji obrony praw człowieka z apelem o podjęcie solidarnych działań na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta i wszystkich więźniów sumienia na Białorusi” – dodano w uchwale.

Znadniemna.pl za PAP

Dzisiaj Senat RP podjął jednogłośnie uchwałę w sprawie uwolnienia Andrzeja Poczobuta. "Senat RP zwraca się do PE, parlamentów i rządów państw demokratycznego świata z apelem o podjęcie działań na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta i wszystkich więźniów sumienia na Białorusi" - czytamy w uchwale. Za uchwałą głosowało

Skip to content