HomeStandard Blog Whole Post

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na Białorusi Znadniemna.pl, zablokowali także szefowi „GP” dostęp do tweetdecka – aplikacji do zarządzania Twitterem. Jak dowiedział się portal Niezalezna.pl – atak na powiązany z Telewizją Republiką serwis „Poland Daily” został dokonany z Rygi, stolicy Łotwy.

Rasa Jakilaitiene, rzeczniczka litewskiego ministra spraw zagranicznych, powiedziała, że fałszywa wiadomość została umieszczona na polskiej stronie internetowej.

Fałszywe wiadomości pojawiły się na Polanddaily.com. W zamieszczonym tam artykule znalazła się uwaga ministra Linkeviciusa, w której twierdził, że na Białoruś trzeba wysłać siły pokojowe – powiedziała rzeczniczka.

Rzeczniczka litwewskiego MSZ zwróciła uwagę, że dla podniesienia wiarygodności fake newsa w artykule pojawiała się także wzmianka na temat polskiego ministra spraw zagranicznych.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy wydało oświadczenie zaprzeczające fałszywym informacjom. Potwierdzono, że odpowiednie służby wszczęły już w tej sprawie dochodzenie.

Jest wysoce prawdopodobne, że trwa cyberatak informacyjny, który jest obecnie badany przez władze litewskie – czytamy w komunikacie.

Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” stracił dostęp do konta (zmieniono hasło), na którym wstawiono odnośnik do artykułu zamieszczonego na portalu Znadniemna.pl, który prowadzi Związek Polaków na Białorusi. Ów artykuł to także cyberprowokacja. Dowiadujemy się z niego, że „Polska i Litwa wzywają NATO do wysłania wojsk na Białoruś”.

Podrobiony artykuł na portalu „Poland Daily” nosił tytuł „Polska i Litwa naciskają na wysłanie wojsk na Białoruś”. Napisany był w języku angielskim i podobnie jak publikacja wrzucona na Znadniemna.pl, dezinformował o rzekomych naciskach Polski, Litwy i Stanów Zjednoczonych na NATO. W tekście pojawiły się też nazwiska ministra spraw zagranicznych Polski Zbigniewa Rau oraz Swiatłany Cichanouskiej. Na zdjęciu głównym umieszczono szefa litewskiej dyplomacji Linasa Linkevičiusa.

To nie pierwszy rosyjski atak na media związane ze „Strefą Wolnego Słowa”. Przypomnijmy: w maju 2020 r. portal Niezalezna.pl dwukrotnie padł ofiarą rosyjskich hakerów, którzy zmieniali treść naszych publikacji.

Na naszą stronę (a także na portale Telewizji Republika, Radia Szczecin, olsztyn24.pl oraz stronę gminy Orzysz, gdzie znajduje się garnizon) wstawiono artykuł pt. Amerykanie „chwalą” pobyt w Drawsku. „Jedyne czym mogą strzelić to gumki od majtek”

Gdy opublikowaliśmy informację o tym ataku, Rosjanie dokonali kolejnego włamania, zmieniając ją na „newsa”, że Niezalezna.pl przyznaje się do autorstwa wcześniejszego artykułu.

To nie koniec działań Moskwy przeciwko naszym mediom. Pod koniec maja na anglojęzycznym prorosyjskim portalu „The Duran” ukazał się „wywiad”, przeprowadzony rzekomo przez Katarzynę Gójską dla „Gazety Polskiej”. Rozmówcą wicenaczelnej tygodnika miał być amerykański generał broni Christopher G. Cavoli, dowódca sił amerykańskich w Europie. Nie trzeba chyba dodawać, że rozmowa, w której Cavoli twierdzi, że Polska i kraje bałtyckie są fatalnie zorganizowane pod względem militarnym, została w całości wymyślona.

Znadniemna.pl za niezalezna.pl

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na

Rodzice i młodzież ukrywają plany edukacyjne, a szkoły intensyfikują ideologiczną kontrolę.

W grodzieńskich szkołach średnich narasta napięcie wokół uczniów, którzy planują kontynuować naukę w Polsce. Choć coraz więcej młodych ludzi wybiera zagraniczne uczelnie, szczególnie polskie, ich rodziny wolą nie ujawniać tych planów w środowisku szkolnym. Powodem są nie tylko obawy przed nieprzychylnym traktowaniem, ale także rosnąca presja ze strony nauczycieli i administracji, którzy starają się przekonać uczniów do wyboru białoruskich uniwersytetów. Artykuł (w języku białoruskim) na ten temat ukazał się na niezależnym grodzieńskim portalu Hrodna.life.

Według autorów publikacji rodzice przyznają, że dla spokoju wolą unikać rozmów o studiach za granicą. W jednym z grodzieńskich gimnazjów uczniowie wolą deklarować chęć studiowania na Białoruskim Uniwersytecie Informatyki i Radioelektroniki (BGUIR), choć w rzeczywistości planują wyjazd do Polski. Taka strategia ma chronić ich przed niechcianymi pytaniami i ideologicznymi naciskami.

W szkołach coraz częściej pojawiają się pytania o naukę języka polskiego, organizowane są również specjalne lekcje, prowadzone przez przedstawicieli władz, które przedstawiają Polskę jako państwo wrogie Białorusi i Białorusinom. Podczas takich zajęć uczniom opowiada się o powyborczych protestach z 2020 roku, przedstawianych jako próba destabilizacji sytuacji w kraju ze strony Zachodu. Celem tych działań jest zniechęcenie młodzieży do emigracji edukacyjnej.

Jedna z matek, której córka w tym roku rozpoczęła studia w Polsce, opowiada autorom publikacji na Hrodna.life, że przez cały rok ukrywała ten fakt przed szkołą. Obawiała się nie tylko osądów, ale także potencjalnych problemów na granicy. Dopiero po wyjeździe córka poinformowała nauczycieli i kolegów o swoich zamiarach — ku jej zaskoczeniu, klasowa wychowawczyni zareagowała na wiadomość pozytywnie.

Zmiany w zasadach rekrutacji na polskie uczelnie sprawiły, że znajomość języka polskiego na poziomie B1 stała się obowiązkowa. W efekcie w Grodnie wzrosło zainteresowanie kursami językowymi, choć ich dostępność znacząco się zmniejszyła. Wiele szkół językowych zostało zamkniętych albo kontakt z nimi stał się bardzo ograniczony.

Znadniemna.pl na podstawie Hrodna.life

Rodzice i młodzież ukrywają plany edukacyjne, a szkoły intensyfikują ideologiczną kontrolę. W grodzieńskich szkołach średnich narasta napięcie wokół uczniów, którzy planują kontynuować naukę w Polsce. Choć coraz więcej młodych ludzi wybiera zagraniczne uczelnie, szczególnie polskie, ich rodziny wolą nie ujawniać tych planów w środowisku szkolnym. Powodem

Dzisiaj przypada 160. rocznica urodzin generała Lucjana Żeligowskiego – jednego z ważniejszych dowódców podczas wojny polsko-bolszewickiej i jednej z najbardziej niejednoznacznych postaci w historii II Rzeczypospolitej.

Urodzony na terenie dzisiejszej Białorusi, Żeligowski był nie tylko żołnierzem i politykiem, lecz także uczestnikiem wielkiego eksperymentu federacyjnego, który miał połączyć Polaków, Litwinów i Białorusinów w jednym państwowym organizmie. Jego działania na Wileńszczyźnie, zwłaszcza proklamowanie Litwy Środkowej, do dziś budzą kontrowersje – ale też skłaniają do refleksji nad rolą Białorusinów w międzywojennej Europie Środkowo-Wschodniej.

Pochodzenie, kariera i tożsamość pogranicza

Lucjan Żeligowski urodził się 17 października 1865 roku w Oszmianie. Wychowany w rodzinie polskiej szlachty, dorastał w wieloetnicznym środowisku Wileńszczyzny, gdzie przenikały się wpływy polskie, litewskie, białoruskie i żydowskie.

Po ukończeniu gimnazjum klasycznego  w Wilnie i uzyskaniu matury, rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Piechoty w Rydze (1888).

Młodość Lucjana przypadła na okres intensywnych przemian narodowych, w którym tożsamość lokalna często wykraczała poza jednoznaczne kategorie etniczne. Żeligowski znał język białoruski i miał świadomość odrębności kulturowej tej społeczności, choć sam identyfikował się jako Polak.

Po ukończeniu szkoły oficerskiej Żeligowski służył w armii rosyjskiej, m.in. w 136. pułku piechoty. Brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej (1904-1905).

Od 1912 r. był członkiem tajnego Związku Walki Czynnej w Rosji.

Po wybuchu I wojny światowej od 1915 r. walczył w szeregach Brygady Strzelców Polskich, sformowanej przy wojsku rosyjskim, dowodząc  batalionem. W 1917 r. mianowany pułkownikiem.

Od stycznia 1917 r. do maja 1918 r. w I Korpusie Polskim w Rosji, m.in. jako  dowódca Dywizji Strzelców.

Związki Żeligowskiego z ziemiami białoruskimi nie ograniczały się jedynie do miejsca urodzenia. Jako oficer armii rosyjskiej, a później Wojska Polskiego, wielokrotnie przebywał na terenach dzisiejszej Białorusi, m.in. w Mińsku i Nowogródku. Jego poglądy na temat Białorusinów były ambiwalentne: z jednej strony dostrzegał ich jako ludność lokalną, z drugiej – uważał, że ich elity są zbyt słabe, by samodzielnie kształtować państwowość. W jego wizji federacyjnej, inspirowanej koncepcją Piłsudskiego, Białorusini mieli odgrywać rolę pomocniczą, ale nie decydującą.

Bunt Żeligowskiego i proklamowanie Litwy Środkowej

W październiku 1920 roku Żeligowski, za cichym przyzwoleniem Józefa Piłsudskiego, przeprowadził tzw. „bunt Żeligowskiego” – operację wojskową, której celem było zajęcie Wilna i utworzenie Litwy Środkowej. Formalnie przedstawiany jako spontaniczny akt obrony ludności polskiej przed Litwinami, „bunt” w rzeczywistości okazał się starannie zaplanowaną akcją polityczno-wojskową. Żeligowski ogłosił powstanie Litwy Środkowej jako niezależnego państwa, które miało później zostać przyłączone do Polski.

 

W ramach Litwy Środkowej Żeligowski próbował stworzyć strukturę państwową, która uwzględniałaby wieloetniczny charakter regionu. Choć dominującą rolę odgrywali  w nim Polacy, generał deklarował otwartość wobec Litwinów, Żydów i Białorusinów. W praktyce jednak Białorusini nie odegrali  w Litwie Środkowej znaczącej roli politycznej – ich reprezentacja była słaba, a wpływ na decyzje marginalny. Żeligowski traktował ich raczej jako ludność chłopską, którą można pozyskać poprzez obietnice stabilizacji i ochrony przed bolszewikami, niż jako pełnoprawnych partnerów politycznych.

Białorusini w wizji federacyjnej Żeligowskiego

Żeligowski był zwolennikiem koncepcji federacyjnej, w której Polska miała tworzyć wspólnotę z Litwą i Białorusią – na wzór dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W jego oczach Białorusini stanowili część tej wspólnoty, choć ich rola była podporządkowana interesom polskim. Generał uważał, że Białorusini nie mają wykształconej elity politycznej ani silnej tożsamości narodowej, co czyniło ich podatnymi na wpływy zewnętrzne – zarówno bolszewickie, jak i polskie.

W kontekście Litwy Środkowej Żeligowski widział Białorusinów jako potencjalnych sojuszników w walce z komunizmem i litewskim nacjonalizmem. W jego deklaracjach pojawiały się wątki współpracy i wspólnego dziedzictwa, ale nie szły one w parze z realnym włączeniem Białorusinów w procesy decyzyjne. Ich obecność była raczej symbolicznym elementem legitymizacji projektu federacyjnego niż rzeczywistym wyrazem politycznego partnerstwa.

Kariera polityczna, wojna, emigracja i ostatnie lata życia

Po włączeniu Litwy Środkowej do Polski w 1922 roku Żeligowski kontynuował karierę polityczną i wojskową – był m.in. . ministrem spraw wojskowych i posłem na Sejm. Jego działania na Wileńszczyźnie budziły kontrowersje zarówno w Polsce, jak i za granicą. Dla Litwinów był symbolem agresji, dla Polaków – obrońcą Wilna, a dla Białorusinów – postacią niejednoznaczną, łączącą lokalne korzenie z imperialnym projektem.

W 1927 r. Żeligowski przeszedł w stan spoczynku i osiadł w swoim majątku Andrzejewo w powiecie wileńskim.

Od 1928 r. pełnił funkcję prezesa Kapituły Orderu Polonia Restituta.

Od 1929 r. był członkiem Trybunału Stanu.

W latach 1935-1939 był posłem na Sejm z ramienia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR).

Po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu 1939 roku Łucjan Żeligowski jako cywil  współpracował z dowództwem Frontu Południowego. Następnie przedostał się do Francji.

Po ewakuacji w 1940 roku do Wielkiej Brytanii został członkiem Rady Narodowej RP oraz kanclerzem Kapituły Orderu Virtuti Militari.

Zmarł 9 lipca 1947 r. w Londynie. Jego zwłoki przewieziono do Warszawy i pochowano na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Lucjan Żeligowski odznaczony był m.in. Orderem Virtuti Militari II i V kl., Polonia Restituta I kl., czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Niepodległości.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl

Dzisiaj przypada 160. rocznica urodzin generała Lucjana Żeligowskiego – jednego z ważniejszych dowódców podczas wojny polsko-bolszewickiej i jednej z najbardziej niejednoznacznych postaci w historii II Rzeczypospolitej. Urodzony na terenie dzisiejszej Białorusi, Żeligowski był nie tylko żołnierzem i politykiem, lecz także uczestnikiem wielkiego eksperymentu federacyjnego, który miał

Wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapowiedział podczas wczorajszego, 16 października, przemówienia w Senacie RP, będącego formą polonijnego expose, że w bieżącym kwartale do konsultacji międzyresortowych trafi projekt nowelizacji ustawy o Karcie Polaka.

Zmiany mają uwzględniać aktualne wyzwania związane z bezpieczeństwem państwa, a jednocześnie wzmacniać więzi z Polonią i Polakami za granicą poprzez bardziej ukierunkowane wsparcie i kontynuację repatriacji.

Dla potencjalnych posiadaczy Karty Polaka może to oznaczać modyfikację warunków jej przyznawania, w tym większy nacisk na kwestie związane z weryfikacją tożsamości i lojalności wobec Polski, szczególnie w kontekście sytuacji geopolitycznej w krajach pochodzenia.

Jednocześnie minister zapewnił, że budżet przeznaczany na wsparcie Polonii i Polaków za granicą pozostaje na niezmienionym poziomie 600 milionów złotych rocznie. Środki te mają być wydawane w sposób bardziej zaplanowany i ukierunkowany na wzmacnianie obecności Polski na świecie. W ramach tych działań kontynuowany będzie również program repatriacji, na który przewidziano 70 milionów złotych.

Sikorski zwrócił uwagę na zróżnicowanie polskiej diaspory. Polacy mieszkający w krajach Unii Europejskiej lub pracujący na kontraktach czasowych znajdują się w innej sytuacji niż rodacy ze Wschodu, zwłaszcza ci żyjący w warunkach wojny lub pod rządami autorytarnymi. Wobec tej drugiej grupy nadal będzie prowadzona polityka pomocy, obejmująca m.in. wsparcie dla osób prześladowanych politycznie. Minister podkreślił, że na Polsce nadal spoczywa obowiązek uwolnienia więźniów politycznych, takich jak niezłomny Andrzej Poczobut, o którym – jak zaznaczył – nie zapominamy, podobnie jak o innych prześladowanych rodakach.

Karta Polaka pozostaje ważnym instrumentem wzmacniania więzi z ojczyzną, jednak jej funkcjonowanie musi być dostosowane do nowych realiów. W przypadku Polonii z Zachodu relacje mają opierać się nie tyle na pomocy, co na współpracy przynoszącej korzyści obu stronom.

Znadniemna.pl na podstawie pap.pl, fot.: MSZ/Konrad Laskowski

Wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapowiedział podczas wczorajszego, 16 października, przemówienia w Senacie RP, będącego formą polonijnego expose, że w bieżącym kwartale do konsultacji międzyresortowych trafi projekt nowelizacji ustawy o Karcie Polaka. Zmiany mają uwzględniać aktualne wyzwania związane z bezpieczeństwem państwa, a jednocześnie wzmacniać

Przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich na Białorusi, arcybiskup Józef Staniewski, spotkał się dziś, 16 października, na prywatnej audiencji z papieżem Leonem XIV.

Kluczowym momentem trwającej około pół godziny rozmowy, która odbyła się w przyjaznej i nacechowanej nadzieją atmosferze, było formalne zaproszenie Ojca Świętego do złożenia wizyty apostolskiej na Białorusi. Metropolita mińsko-mohylewski, któremu towarzyszyli biskup Aleksander Jaszewski i ks. kanonik Jerzy Jasiewicz, przekazał Papieżowi pisemny dokument w imieniu całego episkopatu, duchowieństwa oraz wiernych. Delegacja ofiarowała również Ojcu Świętemu ikonę Matki Bożej Budsławskiej.

Abp Staniewski argumentował, że nadszedł właściwy czas na taką wizytę, szczególnie mając na uwadze zbliżającą się w 2026 roku 35. rocznicę odnowienia struktur Kościoła Katolickiego w kraju. Podkreślił, że naród białoruski, którego katolicka część szacowana jest na blisko dwa miliony osób, bardzo oczekuje na to duchowe „dotknięcie”, które inspiruje bardziej niż słowa, zwłaszcza że poprzedni Papieże odwiedzili już niemal wszystkie sąsiednie kraje. Papież Leon XIV, opisany przez arcybiskupa jako człowiek głębokiej wiary i rozważny słuchacz, przyjął zaproszenie z życzliwością, lecz zastrzegł, że jego kalendarz na trwający Rok Jubileuszowy i nadchodzący rok jest już bardzo napięty. Zapewnił jednak, że zaproszenie zostanie dokładnie rozpatrzone, a odpowiedź zostanie przekazana w stosownym czasie przez Nuncjaturę Apostolską w Mińsku. „Wyszliśmy z audiencji pełni nadziei” – podsumował hierarcha.

Podczas rozmowy poruszono również kwestię gotowości społeczeństwa, w tym prawosławnej większości, na wizytę Biskupa Rzymu, na co arcybiskup wyraził pełne przekonanie, że obecny moment jest odpowiedni, a dobre stosunki ekumeniczne z Metropolitą Weniaminem oraz wcześniejsze zaproszenia ze strony władz państwowych potwierdzają to na różnych poziomach. Ojciec Święty wykazał się znajomością życia Kościoła na Białorusi, zadając pytania o możliwości posługi socjalnej w szpitalach i więzieniach. W tym kontekście Abp Staniewski zwrócił uwagę na brak konkordatu między Stolicą Apostolską a Białorusią. Nawiązując do swojej adhortacji „Dilexi te”, Papież podkreślił priorytet pomocy człowiekowi w potrzebie, niezależnie od jego wyznania.

Nie zabrakło także poruszenia bolesnych kwestii, w tym sytuacji z mieniem kościelnym, a zwłaszcza problemu mińskiego Czerwonego Kościoła, którego parafia została zmuszona do przeniesienia liturgii do archikatedry, a także problemu prawnego statusu kościoła na Cmentarzu Kalwaryjskim. Papież Leon XIV był zaznajomiony z tymi sprawami. Odrębną, budzącą widoczną troskę papieża kwestią, była informacja o losie kapłanów przebywających w więzieniu, którą delegacja białoruska zdecydowała się przedstawić. Jedną z nowych inicjatyw, która szczególnie zainteresowała Ojca Świętego, była propozycja utworzenia w Rzymie „Białoruskiego Kolegium” (Collegium Bielorussicum) – duchowo-kulturowego centrum pod opieką Konferencji Biskupów. Ma ono służyć jako „kącik Ojczyzny” dla białoruskiej diaspory i pielgrzymów. Papież obiecał przekazać tę sprawę do rozpatrzenia swojemu Wikariuszowi dla diecezji rzymskiej. Na zakończenie audiencji arcybiskup Staniewski przekazał z Wiecznego Miasta przesłanie dla duchowieństwa i wiernych w ojczyźnie, używając pojemnego włoskiego słowa: „Coraggio” (Odwaga, Męstwo), zachęcając do wytrwania i nieustawania w nadziei.

Znadniemna.pl na podstawie Vaticannews.va , na zdjęciu: Papież Leon XIV, abp Józef Staniewski (po prawej) i bp Aleksander Jaszewski (w środku), fot.: Vatican Media

Przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich na Białorusi, arcybiskup Józef Staniewski, spotkał się dziś, 16 października, na prywatnej audiencji z papieżem Leonem XIV. Kluczowym momentem trwającej około pół godziny rozmowy, która odbyła się w przyjaznej i nacechowanej nadzieją atmosferze, było formalne zaproszenie Ojca Świętego do złożenia wizyty apostolskiej

Andrzej Poczobut znalazł się na krótkiej liście trzech finalistów Nagrody im. Sacharowa za Wolność Myśli przyznawanej przez Parlament Europejski.

Decyzję o wyborze krótkiej listy podjęli za zamkniętymi drzwiami europosłowie z komisji spraw zagranicznych i komisji rozwoju Parlamentu Europejskiego.

Trzema finalistami  Nagrody zostali:

  • Uwięzieni dziennikarze „walczący o waszą i naszą wolność” — Andrzej Poczobut z Białorusi i Mzia Amaglabelli z Gruzji;
  • Dziennikarze i pracownicy organizacji humanitarnych w Palestynie i we wszystkich strefach konfliktu, reprezentowani przez Palestyński Związek Dziennikarzy, Czerwony Półksiężyc i Agencję Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie;
  • Serbscy studenci.

Nagroda im. Andrieja Sacharowa za wolność myśli, ustanowiona przez Parlament Europejski w 1988 roku, jest jednym z najważniejszych wyróżnień przyznawanych osobom i organizacjom walczącym o prawa człowieka, demokrację i wolność słowa. W 2025 roku o to prestiżowe wyróżnienie ubiega się siedem kandydatur, wśród których znalazł się Andrzej Poczobut – polski dziennikarz represjonowany przez reżim Alaksandra Łukaszenki.

Poczobut, znany z krytyki władz Białorusi i obrony praw mniejszości polskiej, od 2021 roku przebywa w kolonii karnej, skazany na osiem lat więzienia za rzekome „podżeganie do nienawiści narodowościowej”. Jego nominacja, zgłoszona przez Europejską Partię Ludową oraz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, wzbudziła szczególne emocje w Polsce i na Litwie. Parlament Europejski wielokrotnie apelował o jego uwolnienie, uznając go za więźnia sumienia.

Nagroda Parlamentu Europejskiego, ustanowiona w 1988 roku, nosi imię radzieckiego fizyka i dysydenta Andrieja Sacharowa. Co roku wyróżnia osoby i organizacje walczące o prawa człowieka, demokrację i wolność słowa. Laureat otrzymuje 50 tys. euro oraz międzynarodowe uznanie.

Laureata wybierze Konferencja Przewodniczących Parlamentu Europejskiego  w dniu 22 października, a ceremonia wręczenia Nagrody odbędzie się 16 grudnia w Strasburgu.

Nagroda Sacharowa przypomina, że wolność myśli i słowa nie jest dana raz na zawsze. Kandydaci pokazują, że odwaga cywilna i wierność wartościom demokratycznym mają różne oblicza, ale łączy je jedno: walka o godność człowieka.

W przeszłości Nagrodę im. Sacharowa otrzymało już kilku przedstawicieli białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. W 2006 roku laureatem został Aleksander Milinkiewicz – lider opozycji demokratycznej, uhonorowany za pokojowy sprzeciw wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki i walkę o wolne wybory. W 2020 roku Parlament Europejski przyznał nagrodę zbiorowo demokratycznej opozycji Białorusi, w tym Swiatłanie Cichanouskiej, Marii Kalesnikawej, Weranice Capkale. Wyróżnienie to było wyrazem solidarności z obywatelami Białorusi po brutalnie stłumionych protestach przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim. Wcześniej, w roku 2004, Nagrodę im. Sacharowa przyznano także Białoruskiemu Stowarzyszeniu Dziennikarzy (BAJ).

Tegoroczna nominacja Andrzeja Poczobuta wpisuje się w ten ciąg symbolicznych gestów wsparcia dla tych, którzy w autorytarnym państwie walczą o wolność słowa, prawa człowieka i demokrację.

 Znadniemna.pl na podstawie Polskieradio24.pl

Andrzej Poczobut znalazł się na krótkiej liście trzech finalistów Nagrody im. Sacharowa za Wolność Myśli przyznawanej przez Parlament Europejski. Decyzję o wyborze krótkiej listy podjęli za zamkniętymi drzwiami europosłowie z komisji spraw zagranicznych i komisji rozwoju Parlamentu Europejskiego. Trzema finalistami  Nagrody zostali: Uwięzieni dziennikarze „walczący o waszą

W cieniu represji wobec polskiej mniejszości na Białorusi, której symbolem stał się uwięziony dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut — w tym kraju trwa systematyczne niszczenie polskich miejsc pamięci. Poczynając od 2022 roku władze białoruskie zaorały buldożerami wojenne cmentarze Armii Krajowej w Surkontach i Mikuliszkach, a także zlikwidowały kilkanaście pomników, mogił i tablic upamiętniających polskich żołnierzy oraz ofiary sowieckiego terroru.

Zrównanie z ziemią obelisku w Stryjówce, zniszczenie cmentarzy w Surkontach i Mikuliszkach czy wykopanie zwłok w Jodkiewiczach to nie tylko akty wandalizmu, lecz przede wszystkim – brutalna próba wymazania polskiej tożsamości z przestrzeni publicznej. W tym kontekście postać Poczobuta, skazanego za „podżeganie do nienawiści”, czyli za mówienie prawdy o historii Polski, staje się symbolem walki o pamięć, która dla Polaków na Białorusi jest ostatnią linią obrony ich narodowej tożsamości.

Surkonty

Zdjęcia zrównanego z ziemią Cmentarza Żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach

Spontaniczny memoriał na miejscu cmentarza w Surkontach

Mikuliszki

Na zrównanej z ziemią kwaterze żołnierzy AK w Mikuliszkach pojawił się charge d’affaires Ambasady RP na Białorusi Marcin Wojciechowski, który na własne oczy zobaczył bezprecedensowy akt bestialstwa białoruskich władz

Wieloletnia działalność publicystyczna i społeczna naszego kolegi koncentrowała się m.in. na dokumentowaniu losów polskich żołnierzy na byłych Kresach Rzeczypospolitej, w tym miejsc pamięci związanych z Armią Krajową, represjami sowieckimi i dziedzictwem kulturowym II RP.

Akty państwowego wandalizmu wobec upamiętnień żołnierzy Armii Krajowej, działających na terenie Grodzieńszczyzny nie są niczym nowym. Polacy Grodna i okolic pamiętają jak w 2014 roku „nieznani sprawcy” usunęli tablicę pamiątkową podporucznika Mieczysława Niedzińskiego „Rena” i jego żołnierzy z upamiętnienia w Kulbakach, czy też incydent, który miał miejsce rok wcześniej, kiedy reżimowi bezbożnicy ścięli krzyż ku czci ppor. Anatola Radziwonika „Olecha” w miejscu jego ostatniego boju i śmierci w Raczkowszczyźnie. Aresztowanie Poczobuta w 2021 roku i jego późniejsze skazanie przez reżim Łukaszenki zbiegło się w czasie z kolejną falą niszczenia polskich cmentarzy i pomników — od Mikuliszek po Surkonty.

Kulbaki

Pomnik ku czci ostatniego obrońcy Grodzieńszczyzny przed Sowietami podporucznika Mieczysława Niedzińskiego „Rena” i jego żołnierzy, ufundowany przez warszawską Fundację „Wolność i Demokracja”

Raczkowszczyzna

Krzyż ku pamięci poległego w 1949 roku ostatniego dowódcy połączonego oddziału AK Lida – Szczuczyn Anatola Radziwonika „Olecha” we wsi Raczkowszczyzna

Miejsca pamięci jako filary tożsamości

Pamięć o przeszłości — o żołnierzach wojny polsko-bolszewickiej i Armii Krajowej, o ofiarach represji sowieckich, o polskich korzeniach — stała się dla Polaków mieszkających na Białorusi nie tylko formą kulturowej ciągłości. Pielęgnowanie pamięci jest aktem oporu wobec władzy, która próbowała tę pamięć wymazać z ludzkiej świadomości jeszcze w czasach Związku Radzieckiego i kontynuuje ten proceder obecnie

Dla lokalnych społeczności polskie groby i upamiętnienia są punktami orientacyjnymi, przypominającymi o przynależności do wspólnoty, która wykracza poza granice geograficzne. W Mikuliszkach, Surkontach, Bogdanach, Dyndyliszkach, Kaczycach, Plebaniszkach, Piaskowcach, Pacewiczach, Worzianach czy Jodkiewiczach spoczywają ci, którzy walczyli o wolność Polski. Ich groby, zanim zostały zbezczeszczone, stanowiły świadectwo obecności polskiej kultury, języka i historii na ziemi, która dziś znajduje się poza granicami Rzeczypospolitej.

Polskie ślady znikają jeden po drugim

Działania skierowane na niszczenie polskich miejsc pamięci władze białoruskie nasiliły w 2022 roku. Na początku lipca buldożery zrównały z ziemią nekropolię 22. żołnierzy AK w Mikuliszkach. Również w lipcu, w Stryjówce koło Grodna – miejscowe władze zburzyły kamienny obelisk, który upamiętniał żołnierzy VII Uderzeniowego Batalionu Kadrowego Armii Krajowej. Na tablicy pamiątkowej widniały nazwiska żołnierzy, którzy zginęli 20 września 1943 roku w walce z żandarmerią niemiecką.

Stryjówka

Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Raczkowski na miejscu zniszczonego upamiętnienia w Stryjówce

Półtora miesiąca później zniszczony został cmentarz wojenny Armii Krajowej w Surkontach, Spoczywał na nim m.in. legendarny dowódca AK, współautor koncepcji operacji „Ostra Brama”, cichociemny – ppłk Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz”.

Aktem świętokradztwa należy nazwać zbezczeszczenie przez sługusów Łukaszenki w grudniu 2022 roku Krzyża Katyńskiego na Cmentarzu Garnizonowym w Grodnie. Z upamiętnienia zostały wyrwane płyty z wyrytymi na nich inskrypcjami. Jedna z nich informowała o tym, że pod pomnikiem znajduje się ZIEMIA Z GROBÓW KATYŃSKICH. Inna, dwujęzyczna, stanowiła dedykację: po polsku – MIESZKAŃCOM GRODNA/OFICEROM WOJSKA POLSKIEGO/ROZSTRZELANYM W OBOZACH STALINOWSKICH i po białorusku – ЖЫXAPAM ГPOДHA/AФIЦЭPAM BOЙCKA ПOЛЬCKAГA/PACCTPAЛЯHЫM У CTAЛIHCKIX ЛAГEPAX.

Grodno

Upamiętnienie katyńskie na Cmentarzu Garnizonowym w Grodnie

Z poziomej płyty pod Krzyżem Katyńskim wyjęte zostały trzy tablice, upamiętniające grodnian – ofiary Zbrodni Katyńskiej

Wtedy też spod Krzyża obrońców Grodna we wrześniu 1939 roku, znajdującego się tuż za Krzyżem Katyńskim, zniknęła tablica dedykowana grodnianom, poległym podczas obrony miasta. Upamiętnienie to powstało tutaj, gdyż jeszcze w 1994 roku, w tym miejscu pochowano szczątki obrońców Grodna, znalezione w czasie ekshumacji przeprowadzonej w miejscu egzekucji, dokonywanych w zdobytym mieście przez sowieckich „wyzwolicieli”.

Marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz zapala znicz przy krzyżu, upamiętniającym obrońców Grodna w miejscu ich pochówku

Tablica przed i po ingerencji „nieznanych sprawców”

2022 rok był rokiem, w którym „nieznani sprawcy” zdewastowali pomnik ku czci majora Jana Piwnika „Ponurego” w Bogdanach (czerwiec 2022), wyjmując z obelisku tablicę informującą o legendarnym dowódcy VI batalionu 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej. W tym samym miesiącu „zniknęła” tablica z pomnika na zbiorowej mogile żołnierzy Armii Krajowej w Bobrowiczach (rej. iwiejski), a także została usunięta wykonana przez Konsulat Generalny RP w Grodnie tablica pamiątkowa z krzyża na zbiorowej mogile żołnierzy AK w Dyndyliszkach koło Iwia.

Bogdany

Bobrowicze

Dyndyliszki

Pacewicze

Worziany

Kampania niszczenia polskich śladów na żołnierskich grobach i pomnikach rozlała się latem 2022 roku na całą Grodzieńszczyznę. W czerwcu na zbiorowej mogile żołnierzy AK w Jodkiewiczach (rej. brzostowicki) odsunięto płyty nagrobne dwóch żołnierzy Wojska Polskiego, poległych podczas wojny polsko bolszewickiej i żołnierza AK Adama Pacenki. Znajdujące się pod płytami zwłoki zostały wykopane i zniknęły. W lipcu obok miejscowości Kaczyce (rej. korelicki) zniszczona została zbiorowa mogiła 89. żołnierzy Armii Krajowej, poległych pod pobliskimi Rowinami. W tym samym miesiącu w Wołkowysku zniszczony został pomnik na zbiorowym grobie czterech żołnierzy AK.

Wołkowysk

Jodkiewicze

Kaczyce

Inspirowana przez władze kampania walki z pamięcią o poległych polskich bohaterach była kontynuowana w kolejnych miesiącach. W sierpniu 2022 roku w Piaskowcach (rej. werenowski) na małe fragmenty potłuczona została marmurowa tablica wmurowana u podstawy krzyża, upamiętniającego żołnierzy Armii Krajowej, pomordowanych w 1945 roku w Piaskowcach przez funkcjonariuszy NKWD, a we wrześniu we wsi Plebaniszki (koło Hoży) zaorana została mogiła czterech poległych w walce z Niemcami w 1943 roku żołnierzy VIII Uderzeniowego Batalionu Kadrowego Armii Krajowej, dowodzonego przez Zbigniewa Łakińskiego „Grodniaka”.

Piaskowce

Plebaniszki

Walka reżimu Łukaszenki z polską pamięcią narodową objęła także katolickie świątynie.

W lutym 2023 roku na rozkaz miejscowych ideologów w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Sołach (rej. smorgoński) zamalowany został powstały w tej świątyni ponad sto lat wcześniej fresk pt. „Cud nad Wisłą”, ukazujący scenę Bitwy Warszawskiej. W tej samej świątyni władze kazały usunąć z kościelnych murów tablice upamiętniające żołnierzy Armii Krajowej, poległych za Ojczyznę w czasie II wojny światowej.

Soły

Incydent w Sołach nie był pierwszym przypadkiem cenzurowania kościelnych upamiętnień. Jeszcze w czerwcu 2022 roku z kościoła pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Iwiu na rozkaz władz usunięta została tablica pamiątkowa żołnierzy VI batalionu 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej, poległych w walce z Niemcami o wolność Ojczyzny w czasie II wojny światowej. Upamiętnienie było ufundowane przez towarzyszy broni poległych bohaterów.

Kampania niszczenia pamięci, niewygodnej panującemu na Białorusi reżimowi, wciąż trwa i coraz częściej dotyczy także pamięci o represjonowanych w czasach sowieckich Białorusinach. We wrześniu 2024 roku w miejscowości Chajsy w obwodzie witebskim zniszczone zostało miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, w tym – Polaków. Ogółem zniszczono tam 26. krzyży i 8. tablic upamiętniających ofiary NKWD. Jednym z ostatnich przykładów tego, że reżim Łukaszenki wciąż poluje na polskie upamiętnienia, jest skandaliczny przypadek usunięcia z sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu ufundowanej przez środowisko brasławian w Warszawie tablicy, upamiętniającej wkład Polaków w historię  i rozwój tego regionu.

Chajsy

Brasław

Wszystkie te i inne incydenty nie są tylko aktami państwowego wandalizmu — jest to próba wymazania polskiej obecności z przestrzeni publicznej, a tym samym z pamięci zbiorowej mieszkających na Białorusi Polaków.

Trwać mimo wszystko – polskość jako opór

W obliczu barbarzyńskich działań panującego na Białorusi reżimu, Polacy w tym kraju nie pozostają bierni. Mimo zakazów i ryzyka, lokalne społeczności dokumentują zniszczenia, przesyłają zdjęcia barbarzyńskich działań do publikacji w mediach, którym ufają, organizują potajemne modlitwy i nocne sprzątania cmentarzy, przekazują wiedzę o zniszczonych i wciąż istniejących miejscach pamięci młodszym pokoleniom.

Wykorzystane w niniejszej publikacji zdjęcia dokumentują zbrodnie reżimu Łukaszenki przeciwko polskiej pamięci narodowej. Zdjęcia te często zostały zrobione przez mieszkających na Białorusi Polaków, ryzykujących za tę czynność aresztowaniem i pociągnięciem do odpowiedzialności administracyjnej, a nawet karnej. Fotografie te były przesyłane do naszej i innych redakcji z zastrzeżeniem, iż ich autorstwo nigdy nie powinno zostać ujawnione.

Dla ludzi dokumentujących akty państwowego wandalizmu, pamięć nie jest tylko wspomnieniem — jest aktem tożsamości, formą przetrwania. W warunkach, gdzie integracja z lokalnym systemem władzy oznacza często rezygnację z własnej historii, pamięć staje się wyborem: czy chcemy być tylko anonimową częścią społeczeństwa, czy też zachować to, co czyni nas Polakami?

Czy polskość przetrwa w pamięci pokoleń?

Zaorane cmentarze i zniszczone miejsca pamięci są przez miejscową ludność traktowane jako miejsca święte. Na przykład, na zrównanym z ziemią cmentarzu żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach, tuż po barbarzyńskiej akcji władz, zaczął powstawać spontaniczny memoriał. Miejscowi Polacy, działając w nocy, kiedy zaorany teren nie był monitorowany,  zaczęli stawiać na miejscu zniszczonych grobów wykonane żołnierskim sposobem prowizoryczne krzyże brzozowe, i palić przy nich znicze. Rano władze miejscowe usuwały te ślady sprzeciwu wobec antypolskiej polityki reżimu. A jednak w każdą kolejną rocznicę bitwy pod Surkontami na zasianym zbożem cmentarzu pojawiają się płonące znicze.

Należy się spodziewać, że pamięć o zniszczonych przez reżim Łukaszenki polskich śladach na ziemi białoruskiej będzie żyła wśród polskiej społeczności i będzie przekazywana z ust do ust kolejnym pokoleniom miejscowych Polaków. Tak funkcjonowała polska pamięć narodowa w czasach ZSRR, po którego rozpadzie okazało się, że ludzie bezbłędnie wskazywali wydawałoby się wymazane z ich świadomości przez komunistów, miejsca bitew, stoczonych przez polskich żołnierzy i miejsca pochówku polskich bohaterów.

Między asymilacją a tożsamością

Polacy na Białorusi żyją wśród Białorusinów, narodu bliskiego kulturowo i mentalnie, ale poddawanego wielowiekowej rusyfikacji i sowietyzacji, a w ostatnich dziesięcioleciach – indoktrynacji ideologicznej ze strony reżimu Łukaszenki. Sami Polacy na Białorusi w codziennym życiu najczęściej również rozmawiają po rosyjsku, pracują w białoruskich instytucjach, uczestniczą w życiu lokalnych społeczności. A jednak zachowują swoją tożsamość narodową opierającą się na pamięci, która przetrwała dziesięciolecia tylko dzięki jej pielęgnowaniu w rodzinie. Dowodem na to jest prowadzona przez portal Znadniemna.pl i gazetę „Głos znad Niemna na uchodźstwie” w latach 2014 – 2020 akcja „Dziadek w polskim mundurze”. Jej pokłosiem stało się wydanie książki o tym samym tytule, zawierającej około 80. biogramów przodków naszych Czytelników napisanych na podstawie ich wspomnień oraz udostępnionych rodzinnych pamiątek.

Integracja Polaków na Białorusi z otaczającą większością nie musi oznaczać asymilacji. Można bowiem być częścią lokalnej społeczności, a jednocześnie pielęgnować własną, choćby rodzinną historię…

Redakcja Znadniemna.pl

W cieniu represji wobec polskiej mniejszości na Białorusi, której symbolem stał się uwięziony dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut — w tym kraju trwa systematyczne niszczenie polskich miejsc pamięci. Poczynając od 2022 roku władze białoruskie zaorały buldożerami wojenne cmentarze Armii Krajowej w

Jedyny czynny drogowy punkt na granicy między Polską a Białorusią dla samochodów ciężarowych w Koroszczynie (Kukurykach) stał się miejscem poważnego kryzysu transportowego. Po wznowieniu działalności przejścia w nocy z 24 na 25 września, po trzynastodniowym zamknięciu, sytuacja uległa gwałtownemu pogorszeniu.

Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) informuje, że kolejka tirów oczekujących na odprawę sięga 4 kilometrów, a czas oczekiwania przekracza 10 dni. Po stronie białoruskiej utknęło ponad 3600 ciężarówek, a kierowcy zmagają się z brakiem zaplecza sanitarnego, miejsc parkingowych i dostępu do podstawowych usług. Wielu z nich nocuje w kabinach, bez bieżącej wody i ciepłych posiłków, co rodzi poważne obawy o ich zdrowie i bezpieczeństwo.

W odpowiedzi na pogarszającą się sytuację ZMPD wystosowało apel do polskiego rządu o pilne działania naprawcze. Przewoźnicy domagają się otwarcia dodatkowych przejść granicznych, zwiększenia liczby funkcjonariuszy celnych oraz zapewnienia pomocy humanitarnej dla kierowców. Kryzys ten ma również poważne konsekwencje ekonomiczne – opóźnienia w transporcie generują ogromne straty finansowe dla firm logistycznych i zakłócają łańcuchy dostaw.

W przeciwieństwie do dramatycznej sytuacji tirów, ruch samochodów osobowych odbywa się przez inne przejście – w Terespolu. Tam odprawy przebiegają znacznie sprawniej, a czas oczekiwania jest nieporównywalnie krótszy niż w przypadku transportu ciężarowego. Samochody osobowe nie podlegają obowiązkowym dla ciężarówek skomplikowanym procedurom celnym, co pozwala na utrzymanie płynności ruchu.

Znadniemna.pl na podstawie portalsamorzadowy.pl/PAP, fot.: Facebook.com/ZMPDwPolsce

Jedyny czynny drogowy punkt na granicy między Polską a Białorusią dla samochodów ciężarowych w Koroszczynie (Kukurykach) stał się miejscem poważnego kryzysu transportowego. Po wznowieniu działalności przejścia w nocy z 24 na 25 września, po trzynastodniowym zamknięciu, sytuacja uległa gwałtownemu pogorszeniu. Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) informuje,

W dniu, w którym obchodzimy Święto Komisji Edukacji Narodowej — instytucji, która 252 lata temu rozpoczęła dzieło budowy nowoczesnego szkolnictwa — warto przypomnieć, że Grodno, a zatem ziemie współcześnie leżące na terenie Białorusi, nie były jedynie odbiorcą tych reform. To właśnie w Grodnie, na styku tradycji i nowoczesności, Komisja wcielała w życie swoją wizję edukacji obywatelskiej. Grodno stało się przestrzenią, w której idee oświecenia spotkały się z praktyką, a lokalne szkoły i środowiska intelektualne odegrały istotną rolę w kształtowaniu nowej tożsamości Rzeczypospolitej.

Reforma w cieniu rozbioru: narodziny Komisji Edukacji Narodowej

W odpowiedzi na dramatyczne skutki pierwszego rozbioru, Sejm Rozbiorowy z 1773 roku powołał Komisję Edukacji Narodowej — instytucję, która miała zreformować szkolnictwo i przygotować obywateli do życia w nowoczesnym państwie. Choć Komisja działała na terenie całej Rzeczypospolitej, jej wpływ był szczególnie widoczny w Grodnie, jednym z głównych ośrodków Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Miasto, znane z aktywności politycznej i intelektualnej, było miejscem ważnych wydarzeń — to tu odbył się ostatni sejm Rzeczypospolitej w 1793 roku. Już wcześniej Grodno posiadało rozwiniętą sieć szkół jezuickich, które po kasacie zakonu w 1773 roku stały się fundamentem nowej struktury edukacyjnej.

Grodno jako laboratorium reform: szkoły, programy, ludzie

Wdrażanie reform Komisji Edukacji Narodowej w Grodnie przebiegało pod nadzorem biskupa wileńskiego Ignacego Jakuba Massalskiego, który jako pierwszy prezes KEN odpowiadał za reorganizację szkolnictwa na Litwie. Dzięki jego staraniom szkoły grodzieńskie zostały objęte nowym programem nauczania, zgodnym z duchem oświecenia.

Król Stanisław August Poniatowski, który często przebywał w Grodnie i traktował je jako jedno ze swoich ulubionych miejsc pobytu, wspierał działania Komisji. Jego obecność w mieście dodawała prestiżu lokalnym inicjatywom edukacyjnym i ułatwiała wdrażanie reform.

Programy nauczania opracowane przez Hugo Kołłątaja, choć działacz ten nie był bezpośrednio związany z Grodnem, obowiązywały również w grodzieńskich szkołach. Dzięki jego „Instrukcji dla szkół wydziałowych i parafialnych”, w placówkach oświatowych Grodna uczono nie tylko łaciny i retoryki, ale także matematyki, historii naturalnej, języków nowożytnych i wychowania obywatelskiego.

Dziedzictwo Komisji w Grodnie

Jednym z filarów nowego systemu edukacyjnego stała się grodzieńska szkoła wydziałowa okręgowa, która powstała na bazie dawnego kolegium jezuickiego. W jej murach kształcili się uczniowie różnych wyznań i narodowości, co sprzyjało tworzeniu wielokulturowego środowiska intelektualnego. Nauczyciele, szkoleni według nowych standardów, stanowili zalążek nowej elity — świadomej, wykształconej i gotowej do służby publicznej.

Dziedzictwo Komisji Edukacji Narodowej w Grodnie przetrwało mimo kolejnych rozbiorów i rusyfikacyjnych nacisków XIX wieku. Pamięć o reformach, które miały swój wymiar także w tym mieście, była pielęgnowana przez lokalną inteligencję, a tradycje oświatowe kontynuowane w nowych, często trudnych warunkach, aż do powstania niepodległej Białorusi i odradzania się w niej polskiego szkolnictwa na przełomie XX i XXI stuleci.

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl, na portrecie: Hugo Kołłątaj, jeden z twórców Komisji Edukacji Narodowej., fot: Wikipedia Commons

W dniu, w którym obchodzimy Święto Komisji Edukacji Narodowej — instytucji, która 252 lata temu rozpoczęła dzieło budowy nowoczesnego szkolnictwa — warto przypomnieć, że Grodno, a zatem ziemie współcześnie leżące na terenie Białorusi, nie były jedynie odbiorcą tych reform. To właśnie w Grodnie, na styku

W rocznicę urodzin Sługi Bożego Edwarda Woyniłłowicza, wspominamy człowieka, który z osobistej tragedii uczynił modlitwę i dzieło wiary. Z bólu po stracie dzieci zrodził się kościół św. Szymona i Heleny w Mińsku – symbol nadziei, miłości i trwania ducha polskiego na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej.

Dzieciństwo na Kresach

Pałac Wańkowiczów w Ślepiance Wielkiej – klasycystyczny pałac w Mińsku na Białorusi, pomnik architektury przy ul. Filimonowa 24, nad rzeczką Ślepnią

Edward Woyniłłowicz urodził się 13 października 1847 roku w Ślepiance pod Mińskiem, w sercu dawnych Kresów. Pochodził z zamożnej i wpływowej rodziny ziemiańskiej, która od pokoleń łączyła gospodarność z poczuciem obywatelskiego obowiązku. Jego ojciec, Adam Woyniłłowicz, był szanowanym właścicielem majątku w Sawiczach, a matka, Anna z Wańkowiczów, wnuczka słynnej Michaliny Wańkowiczowej, zaszczepiła mu głęboki patriotyzm i ciekawość świata.

Pałac w Sawiczach

Adam Woyniłłowicz, ojciec Edwarda Woyniłłowicza

Anna Woyniłłowicz (nazwisko panieńskie: Wańkowicz) – matka Edwarda Woyniłłowicza

Dzieciństwo Edwarda upływało w atmosferze dobrobytu, ale i obowiązku. W dworze pełnym książek i pamiątek po przodkach chłonął tradycję i uczył się, że przynależność do polskiej szlachty oznacza nie tylko przywilej, lecz także odpowiedzialność. Najpierw kształcił się w domu, potem w gimnazjum w Słucku, które ukończył z wyróżnieniem, zdobywając srebrny medal.

Edward ze swoją matką Anną

Gimnazjum kalwińskie i kościół reformowany w Słucku. Rysunek Napoleona Ordy, lata 70. XIX wieku

Młodość Woyniłłowicza przypadła na trudne czasy. Wybuch Powstania Styczniowego w 1863 roku na zawsze odcisnął ślad w jego pamięci. Choć był zbyt młody, by wziąć udział w walce, jego rodzice poparli powstańców i zostali za to aresztowani przez władze carskie. Na majątek rodziny spadły represje, a Edward po raz pierwszy zetknął się z brutalnością historii.

To doświadczenie ukształtowało jego przekonanie, że siła narodu tkwi nie tylko w zrywach, lecz także w pracy, wytrwałości i edukacji. Z domu rodzinnego wyniósł też głęboką wiarę, umiłowanie ziemi oraz szacunek dla ludzi – wartości, którym pozostał wierny przez całe życie.

Salon w pałacu w Sawiczach, fotografia sprzed 1914 roku.

Gabinet w pałacu w Sawiczach, fotografia sprzed 1914 roku

W poszukiwaniu wiedzy

W wieku siedemnastu lat rozpoczął studia w petersburskim Instytucie Technologicznym. Następnie pracował w zakładach przemysłowych w Niemczech i Belgii, a później doskonalił się na paryskiej Sorbonie i w Collège de France, zgłębiając ekonomię i nauki rolnicze.

Po powrocie do kraju zdobył praktykę w rolnictwie na Śląsku Opolskim, po czym objął rodzinny majątek. Wkrótce stał się jednym z najnowocześniejszych gospodarzy na Kresach – wprowadzał innowacje, szkolił chłopów i promował współpracę między ziemianami.

Edward Woyniłłowicz w latach studenckich

W 1876 roku współtworzył Mińskie Towarzystwo Rolnicze, które zjednoczyło polskich właścicieli ziemskich w walce z rusyfikacją i gospodarczą marginalizacją. Dzięki jego zaangażowaniu Towarzystwo stało się wzorem samopomocy i patriotyzmu ekonomicznego. Woyniłłowicz rozumiał, że siła narodu nie tkwi w zbrojnych powstaniach, lecz w edukacji, pracy i solidarności społecznej.

Olimpia Woyniłłowicz – „Lili” z sąsiedztwa

Olimpia Woyniłłowicz, żona Edwarda Woyniłłowicza

18 lipca 1882 roku Edward Woyniłłowicz poślubił Olimpię Markównę Uzłowską, jego życie weszło w nowy etap – bardziej domowy, ale wcale nie mniej intensywny. Olimpia pochodziła ze szlacheckiego rodu z okolic Słucka. Jej ojciec, Marek Uzłowski, był zamożnym ziemianinem, a matka, Matylda z Woyniłłowiczów, spokrewniona z linią makrańską rodu Edwarda. Oznaczało to, że młodzi byli dalekimi kuzynami, co w tamtych czasach było wśród szlachty dość częstym zjawiskiem.

Znajomość Edwarda i Olimpii zaczęła się sąsiedzko — ich majątki dzieliło zaledwie kilka kilometrów. Ona była młodsza, żywiołowa i niezależna, on – już wtedy stateczny i doświadczony gospodarz. Mówiono, że to ona wniosła do jego życia więcej emocji, a on do jej – spokój i poczucie misji. Olimpia, zwana przez bliskich „Lili”, wyróżniała się nie tylko urodą, ale też wykształceniem i samodzielnością. Odebrała staranną, domową edukację: znała języki obce, potrafiła haftować, grała na fortepianie, a przy tym nie wahała się zaprzęgać koni czy prowadzić powozu — co wówczas świadczyło o charakterze i odwadze.

Po ślubie para zamieszkała w Sawiczach, jednym z głównych majątków Woyniłłowiczów, a w posagu Olimpia wniosła rozległy majątek Borki wraz z okolicznymi folwarkami i lasami. Ich wspólne życie opierało się na partnerstwie – ona zajmowała się domem, majątkami i działalnością charytatywną, on zarządzał dobrami i angażował się w sprawy publiczne.

Olimpia urodziła Edwardowi dwoje dzieci — Helenę (Helenę-Benignę, 1884–1903), urodzoną 13 lutego 1884 roku, oraz Szymona (1885–1897), urodzonego 17 czerwca 1885 roku, który otrzymał imię na cześć Szymona Woyniłłowicza, prawosławnego bojara Wielkiego Księstwa Litewskiego i wnuka Wajnily — założyciela rodu Woyniłłowiczów w XV wieku.

Helena Woyniłłowicz (1884–1903)

Szymon Woyniłłowicz (1885–1897)

Budowa Czerwonego Kościoła

Kościół św. Szymona i Heleny

Śmierć obojga dzieci dla małżeństwa Woyniłłowiczów była ciosem, który zaważył na ich dalszym życiu. W 1897 roku zmarła ukochana córka Helena, a dwa lata później syn Szymon. To właśnie Olimpia, pogrążona w żałobie, była tą, która pierwsza zasugerowała mężowi, by wznieść świątynię ku czci ich dzieci. W ten sposób w sercu Mińska powstał Kościół św. Szymona i św. Heleny, znany dziś jako Czerwony Kościół – jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta.

Do końca życia Olimpia pozostała u boku Edwarda – wierna, cicha i silna. Po jego śmierci w 1928 roku żyła jeszcze blisko dwie dekady, przeżywając burze historii XX wieku. Zmarła w 1945 roku, pozostając w pamięci jako kobieta o ogromnym sercu, mądrości i niezłomności.

Kościół św. Szymona i św. Heleny (Czerwony Kościół) w Mińsku, fotografia sprzed 1917 roku

Projekt kościoła powierzono znanemu architektowi Tomaszowi Pajzderskiemu, absolwentowi politechniki w Petersburgu i twórcy o głębokim rozumieniu symboliki sakralnej. Budowę rozpoczęto w 1905 roku, w czasie, gdy władze carskie niechętnie zezwalały na wznoszenie katolickich świątyń w zdominowanym przez prawosławnych mieście. Woyniłłowicz nie ustępował – prowadził korespondencję z urzędnikami, angażował wpływowych znajomych, a przede wszystkim finansował cały projekt z własnych środków, nie przyjmując żadnych darowizn.

„Niech to będzie dar serca ojcowskiego” – mawiał.

Świątynia została zaprojektowana w stylu neoromańskim, z charakterystycznej czerwonej cegły sprowadzanej spod Częstochowy, co nadało jej niepowtarzalny wygląd i przyniosło przydomek „Czerwony Kościół”. Fasada z dwoma wieżami symbolizowała dwoje dzieci – Szymona i Helenę – których imiona widnieją w tytule wezwania. Każdy detal miał znaczenie: czerwony kolor – symbol męczeństwa i miłości, potężne mury – wytrwałość wiary, a bogato zdobione wnętrze – duchowe piękno i nadzieja.

Budowa trwała cztery lata. Mińska społeczność katolicka z zapartym tchem śledziła postępy, widząc w kościele znak odrodzenia polskiej tożsamości w mieście coraz silniej rusyfikowanym. Poświęcenie świątyni odbyło się w 1910 roku i stało się jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach katolicyzmu na Kresach. Woyniłłowicz przemówił wówczas z niezwykłą pokorą:

„Wszystko, co miałem, oddałem Bogu, aby cierpienie przemieniło się w dobro. Niech ta świątynia przypomina, że z miłości można zbudować coś, co przetrwa śmierć.”

Kościół św. Szymona i Heleny stał się nie tylko miejscem modlitwy, lecz także centrum polskiego życia kulturalnego i społecznego w Mińsku. Odbywały się tu koncerty, spotkania patriotyczne, rekolekcje dla młodzieży i bale dobroczynne. Dla wielu mieszkańców był to azyl wolności – duchowej i narodowej – w czasach, gdy wszystko polskie podlegało kontroli carskiej administracji.

Woyniłłowicz nie chciał jednak, by jego fundacja była jedynie pomnikiem przeszłości. W świątyni ufundował również szkołę katolicką, sierociniec i ochronkę dla dzieci robotników, podkreślając, że wiara musi iść w parze z czynem. Po latach „Czerwony Kościół” przeszedł przez wiele burz – zamieniony przez bolszewików w teatr, kino i dom kultury, ocalał dzięki determinacji wiernych. Dziś, po ponad stu latach, nadal góruje nad centrum Mińska, będąc żywym świadectwem miłości, która nie zna granic narodowych ani politycznych.

Dla Białorusinów i Polaków świątynia stała się symbolem duchowej wspólnoty, a dla Kościoła – miejscem modlitwy o beatyfikację jego fundatora. W cieniu czerwonych murów do dziś pobrzmiewa echo słów Woyniłłowicza:

„Niech wiara i praca staną się pomnikiem trwalszym niż kamień.”

Między Petersburgiem a Kresami

W 1906 roku został wybrany do Rady Państwa w Petersburgu, gdzie reprezentował interesy Polaków z guberni mińskiej. Zyskał uznanie jako człowiek uczciwy i pracowity, ale zrezygnował z propozycji objęcia stanowiska wiceministra rolnictwa – nie chciał legitymizować władzy, która uciskała jego rodaków.

Wierzył w dialog narodów dawnej Rzeczypospolitej i w możliwość przyznania Białorusi autonomii w ramach Polski. Był przeciwnikiem skrajności – zarówno rosyjskiego imperializmu, jak i polskiego nacjonalizmu.

Wojna, utrata i wygnanie

Proces beatyfikacyjny fundatora Czerwonego Kościoła jest pierwszym w historii współczesnego Kościoła na Białorusi. Wcześniej procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne osób pochodzących z Białorusi odbywały się za granicą. Fot.: catholic.by

I wojna światowa, a potem rewolucja bolszewicka zniszczyły jego świat. Dwór w Sawiczach został zrabowany i spalony. Woyniłłowicz, zmuszony do ucieczki, znalazł się w Warszawie, a potem w Bydgoszczy. Nie przestał jednak działać – zabiegał o zachowanie polskiej granicy wschodniej i przestrzegał przed skutkami traktatu ryskiego z 1921 roku, który oddał Mińsk i jego rodzinne ziemie Sowietom.

„To nowy, czwarty rozbiór kraju” – pisał z goryczą w dzienniku.

Pozbawiony majątku, Edward Woyniłłowicz nie utracił ducha. Nadal pisał, wspierał uchodźców i organizacje kresowe. Zmarł 16 czerwca 1928 roku w Bydgoszczy, pozostając do końca wierny swoim ideałom: Bogu, Polsce i pracy.

„W osobie jego poznałem takiego człowieka, o jakim tylko dotychczas czytałem, poznałem doskonałego chrześcijanina, wielkiego patriotę i mędrca, który potęgą woli potrafił wznieść swego ducha na takie wyżyny, na których nie ma już materialistycznego pojęcia o szczęściu, na których ruina majątkowa nie jest nieszczęściem, a zbogacenie się nie jest szczęściem, lecz panuje tylko miłość Boga, bliźniego i Ojczyzny, oraz poczucie spełnionego obowiązku” – mówił mec. Kazimierz Żuromski, podczas pogrzebu Edwarda Woyniłłowicza.

W 2006 roku jego szczątki przeniesiono do Mińska, gdzie spoczął przy swojej świątyni – Kościele św. Szymona i Heleny. W 2016 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl/Fot.: be.wikipedia.org

W rocznicę urodzin Sługi Bożego Edwarda Woyniłłowicza, wspominamy człowieka, który z osobistej tragedii uczynił modlitwę i dzieło wiary. Z bólu po stracie dzieci zrodził się kościół św. Szymona i Heleny w Mińsku – symbol nadziei, miłości i trwania ducha polskiego na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej. Dzieciństwo

Grzegorz Piotr Stykowski objął obowiązki Konsula Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Grodnie, choć jego nominacja nie została dotąd oficjalnie ogłoszona przez polskie władze. Zmiana na stanowisku nastąpiła w sierpniu 2025 roku — jeszcze w maju funkcję tę pełnił Andrzej Raczkowski, którego nazwisko zniknęło ze strony internetowej konsulatu 21 sierpnia.

Stykowski ma wieloletnie doświadczenie w służbie konsularnej. Przed objęciem placówki w Grodnie kierował konsularnym działem Ambasady RP w Astanie (Kazachstan), gdzie w 2024 roku pełnił także funkcję chargé d’affaires, tymczasowo zarządzając całą ambasadą.

W odróżnieniu od wcześniejszych praktyk, nowy konsul nie udzielił dotąd żadnego wywiadu lokalnym mediom, co stanowi odejście od tradycji zapoczątkowanej przez jego poprzedników.

Przypomnijmy, że od 2016 roku funkcję konsula w Grodnie pełnił Jarosław Książek, który w 2021 roku został zmuszony przez władze białoruskie do opuszczenia placówki i kraju. Jego następcą był Andrzej Raczkowski, który zasłynął m.in. z zaangażowania w sprawę uwolnienia działaczek Związku Polaków na Białorusi — Ireny Bernackiej i Mariny Tiszkowskiej. W 2023 roku Raczkowski został uhonorowany przez MSZ RP tytułem „Konsula Roku” za pracę w szczególnie trudnych warunkach.

Objęcie funkcji Konsula Generalnego RP w Grodnie przez Grzegorza Stykowskiego otwiera nowy rozdział w działalności polskiej placówki w Grodnie, której rola pozostaje kluczowa dla kontaktów z mieszkającymi na Białorusi Polakami.

Znadniemna.pl na podstawie Gov.pl, Hrodna.life, na zdjęciu: Konsul Generalny RP w Grodnie Grzegorz Stykowski, fot.: Gov.pl

Grzegorz Piotr Stykowski objął obowiązki Konsula Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Grodnie, choć jego nominacja nie została dotąd oficjalnie ogłoszona przez polskie władze. Zmiana na stanowisku nastąpiła w sierpniu 2025 roku — jeszcze w maju funkcję tę pełnił Andrzej Raczkowski, którego nazwisko zniknęło ze strony internetowej

Przejdź do treści