HomeStandard Blog Whole Post (Page 129)

Dzisiaj, 27 lipca, w 31. rocznicę uchwalenia przez białoruski parlament Deklaracji Niepodległości Białorusi, Białorusini Białegostoku wspólnie z działaczami Związku Polaków na Białorusi (ZPB) pikietowali Konsulat Generalny Białorusi w stolicy Podlasia.

Gościem specjalnym akcji był ukrywający się w Polsce przed prześladowaniem ze strony reżimu Łukaszenki proboszcz katolickiej parafii w Rossonach (obwód witebski) ksiądz Wiaczesław Barok.

Duchowny, znany ze swojej krytycznej postawy względem prześladowania Białorusinów przez dyktatorski reżim, mówił o konieczności postawienia przed sprawiedliwym sądem przedstawicieli reżimu Łukaszenki, czyniących gwałt na współobywatelach.

Liczba uczestników akcji protestacyjnej wyniosła około 30 osób. Działacze ZPB stanowili nieco mniej niż połowę protestujących. Można było ich poznać po trzymanych w rękach portretach więzionych od czterech miesięcy przez Łukaszenkę liderów organizacji – prezes ZPB Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta.

Kolejną antyłukaszenkowską manifestacją Białorusinów i Polaków w Białymstoku będzie przemarsz ulicami miasta od pl. Kościuszki. Ta akcja jest zaplanowana na 8 sierpnia – rocznicę sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborów prezydenckich, po których na całej Białorusi wybuchły masowe protesty przeciwko dyktatorowi.

Znadniemna.pl na podst. Racyja.com, fot. : Racyja.com

Dzisiaj, 27 lipca, w 31. rocznicę uchwalenia przez białoruski parlament Deklaracji Niepodległości Białorusi, Białorusini Białegostoku wspólnie z działaczami Związku Polaków na Białorusi (ZPB) pikietowali Konsulat Generalny Białorusi w stolicy Podlasia. Gościem specjalnym akcji był ukrywający się w Polsce przed prześladowaniem ze strony reżimu Łukaszenki proboszcz katolickiej

Władze oświatowe Grodna upierają się przy pomyśle stworzenia w Polskiej Szkole w Grodnie pierwszej klasy białoruskojęzycznej, która ma powstać kosztem niesformowania dodatkowej pierwszej klasy dla dzieci, pragnących pobierać naukę w języku polskim.

Obecnie dyrekcja Polskiej Szkoły w Grodnie ma do zaakceptowania bądź odrzucenia podania od rodziców 29 dzieci, które w zbliżającym się roku szkolnym chciałyby zostać uczniami tej placówki edukacyjnej i pobierać naukę w języku polskim. Dwadzieścia dziewięć uczniów to liczba, która idealnie pasuje do stworzenia w Polskiej Szkole w Grodnie dodatkowej pierwszej klasy z polskim językiem nauczania, obok dwóch już sformowanych.

Oświatowe władze Grodna upierają się jednak przy wcześniej zgłoszonym pomyśle utworzenia w tym roku w Polskiej Szkole w Grodnie zamiast trzeciej pierwszej klasy z polskim językiem nauczania pierwszej klasy białoruskojęzycznej. Pomysł powołania klasy białoruskojęzycznej w jakiekolwiek szkole średniej Grodna jest pierwszym takim przypadkiem od wielu lat.

Z uwagi na to, że wskutek rusyfikacyjnej polityki władz Białorusi Białorusini utracili de facto znajomość własnego języka ojczystego, niechętnie się nim posługują w codziennym życiu i nie chcą w nim uczyć swoje dzieci, z nowatorskiej oferty edukacyjnej władz grodzieńskich w tej chwili postanowiło skorzystać zaledwie pięć grodzieńskich rodzin. – Tak naprawdę rodzice, którzy napisali podania do białoruskiej klasy, liczą na to, że po rozpoczęciu roku szkolnego klasa ta zostanie zlikwidowana z uwagi na małe zainteresowanie, a ich dzieci będą się uczyć w Polskiej Szkole po polsku – mówi nam przedstawicielka środowiska rodziców, domagających się powołania w Polskiej Szkole w Grodnie dodatkowej pierwszej klasy polskojęzycznej w miejsce niecieszącej się zainteresowaniem klasy białoruskojęzycznej.

Polacy Grodna, domagający się realizowania prawa swoich dzieci do pobierania nauki w języku ojczystym, zwracali się pisemnie do władz oświatowych Grodna, w którym wskazywali na to, że taka inicjatywa, jak utworzenie pierwszej klasy z nauczaniem w języku białoruskim może i powinna zostać zrealizowana w każdej innej szkole Grodna oprócz Polskiej Szkoły. „Ta szkoła powinna, bowiem służyć przede wszystkim interesom mieszkającej w Grodnie polskiej mniejszości narodowej, której przedstawicielami jesteśmy my, rodzice dzieci polskiego pochodzenia” – pisali rodzice.

Władze oświatowe Grodna w odpowiedzi na ich list napisały m.in., że w każdym ze szkolnych roczników, poczynając od klasy 2 i w klasach starszych, co jakiś czas zwalniają się miejsca, gdyż uczniowie z nich odchodzą do innych szkół. Jak ten argument ma się do zainteresowania nauczaniem w szkole ze strony rodziców pierwszoklasistów? – Na to pytanie przedstawicielka władz oświatowych nie potrafiła odpowiedzieć również podczas wizyty delegacji rodziców w Głównym Wydziale Edukacji władz obwodowych Grodna – mówi nam członkini delegacji rodziców, pragnąca zachować anonimowość. Nasza rozmówczyni dodaje, że podczas wizyty u władz oświatowych obwodu grodzieńskiego wice naczelnik Głównego Wydziału Edukacji Galina Kurganskaja poinformowała rodziców, że władze nie cofną swojej decyzji o powołaniu w zbliżającym się roku szkolnym w Polskiej Szkole w Grodnie tylko dwóch klas polskojęzycznych i, mimo braku zainteresowania, założą w tej szkole nauczanie białoruskojęzyczne.

Zainteresowanie nauczaniem dzieci w języku polskim w jedynej w Grodnie i jednej z dwóch istniejących na Białorusi – obok wołkowyskiej – Polskiej Szkole nie słabnie z roku na rok. Każdego roku w pierwszych dniach kampanii rekrutacyjnej rodzice ustawiają się w długich kolejkach, aby złożyć podanie o nauczanie swojego dziecka w pierwszej klasie szkoły z polskim językiem nauczania. Władze konsekwentnie wprowadzają sztuczne ograniczenia w zakresie liczby rekrutowanych do szkoły pierwszoklasistów. Tego lata, przyjmowanie dokumentów od rodziców zakończyło się po tym, jak przyjętych do szkoły zostało 60-ciu dzieciaków. Od pozostałych ponad trzydziestu kandydatów podania przyjęto ze wskazaniem, aby szukali innych szkół, bądź zapisywali się do tworzonej z inicjatywy władz w Polskiej Szkole klasy białoruskojęzycznej. Z tej możliwości skorzystali, jak dotąd rodzice pięciorga dzieci. Dwadzieścia dziewięć podań natomiast wciąż pozostaje bez odpowiedzi. – Jeśli sprawa się nie rozstrzygnie do końca sierpnia, to będę musiała oddać dziecko do pierwszej lepszej szkoły, w której znajdzie się wolne miejsce – skarży się w rozmowie z nami matka Polka z Grodna, pragnąca oddać swoją córkę do Polskiej Szkoły – do klasy z polskim, a nie białoruskim językiem nauczania.

Polska Szkoła w Grodnie, podobnie jak Polska Szkoła w Wołkowysku, została wybudowana za pieniądze polskiego podatnika i w Grodnie ma służyć interesom polskiej mniejszości narodowej. Obydwie placówki działają w białoruskim państwowym systemie edukacji, a ich dyrekcje są zależne od władz i im uległe, nawet jeśli szkodzi to interesom rodziców i narusza status samych placówek edukacyjnych.

 Znadniemna.pl

Władze oświatowe Grodna upierają się przy pomyśle stworzenia w Polskiej Szkole w Grodnie pierwszej klasy białoruskojęzycznej, która ma powstać kosztem niesformowania dodatkowej pierwszej klasy dla dzieci, pragnących pobierać naukę w języku polskim. Obecnie dyrekcja Polskiej Szkoły w Grodnie ma do zaakceptowania bądź odrzucenia podania od rodziców

W niedzielę, 25 lipca, minęły cztery miesiące od uwięzienia przez reżim Łukaszenki prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Z tej okazji z inicjatywy Zarządu Głównego ZPB w Sopocie, Warszawie i Białymstoku odbyły się pikiety z żądaniem uwolnienia członków Związku Polaków na Białorusi. We wszystkich miastach akcje rozpoczęły się o godzinie 14.

Sopot
W Sopocie akcja zgromadziła około pięćdziesięciu osób. Byli wśród nich m.in. członkowie Związku Polaków na Białorusi, którzy musieli uciekać przez represjami łukaszenkowskiego reżimu i w Polsce znaleźli możliwość osiedlenia się w Trójmieście. Ponadto w pikiecie wzięli udział przedstawiciele sopockiego samorządu, parlamentarzyści, reprezentujący Pomorze w obydwu izbach polskiego parlamentu: posłanka na Sejm RP Henryka Krzywonos-Strycharska i wicemarszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz oraz mieszkańcy Trójmiasta, nieobojętni na krzywdę, dziejącą się Polakom na Białorusi.
Uczestnicy akcji trzymali ogromny baner ze zdjęciami Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta na tle białoruskiej, biało-czerwono-białej, flagi narodowej i z hasłem „Siedzą, bo są Polakami”.
Jako pierwszy głos zabrał wiceprezydent Sopotu Marcin Skwierawski.
– Naszym moralnym obowiązkiem jest upominać się o nich, o wolność dla ponad 500 więźniów politycznych, którzy siedzą w białoruskim więzieniu. Reżim Łukaszenki przekracza wszelkie granice. Taką granicą jest wzywanie dzieci z polskich szkół działających na Białorusi do komitetu śledczego na przesłuchania – mówił samorządowiec, przekazując informacje publikowane na portalu Znadniemna.pl. – Dzisiaj rolą Polski jest poruszenie tej sprawy na arenie międzynarodowej – zauważył Marcin Skwierawski.
Kolejnym mówcą, doskonale znającym uwięzionych przez reżim Łukaszenki Polaków i współpracującym z Andżeliką Borys jako Marszałek Senatu RP poczynając od 2005 roku, był piastujący obecnie funkcję wicemarszałka Senatu RP Bogdan Borusewicz.
– Świadomość Białorusinów, ale i Polaków mieszkających na Białorusi, się zmieniła – mówił polityk, podkreślając, że „Związek Polaków na Białorusi zajmuje się przede wszystkim kulturą polską, językiem polskim i powinien mieć możliwość działania”. – Można było się jednak spodziewać, że dojdzie do tego ataku. Niezależnie od tego, co będzie się działo na Białorusi, nie zapomnimy o więźniach politycznych w tym kraju. Będziemy się domagać ich uwolnienia – oświadczył Bogdan Borusewicz.
Słowa wsparcia dla Polaków na Białorusi i ich więzionych liderów brzmiały także w przemówieniach innych uczestników, wśród których znaleźli się m.in. przedstawiciele władz Gdańska, m.in. wiceprezydent Gdańska Piotr Borawski.
Podczas akcji Bożena Grzywaczewska, działaczka opozycji demokratycznej z czasów PRL, wzywała obecnych do pisania i wysyłania listów do Polaków, osadzonych w białoruskim więzieniu.
Pikieta na pl. Przyjaciół Sopotu zakończyła się wspólnym zdjęciem oraz okrzykiem: „Niech żyje Wolna Białoruś!”.

Przemawia Andrzej Pisalnik, sekretarz Zarządu Głównego ZPB, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

Przemawia Marcin Skwierawski, wiceprezydent Sopotu

Przemawia wicemarszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz

Przemawia Bożena Rybicka-Grzywaczewska, prezes Gdańskiej Fundacji Dobroczynności

Wiceprezydent Sopotu Magdalena Czarzyńska-Jachim

Przemawia wiceprezydent Gdańska Piotr Borawski

Białystok

Z dużym banerem: „Siedzą, bo są Polakami”, stanęli pod konsulatem białoruskim w Białymstoku uczestnicy miejscowej pikiety solidarności z więzionymi przez reżim Łukaszenki liderami polskiej mniejszości narodowej na Białorusi – prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliką Borys oraz członkiem Zarządy Głównego ZPB Andrzejem Poczobutem uczestników akcji, wśród których były m.in. deportowane z Białorusi do Polski po dwóch miesiącach więzienia działaczki ZPB Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, skandowało hasła, które musiały być słyszane w białoruskiej placówce konsularnej: „Wolność dla Andżeliki i Andrzeja!”, „Wolność dla Polaków na Białorusi!”, „Wolność dla Białorusinów na Białorusi!”.

Prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Anna Kietlińska

Irena Biernacka, członkini Zarządu Głównego ZPB, prezes Oddziału ZPB w Lidzie

Maria Tiszkowska, członkini Zarządu Głównego ZPB, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku

Maria Żeszko, była prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” z córką Anną i wnukiem

Warszawa
Kilkanaście osób, zarówno Polacy, jak i Białorusini, rodziny z dziećmi i osoby, które w ostatnim roku wyjechały z Białorusi, wyszło pod Ambasadę Białorusi w Warszawę, aby protestować w czwartą miesięcznicę uwięzienia Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta.
W pewnym momencie demonstranci ustawili się na trawniku wzdłuż ulicy Wiertniczej, pokazywali kierowcom transparenty oraz długi baner z wizerunkiem Borys i Poczobuta na biało-czerwono-białym tle i hasłem: „Siedzą, bo są Polakami”. Przejeżdżające samochody trąbiły w geście solidarności.
– To ważne, by protestować nie tylko dzisiaj, ale zawsze – mówiła dziennikarzom Weronika Piłuta, która nie opuszcza żadnych akcji publicznych, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi. Jej matką jest Irena Biernacka, działaczka oddziału Związku Polaków w białoruskiej Lidzie, która była więziona przez białoruskie władze. Pod koniec maja reżim Łukaszenki uwolnił ją wraz z Marią Tiszkowską i Anną Paniszewą.
Weronika Piuta dodała także: – Przychodzimy po wolność, bo o nią walczymy i odzyskamy ją dla Białorusi. Nie jestem zadowolona z działań społeczności międzynarodowej, my protestujemy od sierpnia 2020 roku, a dopiero niedawno inne kraje zwróciły uwagę na dyktatorską, antyludzką wręcz, istotę reżimu Łukaszenki.

Weronika Piuta (po prawej), córka Ireny Biernackiej

Znadniemna.pl na podst. Wyborcza.pl/ Foto: Władysław Tokarski, Jerzy Bartkowski, Iness Todryk-Pisalnik i Agencja Gazeta

W niedzielę, 25 lipca, minęły cztery miesiące od uwięzienia przez reżim Łukaszenki prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Z tej okazji z inicjatywy Zarządu Głównego ZPB w Sopocie, Warszawie i Białymstoku odbyły się pikiety z żądaniem uwolnienia

Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej w Białymstoku we współpracy ze Stowarzyszeniem Edukacji i Dialogu „Fontis et Futura” i Młodzieżowym Domem Kultury w Białymstoku zapraszają do wzięcia udziału w Konkursie fotograficznym „Twarze Kresów”.  Termin nadsyłania prac upływa z dniem 1 września 2021 roku.

Partnerem Konkursu na Białorusi jest Związek Polaków na Białorusi, a sam konkurs jest skierowany do uczniów szkół średnich, studentów studiów stacjonarnych i niestacjonarnych z uczelni publicznych i prywatnych, a także do  wszystkich  osoó zainteresowanych historią dawnej Rzeczypospolitej oraz dziedzictwa polskiego na współczesnej Litwie, Białorusi i Łotwie.

Jak czytamy w materiałach informacyjnych organizatorów Konkursu jego głównym celem jest pokazanie wspólnoty kulturowej i dziedzictwa północno-wschodnich ziem dawnej Rzeczypospolitej.

Organizatorzy Konkursu pragną także stworzyć warunki do współpracy między społeczeństwem polskim, białoruskim i litewskim.

„Zadaniem Uczestników Konkursu jest wykonanie fotografii przedstawiających szeroko rozumianą wspólnotę kulturową oraz dziedzictwo dawnej Rzeczypospolitej. Szczególnie oczekiwane są zdjęcia dokumentujące społeczność i życie mieszkańców kultywujących tradycje wywodzące się ze specyfiki terenów pogranicza i dzisiejszej Białorusi, Litwy, Łatgalii (na Łotwie) i Podlasia (Polska)” – piszą organizatorzy prosząc o nadsyłanie prac i pytań dotyczących konkursu na adres: [email protected]

Konkurs fotograficzny „Twarze Kresów”  przewiduje  nagrody pieniężne dla zdobywców pierwszych trzech miejsc.

Zwycięzca Konkursu może liczyć na nagrodę wysokości nawet 1000 złotych.  Za miejsce II przewidziane jest wynagrodzenie 800 złotych, a za III miejsce wynagrodzenie stanowi 700 złotych.

Ponadto nagrodzone oraz wybrane spośród wszystkich nadesłanych przez uczestników prace zostaną zaprezentowane w postaci wielkoformatowej wystawy w Białymstoku!

Zainteresowani udziałem w w Konkursie fotograficznym „Twarze Kresów” powinni wypełnić Deklarację uczęstnictwa w Konkursie, która jest do pobrania TUTAJ.

Zachęcamy ponadto do zapoznania się z REGULAMINEM KONKURSU.

Znadniemna.pl za rodm-bialystok.pl

Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej w Białymstoku we współpracy ze Stowarzyszeniem Edukacji i Dialogu „Fontis et Futura” i Młodzieżowym Domem Kultury w Białymstoku zapraszają do wzięcia udziału w Konkursie fotograficznym "Twarze Kresów".  Termin nadsyłania prac upływa z dniem 1 września 2021 roku. Partnerem Konkursu na Białorusi

Uwięziony prawie 4 miesiące temu przez reżim działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut, po tygodniach milczenia znów zaczął przysyłać listy do rodziny i przyjaciół.

Pisze w nich, jak się czuje, o swoim nastroju i o tym co robi w ciągu dnia. Trzech anonimowych czytelników Svabody podzieliło się swoimi listami od więźnia Łukaszenki.

Przypomnijmy, że Andrzej zakaził się w więzieniu w Żodzino koronawirusem, bardzo osłabł i źle znosił chorobę. Pod naciskiem mediów został przeniesiony ze zwykłej celi do izby chorych, a gdy doszedł do siebie został skierowany na trzytygodniową kwarantannę, do 8 lipca. W tym czasie nie miał z nim kontaktu ani prawnik, ani rodzina. Musieli zadowolić się lakoniczną informacją o stanie jego zdrowia. Będąc na kwarantannie nie mógł wysyłać ani odbierać listów.

Oto fragmenty listów:

„Nie tracę optymizmu i pogody ducha”

Andrzej przyznaje, że ciężko znosił chorobę, ale na razie nie odczuł skutków ubocznych zakażenia i ma nadzieję, że tak pozostanie;

„Moje serce nadal, dzięki Bogu, pracuje normalnie. Mam nadzieję, że moje zdrowie jest silniejsze niż myślałem”- napisał.

Mimo trudności Poczobut utrzymuje dobry nastrój.

„Chociaż rzeczywistość jest tu w ciemnej tonacji, nie tracę optymizmu i pogody ducha. Wierzę, że ostatecznie i tak wygra prawda i sprawiedliwość”.

Pobyt w więzieniu w porze letniej nazywa piekłem;

„Prawdziwą karą jest tutaj upał, który jest przyjemny na dworze i nad rzeką lub jeziorem. (…) Tak więc w tym roku, jak nigdy dotąd, czekam na koniec lata, a przynajmniej na porę deszczową nad Żodzino. To oczywiście czysty egoizm, ale nawet nie będę tego ukrywał” – pisze Andrzej.

Jednemu z kolegów dziennikarz opowiedział w liście anegdotę o Rokossowskim i Stalinie:

„Kiedy Rokossowski został zwolniony z więzienia w 1940 roku (zdaje się) i spotkał się ze Stalinem, przywódca proletariatu bez mrugnięcia okiem zapytał: „Gdzie byłeś tak długo? Rokossowski odpowiedział: Byłem w więzieniu, towarzyszu Stalin”. „Cóż, znalazłeś czas żeby w więzieniu posiedzieć” – odpowiedział Stalin.

Po kwarantannie więzień powrócił do „tradycyjnego harmonogramu” i codziennych przygotowań do procesu.

„Moja sprawa toczy się powoli, ale nie przejmuję się.  W więzieniu jesteś tylko pasażerem, który podróżuje, a raczej którego wiozą, a twój wpływ na kierunek, w którym się poruszasz, jest bardzo ograniczony”- konstatuje dziennikarz.

Przyznaje, że do takich okoliczności trudno się przyzwyczaić.

„Ale kiedy już się do tego przyzwyczaisz, wiesz, że czasami musisz być bardzo twardym, a czasami po prostu nie zwracasz uwagi i żyjesz w przekonaniu, że czas mija i nikt nie może tego zatrzymać. Wszystko minie, to (więzienie) też – pisze z właściwym sobie dystansem do rzeczywistości Andrzej Poczobut.

Data rozpoczęcia procesu nie została jeszcze wyznaczona.

„Jak dotąd czas leci bardzo szybko. Nie zdążysz się obejrzeć – a już jest wieczór” – pisze.

„Każdy krok – to krok w kierunku Grodna”

Poczobut napisał, że żyje głównie wspomnieniami swojego rodzinnego Grodna, „naszego pięknego Niemna”.

„Bardzo go kocham. Jest tak rozmaity: od wąskiego ruczaju do morskich wręcz szerokości… Uwielbiam też letni las, kiedy tymianek, kiedy inne kwiaty… W ogóle brakuje natury” – cytuje Svaboda słowa Andrzeja.

Pisze, że stara się jak najwięcej ćwiczyć w celi i dużo spacerować.

„Wymyśliłem to tak: każdy krok to krok w kierunku Grodna. To bardzo motywujące”.

W ostatniej celi, w której siedział, miał 4 kroki w jedną stronę, ale chodził kilka godzin dziennie.

„Każdy krok – i jesteś bliżej domu. To motywuje! Wiem, że wywieźli mnie daleko, a zabiorą jeszcze dalej, ale jak się nie poddasz i będziesz kroczyć dalej, prędzej czy później dotrzesz do domu, naszego królewskiego miasta”.

Przypominamy, w najbliższą niedzielę przypada 4 miesięcznica uwięzienia Andrzeja Poczobuta. W Warszawie, Białymstoku i Sopocie odbędą się o godzinie 14.00 pikiety, którego uczestnicy będą się domagać uwolnienia Andrzeja i prezes ZPB Andżeliki Borys.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl, fot.: facebook.com

Uwięziony prawie 4 miesiące temu przez reżim działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut, po tygodniach milczenia znów zaczął przysyłać listy do rodziny i przyjaciół. Pisze w nich, jak się czuje, o swoim nastroju i o tym co robi w ciągu dnia. Trzech anonimowych czytelników Svabody podzieliło się swoimi

„Ubiegłoroczna kampania wyborcza i wynikające z niej sankcje i prześladowania Białorusi wyraźnie pokazały, że nasza strategia polityki zagranicznej wymaga poważnej korekty. Musimy jasno zrozumieć, co się wokół nas dzieje,(…) na ile potrafimy szybko i profesjonalnie dostosować się, odpowiadając na współczesne wyzwania i zagrożenia” – powiedział Aleksander Łukaszenka na naradzie z białoruskimi dyplomatami ws. priorytetów polityki zagranicznej.

Według białoruskiego dyktatora, w tak napiętej sytuacji tylko profesjonalna, a co najważniejsze – oddana swojej pracy i krajowi kadra dyplomatyczna jest w stanie godnie zareagować. Łukaszenka ostrzegł dyplomatów, którzy „nie staną po stronie narodu, kraju i prezydenta”, że takich kadr kraj nie potrzebuje.

Aleksander Łukaszenka postawił przed swoimi dyplomatami zadanie opowiedzenia światu o wojnie, ludobójstwie i „polskiej okupacji”. Lata 1920-39, czyli czas, w którym ziemie należące dziś do Białorusi leżały w granicach II RP, nazwał okupacją.

„Całemu światu należy powiedzieć straszną prawdę o okropnościach wojny, ludobójstwie narodu białoruskiego, polskiej okupacji w okresie międzywojennym i innych niepochlebnych faktach, które wstydziliśmy się pokazać ze względu na naszą przyzwoitość” – cytuje słowa Łukaszenki jego służba prasowa.

Zażądał zdemaskowania wszystkich okupantów i kolaborantów. Przeciwstawił ich potomkom wielkich zwycięzców, którym kraje Europy powinny dziękować, a nie tłamsić sankcjami.

„Nadszedł czas, aby zdemaskować wszystkich okupantów i kolaborantów. W przeciwieństwie do nich, jesteśmy potomkami wielkich zwycięzców, którzy przywrócili pokój narodom Europy i uratowali niejedno pokolenie przed zagładą. Kraje i narody Europy powinny nam podziękować za to, co zrobiło poprzednie pokolenie, ale nie dusić nas sankcjami” – powiedział.

Łukaszenka podkreślił, że dyplomaci powinni mówić o tym codziennie w krajach, w których pracują, zamieszczać wpisy na portalach społecznościowych i występować w mediach. Według niego, należy pokonać wroga jego własną bronią.

„Musisz uderzyć wroga jego własną bronią. Tylko my mamy po swojej stronie prawdę i męstwo naszych przodków. Jeśli chodzi o nich, to nie mają nic poza żałosnymi okrzykami, szantażem i rewanżyzmem” – powiedział.

Białoruski dyktator nazwał to, co dzieje się dziś na świecie wojną, która wymaga dostosowania strategii polityki zagranicznej. Porównywał dyplomatów do wojskowych i groził im surowymi karami w przypadku zdrady. Oprócz tego domagał się walki o każdy traktor i kombajn, i obrony interesów białoruskich przedsiębiorstw.

Znadniemna.pk za Kresy24.pl/reform.by/ belta.by/president.gov.by/fot.: Valery Sharifulin\TASS via Getty Images

„Ubiegłoroczna kampania wyborcza i wynikające z niej sankcje i prześladowania Białorusi wyraźnie pokazały, że nasza strategia polityki zagranicznej wymaga poważnej korekty. Musimy jasno zrozumieć, co się wokół nas dzieje,(…) na ile potrafimy szybko i profesjonalnie dostosować się, odpowiadając na współczesne wyzwania i zagrożenia” – powiedział

Białoruska i polska laureatki Nagrody Nobla w dziedzinie literatury Swiatłana  Aleksijewicz i Olga Tokarczuk spotkały się w dniu 15 lipca w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu.  Panie rozmawiały o literaturze i jej roli we współczesnym świecie, a także o sytuacji politycznej zarówno na Białorusi, jak też w Polsce, szczególny nacisk kładąc na roli, jaką w życiu publicznym mogą i powinny odgrywać kobiety.

Spotkanie noblistek, które odbywało się pod tytułem „Protest/Pratest” poprowadziły: znana polska feministka, prof. Magdalena Środa i nie mniej znana dziennikarka Monika Olejnik.

Bohaterki wieczoru oraz półtoratysięczną publiczność na początku spotkania przywitał prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Przyznał on, że cieszył się z powodu ogromnych kolejek do kas Narodowego Forum Muzyki po darmowe wejściówki – w kolejce trzeba było wystać nawet trzy godziny.

Odpowiadając na pytanie Moniki Olejnik, o roli kobiet w białoruskim proteście przeciwko reżimowi Łukaszenki, Swiatłana Aleksijewicz odwołała się do tytułu jednej ze swoich książek „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Rewolucja na Białorusi według białoruskiej noblistki okazała się być zdominowana przez kobiety. Aleksijewicz przekonywała także, że „gdyby na czele naszej rewolucji było więcej mężczyzn, to doszłoby do rozlewu krwi”. To właśnie kobiety zapobiegły jej zdaniem eskalacji przemocy, wychodząc na ulice w białych szatach i z kwiatami.

Rodzaj osobistych przeżyć okazała się mieć w związku z rewolucją na Białorusi także polska noblistka. Olga Tokarczuk opowiedziała historię białoruskiej blogerki, która od 19 maja tego roku przebywa w mińskim więzieniu (została uznana za więźnia politycznego – red.) i nazywa się tak samo jak polska noblistka. Ta zbieżność imion i nazwiska wstrząsnęła Olgą Tokarczuk, kiedy ujrzała w internecie nagłówki „Olga Tokarczuk siedzi w więzieniu”.

„Zdałam sobie wówczas sprawę, że protesty na Białorusi dotyczą nas wszystkich” – powiedziała, konkludując, że każdy z obecnych, gdyby znalazł się na Białorusi – mógłby trafić do więzienia.

Podczas wieczoru noblistki poruszały też inne tematy, mówiły m.in. o zmęczeniu ludzi, którzy przez długi czas żyją w pandemii. Dużo czasu panie poświęciły też tematom literackim, m.in. zagadnieniu tak zwanej „literatury kobiecej”.

Na spotkanie noblistek pt. „Protest/Pratest” we Włocławiu przybyła spora grupa obywateli Białorusi, uciekających przed prześladowaniami ze strony władz.

Organizatorami wydarzenia, uznanego przez prezydenta Wrocławia za „najbardziej masowe spotkanie literackie w maseczkach” były: Urząd Miasta Wrocławia, Wrocławski Dom Literatury, a także społecznoścui i inicjatywy: Wrocław Miasto Literatury UNESCO, Bruno Schulz. Festiwal, Fundacja Olgi Tokarczuk i Narodowe Forum Muzyki.

Marta Tyszkiewicz z Wrocławia, fot.: facebook.com

Białoruska i polska laureatki Nagrody Nobla w dziedzinie literatury Swiatłana  Aleksijewicz i Olga Tokarczuk spotkały się w dniu 15 lipca w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu.  Panie rozmawiały o literaturze i jej roli we współczesnym świecie, a także o sytuacji politycznej zarówno na Białorusi, jak

25 lipca mijają cztery miesiące od momentu uwięzienia przez białoruski reżim prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta w ramach tzw. „sprawy Polaków”.

Nasi koledzy usłyszeli absurdalne zarzuty „podżegania do nienawiści na tle narodowościowym i religijnym” oraz „rehabilitacji nazizmu” tylko dlatego, że są Polakami i od wielu lat działają na rzecz pielęgnowania w środowisku polskiej mniejszości narodowej na Białorusi polskich tradycji, kultury oraz języka. „Zbrodnią”, popełnioną przez naszych kolegów według dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki jest także to, że Andżelika i Andrzej pielęgnowali pamięć o Polakach, którzy w różnych okresach dziejowych działali i walczyli o dobro swojego narodu i na terenach leżących obecnie w granicach Republiki Białorusi.

Pielęgnowanie pamięci o przodkach, modlitwa za nich jest działalnością, która w każdym narodzie i kulturze postrzegana jest w kategoriach cnoty oraz obowiązku potomnych wobec przodków – w każdym narodzie i w każdej kulturze, z wyjątkiem mentalnych spadkobierców kultury i zwyczajów, właściwych stalinowskim zbrodniarzom. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że Andżelice Borys i Andrzejowi Poczobutowi za działalność kulturalno-światową połączoną z pielęgnowaniem pamięci o historii ziemi, na której żyje i działa na Białorusi polska mniejszość narodowa, grozi kara od 5 do 12 lat pozbawienia wolności?

Zarząd Główny Związku Polaków na Białorusi postanowił w czwartą miesięcznicę uwięzienia Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta zorganizować akcje protestacyjne w różnych miastach Polski, w których w wyniku represji ze strony reżimu Łukaszenki znaleźli się działacze ZPB, albo inni prześladowani przez reżim Łukaszenki obywatele Białorusi.

Akcje w formie pikietowania z żądaniem uwolnienia Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta odbędą się  25 lipca w Warszawie, Białymstoku oraz w Trójmieście (Sopot) Początek akcii – godzina 14:00.

Każdy, kto chciałby dołączyć do tych akcji może wydrukować sobie plakat z podobizną Andrzeja, bądź Andżeliki z poniższych ilustracji, przygotowanych przy pomocy Białoruskiego Domu w Warszawie:

Zachęcamy też Polaków z Białorusi oraz sympatyków ZPB we wszystkich miejscach Polski do organizowania spontanicznych akcji, informujących o niesprawiedliwym uwięzieniu przez reżim Łukaszenki liderów polskiej mniejszości na Białorusi:

Prezes ZPB Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB, znanego dziennikarza Andrzeja Poczobuta!

Znadniemna.pl

25 lipca mijają cztery miesiące od momentu uwięzienia przez białoruski reżim prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta w ramach tzw. „sprawy Polaków”. Nasi koledzy usłyszeli absurdalne zarzuty „podżegania do nienawiści na tle narodowościowym i religijnym” oraz „rehabilitacji nazizmu”

 Naumowiczach koło Grodna na zachodniej Białorusi upamiętniono męczeńską śmierć Marianny Biernackiej. Pochodząca z Lipska nad Biebrzą polska błogosławiona została rozstrzelana przez Niemców 13 lipca 1943 roku wraz z grupą innych mieszkańców jej miejscowości.

Na terenie byłych fortów za wsią Naumowicze, gdzie Mariannę Biernacką zabito, nabożeństwo celebrował ksiądz Józef Staniewski.

Biskup pomocniczy diecezji grodzieńskiej powiedział Polskiemu Radiu, że Marianna Biernacka zginęła oddając swe życie za synową i jej nienarodzone dziecko. – Takiej miłości potrzebuje dzisiejszy człowiek – miłości ofiarnej. Przychodzimy tu aby raz jeszcze dotknąć tamtej atmosfery gdy człowiek zabijał człowieka – powiedział biskup Staniewski.
Kwiaty pod symbolicznym krzyżem upamiętniającym pomordowanych złożył Andrzej Raczkowski – polski konsul generalny w Grodnie. – Przyjechaliśmy tutaj aby wspominać ofiary żołnierzy niemieckich. I symbolem tych wydarzeń jest błogosławiona Marianna Biernacka. Modlimy się za tych którzy zginęli w 1943 roku – powiedział konsul Raczkowski.
Na uroczystość przybyli pielgrzymi z okolicznych miejscowości – głownie z pobliskiego Grodna. W tym roku ze względu na różne ograniczenia w przekraczaniu granicy na uroczystość nie mogli przyjechać mieszkańcy Lipska położonego po polskiej stronie granicy.
 Znadniemna.pl za polskieradio24.pl

 Naumowiczach koło Grodna na zachodniej Białorusi upamiętniono męczeńską śmierć Marianny Biernackiej. Pochodząca z Lipska nad Biebrzą polska błogosławiona została rozstrzelana przez Niemców 13 lipca 1943 roku wraz z grupą innych mieszkańców jej miejscowości. Na terenie byłych fortów za wsią Naumowicze, gdzie Mariannę Biernacką zabito, nabożeństwo celebrował

Z księdzem Ryszardem Umańskim, proboszczem parafii pw. św. Wojciecha w Częstochowie, gorliwym patriotą, kapelanem NSZZ „Solidarność” i środowisk patriotyczno-niepodległościowych w Częstochowie, a także wieloletnim przyjacielem Związku Polaków na Białorusi i osobiście prezes ZPB Andżeliki Borys, spotkaliśmy się we Władysławowie. Kapłan zorganizował w tym nadmorskim miasteczku obóz wakacyjny dla dzieci ze swojej parafii w Częstochowie, na który zaprosił Polaków z Białorusi, uciekających przed represjami dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki.

W latach poprzednich, dzięki przyjaźni księdza ze Związkiem Polaków na Białorusi i naszą prezes Andżeliką Borys, działacze ZPB, a także uczniowie szkół społecznych, działających przy organizacji, często wyjeżdżali do Polski na zaproszenie księdza Ryszarda Umańskiego. Sam ksiądz starał się także odwiedzać swoich przyjaciół z Białorusi w ich kraju. W roku 2018, niestety, władze Białorusi stwierdziły, że podróżowanie na Białoruś księdza Ryszarda Umańskiego z Częstochowy, zagraża bezpieczeństwu państwa białoruskiego i wydały zakaz wpuszczania kapłana na teren Białorusi. Od tamtego momentu kontakty ZPB z księdzem Ryszardem Umańskim były intensywne, ale nie były to kontakty bezpośrednie. Kiedy jednak na Białorusi pogorszyła się sytuacja polskiej mniejszości narodowej, a Andżelika Borys i jej koledzy z ZPB znaleźli się w więzieniu pod absurdalnymi zarzutami, ksiądz Umański zaczął szukać kontaktu z Polakami, uciekającymi przed grożącym im na Białorusi niebezpieczeństwem. Kiedy udało mu się skontaktować z Polakami z Białorusi, to bez zastanawiania się zaprosił ich do Władysławowa, organizując dla nich świetny, niespodziewany wypoczynek nad polskim Bałtykiem. Wykorzystaliśmy tę możliwość, żeby wspólnie z księdzem Ryszardem powspominać o Andżelice Borys, więzionej obecnie przez reżim Łukaszenki, o współpracy księdza ze Związkiem Polaków na Białorusi oraz o tym, jaka powinna być reakcja społeczeństwa, w tym Kościoła, na ewidentną krzywdę, wyrządzaną niewinnym ludziom przez reżim dyktatorski.

Redaktor portalu Znadniemna.pl Andrzej Pisalnik rozmawia z ks. Ryszardem Umańskim

Znadniemna.pl: Księże Ryszardzie, jest ksiądz wieloletnim przyjacielem ZPB i Andżeliki Borys. Doskonale zna ksiądz, na czym polega działalność ZPB i jego kierowniczki. Czy ksiądz dostrzega logiczną więź między tą działalnością, a zarzutami, które usłyszeli działacze ZPB?

Ks. Ryszard Umański: Jestem ogromnie zaskoczony tym, że w XXI wieku w Europie można kogoś aresztować tylko dlatego, że należy do jakiejś narodowości, że do więzienia można wsadzić kogoś tylko dlatego, że się modlił. Szokiem jest dla mnie to, w jakich warunkach przebywają uwięzione osoby. Co się tyczy Andżeliki Borys, to dziękuję Panu Bogu za przyjaźń z nią, która trwa już chyba ponad dziesięć lat. Już nie pamiętam, w jakich okolicznościach poznaliśmy się, ale nasza przyjaźń była bardzo intensywna. Obserwowałem, jaka Andżelika była aktywna, jak wykorzystywała każdą okazję do tego, żeby w Polsce o Polakach na Białorusi było słychać, żeby ich problemy były dostrzegane i żeby potrzebujący otrzymywali odpowiednią pomoc.

Nie pamięta ksiądz okoliczności zapoznania się z Andżeliką Borys, ale na pewno może ksiądz powiedzieć, od czego zaczęła się współpraca z panią prezes i ze Związkiem Polaków na Białorusi.

– Zaczęliśmy współpracować przy okazji organizowanych przeze mnie wyjazdów dzieci zza wschodniej granicy Polski do Częstochowy. Andżelika zawsze przypominała mi, iż warto, aby w grupie dzieci z Kresów, która u mnie gości, znalazły się polskie dzieci z Białorusi. Z czasem razem zdecydowaliśmy, że będziemy organizować wyjazdy do Częstochowy także dla osób dorosłych. Na jesieni staraliśmy się zorganizować przyjazd działaczy ZPB kilkoma autokarami. Ten zachwyt Polską, Jasną Górą, Częstochową, był zawsze niezwykle autentyczny, bo dla Polaków na całym świecie, a dla Kresowian szczególnie, odwiedzenie Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze było przeżyciem niezwykłym, dla niektórych – największym przeżyciem duchowym w ich życiu.  Pamiętam, jak te osoby dorosłe, niektóre już w sędziwym wieku, cieszyły się, że mogą być w Polsce, że mogą uczestniczyć w jasnogórskich nabożeństwach, że mogą się nasycić otaczającą ich polskością. Andżelika starała się każdego roku organizować dla Polaków na Białorusi takie wyjazdy. Organizowaliśmy z nią różnego rodzaju wydarzenia o charakterze charytatywnym, na przykład bale charytatywne, na które Andżelika przyjeżdżała, aby wesprzeć zbiórkę środków na wyjazdy kolonijne dla dzieci z Białorusi, albo na wyjazdy pielgrzymów z Białorusi na Jasną Górę. Wielokrotnie miałem okazję także przyjeżdżać na zaproszenie Andżeliki na Białoruś. Pamiętam m.in. poświęcenie kaplicy w Stankiewiczach, którą poświęciłem, jako ksiądz z Polski, bo księża katoliccy na Białorusi za poświęcenie tej kaplicy bez zgody władz państwowych mogliby zostać ukarani.

Była to kaplica powstańców styczniowych, która pozostała jedyną pamiątką po nieistniejącej już wsi Stankiewicze, która została zniszczona, bo jej mieszkańcy sprzyjali powstańcom.

– Dla mnie takie historie są niezwykle ważne. Ogromnym przeżyciem była dla mnie możliwość odprawienia Mszy świętej w kaplicy powstańczej po tylu dziesięcioleciach, a właściwie po ponad półtora wieku. Przyjaźń z Andżeliką sprawiała, że podczas wizyt na Białorusi ja, podobnie jak inni rodacy z Polski, od was – Polaków z Kresów – mogliśmy się uczyć autentycznego patriotyzmu.

To, co się stało dzisiaj z Andżeliką Borys, że znalazła się ona w tym strasznym więzieniu, w którym pogorszył się jej stan zdrowia. Wszystko to w głowie mi się nie układa. Bo Andżelika – tak znana osoba, która poświęcała się dla innych – nie miała prawa znaleźć się w więzieniu, bo nikt na świecie nie miał prawa jej do więzienia wsadzić.

Nie możemy tego wiedzieć od samej Andżeliki, ale przedostaje się informacja, że nie chciała się ona zgodzić na wyjazd do Polski pod warunkiem, że nie wróci na Białoruś. Jak ksiądz ocenia taką jej decyzję?

– Myślę, że jeśli jeszcze jest taka możliwość, to powinna podjąć decyzję o wyjeździe do Polski, bo mamy do czynienia z sytuacją, w której chodzi o ratowanie zdrowia i życia. Wobec takiego zagrożenia powinna się zgodzić na ten wyjazd. Inną sprawą jest, że my, jako społeczeństwo, wciąż za mało mówimy o sytuacji, w jakiej znalazła się Andżelika Borys. Jest to przecież osoba znana powszechnie, osoba, która spotyka się z prezydentem, z premierem, z ministrami, z prezydentami miast! Jest przecież osobą tak mocno działającą! Niepokoi mnie, że znowu jest cisza w związku z tą sytuacją, a presja medialna i społeczna powinna być, jak mi się wydaje, mocniejsza. Musimy ciągle, nieustająco żądać jej uwolnienia. Zakładam, że jeśli przyjedzie do Polski, to będzie musiała spędzić jakiś czas w szpitalu, aby dojść do siebie. Jestem bardzo zaniepokojony jej sytuacją i ciągle zastanawiam się – jak można jej pomóc. Na pewno każdy, kto jest patriotą i czuje Kresy zadaje dzisiaj sobie pytanie: co jeszcze można zrobić dla prześladowanych na Białorusi Polaków?

No właśnie – co?

– Mnie udało się was zaprosić tutaj do Władysławowa, gdzie możemy porozmawiać, coś wymyślić… Ale nie może być tak, że ciągle o tym mówimy, ale nie działamy. Przyjaźń, która wiąże mnie z Andżeliką Borys sprawia, że mam wciąż wyrzuty sumienia, że robimy niewystarczająco w sprawie jej uwolnienia. Dobrze, że wy, jako dziennikarze mediów Związku Polaków, że Irena Biernacka, Maria Tiszkowska, inni działacze ZPB – znaleźliście się teraz w Polsce. Bo to dzięki wam i waszym głosom, dzięki świadectwom Ireny i Marii, które doświadczyły, czym jest więzienie, w którym przebywają Andżelika Borys, Andrzej Poczobut i setki innych niewinnych ludzi. Dzięki wam temat prześladowań Polaków na Białorusi, ale także prześladowań Białorusinów, może być wciąż obecny w przestrzeni publicznej. Przecież wy nie jesteście z nieznanej krainy, jesteście zza wschodniej granicy Polski, za którą w XXI wieku dzieje się coś niewyobrażalnego – ludzie cierpią w więzieniach tylko za to, że mają poglądy odmienne od władzy.

Czy w sytuacji, kiedy ludzie są krzywdzeni, jak dzieje się to na Białorusi, czy Kościół może pozostawać obojętny na niesprawiedliwość, czy też powinien reagować i jak stanowcza ma być to reakcja?

– Nie chciałbym oceniać zachowań konkretnych biskupów, czy księży. Ale naszym zadaniem, jako Kościoła, jest stawanie w obronie krzywdzonego. Obojętnie, kto to jest. Musimy stawać w obronie człowieka krzywdzonego. Pamiętam czasy Solidarności, kiedy Kościół głośno mówił o internowanych, kiedy zbieraliśmy paczki dla uwięzionych. Mówiliśmy, że Kościół zawsze powinien stać za człowiekiem pokrzywdzonym. Myślę, że Kościół na Białorusi też to robi, ale to działanie, może komuś wydawać się niewystarczające, a głos Kościoła może wydawać się za cichy. Wtedy warto zrobić tak, aby głos Kościoła stał się bardziej słyszany. Nikt nie powinien zastanawiać się, jakie za to poniesie konsekwencje. Przecież naszą misją, jaką nam polecił Chrystus, jest bronienie człowieka słabszego, takiego, któremu się dzieje krzywda! Jakie za to mogą być konsekwencje? Nikt tego nie wie. Chrystus robił to pomimo tego, że cierpiał i umarł za to na krzyżu. Obrona słabszego i krzywdzonego jest misją Kościoła. To nie podlega żadnej dyskusji. Dyskusyjne mogą być jedynie sposoby stawania w obronie ludzi krzywdzonych.

Irena Biernacka, która doświadczyła przeżyć więziennych, mówi, że w więzieniu, obserwując więźniów kryminalnych, cierpiących często w wyniku tego, że otoczenie okazało się obojętne na ich potrzeby i popchnęło do popełnienia zbrodni, zobaczyła Boga żywego, Boga, który patrzy z wyrzutem na nas wszystkich za to, że nie pomogliśmy tym Jego owieczkom, które zbłądziły i ponosimy współwinę za ludzi karanych za popełnienie zbrodni pospolitych.

– Dziękujmy Panu Bogu za tak piękne doświadczenie religijne pani Ireny. Każdy z nas widzi, albo powinien widzieć w drugim człowieku Pana Boga. Przecież my, jako katolicy, nie odrzucamy żadnego człowieka. Nawet zbrodniarza otaczamy opieką duszpasterską i modlimy się o jego zbawienie. Stąd istnienie w Kościele instytucji kapelanów więziennych. To, że pani Irena tak mocno to odczuła i przeżyła świadczy o tym, że miała piękne doświadczenie religijne. Ważne jest także to, że daje ona świadectwo tego, co w więzieniu przeżyła i zobaczyła. Dostrzec w zbrodniarzu dobro nie jest łatwo, a osądzić się na dodatek, że popełnienie przez niego zbrodni to nasza wina – tym bardziej. To, że pani Irenie zdarzyła się taka refleksja – możemy za to dziękować Panu Bogu.

Wiemy, że z Kościołem jest bardzo związana także Andżelika Borys i, uwzględniając jej wieloletnią przyjaźń z księdzem, wyobraźmy sobie, że może ksiądz do niej, przebywającej w ciężkim więzieniu w Żodzino, coś powiedzieć. Jakie by to były słowa?

– Powiedziałbym, że Pan Bóg jest z nią. Pan Bóg daje jej krzyż do dźwigania. Czasami – bardzo ciężki krzyż do dźwigania. Czasami wydaje nam się, że ten krzyż jest za ciężki na nasze możliwości fizyczne i psychiczne. Pan Bóg nigdy jednak nie daje człowiekowi krzyża, którego by człowiek nie udźwignął. Jeśli daje krzyż dosyć ciężki, lub bardzo ciężki, to również daje siły i łaski. Andżelika Borys nigdy nie wstydziła się Pana Boga i swojej wiary. Zawsze, gdy przyjeżdżała – pytała się o Mszę świętą, chętnie uczestniczyła w nabożeństwach, modliła się, czyli wiary swojej i religijności się nie wstydziła. Myślę, że powinno jej to pomagać znosić trudy więzienia. A gdybym mógł jej teraz coś powiedzieć, to bym powiedział: Bóg jest z tobą. Udźwigniesz ten krzyż, który wydaje ci się bardzo ciężki.

Jeśli człowiek jest mocno wierzący, to przyjmuje wolę Boga, nawet, jeśli wymaga to wielu wyrzeczeń. Myślę, że Andżelika Borys jest człowiekiem bardzo silnej wiary. Skoro tyle dni już w tych nieludzkich warunkach przeżyła, to jednym z czynników, który sprawia, że się trzyma na pewno jest wiara w Pana Boga.

Ksiądz dużo się zajmuje Kresami Wschodnimi. Czy dlatego, że jest ksiądz związany z Kresami jakoś rodzinnie?

– Często mi to pytanie zadają. Ale żadnych udowodnionych powiązań rodzinnych z Kresami nie mam, chociaż na Łyczakowie próbują mi jakichś przodków odnaleźć. Bo w Powstaniu Styczniowym byli jacyś Umańscy i to nazwisko w kontekście Powstania często występuje. Ale z tego, co wiem od swoich rodziców – nie pochodzą oni z Kresów. Miłość do Kresów jest w moim przypadku po prostu miłością od pierwszego spotkania. Pokochałem w Kresach patriotyzm, który ściśle się wiąże z wiarą w Boga i taka wersja patriotyzmu mnie po prostu urzekła. Ciągle staram się połączyć patriotyzm i religijność wśród ludzi w Polsce. Różnie mi to wychodzi. Kiedyś pomyślałem, że najlepszą lekcją historii i patriotyzmu dla Polaków w Polsce jest pokazywanie im rodaków, mieszkających na Kresach, bądź stamtąd pochodzących pod warunkiem, że zachowali swoją kresową autentyczność. Kiedy pracowałem w radiu, zacząłem organizować wycieczki i pielgrzymki na Białoruś, na Wileńszczyznę, na Ukrainę. Efekt tego był często taki, że ludzie, których nie posądzałem o jakiś większy patriotyzm mówili do mnie: księże, w te trzy-cztery dni tutaj usłyszeliśmy więcej o Polsce i miłości do niej, niż przez całe życie, przeżyte w ojczyźnie. Bardzo mocno motywowały mnie tego typu spostrzeżenia i chciałem wywozić na Kresy jak najwięcej ludzi. Dzięki temu, że pracowałem w radiu, miałem dotarcie do wielu ludzi i bardzo wielu mieszkańców Częstochowy zapoznałem z Kresami. Zacząłem nauczycieli i dyrektorów szkół wywozić na Kresy. Później założyliśmy Towarzystwo Patriotyczne „Kresy”, w którym zaczęliśmy działać już, jako grupa pasjonatów Kresów.

Ma ksiądz zakaz wjazdu na Białoruś. Za co?

– To było lato 2018 roku. Jechałem z wielką radością na zaproszenie Andżeliki Borys na obchody 30-lecia Związku Polaków na Białorusi. Byłem zaszczycony faktem, że zostałem zaproszony na uroczystość, tak ważną dla polskiej społeczności na Białorusi. Jechałem niedługo po tym, jak wróciłem z Białorusi z grupą dzieci, które woziłem na Kresy. Stało się dla mnie ogromnym zaskoczeniem, kiedy na granicy mnie de facto zatrzymano, wręcz aresztowano. Jechałem wówczas razem z przewodniczącym „Solidarności” w Częstochowie. Jemu powiedziano, że może sobie jechać, a mnie nie chciano przepuścić bez żadnego tłumaczenia, chociaż miałem ważną wizę białoruską. Pierwszy telefon, który wykonałem wówczas, to był telefon do Andżeliki Borys. Ona próbowała interweniować w ministerstwie, gdzieś jeszcze. Niestety, nie pomogło, a ja usłyszałem, że jestem kryminalistą, który zagraża demokracji na Białorusi. Podobno takich jak ja, mających pieczątki, zakazujące wjazdu na Białoruś jest niewielu. Dlaczego znalazłem się w tak ekskluzywnym gronie? Tego nigdy mi nikt nie wytłumaczył. Andżelika Borys jeszcze próbowała to wyjaśniać, żebym mógł jeździć na Białoruś, ale ja nie naciskałem, aby nie narażać z tym problemem niektórych ludzi. Z jednej strony brakuje mi bardzo tych wyjazdów na Białoruś, ale z drugiej strony ten zakaz zmobilizował mnie do pomagania Polakom z Białorusi oraz innym ludziom z Białorusi tutaj w Polsce.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik

Zapraszamy do obejrzenia wspólnych zdjęć przedsięwzięć z udziałem księdza Ryszarda Umańskiego i działaczy ZPB na czele z Andżeliką Borys:

24 stycznia 2015 roku proboszcz parafii Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, ksiądz Ryszard Umański z Częstochowy celebrował pierwszą po wielu dziesięcioleciach Mszę Świętą w zabytkowej, odnowionej staraniami Związku Polaków na Białorusi, kaplicy w Stankiewiczach – wsi polskiej, zniszczonej przez Sowietów po zakończeniu drugiej wojny światowej za polską postawę patriotyczną jej mieszkańców.

Wawiórka. Kwatera Żołnierzy VII Batalionu 77 PP mjr Jana Piwnika „Ponurego”

Dom-Muzeum Czesława Niemena w Starych Wasiliszkach

24 listopada 2014 roku został zorganizowany przez proboszcza parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej ks. Ryszarda Umańskiego doroczny charytatywny bal dla dorosłych w Częstochowie. Zebrane podczas zabawy fundusze – z biletów i licytacji ofiarowanych przez donatorów darów zostały przeznaczone na organizację pobytu w Częstochowie dzieci z polskich rodzin z Białorusi.

10 lutego 2018 roku Msza św. w grodzieńskiej katedrze w intencji ofiar masowych deportacji polskich obywateli w głąb Związku Sowieckiego zainaugurowała  78. rocznicę pierwszej wywózki Polaków na Syberię i do Kazachstanu – grodzieńskie obchody tej tragicznej rocznicy, zorganizowane przez Związek Polaków na Białorusi.

W dniach 2-3 grudnia 2017 roku 46-osobowa grupa działaczy Związku Polaków na Białorusi z oddziałów w Żołudku, Nowogródku, Porozowie, Repli, Indurze i innych miejscowości  odbyła wycieczkę do duchowej stolicy Polski – Częstochowy.

W dniach 26-27 listopada 2016 roku 46-osobowa grupa Polaków z Białorusi – działaczy ZPB oraz nauczycieli języka polskiego z Grodzieńszczyzny i Mińska – gościła  w Częstochowie na zaproszenie proboszcza miejscowej parafii Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, księdza Ryszarda Umańskiego.

Z księdzem Ryszardem Umańskim, proboszczem parafii pw. św. Wojciecha w Częstochowie, gorliwym patriotą, kapelanem NSZZ „Solidarność” i środowisk patriotyczno-niepodległościowych w Częstochowie, a także wieloletnim przyjacielem Związku Polaków na Białorusi i osobiście prezes ZPB Andżeliki Borys, spotkaliśmy się we Władysławowie. Kapłan zorganizował w tym nadmorskim miasteczku obóz wakacyjny

Skip to content