HomeStandard Blog Whole Post (Page 200)

Odpowiadając na potrzeby stypendystów Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej, zmieniamy zapisy zawieszające wypłatę stypendiów. Stypendia będą wypłacane także stypendystom kontynuującym naukę online.

Zmiany podyktowane są sytuacją epidemiczną na świecie, w wyniku której część stypendystów Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej (NAWA) wyjechało do swych rodzinnych krajów. NAWA, chcąc zapewnić ciągłość wypłat stypendiów, wprowadza zmianę w zapisach zawieszających ich wypłatę osobom, które przebywają jednorazowo poza granicami Rzeczpospolitej Polskiej dłużej niż 30 dni. Stypendystów NAWA, którzy będą kontynuowali kształcenie na zasadach określonych przez uczelnię, w tym kształcenie online, zapisy te nie będą dotyczyły, a stypendia będą wypłacane na dotychczasowych zasadach.

Dotyczy to stypendystów programów stypendialnych:

  • Programu stypendialnego dla Polonii im. gen. Władysława Andersa,
  • Programu stypendialnego im. Stefana Banacha,
  • Programu stypendialnego im. Ignacego Łukasiewicza,
  • Programu stypendialnego Poland My First Choice,
  • Programu stypendialnego POLONISTA.

Także w przypadku Programu wymiany osobowej w ramach współpracy bilateralnej – oferta przyjazdowa, nie będą miały zastosowania zapisy zawieszające wypłatę stypendium lub obniżające jego wysokość osobom, które przebywają poza ośrodkiem goszczącym dłużej niż 15 dni w danym miesiącu, jeżeli osoby te będą kontynuowały kształcenie na zasadach określonych przez uczelnię.

Zasada to stosowana jest w okresie od dnia 11 marca 2020 r. do dnia 30 września 2020 r. NAWA zastrzega sobie prawo do skrócenia lub wydłużenia terminu stosowania powyższych zasad.

Natomiast zasady wypłaty stypendiów osobom przebywającym za granicą w ramach Programu wymiany osobowej w ramach współpracy bilateralnej – oferta wyjazdowa, nie ulegają zmianie.

W uzasadnionych przypadkach możliwe jest przesunięcie terminu realizacji pobytu lub jego części pod warunkiem uzyskania zgody ośrodka goszczącego i zrealizowania wyjazdu do końca 2020 roku. Nie jest możliwe zwiększenie kwoty przyznanego stypendium ani długości wyjazdu.

 Komunikat w sprawie wypłat stypendiów w programach studenckich oraz programie wymiany osobowej w ramach współpracy bilateralnej

Znadniemna.pl za nawa.gov.pl

Odpowiadając na potrzeby stypendystów Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej, zmieniamy zapisy zawieszające wypłatę stypendiów. Stypendia będą wypłacane także stypendystom kontynuującym naukę online. Zmiany podyktowane są sytuacją epidemiczną na świecie, w wyniku której część stypendystów Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej (NAWA) wyjechało do swych rodzinnych krajów. NAWA, chcąc zapewnić ciągłość

W odróżnieniu od władz w Mińsku, nieuznawany przez nie Związek Polaków na Białorusi oficjalnie ogłosił kwarantannę z powodu pandemii. ZPB uczynił to zresztą jako jedyna organizacja społeczna w kraju.

JAK W POLSCE, A NIE JAK NA BIAŁORUSI

Aktywna działalność organizacji została zawieszona 16 marca. To znaczy, że odwołaliśmy wszystkie zaplanowane wcześniej imprezy, zajęcia z języka polskiego, zawiesiliśmy próby i koncerty zespołów muzycznych. Nie odbywają się zawody sportowe – wyjaśnia Andrzej Poczobut, grodzieński dziennikarz i członek Zarządu Głównego ZPB.

Władze organizacji podjęły decyzję na podstawie sygnałów, które na temat rozpowszechniania się koronawirusa dochodziły z Polski i innych krajów Zachodu. Ale także wskutek apeli swoich działaczy – z całej Białorusi. Wielu z nich dzwoniło do grodzieńskiej siedziby Związku i radziło, aby na jakiś czas zaprzestać działalności.

– Odczuliśmy powagę sytuacji, gdy kwarantannę wprowadził polski rząd. I bardzo ważne dla nas było też to, że członkowie naszego Związku Lekarzy Polskich zaproponowali, aby zrobić to samo – przypomina Poczobut.

Tylko na zajęcia języka polskiego uczęszczają przecież nie dziesiątki, ale tysiące ludzi… I, jak podkreśla grodzieński działacz, władze ZPB nie mogły ryzykować ich zdrowiem i życiem.

W SIEDZIBIE ZARZĄDU – PUSTO I CZYSTO

Obecnie w głównej siedzibie organizacji przebywa tylko jedna osoba. Dyżuruje, głównie odpowiadając na telefony. Dopiero wtedy, jeśli sprawa jest bardzo pilna, kontaktującego się człowieka umawia na osobistą wizytę. We wszystkich innych przypadkach, sprawy stara się załatwić zdalnie.

Co prawda pani Irena, która jest dziś na dyżurze, nie ma maseczki, ale przy drzwiach wejściowych znajduje się środek dezynfekcyjny i każdy, kto otwiera drzwi, ma możliwość przemycia nim rąk. Podobne dozowniki są w każdym gabinecie i ubikacji – obok umywalek.

Codziennie specjalnymi środkami przeciera się też blaty biurek i powierzchnie innych sprzętów. Pani Irena opowiada, że te środki bezpieczeństwa zaczęto wprowadzać jeszcze przed wprowadzeniem kwarantanny w sąsiedniej Polsce.

W części oddziałów Związku ich działacze zdecydowali się nosić maseczki. Kilka dni temu do Grodna przyjechała szefowa koła z Lidy. Miała właśnie maseczkę. Jak wyjaśniła, tam podjęto taką decyzję i jest ona respektowana. Nie ma jednak dnia, aby grodzieńskie kierownictwo nie rozmawiało z działaczami z regionów – przez telefon lub Skype…

– Jesteśmy cały czas w kontakcie i w każdym oddziale przy telefonie jest dyżurny. Mamy informacje i panujemy nad sytuacją – zapewnia Poczobut.

Według najnowszych informacji, żaden z członków organizacji jeszcze nie zachorował.

NAUKA? TYLKO ZDALNA!

Jednak największy niepokój wywołuje przebieg procesu nauczania języka polskiego. Nauczyciele nie próżnują: już spróbowali przeprowadzić pierwsze lekcje dla dzieci i dorosłych z Lidy i Brześcia za pośrednictwem Skype’a.

– Dzieciom ta forma nauki bardzo przypadła do gustu. Są bardzo zadowolone – mówi Poczobut. – Ale starsi mówią, że lepiej było tak jak wcześniej…

Niektórzy nauczyciele zaczęli korzystać nawet z polskich platform edukacyjnych. I uczą dzieci według tych samych schematów jak w Polsce. Zresztą w najbliższym czasie zamierzają przenieść całe nauczenie do internetu, bo przecież nie wiadomo, jak długo będzie trwać pandemia. Wszyscy nauczyciele polskiego mogą być za to spokojni o jedno – mimo braku zwyczajnych zajęć, dostają regularnie wynagrodzenie.

„GRANICA ZAMKNIĘTA, LECZ POLSKA PAMIĘTA…”

Pandemia zmieniała życie organizacji – tego nikt nie ukrywa. Mniejsza aktywność doskwiera zresztą nie tylko działaczom i członkom Związku Polaków na Białorusi. Takie są nowe realia i trzeba się w nich uczyć żyć.

– Wcześniej nie tylko Polacy, ale każdy mieszkaniec Grodna mógł wsiąść w samochód i pojechać przez granicę do Kuźnicy na zakupy. A teraz tego nie ma – mówi Poczobut.

Jego zdaniem pandemia zamknęła granice w sposób podobny do tego, jak było to za czasów sowieckich. Co prawda, zauważa, posiadacze Karty Polaka mogą przekroczyć granicę nawet w obecnej, trudnej sytuacji. Podobnie jak osoba posiadająca Kartę Polaka może (podobnie jak obywatel polski) zwrócić się do ambasady RP w kraju trzecim i poprosić o pomoc w ewakuacji do Polski.

– To postanowienie wygląda na dość symboliczne – przyznaje Poczobut. – Ale dla nas, Polaków zamieszkałych nie w Polsce, to wiele znaczy.

KOŚCIOŁY: NIEOPUSTOSZAŁE, ALE NIEPRZEPEŁNIONE

W trudnych chwilach wielu ludzi szuka pocieszenia w Bogu. Nabożeństw w grodzieńskich kościołach nie odwołano i nie ograniczono liczebności ich uczestników, ale wiernych przychodzi na nie i tak znacznie mniej niż zwykle.

– W naszym kościele na Wiszniówce trwają nabożeństwa – opowiada parafianka Alesia. – Ale ludzi jest mało i siedzą z dala od siebie.

Ksiądz Jerzy Marcinowicz, rzecznik prasowy diecezji grodzieńskiej wyjaśnia, że Msze Święte w kościołach odbywają się przy zachowaniu wszelkich możliwych środków bezpieczeństwa. A z niektórych rozpoczęto już transmisje online.

– W ubiegłym tygodniu takie nabożeństwa były w Lidzie i Woronowie. W planach jest poszerzenie tej praktyki – obiecuje ksiądz Jerzy.

Wiadomo jednak, że w sobotę przed Niedzielą Palmową nie odbędzie się Droga Krzyżowa. Nie będzie też uroczystości z okazji Światowego Dnia Młodzieży, który zbiega się z samą Niedzielę Palmową.

– Zwykle biskup grodzieński zapraszał młodzież z różnych parafii. Była tradycyjna procesja z kościoła bernardyńskiego do farnego. Ale w tym roku również z tego zrezygnowaliśmy – potwierdza rzecznik grodzieńskiej diecezji.

Znadniemna.pl za Belsat.eu

 

W odróżnieniu od władz w Mińsku, nieuznawany przez nie Związek Polaków na Białorusi oficjalnie ogłosił kwarantannę z powodu pandemii. ZPB uczynił to zresztą jako jedyna organizacja społeczna w kraju. JAK W POLSCE, A NIE JAK NA BIAŁORUSI – Aktywna działalność organizacji została zawieszona 16 marca. To znaczy,

Na Białorusi potwierdzono 152 zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 – poinformowało w poniedziałek ministerstwo zdrowia. W szpitalach i pod kontrolą lekarzy znajduje się 105 zakażonych, a 47 osób wyzdrowiało – dodano.

Zdjęcie illustracyjne

Tymczasem niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy zaapelowało do władz w Mińsku, aby codziennie przekazywały społeczeństwu aktualne i wiarygodne statystyki zakażeń.

Przekazano również, że w związku z podejrzeniem Covid-19 w ciągu minionej doby do szpitali przyjęto 110 osób. Od końca stycznia przeprowadzono w kraju ponad 30 tys. testów na obecność koronawirusa.

Poprzednie dane dotyczące sytuacji na Białorusi opublikowano w piątek, zakomunikowano wówczas o wykryciu 94 przypadków zakażeń. Przybyło zatem 56 przypadków.

Do wczoraj na Białorusi oficjalnie nie zanotowano przypadków śmierci z powodu zakażenia patogenem. Jedyną znaną Białorusinką, która zmarła w wyniku zachorowania na COVID-19, była Swiatłana Klimuk. To 45-letnia nauczycielka, która pracowała ostatnio w Nowym Jorku.

Dzisiaj rano media doniosły o kolejnej ofierze koronawirusa – tym razem na terenie obwodu witebskiego. Covid-19 spowodował śmierć zasłużonego artysty Republiki Białorusi Wiktara Daszkiewicza.

Apel o codzienne statystyki

Tymczasem niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy zaapelowało do władz w Mińsku, aby codziennie przekazywały społeczeństwu aktualne i wiarygodne statystyki zakażeń. Dotychczas białoruskie ministerstwo zdrowia średnio co drugi dzień podawało dane o zachorowaniach. Stowarzyszenie apeluje również o zorganizowanie pracy służb prasowych na szczeblu lokalnym – tak, aby dziennikarze na bieżąco mogli uzyskiwać informacje o sytuacji epidemicznej w kraju. Ma to zapobiegać szerzeniu się plotek i fake newsów na temat koronawirusa w mediach.

Nie zamknięto granic

Białoruś dotychczas nie wprowadzała radykalnych działań w walce z koronowirusem. Nie zamknięto granic. Nie odwołano zajęć w szkołach, ale rodzice obawiający się o zdrowie mogą nie wysłać dzieci na lekcje. Normalnie gra miejscowa liga piłkarska oraz odbywają się rozgrywki hokeja na lodzie. Jednocześnie podjęte zostały pewne środki profilaktyczne. W sklepach, urzędach i toaletach miejskich pojawiły się środki do dezynfekcji rąk. Na maj przeniesione zostały planowe operacje i konsultacje lekarskie. W stolicy codziennie dezynfekowany jest transport publiczny. Bank narodowy wprowadził dwutygodniową kwarantannę dla gotówki napływającej z obrotu.

KALENDARIUM 

30 marca: Na Białorusi potwierdzono 152 zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 – poinformowało w poniedziałek ministerstwo zdrowia. W szpitalach i pod kontrolą lekarzy znajduje się 105 zakażonych, a 47 osób wyzdrowiało – dodano.

27 marca. Liczba potwierdzonych przypadków infekcji koronawirusem na Białorusi zwiększyła się od środy o osiem, do 94 – poinformowało w piątek tamtejsze ministerstwo zdrowia. 32 osoby wyzdrowiały i już opuściły szpitale lub przygotowują się do tego.
Według ministerstwa zdrowia w kraju przeprowadzono dotąd 24 tys. testów na obecność SARS-CoV-2.

25 marca Na Białorusi do 86 wzrosła liczba osób zakażonych COVID-19. To oznacza, że od poniedziałku, gdy podano ostatnie oficjalne dane liczba zakażonych koronawirusem zwiększyła się o 5 osób. Białoruskie ministerstwo zdrowia poinformowało, że 29 osób już wyzdrowiało. Dotychczas wykonano około 23 tysięcy testów na obecność patogenu.

23 marca Na Białorusi do 81 wzrosła liczba osób zakażonych koronawirusem. Oznacza to, że od soboty, gdy po raz ostatni podawano dane, zarejestrowano 5 nowych zakażeń COVID-19. Białoruskie ministerstwo zdrowia poinformowało, że 22 osoby wyzdrowiały, a 59 jest nadal leczonych. Od chwili rozpoczęcia badań, czyli od 23 stycznia, na Białorusi wykonano ponad 21 tysięcy testów na obecność patogenu.

20 marca  Liczba przypadków zakażenia koronawirusem na Białorusi wzrosła do 69 – poinformowało w piątek ministerstwo zdrowia. Wyzdrowiało 15 osób – dodano.
W szpitalach przebywają 42 osoby z zakażeniem potwierdzonym testami, ale niewykazujące objawów. 12 osób ma symptomy infekcji.
Resort zdrowia poinformował, że od końca stycznia przebadano na obecność wirusa 19 tys. osób.
W środę potwierdzonych przypadków zakażenia SARS-CoV-2 na Białorusi było 51.

18 marca Na Białorusi liczba potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem wzrosła do 51 – poinformowało w środę ministerstwo zdrowia. Z tego dziewięć osób ma objawy infekcji, a 37 przechodzi ją bez objawów. Pięć osób wypisano już ze szpitali.

16 marca: 36 przypadków zakażeń (cztery nowe podczas weekendu)

14 marca: 32 przypadki zakażeń

13 marca: 27 przypadków

12 marca: 21 przypadków

11 marca: 11 przypadków

10 marca 9 (trzy nowe przypadki)

4 marca – 6 (2 nowe przypadki)

3 marca: 4 przypadki

2 marca : 2 nowe przypadki podejrzeń, wciąż 1 przypadek potwierdzony

27 lutego: pierwszy potwierdzony przypadek koronawirusa; testy przeprowadzone 27 lutego w centrum epidemiologii i mikrobiologii wykazały obecność koronawirusa Covid-19 u jednego ze studentów z Iranu

Znadniemna.pl na podstawie PAP/IAR

Na Białorusi potwierdzono 152 zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 - poinformowało w poniedziałek ministerstwo zdrowia. W szpitalach i pod kontrolą lekarzy znajduje się 105 zakażonych, a 47 osób wyzdrowiało – dodano. [caption id="attachment_45293" align="alignnone" width="500"] Zdjęcie illustracyjne[/caption] Tymczasem niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy zaapelowało do władz w Mińsku, aby codziennie

W warunkach ogłoszonej przez Związek Polaków na Białorusi kwarantanny, spowodowanej pandemią wirusa COVID-19, lekcje w prowadzonych przez ZPB placówkach edukacyjnych odbywają się on-line za pomocą nowoczesnych technologii internetowych, czyli za pomocą popularnych komunikatorów, typu Skype, Viber, WattsApp oraz mediów społecznościowych.

Zdjęcie illustracyjne

Tuż po ogłoszeniu kwarantanny w Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie („Batorówce”), nauczycielka placówki Swietłana Timoszko zakomunikowała swoim uczniom na facebooku, że kwarantanna „nie jest czasem ferii” i nauka języka polskiego powinna być kontynuowana.

Od momentu zamieszczenia powyższego komunikatu Swietłana Timoszko prowadzi ze swoimi uczniami zajęcia z języka polskiego on–line, zachęcając do czytania lektur, samodzielnego przerabiania ćwiczeń ortograficznych, które dostępne są na stronach internetowych, rekomendowanych przez ośrodki metodyczne, rekomendowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej RP, m.in. przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG).

Nauczycielka, jako warte uwagi i dostępne do korzystania podała uczniom m.in. takie strony internetowe, jak: www.ortografka.pl, www.dyktanda.net, www.wolnelektury.pl, www.pisupisu.pl.

Po zakończeniu kwarantanny, jak zapewniła uczniów Swietłana Timoszko, wykonane przez nich ćwiczenia i przeczytane lektury zostaną szczegółowo omówione na wznowionych zajęciach w salach lekcyjnych „Batorówki”.

Podobnie, jak Swietłana Timoszko, postępują wobec swoich wychowanków w czasie kwarantanny inni nauczyciele „Batorówki”, a także pedagodzy z wielu ośrodków edukacyjnych, prowadzonych przez ZPB.

Polska Szkoła Społeczna przy ZPB w Lidzie, na przykład, zorganizowała dla swoich uczniów lekcje języka polskiego w formie konferencji on-line, prowadzonych za pomocą  Skype’a.

Lekcję on-line za pomocą Skype’a prowadzi nauczycielka Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Lidzie Tatiana Zdziarska, fot.: facebook.com

Od 23 marca zajęcia on-line prowadzi także Polska Szkoła Społeczna przy ZPB w Brześciu.

Kwarantanna, ogłoszona 16 marca przez kierownictwo Związku Polaków na Białorusi, potrwa do 14 kwietnia, ale może zostać przedłużona, jeśli sytuacja epidemiologiczna nie ulegnie poprawie.

 Znadniemna.pl

W warunkach ogłoszonej przez Związek Polaków na Białorusi kwarantanny, spowodowanej pandemią wirusa COVID-19, lekcje w prowadzonych przez ZPB placówkach edukacyjnych odbywają się on-line za pomocą nowoczesnych technologii internetowych, czyli za pomocą popularnych komunikatorów, typu Skype, Viber, WattsApp oraz mediów społecznościowych. [caption id="attachment_45321" align="alignnone" width="500"] Zdjęcie illustracyjne[/caption] Tuż

Przypadkowo odnaleziona w mińskim archiwum teczka świadczy o tym, że nazwisk ofiar NKWD można szukać w ogólnodostępnych zbiorach. Ale warto się pośpieszyć.

Krzyże w Kuropatach pod Mińskiem na Białorusi poświęcone ofiarom NKWD, fot.: tobster

W Narodowym Archiwum Białorusi (NAB) pod sygnaturą F.4p/op.1/d.16886 znajduje się zbiór dokumentów pochodzący z Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej Białoruskiej SRR: „Specjalne powiadomienia i raporty organów prokuratury i wymiaru sprawiedliwości dotyczące przeprowadzonej pracy za okres styczeń–maj 1940 roku”.

Na 272 (z 321) stronie dokumentu znajdziemy przegląd praktyk sądowych sądów zachodnich obwodów Białoruskiej SRR za I kwartał 1940 roku podpisany przez przewodniczącego Sądu Najwyższego BSRR Wasilija Siedycha i skierowany do pierwszego sekretarza komunistycznej partii Białoruskiej SRR Pantielejmona Ponomarienki.

Ten odtajniony jeszcze po upadku ZSRR dokument nigdy nie ujrzał światła dziennego, a za pośrednictwem „Rzeczpospolitej” ma szansę dotrzeć do szerszej opinii w Polsce. Treść nieznanego dotychczas dokumentu może być kluczem do odnalezienia poszukiwanej od kilkudziesięciu lat białoruskiej listy katyńskiej.

ZWALCZALI KOMUNISTÓW

Siedych raportuje, że w I kwartale 1940 roku sądy w świeżo oderwanych od Polski regionach skazały 174 osoby, z których jedynie 5 uniewinniono. Dowiadujemy się o historii Jana Żukowskiego (syn Kazimierza), który „zmusił niepełnoletniego Kliujko Eugeniusza do napisania antysowieckiej ulotki i powieszenia jej na płocie przy ul. Połoczańskiego w Wołożynie”. Został skazany 29 lutego 1940 roku na dziesięć lat więzienia decyzją białostockiego sądu obwodowego. Z kolei 26 lutego sąd obwodowy w Baranowiczach skazał na osiem lat łagrów „współpracownika polskiej tajnej policji” Mikołaja Tereżkę (syna Wasilia).

Najciekawsze jednak wyłania się, gdy Siedych przeskakuje do II kwartału 1940 roku i przytacza przykład skazanych na śmierć policjantów z miejscowości Stołpce. „Decyzją obwodowego sądu baranowickiego z dn. 17–19 kwietnia 1940 roku Jaskorzynski S.F, Stryjewski S.B, Skoczelias S.I., Rożniewski J.I. zostali uznani za winnych. Zajmując odpowiedzialne stanowiska w policji w Stołpcach, aktywnie prowadzili kontrrewolucyjną pracę skierowaną na rozbicie i stłumienie ruchu rewolucyjnego w byłej Polsce. Zwalczali komunistyczne i komsomolskie organizacje” – czytamy w dokumencie. Następnie dowiadujemy się, że Jaskorzynski, Stryjewski i Skoczelias „zostali skazani na karę śmierci poprzez rozstrzelanie z konfiskacją majątku”. Tymczasem Rożniewskiego „skazano na dziesięć lat łagrów i pozbawiono wszelkich praw na pięć lat”.

„Rzeczpospolitej” udało się ustalić dalsze losy jednego z wymienionych: komendanta policji w Stołpcach komisarza Stanisława Jaskórzyńskiego, który trafił do obozu w Ostaszkowie, a następnie został zamordowany przez NKWD. To świadczy o tym, że nazwiska pozostałych również mogą być zniekształcone, gdyż tłumaczymy je z języka rosyjskiego, na który zostały z kolei przetłumaczone z polskiego.

– Część osób rozstrzelanych na podstawie decyzji Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 roku była aresztowana, osadzona w różnych obozach jenieckich i niepoddana żadnym innym osądom. Jakaś część ofiar zbrodni, jak się okazuje, po aresztowaniu w międzyczasie była objęta innymi wyrokami – mówi „Rzeczpospolitej” prok. Marcin Gołębiewicz, szef oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Warszawie. – Nie można wykluczyć, że ci, których sąd w Baranowiczach skazał na łagry, i tak zostali objęci decyzją Trójki moskiewskiej i zostali rozstrzelani w ramach zbrodni katyńskiej. Takie przypadki się zdarzały, gdy skazanych na łagry mordowano. Nie wiemy, czy dojechali do tych łagrów.

JAWNE I NIEZBADANE

– Nazwiska skazanych z raportów Siedycha to fragment białoruskiej listy katyńskiej, ponieważ jakaś część z tych ludzi może spoczywać np. w Kuropatach. To przełomowy dokument, potwierdzający, że sądy na terenie Białoruskiej SRR również wydawały wyroki śmierci na Polaków i państwo białoruskie powinno wykazywać większe zaangażowanie – mówi „Rzeczpospolitej” historyk i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Wadzim Prewracki, który dotarł do 321-stronicowego dokumentu w NAB. Przyznaje, że na razie zdążył zapoznać się tylko z częścią dokumentu („Rzeczpospolita” posiada kopię części raportu Siedycha).

Zacięcie walczy z białoruskim państwem o pamięć swojej represjonowanej prababci Genowefy Terliuk (z domu Karol). Kobietę wysłano z Wileńszczyzny w 1945 roku na 15 lat katorgi do Workuty „za zdradę ojczyzny” i ślad po niej zaginął. Białoruskie władze kilkakrotnie odmawiały jej rehabilitacji. – Historycy często po raz setny przetaczają stare fakty, czekając aż białoruskie KGB otworzy archiwum i przekaże całą listę zamordowanych. Trzeba tę listę odtwarzać na podstawie tego, co jest dostępne, a dlatego w NAB całodobowo powinna pracować rzesza archiwistów. Są tam tony dokumentów, do których nikt nigdy nie zaglądał. To archiwum partyjne Białoruskiej SRR, które przekazano tam po upadku ZSRR – twierdzi.

Prewracki pierwszy dotarł do tzw. listy odznaczonych funkcjonariuszy NKWD, podpisanej przez ówczesnego komisarza spaw wewnętrznych Ławrientija Canawę, o której na początku lutego pisała „Rzeczpospolita”. (Nazwiska katów z 1939 roku zostały ujawnione.) Wtedy były szef NAB (obecnie szef wydziału publikacji) Wiaczesław Selemenew z NAB mówił „Rzeczpospolitej”, że w głównym białoruskim archiwum „prawie wszystko jest odtajnione”.

ODTAJNIONE I SCHOWANE
– Moich pradziadków rozstrzelano w 1937 roku w Orszy. Oskarżono ich o szpiegostwo na rzecz Polski – opowiada „Rzeczpospolitej” Igor Stankiewicz z inicjatywy „Zamordowani, niezapomniani” i szef portalu kobylaki.by, który gromadzi informacje o zamordowanych przez NKWD w Orszy. Niedawno wytoczył proces NAB w białoruskim sądzie i twierdzi, że główne archiwum białoruskie schowało część odtajnionych wcześniej dokumentów w 2018 roku.

W piątek w pierwomajskim sądzie rejonowym Mińska odbyło się drugie posiedzenie w tej sprawie. – Chodzi o bazę danych niesprawiedliwie represjonowanych, którą zaczęto tworzyć jeszcze na początku lat 90. To 180 tys. nazwisk represjonowanych i rehabilitowanych osób na terenie Białoruskiej SRR.

W odróżnieniu od innych archiwów, gdzie, prosząc o informacje, trzeba udowadniać pokrewieństwo i przechodzić skomplikowane biurokratyczne procedury, w NAB wystarczyło złożyć wniosek i można było otrzymać z tej bazy informacje. Od dwóch lat archiwum odmawia przekazania tych danych – mówi „Rzeczpospolitej” Stankiewicz. – W piątek w sądzie przedstawiciel NAB tłumaczył, że w grudniu 2018 zmienił się wewnętrzny regulamin i od tamtej pory ta baza danych jest wyłącznie do użytku służbowego. Nieoficjalnie mówi się, że chodzi o to, iż na podstawie tych informacji wiele osób potwierdziło pochodzenie polskie i uzyskało Kartę Polaka. Władze więc prawdopodobnie postanowiły to ograniczyć – opowiada.

WIZYTA W KGB

Wszystko wskazuje na to, że polscy historycy powinni się śpieszyć, gdyż teczka „do użytku służbowego” w NAB może w każdej chwili się poszerzyć. Dzisiaj, jak przyznaje znany białoruski badacz zbrodni komunistycznych z Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego Ihar Kuzniacou, jest to jedyne miejsce na Białorusi, gdzie historycy mogą jeszcze znaleźć jakiekolwiek informacje.

– To przypadkowe znalezisko jest niewielkim fragmentem tzw. białoruskiej listy katyńskiej. Trafiło do ogólnodostępnych zbiorów wyłącznie dzięki temu, że organy bezpieczeństwa raportowały do organów partyjnych. Trwający obecnie proces w sądzie w Mińsku świadczy o tym, że dopiero od kilku lat w NAB zaczynają zdawać sprawę z tego, co mają – mówi „Rzeczpospolitej” Kuzniacou. – Wyobraźmy sobie, że np. Canawa raportował w 1940 roku do Ponomarienki o 3870 zamordowanych osobach (tyle nazwisk zawiera nieznaleziona dotychczas białoruska lista katyńska – red.) i taki dokument jest w NAB od początku lat 90. Gdyby nagle został odnaleziony, zostałby natychmiast zabrany stamtąd i żaden użytkownik nie otrzymałby do niego dostępu – dodaje.

W 2017 roku ówczesny zastępca szefa białoruskiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) Igor Siergijenko ujawnił, że archiwa KGB mają dane dotyczące 235,5 tys. represjonowanych w latach 1920–1950. Z nich, jak zaznaczył, dotychczas rehabilitowano 176 tys. osób. Do teczek tych drugich dostęp jest całkowicie zamknięty. Krewni rehabilitowanych mogą wypełnić odpowiedni wniosek i zwrócić się do KGB z prośbą o udzielenie informacji. – Jeżeli udowodnimy pokrewieństwo, to zazwyczaj jesteśmy zapraszani do budynku KGB. Dokumenty wcześniej są starannie badane, a pokazuje je funkcjonariusz, i to nie wszystkie. Na część stron zakłada się białe koperty, zasłania się wszystkie dane dotyczące np. nazwisk funkcjonariuszy NKWD. Pokazuje się jedynie ogólna informacja, która niewiele wnosi. Historycy i naukowcy oczywiście nie mają tam dostępu w ogóle – mówi Kuzniacou.

Stankiewicz był jednym z tych, którzy odwiedzili siedzibę KGB w 2017 roku. Mówi, że mógł jedynie zanotować to, co zdążył usłyszeć, a fragmenty sprawy jego bliskiego krewnego recytował funkcjonariusz. Gdy zwrócił się po raz kolejny do archiwum KGB w 2019 roku, jak przyznaje, odpowiedź niespodziewanie już otrzymał korespondencyjnie. – To dlatego, że złożyłem wniosek przy pomocy znanego białoruskiego prawnika Hariego Pahaniajły i dostałem kopię dokumentów przesłanych pocztą. Pahaniajła nawet sporządził poradnik prawny dla rodzin represjonowanych. Z tego co wiem, jedna inna osoba również otrzymała odpowiedź pocztą – mówi.

KATYŃSKIE KŁAMSTWO WCIĄŻ ŻYJE

Jeden z rozmówców „Rzeczpospolitej” od lat bezskutecznie walczy na Białorusi o jakiekolwiek informacje na temat jego represjonowanego pradziadka, dotychczas nierehabilitowanego. Był wysokiej rangi urzędnikiem w jednej z miejscowości, oderwanych od Polski w 1939 roku. Po przyjściu Sowietów mężczyzna został aresztowany i zniknął bez śladu. Nasz rozmówca prosi o nieujawnienie żadnych danych osobowych jego i jego krewnego. To najlepiej obrazuje atmosferę w kraju, gdzie od ponad ćwierćwiecza rządzi prezydent Aleksander Łukaszenko.

Zresztą główna gazeta Ministerstwa Obrony Białorusi „Wo Sławu Rodiny” (Ku chwale ojczyzny) opublikowała 21 marca artykuł pt. „Kuropaty – nachalne kłamstwo świadomych”. Mówiąc o „świadomych”, autor ma na myśli białoruską opozycję demokratyczną i wprost przytacza stare katyńskie kłamstwo, twierdząc, że w uroczysku pod Mińskiem „rozstrzeliwali Niemcy”, a nie funkcjonariusze NKWD.

– Bardzo dokładnie opisywaliśmy listy wywozowe białoruskie na podstawie list katyńskich i list ukraińskich, ustaliliśmy, że chodzi o ponad 3800 osób, ale nie jesteśmy w stanie ustalić nazwisk ofiar w przypadku tzw. białoruskiej listy katyńskiej. Pomimo różnych starań ze strony Polski nikt na Białorusi oficjalnie nie potwierdził, że taką listą dysponują – mówi prokurator IPN Gołębiewicz. – Wielokrotnie przedstawialiśmy szczegółowy opis, czego szukamy i jak te listy wyglądają, podawaliśmy nawet numeracje tych list, pod którymi powinien stać podpis komisarza spraw wewnętrznych Białoruskiej SRR Ławrientija Canawy. Nigdy nie otrzymaliśmy potwierdzenia, że takie dokumenty na Białorusi są. Biorąc pod uwagę, że kopie odpowiednich list zachowały się na Ukrainie, to możemy domniemywać, że przynajmniej część tych list może się znajdować na Białorusi – dodaje.

Znadniemna.pl za Rusłan Szoszyn/Rzeczpospolita

Przypadkowo odnaleziona w mińskim archiwum teczka świadczy o tym, że nazwisk ofiar NKWD można szukać w ogólnodostępnych zbiorach. Ale warto się pośpieszyć. [caption id="attachment_45317" align="alignnone" width="500"] Krzyże w Kuropatach pod Mińskiem na Białorusi poświęcone ofiarom NKWD, fot.: tobster[/caption] W Narodowym Archiwum Białorusi (NAB) pod sygnaturą F.4p/op.1/d.16886 znajduje się

Rządzący od ponad ćwierćwiecza prezydent pozostał jedynym przywódcą w Europie, który wciąż lekceważy pandemię koronawirusa.

Aleksander Łukaszenko, fot.: Shutterstok

Białoruś nie zamknęła szkół, przedszkoli ani uniwersytetów. Jak gdyby nigdy nic działają nie tylko fabryki i inne zakłady pracy, lecz również puby, kluby nocne, kina, teatry i wiele innych placówek kulturalnych. Na niedzielny pokaz fontann w mińskim cyrku (może zmieścić ponad 1600 widzów) sprzedano prawie wszystkie bilety. Nikt nie zamykał granic dla obcokrajowców, a od czwartku trwają mistrzostwa Białorusi w piłce nożnej.

O tym, czy pandemia koronawirusa jest groźna dla Białorusi, decyduje prezydent Białorusi. – To psychoza – mówił niedawno Aleksander Lukaszenko, który uważa, że zamykanie granic w tej sytuacji „jest głupotą”. W sobotę oświadczył, że nie będzie pomagał wrócić rodakom, którzy wyjechali za granicę „mimo ostrzeżeń”.

Odniósł się też do posiadaczy Karty Polaka, którzy, jak stwierdził, „chodzą tam i z powrotem przez granicę”. Zwrócił się do Straży Granicznej, by „po ludzku uprzedziła” wyjeżdżających, że nie zostaną wpuszczeni z powrotem do kraju. – Będziesz tam siedział, dopóki nie skończy się pandemia – mówił Łukaszenko podczas specjalnej narady z członami rządu. Jeden z uczestników narady przed wejściem do gabinetu prezydenta zrobił znak krzyża. Oznacza to, że białoruski prezydent ostatnimi dniami ma zły humor.

– Łukaszenko bagatelizował sprawę, teraz zaczyna się denerwować. Przegapił epidemię na początkowym etapie. Uznał, że to nic groźnego. Może przejść do historii jako przywódca, który zlekceważył zarazę i ściągnął na Białoruś poważny problem – mówi „Rzeczpospolitej” Andrzej Poczobut, mieszkający w Grodnie polski dziennikarz i działacz nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi.

– Polacy na Białorusi są wdzięczni, że władze w Warszawie pamiętają o nich w tak trudnych chwilach. Ale Łukaszenko opowiada bajki. Nikt nie jeździ przez granicę tam i z powrotem, w Polsce obowiązuje 14-dniowa kwarantanna dla wszystkich wjeżdżających. Żaden z moich znajomych teraz nie wybiera się do Polski – dodaje.

W sobotę białoruski resort zdrowia informował o 76 przypadkach zakażenia. 15 osób, jak wynika z tych informacji, już wyzdrowiało.

Niepokojące są jednak doniesienia niezależnych mediów. W piątek portal Nasza Niwa poinformował, że z powodu koronawirusa w Witebsku zmarła 58-letnia kobieta. Diagnozę potwierdzili bliscy zmarłej, których poddano 14-dniowej kwarantannie. Tymczasem w sobotę resort zdrowia temu zaprzeczył, a Łukaszenko zwrócił się do szefa KGB, by „zajął się tymi, którzy rozpowszechniają nieprawdziwe informacje”. W odpowiedzi na to Nasza Niwa opublikowała stenogramy rozmów z bliskimi ofiary, którzy z telewizji się dowiedzieli, że ich krewna nie miała jednak koronawirusa.

– Władze wychodzą z założenia, że tonący sam powinien się ratować. Łukaszenko obrał bardzo ryzykowną strategię – mówi „Rzeczpospolitej” Aliaksandr Klaskouski, znany białoruski politolog. – Gdyby doszło do nagłego wzrostu zachorowań czy zgonów, byłoby to poważne zagrożenie dla reżimu. Zwłaszcza że zbliżają się wybory prezydenckie (mają się odbyć do 30 sierpnia) – dodaje.

Znadniemna.pl za Rusłan Szoszyn/Rzeczpospolita

Rządzący od ponad ćwierćwiecza prezydent pozostał jedynym przywódcą w Europie, który wciąż lekceważy pandemię koronawirusa. [caption id="attachment_45313" align="alignnone" width="500"] Aleksander Łukaszenko, fot.: Shutterstok[/caption] Białoruś nie zamknęła szkół, przedszkoli ani uniwersytetów. Jak gdyby nigdy nic działają nie tylko fabryki i inne zakłady pracy, lecz również puby, kluby nocne,

Szanowni Państwo!


Od 1 kwietnia 2020 r. rozpoczynamy rejestracje do konkursu „Talenty na
UMCS” na rok akademicki 2020/2021. Program ten daje możliwość
rozpoczęcia bezpłatnych studiów na naszej uczelni. W konkursie mogą
wziąć udział utalentowani kandydaci zagraniczni, którzy mają osiągnięcia
w nauce, sporcie, działalności artystycznej lub społecznej.

Zgłoszenie online, listę kierunków, oraz szczegółowe informacje dostępne
są pod linkiem:
https://www.umcs.pl/ru/pravila-konkursa,14704.htm

Jednocześnie informujemy, że rejestracja na konkurs, jak również i
ogólna rejestracja na studia na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej,
jak zawsze będzie odbywać się przez Internet i rozpocznie się zgodnie z
planem – 1 kwietnia 2020 r.

dr T. Bondarenko
Biuro Rekrutacji UMCS

 

Szanowni Państwo! Od 1 kwietnia 2020 r. rozpoczynamy rejestracje do konkursu „Talenty na UMCS” na rok akademicki 2020/2021. Program ten daje możliwość rozpoczęcia bezpłatnych studiów na naszej uczelni. W konkursie mogą wziąć udział utalentowani kandydaci zagraniczni, którzy mają osiągnięcia w nauce, sporcie, działalności artystycznej lub społecznej. Zgłoszenie online, listę kierunków, oraz

Prawnuk przypadkowo znalazł listy swojej prababci, deportowanej z Zachodniej Białorusi do Kazachstanu i odtworzył jej historię. Los prababci wstrząsnął nim do takiego stopnia, że postanowił uruchomić duży projekt multimedialny.

Badacz historii rodzinnej Michael Daniel Sagatis, którego prababcia Józefa Bujdo zginęła w GUŁAG-u, fot.: svoboda.org

15 marca w Mińsku, w ramach festiwalu filmów krótkometrażowych „Kino niefiltrowane” została zaprezentowana wystawa listów z GUŁAG-u oraz opary na nich film krótkometrażowy pt. „Listy Józefy”. Film opowiada o zesłanej w 1940 roku polskiej obywatelce Józefie Bujdo, która mieszkała w nowogródzkim powiecie, zajętym przez Sowietów po agresji ZSRR  na Polskę 17 września 1939 roku.

Autorem projektu jest obywatel Wielkiej Brytanii, mający, jak sam mówi, pochodzenie polsko-litewskie, prawnuk Józefy Bujdo – Michael Daniel Sagatis.

Michael Daniel Sagatis prezentuje wystawę i listy swojej prababci

Prezentacja filmu i wystawy zbiegły się w czasie z 80. rocznicą masowych deportacji polskiej ludności na Syberię i do Kazachstanu z terenów II Rzeczypospolitej, zajętych  w roku 1939 przez Sowietów w ramach tak zwanego „wyzwoleńczego pochodu” Armii Czerwonej na Zachodnią Białoruś.

Listy ze śmietnika

Historia projektu zaczęła się pięć lat temu w 2015 roku. Wówczas w dalekiej Walii Michaelowi zmarła ciocia. Wraz z ojcem postanowili uporządkować rzeczy, które pozostały po zmarłej w jej domu. Rzeczy okazało się tak dużo, że same ich porządkowanie i segregowanie zajęło mężczyznom prawie rok. Większość wyniesiono na śmietnik.

Listy Józefy Bujdo z GUŁAG-u i książka o niej, wydana przez prawnuka

Pewnego razu Michael wynosił pudło ze starymi gazetami, z którego niespodziewanie wysypały się listy. Michael zebrał je i zaniósł do swoich krewnych. Okazało się, że są to listy pisane przez prababcię Michaela Józefę Bujdo (z domu Bogdanowicz) i wysyłane z obozu w Kazachstanie do krewnych, mieszkających w Białoruskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, we wsi Korsaki (rejon żołudecki). Ogółem w pudle leżało 21 listów, napisanych w latach 1940-1941, zdaniem Michaela – w języku polskim. Ojciec Michaela (wnuk Józefy) bardzo dobrze włada językiem polskim, a jednak zrozumieć treści listów swojej babci nie potrafił – zbyt dużo było w nich niezrozumiałych dla niego wyrazów.

We Lwowie Michael znalazł tłumaczkę, która potrafiła odczytać charakter pisma prababci Józefy i przeczytała listy. Jak się okazało zostały one napisane po polsku z użyciem wielu wyrazów gwarowych i staropolskich. Wszystkie listy zostały przetłumaczone na kilka języków, w tym na współczesny polski oraz na język angielski. Kiedy rok później ta żmudna praca została wykonana, Michael Sagatis, który wcześniej nie interesował się historią swojej rodziny, czuł się wstrząśnięty treścią listów prababci i tragedią, która ją spotkała. Po okruszkach zaczął rekonstruować życiorys Józefy Bujdo. W rodzinie o tym prawie nikt niczego nie opowiadał.

Historia rodziny Bujdo

Prababcia Michaela Józefa, będąc katoliczką pochodzącą ze starego szlacheckiego rodu Bogdanowiczów, wyszła za mąż za prawosławnego Konstantego Bujdę. Rodzice, nie darowali córce tej decyzji i praktycznie zrzekli się jej, w niczym nie pomagając młodemu małżeństwu. U Konstantego i Józefy urodziło się pięcioro dzieci: dwóch synów i trzy córki. W 1935 roku zmarł jeden z synów Piotr, który, służąc w wojsku, zachorował na gruźlicę. Trzy lata później Józefa owdowiała, gdyż zmarł jej mąż Konstanty. Jej syn Alojzy służył w policji. Policjantem był także mąż jednej z córek – Marii.

Korsaki, 1930 rok – Józefa i Konstanty Bujdo, fot.: książka „Listy od Józefy”

Lida 1930 rok, córka Józefy i Konstantego Bujdo – Helena, ich syn Piotr i zięć Franciszek, fot.: książka „Listy od Józefy”

Wdowa po Konstantym Bujdo – Józefa (w centrum), ich dzieci i bliscy, po pogrzebie Konstantego, fot.: książka „Listy od Józefy”

We wrześniu 1939 roku, w toku tak zwanego „pochodu wyzwoleńczego”, Armia Czerwona  okupowała Wschodnie Kresy II RP, nazywając je Zachodnią Białorusią i Zachodnią Ukrainą. Byłych polskich wojskowych, urzędników, policjantów, osadników oraz członków ich rodzin, władza sowiecka postanowiła jako potencjalnych wrogów zneutralizować i wysłać w głąb ZSRR. Deportacje odbywały się w czterech odsłonach, w lutym, maju i czerwcu 1940 roku, a także w maju-czerwcu 1941 roku. Ogółem z Zachodniej Białorusi deportowano ponad 123 tys. osób. Wśród deportowanych, jako „obce społecznie elementy”, znaleźli się nie tylko Polacy, lecz także Białorusini, Ukraińcy i Żydzi.

Nad rodziną Bujdo również zawisła groźba zesłania. Córki Józefy postanowiły ukryć się w bezpiecznych miejscach. Na syna Alojzego rozpoczęło polowanie NKWD. Prawdopodobnie został aresztowany. Jego los nie jest znany. Józefa postanowiła pozostać w domu. Michael Sagatis tłumaczy tę decyzję na kilka sposobów. Z jednej strony mogła stwierdzić, że jest już zbyt stara i komunistom nie będzie się chciało jej ruszać. Możliwe jest także, iż postanowiła złożyć z siebie ofiarę w imię uratowania swoich dzieci. Tak czy inaczej, 13 kwietnia 1940 roku, 76-letnią kobietę aresztowano, jako członka rodziny „wroga ludu”, wsadzono do wagonu bydlęcego i wraz z setkami innych Polaków, Białorusinów oraz Ukraińców wywieziono na odległość 2500 kilometrów do obozu w Aktiubinsku (Kazachstan). Tam Józefa Bujda spędziła ostatnie dni swojego życia.

Alojzy Bujdo (nr 355) na liście polskich policjantów, aresztowanych przez NKWD, fot.: książka „Listy od Józefy”

Ze znalezionych przez Michaela listów prababci udało mu się zrozumieć, jakim była człowiekiem. Wywnioskował, że była bardzo silną kobietą. Michael czuł się z niej dumny. „Sądząc po wspomnieniach i listach, posiadała ogromną moc ducha. Miała przecież pięcioro dzieci. I do końca swoich dni kierowała rodziną, nawet będąc na zesłaniu. Wydawała swoim, już dorosłym dzieciom, polecenia, pouczała, jak mają się zachowywać. Każdy list był pisany inaczej, w zależności od tego, do kogo był adresowany. Józefa nie traciła ducha, mimo tego, że pod koniec życia została zesłana daleko od domu” – opowiada badacz.

Księga ewidencyjna obozu w Aktiubinsku z wpisem, dotyczącym Józefy Bujdo, fot.: Michael Daniel Sagatis

Wpis dotyczący Józefy Bujdo z księgi ewidencyjnej obozu w Aktiubinsku, fot.: Michael Daniel Sagatis

Z listów można się dowiedzieć, że w obozie pracy przymusowej Józefa szyła ubrania, pracowała na roli. Pisała, że musi zapłacić 500 rubli za pięć miesięcy mieszkania w baraku, w którym mieszkają także inni Polacy. Za ogrzewanie żądali od niej 20 rubli miesięcznie. Rzeczy i produkty żywności w Aktiubinsku kosztowały drogo. Pieniędzy brakowało katastroficznie i Józefa prosiła córki o pomoc. „Nie miała pieniędzy, dlatego prosiła dzieci, aby sprzedały maszynę do szycia i wysłały jej pieniądze, żeby mogła zapłacić za miejsce w baraku. Prosiła też o wysłanie jej słoniny, miodu, brusznicy i kasz zbożowych „żeby przypomnieć sobie smak tych produktów”. Na podstawie listów da się wyczuć, że była twarda i uparta. Ciężko sobie wyobrazić, żeby matka pisała tak do swoich dzieci w zwykłych czasach, ale okoliczności zmuszały ją do tego” – opowiada Michael. Mówi, że Józefa martwiła się tym, że dzieci rzadko do niej piszą, prosiła, żeby pisały częściej.

Fragmenty jednego z listów Józefy Bujdo z kazachstańskiego Aktiubinska

W roku 1941 korespondencja nagle się urwała. Stało się to po tym, jak Niemcy napadły na ZSRR i rodzinna wieś Józefy znalazła się pod okupacją niemiecką. Z Aktiubinskiem nie dawało się nawiązać żadnego kontaktu.

W tym samym 1941 roku Stalin amnestiował Polaków, którzy trafili do obozów po „pochodzie wyzwoleńczym” Armii Czerwonej, i uniknęli rozstrzelania w Katyniu, Charkowie i Tweru. Stalin liczył, że amnestiowani Polacy wspomogą Armię Czerwoną w walce z Niemcami. Józefy Bujdo amnestia jednak nie dotyczyła. Jaka korzyść na froncie od starej kobiety?

Jak twierdzi Michael Sagatis w dokumentach obozu w Aktiubinsku w 1941 roku imię i nazwisko jego prababci jeszcze figurowało, a w 1942 roku – zniknęło. Prawdopodobnie w tym właśnie czasie zmarła. W swoich ostatnich listach skarżyła się, że jej stan zdrowotny zaczął się pogarszać. „Zaczęła kasłać krwią. Być może zmarła na gruźlicę pod koniec 1942, albo na początku 1943 roku” – przypuszcza Michael.

W czasie wojny jedna z córek Józefy – Wanda wyszła za mąż za mężczyznę, noszącego litewskie imię i nazwisko Kiejstuta Sagatisa. Urodziła im się córka, w której domu, wiele lat później znaleziono listy Józefy.

Po wojnie rodzina Sagatisów postanowiła wyjechać z Białorusi i w ogóle z radzieckiej strefy wpływów. Naiperw wyjechali do obozu internowanych we Włoszech, a stamtąd statkiem dopłynęli do brytyjskiej Walii, w której wiele lat spędzili w polskim obozie dla osób przemieszczonych (ang. displaced persons). W tym właśnie obozie urodził się ojciec Michaela.

Powstanie projektu

Kilka lat temu Michael wydał książkę z listami i starymi fotografiami prababci Józefy. Tę publikację rozesłał do swoich krewnych, będących jej potomkami. Wielu z nich Michael szukał po całym świecie. W Ameryce, Kanadzie i Polsce okazało się ich około dwieście osób. Nie wszystkich, wprawdzie, zainteresowała praca badawcza Michaela. Wielu krewnych, którzy mieszkają na Zachodzie, „wypadło” z kontekstu kulturowego i historycznego, nie interesuje ich i słabo się orientują w tym, co się stało 80 lat temu z ich przodkami na terenie współczesnej Białorusi.

Okładka książki o Józefie Bujdo i jej rodzinie ze zdjęciem portretowym bohaterki z okresu, kiedy przebywała na zesłaniu w Aktiubinksu, fot.: książka „Listy od Józefy”

Oprócz wydania książki, Michael stworzył wystawę z listami Józefy i nakręcił krótkometrażowy film o swojej prababci.

Z wystawą i filmem Michael odwiedził wiele miejsc, również – miasto Aktiubinsk. Tam przy pomocy Polskiego Centrum Narodowo-Kulturalnego „Światło”, odnalazł miejsce kołchozu, w którym pracowała i prawdopodobnie zmarła jego prababcia. Pokazano mu także cmentarz, na którym chowano wygnańców z terenów objętych represjami. Na ich grobach nie ma ani krzyży, ani imion pochowanych. Prawdopodobnie gdzieś na takim cmentarzu pochowana została prababcia Michaela. Wielu z tych, kogo spotkał podobny los, zostali pochowani bez rozgłosu – anonimowo, a pamięć o nich zaginęła. Kierowniczka centrum „Światło” Helena Cybulska pomogła Michaelowi odnaleźć w archiwum dokumenty, w których jest mowa o Józefie Bujdo.

Dwa lata temu razem z ojcem Michael po raz pierwszy odwiedził wsie, leżące w żołudeckim i szczuczyńskim rejonach, w których niegdyś mieszkali ich przodkowie. Podczas podróży po rodzinnych stronach swoich przodków Brytyjczycy spotykali się i rozmawiali z miejscowymi mieszkańcami nawet znaleźli dalekich krewnych.

„Podczas badań zdałem sobie sprawę z tego w jak dużym stopniu historia wpływa na życie współczesne. Przeżycia, których doznali przodkowie mogą być odczuwalne przez potomków. Właśnie na tym polega różnica między oficjalną historią, a historią personalną, dotyczącą konkretnych osób i rodzin” – wyznał badacz. Historia jego rodziny jest tego jaskrawym dowodem. Michael Sagatis ma nadzieję, że jego projekt badawczy pomoże Polakom i Białorusinom podjąć badania nad historią ich rodzin, dzięki czemu uświadomią oni sobie traumy z  przeszłości, które mogą mieć wpływ na nich, żyjących we współczesnym świecie.

Razem z Michaelem, zbadaliśmy znajdujące się w otwartym dostępie listy represjonowanych mieszkańców ZSRR, ale jego prababci Józefy Bujdo nie znaleźliśmy. Być może nie ma jej także w bazie „Dane o bezpodstawnie represjonowanych obywatelach Białorusi”, którą niedawno, absolutnie bezprawnie utajniło Narodowe Archiwum Białorusi. Nazwiska Józefy Bujdo może nie być w tej bazie, gdyż prawdopodobnie do dnia dzisiejszego nie została ona zrehabilitowana. Państwo złamało jej życie i po prostu o niej zapomniało. Teraz Michael stawia przed sobą kolejny cel – będzie domagał się rehabilitacji swojej prababci, aby obronić jej dobre imię.

Igor Stankiewicz dla Znadniemna.pl

Materiał został przygotowany w ramach kampanii społecznej „Zabici, ale nie zapomniani”, której jednym z celów jest formowanie bazy danych represjonowanych mieszkańców Białorusi.

Prawnuk przypadkowo znalazł listy swojej prababci, deportowanej z Zachodniej Białorusi do Kazachstanu i odtworzył jej historię. Los prababci wstrząsnął nim do takiego stopnia, że postanowił uruchomić duży projekt multimedialny. [caption id="attachment_45284" align="alignnone" width="500"] Badacz historii rodzinnej Michael Daniel Sagatis, którego prababcia Józefa Bujdo zginęła w GUŁAG-u,

Grupa białoruskich lekarzy pracujących poza granicami kraju zaapelowała do władz o jak najszybsze wprowadzenie rozporządzeń ograniczających możliwość rozprzestrzeniania wirusa COVID-19.

Włoscy lekarze na oddziale intensywnej terapii. Zdj. Matteo Biatta / Ropi / Zuma Press / Forum

Białoruś, jako jedno ostatnich państw w Europie, praktycznie nie wprowadziła ograniczeń dotyczących aktywności obywateli. Nie wstrzymano zajęć w szkołach i uniwersytetach, nie odwołano imprez masowych. Zamiast tego prezydent Aleksander Łukaszenko wezwał obywateli do niepoddawania się panice i nakazał KGB zwalczanie dezinformacji na temat przypadków zgonów wywołanych chorobą.

Tymczasem białoruscy lekarze tłumaczą, że doświadczenie innych krajów pokazuje, że brak wprowadzenia środków specjalnych może spowodować masowe umieranie zakażonych i przeciążenie służby zdrowia. To z kolei doprowadzi do zwiększenia zachorowań i śmierci wśród personelu medycznego.

Jedynym sposobem, by uniknąć katastrofy, jest zmniejszenie możliwości kontaktu między ludźmi oraz izolacja chorych – twierdzą białoruscy lekarze-emigranci.

Oprócz zamknięcia szkół, lekarze domagają się odwołania masowych imprez. A także wstrzymania pracy w zakładach, które nie uczestniczą bezpośrednio w zapewnieniu towarów i usług koniecznych dla życia obywateli.

Ponadto apelują, by władze informowały prawidłowo o sposobach chronienia się przed chorobą i o statystykach zachorowań. Chcą też, by władze zaprzestały wyciągania odpowiedzialności wobec pracowników służby zdrowia informujących o stanie swoich placówek.

– Choroba nie wybiera ludzi według statusu społecznego, czy zajmowanego stanowiska. Zwalczyć ją można jedynie poprzez szybką konsolidację wysiłków całego społeczeństwa. Liczą się godziny – napisali.

List otwarty podpisali białoruscy lekarze pracujący w USA: Anastasia Pihal, Siarhiej Dziedzik, Anastasia Mańkouskaja, Wolha Hadzina, Wiktoryja Kazłouskaja, Walancina Bałocina, lekarze z Niemiec Dzmitrij Kuzmin i Raman Farcin, leczący w Szwecji K. Czub oraz pracujący w Polsce Artur Macutkiewicz.

Znadniemna.pl za belsat.eu

Grupa białoruskich lekarzy pracujących poza granicami kraju zaapelowała do władz o jak najszybsze wprowadzenie rozporządzeń ograniczających możliwość rozprzestrzeniania wirusa COVID-19. [caption id="attachment_45293" align="alignnone" width="480"] Włoscy lekarze na oddziale intensywnej terapii. Zdj. Matteo Biatta / Ropi / Zuma Press / Forum[/caption] Białoruś, jako jedno ostatnich państw w Europie,

Muzeum Historii Polski przygotowało dla dzieci i młodzieży pozostającej w domach specjalną ofertę – zakładkę MUZEUM ONLINE, która pomaga w sposób angażujący i rozwijający spędzić ten szczególny czas. Placówka zamieszcza na swojej stronie internetowej www.muzhp.pl i kanałach w mediach społecznościowych różnorodne propozycje aktywności.

MUZEUM ONLINE

Dla najmłodszych, dzieci w wieku 5-9 lat, Muzeum proponuje cykl „Historia dla najmłodszych”. Obecnie MHP zaprasza dzieci i rodziców na KRÓLEWSKI DWÓR – czyli cykl zajęć zawierający podstawowe informacje historyczne i propozycje aktywności edukacyjnych.  Znajdują się wśród nich takie tematy, jak: „Regalia królewskie” i „ „Kto był kim na królewskim dworze”. Proponujemy też stworzenie historycznego „Teatru cieni” czy zbudowanie własnego zamku.  Następnie, planowane są cykle „Zwierzęta w historii”, „Niepodległa”, „Piastodzieje” oraz „Jagiellada”.

Dla starszych dzieci, w wieku 10-12 lat, powstała zakładka pod hasłem „Jak nas inspirują źródła historyczne”.  Wśród propozycji domowych warsztatów znajdą się podstawowe informacje o źródłach historycznych oraz  instrukcje wykonania przedmiotów inspirowanych źródłami np. tarczy herbowej czy sakiewki. Kolejne propozycje dla uczniów klas IV-VI to cykle „Średniowieczne miasto”, „Piastowie”  oraz „Jagiellonowie” zawierające propozycje materiałów źródłowych do samodzielnej pracy.

Uczniowie klas VII-VIII będą mieli okazję pogłębić swoją wiedzę dzięki przygotowanemu dla nich cyklowi „Wynalazki, które zmieniły świat”. Zostanie pokazana w nim historia kilku znanych nam na co dzień przedmiotów, bez których nie wyobrażamy sobie życia.

Młodzież, w tym szczególnie licealiści przygotowujący się do matury, może natomiast skorzystać z pakietów edukacyjnych, które MHP udostępnia w sieci. Szczególnie warto zwrócić uwagę na portal „Jan Karski i jego czasy” (karski.muzhp.pl) – poświęcony postaci Jana Karskiego oraz okresowi II wojny światowej. Na stronie można odnaleźć wiele faktów oraz materiałów źródłowych dotyczących m.in. Polskiego Państwa Podziemnego (np. schemat PPP), okupacji niemieckiej w Polsce i sytuacji ludności żydowskiej.

Kolejną propozycją edukacyjną jest witryna kosciuszko.muzhp.pl, dzięki której czytelnik zapozna się z bohaterem nie tylko Polski, ale też Francji i Ameryki. Pakiet poświęcony jest postaci Tadeusza Kościuszko i jego czasom, zawiera sporo materiałów źródłowych z epoki, zarówno tekstowych jak i ikonograficznych.

Młodzież, nauczycieli, jak i rodziców zainteresuje z pewnością „Wirtualna Biblioteka” zawierająca wydawnictwa Muzeum Historii Polski w wersji cyfrowej. Z zasobów biblioteki można korzystać nieodpłatnie.

Muzeum Historii Polski zaprasza także do „zwiedzania” wirtualnych wystaw, które można odnaleźć pod zakładką „Odwiedź wystawę”. Łącznie dostępnych jest 19 wystaw zamieszczonych na platformie Google Arts&Culture opowiadających w atrakcyjny sposób o historii Polski. Są one bogato ilustrowane grafiką, fotografią, dokumentami i filmami.

Warta uwagi czytelników jest także zakładka „Ciekawie o historii”, która prezentuje interesujące teksty i analizy, komentarze historyczne do bieżących wydarzeń, obchodzonych rocznic.

Muzeum Online to także, zawarta w zakładce „Wejdź do kina”, oferta filmowa, skierowana do dorosłych i młodzieży. Jest ona bogatym źródłem filmów historycznych poświęconych najróżniejszym tematom z zakresu historii Polski. Każdy powinien znaleźć dla siebie coś ciekawego pośród kilkudziesięciu pozycji zamieszczonych na kanale YouTube MHP.

Muzeum Historii Polski razem z Polską Agencją Prasową stworzyły wspólnie portal dzieje.pl. MHP i PAP zachęcają do korzystania z tego uaktualnianego codziennie serwisu kulturalnego i historycznego, kompendium wiedzy o wydarzeniach XX i XXI wieku. W tym okresie portal szczególnie polecamy maturzystom, którzy mogą korzystać z licznych materiałów pomocnych w przygotowaniu do egzaminów z historii.

Muzeum Historii Polski online

Znadniemna.pl za Muzeum Historii Polski

 

Muzeum Historii Polski przygotowało dla dzieci i młodzieży pozostającej w domach specjalną ofertę – zakładkę MUZEUM ONLINE, która pomaga w sposób angażujący i rozwijający spędzić ten szczególny czas. Placówka zamieszcza na swojej stronie internetowej www.muzhp.pl i kanałach w mediach społecznościowych różnorodne propozycje aktywności. MUZEUM ONLINE Dla najmłodszych, dzieci w

Skip to content