HomeStandard Blog Whole Post (Page 242)

Ważne i niezwykle szlachetne zadanie wykonali harcerze z działającej przy Oddziale ZPB w Wołkowysku drużyny harcerskiej „Szare Wilki”. Na prośbę ocalałego z Holokaustu Bronisława Erlicha, który mieszka w Szwajcarii, odnaleźli na cmentarzu w Wołkowysku grób jego zbawcy – przedwojennego wołkowyskiego adwokata Józefa Siewaszewicza.

Uratowany przez wołkowyskiego adwokata Józefa Siewaszewicza Bronisław Erlich na ulotce, zachęcającej szwajcarską młodzież do przyjścia na spotkanie z nim

Historia poszukiwania grobu wołkowyskiego adwokata zaczęła się od tego, że z drużyną „Szare Wilki” skontaktował się mieszkający  w Szczecinie Waldemar Polański, prezes  Fundacji POLANSKI-Foundation, zajmujący się m.in. upamiętnianiem ofiar Holokaustu.

Waldemar Polański przekazał wołkowyskim harcerzom prośbę mieszkającego w Szwajcarii 96-letniego Bronisława Erlicha, urodzonego w Warszawie Żyda, który  w 1939 roku, po wybuchu II wojny światowej uciekał przed Holokaustem na Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej. Pan Bronisław, będący jednym z niewielu żyjących jeszcze Żydów, ocalałych z Holokaustu przez całe życie pielęgnował w sobie poczucie wdzięczności do Polaków, którzy ukrywali go przed nieludzką polityką hitlerowskich Niemiec, skierowaną na fizyczne niszczenie ludzi narodowości żydowskiej, zwłaszcza do wołkowyskiego adwokata Józefa Siewaszewicza, któremu zawdzięcza ocalenie. Bronisław Erlich za pośrednictwem Waldemara Polańskiego przekazał prośbę, aby ktoś w Wołkowysku dowiedział się o losach jego zbawcy i, jeśli jest to możliwe – odnalazł jego grób.

Wykonania prośby podjęli się harcerze z działającej przy Oddziale ZPB w Wołkowysku drużyny „Szare Wilki”. Poszukiwania zaczęli wśród mieszkańców Wołkowyska, noszących nazwisko Siewaszewicz. Po pewnym czasie udało im się znaleźć pana Włodzimierza Siewaszewicza. Okazało się, że pan Włodzimierz jest jednym z potomków szlachetnego wołkowyskiego mecenasa i doskonale zna miejsce pochówku swojego przodka.

Harcerze znaleźli w Wołkowysku potomka adwokata Józefa Siewaszewicza – Włodzimierza Siewaszewicza, który opowiedział im historię swojej rodziny

Okazało się, że grób adwokata Józefa Siewaszewicza znajduje się na wołkowyskim cmentarzu katolickim, a sam mecenas, w odróżnieniu od uratowanego przez siebie żydowskiego chłopca, wojny nie przeżył i zginął z rąk Niemców w 1943 roku właśnie za to, że ukrywał ludzi narodowości żydowskiej.

Włodzimierz Siewaszewicz zaprowadził harcerzy na grób swojego przodka Józefa Siewaszewicza

Waldemar Polański, kiedy otrzymał od wołkowyskich harcerzy tę informację i zdjęcie skromnego pomnika na grobie ratującego Żydów Polaka, przekazał je 96-letniemu Bronisławowi Erlichowi, który po tym jak został uratowany przez Józefa Siewaszewicza nigdy nie wiedział, jak się potoczyły losy szlachetnego mecenasa.

– Dobrze, że pan Bronek zdążył się dowiedzieć (o losie swojego zbawcy – red.) – napisał na swoim profilu na Facebooku Waldemar Polański, podsumowując przeprowadzoną przez wołkowyskich harcerzy akcję poszukiwawczą.

Skromny pomnik i tabliczka z inskrypcją na grobie wołkowyskiego mecenasa Józefa Siewaszewicza

Co się tyczy 96-letniego Bronisława Erlicha, to mimo sędziwych lat zachowuje on jasną pamięć i sprawność fizyczną, co pozwala mu na opowiadanie historii swojego życia i historię ocalenia z Holokaustu szwajcarskiej i niemieckiej młodzieży.

Bronisław Erlich na jednym ze spotkań z młodzieżą

Pan Bronisław jest zapraszany na spotkania  przez różne szwajcarskie i niemieckie uczelnie. Spotkania z żywym świadkiem prawdziwej historii wojny i Holokaustu gromadzą setki ludzi.

Na spotkaniach z Bronisławem Erlichem gromadzą się setki ludzi, głównie młodych

Na jednym z takich spotkań pan Bronisław opowiadał młodzieży, że urodził się w Warszawie w 1923 roku. Jego życie zmieniło się nagle, gdy wojska niemieckie najechały Polskę w roku 1939. Jako Żyd był bezpośrednio zagrożony. Razem ze swoją siostrą ówczesny 17-latek uciekł do wschodniej Polski, okupowanej przez Sowiecką Rosję, współpracującą z HItlerem. Rodzice i najmłodszy brat Bronisława zostali wówczas w Warszawie. Bronisław Erlich już nigdy nie zobaczył ani rodziców, ani Warszawy.

Bronisław Erlich demonstruje publiczności sfałszowany przez wołkowyskiego adwokata dokument tożsamości, który stał się dokumentem, ratującym życie młodemu Żydowi z Warszawy

We wschodniej Polsce panowali Sowieci, ale już w 1941 roku do Wołkowyska, w którym przebywał Bronisław Erlich, wkroczyli Niemcy. Ich przybycie stanowiło śmiertelne zagrożenie dla Bronisława. Na szczęście w Wołkowysku Bronek poznał dobrego człowieka – miejscowego adwokata o nazwisku Siewaszewicz. Mecenas świadomy zagrożenia, jakie wisi nad młodym człowiekiem, wyrobił Bronisławowi fałszywy dokument tożsamości, który warszawskiego Żyda zmienił w polskiego chłopa spod Kielc. Dokument, który uratował Bronisława Erlicha przed Zagładą mecenas Józef Siewaszewicz wystawił w 1942 roku. Rok później Niemcy dowiedzieli się o działalności mecenasa na rzecz ratowania Żydów i rozstrzelali go.

Znadniemna.pl na podstawie wpisów na Facebooku Walerego Bogdana i Waldemara Polańskiego oraz w oparciu o publikacje na portalu Generationentandem.ch

Ważne i niezwykle szlachetne zadanie wykonali harcerze z działającej przy Oddziale ZPB w Wołkowysku drużyny harcerskiej „Szare Wilki”. Na prośbę ocalałego z Holokaustu Bronisława Erlicha, który mieszka w Szwajcarii, odnaleźli na cmentarzu w Wołkowysku grób jego zbawcy - przedwojennego wołkowyskiego adwokata Józefa Siewaszewicza. [caption id="attachment_39216" align="alignnone"

Szkoła Doktorska, założona przy Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie, prowadzi rekrutację cudzoziemców na studia doktoranckie.

Zamieszczamy list nadesłany do redakcji przez Komisję Rekrutacyjną Szkoły Doktorskiej:

W imieniu Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Długosza w Częstochowie mamy przyjemność poinformować  Państwa o prowadzonym
naborze w ramach programu STER realizowanego przez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej (NAWA), do nowo tworzonej Szkoły Doktorskiej, która rozpocznie swoją działalność 1 października 2019 roku.

Swoją ofertę kierujemy do wszystkich cudzoziemców zainteresowanych podjęciem kształcenia w dyscyplinie literaturoznawstwo lub językoznawstwo na stacjonarnych, nieodpłatnych studiach w Częstochowie, z comiesięczną gwarancją wypłaty stypendium doktorskiego oraz możliwością zdobycia stopnia naukowego doktora.

Pragniemy dotrzeć z tą informacją do potencjalnych kandydatów, których zaprosimy  do nas na studia, w szczególności do osób kończących w tym roku studia II stopnia lub magisterskie.

Więcej informacji na temat rekrutacji cudzoziemców na studia do Szkoły Doktorskiej w ramach programu STER znajdą Państwo na stronie
internetowej www.szkoladoktorska.ujd.edu.pl/ster (w języku polskim) oraz www.phd-studies.ujd.edu.pl/ster (w języku angielskim), a także w
ulotkach informacyjnych.

Znadniemna.pl z upoważnienia i na prośbę Komisji Rekrutacyjnej Szkoły Doktorskiej przy Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie

Szkoła Doktorska, założona przy Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie, prowadzi rekrutację cudzoziemców na studia doktoranckie. Zamieszczamy list nadesłany do redakcji przez Komisję Rekrutacyjną Szkoły Doktorskiej: W imieniu Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Długosza w Częstochowie mamy przyjemność poinformować  Państwa o prowadzonym naborze w ramach programu STER realizowanego przez Narodową

Członkowie rodziny, przyjaciele, znajomi i po prostu wielbiciele twórczości najwybitniejszego współczesnego rzeźbiarza grodzieńskiego Mikołaja Sklara zgromadzili się 21 maja w Grodzieńskim Centrum Rzemiosła „Spadczyna” (Dziedzictwo), aby złożyć życzenia mistrzowi dłuta i młotka z okazji Jubileuszu 70-lecia urodzin Artysty.

Mikołaj Sklar

Swój jubileusz Mikołaj Sklar postanowił uczcić otwarciem personalnej wystawy, na którą złożyły się prace wykonane przez mistrza w różnych latach. Ekspozycja rozmieściła się w dwóch salach. W jednej znalazły się prace, które łączy tematyka sakralna. Można tam podziwiać znaną miłośnikom twórczości rzeźbiarza podobiznę Marii – Matki Jezusa Chrystusa oraz Jego samego, siedzącego w głębokiej zadumie z głową opartą na dłoni. Jest to rzeźba, nawiązująca do tradycji artystycznego przedstawiania podobizn Chrystusa Frasobliwego – motywu szeroko rozpowszechnionego w sztuce chrześcijańskiej, zarówno tzw. sztuce wysokiej, jak i sztuce ludowej. W sali przedstawiającej prace Mikołaja Sklara o tematyce sakralnej można podziwiać także posągi Aniołów, których rzeźbienie jest jedną z największych fascynacji artysty.

W sali, którą udostępniono dla wystawienia prac o tematyce świeckiej, najwięcej jest podobizn kobiet, których kształty także niezwykle często inspirują Mikołaja Sklara do twórczości rzeźbiarskiej.

Wśród przybyłych na wernisaż wystawy był obecny grodzieński poeta Grigorij Garmasz, podobnie jak Mikołaj Sklar urodzony na Ukrainie. Znający się od dziesięcioleci przyjaciele z sentymentem wspominali czasy, kiedy Mikołaj Sklar redagował ścienną gazetkę zakładową w jednym z grodzieńskich przedsiębiorstw. Mówiąc o swoim przyjacielu Grigorij Garmasz zapewnił zgromadzonych, że za srogim, nawet brutalnym, wyglądem Mistrza kryje się, czuły, wrażliwy i niezwykle skromny człowiek. Mikołaj Sklar, wyraźnie wzruszony wygłaszaną przez przyjaciela laudacją, próbował przerwać nieustającemu w komplementowaniu go poecie, potwierdzając tezę o swojej niezwykłej skromności. Grigorij Garmasz nie dał jednak za wygraną i wyrecytował na cześć przyjaciela poświęcony jemu wiersz w języku ukraińskim, w którym w sposób wzniosły i liryczny opisał drogę życiową urodzonego w ukraińskiej wsi Jubilata, którego życiowe losy przeniosły nad Niemen do Grodna, aby mianowicie tutaj w „błękitnookim kraju” (popularne poetyckie określenie Białorusi – red.) zajaśniała jego gwiazda jako wybitnego artysty rzeźbiarza.

Laudacje na cześć Jubilata wygłosiły także koleżanki Mikołaja Sklara z działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich (TPP), którego wieloletnim działaczem jest Mikołaj Sklar – prezes TPP Walentyna Brysacz oraz historyk sztuki Maryna Zagidulina. Jeśli w rozmowie z ziomkiem Grigorijem Garmaszem Mikołaj Sklar posługiwał się językiem ukraińskim, to w komunikacji z koleżankami z ZPB artysta z łatwością przeszedł na język polski, demonstrując że polski język i kultura są mu tak samo bliskie, jak kultury wszystkich narodowości, znajdujące odzwierciedlenie w twórczości Mistrza.

Wystawa prac Mikołaja Sklara w Grodzieńskim Centrum Rzemiosła „Spadczyna” potrwa do 15 czerwca.

Proponujemy Państwu obejrzenie fotorelacji z wernisażu wystawy Mikołaja Sklara z okazji Jubileuszu 70-lecia jego urodzin:

Znadniemna.pl

Członkowie rodziny, przyjaciele, znajomi i po prostu wielbiciele twórczości najwybitniejszego współczesnego rzeźbiarza grodzieńskiego Mikołaja Sklara zgromadzili się 21 maja w Grodzieńskim Centrum Rzemiosła „Spadczyna” (Dziedzictwo), aby złożyć życzenia mistrzowi dłuta i młotka z okazji Jubileuszu 70-lecia urodzin Artysty. [caption id="attachment_39165" align="alignnone" width="480"] Mikołaj Sklar[/caption] Swój jubileusz Mikołaj

Historia Korpusu Ochrony Pogranicza była tematem kolejnej edycji Przystanku Historia, zorganizowanej przez białostocki oddział IPN wraz z Konsulatem Generalnym RP w Grodnie oraz niezależnym ośrodkiem kultury „U Centry” (W Centrum).

Przemawia jeden z prelegentów – białoruski historyk Ihar Mielnikau, fot.: Facebook.com/Ihar Mielnikau

„Widzimy, że rośnie zainteresowanie historią okresu międzywojennego na Białorusi” – powiedział PAP Paweł Mażejka, dyrektor ośrodka „U Centry”. „Chcemy, by rozmowa na tematy historyczne, dotyczące Polski i Białorusi, toczyła się na dwa głosy, żeby dochodziło do wymiany poglądów pomiędzy historykami z obu krajów. Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie rozpocznie cały cykl rozmów na tematy ważne dla Białorusinów i Polaków” – dodał.

Konsul generalny RP w Grodnie dziękuje gospodarzom – administracji Ośrodka Kultury „U Centry” – za udostępnienie pomieszczenia do zorganizowania Przystanka Historia w Grodnie, fot.: Facebook.com/Andrzej Poczobut

W spotkaniu wziął udział Sebastian Nowakowski z olsztyńskiej delegatury IPN i białoruski badacz Ihar Mielnikau, który specjalizuje się w historii międzywojennej Białorusi i jest autorem kilku publikacji poświęconych KOP i granicy ryskiej (pomiędzy II RP i ZSRR).

Nowakowski wystąpił z referatem poświęconym historii formacji wojskowej, powołanej do ochrony granic wschodnich RP. Jak powiedział, decyzja o utworzeniu KOP zapadła w 1924 r. ze względu na kwitnący przemyt, liczne prowokacje ZSRR i inspirowane przez Kreml rajdy graniczne na wschodniej granicy II RP. „To było kompromitujące dla Polski jako państwa, dlatego powstała formacja, która miała skutecznie bronić granic i przeciwdziałać przemytowi” – mówił ekspert.

Podkreślił, że KOP pełnił też inne funkcje oprócz czysto obronnych – budował infrastrukturę, a także wspierał edukację i rozwój Kresów, które były „w cywilizacyjnej zapaści”, w dużej mierze na skutek wojny. Przypomniał, że po 1939 r. KOP był „znienawidzony przez Sowietów”, a od końca wojny aż do lat 80. XX w. „kompletnie wymazany z pamięci”.

„Żołnierze KOP i ich rodziny byli po 1939 r. represjonowani. Krewny w KOP to był pewny wyrok co najmniej zsyłki w kazachstańskie stepy” – mówił historyk.

Ihar Mielnikau w swojej prezentacji skupił się na relacjach pomiędzy żołnierzami a miejscową ludnością. „Z jednej strony było to rzeczywiście spotkanie cywilizacji zachodniej i wschodniej” – ocenił.

„Praca organiczna prowadzona przez KOP miała ogromne znaczenie. Edukacja, infrastruktura, medycyna, to wszystko można zaliczyć na plus. Oczywiście, KOP to był organ władzy polskiej i realizował jej politykę. Nierzadko jego błędy były wykorzystywane przez bolszewików do podburzania ludności wschodnich województw II RP przeciwko Polakom” – mówił Mielnikau.

Historyk dodał, że do KOP trafiali także Białorusini. „Wielu trafiło tam z poboru w ostatnich dniach przed 17 września, czyli napaścią ZSRR na Polskę” – wyjaśnił. Przypomniał, że KOP był pierwszą formacją, która wzięła udział w walkach z atakującymi siłami sowieckimi. „Ten temat w białoruskiej historiografii był dotąd praktycznie pominięty” – dodał badacz. W tym roku, w 80. rocznicę tamtych wydarzeń, Mielnikau planuje publikację kolejnej książki, poświęconej właśnie obronie granicy II RP przed napaścią sowiecką we wrześniu 1939 r.

Konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek, dziękując gospodarzom za użyczenie lokum, podkreślił, że jest to kolejny Przystanek Historia w tym mieście, ale po raz pierwszy odbywa się on poza budynkiem polskiej placówki, dzięki czemu jest bardziej dostępny dla mieszkańców Grodna.

Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP, zdjęcia – Facebook.com

Historia Korpusu Ochrony Pogranicza była tematem kolejnej edycji Przystanku Historia, zorganizowanej przez białostocki oddział IPN wraz z Konsulatem Generalnym RP w Grodnie oraz niezależnym ośrodkiem kultury „U Centry” (W Centrum). [caption id="attachment_39158" align="alignnone" width="500"] Przemawia jeden z prelegentów - białoruski historyk Ihar Mielnikau, fot.: Facebook.com/Ihar Mielnikau[/caption] „Widzimy,

Rok więzienia dla Adama B. (Bialackiego, syna znanego obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego – wg białoruskich mediów) i 8 miesięcy pozbawienia wolności dla Mikity V. (Vaładźko – wg białoruskich mediów).

Jeden z organizatorów zbrodni Adam Bialacki na ławie oskarzonych zasłania dłońmi twarz, fot.: Monika Pawłowska/Gazeta Krakowska

Takie wyroki usłyszeli we wtorek dwaj Białorusini, którzy zorganizowali nagi happening pod bramą „Arbeit macht frei” w Muzeum byłego niemieckiego obozu śmierci Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Pozostali dziesięcioro uczestników akcji zapłacą grzywny.

Tym samym sąd okręgowy obniżył kary wydane przez sąd pierwszej instancji. Wyroki są prawomocne.

Wobec dwóch głównych oskarżonych Adama Bialackiego i Mikity Vaładźki sąd orzekł także m.in. kilkuletni zakaz posiadania zwierząt. Pozostali oskarżeni zostali skazani m.in. na grzywny w wysokości 7,5 tys. zł. Wśród nich są Polacy, Białorusini i obywatel Niemiec.

24 marca ubiegłego roku członkowie grupy pod bramą „Arbeit macht frei” rozebrali się do naga i skuli ze sobą łańcuchami. Na historycznej bramie zawiesili białą szmatę z napisem „Love” i odpalili race oraz petardy. Jednocześnie dwóch „reżyserów” happeningu uśmierciło owcę.

– Adam Bialacki zadał jej 15 ciosów 22 centymetrowym nożem. Jego czyn był okrutny, nastawiony na zadanie zwierzęciu cierpienia – mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Grażyna Pawela-Gawor.

Sąd Okręgowy w Krakowie złagodził wyrok sądu pierwszej instancji w Oświęcimiu, który skazał białoruskich „performerów” Adama Bialackiego i Mikitę Vaładźkę odpowiednio na półtora roku więzienia oraz na rok i dwa miesiące pozbawienia wolności.

 Znadniemna.pl na podstawie gazetakrakowska.pl oraz svaboda.org

Rok więzienia dla Adama B. (Bialackiego, syna znanego obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego - wg białoruskich mediów) i 8 miesięcy pozbawienia wolności dla Mikity V. (Vaładźko - wg białoruskich mediów). [caption id="attachment_39149" align="alignnone" width="500"] Jeden z organizatorów zbrodni Adam Bialacki na ławie oskarzonych zasłania dłońmi twarz,

Konferencja Biskupów Katolickich Białorusi otrzymała dzisiaj, 20 maja, odpowiedź ministra spraw wewnętrznych Białorusi Igora Szuniewicza w sprawie opłat za usługi ochroniarskie milicji, świadczone w trakcie masowych przedsięwzięć, m.in. pielgrzymek i procesji religijnych.

Foto ilustracyjne, fot.: Dzmitryj Puchalski

Urzędnik zapewnił, że opłaty nie będą obowiązywać, jeśli pielgrzymki, procesje i inne przedsięwzięcia będą nosiły charakter stricte religijny.

Przypomnijmy, że 24 stycznia Rada Ministrów Republiki Białorusi przyjęła uchwałę nr 49 „O zatwierdzeniu Regulaminu o trybie opłacania usług, dotyczących ochrony porządku publicznego, świadczonych przez organy spraw wewnętrznych, wydatków, związanych z obsługą medyczną, porządkowaniem terenu po przeprowadzeniu na nim przedsięwzięć masowych”.

Konferencja Biskupów Katolickich Białorusi zwróciła się do Rady Ministrów z pytaniem, czy uchwała ta dotyczy również przedsięwzięć masowych o charakterze religijnym – procesji, pielgrzymek i innych obrzędów oraz ceremonii z udziałem wiernych.

W odpowiedzi rządowej, podpisanej 15 maja przez ministra spraw wewnętrznych republiki Białorusi Igora Szuniewicza, jest powiedziane, że wspomniana uchwała nie dotyczy przedsięwzięć religijnych.

W liście ministra wytłumaczone jest, że ma się na myśli wszystkie przedsięwzięcia religijne, które odbywają się w świątyniach oraz na terenach, które do nich się odnoszą, i w innych miejscach, udostępnionych instytucjom religijnym do realizacji tych celów, w miejscach pielgrzymek, na cmentarzach, w krematoriach, bądź miejscach, uzgodnionych z lokalnymi organami władzy.

Według ministra, w ten sposób przepisy ustawodawstwa w wystarczającym stopniu zapewniają warunki do organizowania i przeprowadzania różnego rodzaju przedsięwzięć religijnych.

 Znadniemna.pl za Catholic.by

Konferencja Biskupów Katolickich Białorusi otrzymała dzisiaj, 20 maja, odpowiedź ministra spraw wewnętrznych Białorusi Igora Szuniewicza w sprawie opłat za usługi ochroniarskie milicji, świadczone w trakcie masowych przedsięwzięć, m.in. pielgrzymek i procesji religijnych. [caption id="attachment_39136" align="alignnone" width="500"] Foto ilustracyjne, fot.: Dzmitryj Puchalski[/caption] Urzędnik zapewnił, że opłaty nie będą obowiązywać,

Absolutnym zwycięzcą i zdobywcą Grand Prix tegorocznego XXI Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2019” został zespół wokalny „Wszystko w porządku” z Borysowa! W festiwalowym konkursie, który odbył się w Grodnie 19 maja wzięli udział dziewiętnaście solistów i trzy zespoły.

Zespół wokalny „Wszystko w porządku” z Borysowa

Konkurs festiwalowy poprzedziły warsztaty, przeprowadzone z uczestnikami festiwalu przez doświadczonych, profesjonalnych jurorów:

Anna Kowalska, filolog, teatrolog, animator kultury

Annę Kowalską, filolog, teatrolog, animator kultury, zasiadającą w jury wielu konkursów recytatorskich, teatralnych i kabaretowych w Polsce oraz poza jej granicami. Pracująca na co dzień jako redaktor-konsultant w Mazowieckim Instytucie Kultury Anna Kowalska poprowadziła z uczestnikami konkursu festiwalowego warsztaty z zakresu emisji głosu oraz środków wyrazu scenicznego.

Marek Hojda, kompozytor, wokalista, producent muzyczny

Marka Hojdę, kompozytora, wokalistę, producenta muzycznego, zasiadającego w jury licznych konkursów piosenkarskich w Polsce i za granicą, a od 2018 roku dyrektora Programu promocji polskiej muzyki za granicą Music Export Poland. Marek Hojda, będący wiceprezesem Związku Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR, poprowadził z konkursowiczami „Malw” zajęcia z wokalu.

Stanisław Klawe, autor tekstów piosenek, kompozytor i wykonawca, bard i satyryk

Stanislawa Klawego, autora tekstów piosenek, kompozytora i wykonawcę, barda i satyryka, zasiadającego w jury licznych konkursów recytatorskich, piosenkarskich i kabaretowych w Polsce i za granicą. Stanisław Klawe, piastujący funkcję sekretarza generalnego Związku Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR, konsultował uczestników festiwalu w zakresie artystycznej interpretacji tekstów, śpiewanych przez nich piosenek.

Po warsztatach, które odbyły się dzień przed konkursem, jurorzy i uczestnicy festiwalu spotkali się w sali koncertowej ZPB, aby przystąpić do przesłuchań konkursowych. Zgodnie z regulaminem każdy z konkursowiczów miał wykonać dwie piosenki w języku polskim. Artyści byli oceniani w dwóch kategoriach wiekowych – młodszej i najliczniejszej, w której wystartowali soliści w wieku od 16-stu do 23-ch lat i starszej, w której do konkursu dopuszczeni byli wokaliści w wieku od lat 24-ch do 35-ciu. Osobno oceniane były przez jurorów zespoły wokalne i wokalno-instrumentalne.

Po trwającym ponad trzy godziny przesłuchaniu konkursowym jurorzy musieli wytypować zwycięzców i laureatów XXI Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2019”.

W wystąpieniach, poprzedzających ogłoszenie wyników, jurorzy byli zgodni co do tego, że poziom startujących w konkursie festiwalowym wykonawców jest wyrównany i wartościowanie ich spowodowało wśród jurorów ożywioną dyskusję. – Chcę podkreślić, że wszyscy jesteście niezwykle zdolni i utalentowani. Zachęcam więc zwłaszcza tych, którzy nie zdobędą premiowanych miejsc, aby nie zniechęcali się do rozwoju swoich talentów i nie ustawali w doskonaleniu swoich zdolności wokalnych i artystycznych. Nie jeden geniusz w dziejach ludzkości przyznawał przecież, że swój sukces na 95 procent zawdzięcza konsekwentnej i żmudnej pracy i zaledwie 5 procent sukcesu zawdzięcza swoim wrodzonym zdolnościom – mówiła Anna Kowalska.

Marek Hojda z kolei zachęcał uzdolnioną muzycznie polską młodzież z Białorusi do próbowania siebie w komponowaniu własnej muzyki oraz autorskich tekstów piosenek. – Każdemu z wokalistów radziłbym także, aby poszukali wśród swoich przyjaciół chętnych do zakładania własnych zespołów muzycznych – mówił doświadczony muzyk. Do życzeń kolegów, skierowanych do młodzieży dołączył także Stanisław Klawe. Zwrócił on uwagę na to, że polska muzyka zarówno współczesna, jak i ta, która była popularna u starszych pokoleń Polaków, jest niezwykle różnorodna i potrafi zadowolić rozmaite gusty, a zatem może stać się źródłem inspiracji i bodźcem do podjęcia się własnej twórczości kompozytorskiej oraz poetyckiej. – Poznawajcie przepiękną polską poezję, a potem twórzcie ją sami – konkludował juror.

Po przemówieniach jurorów organizator Festiwalu „Malwy” z ramienia ZPB Renata Dziemiańczuk ogłosiła, że każdy konkursowicz otrzyma Dyplom za udział w XXI Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2019” oraz drobny upominek.

Przemawia Renata Dziemiańczuk, wiceprezes ZPB ds. Kultury

Po obdarowaniu wszystkich uczestników konkursu Dyplomami „za udział”nadeszła kolej ogłaszania laureatów.

Ze względu na wyrównany poziom artystyczny i wokalny uczestników konkursu jurorzy postanowili przyznać aż cztery Dyplomy z wyróżnieniem, które wręczono trzem wokalistkom z Brześcia Malgorzacie Słapik , Angelinie Sawka i Nadziei Hancewicz, a także wokaliście z Borysowa Eugeniuszowi Czepikowi.

Malgorzata Słapik

Angelina Sawka

Nadzieja Hancewicz

Eugeniusz Czepik

W kategorii wiekowej solistów w wieku od 16 do 23 lat jury przyznało dwa III miejsca ex aequo:

Daria Marszałok

Darii Marszałok z Grodna za wykonanie piosenek „Echo miłości” z repertuaru Anny German oraz „Nie zapomnij” z repertuaru Olivii Wieczorek.

Tatiana Czapla

Tatianie Czapla z Lidy za wykonanie piosenek „Żyj” z repertuaru Roksany Węgiel oraz „Bezdroża” z repertuaru Sylwii Grzeszczak

W tej samej kategorii także II miejsce przyznano ex aequo dwom wokalistkom:

Wioletta Kolendowicz

Wioletcie Kolendowicz z Grodna za wykonanie piosenek „Księżniczka” z repertuaru Sylwii Grzeszczak oraz „Nie opuszczaj mnie”, śpiewaną m.in. przez Edytę Górniak. Wioletta otrzymała od jury także wyróżnienie za najlepszą interpretację piosenki.

Zofia Wyrżymkowska

Zofii Wyrżymkowskiej z Brześcia za wykonanie piosenek „Miasto” z filmu „Miasto 44” oraz „Nie patrzę w dół” z repertuaru Natalii Szroeder i zespołu „Liber”.

I miejsce w tej kategorii przyznano reprezentantce z Lidy, studiującej dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, Bożenie Worono, która niezwykle artystycznie i poprawnie pod względem wokalnym wykonała piosenki „Życia mała garść” z repertuaru Krzysztofa Krawczyka oraz „Troszeczke ziemi, troszeczke słońca”z repertuaru m.in. Eleni (Helena Dzoka), będącej polską wersją zwycięskiej piosenki Konkursu Piosenki Eurowizji w 1982 roku „Ein bißchen Frieden”, który wygrała niemiecka piosenkarka Nicole.

Bożena Worono

W starszej kategorii wiekowej – od 24 do 35 lat – niekwestionowanym i jedynym zwycięzcą został solista zespołu z Borysowa „Wszystko w porządku” Aleksander Tielnow, który zauroczył jurorów i publiczność wzruszającym i niezwykle profesjonalnym wykonaniem piosenki Czesława Niemena pt. „Obok nas” oraz piosenki pt. „W odpowiedzi na twój list” z repertuaru zespołu „Feel”. Aleksandrowi Tielnowowi jurorzy przyznali także nagrodę specjalną za najlepsze wykonanie piosenki Czesława Niemena.

Aleksander Tielnow

W tym roku jurorzy nie mieli większego problemu z wytypowaniem zdobywcy GRAND PRIX Festiwalu „Malwy”. Podczas przesłuchań konkursowych najwyższą kulturą wykonania, uroczym, rozłożonym na głosy śpiewem zespołowym popisali się członkowie zespołu wokalnego z Borysowa „Wszystko w porządku”. Udowodnili oni , że nawet klasyczny utwór, jakim jest polonez Michała Kleofasa Ogińskiego „Pożegnanie Ojczyzny”, może uświetnić repertuar zespołu estradowego, za jaki się uważa borysowski zespół wokalny. Drugim utworem wykonanym przez muzyków z Borysowa w konkursie była piosenka Anny German „Melodia dla synka”.

Upominki dla członków jury

Piosenki w wykonaniu laureatów XXI Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2019” można było usłyszeć podczas wieńczącego Festiwal Koncertu Galowego. Jego gościem tradycyjnie był zdobywca Grand Prix zeszłorocznej edycji Festiwalu „Malwy” Paweł Kopyłow z Lidy.  Artysta, dziękując organizatorom za zaproszenie na Koncert Galowy tegorocznej edycji Festiwalu, opowiedział, że jego zeszłoroczny sukces stał się dla niego ogromną motywacją do doskonalenia się, jako wokalisty. – Obecnie przygotowuje się do udziału w kastingu do najbliższej edycji prestiżowego talent show The Voice of Poland – przyznał się Paweł Kopyłow.

Paweł Kopyłow

Tegoroczny XXI Festiwal Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2019” został tradycyjnie zorganizowany przez Związek Polaków na Białorusi przy wsparciu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie i we współpracy z Mazowieckim Instytutem Kultury oraz  Związkiem Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR.

Zapraszamy do oglądania zdjęć reszty uczestników Konkursu:

Anastazja Czerniak

Anastazja Jakuć

Angelina Łukaszewicz

Grażyna Dmuchowska

Jana Ukraincewa

Karolina Gorbacz

Milana Pieckałowa

Snieżana Buturla

Trio Trias Harmonica

Grupa wokalna „Słowianeczki”

Znadniemna.pl

Absolutnym zwycięzcą i zdobywcą Grand Prix tegorocznego XXI Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2019” został zespół wokalny „Wszystko w porządku” z Borysowa! W festiwalowym konkursie, który odbył się w Grodnie 19 maja wzięli udział dziewiętnaście solistów i trzy zespoły. [caption id="attachment_39082" align="alignnone" width="480"] Zespół wokalny „Wszystko

Spotkanie uczniów Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie z jednym z najbardziej ulubionych przez dzieci polskich pisarzy Grzegorzem Kasdepke odbyło się 17 maja w auli szkoły.

Przemawia pisarz Grzegorz Kasdepke

Autor bestsellerowych książek dla dzieci i młodzieży przyznał, że spotkania z dziećmi i młodzieżą są jednym z głównych elementów jego pracy pisarskiej.

Gościa szkoły wita po. dyrektora „Batorówki” Swietłana Timoszko

Do uczniów „Batorówki” przemawia prezes ZPB Andżelika Borys

– Jeśli chcesz napisać książkę dla sześcioletnich dziewczynek, to najpierw należy porozmawiać z sześciolatką – zdradził kulisy pisarskiego warsztatu Grzegorz Kasdepke. Podczas trwającego ponad godzinę spotkania pisarz zadawał obecnym na sali dzieciom pytania i zadawalał ich ciekawość.

Dzięki ożywionej konwersacji z ulubionym pisarzem uczniowie szkoły dowiedzieli się m.in., że Grzegorz Kasdepke napisał pięć romansów dla dzieci, które sam autor nazywa „książkami o całowaniu się”. Ważną pozycją w dorobku pisarza jest także książka pt. „Skąd się biorą dzieci”, którą autor gatunkuje jako horror, czyli dreszczowiec.

Scenki na podstawie książek Grzegorza Kasdepke w wykonaniu uczniów „Batorówki”

– Pomysły na wszystkie moje książki zapożyczyłem od dzieci, których wyobraźnia jest niewyczerpanym źródłem inspiracji – przyznał literat, zaznaczając, że dziecięca pomysłowość potrafi być nie tylko fascynująca, lecz także niezwykle przewrotna. Na przykład, podczas rozmowy z pewną dziewczynką pisarz usłyszał historię o tym, że w jej brzuszku mieszka jakieś zwierzątko, którym ta dziewczynka się opiekuje. Troska o rzekome „zwierzątko” sprawiała, że jego „opiekunka” dosłownie znęcała się nad swoimi rodzicami, odmawiając spożywania zdrowego jedzenia, na przykład surówek, sałatek i kasz, gdyż „zwierzątku” w jej brzuszku taka dieta się nie podoba. „Zwierzątko” uwielbiało natomiast czekoladowe batoniki z mlecznym nadzieniem i inne przysmaki cukiernicze. Grzegorz Kasdepke wyjaśnił, że rodzice tej dziewczynki mieli nie lada problem, gdyż zmuszenie córki do zjedzenia czegoś, czego nie lubi „zwierzątko” oznaczałoby skrzywdzenie kogoś, kim córeczka się opiekuje. – Na podstawie tej historii napisałem książkę pt. „W moim brzuchu mieszka jakieś zwierzątko” – wyznał pisarz, pokazując na konkretnym przykładzie, jak inspirująca dla literata może być dziecięca fantazja.

Spotkanie z Grzegorzem Kasdepke w Polskiej Szkole Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie, stało się okazją do podsumowania szkolnego konkursu plastycznego, którego celem było zilustrowanie przez uczniów szkoły historii napisanych i wydanych przez literata. Rzecz w tym, że niektóre książki Grzegorza Kasdepke były czytane przez uczniów „Batorówki” jako lektury pozalekcyjne, a niektóre także na lekcjach, w ramach programu nauczania języka polskiego.

Oceniając prace swoich czytelników autor zilustrowanych historii preferował te, które nie były wzorowane na ilustracjach, zamieszczonych w jego książkach. Chwaląc zdolności plastyczne młodych grodnian pisarz przyznał, że podziwia każdego, kto przystąpił do konkursu. – Rzecz w tym, że praca ilustratora może być o wiele trudniejsza i czasochłonna, niż praca pisarza, który zbiera wszystkie laury i pochwały za wydaną książkę – mówił Grzegorz Kasdepke, opowiadając przypadek ze swojej twórczości. Mówił, że pisanie pewnej historii, wydanej potem książkowo, zajęło mu zaledwie cztery godziny. – Zilustrowanie tej historii trwało natomiast aż 11 miesięcy. Dlatego uważam, że praca ilustratorów często jest niedoceniana i powinno się organizować dla nich międzynarodowe konkursy oraz festiwale, a także przyznawać prestiżowe nagrody, jak to się dzieje na przykład w środowisku literatów – oznajmił pisarz.

Przemawia Jolanta Gadek, dyrektor Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku

Po spotkaniu z uczniami „Batorówki” gość szkoły podpisał dyplomy laureatów konkursu plastycznego oraz rozdał autografy swoim wielbicielom.

Spotkanie Grzegorza Kasdepke z uczniami „Batorówki” odbyło się dzięki Podlaskiemu Oddziałowi Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, którego prezes Anna Kietlińska zaszczyciła spotkanie swoją obecnością osobiście, a także Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku, której delegacja na czele z dyrektor Jolantą Gadek towarzyszyła pisarzowi w wyprawie do Grodna, obdarowując bibliotekę Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie szeregiem lektur szkolnych. Spotkanie z autorem polskich bestsellerów literackich dla dzieci i młodzieży zaszczyciła obecnością także prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys.

Grzegorz Kasdepke podpisuje dyplomy laureatów szkolnego konkursu plastycznego

Znadniemna.pl

Spotkanie uczniów Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie z jednym z najbardziej ulubionych przez dzieci polskich pisarzy Grzegorzem Kasdepke odbyło się 17 maja w auli szkoły. [caption id="attachment_39050" align="alignnone" width="480"] Przemawia pisarz Grzegorz Kasdepke[/caption] Autor bestsellerowych książek dla dzieci i młodzieży przyznał,

Portal grodzieńskiej diecezji Grodnensis.by opublikował historię zasłużonej dla Kościoła Katolickiego na Białorusi rodziny Żychów. Członkowie rodziny Żychów są nie tylko gorliwymi katolikami i obrońcami wiary chrześcijańskiej. Są to także ludzie, którzy od pokoleń mają w sercu Polskę i przekazują miłość do niej kolejnym pokoleniom potomków. Proponujemy Państwu tłumaczenie na język polski opublikowanego po białorusku przez Grodnensis.by artykułu o rodzinie Żychów.

Pani Lola ze swoją liczną rodziną

Artykuł ukazał się na portalu internetowym diecezji grodzieńskiej przed Międzynarodowym Dniem Rodziny, który był obchodzony 15 maja. Powodem wyboru na bohaterów publikacji rodziny Żychów stało się to, że rodzinę tę znają wszyscy katolicy Nowogródka.

Jeśli powiedzieć, że jest to opowieść o Leonardzie Żych, jej córce i wnuczce z rodziną, wszyscy od razu przypomną sobie i panią Lolę, i panią Reginę, i rodzinę Kardaszów – Marynę z Sergiuszem, i ich córki – Anastazję i Katarzynę.

Nasza rozmowa z panią Lolą rozpoczęła się od mojego tłumaczenia, dlaczego na potrzeby tego reportażu wybrałam mianowicie ją i jej rodzinę. Powiedziałam jej, że w ich rodzinie widoczna jest mocna wiara i jej przekazywanie kolejnym pokoleniom. Powiedziałam też, że uważam, iż zapoczątkowała tę dziedziczność wiary mianowicie pani Lola. Moja rozmówczyni zaprzeczyła jednak: „ Nie ja, lecz moi rodzice. Tata miał na imię Michał, a mama – Maria. Takie ładne mieli imiona”

Pani Lola
„Żyli z Panem Bogiem”

Pani Lola urodziła się w 1929 roku we wsi Dworzec, w rejonie zdzięciolskim. W rodzinie była jeszcze jedna dziewczynka – starsza siostra Walentyna, mająca wówczas osiem lat. Rodzina była bardzo wierząca. We wsi był kościół, do którego rodzina chodziła w pełnym składzie. Lola już jako dziecko brała aktywny udział w życiu kościoła i parafii. Rzucała kwiaty przed procesją. Od maleństwa śpiewała w chórze kościelnym. I, należy powiedzieć, że tę aktywność zachowała przez całe życie.

Matka zmarła, kiedy Lola miała kilkanaście lat. Ojciec bardzo litował się nad swoimi córkami, więc zabierał Lolę wszędzie tam, dokąd chodził sam.

Lola od maleństwa pomagała więc ojcowi nawet przy dorosłej pracy. W jej świadomości pozostały wspomnienia o tym, jak pomagała mu w pracy na roli.

Wojna weszła w życie tej rodziny, podobnie jak w życie innych mieszkańców wsi, niespodziewanie. Ludzie się obawiali o życie swoje i swoich bliskich. Pani Lola jest przekonana, że tylko Bóg mógł sprawić, iż wszyscy jej krewni przeżyli wojnę. Kobieta wspomina, że wśród sąsiadów tylko ich rodzina nie została dotknięta przez śmierć. Wspólnie z sąsiadami wykopali przy domach okop i chowali się w nim, a potem ojciec ukrył swoją rodzinę w lesie, w którym przebywali dopóki nie oddalił się front. Po powrocie do domu, okazało się, że we wsi zginęło wielu ludzi, w okopie leżały zwłoki młodego sąsiedzkiego chłopca. Ten widok bardzo przeraził dziewczynkę.

To, że właśnie ta rodzina uszła z życiem nie jest szczęśliwym przypadkiem. Rodzina została uratowana dzięki opiece Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Jej obrazek dziewczynka, a potem także młoda dziewczyna Lola zawsze miała przy sobie. Ona żarliwie się modliła do Matki Bożej, i Bóg usłyszał jej modlitwy, i uratował jej bliskich. Po wyjściu za mąż cudotwórczy obrazek Lola przekazała swojej siostrze Walentynie.

„Rodzinę pobłogosławił Bóg”

Lola i Alfons Żychowie

Przeminęła wojna, przeminęły też ciężkie powojenne lata. W 1950 roku Lola wyszła za mąż i założyła własną rodzinę. Ta rodzina również została pobłogosławiona przez Boga. Wraz z mężem Alfonsem, jak przystoi prawdziwym katolikom, zachowali czystość przedmałżeńską i pobrali się kościelnym ślubem. To wyróżniało Lolę wśród wielu jej koleżanek, które żyły ze swoimi mężami bez ślubu. Z tego powodu w ich rodzinach często coś się zdarzało niedobrego, jak, na przykład, u zamożnej koleżanki Loli, którą zdradzał mąż. W takiej niedobrej atmosferze przeminęło życie tej kobiety. Nie dożyła ona starości i wkrótce zmarła.

Loli Bóg dal dobrego męża. Był on wprawdzie sierotą i starszy od żony o 7 lat. Ale młodej kobiecie to bardzo odpowiadało. „Starszy, oznacza – mądrzejszy” – uważała Lola.

Bóg dał Loli takiego dobrego męża, gdyż ona na takiego zasłużyła – uważa pani Lola. Nawet będąc młodą dziewczyną dostrzegała ona niechęć do siebie ze strony rówieśników. W pamięci, jak obrazek, staje dzisiaj scena, jak w dniu wyborów wszyscy dookoła się bawią, tańczą, śpiewają, a Lola spieszy się na 12-tą godzinę do kościoła. Koleżanki wołają do niej, żeby dołączyła do nich i poszła na zabawę do klubu. Dziewczyna się nie zgadza i idzie do kościoła. Wiadomo, po Mszy świętej ona dołączała do koleżanek, śpiewała i tańczyła. Ale na pierwszym miejscu dla Loli pozostawał Bóg. Dlatego i życie Loli ułożyło się inaczej, niż u jej ciągle tańczących koleżanek.

Z mężem Lola mieszkała w Nowogródku, przez całe życie chodząc z nim do miejscowej Fary, do momentu, aż został odnowiony kościół pw. św. Michała Archanioła. Ówczesna władza prześladowała ich za chodzenie do kościoła. Mąż Loli pracował w biurze inwentaryzacji technicznej najpierw jako kreślarz, a po ukończeniu specjalistycznych kursów – jako inżynier. Lola zaś pracowała w zakładach krawieckich. Pewnego razu została wezwana przez dyrektora o nazwisku Sierotka. Oskarżył on kobietę, że zaprowadziła do kościoła swojego syna. Wówczas rzeczywiście obowiązywał zakaz odwiedzania kościoła przez dzieci. Specjalni ludzie stali przy wejściu do kościoła i nie wpuszczali do niego dzieci. Loli jednak udało się wprowadzić do świątyni synka Czesia i dowiedziała się o tym administracja zakładów, w których pracowała.

Na zarzut, usłyszany od dyrektora, Lola odparła: „Dopóki moje dziecko żyje ze mną i je mój chleb, będzie chodzić tam, dokąd je prowadzę. Oznacza to, że będzie chodzić do kościoła” (Czesław, urodzony w 1963 roku).

Czesław Żych

Rodzina Czesława i Inny Żychów na Grodzieńskich Kaziukach 2017, zorganizowanych przez Związek Polaków na Białorusi

Trzeba powiedzieć, że dzieci słuchały się matki, i same, bez podpowiedzi, chodziły do kościoła. Dyrektor zaś nie znalazł, co odpowiedzieć kobiecie.

Pani Lola mówi: „W naszym życiu kościół zawsze był na pierwszym miejscu. Reszta potem”.

Tak oto odważnie walczyła o wiarę ta rodzina.

„Mąż zmarł w 1997 roku, – opowiada pani Lola, – ale pozostała po nim dobra spuścizna – dobrzy i wychowani w wierze dzieci – Czesław i Regina. Syn obecnie mieszka w Smorgoniach, razem z żoną pracują w szkole muzycznej, mają pięcioro dzieci i sześcioro wnuków. Córka Regina, urodzona w 1951 roku, mieszka w Nowogródku, pracuje w przychodni lekarskiej jako felczer. Tutaj mieszka także jej córka z rodziną. Ogółem mam dwoje dzieci, sześcioro wnuków i ośmioro prawnuków. Wszystkie moje dzieci, wnuki i prawnuki chodzą do kościoła, i ja bardzo się z tego cieszę”.

Rodzina Kardasz
Spotkania pod dachem Boga

Rodzina Maryny i Sergiusza Kardaszów

W każdą niedzielę, na 10-tą rano, na Mszę świętą, która jest celebrowana w kościele św. Michała Archanioła w języku białoruskim, przychodzi córka pani Loli Regina, jej córka Maryna z mężem i dwie ich córeczki – Anastazja i Katarzyna. Dziewczynki biorą aktywny udział w życiu kościelnym, śpiewają wspólnie z innymi dziećmi, jak ich prababcia, chwaląc Boga, uczestniczą w kościelnych procesjach.

Na godzinę 12-tą na Mszę świętą w języku polskim przychodzi pani Lola. Już wie ulubione miejsca w kościele swoich prawnuczek, dlatego od razu udaje się mianowicie tam. Dzieci obejmują swoją prababcię, ona przynosi im jakiś poczęstunek. Takie wzruszające spotkania pod dachem Boga odbywają się w kościele każdy tydzień. Ale nie są to najważniejsze prezenty od pani Loli dla jej dziewczynek.

Pani Lola opowiada, że na wszystkie dnie urodzin jej dzieci, wnuków i prawnuków, zamawia w kościele Mszę za ich zdrowie. Oprócz tego szczerze dziękuje Bogu za męża wnuczki Maryny – Sergiusza.

P.S. Pani Lola mówi: „Wszystkie moje pragnienia w życiu się spełniły. Wszystkich doprowadziłam do porządku. Żyję z Panem Bogiem. Codziennie chodzę do kościoła. Idę wcześniej, żeby przed Sumą się pomodlić na różańcu (prowadzę Różaniec), wciąż śpiewam w kościele. I dziękuję Bogu za to wszystko, gdyż dokładnie wiem – to On daje mi siłę!

Jest takie powiedzenie: Bez Boga ani do proga. Tak właśnie jest. Jestem co do tego przekonana”

Znadniemna.pl za Faina Malużeniec/Grodnensis.by

Portal grodzieńskiej diecezji Grodnensis.by opublikował historię zasłużonej dla Kościoła Katolickiego na Białorusi rodziny Żychów. Członkowie rodziny Żychów są nie tylko gorliwymi katolikami i obrońcami wiary chrześcijańskiej. Są to także ludzie, którzy od pokoleń mają w sercu Polskę i przekazują miłość do niej kolejnym pokoleniom potomków.

Garstka aktywistów usiłuje ocalić unikalny Cmentarz Farny w Grodnie, przynajmniej w formie cyfrowej. Podczas gdy urzędnicy uznają pojedyncze nagrobki za zabytki, reszta nekropolii niszczeje.

Aplikacja do katalogizacji, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat

Cmentarz Farny w Grodnie znany jest od końca XVIII wieku. Był pierwszą nekropolią, którą umieszczono poza ówczesnymi granicami miasta. Cmentarz ten jest jeszcze nazywany komunalnym, miejskim. Pod względem znaczenia historycznego i artystycznego można je porównać z wileńską Rossą i lwowskim Łyczakowem.

Grodzieńska nekropolia katolicka nie jest jednak chroniona przez prawo. Niby dbają o nią służby komunalne, a jednak znikają stąd ciężkie żeliwne krzyże i ogrodzenia – złodzieje wynoszą je na złom. Inne nagrobki niszczy przyroda. Maleńki klon, który wyrósł w szczelinie pomnika, z czasem może go rozerwać.

Siarżuk Herman, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat

Nie każdy nagrobek można już zidentyfikować

– Z jednej strony to dobrze, że państwo nie rusza grobów – mówi historyk i aktywista Siarżuk Herman. – Bo sami wiecie, jak to się może skończyć. Z drugiej strony, cmentarz niszczeje, tabliczki znikają. Już nawet nie każdy nagrobek można zidentyfikować. Próbowano wpisać cały cmentarz do rejestru zabytków, ale urzędnicy powiedzieli „nie”.

Polskie groby w Grodnie, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat

Objęcie całej nekropolii ochroną konserwatorską wydaje się być najlepszą opcją, ale jest kilka problemów. Są tu też współczesne groby – czy mają wartość historyczną? W celu objęcia ochroną najstarszych nagrobków, powstaje teraz ich spis. Decyzją w tej sprawie podejmie już nie Ministerstwo Kultury, a obwodowa rada deputowanych.

By ludzie mogli odnaleźć swoje korzenie

Na razie cmentarz sprzątają wolontariusze – ostatnio byli to uczestnicy kursu języka białoruskiego dla Białorusinów „Mowa na nowo”. Aktywiści miejscy zajęli się też digitalizacją grobów. Ogólnodostępna, cyfrowa wersja cmentarza będzie dostępna na stronie graves.by.

Andrej Burdzienkou podczas archiwizacji nagrobków, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat

Spotkaliśmy się tu z twórcą strony poświęconej białoruskim nekropolią Andrejem Burdzienkowem. Mężczyzna przyjeżdża tu regularnie ze Stołpców, by sprzątać i fotografować nagrobki. Dlaczego?

Przede wszystkim po to, by każdy człowiek mógł znaleźć nagrobek swoich krewnych i jego dokładna lokalizację. Do rejestracji grobu wystarczy smartfon, ale czasem trzeba spędzić wiele czasu na oczyszczaniu płyty, a nawet wycinać krzaki.

– Ten cmentarz jest naprawdę stary, wyjątkowo ważny dla Białorusi- podkreśla Andrej. – Ludzie i rodziny, których rozdzieliły dwie wojny, muszą móc dotrzeć do swoich korzeni. Były przypadki, gdy przyjeżdżali ludzie i kilka godzin szukali rodzinnego grobu. Ale na tak zarośniętym cmentarzu jest to bardzo trudne, szczególnie gdy masz 70, 80 lat. Dzięki spisowi to dużo prostsze.

Cmentarz Farny w Grodnie, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat

Grób Elizy Orzeszkowej, miejsce pielgrzymek turystów z Polski, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat

„Może Grodno ma ważniejsze sprawy…”

Andrej dodaje, że wcześniej chciał zajmować się starymi nekropoliami na całej Białorusi. Teraz jednak skoncentrował się na Grodnie.

– Wiadomo, że wniesienie całego cmentarza do rejestru zabytków to idealny wariant, europejski – uważa Andrej. – Z ustaleniem zasad dla nowych pochówków, by groby nie wyróżniały się na tle starych. Cmentarz Farny jest też obiektem turystycznym: w soboty i niedziele przyjeżdżają tu autobusy Polaków. Wszystko to powinno być na poziomie, bo to przecież korzenie – nasze i wasze.

Andrej dzieli się z nami także swoim rozczarowaniem. W ubiegłym roku chciał zorganizować wspólne sprzątanie grobów, ale nikt nie przyszedł.

– Może Grodno ma ważniejsze sprawy…

Znadniemna.pl za belsat.eu/fot.: Wasil Małczanau/belsat.eu

Garstka aktywistów usiłuje ocalić unikalny Cmentarz Farny w Grodnie, przynajmniej w formie cyfrowej. Podczas gdy urzędnicy uznają pojedyncze nagrobki za zabytki, reszta nekropolii niszczeje. [caption id="attachment_39023" align="alignnone" width="480"] Aplikacja do katalogizacji, fot.: Wasil Małczanau/Biełsat[/caption] Cmentarz Farny w Grodnie znany jest od końca XVIII wieku. Był pierwszą nekropolią,

Skip to content