HomeStandard Blog Whole Post (Page 262)

W dniach 16-17 listopada w Brześciu odbył się IX Turniej Koszykówki Mężczyzn o Puchar Konsula Generalnego RP w Brześciu. W zawodach wzięły udział drużyny z Polski (z Białej Podlaskiej i Sochaczewa), Białorusi (z Brześcia – zawodnicy z polskich środowisk zrzeszeni w klubie Razem i obwodu brzeskiego), Rosji (z Moskwy i Kaliningradu), Ukrainy (z Łucka) i Litwy (z Wilna).

Przemawia konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz

Turniej rozegrano w dwóch kategoriach wiekowych 35+ i 50+. Przyznano następujące miejsca – w grupie 50+: I miejsce – „Projekt 44” Moskwa, II miejsce – „SK ENERGETIKAS” Wilno, III miejsce – „Va bank” Kalinigrad, IV miejsce – „Razem” Brześć, V miejsce – Obwód Brzeski. Królem strzelców został zawodnik z drużyny „Projekt 44” z Moskwy Walerij Karicszyn. W grupie 35+: I miejsce – „Bialczanie z Białej Podlaskiej”, II miejsce – „Razem” Brześć, III miejsce – „BM Group” LUCK, IV miejsce – MOSIR basket Sochaczew. Królem strzelców został zawodnik z drużyny „Razem” – Walerij Szpilczuk.

Przemawia Alina Mickiewicz, prezes Stowarzyszenia „Razem do sukcesu”

Zwycięskie drużyny (miejsca: I-III) – oraz królowie strzelców w obu kategoriach wiekowych – otrzymali dyplomy i medale wręczone przez Piotra Kozakiewicza, konsula generalnego RP w Brześciu.

W wydarzeniu oprócz uczestników wzięli udział m.in.: Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi, Alina Mickiewicz, prezes Stowarzyszenia „Razem do sukcesu” oraz Stanisława Karpol, prezes Polskiego Towarzystwa Twórców Ludowych z Brześcia.

Relacje z otwarcia turnieju, a także zakończenia przekazały regionalne telewizje oraz TV Polonia.

Znadniemna.pl za brzesc.msz.gov.pl

W dniach 16-17 listopada w Brześciu odbył się IX Turniej Koszykówki Mężczyzn o Puchar Konsula Generalnego RP w Brześciu. W zawodach wzięły udział drużyny z Polski (z Białej Podlaskiej i Sochaczewa), Białorusi (z Brześcia – zawodnicy z polskich środowisk zrzeszeni w klubie Razem i obwodu

Koncert jazzowy w ramach projektu PIANO.PL w wykonaniu wokalistki Doroty Miśkiewicz, kwartetu smyczkowego Atom String Quartet i wybitnego pianisty Dominika Wani odbył się wczoraj wieczorem w Białoruskiej Filharmonii Narodowej.

Imprezę zorganizował Instytut Polski w Mińsku w ramach obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

„Stęskniliśmy się za polskim jazzem, a dzisiejszy koncert jest atomowy – i to nie tylko ze względu na nazwę” – mówił otwierając wieczór białoruski znawca jazzu Dzmitry Padbiareski.

„Można powiedzieć, że jest to skrócona sesja wyjazdowa niesamowitego projektu PIANO.PL, który zapoczątkowany został słynnym koncertem w 2016 r. Wraz z Dorotą Miśkiewicz i zespołem Atom String Quartet wystąpili w nim najwybitniejsi polscy pianiści jazzowi” – dodał.

Podczas koncertu w Mińsku artyści wykonali jazzowe aranżacje znanych polskich utworów.

„Jestem szczęśliwa, że mogliśmy wystąpić w Mińsku dla publiczności, wśród której zapewne większość osób nas nie znało. Cieszy mnie, że można przyjechać do Mińska, zagrać piosenki polskich kompozytorów i że to jest tak wspaniale przyjmowane” – powiedziała PAP Dorota Miśkiewicz, która w Mińsku występowała po raz pierwszy.

Podkreśliła, że zarówno Dominik Wania, jak i improwizujący kwartet smyczkowy to wyjątkowi, wybitni artyści. „Ja jestem szczęśliwa, że mogę z nimi grać i że mogliśmy ich pokazać białoruskiej publiczności” – dodała.

Dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński powiedział, że entuzjastyczna reakcja publiczności świadczy o tym, że warto prezentować na Białorusi polski jazz.

Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP

Koncert jazzowy w ramach projektu PIANO.PL w wykonaniu wokalistki Doroty Miśkiewicz, kwartetu smyczkowego Atom String Quartet i wybitnego pianisty Dominika Wani odbył się wczoraj wieczorem w Białoruskiej Filharmonii Narodowej. Imprezę zorganizował Instytut Polski w Mińsku w ramach obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. „Stęskniliśmy się za polskim

Uroczystość ślubowania uczniów, pobierających naukę języka polskiego w Polskiej Szkole Społecznej, działającej przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Lidzie, odbyła się w sobotę, 17 listopada.

Szkoła w Lidzie od niedawna ma własne pomieszczenie, w którym odbyła się pierwsza w tym roku szkolna uroczystość, na którą licznie przybyli rodzice i dziadkowie młodych lidzkich Polaków. Pierwsze święto szkolne, odbywające się we własnych murach stało się okazją do zaprezentowania przez uczniów szkoły swoich talentów artystycznych.

Na zorganizowany z okazji ceremonii ślubowania uczniów koncert złożyły się występy taneczne, recytacja wierszy, popisy wokalne uzdolnionych muzycznie młodych solistów, a także występy działających przy miejscowym oddziale ZPB zespołów – dziecięcego „Młode pokolenie”, oraz zespołu młodzieżowego „Brawo”.

Na uroczystość ślubowania uczniów Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Lidzie z upominkami dla nich przybyli goście z współpracujących z miejscowym oddziałem ZPB instytucji i organizacji. Obecny był m.in. konsul w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie Andrzej Raczkowski oraz prezes zarejestrowanej w Warszawie Fundacji Pamięci Historii i Kultury Polskiej na Białorusi Denis Zwonik.

Obaj panowie złożyli uczniom szkoły i gronu pedagogicznemu życzenia z okazji szkolnego święta, a także wręczyli prezenty i upominki.

Uroczystość zakończyła się wspólną modlitwą w intencji pomyślnego rozwoju szkoły i poświęceniem jej pomieszczeń, którego dokonał ks. Jan Gawecki.

Funkcjonujący od niedawna przy Oddziale ZPB w Lidzie ośrodek oświatowy liczy około 70-ciu uczniów.

Irena Biernacka z Lidy

Uroczystość ślubowania uczniów, pobierających naukę języka polskiego w Polskiej Szkole Społecznej, działającej przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Lidzie, odbyła się w sobotę, 17 listopada. Szkoła w Lidzie od niedawna ma własne pomieszczenie, w którym odbyła się pierwsza w tym roku szkolna uroczystość, na którą

Refleksje po zerwanych mińskich obchodach 100-lecia Niepodległości Polski.

Przed rozpoczęciem uroczystości nic nie wskazywało na to, że dojdzie do prowokacji. Tłumnie przybyli na koncert Polacy spokojnie zajmowali miejsca na sali

Skandaliczne zerwanie przez administratora pomieszczenia w Mińsku obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, zorganizowanych przez miejscowy oddział Związku Polaków na Białorusi to jeden z głównych tematów, omawianych przez mieszkających na Białorusi Polaków.

Większość opinii, wypowiadanych na forach internetowych i w serwisach społecznościowych, sprowadza się do tego, że zerwanie uroczystości, na której był obecny m.in. Nadzwyczajny i Pełnomocny Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Białorusi Artur Michalski, jest przejawem wrogiego traktowania przez miejscowe władze polskiej mniejszości narodowej na Białorusi i aktem nieprzyjaznym wobec Państwa Polskiego.

Do zgromadzonych na uroczystości zwrócił się ambasador RP na Białorusi Artur Michalski

O incydencie poinformowaliśmy Państwa wczoraj wieczorem.

Prezes ZPB Andżelika Borys, ambasador RP na Białorusi Artur Michalski i jego zastępca Marcin Wojciechowski są zaskoczeni decyzją administratora sali

Spróbujmy dzisiaj zastanowić się, jak i dlaczego  doszło do incydentu, i jakie on może mieć następstwa?

Oczywiście wypędzenie po pół godzinie z sali kilkuset ludzi, przybyłych na dwugodzinny koncert, może być przejawem zwyklej głupoty i braku odpowiedzialności ze strony administratora pomieszczenia.

Doświadczenie podpowiada jednak, że stanowiska odpowiedzialne (a takie niewątpliwie jest stanowisko każdego administratora) piastują zazwyczaj ludzie odpowiedzialni, działający zgodnie z wytycznymi, które otrzymują od swoich przełożonych.

Przypomnijmy, że  sala, w której rozpoczął się uroczysty koncert, zorganizowany z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, było czwartym pomieszczeniem, po trzech odmowach, które otrzymali w różnych miejscach, próbujący wynająć salę Polacy Mińska.

Administracja sali, którą pierwotnie zarezerwowano jako miejsce zorganizowania uroczystości, mimo tego, że pomieszczenie zostało wynajęte i opłacone zgodnie z przepisami, wycofała zgodę na przeprowadzenie koncertu w ostatniej chwili.

Podobnie zachowali się włodarze dwóch kolejnych pomieszczeń, do których z prośbą o wynajęcie zwrócili się organizatorzy obchodów Święta Niepodległości Polski.

Dopiero administracja czwartego z rzędu pomieszczenia, mogącego pomieścić kilkaset ludzi, pragnących wysłuchać koncert z okazji polskiego święta narodowego, wyraziła zgodę i wpuściła do środka, „koczujący” po białoruskiej stolicy listopadowym wieczorem tłum miejscowych Polaków .

Otwierając drzwi do pomieszczenia odświętnie ubranym ludziom, wśród których byli m.in. polscy dyplomaci i ubrani w sceniczne kostiumy artyści, administracja sali nie mogła nie dostrzec, że nie są to bezdomni, którzy tłumnie przybyli, aby przez pół godziny się ogrzać.

Komu zatem administrator sali otworzył drzwi?

Odświętnie ubrane polskie dzieci z Mińska nie zdążyły zaśpiewać przed licznie przybyłą na koncert publicznością

Być może o tym, kogo wpuścił zorientował się wówczas, kiedy na sali w wykonaniu połączonych chórów Oddziału ZPB w Mińsku zabrzmiał „Mazurek Dąbrowskiego”, inaugurujący uroczystość?

Co do tego, że wpuścił do sali Polaków, odpowiedzialny za pomieszczenie musiał ostatecznie się przekonać, kiedy po hymnie Polski artyści zaśpiewali kilka polskich piosenek patriotycznych.

Jak się zachował administrator, mając już świadomość tego, że gości w swoim obiekcie Polaków? Odpowiedź znamy – zaczął gasić światło i wypraszać obecnych z pomieszczenia, sugerując, że jeżeli się nie podporządkują, to do akcji wkroczy milicja.

Czy zachowanie administratora można interpretować jako działanie, zmierzające do sprowokowania kilkuset ludzi do otwartego protestu, a nawet stawienia oporu milicji, która mogłaby za chwilę wkroczyć?

Właśnie jako prowokację odebrała żądanie administratora sali obecna na uroczystości prezes ZPB Andżelika Borys.

Prezes ZPB Andżelika Borys prosi o niepoddawanie się na prowokację administratora sali, odśpiewanie „Roty” i rozejście się po domach

Pragnąc zapanować nad sytuacją i nie dopuścić do otwartego konfliktu z milicją na tle narodowościowym, liderka polskiej społeczności na Białorusi zabrała głos i zaproponowała zgromadzonym zakończyć uroczystość odśpiewaniem „Roty”, będącej hymnem Związku Polaków na Białorusi, a potem spokojnie opuścić pomieszczenie nie poddając się na prowokacje.

Autorytet Andżeliki Borys okazał się wystarczająco duży, aby zgromadzeni postąpili zgodnie z jej propozycją i spokojnie się rozeszli po domach.

Kiedy już tam dotarli, to przeżyty incydent zaczęli omawiać na forach internetowych i w serwisach społecznościowych.

Proponujemy Państwu zapoznać się z treścią niektórych wpisów, które świadczą o tym, że kolejna prowokacja, wymierzona w polską społeczność na Białorusi, pokojowo manifestującą swoją przynależność narodową, nie przysporzy, delikatnie mówiąc, białoruskim władzom sympatii ze strony mieszkających na Białorusi Polaków, a także Rodaków, mieszkających w Polsce i innych krajach świata:

Czesław (mieszkaniec Mińska): Dzisiaj, podczas uroczystości z okazji 100-lecia odnowienia Niepodległości Polski, moje dzieci powinny były zaśpiewać „Serce w plecaku”, ale Polacy zostali wypędzeni z sali. Udało się tylko odśpiewać „Rotę”. Śpiewałem „Rotę” i płakałem… Zrozumiałem bowiem, że radzieckie czasy, w których Polakom na Kresach nie było łatwo, mogą wrócić w każdej chwili.

Ludmiła (mieszkanka Mińska): A jeszcze tydzień temu (na przyjęciu wydanym przez Ambasadora RP na Białorusi – red.) wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Oleg Krawczenko powiedział m.in., że Niepodległość to najwyższe osiągnięcie narodu i, że droga Polaków do Niepodległości nie bywa łatwa. Przypomniał wówczas także o tym, że Białorusini i Polacy to bratnie narody i mają ze sobą dużo wspólnego…  Czy dzisiejszy incydent nie przeczy, słowom, wygłoszonym publicznie przez białoruskiego wiceministra?

Michał (mieszkaniec Mińska): To jest po prostu poza granicami dobra i zła! (…) Dziękuję Związkowi Polaków za to, że ludzie w Mińsku mieli okazję się przekonać – kto jest kim w relacjach polsko-białoruskich, a Polacy z Polski –  mogli zobaczyć, jak wygląda przestrzeganie praw konstytucyjnych białoruskich obywateli. Polacy przetrwali 123 lata zaborów, więc jedną zgniłą sowiecką specsłużbę, także przetrwają.

Maja (urodzona w Mińsku mieszkanka Polski): Smutne to bardzo, ale nie wolno się poddawać i wspaniale, że Pani Andżelika tak ciężko pracuje dla naszej wspólnej Biało-Czerwonej. Mój Tata znał i współpracował z Panią Andżeliką i gdyby żył – na pewno byłby na tych uroczystościach. Gratuluję wszystkim rodakom na Białorusi miłości do Naszej Niepodległej i życzę wytrwałości!!!

 Znadniemna.pl, zdjęcia Anny Worobiowej

Refleksje po zerwanych mińskich obchodach 100-lecia Niepodległości Polski. [caption id="attachment_34792" align="alignnone" width="500"] Przed rozpoczęciem uroczystości nic nie wskazywało na to, że dojdzie do prowokacji. Tłumnie przybyli na koncert Polacy spokojnie zajmowali miejsca na sali[/caption] Skandaliczne zerwanie przez administratora pomieszczenia w Mińsku obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości,

Deputowany z Białorusi, przewodniczący białoruskiej Komisji Parlamentarnej ds. Edukacji, Kultury i Nauki doktor nauk historycznych Igor Marzaliuk opublikował na łamach organu prasowego rządu „SB. Białarus sewodnia” tekst, poświęcony białoruskiej wizji patriotyzmu.

Igor Marzaliuk

Marzaliuk zwraca uwagę na główny problem, przed którym stoi białoruskie społeczeństwo. Według niego jest to fragmentaryczne i rozproszone podejście do historii Białorusi i państwowości kraju.

Uważa on, że jak najszybciej należy rozwijać naukową koncepcję historii narodowej.

Jaka powinna być jej istota?

„Należy zrozumieć i zaakceptować zarówno bohaterski, jak i tragiczny los naszego kraju, nauczyć się słuchać i słyszeć się nawzajem, nie zapominając o najważniejszym – radykalne upolitycznienie przeszłości historycznej jest obarczone poważnymi kataklizmami społecznymi” – pisze Marzaliuk.

Deputowany proponuje zorganizowanie kongresu białoruskich historyków, poprzedzone pracami nad wypracowaniem wspólnych stanowisk.

Ponadto, zdaniem Marzaliuka, istnieje konieczność powołania Instytutu Pamięci Narodowej, które będzie pełnić funkcję „centrum koordynacyjnego i eksperckiego, pozwalającego wyraźnie i stanowczo określić nasze priorytety i obiektywny obraz naszej przeszłości, będzie stale monitorować politykę historyczną naszych sąsiadów i przeciwników i szybko reagować na próby fałszowania i wypaczania historii Białorusi”.

„I oczywiście potrzebujemy nowych podręczników i pomocy do historii Białorusi dla szkolnictwa wyższego. Niestety, takiej syntetycznej, podsumowującej, konkurencyjnej pracy na światowym poziomie dziś nie mamy”- napisał Igor Marzaliuk.

W październiku ubiegłego roku przewodniczący białoruskiej Komisji Parlamentarnej ds. Edukacji, Kultury i Nauki Igor Marzaliuk udzielił wywiadu Radiu Svaboda, w którym oświadczył, że Polska powinna przeprosić za swoje winy wobec Białorusinów.

Igor Marzaliuk stwierdził, że Polska w celu ustanowienia normalnych międzypaństwowych relacji, powinna przeprosić Białoruś za grzechy przeszłości, w tym za zbrodnie Romualda Rajsa „Burego”.

Marzaliuk odniósł się przede wszystkim do tematu czczenia żołnierzy AK na Białorusi. Jego zdaniem jest to sprawa problematyczna.

„Polska wymaga od naszych liderów upamiętniania Armii Krajowej. Gdyby oni zgodnie walczyli z nami przeciw Hitlerowi, to czemu nie. Ale fakty mówią inaczej. Oni plądrowali i niszczyła nasze wsie. Dochodziło do otwartych ludobójstw Litwinów i Białorusinów, na przykład, w obwodzie grodzieńskim” – mówił białoruski parlamentarzysta.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Deputowany z Białorusi, przewodniczący białoruskiej Komisji Parlamentarnej ds. Edukacji, Kultury i Nauki doktor nauk historycznych Igor Marzaliuk opublikował na łamach organu prasowego rządu „SB. Białarus sewodnia” tekst, poświęcony białoruskiej wizji patriotyzmu. [caption id="attachment_34788" align="alignnone" width="480"] Igor Marzaliuk[/caption] Marzaliuk zwraca uwagę na główny problem, przed którym stoi białoruskie

Władze Polski wiedziały o okrutnych represjach z lat 30. wobec Polaków w ZSRS, niestety nic z tą wiedzą nie zrobiły – wynika z badań historyka Roberta Kuśnierza, opublikowanych w książce „Nas, Polaków, nie ma kto bronić”. Panowało dyplomatyczne milczenie – podkreślił badacz.

„Polacy, którzy żyli w Sowietach w latach 30., a więc w czasie, gdy byli prześladowani na masową skalę, byli przekonani, że państwo polskie o nich zapomniało, nie interesowało się nimi, a ich los nikogo nie obchodził. Niestety, badając dokumenty z tego okresu, muszę stwierdzić, że polskie władze nie zrobiły nic, żeby ratować rodaków zza wschodniej granicy. W tej sprawie panowało dyplomatyczne milczenie” – powiedział PAP dr hab. Robert Kuśnierz, sowietolog, znawca dyplomacji i wywiadu wojskowego w II RP, który kieruje Instytutem Historii i Politologii w Akademii Pomorskiej w Słupsku.

Obojętność II Rzeczypospolitej wobec represji stosowanych na masową skalę przez funkcjonariuszy NKWD sięgała najwyższych władz. W styczniu 1938 r., czyli w szczycie masowych represji w ZSRS, w Sejmie odbyła się dyskusja na temat sytuacji Polaków w tym państwie. „Na wystąpienie posła Jana Walewskiego, w którym m.in. poruszył temat przesiedleń Polaków mówiąc, że sytuacja rodaków +pozostaje poniżej cywilizowanych standardów+, Józef Beck odpowiedział, że nie jest to jedyny problem w relacjach polsko-sowieckich i nie ma nadziei na skuteczną akcję dyplomatyczną” – przypomniał Kuśnierz.

Szef MSZ już wcześniej, bo w styczniu 1936 r., przejawiał bierny stosunek do tragicznego losu Polaków na Wschodzie, mówiąc w swoim expose o szykanowaniu rodaków, ale wyłącznie w Czechosłowacji. „O nieporównywalnym wprost traktowaniu mniejszości polskiej przez reżim komunistyczny nie wspomniał ani słowem” – podał historyk.

Mimo, że władze II RP wiedziały o brutalnej przemocy wobec Polaków to jednak nie miały informacji o najgorszym, czyli o masowym mordowaniu Polaków w ramach tzw. operacji polskiej NKWD. W jej wyniku w latach 1937-38 sowieccy funkcjonariusze strzałem w tył głowy zamordowali – według ustaleń IPN – co najmniej 111 tys. Polaków (inne szacunki badaczy mówią nawet o 200 tys. ofiar).

Polacy byli pierwszą grupą ludności w Związku Sowieckim, którą Stalin skazał na zagładę z powodów narodowych. Operacja kosztowała życie niemal jedna piątą wszystkich Polaków, którzy po traktacie ryskim znaleźli się w granicach Związku Sowieckiego.

„Informacje, które dzięki polskim wywiadowcom z placówek dyplomatycznych posiadały władze II Rzeczypospolitej dotyczyły głównie wsadzania do więzień i deportacji. Pamiętajmy, że kulminację zbrodni, czyli operację NKWD, poprzedziły w latach 1935-36 deportacje ludności polskiej, zamieszkałej na Ukrainie i Białorusi. Z graniczących z Polską obwodów polskie rodziny były wysyłane na wschód Ukrainy lub w głąb ZSRS – do Kazachstanu albo na Syberię” – powiedział historyk.

Sytuacja Polaków w państwie bolszewików – jak wynika z dokumentów – nie była jednak priorytetowa dla władz polskich. Świadczy o tym również opracowana latem 1936 r. przez polski MSZ „Instrukcja prawno-konsularna dla urzędów konsularnych RP w ZSRS”. „Polskim konsulom zabroniono kierować się względami humanitarnymi przy rozpatrywaniu spraw repatriacyjnych. W próbujących uciekać z Sowietów przed represjami Polakach widziano tylko zdemoralizowaną warunkami państwa komunistycznego biedotę, której przybycie do Polski było wręcz +szkodliwe i niedopuszczalne+” – wyjaśnił Kuśnierz.

W publikacji Kuśnierza można także przeczytać o analizie szefa wywiadu wojskowego na Wschód kpt. Jerzego Niezbrzyckiego, w którego ocenie Polacy w ZSRS nie mieli „nic i nikogo, co by ich łączyło z Polską”, zarówno pod względem materialnym i uczuciowym. „To z kolei miało świadczyć, że choć dalecy byli od sprzyjania władzy sowieckiej, stawali się jednak rzekomo podatnym gruntem dla komunistycznej propagandy nastawiającej ich negatywnie do +pańskiej+ Polski” – tłumaczył Kuśnierz.

Chlubnym wyjątkiem od reguły był dyplomata Jan Karszo-Siedlewski, który w Związku Sowieckim pracował od 1931 r. – na początku w poselstwie RP w Moskwie, a następnie na Ukrainie. W latach 1932-34 był kierownikiem konsulatu RP w Charkowie, a następnie do końca 1937 r. w Kijowie. „Nie tylko opisywał to, co dzieje się w Sowietach, ale również przekonywał Warszawę, że Polacy na sowieckiej Ukrainie są patriotami, którzy zasługują na pomoc. Mimo że sam był wyznawcą kalwinizmu bronił Kościoła Katolickiego, który wówczas był tam jedyną instytucją scalającą polskość” – powiedział Kuśnierz.

Polski dyplomata nie tylko protestował u sowieckich władz, ale – widząc, że to nic nie daje – w marcu 1935 r. spotkał się z szefem NKWD na Ukrainie Wsewołodem Balickim. Analizując sowieckie państwo Karszo-Siedlewski napisał: „Mamy na Ukrainie do czynienia z wrogiem, który się maskuje, ale faktycznie nas nienawidzi i stara się gdzie może, niszczyć u siebie resztki polskości – z bezceremonialnym chamem, który liczy się jedynie z brutalną siłą”.

Problem stosunku polskich władz II RP wobec sowieckiej przemocy wobec polskiej ludności w latach 30 u. wieku był tematem niedawnego spotkania w IPN w Warszawie. W debacie „Piekło Polaków w Sowietach. Co II RP wiedziała o Operacji Polskiej NKWD 1937-1938?” wziął udział prof. Nikołaj Iwanow – wieloletni badacz historii Polaków w ZSRS i autor książki „Zapomniane ludobójstwo. +Operacja polska 1937-1938+”. „Polska nie zrobiła nic, ale czy mogła coś zrobić? To jest pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Raczej skłaniam się ku temu, że nie mogła nic zrobić, dlatego że ambasada, konsulaty polskie wyglądały w latach 30. jak oblężone twierdze. Wysyłanie dyplomatów na wschód było traktowane jak wysyłanie na wojnę” – powiedział Iwanow.

Tytuł książki „Nas, Polaków, nie ma kto bronić” pochodzi z listu Jana Paciórkowskiego z marca 1936 r. do kierownika Konsulatu Generalnego RP w Kijowie. „Panie Konsulu! (…) Obrazy spalili, poniszczyli krzyże, a księży gnoją w tiurmach i my nie mamy prawa się modlić. Wydaje mi się, że jest tu jakaś podłość ze strony naszych polskich przedstawicieli, inaczej być nie może. Pisaliśmy do Moskwy do naszego Ambasadora, który nie odpowiedział na list. Myślimy, że wszyscy się zaprzedaliście i nas, Polaków, nie ma kto bronić” – napisał zrozpaczony Paciórkowski, z którego listem o pomoc można zapoznać się w wydanych właśnie dokumentach.

Inny badany dokument, odsłaniający metody sowieckiej przemocy, to list Juliana Wesołego do żony, napisany z więzienia w Lgowie w lutym 1938 r., czyli w samym szczycie dokonywanych zbrodni na Polakach. „Kasiu. Przede wszystkim trzymaj się mocno i nie choruj, ponieważ jeżeli ciebie nie będzie, to i mi niczego nie trzeba, i nie będzie do kogo i do czego wracać. Napisz do Konsulatu, że zmuszono mnie do napisania oświadczenia, że zostałem zaciągnięty do organizacji szpiegowskiej w 1928 roku podczas wydawania mi paszportu. Trzy doby zmuszali mnie do stania na nogach i nie dawali spać. Opuchły mi nogi, ból nie do wytrzymania, i ja nie wytrzymałem, i napisałem, żeby otrzymać czasową ulgę” – czytamy w liście.

Publikację „Nas, Polaków, nie ma kto bronić” opublikowało Wydawnictwo LTW we współpracy z Fundacją Rodacy ’37.

Poza obszernym komentarzem historycznym autora książka przedstawia 116 dokumentów, które – jak podkreśla Wydawnictwo LTW – dają odpowiedź na następujące pytania: jaką wiedzę polska służba dyplomatyczno-konsularna i wywiad wojskowy miały w sprawie sytuacji mniejszości polskiej w okresie bezprecedensowych represji reżimu z końca lat 30.; jaki był stosunek rządu RP do Polaków w ZSRS; jak zachowywali się przedstawiciele II Rzeczypospolitej na terenie sowieckim w obliczu prześladowania Polaków; jak Polacy w ZSRS postrzegali stosunek do nich ze strony Warszawy.

Znadniemna.pl za Norbert Nowotnik (PAP)

Władze Polski wiedziały o okrutnych represjach z lat 30. wobec Polaków w ZSRS, niestety nic z tą wiedzą nie zrobiły - wynika z badań historyka Roberta Kuśnierza, opublikowanych w książce „Nas, Polaków, nie ma kto bronić”. Panowało dyplomatyczne milczenie - podkreślił badacz. "Polacy, którzy żyli w

Białorusini pokazali, czym jest siła społeczeństwa obywatelskiego. Dzięki pospolitemu ruszeniu obywateli, ruiny zamku w Krewie, gdzie ponad 630 lat temu dokonało się dzieło mające wpływ na dzieje Europy, zostaną odbudowane.

Przypomnijmy, że Krewo to jedno z najważniejszych miejsc w historii Polski, Białorusi, Litwy. W obliczu zagrożenia jakie dla Polski i Litwy stwarzał na przełomie XIV i XV wieku zakon krzyżacki, w murach zamku w roku 1385 podpisano akt Unii Krewskiej, regulujący stosunek Korony Królestwa Polskiego z Wielkim Księstwem Litewskim, w wyniku rok później Litwę włączono do Królestwa Polskiego.

Rekonstrukcja zamku w Krewie, rozpoczęła się w zeszłym roku pod ścisłym nadzorem historyków z Akademii Nauk Republiki Białoruś. Zderzyli się oni jednak z nieoczekiwanym problemem. Zabrakło kamieni do odbudowy murów i wież.

Kiedy informacja o problemach rekonstruktorów dotarła do działacza społecznego Gleba Labadzenko, zainicjował on w sieci akcję „Kamienie dla Krewa”. Reakcja społeczeństwa była nieoczekiwana. Pewnie wpływ na odzew Białorusinów miał autorytet inicjatora, który jest organizatorem sprawnie działającego od 2014 roku na całej Białorusi cyklu kursów języka białoruskiego dla Białorusinów „Mowynanowa”.

Bez względu na motyw darczyńców, w ciągu tygodnia zebrano środki na 20 ciężarówek tego budulca. Na wezwanie odpowiedzieli też ludzie, którzy własnym transportem przywozili kamienie.

„Za pozyskane fundusze, począwszy od poniedziałku, każdego dnia pod zamek zostanie dowiezione 10-20 ton kamieni. Prawdopodobnie tego wystarczy, aby budowlańcy ukończyli zaplanowany na ten rok zachodni mur, – pisze Labadzenko. – W przyszłym roku przyznano finansowanie państwowe, w którym są środki na kamienie. Ale będziemy trzymać rękę na pulsie na bieżąco – i jeśli to konieczne, znowu się zmobilizujemy. Aby odbudować wszystkie mury zamku, potrzebna jest setki ton kamieni. Dlatego prawdopodobnie, trzeba nam będzie jeszcze się przyłączyć do akcji. Ogólnie rzecz biorąc, to jest siła społeczeństwa obywatelskiego: wczoraj przekazaliśmy pieniądze, a dziś kamienie przyjechały do zamku, i praca poszła dalej! – pisze Labadzenko.

Chętni do przyłączenia się do akcji, mogą skontaktowanie się z Glebem, pisząc na adres: [email protected].

„Kto zechce przywieźć do Krewa kilka głazów – napiszcie, podpowiem skąd wziąć, by z daleka nie wieźć. – Pomyśl tylko: przyjedziesz kiedyś do Krewa, pod odbudowany zamek z wnukami, i opowiesz im: w tych murach są też moje kamienie”.

Zamek budowany jest w znacznym stopniu z kamienia, jego ruiny szczególnie mocno ucierpiały w trakcie I wojny światowej. W jednej ze zrujnowanych wież zamku można zobaczyć wystające zbrojenia żelazne i płyty betonowe. W toku działań wojennych zamek znalazł się we władaniu Niemców. Żeby rozbić nieprzyjaciela, rosyjska artyleria ostrzeliwała zamek. Na czele rosyjskich wojsk na tamtym odcinku frontu stał dowódca zachodniego frontu generał Denikin – w przyszłości słynny dowódca Białej Gwardii.

Zamek w Krewie był poddany pracom konserwatorskim w okresie gdy ziemie te należały do II Rzeczypospolitej.

W dwudziestoleciu międzywojennym, gdy Krewo leżało w granicach Polski, władze polskie rozpoczęły tam prace konserwatorskie.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Białorusini pokazali, czym jest siła społeczeństwa obywatelskiego. Dzięki pospolitemu ruszeniu obywateli, ruiny zamku w Krewie, gdzie ponad 630 lat temu dokonało się dzieło mające wpływ na dzieje Europy, zostaną odbudowane. Przypomnijmy, że Krewo to jedno z najważniejszych miejsc w historii Polski, Białorusi, Litwy. W obliczu zagrożenia

Na Kresach Wschodnich I i II Rzeczypospolitej, dziś ziemiach Białorusi i Ukrainy, większość wiernych Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego stanowi od dawna ludność utożsamiająca się z narodowością polską. Z tego powodu powstała nazwa: „Kościół polski”, która dziś jest już tylko stereotypem.

Poza liturgią Mszy św., w której obowiązywała łacina, we wszystkich w pozostałych nabożeństwach (paraliturgia), w nauczaniu i w katechizacji panował język polski, a w północno-wschodniej części I RP język litewski, łotewski i polski.

Ten ostatni na ziemiach współczesnej Białorusi był obecny w życiu religijnym części jej mieszkańców od czasów średniowiecza, gdy należały one do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Skupiska ludności polskiej istniały na nich już na początku XIII w. i przed Chrztem Litwy w latach 1387-1388. Powstały z tysięcy jeńców uprowadzanych przez Litwinów podczas najazdów na Polskę, osiedlanych na ziemiach litewskich i białoruskich. Musiały być one liczne skoro pogański władca Litwy, książę Gedymin (ok. 1275-1341) starał się zapewnić im opiekę religijną w języku polskim. Znany jest jego list do franciszkanów w Saksonii z 26 marca 1323 r., w którym prosił o przysłanie do Wilna i do Nowogródka czterech kapłanów znających język polski, ruski i semigalski (żmudzki). W następnym roku Gedymin nakazywał, by Rusini i Polacy mieli prawo czcić Boga według swoich religijnych obrzędów („Ruthenos secundum ritum suum, Polones secundum morem suum”)[1].

Gdy po rozbiorach Polski w końcu XVIII w. i po powstaniu listopadowym (1830-1831) zlikwidowane zostało na zajętych przez Rosję ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej szkolnictwo polskie, Kościół katolicki pozostał ostatnim bastionem polskości i przeszkodą w ich inkorporacji do Rosji. Z tego powodu podjęła ona działania mające na celu jego likwidację[2].

Profesor filozofii na uniwersytecie w Moskwie i wpływowy publicysta rosyjski w drugiej połowie XIX w., Michaił Katkow (1818-1887), w 1868 r. określił język polski w kościołach jako polonizowanie („opoliacziwanie”) poddanych rosyjskich[3]. W następnym roku powstał plan wprowadzenia do kościołów katolickich na ziemiach nazwanych Krajem Zachodnim, języka rosyjskiego[4]. Obejmował on dziewięć guberni: wileńską, kowieńską, grodzieńską, witebską, mińską, mohylewską, wołyńską, podolską i kijowską. Język rosyjski w nabożeństwach poza Mszą św. uznano za najbardziej skuteczny sposób „odpolszczenia” Kościoła katolickiego i spowodowania, by „rosyjscy katolicy byli Rosjanami”. Dalszym celem była likwidacja katolicyzmu w Rosji przez włączenie go do Cerkwi prawosławnej[5].

Triebnik – język rosyjski w kościołach zamiast polskiego

Decyzje władz carskich dotyczące wprowadzenia języka rosyjskiego do kościołów poprzedziły represje po upadku Powstania Styczniowego. Na Wileńszczyźnie miały krwawy charakter. Dnia 25.12.1869 r. car Aleksander II powołał komisję złożoną z najwyższych urzędników państwa, która przygotowała program dotyczący likwidacji języka polskiego w kościołach. Był nim tzw. Triebnik, czyli rytuał w języku rosyjskim. Wydany został w Wilnie w 1869 i 1870 r. Zawierał teksty tradycyjnych nabożeństw katolickich w tym języku odprawianych poza Mszą św. (nieszpory, nabożeństwa majowe, adoracje, pogrzeby i inne). Jednocześnie wydane zostały kazania na niedziele i święta w języku rosyjskim, śpiewnik kościelny, katechizm oraz modlitewnik dla wiernych. Celem było całkowite usunięcie z kościołów i osobistego życia religijnego katolików języka polskiego. W liturgii Mszy św. pozostawała łacina obowiązująca wówczas w całym Kościele katolickim obrządku rzymskiego. Miało to doniosłe znaczenie dla Polaków, Litwinów. Łotyszy i Białorusinów, gdyż język łaciński w kościołach stał się w Rosji carskiej znakiem ich odrębności wyznaniowej i narodowej.

Ukaz carski dotyczący Triebnika został przedstawiony jako przywilej i łaska imperatora. Do jego wprowadzenia wymagane było zgłoszenie przez parafian proboszczowi, że życzą sobie języka rosyjskiego w kościele. Jeśli to miało miejsce, proboszcz był zobowiązany zgłosić to swojemu biskupowi, a ten ministrowi spraw wewnętrznych, który wydawał decyzję o wprowadzeniu tego języka do nabożeństw w kościele[6]. Jednak dodatkowe rozporządzenia mówiły o obowiązkowym wprowadzaniu do kościołów rosyjskiego rytuału i urzędnicy w terenie wywierali presję na proboszczów, by stosowali w kościołach język rosyjski. Niekiedy rosyjskie katechizmy, modlitewniki i śpiewniki rozprowadzano w parafiach przy pomocy żandarmów i policji[7].

Wynikające z ukazu carskiego zagrożenie dla Kościoła katolickiego przedstawił w 1870 r bp łucko-żytomierski, Kacper Borowski (1802-1885), w piśmie do ministra spraw wewnętrznych, Aleksandra Timaszewa.[8] Stwierdzał w nim, że wprawdzie rząd nie wprowadza języka rosyjskiego do Kościoła przemocą, bo uzależnia je od zgody części wiernych, lecz skutkiem tej zasady będzie ich podział na przeciwników tego języka i jego zwolenników. Przez to samo, pisał, sformułuje się w naszym łonie dwa różne obozy wręcz sobie przeciwne i nieprzyjazne (…) i sprawdzi się przepowiednia Ewangelji: „że królestwo i dom przeciw sobie podzielone – upadną.

Biskup wskazywał, że język polski w kościele jest linią demarkacyjną miedzy wyznaniem katolickim i prawosławnym, która nie pozwala im wzajemnie się pochłonąć. Jeżeli ta jedyna bariera upadnie, pisał, to katolicki lud wiejski będzie całą masa pociągnięty przez większość prawosławną, tym bardziej, iż duchowni prawosławni od dawna głoszą, „że to wszystko jedno”, a ponadto oni oraz policja, mirowi, akcyjni i każdy komu się podoba, na przemian stosuje w sprawie języka pogróżki i obietnice. Duchowni katoliccy są szpiegowani, ich kazania podlegają cenzurze, a bardziej gorliwi są usuwani z parafii i skazywani na wygnanie jako szkodliwi dla rządu i prawosławia.

Dalej pisał, że rozporządzenie o zmianie języka w Kościele katolickim gwałci (…) święte prawa natury, bo wydziera to, co sam Bóg ludziom udzielił (…); przez to kazać ludziom rzucić język macierzysty, nawet w jego stosunku do Boga, odebrać mu to, czem wyrażał swoje myśli i wylewał swoje uczucia: w pieśniach, modlitwach, w religijnym obrządku, to zdać temu ludowi cios śmiertelny, najboleśniejszy – jest to wyrwać nam serce z piersi.

Wskazując, że język polski w kościele nie szkodzi rządowi, gdyż nauczanie Kościoła, cała jego działalność i najmniejszy ruch duchowieństwa śledzony jest przez policję, biskup kierował do ministra dramatyczną prośbę: Błagam więc w imieniu mojem, w imieniu Kapituły, całego Duchowieństwa, w imieniu ludu Katolickiego o miłosierdzie! Błagam o usunięcie Ukazu, który jest dla nas śmierci wyrokiem. Jeżeli rząd ma jakie obawy, że by Kościół nie był organem polonizmu dla Rosjan, gotowi jesteśmy – pisał – na największe ofiary, gotowi jesteśmy z bólem serca wyrzec się języka rodzinnego polskiego w Kościele katolickim i zastąpić go łacińskim, byle nie wprowadzać moskiewskiego, ostatnim następstwem którego: śmierć dla nas!. W ostatnim zdaniu swojego pisma stwierdzał, że gotów jest zakazać nauczania po polsku i rozporządzić, by wszystkie nabożeństwa były odprawiane po łacinie a zgodę rządu na takie rozwiązanie przyjmie z wdzięcznością, ponieważ tylko to zapewni Kościołowi katolickiemu istnienie w państwie rosyjskim. Bezpośrednią i niezwłoczną odpowiedzią ministra na list biskupa było wywiezienie go w 1870 r. do Permu w Rosji. Pozostawał tam 11 lat.

Planom wprowadzenia języka rosyjskiego do nabożeństw dodatkowych w kościołach oparli się wszyscy biskupi w cesarstwie, z wyjątkiem administratora archidiecezji mohylewskiej, bpa Maksymiliana Staniewskiego (1795-1871), oddanego rządowi rusyfikatora[9]. W liście skierowanym do duchowieństwa w podległej sobie archidiecezji pisał, że wprowadzenie języka rosyjskiego do dodatkowych nabożeństw nie stanowi zagrożenia dla wiary rzymsko-katolickiej, choć z drugiej strony podkreślał, że to sami parafianie powinni się na to zgodzić[10]. Za akceptowanie innych, antykościelnych działań caratu został przez papieża Piusa IX pozbawiony urzędu [11]. Poza nim hierarchia kościelna w osobach biskupów, ogromna większość duchowieństwa w terenie oraz wierni, przeciwstawiali się dążeniom władz. Miało to niekiedy dramatyczny charakter. Na terenie diecezji mińskiej (zniesionej ukazem carskim w 1869 r.) proboszczowie w listach do władz i do bpa Staniewskiego zawiadamiali, że parafianie nie proszą o język rosyjski. Dlatego został on wprowadzony tylko w dwóch parafiach (Lepel i Nieżyn). Głośne stały się protesty w parafii Raków. W marcu 1877 r. tłum ok. tysiąca osób przez dwie doby, dzień i noc, pilnował kościoła z obawy przed wejściem do niego nowego proboszcza, o którym było wiadomo, że chce wprowadzić język rosyjski. W parafii Pierszaje dnia 18.06.1871 r. policja ciężko pobiła broniących kościoła przed językiem rosyjskim, mężczyzn i kobiety. W kilku parafiach (Czeryków, Niedźwiedzica, Uzda, Korzeń) protestujący za karę zostali deportowani do Rosji i na wschodnią Białoruś. Spotkało to także niektórych księży. Tego rodzaju wypadków było więcej.

Ważną rolę w umocnieniu oporu przeciwko wprowadzaniu Triebnika odegrało niezwykłe wystąpienie ks. Stanisława Piotrowicza (1830-1897), proboszcza kościoła św. Rafała w Wilnie. Dnia 25 marca 1870 r. podczas Mszy św. wszedł on na ambonę ze świecę w ręku i spalił go, wzywając do obrony wiary i polskości. Jego czyn zyskał wielki rozgłos w Polsce i w Europie, co znacznie osłabiło to próbę rusyfikacji za pomocą kościołów[12].

W diecezji wileńskiej, obejmującej gubernię wileńską, grodzieńską i mińską, ok. 600 księży odmówiło przyjęcia Triebnika. Zgodę podpisało 60[13]. Odmawiający jego wprowadzenia ponosili dotkliwe kary. Odbierano im parafie i zsyłano karnie do klasztoru. Ci proboszczowie, którzy go wprowadzali byli bojkotowani przez wiernych. W par. Mosarz w 1870 r. proboszcz po odprawieniu nabożeństwa w języku rosyjskim po niedzielnej Mszy św. został po wyjściu z kościoła obrzucony starymi jajami. Jako głównych winnych wskazał okolicznych ziemian, którzy przestali bywać w kościele po wprowadzeniu języka rosyjskiego. Postawę duchowieństwa stawiającego opór rusyfikacji umocniła informacja Stolicy Apostolskiej, ogłoszona w Rzymie 11 lipca 1877 r., że nie zgadza się ona na wprowadzenie języka rosyjskiego do nabożeństw dodatkowych w kościołach[14].

Opór większości duchowieństwa i wiernych oraz zdecydowane stanowisko Rzymu sprawiło, że władze carskie złagodziły swoje działania. Wpłynęły na to również opinie, że język rosyjski w kościołach, jako zrozumiały dla prawosławnych, ułatwi szerzenie się katolicyzmu w imperium, co może być niebezpieczne dla całej Rosji[15]. Władze nie zrezygnowały jednak ze swego celu. Usilne starania o wprowadzenie języka rosyjskiego cały czas prowadziła w Rzymie dyplomacja carska[16].

Gdy w maju 1896 r. na koronację cara Mikołaja II przybyła do Moskwy delegacja Watykanu z abpem Antonio Aghliardi na czele, minister Iwan Goremykin zaproponował jej wprowadzenie do dodatkowych nabożeństw w kościołach języka białoruskiego zamiast rosyjskiego. Propozycja ta zawierała podstęp. Język białoruski był bowiem uznawany w Rosji za miejscowy dialekt języka rosyjskiego i nie funkcjonował w formie literackiej. W praktyce byłby to więc język rosyjski. Delegacja nie znając tej sytuacji skłonna była wyrazić zgodę. Gdy biskup pomocniczy archidiecezji mohylewskiej Albin Symon (1842-1918), chwilowo nią zarządzający i skądinąd akceptujący używanie niekiedy języka białoruskiego w nauczaniu w kościołach, wyjaśnił delegacji na czym polega propozycja rosyjska, sprawa stała się nieaktualna[17]. Gdy tenże biskup idąc za rozporządzeniem Stolicy Apostolskiej polecającym zastępowanie języka rosyjskiego łaciną wydał stosowne zarządzenie, został ukarany pozbawieniem stolicy biskupiej w Płocku, na którą był już mianowany, a w 1901 r. na polecenie cara Mikołaja II został wydalony z granic państwa rosyjskiego i wykreślony ze spisów duchowieństwa archidiecezji mohylewskiej.

Wynik presji władz carskich na wprowadzanie nabożeństw w języku rosyjskim do kościołów okazał się przeciwny do zamierzonego. Opór i walka w obronie języka polskiego wzmocniła bowiem polską świadomość narodową wiernych[18], a niekiedy spowodowała ich polonizację tam, gdzie nie byli oni polskiego pochodzenia[19].

Obrona języka polskiego na Białorusi i na Ukrainie, a na Litwie i Łotwie także litewskiego i łotewskiego oraz oświata i kultura zachodnioeuropejska szerzona przez kilkaset lat na północnych i wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej przez Kościół katolicki[20], ocaliła od rusyfikacji i prawosławia katolicką ludność polską, litewską, łotewską i białoruską.

Nowe próby eliminacji języka polskiego

W okresie międzywojennym nie istniał w ZSRS problem języka polskiego w kościołach, gdyż były one zamykane. Ostatnie, istniejące w Białoruskiej i Ukraińskiej SRS zamknięto w 1938 r. W tym samym roku rozstrzelani zostali ostatni księża w tych republikach i gdzie indziej. Otwarte pozostawały jedynie dwa, tzw. francuskie kościoły – w Moskwie i w Leningradzie. Pracowali w nich księża cudzoziemcy należący do personelu dyplomatycznego ambasad USA i Francji. Kościół katolicki jako widzialna instytucja życia społecznego przestał istnieć. Jednak społeczne życie religijne istniało w ukryciu, przede wszystkim w postaci kół Żywego Różańca.

Plan całkowitej eliminacji języka polskiego i wprowadzenia języka białoruskiego do kościołów na Białorusi pojawił się w czasie II wojny światowej podczas okupacji niemieckiej. Przygotowali go narodowi działacze białoruscy, w tym kilkuosobowa grupa duchownych[21]. Opierał się na założeniu, że w kraju tym nie ma Polaków, lecz jedynie spolszczeni Białorusini wyznania katolickiego, chociaż nawet rosyjscy badacze w XIX w. akceptowali utożsamianie pojęć „katolik” – „Polak”, a pojawiające się niekiedy wśród nich określenie „katolik – Białorusin” było traktowane jako kontrowersyjne[22]. Carski spis ludności z 1897 w guberniach – mińskiej, witebskiej i mohylewskiej wymieniał tylko niewielką liczbę katolików Białorusinów[23].

Wiosną 1942 r. Białoruski Komitet Narodowy złożył na ręce nuncjusza apostolskiego w Berlinie, abpa Cesare Orsenigo, memorandum skierowane do Stolicy Apostolskiej. Zawierało ono prośbę o reorganizację Kościoła katolickiego na Białorusi przez stworzenie czterech nowych diecezji (w Mińsku, Grodnie, Mohylewie i Słonimiu), mianowanie dla nich białoruskich biskupów i wprowadzenie języka białoruskiego jako obowiązującego w kościołach. Pozostało ono bez odpowiedzi[24].

W sierpniu tegoż roku ci sami działacze skierowali memorandum z podobnymi postulatami do Komisarza Okręgu Generalnego Białorutenia, gauleitera Wilhelma Kube, z podobnymi postulatami. Zwrócili się w nim z prośbą, by zabronić polskich kazań w kościołach i głosić je po białorusku, a tych księży, którzy się do tego nie zastosują, pozbawić funkcji duszpasterskich. Gauleiter poparł te postulaty i wydał nakaz głoszenia kazań i odprawiania nabożeństw w języku białoruskim (poza Mszą św.)[25]. Nad jego realizacją czuwały komitety Białoruskiej Narodowej Samopomocy. Służyło to nie celom religijnym, lecz politycznym. Wierni na znak sprzeciwu wychodzili z kościołów[26]. Po wyparciu Niemców latem 1944 r., przebywający w Wilnie ks. Adam Stankiewicz (1891-1949), znany działacz białoruski z Polski, skierował w grudniu tegoż roku do władz sowieckich memoriał, w którym również proponował reorganizację Kościo­ła katolickie­go na Białoru­si i jego cał­kowitą białoru­tenizację językową. Został aresztowany przez NKWD 5 XII 1944 r. i skazany na 25 lat łagrów[27]. Nie miało to związku z jego memoriałem.

Dla Kościoła w części wschodniej Białorusi i w środkowej części Ukrainy wielkie znaczenie miał okres okupacji niemieckiej. W tej ostatniej ludność katolicka otworzyła ponad 120 zamkniętych kościołów[28]. Pracowało w nich kilkudziesięciu księży z Polski[29]. Niemal połowę z otwartych kościołów obronionych zostało przez wiernych w latach powojennych. Na Białorusi ludność katolicka wykazała się także aktywnością religijną, pomimo ogromnych strat osobowych (Kuropaty) w czasach straszliwego terroru w latach 30. W obwodach: mińskim, witebskim, mohylewskim i homelskim otwarto w sumie 33 kościoły[30]. Na początku okupacji pracowała w nich, jakkolwiek tylko krótko z powodu represji ze strony władz niemieckich, grupa księży z Polski.

Wymowne wydarzenie miało miejsce w Mińsku w październiku 1944 r. Po wyzwoleniu Białorusi, abp Romuald Jałbrzykowski (1876-1955) skierował do pracy w tym mieście ks. Antoniego Borysowicza (1893-1966). Rozpoczął ją 17 X 1944 r. w katedrze otwartej w czasie okupacji niemieckiej od zapowiedzi, że będzie służył ludziom w tym języku, w jakim będą się do niego zwracać. Gdy podczas nabożeństwa, w którym uczestniczyło ok. 700 osób zwrócił się z pytaniem w jakim języku ma głosić kazania i odprawiać nabożeństwa, tylko pięć osób życzyło sobie języka białoruskiego. Wszyscy inni wybrali język polski. Po dwóch miesiącach został aresztowany i skazany na pięć lat zsyłki[31].

W pierwszych latach po wojnie władze partyjne w Moskwie wróciły do planu usunięcia języka polskiego z kościołów, który powstał w czasach carskich. Jego uzasadnieniem była teza, że „spolonizowana” i „skatolicyzowana” ludność w Białoruskiej SRS powinna powrócić do prawosławia. Plan Moskwy miała realizować Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Jednak zrezygnowano z tego planu przewidując, że spowoduje to wrogie nastawienie wobec władz licznej ludności katolickiej w tej republice[32]. Plan walki z Kościołem przybrał inną formę. Polegała ona na aresztowaniu ogromnej większości księży pod zarzutem kontrrewolucyjnej działalności, skazywaniu ich na wieloletnie roboty w łagrach, na zamykaniu kościołów oraz na masowej i nasilonej ateizacji społeczeństwa. Kwestia języka w kościołach była nieaktualna.

W 1947 r. władze partyjne z Mińska zwróciły się do Moskwy o pozwolenie na wprowadzenie języka białoruskiego do nabożeństw w kościołach katolickich. Był to powrót do planu działaczy białoruskich z okresu okupacji niemieckiej. Nie uzyskały na to zgody[33].

Aż do lat 90. XX w. życie religijne na Białorusi i na Ukrainie, publiczne w otwartych kościołach i ukryte, trwało, jak od stuleci, w języku polskim. Zagrożona karą kilku lat więzienia konspiracyjna katechizacja dzieci i młodzieży oraz praktyki religijne we wspólnotach sąsiedzkich (Żywy Różaniec) spełniane były wyłącznie w języku polskim. Nie pojawiała się myśl, by odbywały się w innym i nikt o to nie występował.

Mało znany jest fakt, że już w 1945 r., po zakończeniu wojny, ludność katolicka na Białorusi Wschodniej w kilkudziesięciu miejscowościach, w obwodach: witebskim, mińskim i mohylewskim, rozpoczęła starania o rejestrację miejsc kultu i o przyjazdy do nich księży z Łotwy i z Litwy. W podaniach do władz wskazywano na nierównoprawne traktowanie katolików w porównaniu z ludnością prawosławną posiadającą zarejestrowane miejsca kultu i z Żydami posiadającymi również takie miejsca. Przez niemal pół wieku starania te były bezskuteczne i miejscami zbiorowych modlitw były cmentarze. Zasłużonymi, wędrownymi duszpasterzami byli tam od 1954 r., po uwolnieniu z łagrów, dwaj księża: Mieczysław Małynicz-Malecki (1888-1969) i Wiktor Szutowicz (1890-1960), ten ostatni narodowości białoruskiej[34]. Pracowali w języku polskim, gdyż takie było oczekiwanie wiernych.

W krajach bałtyckich, na Litwie, na Łotwie i w Estonii, w kościołach, w których zbierali się Polacy oraz na Białorusi i na Ukrainie, a także w dwóch kościołach w Rosji (w Moskwie i w Leningradzie), do końca lat 80. panował, obok łaciny język polski. Jednak w codziennych kontaktach duszpasterskich z wiernymi w użyciu były zawsze te języki, w jakich do kapłanów zwracali się wierni. Na Białorusi polski, tzw. „prosty” (gwara miejscowa) i rosyjski, a na Ukrainie ukraiński i rosyjski.

Pod koniec istnienia ZSRS i w następnych latach dzieło odbudowy kilkuset zniszczonych kościołów i parafii na Białorusi i Ukrainie podjęli wierni modlący się po polsku. Prowadzili starania o zwrot kościołów, po ich odzyskaniu pracowali nad ich odbudową i starali się o duszpasterzy. Była to spontaniczna akcja ludowa i rezultat trwających od pokoleń jawnych i ukrytych nabożeństw i modlitw, które integrowały lokalne wspólnoty i aktywizowały wiernych. Nie ujawniła się wówczas ani jedna białoruska czy ukraińska grupa narodowa katolików. Podobną rolę w utrzymaniu więzi z kulturą narodową spełniły w Rosji carskiej i w ZSRS języki ojczyste w życiu religijnym Litwinów, Łotyszy, Niemców, Żydów i innych

Gdy w 1991 r. powstała Białoruska Katolicka Hromada, jako główny swój główny cel wymieniła białorutenizację Kościoła katolickiego[35] uzasadniając to białoruskim pochodzeniem jego wiernych. Jeśli jest to prawdą w odniesieniu ich pewnej części, to również jest faktem, że obecność ludności polskiej na ziemiach obecnej Białorusi, niegdyś należącej do Wielkiego Księstwa Litewskiego, sięga, jak wspomniano wyżej, czasów średniowiecza.

Obecnie, pomimo korzystnych dla Polaków zmian politycznych we wspomnianych krajach i mimo uzyskania przez nich praw do nauczania języka polskiego, jego obecność w kościołach jest dla nich nadal najważniejszą i w zasadzie jedyną formą kontaktu z nim i z kulturą polską.

Na początku lat 90. rozpoczęła się w Kościele katolickim obrządku łacińskiego na Białorusi i Ukrainie historyczna zmiana kulturowa, polegająca na wprowadzeniu do liturgii Mszy św. zamiast łaciny języka polskiego, a wkrótce także i innych języków narodowych – białoruskiego i ukraińskiego, niekiedy rosyjskiego. Było to wymogiem duszpasterskim ze względu na obecność w kościołach wiernych nie znających języka polskiego, uważających się za Białorusinów lub Ukraińców. Było to konieczne także ze względu na potrzebę zmiany stereotypu, jakim było określenie „kościół polski” w odniesieniu do Kościoła katolickiego obrządku rzymskiego. Nowe języki ukazywały jego ponadnarodowy charakter.

W ciągu ostatnich 20 lat dokonały się w dziedzinie języka liturgii w kościołach na Białorusi i Ukrainie nieodwracalne zmiany, gdy chodzi o język polski. Na wschodnich ziemiach tych krajów, gdzie wierni w ogromnej większości utracili już jego znajomość, jest on obecny tylko w wielkich miastach, gdzie są istnieją skupiska ludności polskiej. Gdzie indziej jego obecność w kościele zależy przede wszystkim od pozytywnego lub negatywnego stosunku do niego danego duszpasterza. Kierunek dokonujących się zmian, to pełna białorutenizacja i ukrainizacja języka w kościołach.

W ostatnich latach niektórzy duchowni młodego pokolenia, którzy wybrali białoruską lub ukraińską opcję narodową, eliminują język polski także i z codziennych kontaktów z wiernymi, pomimo że go znają, a wierni i turyści z Polski zwracają się do nich w tym języku. Tego rodzaju postawa niespotykana była w tym pokoleniu duchownych, niezależnie od ich narodowości, którzy do niedawna pracowali na Białorusi i na Ukrainie. W krajach tych bowiem zawsze istniała niespotykana gdzie indziej wielość tradycji narodowych, kulturowych i religijnych, które się nawzajem przenikały. Było to niezwykłe bogactwo kulturowe tych krajów[36]. Rzeczywistość ta nieznana jest młodemu pokoleniu duchowieństwa, co sprawia, że przyjmuje ono niekiedy monoetniczną wizję swoich krajów. Jej wprowadzanie w życie narusza prawo wielu wiernych do zachowania ich tożsamości narodowej i nie może przynieść pozytywnych dla Kościoła rezultatów.

[1] Por. Jan Ciechanowicz, Na Wschód od Bugu, Wilno – Chicago 1901, s. 31-32.

[2] Por. Ks. Marian Radwan SCJ, Rusyfikacja duszpasterstwa na Białorusi 1869-1902, „Duszpasterz Polski Zagranicą”, Nr1/202 (1997), s. 73-96.

[3] Por. A. I. Ganczar, Rimsko-katoliczeskaja Cerkow w Biełarusi (wt. poł. XIX – nacz. XX ww.). Istoriczeskij oczerk. Monografia, Grodno 2010, s. 164.

[4] Por. Aleś Smoleńczuk, Politiki vviedenija ruskovo jazyka w katoliczeskoje bogosłużenije w mińskoj i vitiebskoj diocesjach 60-70-e gg. XIX w., w: LietuviŲ KatalikŲ Mokslo Akademijos Metraštis, T. 20, Vilnius 2003, s. 142. Autor popełnia błąd pisząc o diecezji witebskiej. Nie istniała taka diecezja.

[5] Por. Grigoriewa W.W, Rusifikacja nasedlnictva i kanfesionalnaja palitika carismu na Biełarusi, w: Kanfesii na Biełarusi (kaniec XVIII – XX st.). Navukovi radaktar doktar gistarycznich navuk U. I. Nawicki, Mińsk 1998, s. 86-91 oraz A.I Ganczar, dz. cyt. s. 173.

[6] Por. A.I. Ganczar, dz. cyt. s. 165.

[7] Por. Bolesław Kumor, Historia Kościoła. Część 7. Dzieje najnowsze 1815-1914, Lublin 1991, s. 277.

[8] Por. Początek i dzieje Rzymsko-katolickiej Djecezji Łucko-Żytomierskiej obecnie Łuckiej w zarysie.Napisał ks. Feliks Sznarbachowski, Warszawa 1926, s. 139-146.

[9] Początkowo bp Staniewski nie zgadzał się na przyjęcie Triebnika powołując się na brak zgody na to papieża. Jednak po otrzymaniu od dyrektora departamentu wyznań, Siversa, prezentów w postaci najpierw 15 tys., a następnie 30 tys. rubli, wyraził zgodę i nakłaniał do tego innych biskupów. Por. A. I. Ganczar, dz. cyt. s. 166.

[10] Por. M. Radwan, dz. cyt. s. 77 oraz A. I. Ganczar, dz. cyt. s. 167.

[11] Por. B. Kumor, Historia Kościoła…, s. 376.

[12] Za swoje wystąpienie ks. Piotrowicz został zesłany do guberni archangielskiej. Pozostał tam 24 lata. Do Wilna już nie powrócił. 28 października 1928 r. abp metropolita wileński Romuald Jałbrzykowski poświęcił w kościele św. Rafała Archanioła tablicę upamiętniającą jego wystąpienie. Miała następujący napis:

BOHATERSKIEMU OBROŃCY
KOŚCIOŁA I OJCZYZNY
W CZASACH NIEWOLI
KS. STANISŁAWOWI PIOTROWICZOWI
PROBOSZCZOWI PAR. ŚW. RAFAŁA
ZA JEGO CZYN 25. III. 1870 ROKU

WOLNI RODACY

[13] Por. A.I. Ganczar, dz. cyt. s. 169.

[14] Por. tamże, s. 87 oraz A. Smoleńczuk, dz. cyt. s. 147, 149.

[15] Por. Ireba Wodzianowska, Wytyczne Komisji do spraw katolicyzmu e generał-gubernatorstwie wileńskim (1866-1868, w: Kościoły a państwo na pograniczu polsko-białoruskim. Źródła i stan badań. Redakcja Marek Kietliński, Krzysztof Sychowicz, Wojciech Śleszyński, Białystok 2005, s. 170.

[16] Por. A. I. Ganczar, dz. cyt. s. 172.

[17] Por. M. Radwan, dz. cyt. s. 91. Obszerne i źródłowe naświetlenie polityki i działań władz carskich zmierzających do wprowadzenia języka rosyjskiego do kościołów na Białorusi oraz wcześniejsze próby władz kościelnych wprowadzenia do nich języka polsko-białoruskiego przedstawia cytowana praca A. I. Ganczara. Por. s. 162-249.

[18] Por. Siergiej Donckich, Poliaki i „polskost’” w istorii Biełarusi: opit sociokulturnoj tipologii, w: Problemy świadomości narodowej ludności polskiej na Białorusi, Grodno 2004, s. 86.

[19] Problem stopnia świadomości narodowej na Kresach Wschodnich był wówczas i pozostaje nadal skomplikowany. Cenną pracą na temat relacji między wyznaniem katolickim a polskością na Białorusi, opartą na badaniach w terenie, jest publikacja Iwony Kabzińskiej pt. „Wśród „kościelnych Polaków”. Wyznaczniki tożsamości etnicznej (narodowej) Polaków na Białorusi, Warszawa 1999.

[20] Por. Edmund Jarmusik, Kościół katolicki na Białorusi 1939-1991 od zniszczenia do odrodzenia. Tłumaczenie Honorata Szubielska, Kraków 2013, s. 12,

[21] Przewodniczyli im księża: Wincenty Godlewski i Piotr Tatarynowicz.

[22] Por. Andrzej Tichomirow, Skład ludnościowy ludności guberni mińskiej w latach 50-60 XIX wieku. w: Problemy świadomości narodowej…, s. 247.

[23] Por. A. I. Ganczar, dz. cyt. s. 101.

[24] Por. E. Jarmusik, dz. cyt, s. 82-93.

[25] Por. tamże, s. 85-86.

[26] Por. Ks. Tadeusz Krahel, Archidiecezja wileńska w latach I wojny światowej. Studia i szkice, Białystok 2014, s. 190-194.

[27] Zmarł w łagrze 4 12 1949 r. Por. R. Dzwonkowski SAC, Leksykon duchowieństwa polskiego represjonowanego w ZSRS 1939-1988, Lublin 2003, s. 549.

[28] Por. INFORMACIONNYJ OTCZET O RABOT’E UPEŁNOMOCZENNOGO SOWIETA PO DIE’ŁAM RELIGIOZNYCH KULTOW pri SOWIET’E MINISTROW SSSR po UKRAIŃSKOJ SSR za APRIL-INIUŃ 1948 goda . Centralnyj Dierżawnyj Archiw Gromadśkich Objednań Ukrainy w Kijewie [ CDAGOU]). Fond 1, opis 23, sprawa N5069, karty 245 i 249-266. Dokument nosi datę: Kijów, 10 września 1948 r.

[29] Por. Maria Dembowska, Reaktywowanie duszpasterstwa w diecezjach żytomierskiej i kamienieckiej. Materiały źródłowe Kurii Diecezjalnej w Łucku 1941-1945. Wybór, wstęp i opracowanie Maria Dembowska, Rzeszów 2010, passim.

[30] Por. Kanfesii na Biełarusi…, s. 246.

[31] Por. B. Bo­rysowicz, Ks. Antoni Borysowicz (1894-1966), „Nasz Głos. Magazyn Publi­cys­tyczny” (Wilno) 26.07-1.08.2001, nr 75, s. 8. Taką samą informację zawiera relacja Zofii Soko­łowskiej z Mińska obecnej na wspomnianym nabożeństwie, zanotowana przeze mnie w par. Niedźwiedzica 23.03.1989. Por. także A. Niciejewska, Uderzyłam pięścią w żelaz­ną bramę. Wspomnienia z Mińska 1936-1954, „Więź”, 1992, nr 7(405), s. 62.

[32] Por. Tadeusz Gawin, O bycie Polakiem. Polacy w Białoruskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej (1944 -1991), Grodno – Białystok 2013, s. 279.

[33] Por., tamże, s. 279-280.

[34] Por. Roman Dzwonkowski SAC, Polacy w Kościele katolickim na Wschodzie (1930-2011), Toruń 2011, s. 38-60.

[35] Istnieje informacja, że lider białoruskiej opozycji, Zenon Poźniak, wysłał list do papieża z prośbą o kierowanie na Białoruś księży z dowolnych krajów, z wyłączeniem Polski. Por. Tadeusz Kruczkowski, Polacy jako mniejszość narodowa na Białorusi – warunki egzystencji i perspektywy, w: Problemy świadomości narodowej…, s. 125.

[36] Por. Aleksander Dudik, Sytuacja religijna i współpraca międzywyznaniowa na Białorusi na przełomie XX i XXI wieku, w: Prorocy Europy Środkowo – Wschodniej XX wieku. Materiały III i IV Forum Teologów Europy Środkowo-Wschodniej, Redakcja: Stanisław Celestyn Napiórkowski OFMConv, Lublin 2009, s. 465.

Ks. prof. Roman Dzwonkowski SAC

Znadniemna.pl za Echa Polesia

Na Kresach Wschodnich I i II Rzeczypospolitej, dziś ziemiach Białorusi i Ukrainy, większość wiernych Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego stanowi od dawna ludność utożsamiająca się z narodowością polską. Z tego powodu powstała nazwa: „Kościół polski”, która dziś jest już tylko stereotypem. Poza liturgią Mszy św., w której

Uroczysty koncert z okazji stulecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, zorganizowany w Mińsku przez tamtejszy oddział Związku Polaków na Białorusi, został zakończony po zaledwie pół godzinie pod naciskiem administratora pomieszczenia.

Zanim zgasło światło  Hymn ZPB „Rotę” zdążył odśpiewać chór, połączony z działających  przy Oddziale ZPB w Mińsku chórów,  zespołów wokalnych i solistów, fot.: facebook.com

Wcześniej różni właściciele trzy razy odwołali wynajem sal. Jak wyjaśniła szefowa Oddziału ZPB w Mińsku Helena Marczukiewicz, w dwóch salach – pierwotnie zarezerwowanych – odmówiono organizacji imprezy jeszcze w weekend. Dziś wieczorem ok. 200 członków ZPB spotkało się przed trzecim lokalem, jednak tam również organizatorzy spotkali się z odmową.

W ostatniej chwili imprezę przeniesiono w czwarte miejsce, jednak już po pół godzinie administrator zażądał zakończenia imprezy. Obecni na miejscu pracownicy odmówili rozmowy z prasą.

– Dziękuję, że nie zważając na różne okoliczności, zgromadziliście się tutaj – mówiła podczas uroczystości przewodnicząca ZPB Andżelika Borys. Jak dodała, ktoś podjął niemądre decyzje. – My będziemy świętować stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Jesteśmy tu, by pilnować sprawy polskiej – podkreśliła.

W krótkim przemówieniu Borys wskazała, że obowiązkiem Polaków na Białorusi jest dbanie o polskie miejsca pamięci, bo „niepodległość mierzy się krzyżami – na grobach naszych dziadków i pradziadków”.

Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski dziękował zgromadzonym za to, że przybyli na uroczystość. – Jestem bardzo wzruszony, bo przecież moglibyście po prostu pójść do domu – mówił.

Podkreślił, że wolność i niepodległość to wartości uniwersalne. – Polska miała skomplikowaną historię, ale wyszła na prostą m.in. dzięki temu, że w każdej rodzinie pielęgnowane było przywiązanie do języka, wiary i kultury – mówił dyplomata. – Nie brakowało i tych, którzy gotowi byli złożyć ostateczną ofiarę. A zwłaszcza nie brakowało ich wśród waszych przodków – dodał.

Koncert zgromadził liczną publiczność, której ledwo starczyło miejsca na sali, fot.: facebook.com

Helena Marczukiewicz powiedziała, że Polacy również na Białorusi chcieliby „odczuwać, co to jest niepodległość i wolność”.

Po około pół godzinie koncertu, w czasie którego zabrzmiał m.in. hymn Polski oraz kilka pieśni patriotycznych, pracownik wyłączył światło. Włączono je później z powrotem, a następnie pracownik zaapelował o zakończenie imprezy.

Andżelika Borys wezwała obecnych do spokojnego rozejścia się i „nieulegania prowokacjom”.

W ubiegłym roku podobna impreza odbyła się bez zakłóceń.

Związek Polaków na Białorusi, kierowany obecnie przez Andżelikę Borys, od 2005 roku nie jest uznawany przez oficjalny Mińsk.

Znadniemna.pl za Niezalezna.pl/PAP

Uroczysty koncert z okazji stulecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, zorganizowany w Mińsku przez tamtejszy oddział Związku Polaków na Białorusi, został zakończony po zaledwie pół godzinie pod naciskiem administratora pomieszczenia. [caption id="attachment_34754" align="alignnone" width="500"] Zanim zgasło światło  Hymn ZPB "Rotę" zdążył odśpiewać chór, połączony z działających  przy

Kolejne, przedostatnie w tym roku, warsztaty dla nauczycieli języka polskiego z cyklu szkoleń, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi we współpracy z Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, odbyły się w dniach 17-18 listopada w Domu Polskim w Baranowiczach.

Kinga Maciaszczyk, ekspert ODNSWP

Warsztaty dla nauczycieli poprowadziła skierowana przez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” (ODNSWP) psycholog i nauczyciel Kinga Maciaszczyk. Ekspert ODNSWP zapoznała uczestników szkoleń m.in. z metodami wzbogacania biernego i czynnego słownictwa u dzieci, a także przeprowadziła lekcję pokazową z uczniami działającej w Domu Polskim w Baranowiczach Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana.

Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi z uczniami, biorącymi udział w lekcji pokazowej przeprowadzonej przez Kingę Maciaszczyk

Na marginesie warsztatów, organizowanych przez ZPB i ODNSWP, w Baranowiczach odbyło się także szkolenie z zakresu pisania informacji dziennikarskiej, które poprowadzili dla nauczycieli redaktorzy mediów ZPB – Iness Todryk-Pisalnik, redaktor naczelna „Głosu znad Niemna na uchodźstwie” oraz redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl Andrzej Pisalnik.

Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

Spotkanie nauczycieli języka polskiego z redaktorami mediów ZPB odbyło się już drugi raz w bieżącym roku dzięki wsparciu współpracującej z ZPB warszawskiej Fundacji Wolność i Demokracja (WiD).

W swoich wystąpieniach redaktorzy mediów ZPB skoncentrowali się na zasadach tworzenia informacji prasowej, strukturze i dramaturgicznej budowie tekstu, relacjonującego wydarzenia.

Projekt szkoleniowy z zakresu dziennikarstwa dla przedstawicieli polskiej inteligencji na Białorusi będzie kontynuowany także w przyszłym roku. Mówił o tym obecny na spotkaniu w Baranowiczach koordynator projektów w Fundacji WiD Łazarz Kapaon. Gość z Warszawy wyraził przekonanie, iż przekazywana przez redaktorów wiedza o pisaniu informacji prasowej sprawi, że ktoś z nauczycieli podejmie współpracę z mediami ZPB, pisząc do nich relacje o wydarzeniach, odbywających się w ich ośrodkach nauczania i środowiskach.

Łazarz Kapaon, koordynator projektów w Fundacji Wolność i Demokracja

W warsztatach, które odbyły się w Baranowiczach, wzięło udział około trzydziestu nauczycieli z obwodów brzeskiego, mohylewskiego oraz witebskiego.

Znadniemna.pl

Kolejne, przedostatnie w tym roku, warsztaty dla nauczycieli języka polskiego z cyklu szkoleń, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi we współpracy z Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, odbyły się w dniach 17-18 listopada w Domu Polskim w Baranowiczach. [caption id="attachment_34737" align="alignnone" width="480"] Kinga Maciaszczyk, ekspert

Skip to content