HomeStandard Blog Whole Post (Page 279)

Siedem tysięcy osób odwiedziło w tym roku muzeum poświęcone Czesławowi Niemenowi w Wasiliszkach Starych na Grodzieńszczyźnie – powiedział PAP Uładzimir Sieniuta, dyrektor placówki.

„Czesław Niemen był wielkim Polakiem, ale dla nas – w Wasiliszkach – pozostanie na zawsze rodakiem, człowiekiem z naszych stron” – mówi PAP Uładzimir Sieniuta, który od kilku lat kieruje muzeum mieszczącym się w rodzinnym domu piosenkarza i kompozytora.

To tutaj 16 lutego 1939 r. urodził się Czesław Juliusz Wydrzycki. Dom, wybudowany równo sto lat temu przez jego dziadka, był podzielony na dwie części – dla dwóch synów Antoniego i Wiktora.

„Część muzeum to eksponaty, jak to określam, z epoki Wydrzyckich. To przedmioty, których wtedy używano – meble, kołyska, obrazy, radioodbiorniki. Takie jak mogłyby być w ich domu, bo – niestety – oryginały nie zachowały się” – wyjaśnia Sieniuta.

Opowiada Uładzimir Sieniuta

Główna część muzeum jest poświęcona samemu Niemenowi, jego twórczości. To m.in. archiwalne zdjęcia, portrety namalowane przez mniej i bardziej znanych artystów, płyty, nagrania, książki.

Rodzina Niemena wyjechała do Polski z ostatnią falą repatriacji w 1958 r., później w domu mieszkali inni ludzie, przez pewien czas mieścił się tam sklep. Z tego okresu zachowały się kraty w oknach.

„Zanim wyjechał, przeżył tu 19 lat. To wystarczyło, by zapisać się w pamięci mieszkańców. Dzięki niemu o Wasiliszkach wiedzą dzisiaj ludzie na wszystkich kontynentach” – mówi Sieniuta.

Przyznaje, że zaimponowało mu, z jaką dumą Niemen mówił o Starych Wasiliszkach, swojej rodzinnej wsi. „Ludzie z małych wiosek, ja też z takiej pochodzę, często wstydzą się przyznać, skąd pochodzą” – opowiada.

„On był jedyny w swoim rodzaju. Nie bez kozery porównywany jest do Włodzimierza Wysockiego. Był wszechstronnie utalentowany – nie tylko śpiewał i grał na wielu instrumentach, ale fotografował, rysował, już od szkolnych lat miał niesamowitą charyzmę i rówieśnicy szaleli za nim. Był niezdolny do podporządkowania się jakimkolwiek regułom czy władzy” – mówi dyrektor muzeum.

M.in. dlatego tylko rok przetrwał Niemen w grodzieńskiej Szkole Muzycznej. Oprócz muzyki trzeba się tam było bowiem uczyć całego szeregu przedmiotów – matematyki, fizyki, chemii. „To nie było dla niego, wolał spacerować nad Niemnem. No i wyrzucili go ze szkoły. Wrócił do szkoły do Wasiliszek, gdzie m.in. prowadził chór” – opowiada Sieniuta.

„Był tragiczną postacią, bo pomimo wielkich sukcesów w pewnym momencie życia przyszło niezrozumienie. Stał się negatywnym bohaterem prasy brukowej, wyrzucano mu rzekomą +kolaborację+ z komunistami, opowiadano straszne banialuki. Nigdy się z tym nie pogodził. Myślę, że to przyczyniło się do jego choroby i śmierci” – mówi dyrektor muzeum. Niemen zmarł na raka w styczniu 2004 r.

W przyszłym roku przypadają zatem dwie rocznice: 80. – urodzin i 15. – śmierci. Uładzimir Sieniuta liczy, że te daty ułatwią starania o środki na remont bardzo zniszczonego domu muzyka. Z całą pewnością jednak z powodu tych dwóch rocznic zwiększy się jeszcze liczba „pielgrzymujących” do jego domu rodzinnego fanów.

„Pojawiają się tu niesamowici ludzie. Jedna pani autostopem przyjechała z Tuły w Rosji. Bo pracuje w kulturze, a tam – wiadomo – słabo się zarabia. Polacy wśród odwiedzających stanowią większość i jest ich coraz więcej z roku na rok. Często wspominamy sobie, rozmawiamy i płaczemy” – wyznaje Sieniuta.

W niedzielę z okazji przypadających 20 lipca imienin Czesława w miejscowej parafii św. Piotra i Pawła odbył się festyn poświęcony pamięci Czesława Niemena.

Znadniemna pl za PAP/Justyna Prus

Siedem tysięcy osób odwiedziło w tym roku muzeum poświęcone Czesławowi Niemenowi w Wasiliszkach Starych na Grodzieńszczyźnie - powiedział PAP Uładzimir Sieniuta, dyrektor placówki. "Czesław Niemen był wielkim Polakiem, ale dla nas – w Wasiliszkach – pozostanie na zawsze rodakiem, człowiekiem z naszych stron" – mówi PAP

Muzycy kultowego polskiego zespołu „Lady Pank”, którego koncert wyznaczony na 28 lipca w Grodnie został odwołany przez władze grodzieńskie, postanowili zagrać koncert dla grodnian i członków Związku Polaków na Białorusi w Białymstoku. Koncert odbędzie się 22 września na białostockim rynku pod hasłem „Solidarni z Polakami na Białorusi – 30 lat ZPB”.

Afisz koncertu „Lady Pank” w Białymstoku

Planowany w Grodnie na 28 lipca koncert zespołu „Lady Pank” miał być elementem uroczystości, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi z okazji 30-lecia istnienia największej na Białorusi organizacji polskiej mniejszości, prześladowanej przez białoruskie władze od momentu wyboru w 2005 roku na prezesa ZPB Andżeliki Borys. Udział „Lady Pank” w obchodach 30-lecia ZPB to prawdziwa i najważniejsza przyczyna, z powodu której koncert legendarnego polskiego zespołu rockowego w Grodnie został odwołany przez grodzieńskie władze, mimo tego, że na niego zostały wyprzedane wszystkie bilety, których cena dochodziła do 33 rubli białoruskich (ok. 70 PLN).

W podobny sposób władze Grodna zachowały się w 2015 roku, kiedy do Grodna na zaproszenie ZPB miał przyjechać z koncertem inny legendarny polski zespół rockowy „Lombard”. Wówczas lider „Lombardu” Grzegorz Stróżniak i wokalistka Marta Cugier wraz z kolegami postanowili, że wbrew zakazowi władz grodzieńskich zaśpiewają dla rodaków na Białorusi, ale w Białymstoku. Tak też zrobili. ZPB wówczas zorganizował masowy wyjazd na koncert „Lombardu” w Białymstoku dla ponad 300 działaczy organizacji.

Podobnie jak koledzy z „Lombardu” w identycznej sytuacji postanowili się zachować także lider „Lady Pank” Jan Borysewicz, frontman i wokalista Janusz Panasewicz oraz reszta zespołu. W porozumieniu z władzami Białegostoku udało się ustalić, że koncert „Lady Pank” odbędzie się na białostockim rynku 22 września i będzie poświęcony 30-leciu Związku Polaków na Białorusi oraz stanie się przejawem solidarności muzyków „Lady Pank” z prześladowanymi na Białorusi rodakami.

Znadniemna.pl

Muzycy kultowego polskiego zespołu „Lady Pank”, którego koncert wyznaczony na 28 lipca w Grodnie został odwołany przez władze grodzieńskie, postanowili zagrać koncert dla grodnian i członków Związku Polaków na Białorusi w Białymstoku. Koncert odbędzie się 22 września na białostockim rynku pod hasłem „Solidarni z Polakami

Wernisażem prac uczniów Letniej Szkoły Artystycznej, organizowanej przez Związek Polaków na Białorusi przy wsparciu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, zakończyła się 21 lipca trzecia edycja tego, cieszącego się dużym zainteresowaniem dzieci i młodzieży, projektu plastycznego.

Na otwarcie wystawy prac uczniów szkoły przybyli tłumnie rodzice i dziadkowie młodych artystów. Swoich uczniów, którzy z okazji wernisażu ubrali się w wykonane własnoręcznie stroje, odpowiadające tematyce zajęć: „Zaczarowany świat ptaków, symboli i mitów”, uroczyście wprowadziła na salę wykładająca w Letniej Szkole Artystycznej przy ZPB drugi rok z rzędu artysta malarz i pedagog z Gdańska Anna Szpadzińska-Koss.

W ramach wernisażu wśród uczniów szkoły odbył się konkurs na najlepszy strój, odzwierciedlający tematykę zajęć, odbywających się w szkole przez dziesięć lipcowych dni – od 10 do 20 lipca. Podczas zajęć w szkole jej uczniowie poznali czym są egzotyczne, funkcjonujące w różnych kulturach i krajach, symbole i znaki, m.in.: mandale, arabeski i inne egzotyczne wzory oraz motywy artystyczne.

Przemawia Renata Dziemiańczuk, wiceprezes ds. Kultury. Obok artysta malarz i pedagog z Gdańska Anna Szpadzińska-Koss

W konkursie na najlepszy strój w kategorii najmłodszych uczniów pierwsze miejsce przyznano Mateuszowi Błudowowi, drugie – Dianie Waluś, a trzecie – Janie Rutkowskiej.

Diana Waluś, Mateusz Błudow i Jana Rutkowska

Wśród uczniów starszych premiowane miejsca za stroje zdobyły: Roksana Brodowicz (I miejsce), Anastazja Bielenik (II miejsce) oraz Helena Prokopienko (III miejsce).

Helena Prokopienko, Anastazja Bielenik i Roksana Brodowicz

Śpiewa Roksana Brodowicz

Przemawia dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB, przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo

 

O projekcie Letnia Szkoła Artystyczna i pracy z polskimi dziećmi i młodzieżą na Białorusi opowiedziała naszemu portalowi jej kierowniczka, doświadczona artystka-pedagog Anna Szpadzińska-Koss:

Anna Szpadzińska-Koss

W tym roku mieliśmy już trzecią edycję Letniej Szkoły Artystycznej przy Związku Polaków na Białorusi. Dwie ostatnie z nich poprowadziła właśnie Pani. Skąd Pani czerpie inspiracje i tematy do prowadzenia tego projektu?

– Czerpie bardzo dużo z historii sztuki, ale też ze swoich podróży, bo trochę jeżdżę po świecie. Coś, co zauważę, coś, co skojarzę z czymś i wtedy zaczynam myśleć. Jeśli ktoś się zwraca do mnie z prośbą o przeprowadzenie warsztatów, to przedstawiam najpierw koncepcję mających się odbyć zajęć. Jeśli koncepcja się podoba, to bardzo dobrze, jak nie, to trudno… Staram się sięgać po rzeczy, które są, po pierwsze, – kulturowe, ale też po rzeczy ludowe, znane z historii sztuki, malarstwa i architektury. Potem zaczynam je łączyć i budować, w ten sposób powstaje warsztat.

Tematem tej edycji był zaczarowany świat ptaków, mitów i symboli. Jak powstał pomysł takich właśnie zajęć?

– Punktem wyjściowymi była opowieść o złotym ptaku. Potem pociągnęłam dalej, rozwinęłam, poszerzyłam o inne mity i symbole, i tak powstała koncepcja tego warsztatu. To, co widzicie na wystawie prac uczniów szkoły jest pewną transformacją początkowego zamysłu. Realizowałam go wcześniej na Litwie, ale tam realizacja okazała się zupełnie inna. Na przykład w Grodnie dodałam motyw kwadratu arabskiego, który tutaj został ułożony w pewien kobierzec. Czyli pierwotna koncepcja zajęć jest przeze mnie ciągle modyfikowana , przetwarzana i poszerzana.

Przedstawione na wystawie prace są pracami dziecięcymi. Czy każde dziecko potrafi malować?

– Tak. To jest siła natury. Zawsze to powtarzam. Zdolności plastyczne są właściwością naturalną każdego dziecka.

Jaki klucz stosuje Pani do swoich uczniów?

– Obcując z nimi, staram się używać prostego języka, który ma być pewnym znakiem i komunikatem, którego odbiór nie powinien być trudny dla dziecka. Jeśli zachodzą trudności w komunikacji z uczniem to pokazuję jak to powinno być zrobione. Wtedy dzieci zaczynają pracować. Każdy uczeń odbiera otaczający świat w sposób właściwy tylko jemu. Jeden stara się wyrażać mocniej i silniej, a drugi ma dar Boży. Co tu dużo mówić, są tacy, co mają dar Boży i praca im „płynie”. Ale są też tacy, którzy muszą się natrudzić.

Jak Pani ocenia tegoroczną edycję Letniej Szkoły Artystycznej? Czy była udana?

– Patrząc na prace uczniów, uważam, że była bardzo udana. Profesjonalni malarze, którzy mi pomagali przygotować tę wystawę, patrzyli z podziwem na prace uczniów szkoły. Jestem osobą wymagającą. Od siebie również wymagam. Jako artysta malarz prowadzę ciągłe zmagania ze sferą artystyczną, a więc dzieciaki nie mają ze mną łatwo. Ciągle robię korektę, proszę żeby spróbowali inaczej. Wskutek tego ich prace wychodzą bardzo ciekawe. Prace, które tu widzimy – mandale, maski, arabski kobierzec, sen, smoki, ptaki, drzewa… Niektóre są zupełnie wybitne, inne – ciekawe i interesujące. W każdej pracy można znaleźć coś bardzo ciekawego, co przyciągnie oko ludzkie.

Czego nauczyli się uczniowie szkoły?

– Młodszą grupę nauczyłam pewnego szacunku do swojej pracy. Nauczyłam pracy na dużym kartonie, na dużym obszarze. To nie jest mała kartka, do której przyzwyczaili się w szkole. Musieli nauczyć się zmagać z dużą kartką. Na co dzień dzieci raczej nie malują na tak dużych formatach. A tutaj trzeba było tak malować. Dwie godziny wystarczyło, aby pokonały opory i zaczęły tworzyć na dużej kartce.

W obecnym świecie mamy wszystko. Ma być szybko, ma być instant. A na moich zajęciach jest zupełnie inaczej. Nie pozwalam korzystać z telefonów, proszę o wyłączenie komórek przed rozpoczęciem zajęć i wymagam żmudnej pracy w ciągu dwóch godzin. Przyznam się – nie jest to łatwe. Ale moi uczniowie nauczyli się kłaść farbę, zrozumieli, że pastelami pracuje się inaczej niż ołówkiem, nauczyli się myśleć o koncepcji, zrobieniu szkicu przyszłego dzieła itd. Myślę, że nauczyłam swoich uczniów także artystycznej dyscypliny, która w warsztacie artysty jest niezwykle ważna.
Praca z grupą starszą była dla mnie niesamowita – uczniowie przychodzili, siadali i pracowali. Miałam wrażenie, że znajdujemy się w benedyktyńskim skryptorium. W tej starszej grupie powstały naprawdę wybitne prace.

Prowadzonym przez Panią zajęciom zawsze towarzyszy brzmiąca w tle muzyka. Jak Pani dobiera repertuar? Czy muzyka pomaga w tworzeniu?

– Jestem miłośniczką muzyki. Muzyka towarzyszy mi przez cały czas. Nie odbieram zresztą muzyki, jako tła. Muzyka daje mi pewien spokój i wyciszenie. Do tematu tegorocznej edycji Letniej Szkoły Artystycznej wybrałam muzykę zespołu Dead Can Dance, który był bardzo popularny w latach 90. Jest to zespół folkowy, który czerpał inspiracje z przeróżnych źródeł – hinduskich, greckich, cypryjskich i afrykańskich. Robili z tego pewien miks bardzo ciekawej muzyki. Korzystałam w tym roku także z innej muzyki – była to płyta kompozytora Ennio Morricone, którego twórczość bardzo lubię. Ta muzyka stwarzała fajną aurę i podobała się dzieciom.

W kuluarach uczestnicy warsztatów mówili, ze u Pani na zajęciach odczuwają wolność. Na lekcjach rysunku w ich szkołach jest inaczej.

– Musiałam trochę zawalczyć. Według dzieci, pień drzewa ma być brązowy, a liście zielone. I nie wolno namalować inaczej. Mówiłam do nich, żeby próbowali inaczej, na przykład namalowały pień czerwony albo niebieski, bo praca ma być kolorowa, artystyczna. Jeden z chłopaków nawet się zbuntował, gdyż uznał, że pień ma być brązowy i kropka. Czasem celowo zabierałam uczniom brązowe bądź czarne kolory, zmuszałam ich mieszać kolory i wydobywać te, których potrzebują. Uczyłam poszukiwania w świecie kolorów. W szkołach na Białorusi są wykorzystywane schematy i kanony. Zauważyłam, że słońce zawsze musi być namalowane w rogu. Zadawałam uczniom pytanie, dlaczego jest w rogu i dlaczego takie malutkie. A dlaczego nie może zajmować całej kartki? Niestety to jest schemat pokoleniowy, który nadal istnieje. Robiąc mandalę, która jest symbolem wszechświata, zauważyłam, że dzieciaki malują tylko kwiatki i serduszka. Starałam się im wytłumaczyć, że są także inne formy – trójkąty, prostokąty, które mogą wyrażać inne treści itd.

Co Pani życzy swoich uczniom?

– Przede wszystkich życzę im swobody twórczej, której trzeba bronić. Każdy z nas jest inny, każdy na swój sposób odbiera ten świat. Życzę swoim uczniom, aby otwierali się na świat i nie wchodzili w narzucane schematy i wzorce.

Anna Szpadzińska-Koss – artysta, pedagog, malarz, ilustratorka. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Gdańsku, robiąc dyplom z malarstwa pejzażowego w pracowni prof. Kiejstuta Bereźnickiego. Uprawia malarstwo sztalugowe, grafikę i rysunek. Wystawiała prace w kraju i za granicą. Prowadzi szeroką działalność edukacyjną; jest nauczycielem przedmiotów artystycznych i historii sztuki w Gdańskich Szkołach Autonomicznych; przez wiele lat współpracowała z Towarzystwem Profilaktyki Środowiskowej , „Mrowisko”; czynnie współpracuje z Centrum Kultury Rejonu Solecznickiego na Litwie. Jej prace wielokrotnie sprzedawane były na aukcjach charytatywnych dla Hospicjum w Warszawie, Hospicjum Dziecięcego w Gdańsku, Elity Pomocnych Dłoni oraz Domu Dziecka w Solecznikach na Litwie.

Wśród jej dokonań jest scenografia i projekt kostiumów do sztuki „…SicITur Ad DEum”, wystawionej podczas uroczystości milenijnych Gdańska. Uczestniczyła w międzynarodowych plenerach w Druskiennikach, Pałandze, Grodnie i Solecznikach.

Od czterech lat jest komisarzem Międzynarodowego Pleneru „Malarska Ściana Wschodnia” na Litwie. Od wielu lat prowadzi Letnią Szkołę Artystyczną dla dzieci i młodzieży polskiej w Ejszyszkach i Solecznikach na Litwie.

Znadniemna.pl. Z Anną Szpadzińską-Koss rozmawiała Iness Todryk-Pisalnik

Wernisażem prac uczniów Letniej Szkoły Artystycznej, organizowanej przez Związek Polaków na Białorusi przy wsparciu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, zakończyła się 21 lipca trzecia edycja tego, cieszącego się dużym zainteresowaniem dzieci i młodzieży, projektu plastycznego. Na otwarcie wystawy prac uczniów szkoły przybyli tłumnie rodzice i dziadkowie

Dwa lata po zamachu na białoruskiego dziennikarza Pawła Szeremeta sprawa jego zabójstwa w centrum Kijowa wciąż jest daleka od rozwiązania.

Śp. Paweł Szeremet, fot.: BAJ.BY

– Bardzo chciałabym wiedzieć, kto zabił mojego syna – mówi w rozmowie z Polską Agencją Prasową Ludmiła Szeremet. 20 lipca 2016 roku rano w centrum Kijowa w samochodzie, którym jechał Paweł Szeremet zdetonowany został ładunek wybuchowy. Dziennikarz zginął na miejscu.

– Ukraińskie śledztwo trwa. Kiedy pytam o jego wyniki, słyszę, że to dla tamtejszych władz sprawa honoru, ale nie dowiaduję się nic więcej – mówi Ludmiła Szeremiet, matka zamordowanego.

– Władze Ukrainy powinny wyjaśnić tę sprawę. Jeśli to kwestia honoru, to powinni znaleźć winnych, by pokazać, że szanują swoich obywateli, że mają oni prawo czuć, że państwo ich chroni – podkreśla. – W przeciwnym razie to są tylko słowa – dodaje.

Pięć wersji zabójstwa

Paweł Szeremet był jednym z najbardziej znanych białoruskich dziennikarzy. Pracował na Białorusi, w Rosji, a w ostatnich latach przed śmiercią – na Ukrainie, gdzie był związany m.in. z niezależną „Ukraińską Prawdą”. Samochód, którym jechał do pracy 20 lipca rano, należał do jego życiowej partnerki Ołeny Prytuły, naczelnej „Ukraińskiej Prawdy”.

– Nie ma żadnych rezultatów ani badania ukraińskich śledczych, ani śledztwa dziennikarskiego. Ale wierzę, że to nie jest kwestia polityki, i że poznamy w końcu prawdę – mówi Polskiej Agencji Prasowej Andrej Bastuniec, szef niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ).

– Chociaż śledczy mówią o pięciu różnych wersjach zabójstwa, my nie mamy wątpliwości, że było ono związane z działalnością zawodową Pawła – wskazuje Bastuniec.

– Szeremet był profesjonalistą. Pracując na Białorusi, siedział w więzieniu, potem był zmuszony do opuszczenia kraju. Później był czołowym dziennikarzem w Rosji i także musiał wyjechać. Na Ukrainie znowu był wśród najlepszych i został zamordowany – dodaje Bastuniec.

Śledztwo bez rezultatów

Obserwatorzy wskazują, że przyczyny braku postępów w śledztwie mogą być różne – od braku woli politycznej w Kijowie po nieprofesjonalne działania ukraińskich organów ścigania. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zapewniał, że traktuje sprawę priorytetowo, a jego rolą jest „stworzenie warunków, by śledztwo było maksymalnie przejrzyste i obiektywne”.

Nie usatysfakcjonowało to jednak środowiska dziennikarskiego. W marcu 2018 roku uczestnicy dyskusji na temat sytuacji mediów, zorganizowanej pod egidą Niezależnego Związku Zawodowego Dziennikarzy Ukrainy (NSŻU) i Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy, wystąpili z apelem do Poroszenki i organów ścigania, domagając się informacji na temat przebiegu i ustaleń śledztwa. Jednym z głównych zarzutów wobec władz jest właśnie utajnienie śledztwa.

Sprawą zajmuje się specjalna grupa śledcza złożona z przedstawicieli ukraińskiej policji, prokuratury generalnej i służby bezpieczeństwa. Badanych jest pięć możliwych wersji: działalność zawodowa na terenie Rosji i Białorusi, działalność dziennikarska na Ukrainie, pomyłka zabójców (celem zamachu mogła być Prytuła), konflikty w życiu osobistym, próba zdestabilizowania sytuacji w kraju.

„Niepokojący sygnał”

W czwartek, w przeddzień drugiej rocznicy śmierci Szeremeta, NSŻU po raz kolejny wezwał władze do zrelacjonowania postępów śledztwa i przyspieszenia go. „Brak postępu w tej głośnej sprawie to niepokojący sygnał dla całego środowiska dziennikarskiego, dla społeczeństwa w ogóle: bezkarność przestępstw wobec ludzi mediów prowadzi do kolejnych przestępstw” – czytamy w oświadczeniu.

W piątek zarówno ukraińscy, jak i białoruscy dziennikarze organizują uroczystości żałobne dla uczczenia pamięci Pawła Szeremeta. W Kijowie reporterzy spotkali się o godz. 8 rano na miejscu tragedii – skrzyżowaniu ulic Chmielnickiego i Iwana Franki.

Matka Pawła Szeremeta Ludmiła Szeremet przy grobie syna na cmentarzu Północnym w Mińsku, fot.: BAJ.BY

Rodzina dziennikarza i przedstawiciele białoruskich mediów odwiedzili w południe jego grób na cmentarzu Północnym w Mińsku.

Od redakcji Znadniemna.pl: Paweł Szeremet był dziennikarzem bardzo szanowanym przez polską społeczność na Białorusi. Stworzony przez niego portal Belaruspartisan.by szczegółowo opisywał walkę prześladowanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi o prawa polskiej mniejszości. Będąc założycielem rosyjskiego wydawnictwa „Partizan” Paweł Szeremet jako pierwszy wydawca w Rosji wydał przetłumaczoną na język rosyjsk,i zakazaną tu przez dziesięciolecia, powieść Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego pt. „Lenin”.

 Cześć Jego Pamięci!

 Znadniemna.pl na podstawie tvn24.pl/PAP/Justyna Prus

Dwa lata po zamachu na białoruskiego dziennikarza Pawła Szeremeta sprawa jego zabójstwa w centrum Kijowa wciąż jest daleka od rozwiązania. [caption id="attachment_32117" align="alignnone" width="500"] Śp. Paweł Szeremet, fot.: BAJ.BY[/caption] - Bardzo chciałabym wiedzieć, kto zabił mojego syna – mówi w rozmowie z Polską Agencją Prasową Ludmiła

Delegacja Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi na czele z prezes Andżeliką Borys uczestniczyła 19 lipca w uroczystościach z okazji 20-lecia święceń kapłańskich księdza Witalisa Myszony, proboszcza parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i Matki Bożej Fatimskiej w Lelczycach – niedużej miejscowości w obwodzie homelskim na Białorusi.

Ksiądz Witalis Myszona udziela swoim parafianom Komunii świętej

W Lelczycach, leżących na południowym wschodzie Białorusi, działa najbardziej wysunięty na wschód oddział Związku Polaków na Białorusi. Polacy, podobnie jak katolicy, znajdują się na tych terenach w absolutnej mniejszości względem Białorusinów, Rosjan i innych wyznawców prawosławia. Stanowią jednak jedną z najaktywniejszych społeczności, co zawdzięczają m.in. swojemu duszpasterzowi, księdzu Witalisowi Myszonie, któremu towarzyszą w sprawach zarówno radosnych, jak i smutnych.

W 2009 roku, na przykład, jedna z największych sal ropzpraw Sądu Rejonowego w Lelczycach, pękała w szwach, wypełniona po brzegi wiernymi miejscowej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i Matki Bożej Fatimskiej. Przybyli do sądu, aby wspierać swojego proboszcza, oskarżonego o nielegalne postawienie na wjeździe do Lelczyc katolickiego przydrożnego krzyża, który miejscowemu architektowi wydał się instalacją niewystarczająco estetyczną, oszpecającą widok miasteczka.

2009 rok. Parafianki ks. Witalisa Myszony przed wejściem do Sądu Rejonowego w Lelczycach, fot.: FOTORZEPA/RP.PL

Wówczas, księdza Myszonę i miejscową katolicką społeczność wspierali, przyjeżdżając na proces księdza, także Polacy z zachodu Białorusi, m.in. działacze Związku Polaków na Białorusi oraz dziennikarze, pracujący dla polskich mediów.

Spiłowany przez władze Lelczyc krzyż stoi obecnie przed kościołem parafialnym w Lelczycach, przypominając wiernym o stoczonej z władzami „wojnie” o symbol wiary.

Spiłowany przez władze Lelczyc w 2009 roku krzyż, rzekomo oszpecający przydrożny krajobraz, stoi obecnie przed kościołem w Lelczycach, fot.: Facebook.com/andrzej.poczobut.9

Dziewięć lat temu, kiedy ksiądz Witalis Myszona i jego parafianie toczyli walkę o krzyż w Lelczycach w tej miejscowości została reaktywowana działalność, założonego tutaj jeszcze w latach 90. minionego stulecia, oddziału Związku Polaków na Białorusi. Ten najbardziej wysunięty na wschód oddział ZPB liczy obecnie ok. 30 osób i, mimo skromnej liczby członków, nawet w tutaj w Lelczycach prowadzi naukę języka polskiego.

Prezes ZPB Andżelika Borys z członkami Oddziału ZPB w Lelczycach i dziećmi, uczącymi się tutaj języka polskiego

19 lipca członkowie Oddziału ZPB w Lelczycach i inni parafianie zgromadzili się w miejscowej świątyni, aby złożyć swojemu proboszczowi, księdzu Witalisowi Myszonie, życzenia z okazji 20-lecia święceń kapłańskich.

Delegacja Zarządu Głównego ZPB w kościele w Lelczycach na uroczystej Mszy św. z okazji 20-lecia święceń kapłańskich miejscowego proboszcza ks. Witalisa Myszony. Na zdjęciu, na pierwszej ławce siedzą (od lewej): Andżelika Borys, prezes ZPB, Andrzej Poczobut, członek ZG ZPB i Helena Marczukiewicz, wiceprezes ZPB

Z życzeniami dla księdza Witalisa z okazji tak wspaniałego jubileuszu przybyła do Lelczyc także delegacja Zarządu Głównego ZPB na czele z prezes Andżeliką Borys, która w imieniu organizacji życzyła proboszczowi w Lelczycach „radosnego przeżywania każdego dnia służby kapłańskiej, Bożego Błogosławieństwa i obfitości darów Ducha Świętego”.

Znadniemna.pl

Delegacja Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi na czele z prezes Andżeliką Borys uczestniczyła 19 lipca w uroczystościach z okazji 20-lecia święceń kapłańskich księdza Witalisa Myszony, proboszcza parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i Matki Bożej Fatimskiej w Lelczycach – niedużej miejscowości w obwodzie homelskim na

W Naumowiczach koło Grodna 15 lipca obchodzono 75. rocznicę męczeństwa bł. Marianny Biernackiej.

Bł. Marianna Biernacka w ok. 1930 roku, fot.: commons.wikimedia.org

W lipcu 1943 r. na tamtejszych fortach Niemcy rozstrzelali grupę mieszkańców Grodna i Lipska nad Biebrzą. Wśród nich były osoby duchowne i świeckie, w tym bł. Marianna, która ofiarowała swe życie za synową i jej nienarodzone dziecko. W 1999 r. beatyfikował ją Jan Paweł II.

Do Naumowicz, gdzie znajduje się zbiorowa mogiła, przybyli liczni pielgrzymi z kraju i zagranicy, aby upamiętnić męczenników XX wieku. Wśród gości była też liczna delegacja z Lipska, rodzinnego miasta bł. Marianny, na czele z burmistrzem i prawnukami błogosławionej.

Pielgrzymi w pieszej pielgrzymce szli do miejsca, gdzie ziemia została uświęcona krwią męczenników. Spotkali się na wspólnej modlitwie w lesie, który jest niemym świadkiem dramatycznych wydarzeń. Modlili się w intencji pokoju, aby nigdy nie powtórzyła się podobna zbrodnia, która zawsze jest wielkim bólem dla każdego narodu. Dziękowali wszystkim świadkom wiary za ich wielką odwagę, za to, że potrafili doskonale wykorzystać swoje „tu i teraz”. Dziękowali bł. Mariannie za jej proste i skromne życie, które upłynęło w cieniu Chrystusowego krzyża.

Mszy św. przewodniczył biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz. Hierarcha zaznaczył, że przemoc i wojna nigdy nie są drogą do pokoju, lecz zawsze są wielką porażką i bólem dla ludzkości. Biskup grodzieński podkreślił, że nasza ziemia jest jedną „wielką relikwią”, gdyż podczas drugiej wojny światowej została zroszona krwią wielu męczenników, którzy przykładem swego życia zachęcają współczesnych chrześcijan do odważnego kroczenia przez życie.

 Znadniemna.pl za kosciol.wiara.pl

W Naumowiczach koło Grodna 15 lipca obchodzono 75. rocznicę męczeństwa bł. Marianny Biernackiej. [caption id="attachment_32102" align="alignnone" width="500"] Bł. Marianna Biernacka w ok. 1930 roku, fot.: commons.wikimedia.org[/caption] W lipcu 1943 r. na tamtejszych fortach Niemcy rozstrzelali grupę mieszkańców Grodna i Lipska nad Biebrzą. Wśród nich były osoby duchowne i

Trzydziestopięcioosobowa grupa uczniów działającej przy Oddziale ZPB osiedla Mołodiożny w Lidzie Szkoły Społecznej oraz dzieci, uczących się języka polskiego w Werenowie, w dniach 1-13 lipca przebywała z wizytą edukacyjno-krajoznawczą na Dolnym Śląsku i Pomorzu.

Uczestnicy pobytu edukacyjnego podczas wycieczki po Wrocławiu

Pobyt dzieci i młodzieży z Grodzieńszczyzny w Polsce został zorganizowany przez Stowarzyszenie Komitet Obywatelski Ziemi Kłodzkiej i jego wiceprezesa Juliana Golaka.

Organizatorzy zaplanowali pobyt w taki sposób, aby jego uczestnicy jak najwięcej dowiedzieli się o Polsce oraz poznali historię i kulturę Dolnego Śląska, będącego jednym z najciekawszych polskich regionów, zamieszkiwanych w dużej mierze przez potomków masowo przesiedlających się tutaj po II wojnie światowej Polaków z Kresów Wschodnich.

W pierwszych dniach pobytu na ziemi dolnośląskiej polskie dzieci z Białorusi zwiedzały stolicę regionu – miasto Wrocław. Odwiedziły m.in. Ostrów Tumski, Rynek, Plac Solny, Archikatedrę św. Jana Chrzciciela, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, zwany Ossolineum. Grupa młodych Polaków z Grodzieńszczyzny zawitała też do Muzeum Pana Tadeusza, Muzeum Archidiecezji Wrocławskiej oraz obejrzała Panoramę Racławicką.

W czasie pobytu młodzi Polacy z Grodzieńszczyzny mieli okazję uczestniczyć w wydarzeniu historycznym, a mianowicie w otwarciu dwóch stacji dolnośląskiego odcinka Międzynarodowego Szlaku Św. Wojciecha – „Stacji Wołów” i „Stacji Milicz”.

Mapa Międzynarodowego Szlaku Świętego Wojciecha, którego odcinek przebiega przez Dolny Śląsk

Dla najmłodszych największą atrakcją stało się wszakże zwiedzanie Wrocławskiego ZOO i funkcjonującego w nim Afrykarium. Niezapomniane okazało się także zwiedzanie stadionu Miejskiego we Wrocławiu, wybudowanego na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 2012 roku, przyjmowane przez Polskę i Ukrainę. Polskie dzieci z Białorusi odwiedziły też wrocławską Halę Stulecia.

Każdego dnia organizatorzy pobytu zaskakiwali gości czymś nowym. Dla szkolnej młodzieży niezwykle poznawcza stała się wizyta na Uniwersytecie Wrocławskim, po którym oprowadził gości osobiście rektor uczelni – dr Adam Jezierski. Podczas wycieczki rektor dużo opowiadał o historii Uniwersytetu Wrocławskiego i jego dzisiejszej działalności. Zaprowadził młodych rodaków z Białorusi m.in. na Wieżę Matematyczną, zwaną też Wieżą Astronomiczną ze względu na mieszczące się w niej niegdyś obserwatorium astronomiczne. Zwiedzanie Uniwersytetu Wrocławskiego zakończyło się wizytą w sali muzycznej „Oratorium Marianum”, gdzie goście mieli okazję posłuchać brzmienie zabytkowych organów.

Uczestnicy pobytu edukacyjno-krajoznawczego na Dolnym Śląsku mieli okazję spotkać się także z władzami Wrocławia i regionu w sali posiedzeń Rady Miejskiej i Sejmiku Województwa Dolnośląskiego.

W sali posiedzeń Rady Miejskiej Wrocławia i Sejmiku Województwa Dolnośląskiego

Nasycony program pobytu zaowocował tym, że jego uczestnicy zabrali ze sobą do domu ogromną ilość wrażeń i wiedzy o polskiej kulturze i historii. Przyswajaniu wiedzy sprzyjało to, że organizatorzy zadbali o niezwykle atrakcyjne formy jej przekazywania młodym rodakom zza wschodniej granicy Polski. Jedną z takich form był udział w zabawie terenowej pt. „Poszukiwanie krasnali na wrocławskim rynku”.

Utrwaleniu wrażeń od pobytu sprzyjało to, że na samym jego początku każdy z uczestników otrzymał specjalny zeszyt, w którym mógł notować to co zobaczył, bądź czego się nowego dowiedział w każdym ze spędzonych na Dolnym Śląsku dni. Za prowadzenie pamiętników na zakończenie pobytu jego uczestnicy otrzymali od organizatorów pamiątkowe nagrody.

Nie tylko Wrocław, lecz także inne dolnośląskie miejscowości były celem wycieczek grupy z Grodzieńszczyzny. Odbył się m.in. wyjazd do Lubiążu, gdzie goście z Białorusi poznali historię cystersów, zwiedzając wzniesiony tutaj przez ten zakon zabytkowy klasztor.

Niezapomnianą atrakcją pobytu stał się wyjazd nad Jeziora Mietkowskie, gdzie młodzi Polacy z Grodzieńszczyzny mieli zajęcia sportowo-rekreacyjne, ćwicząc m.in. żeglowanie oraz pływanie na rowerach wodnych i motorówkach. Pod koniec pobytu nad wodą jego uczestnicy mieli spotkanie integracyjne z mieszkańcami Gminy Żarów, na której terenie odbywały się zajęcia. W spotkaniu brał udział m.in. burmistrz gminy, którego gościnności młodzi Polacy z Białorusi mieli okazję, aby aktywnie odpocząć nad wodą.

Pobyt na Dolnym Śląsku został wzbogacony udziałem jego uczestników w „letniej szkole”, która polegała na udziale w odbywających się po kolacji warsztatach muzycznych oraz wykładach, czytanych przez wykładowców Uniwersytetu Wrocławskiego, Politechniki Wrocławskiej a także członków Polsko-Czeskiego Towarzystwa Naukowego. Tematy wykładów w tegorocznej „letniej szkole” były poświęcone jednemu z najważniejszych wydarzeń bieżącego roku – 100-leciu Niepodległości Polski. Ponadto, młodzież szkolna z Grodzieńszczyzny miała okazję zapoznać się z ofertą edukacyjną wrocławskich uczelni, dowiedzieć się o kierunkach studiów oraz o możliwości studiowania w oparciu o programy Unii Europejskiej ERASMUS.

W ostatnim dniu pobytu na Dolnym Śląsku grupa z Grodzieńszczyzny miała okazję odwiedzić miejscowość Nachod, leżącą na terenie Republiki Czeskiej. Organizując wyjazd za granicę Polski organizatorzy chieli pokazać gościom z Białoirusi, jak działa strefa Schengen, po której można poruszać się bez wiz i kontroli paszportowej na granicach wchodzących do strefy państw.

Po opuszczeniu gościnnego Dolnego Śląska grupa dzieci i młodzieży z Grodzieńszczyzny w drodze powrotnej do domu zawitała jeszcze do województwa pomorskiego, gdzie odwiedziła kaszubską wioskę Szymbark, podziwiając jej atrakcje, m.in. „Dom do góry nogami”, najdłuższy stół świata i największy na świecie fortepian.

Będąc na północy Polski nie sposób było nie odwiedzić Trójmiasto, nie wstąpić do Muzeum II Wojny Światowej, Europejskiego Centrum Solidarności oraz nie odwiedzić Westerplatte.

Tuż przed odjazdem w kierunku wschodniej granicy Polski młodzi Polacy z Grodzieńszczyzny zawitali do wsi Będomin, w której mieści się Muzeum Hymnu Narodowego, będące oddziałem Muzeum Narodowego w Gdańsku. Tutaj uczestnicy pobytu edukacyjno-krajoznawczego uroczyście odśpiewali Mazurek Dąbrowskiego, symbolicznie żegnając się w ten sposób z ojczyzną przodków i w podniosłym nastroju wyruszając do domu – na dawne Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej.

Swietłana Worono z Lidy

Trzydziestopięcioosobowa grupa uczniów działającej przy Oddziale ZPB osiedla Mołodiożny w Lidzie Szkoły Społecznej oraz dzieci, uczących się języka polskiego w Werenowie, w dniach 1-13 lipca przebywała z wizytą edukacyjno-krajoznawczą na Dolnym Śląsku i Pomorzu. [caption id="attachment_32096" align="alignnone" width="500"] Uczestnicy pobytu edukacyjnego podczas wycieczki po Wrocławiu[/caption] Pobyt dzieci

Siedem chórów z Białorusi, Ukrainy i Czech wystąpi przed publicznością w Koszalinie i gminach regionu na XVI Światowym Festiwalu Chórów Polonijnych, organizowanym w ramach Polonijnej Akademii Chóralnej. Pierwsze koncerty odbędą się w środę, koncert galowy – w sobotę.

Spotkania polonijne w Koszalinie odbywają się od 48 lat. Ich organizatorem jest Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. Dotację na to wydarzenie przyznaje Senat RP. Co trzy lata, w ramach Polonijnej Akademii Chóralnej, w Koszalinie ma miejsce Światowy Festiwal Chórów Polonijnych. Tegoroczny jest szesnastą edycją imprezy.

Jak poinformowała w poniedziałek podczas briefingu prasowego dyrektor biura organizacyjnego festiwalu Bożena Kaczmarek, w festiwalu weźmie udział siedem chórów z Czech, Białorusi i Ukrainy. Chór „Malebor” z Doniecka i chór „A TO MY” z Pragi przyjechały do Koszalina po raz pierwszy, pozostałe: „Kraj Rodzinny” z Baranowicz, „Społem” z Mińska, „Zgoda” z Brześcia, „Cantica Anima” z Baru oraz Chór im. Juliusza Zarębskiego z Żytomierza były już uczestnikami wcześniejszych edycji festiwalu.

W poniedziałek rozpoczęły się zajęcia i próby, podczas których chóry, pod opieką dyrektora artystycznego festiwalu prof. Przemysława Pałki, przygotowują się do występów przed publicznością. Te pierwsze zaplanowano na środę w kościele w nadmorskim Sarbinowie, w Ośrodku Kultury w Świdwinie oraz w kościele pw. św. Wojciecha w Koszalinie.

W czwartek wszystkie chóry spotkają się na placu Polonii w Koszalinie przy pomniku Więzi Polonii z Macierzą, by złożyć kwiaty i zaśpiewać „Gaude Mater Polonia”. Następnie planowany jest koncert w kościele pw. NSPJ w Białogardzie. Na piątek zaplanowano występy w kościołach w Dobrzycy i Koszalinie oraz w ośrodkach kultury w Bobolicach i Świeszynie.

W sobotę odbędzie się koncert galowy w Filharmonii Koszalińskiej. „Chcemy świętować 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości razem z rodakami, którzy mieszkają zagranicą. Repertuar będzie polski, jak zwykle, ale bardzo patriotyczny. Wykonamy poloneza „Cześć ci Polsko” Karola Kurpińskiego, fragmenty z opery „Krakowiacy i Górale”, pieśni legionowe w opracowaniu prof. Józefa Świdra, a także tradycyjnie „Gaude Mater Polonia” i „Rotę” – poinformował prof. Pałka.

Wszystkie chóry na zakończenie swojego pobytu w Koszalinie zaśpiewają podczas mszy św. w intencji Polonii, którą w kościele pw. Ducha Świętego celebrować będzie bp diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Edward Dajczak.

„Tych chórów nie jest mało, ale wciąż za mało. Z 13, które się zgłosiły, mogliśmy przyjąć tylko siedem ze względów finansowych” – dodał dyrektor artystyczny festiwalu prof. Przemysław Pałka.

Prezes koła terenowego „Wspólnoty Polskiej” w Koszalinie senator Piotr Zientarski, podkreślił, że tegoroczna dotacja Senatu dla stowarzyszenia na organizację PACH to blisko 100 tys. zł, podczas gdy w przeszłości sięgała ona 600 tys. zł. To względy finansowe były głównym powodem tego, że w tym roku w ramach festiwalu nie ma letniego kursu dla dyrygentów. Wpływ na tę decyzję miała też mała liczba zgłoszeń na warsztaty – chętnych było 10 osób. „Woleliśmy zaprosić chóry” – dodał Piotr Zientarski.

Pierwszy Festiwal Chórów Polonijnych w Koszalinie odbył się w 1970 roku. Co trzy lata organizowana jest jego kolejna światowa edycja. W ramach PACH ciągu minionych lat odbyło się szereg polonijnych warsztatów chóralnych i studium dyrygenckich.

Znadniemna.pl za PAP

Siedem chórów z Białorusi, Ukrainy i Czech wystąpi przed publicznością w Koszalinie i gminach regionu na XVI Światowym Festiwalu Chórów Polonijnych, organizowanym w ramach Polonijnej Akademii Chóralnej. Pierwsze koncerty odbędą się w środę, koncert galowy - w sobotę. Spotkania polonijne w Koszalinie odbywają się od 48

Inicjatywie Obywatelskiej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy” udało się prześledzić los jednej z ofiar wielkiego terroru, zgładzonej przez NKWD pod koniec lat 30. minionego stulecia na Kobylackiej Górze koło Orszy – katolickiego księdza narodowości polskiej Adolfa Kaszica.

Śp. ks. Adolf Kaszic

Igor Stankiewicz, jeden z działaczy Inicjatywy Obywatelskiej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”, walczącej o nadanie powstającym na Kobylackiej Górze upamiętnieniom ofiar komunistycznego terroru statusu memoriału, udostępnił nam opis życia śp. księdza Adolfa Kaszica, który z wdzięcznością publikujemy:

Adolf Kaszic, syn Kajetana, urodził się w polskiej rodzinie w 1888 roku we wsi Koziany, leżącej niedaleko Oszmian, wchodzących w skład ówczesnej guberni wileńskiej.
W wieku 26 lat ukończył Seminarium Duchowne w Żytomierzu, po którym w roku 1914 otrzymał święcenia kapłańskie. Niedługo po otrzymaniu święceń młody ksiądz został skierowany jako administrator do parafii Klewań, należącej do dekanatu rówieńskiego łuckiej diecezji. Od roku 1920 pełnił posługę w parafii Różyn, należącej do dekanatu skwirskiego diecezji żytomierskiej.

Ziemie, na których pełnił posługę ks. Adolf Kaszic, po wojnie polsko-bolszewickiej znalazły się w składzie ZSRR, który prowadził politykę totalnego prześladowania religii i duchowieństwa. Ksiądz Adolf Kaszic był niejednokrotnie aresztowany i więziony przez Sowietów. Po raz pierwszy został schwytany w 1927 roku we wsi Białogródka (dekanat Zasławski w diecezji żytomierskiej), w której był proboszczem. Przez komunistów został oskarżony o „marnotrawienie mienia publicznego i publicznych pieniędzy”, czyli – datek, zbieranych podczas nabożeństw od parafian. Wyrokiem bolszewickiego sądu proboszcz został skazany na trzy miesiące pracy przymusowej. Do kolejne aresztowania katolickiego duchownego doszło w roku 1931. Ksiądz Kaszic został osadzony w więzieniu w Berdyczowie. Tym razem został oskarżony o „prowadzenie systematycznej agitacji kontrrewolucyjnej przeciwko władzy sowieckiej wśród obywateli narodowości polskiej”, a także o to, że „wykorzystując uczucia religijne, przygotowywał się do przekroczenia granicy”. W „akcie oskarżenia” śledczy zaproponował przekazać „sprawę księdza Kaszica do rozpatrzenia przez trójkę przy Kolegium GPU USRR z sugestią, aby wobec oskarżonego zastosowany został specjalny środek – osadzenie w kolonii karnej na okres ośmiu lat”.

Przez dłuższy okres czasu o dalszym losie katolickiego kapłana nie było wiadomo nic. Niedawno jednak podczas badań spisu rozstrzelanych w Orszy, udostępnionego przez projekt „Otwarta lista”, publikujący listy ofiar komunistycznego terroru, udało się odtworzyć dalszy los prześladowanego księdza. Okazało się, że w roku 1937 ks. Adolf Kaszic pełnił posługę w kościele w Orszy i mieszkał tutaj na ulicy Kirowa, 25.

26 września 1937 roku, w okresie największego nasilenia terroru stalinowskiego, duchowny został aresztowany przez miejscowe organa NKWD. 22 października Komisja NKWD ZSRR i Prokuratura ZSRR oskarżyła księdza Kaszica o współpracę z polskim wywiadem i na mocy artykułu 68 kodeksu karnego BSRR katolicki duchowny został skazany na karę śmierci poprzez rozstrzelanie. W kazamatach komunistycznych skazany spędził jeszcze 113 dni. Wyrok na nim został wykonany 17 stycznia 1938 roku. Sprawa karna księdza Adolfa Kaszica jest przechowywana w archiwum KGB obwodu witebskiego.

Na podstawie baz danych projektu „Otwarta lista” udało się ustalić imiona jeszcze 17 duchownych, rozstrzelanych w Orszy. Ogółem w bazach „Otwartej listy” znajdują się imiona około 1750 obywateli radzieckich, rozstrzelanych przez orszańskie organa NKWD w okresie wielkiego terroru z lat 1937-1938. Według przynależności narodowej jest wśród nich: 1100 Białorusinów, ponad 500 Polaków, około 40 Żydów, trafiają się także Łotysze, Litwini, Ukraińcy, Rosjanie. Jest oczywiste, że ta lista rozstrzelanych na ziemi orszańskiej nie jest kompletna.

W samej Orszy znanych jest co najmniej sześć miejsc, w których dokonywano rozstrzeliwań. Najbardziej masowe pochówki ofiar tych egzekucji znajdują się na Kobylackiej Górze i przy mohylewskiej szosie koło wsi Ponizowie. W roku 1982, podczas budowy toru kolejowego przez wieś Kobylaki odnalezione zostały szczątki 50 ludzi. Oficjalna komisja państwowa ustaliła wówczas, że są to szczątki ludzi, rozstrzeliwanych tutaj przez NKWD w okresie lat 1937-1940. W latach 90. miejscowe władze ustanowiły w miejscu kaźni tablicę, upamiętniającą niewinne ofiary komunistycznego terroru.

W chwili obecnej upamiętnianiem zabitych w okolicach Orszy ofiar stalinowskiego terroru zajmuje się Inicjatywa Obywatelska „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”. Inicjatywa domaga się od miejscowej władzy przydzielenia na terenie miasta miejsca, w którym można by było umieścić tablicę, bądź inny znak, upamiętniający niewinne ofiary. Zajmuje się też koordynacją oddolnie powstającegoi memoriału w miejscu masowych egzekucji na Kobylackiej Górze. Działaczom Inicjatywy Obywatelskiej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy” udało się nawiązać kontakt z ponad dwudziestoma potomkami rozstrzelanych w Orszy. Wielu z nich ustanowiło na Kobylackiej Górze tabliczki pamiątkowe oraz krzyże. Z ich inicjatywy powstał też pomnik z imionami ich, rozstrzelanych przez NKWD, przodków.

Dla Znadniemna.pl Igor Stankliewicz, działacz Inicjatywy Obywatelskiej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”.

Inicjatywie Obywatelskiej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy” udało się prześledzić los jednej z ofiar wielkiego terroru, zgładzonej przez NKWD pod koniec lat 30. minionego stulecia na Kobylackiej Górze koło Orszy – katolickiego księdza narodowości polskiej Adolfa Kaszica. [caption id="attachment_32088" align="alignnone" width="500"] Śp. ks. Adolf Kaszic[/caption] Igor Stankiewicz, jeden

Wpis o odwołaniu koncertu polskiego zespołu „Lady Pank” pojawił się na Facebooku prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys.

Dwa lata temu w Grodnie miał się zagrać „Lombard”. Wspominając odwołanie tego koncertu, Andżelika Borys napisała:

– Tak było dwa lata temu, i znowu mamy powtórkę, tylko z innym zespołem.

28 lipca w na dziedzińcu grodzieńskiego Nowego Zamku ma zagrać obchodzący jubileusz zespołu „Lady Pank”. Oficjalnych wiadomości o odwołaniu koncertu jeszcze nie ma, dlatego o wyjaśnienia poprosiliśmy Grodzieńską Filharmonię Obwodową, która zajmuje się miejskimi scenami.

– W związku z tym, że prowadzone są tam wykopaliska, znaleźli świątynię, przekopano cały Nowy Zamek. Stoi przed nami kwestia przeniesienia koncertu – powiedziała wicedyrektor ds. działalności koncertowej i pracy ideologicznej Hanna Łyczkouskaja.

Według urzędniczki, w tym terminie wszystkie miejskie sceny są już zajęte, dlatego nie można zmienić lokalizacji koncertu. Władze rozpatruja wariant przeniesienia go w czasie – na wrzesień.

– Także w Nowym Zamku, dlatego że były to warunki zespołu, bo zamek też jest polski. I jest to znane miejsce Grodna, a koncert będzie wielki, dlatego chcieliśmy przeprowadzić go bezpośrednio w Nowym Zamku – zaznaczyła wicedyrektor filharmonii.

Władze Grodna próbują obecnie dodzwonić się do zespołu, by przedyskutować możliwość przesunięcia występu na inny dzień. Jeśli nie uda się dogadać z „Lady Pank”, koncert zostanie odwołany. Filharmonia zapewnia, że jeśli imprezy nie będzie, to pieniądze za bilety zostaną zwrócone. To samo dotyczy osób, którym nie będzie odpowiadać nowa data. Według Hanny Łyczkouskiej informacja pojawi się na stronie filharmonii w ciągu kilku dni.

Znadniemna.pl za belsat.eu

Wpis o odwołaniu koncertu polskiego zespołu "Lady Pank" pojawił się na Facebooku prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys. Dwa lata temu w Grodnie miał się zagrać "Lombard". Wspominając odwołanie tego koncertu, Andżelika Borys napisała: – Tak było dwa lata temu, i znowu mamy powtórkę, tylko z

Skip to content