HomeStandard Blog Whole Post (Page 354)

 

Grodno, dnia 20 lutego 2017 r.

Oświadczenie

Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi z dnia 20 lutego 2017 roku

Zarząd Główny Związku Polaków na Białorusi, działając na podstawie Statutu ZPB (rozdział 3 pkt. 3.16 i rozdział 4 pkt. 4. 9), niniejszym oświadcza, iż:

Członkowie ZPB, biorący udział w spotkaniach struktur organizacyjnych niebędących strukturami ZPB, ale działających na bazie mienia ZPB, albo odwołujących się do szeroko rozumianego dorobku ZPB, bądź aspirujących do bycia spadkobiercami fragmentu tego dorobku, będą postrzegani przez Zarząd Główny ZPB jako członkowie organizacji, działający na szkodę ZPB (rozdział 4 pkt. 4.9 Statutu ZPB).

Kierując się Statutem ZPB, nakazującym Zarządowi Głównemu ZPB realizować postanowienia Zjazdu ZPB i Rady Naczelnej ZPB (rozdział 3 pkt. 3.16 Statutu ZPB), Zarząd Główny ZPB w stosunku do członków ZPB, zauważonych w działalności, przynoszącej szkodę ZPB, będzie inicjował wobec takich członków organizacji procedurę pozbawienia członkostwa w ZPB.

Przyjęcie niniejszego oświadczenia Zarząd Główny ZPB uzasadnia koniecznością ostrzeżenia członków ZPB przed prowokacyjnymi poczynaniami ze strony byłego prezesa ZPB Mieczysława Jaśkiewicza, który otwarcie dąży do rozbicia ZPB, czemu dał wyraz na posiedzeniu Rady Naczelnej ZPB w dniu 12 lutego 2017 roku.

Oświadczył wówczas publicznie, iż na przekór woli delegatów IX Zjazdu ZPB, nie tylko nie podporządkuje się demokratycznie wybranym władzom ZPB, lecz wspólnie z częścią działaczy ZPB założy na bazie mienia i dorobku ZPB nową organizację Polaków na Białorusi.

Niniejsze Oświadczenie zostało przyjęte na prawomocnym posiedzeniu Zarządu Głównego ZPB, które odbyło się w Grodnie w dniu 20 lutego 2017 roku.

Znadniemna.pl

  Grodno, dnia 20 lutego 2017 r. Oświadczenie Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi z dnia 20 lutego 2017 roku Zarząd Główny Związku Polaków na Białorusi, działając na podstawie Statutu ZPB (rozdział 3 pkt. 3.16 i rozdział 4 pkt. 4. 9), niniejszym oświadcza, iż: Członkowie ZPB, biorący udział w spotkaniach

Prezydent Miasta Sopotu Jacek Karnowski potwierdził, że wszelkie urządzenia, materiały, książki i rzeczy, które przedstawiciele władz Sopotu przekazywały w ostatnich latach na ręce przedstawicieli władz Związku Polaków na Białorusi, zostały zakupione z budżetu miasta Sopotu i były przekazywane organizacji, a nie osobom prywatnym.

Prezydent Miasta Sopotu Jacek Karnowski

Oznacza to, że były prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz nie otrzymywał ani od Prezydenta Miasta Sopotu, ani od Urzędu Miasta Sopotu prezentów prywatnych, jak twierdzą jego poplecznicy.

Wyjaśnić kwestię rzeczywistych adresatów darów, przekazywanych za pośrednictwem kierownictwa Związku Polaków na Białorusi przez władze Miasta Sopotu zmusiła prezydenta Miasta Sopotu Jacka Karnowskiego dyskusja w Internecie wokół opublikowanej przez nas informacji (Święto Zakochanych w Oddziale ZPB w Grodnie i skradziony generator (aktualizacja)), że były prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz na oczach kilkudziesięciu świadków skradł z pomieszczeń między innymi generator benzynowy oraz ponton wodny.

Zrobione telefonem komórkowym zdjęcia kradzieży mienia ZPB, dokonanej 13 lutego przez byłego prezesa organizacji Mieczysława Jaśkiewicza

Po ujawnieniu przez nas złodziejskich poczynań byłego prezesa ZPB, w jego obronie tradycyjnie stanęli publicznie członkowie jego rodziny, między innymi – córka byłego prezesa, bezprawnie zatrudniona przez niego w skradzionej Związkowi Polaków na Białorusi spółce „Kresowia”. W obronie złodziejskich poczynań Jaśkiewicza stanął niestety jeden z naszych kolegów związkowych – prezes Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB Gennadiusz Picko.

Działacz prawdopodobnie został wprowadzony w błąd przez Jaśkiewicza, gdyż, jak się domyślamy przeinstruowany przez M. Jaśkiewicza, zapewniał, że ponton wodny prezydent Sopotu Jacek Karnowski wręczył M. Jaśkiewiczowi, jako prezent prywatny. Przy czym prezydent Sopotu rzekomo zrobił to w obecności licznej reprezentacji działaczy ZPB.

O tym, że wszelkie dary, przekazywane przez prezydenta miasta Sopotu i Urząd Miasta Sopotu na ręce kierownictwa Związku Polaków na Białorusi, zostały zakupione z budżetu miasta Sopotu, bądź pochodziły ze zbiórek przez miasto organizowanych i były adresowane Zarządowi Głównemu ZPB, prezydent Sopotu Jacek Karnowski poinformował osobiście prezes ZPB Andżelikę Borys.

Znadniemna.pl

Szanowna Pani
Andżelika Borys
Prezes Związku Polaków na Białorusi

Potwierdzam, że wszelkie urządzenia, materiały, książki i rzeczy przywiezione w ciągu ostatnich lat przez przedstawicieli miasta Sopotu były zakupione z budżetu miasta lub zbiórek przez miasto przeprowadzonych. Wszystkie urządzenia i materiały były przekazane na potrzeby Zarządu i Biura ZPB w Grodnie. Wszystkie dary przekazane były za pośrednictwem władz ZPB na rzecz członków Związku i potrzebujących.

Z wyrazami szacunku
Jacek Karnowski
Prezydent Sopotu

Prezydent Miasta Sopotu Jacek Karnowski potwierdził, że wszelkie urządzenia, materiały, książki i rzeczy, które przedstawiciele władz Sopotu przekazywały w ostatnich latach na ręce przedstawicieli władz Związku Polaków na Białorusi, zostały zakupione z budżetu miasta Sopotu i były przekazywane organizacji, a nie osobom prywatnym. [caption id="attachment_21184" align="alignnone"

Pierwsze szyldy z historycznymi nazwami ulic już się pojawiły w Grodnie, choć o oficjalnej zmianie nazw jeszcze się nie mówi. Szyldy są więc raczej historyczną ciekawostką.

Ulice: Sowiecka, Lenina i Orzeszkowej jako pierwsze otrzymały szyldy ze swoimi historycznymi odpowiednikami. Z tej wiadomości najbardziej cieszą się grodzieńscy historycy, którzy już od dawna czekali na ten krok ze strony władz miejskich.

„Takie inicjatywy pozwalają zobaczyć miasto w kilku wymiarach” – uważa historyk Andrej Waszkiewicz, który bezpośrednio przyczynił się do projektu.

„Dzięki temu możemy zobaczyć miasto nie tylko takim, jakim widzimy je dzisiaj, ale i zajrzeć w głąb historii. I nie musimy w tym celu pójść do muzeum, czy przeczytać książki – wystarczy przejść się ulicami miasta. Proszę bardzo, stroisz sobie na ulicy i już możesz rozpocząć podróż w czasie. Taka podróż jest bardzo ważna i dla turystów, i dla Grodnian.

„Ulica Orzeszkowej wcześniej nosiła imię carskiego generał-gubernatora Murawjowa. Jeszcze wcześniej nazywała się ona Sadową, ale jej nazwę celowo zmieniono, by przysolić Elizie Orzeszkowej. Ona przy tej ulicy mieszkała, a Murawjow, jak wiadomo, był człowiekiem, który zdusił powstanie. Ale i jego nazwisko nie zachowało się w nazwie ulicy, bo w 1915 roku przemianowano ją na ulice Romanowowską. To ku czci dynastii Romanowów. Ta nazwa także nie zdążyła się zakorzenić. Potem przyszli Niemcy, zaczęła się I wojna światowa i ulica zyskała imię Elizy Orzeszkowej. Ot, taka historia pełna paradoksów” – opowiada Andrej Waszkiewicz.

Kolejną ulicą, która niedługo otrzyma nowe tablice, jest ulica Swierdłowa. Wcześniej nosiła nazwę Kurhannej.

„Taki toponim jest strasznie ciekawy. Możliwe, że był tam jakiś kopiec, czy starożytny grobowiec, który niestety zniknął, gdy kładziono linię kolejową. Rozkopali i zakopali. Nawet nie wiemy, co było w tym kurhanie” – dodaje historyk.

Jeszcze jeden znany historyk uważa, że grodzieńskie ulice powinny nie tylko otrzymać dodatkowe tablice, ale całkowicie zmienić nazwy.

„Wiecie, jestem po prostu zadziwiony. Nie minęło i ćwierć wieku od zdobycia przez Białoruś niepodległości, a do naszych tępych urzędników wreszcie doszło, że trzeba wrócić do historycznych nazw ulic. Dotyczy to wszystkiego na Białorusi. Dotyczy to pomników Lenina, które dawno temu trzeba było obalić, dwadzieścia lat temu. To dotyczy gospodarki, którą trzeba uczynić wolnorynkową, kapitalistyczną. To dotyczy nazw ulic. To bardzo ważna sprawa, ale zwykła rzecz. Jak mogą jeszcze istnieć ulice Karola Marksa, Lenina, Uryckiego? To pośmiewisko dla świata!” – komentuje historyk Aleksander Krawcewicz.

Znadniemna.pl za belsat.eu

Pierwsze szyldy z historycznymi nazwami ulic już się pojawiły w Grodnie, choć o oficjalnej zmianie nazw jeszcze się nie mówi. Szyldy są więc raczej historyczną ciekawostką. Ulice: Sowiecka, Lenina i Orzeszkowej jako pierwsze otrzymały szyldy ze swoimi historycznymi odpowiednikami. Z tej wiadomości najbardziej cieszą się grodzieńscy

W czwartek, 16 lutego, minęła 78. rocznica urodzin naszego sławnego ziomka, jednego z najwybitniejszych polskich muzyków drugiej połowy minionego stulecia – Czesława Niemena.

Po prawej – Włodzimierz Seniuta, dyrektor Klubu-muzeum Czesława Niemena

Każdego roku z okazji rocznicy urodzin legendarnego artysty na jego małej ojczyźnie, we wsi Stare Wasiliszki, organizowane są przedsięwzięcia upamiętniające Czesława Niemena.

O pielęgnowaniu pamięci o wybitnym muzyku w jego rodzinnej wsi nasza korespondent rozmawiała w Starych Wasiliszkach, dokładnie w 78. rocznicę urodzin, z Włodzimierzem Seniutą, dyrektorem Klubu-muzeum Czesława Niemena, działającego w jego rodzinnym domu w Starych Wasiliszkach.

Czesław Niemen mieszkał w Starych Wasiliszkach do 19 roku życia. Proszę opowiedzieć o tym okresie jego życia.

– Czesław Wydrzycki, zanim w 1958 roku repatriował się do Polski, ukończył szkołę średnią w Starych Wasiliszkach i miał za plecami rok nauki w Liceum Muzyczno-Pedagogicznym w Grodnie, w którym uczył się grać na fortepianie.

Mimo tego, że liceum nie zostało przez Czesława ukończone, zdobył on w nim niezbędną dla muzyka wiedzę chociażby z zakresu notacji muzycznej.
Później ta wiedza Czesławowi się przydała, kiedy w Starych Wasiliszkach pomagał prowadzić chór kościelny.

Rodzina Wydrzyckich cała była bardzo muzykalna. Ojciec Czesława, mimo tego, że z zawodu był szewcem, grał w miejscowej orkiestrze dętej. Czesław był bardzo związany ze Starymi Wasiliszkami i ich mieszkańcami. Nawet kiedy było już wiadomo, że wyjedzie do Polski, na dzień przed wyjazdem poślubił miejscową dziewczynę. Później ona, jako jego prawowita żona, też pojechała za nim do Polski.

Czesław przez całe życie pamiętał o swoich rodzinnych stronach. O jego przywiązaniu do tych ziem świadczy pseudonim, wzięty od nazwy najważniejszej na tych ziemiach rzeki.

Wówczas, kiedy stał się sławny Czesław Niemen również wracał do rodzinnej wsi.

– Zanim to nastąpiło Czesław ukończył szkołę muzyczną w Gdańsku i zaczął robić karierę na zawodowej scenie muzycznej. Wkrótce objechał z koncertami połowę świata – śpiewał w paryskiej Olimpii, na otwarciu Letnich Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Szczególną popularność przyniosła mu piosenka „Dziwny jest ten świat”. Jest to utwór ponadczasowy, aż trudno uwierzyć, że od momentu ukazania się płyty pod takim tytułem, minęło już 50 lat.

Do Starych Wasiliszek pierwszy po repatriacji Czesław Niemen wrócił w roku 1972. Jego przyjazd sprawił mieszkańcom wioski wiele radości, ale też sprawił, że niektórzy byli szokowani wyglądem Czesława. Był ubrany, jak jakiś zachodni muzyk rockowy, jak człowiek nie z tego świata. Mimo tego, że osiągnął wyżyny, o których mieszkańcy jego rodzinnej wsi mogli tylko marzyć, Czesław Niemen zawsze dbał o to, aby na jego koncertach członkowie jego rodziny, albo znajomi ze Starych Wasiliszek siedzieli na najlepszych miejscach. Sam wykupywał dla nich miejsca w pierwszym rzędzie.

Ostatnia wizyta Czesława Niemena w Starych Wasiliszkach przypadła na 1979 rok. Miał on wówczas koncert w Moskwie, ale nie mógł będąc w ZSRR nie odwiedzić krewnych i znajomych w rodzinnej wsi. Z Moskwy do Wasiliszek przyjechał taksówką, wydając jak na tamte czasy cały majątek. Spędził w rodzinnej wiosce zaledwie kilka godzin – odwiedził krewnych i pospacerował po swoich ulubionych miejscach nad rzeką.

Muzeum Czesława Niemena mieści się w rodzinnym domu muzyka?

– Tak, ten dom zbudował dziadek Czesława. Tu zebraliśmy fotografie, płyty, filmy o nim. Nazywamy się Klubem-muzeum, gdyż czasem my miejscowi zbieramy się tu, aby powspominać ciekawe historie z życia Czesława. Przecież w Starych Wasiliszkach, wciąż żyją udzie, którzy osobiście znali Czesława i członków jego bliskich.

Czy muzeum jest często odwiedzane przez turystów?

– W zeszłym roku odwiedziło nas ponad 5 tysięcy turystów. Ludzie chętnie zbaczają z głównych tras, aby przyjechać tutaj i odwiedzić rodzinny dom Niemena. Odwiedzają nas miłośnicy twórczości Niemena z całego świata: z Rosji, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Kanady. Mieszkańcy Starych Wasiliszek, których w wiosce zostało już zaledwie trzydziestu, są dumni z tego powodu.

Czy często pojawiają się tutaj turyści z Polski?

– Sześćdziesiąt procent od ogólnej liczby zwiedzających nasze muzeum to Polacy! Przyjeżdżają z całej Polski. W Polsce o Niemenie nakręcono film, na końcu którego brzmi sentencja, iż po śmierci każdego króla, jego miejsce zajmuje nowy król. Ale w muzyce polskiej miejsce Czesława Niemena – powiedziano w tym filmie – wciąż przez nikogo nie zostało zajęte. Polacy bardzo cenią Czesława Niemena i wciąż otwierają jego twórczość na nowo. Niektórzy mówią, że twórczość Czesława wyprzedziła czas o 20 lat, wiec za jego życia wielu nie potrafiło zrozumieć, co chciał on przekazać swoją muzyką.

Niektórzy współcześni fani Czesława Niemena ścigają się w pomysłach, jak można jeszcze upamiętnić swojego idola. Jeden z nich, na przykład, przez sześć dni jechał na rowerze z Gdańska do Starych Wasiliszek, dedykując tę podróż rowerem do małej ojczyzny Niemena swojemu idolowi. Takich historii jest bardzo dużo.

Nasze muzeum pracuje od siedmiu lat, i zza ten okres zapisano u nas już cztery księgi pamiątkowe. Ludzie czasem wracają do nas i proszą o księgę, do której się wpisywali, aby zobaczyć swój wpis sprzed lat.

Czyli turyści wracają tu nawet po kilka razy!

– I takich jest dużo. Zarówno wieś, jak i muzeum mamy bardzo malutkie, ale odwiedzający nas twierdzą, że jest tu jakaś niesamowita atmosfera i energetyka, które sprawiają, że chce się tutaj wracać.

Czy często organizujecie przedsięwzięcia upamiętniające Czesława Niemena?

– Każdego roku, w rocznicę urodzin Czesława, organizujemy dni jego pamięci. W tym roku też to robimy. 18 lutego w Domu Kultury w Wasiliszkach odbędzie się koncert, na który się złożą występy miejscowych artystów. Zaśpiewają oni piosenki Czesława Niemena, z których niektóre znają na pamięć od dzieciństwa.

Każdego roku w sierpniu-wrześniu organizujemy w Starych Wasiliszkach plenerowe koncerty – przeglądy pamięci Czesława Niemena. Nawet organizowany tutaj turniej w piłce nożnej halowej, jest imienia Czesława Niemena, a na medalach turnieju widnieje podobizna artysty.

Rozmawiała Julia Baryło

W czwartek, 16 lutego, minęła 78. rocznica urodzin naszego sławnego ziomka, jednego z najwybitniejszych polskich muzyków drugiej połowy minionego stulecia – Czesława Niemena. [caption id="attachment_21169" align="alignnone" width="480"] Po prawej - Włodzimierz Seniuta, dyrektor Klubu-muzeum Czesława Niemena[/caption] Każdego roku z okazji rocznicy urodzin legendarnego artysty na jego małej

Kilkadziesiąt polskich uczelni wyższych prezentuje swoją ofertę dla studentów białoruskich podczas Targów Edukacja i Kariera 2017, które odbywają się w Mińsku w dniach 16-18 lutego.

Na targach znajduje się wspólne stoisko programu Study in Poland, które prezentuje ofertę ponad 50 uczelni państwowych i prywatnych oraz oddzielne stoiska poszczególnych uczelni oraz programów miejskich promujących uczelnie z danych miast.

W Polsce uczy się w tej chwili 1,4 mln studentów, z czego prawie 60 tys. pochodzi z zagranicy. W 2016 r. największą grupa zagranicznych studentów w Polsce stanowili Ukraińcy (30589), Białorusini (4615), Norwegowie (1581), Hiszpanie (1407), Szwedzi (1291), Turcy (1205), Czesi (1119), Rosjanie (1042) i Niemcy (1040). Najbardziej popularnymi kierunkami wśród nich jest: zarządzanie, medycyna, stosunki międzynarodowe, turystyka i rekreacja, ekonomia.

Najwięcej zagranicznych studentów wybiera studia w Warszawie i okolicach – 30,5 proc. Większość – 79,6 proc. – zagranicznych studentów w Polsce pochodzi z Europy, a średni współczynnik internacjonalizacji polskich wyższych uczelni wynosi 6,39 proc.

Więcej informacji o studiach w Polsce:

www.studyinpoland.pl

www.study-gdansk.com

www.study.lublin.eu

www.studyinwarsaw.pl

www.study-in-wroclaw.pl

Znadniemna.pl za minsk.msz.gov.pl

Kilkadziesiąt polskich uczelni wyższych prezentuje swoją ofertę dla studentów białoruskich podczas Targów Edukacja i Kariera 2017, które odbywają się w Mińsku w dniach 16-18 lutego. Na targach znajduje się wspólne stoisko programu Study in Poland, które prezentuje ofertę ponad 50 uczelni państwowych i prywatnych oraz oddzielne

Stypendium im. Krzysztofa Skubiszewskiego 2017, pierwszego ministra spraw zagranicznych po odzyskaniu Niepodległości (1989–1993), dla kandydatów z Europy Środkowej, Bałkanów, krajów Bałtyckich, Europy Wschodniej, Rosji, Azji Środkowej i krajów Kaukazu. Stypendium realizowane jest pod honorowym patronatem Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej.

Stypendium umożliwi prowadzenie badań naukowych w Polsce przez cały rok akademicki 2017/2018, we współpracy z Uniwersytetem Warszawskim lub z inną polską uczelnią, w zakresie prawa, nauk politycznych lub historii najnowszej. Celem Stypendium jest szerzenie demokracji, praw człowieka, zasad państwa prawa i poszanowania prawa w stosunkach międzynarodowych. Stypendium jest przeznaczone dla osób, które obroniły doktorat (lub mają znaczący dorobek naukowy) lub też ukończyły studia wyższe i wykazują się wysokimi osiągnięciami na rzecz dobra społecznego, w szczególności promowania demokracji i państwa prawa. Dotacja umożliwi jej beneficjentowi trzymiesięczny lub krótszy pobyt w Polsce, który będzie miał takie same cele i będzie zorganizowany na podobnych zasadach, jak pobyt w ramach Stypendium.

Wnioski będą przyjmowane do 13 kwietnia 2017 r.

Dokładne informacje o Stypendium i o Dotacji:

www.skubi.net/stypendium2017.html

Fundator Stypendium i Dotacji:

Fundacja imienia Krzysztofa Skubiszewskiego

www.skubi.net/fundacja.html

Realizator Stypendium i Dotacji:

Studium Europy Wschodniej
Uniwersytetu Warszawskiego
Tel. +48 22 55 22 555

[email protected]

www.studium.uw.edu.pl

Stypendium im. Krzysztofa Skubiszewskiego 2017, pierwszego ministra spraw zagranicznych po odzyskaniu Niepodległości (1989–1993), dla kandydatów z Europy Środkowej, Bałkanów, krajów Bałtyckich, Europy Wschodniej, Rosji, Azji Środkowej i krajów Kaukazu. Stypendium realizowane jest pod honorowym patronatem Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej. Stypendium umożliwi prowadzenie badań naukowych w

W dniu 11 lutego – 210. rocznicę urodzin Napoleona Ordy – konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz, wicekonsul Jerzy Grymanowski oraz wicekonsul Rafał Stańczyk odwiedzili kompleks muzealny im. Napoleona Ordy w Worocewiczach koło Janowa Poleskiego, a także złożyli kwiaty pod jego pomnikiem w centrum miasta w obecności przewodniczącego Rejonowego Komitetu Wykonawczego w Janowie i młodzieży szkolnej z Polskiej Szkoły Niedzielnej im. R. Kapuścińskiego z Pińska.

Wizytę w galerii poprzedziło spotkanie delegacji konsulatu z przedstawicielami miejscowych władz na czele z Jurijem Juriewiczem Bisunem, przewodniczącym Rejonowego Komitetu Wykonawczego w Janowie, który przedstawił charakterystykę rejonu, współpracę ze swoim odpowiednikiem w Janowie Podlaskim oraz najbliższe plany i osiągnięcia m.in. związane z odbudową dworu w miejscu urodzenia Napoleona Ordy.

Konsul generalny RP w towarzystwie młodzieży i ich rodziców odwiedził również symboliczny grób Napoleona Ordy, a także złożył wiązankę kwiatów pod tablicą upamiętniającą 30 mieszkańców Pińska zamordowanych przez Niemców w 1943 roku w odwecie za akcję odbicia z więzienia w Pińsku trzech żołnierzy Armii Krajowej, przeprowadzoną przez Jana Piwnika „Ponurego”.

Znadniemna.pl za brzesc.msz.gov.pl

W dniu 11 lutego – 210. rocznicę urodzin Napoleona Ordy - konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz, wicekonsul Jerzy Grymanowski oraz wicekonsul Rafał Stańczyk odwiedzili kompleks muzealny im. Napoleona Ordy w Worocewiczach koło Janowa Poleskiego, a także złożyli kwiaty pod jego pomnikiem w centrum

W dniu 14 lutego – w 75. rocznicę powstania Armii Krajowej – konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz, wicekonsul Jerzy Grymanowski oraz wicekonsul Rafał Stańczyk wraz z przedstawicielami organizacji polskich obwodu brzeskiego: Związek Polaków na Białorusi, Polska Macierz Szkolna, Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych, Polska Szkoła Społeczna im. Ignacego Domeyki, Stowarzyszenie Kulturalno-Historyczne „Bieriestje”, Polskie Towarzystwo Twórców Ludowych, Uniwersytet Trzeciego Wieku złożyli kwiaty przy mogile 9 żołnierzy Armii Krajowej z oddziału „Watra I” Poleskiego Okręgu Armii Krajowej w Żabince.

Przemawia konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz

Po złożeniu kwiatów i uczczeniu poległych Konsul Generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz opisał pokrótce historię Okręgu Polesie AK oraz działalność oddziału „Watra I”.

Znadniemna.pl za brzesc.msz.gov.pl

W dniu 14 lutego – w 75. rocznicę powstania Armii Krajowej - konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz, wicekonsul Jerzy Grymanowski oraz wicekonsul Rafał Stańczyk wraz z przedstawicielami organizacji polskich obwodu brzeskiego: Związek Polaków na Białorusi, Polska Macierz Szkolna, Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych, Polska

Ostatnie tygodnie zimy dla działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich są tradycyjnie okresem organizowania pierwszej w roku wystawy zbiorowej. W tym roku data wernisażu wystawy zbiegła się z Dniem Świętego Walentego, obchodzonego jako Święto Zakochanych.

Na wernisażu była obecna przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo i autorzy prezentowanych obrazów

Miłości zostały więc poświęcone dzieła malarskie, które członkowie TPP przy ZPB wystawili 14 lutego w grodzieńskiej galerii „Tyzenhauz”.

Tytułowe „refleksje o miłości” w przypadku różnych twórców, sądząc po wystawionych obrazach, często bardzo się różnią od siebie Na płótnach można dostrzec przykłady miłości subtelnej, dowcipnej, kruchej i ulotnej, groteskowej, a nawet brutalnej.

Mimo różnorodności przedstawionych na wystawie rodzajów miłości, wszystkie prace łączy jednak odwaga i szczerość formułowanego przez twórców przekazu. Na obrazach widzimy dużo erotyki i cielesności. W przypadku różnych twórców przejawia się ona w różnych formach i niesie różny ładunek emocjonalny. Każdy z autorów używa odmiennego, właściwego tylko jemu języka symboli, języka malarskiej ekspresji oraz refleksji artystycznej.

Każdy z twórców prowadzi swoistą grę z wykorzystaniem atrybutów kobiecości.

Wystawa „Refleksje o miłości ”na pewno będzie budziła emocje wśród odwiedzających galerię „Tyzenhauz”.

Śpiewa Tatiana Sołowiowa

Otwarcie wystawy krótkim koncertem uświetniła grodzieńska śpiewaczka i autorka romantycznych pieśni Tatiana Sołowiowa z zespołem.

Na wernisaż do galerii „Tyzenhauz” przybyli 14 lutego także twórcy obrazów na czele z prezesem Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB Gennadiuszem Picko, miłośnicy twórczości grodzieńskich malarzy, zrzeszonych w TPP oraz reprezentanci władz Związku Polaków na Białorusi: przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Andżelika Orechwo oraz członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut.

Walery Stratowicz

Kuratorami wystawy z ramienia TPP przy ZPB są: malarz Walery Stratowicz i kulturoznawca Alicja Matuk.

Wystawę „Refleksje o miłości” w galerii „Tyzenhauz” można oglądać do 8 marca.

Alicja Matuk dla Znadniemna.pl

Ostatnie tygodnie zimy dla działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich są tradycyjnie okresem organizowania pierwszej w roku wystawy zbiorowej. W tym roku data wernisażu wystawy zbiegła się z Dniem Świętego Walentego, obchodzonego jako Święto Zakochanych. [caption id="attachment_21139" align="alignnone" width="480"] Na wernisażu była obecna

Temat partyzantki sowieckiej na Białorusi jest zagadnieniem złożonym. Częściowo ze względu na odczuwalny brak obiektywnych danych dotyczących jej organizacji i działalności, częściowo zaś z powodu mitologizacji tego ruchu, rozpropagowania opinii o Białorusinach jako narodzie-partyzancie.

Mit o ogólnonarodowym zmaganiu, który uzupełniono wyjaskrawieniem roli partii, stał się częścią oficjalnej historiografii sowieckiej. Nikt z sowieckich i postsowieckich «urzędowych» historyków nie mógł i nie może odstąpić od tego dogmatu. Lansowana przez nich i podtrzymywana przez władze państwowe wyłączna, a nawet obowiązkowa, koncepcja przedstawia obraz oddolnego masowego ruchu partyzanckiego, jego powszechnego poparcia ze strony ludności cywilnej.

O bohaterskich czynach partyzantów w literaturze sowieckiej powiedziano wiele i są one dobrze znane. W obfitej na ten temat historiografii białoruskiej ruch partyzancki przedstawiano w samych superlatywach, a jego uczestników prawie wyłącznie jako «gierojów». Nie zamierzam kwestionować ich wkładu w walkę z najeźdź- cą, dobrze opisanego w licznych apologetycznych publikacjach sowieckich, starannie unikających zresztą jakichkolwiek wzmianek, mogących przyćmić mit o sprawiedliwych i bezinteresownych mścicielach ludowych.

„Białoruska partyzantka” to mit – nie istniała. Była tylko sowiecka

Zwłaszcza «niepożądanych» napomknień o skomplikowanych relacjach z ludnością wiejską i zaistniałych na tym tle konfliktach, w tym też narodowościowych. Jednakże rzeczywisty obraz sytuacji wyglądał nie tak sielankowo, jak ją prezentuje tradycja sowiecka. Z ujawnionych ostatnio dokumentów archiwalnych i relacji świadków wydarzeń wyłania się nieco inny obraz, odtwarzany na tle zaskakujących splotów wojennych wydarzeń i powikłań losów ludzkich.

Skupmy się więc na faktach, o których nie wspomina się ze względów cenzuralnych bądź z uwagi na tzw. poprawność polityczną. Decyzje, dotyczące organizacji partyzantki sowieckiej na zajętych przez Niemców terytoriach, zapadły w Moskwie. Na jej polecenie już 26 czerwca 1941 roku kierownictwo Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (BSRR) wydało rozporządzenie dotyczące formowania oddziałów partyzanckich, składających się wyłącznie z funkcjonariuszy NKGB, NKWD i wojskowych armii czerwonej.

W celu prowadzenia pracy dywersyjnej na tyłach Niemców w lipcu 1941 roku powołano specjalny («czwarty») zarząd NKWD, kierownikiem którego mianowano zawodowego mordercę i szpiega, zastępcę naczelnika działu wywiadu NKWD Pawła Sudopłatowa. W 1941 roku 90 procent oddziałów partyzanckich, grup dywersyjnych, jednostek specjalnych przeszkoliły i przerzuciły na tyły wroga organa NKWD – NKGB, które też nimi kierowały. Jak się okazało na próżno, bo ostatecznie próby zorganizowania masowej partyzantki w 1941 r. spełzły na niczym.

W maju 1942 roku powołano Centralny Sztab Ruchu Partyzanckiego (CSRP) przy Kwaterze Głównej Dowódcy Naczelnego, na czele którego stanął pierwszy sekretarz KC KP(b)B Pantielejmon Ponomarienko. Kilka miesięcy później wyodrębniono z niego osobny Białoruski Sztab Ruchu Partyzanckiego (BSRP), szefem którego został sekretarz KP(b)B Piotr Kalinin. Struktury te były organami wojskowymi, które bezpośrednio z Moskwy kierowały ruchem partyzanckim na Białorusi. A więc ruch ten nie był spontaniczną reakcją ludności cywilnej, jak twierdzili sowieccy propagandziści.

Organizowaniem grup partyzanckich zajmowały się NKWD i wojsko, pod kontrolą organów partyjnych. W czerwcu-wrześniu 1941 roku miliony żołnierzy sowieckich zostały odcięte od swojej armii linią frontu. Większość z nich dostała się do niewoli niemieckiej. Pozostali chowali się po wsiach lub ukrywali w lasach, gdzie zbijali się w grupy dla samoobrony i zdobywania żywności. Według ocen niemieckich, w lipcu 1942 roku odcięci od swych jednostek wojskowi i jeńcy-uciekinierzy stanowili 60 procent partyzantów sowieckich. Na terenie Białorusi w okrążeniu znaleźli się dziesiątki tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, którzy nie dostali się do niewoli niemieckiej lub uciekli z obozów jenieckich.

Z braku możliwości przekroczenia linii frontu i dołączenia do regularnych wojsk sowieckich, wielu z tych żołnierzy samodzielnie podejmowało walkę z przeciwnikiem. Właśnie żołnierze i oficerowie Armii Czerwonej od wiosny 1942 roku stanowili trzon sowieckiego ruchu oporu na Białorusi. W początkowym okresie wojny ich liczba wynosiła nieraz połowę albo nawet większość składu osobowego oddziałów partyzanckich, w których z reguły zajmowali stanowiska naczelne. Mający doświadczenie wojskowe i utrzymujący dyscyplinę tworzyli hufce, będące siłą militarną, z którą się liczono.

W krótkim czasie do tych luźno zorganizowanych grup zaczęli dołączać kolejni uciekinierzy z obozów jenieckich, a czasami też Żydzi, dla których ucieczka do lasu była często jedynym ratunkiem przed eksterminacją. Grupy te prawie całkowicie pochłonięte były problemem przetrwania, a celem ich ataków na osady było zdobycie żywności. «Byliśmy niby prawdziwymi partyzantami, ale nie białoruskimi» – wspominał jeden z nich. «Chowając się po białoruskich lasach, zmagaliśmy się za Ojczyznę, partię, za Lenina-Stalina, za jedną i niepodzielną (Rosję – J.W.). Myśmy chłopów nie rabowali.

Po prostu zabieraliśmy im, bo któż będzie się sprzeciwiał, jak mu wymachuje przed nosem pistoletem lub karabinem». Stopniowo liczba partyzantów wzrastała, ale szacowano ją raczej w przybliżeniu. Iluż ich było? Co do tego wśród badaczy nie ma zgodności. Strona sowiecka podawała, że przed rozpoczęciem ofensywy Armii Czerwonej latem 1944 roku ogólna liczba partyzantów sowieckich wynosiła ponad 200 tysięcy bojowników, w tym w zachodnich obwodach republiki około 40 tysięcy. By zwiększyć tę liczbę, dodano do niej ludzi, tak czy owak związanych z ruchem partyzanckim. Toteż ostatecznie doliczono się 360–370 tysięcy.

Współcześni autorzy białoruscy niewiele nowego wnieśli do wyjaśnienia tej kwestii, powtarzając oficjalne dane sowieckie. Trzeba również zaznaczyć, iż miejscowa ludność polska w porównywalnie niewielkim stopniu wspierała partyzantkę sowiecką, w zdecydowanej większości dopomagając Armii Krajowej i polskiemu podziemiu. Autorzy zachodni są zdania, że nawet jeśli na początku wojny na Białorusi działała jakaś zorganizowana partyzantka sowiecka, była bardzo nieliczna i skazana na niepowodzenie. Jej rozwój rozpoczął się dopiero po ofensywie Armii Czerwonej pod Moskwą, w grudniu 1941 roku. Powołując się na dane uzyskane w archiwach rosyjskich, historycy ci dochodzą do wniosku, że w czerwcu 1944 roku na Białorusi działało od 120 do 140 tysięcy partyzantów, stanowiących 65 procent ogólnej liczby partyzantów sowieckich.

«Waleczne» uczynki

Historiografia sowiecka twierdziła, że partyzanci na Białorusi zniszczyli 500 tysięcy hitlerowców. Zabicie przez nich pół miliona żołnierzy niemieckich oznaczałoby faktycznie unicestwienie prawie całej Grupy Armii «Środek». W rzeczywistości zaś, jak uważają niektórzy badacze, straty te nie przekraczały 30–50 tysięcy osób, z których spora część nie była żołnierzami niemieckimi. Nie licząc miejscowych kolaborantów, straty Niemców szacuje się w granicach 6–7 tys. zabitych.

Z powodu starć najbardziej cierpiała ludność wiejska, ponieważ partyzanci swymi działaniami prowokowali niemieckie akcje pacyfikacyjne. W miarę szerzenia się ruchu partyzanckiego ze strony okupantów nasilały się reakcje «zemsty» na cywilnej ludności Białorusi. Kiedy 22 września 1943 roku mińskie podziemie dokonało zamachu na szefa zarządu cywilnego Okręgu Generalnego Białoruś Wilhelma Kubego, rozstrzelano i powieszono tysiąc mieszkańców Mińska. Po całej Białorusi przetoczyła się fala krwawych represji, wyniszczająca całe wsie, które znajdowały się w obrębie lub pobliżu stref partyzanckich.

Warto także zauważyć, że nie wszystkie działania partyzantów wynikały z konieczności walki z okupantem. Niszczono wiejskie młyny, spichrze, zlewnie mleka i maślarnie. Niemcy z tego powodu zbytnio nie ucierpieli, ale ludność cywilna owszem. «Czasem wychodziliśmy z lasu – wspominał sowiecki partyzant – i stawialiśmy miny na kolei, niemającej żadnego znaczenia strategicznego, przy której w ogóle nie było patroli. Gdy czyniliśmy to kilkakrotnie, Niemcy przychodzili i palili wieś razem z jej mieszkańcami».

W 1942 roku jeden z gebietkomisarzy Okręgu Generalnego Białoruś oświadczył, że straty wśród ludności cywilnej sześciokrotnie przewyższyły straty partyzantów, poniesione na skutek karnych akcji niemieckich. Odwetowe akcje pacyfikacyjne pozbawiały życia setki tysięcy ludzi, z czego Sowieci w pełni zdawali sobie sprawę. Świadczy o tym charakterystyczny epizod przypomniany przez jednego z redaktorów. Otóż, niektórzy współpracownicy KC KPB wyrażali kategoryczny sprzeciw wobec umieszczenia w wydawanej w latach 70.

«Białoruskiej Encyklopedii Sowieckiej» informacji, dotyczących niemieckich operacji karnych przeciwko partyzantom i ludności cywilnej. Motywowano to w następujący sposób: nie ma czym się chwalić, gdyż partyzanckie czyny bohaterskie i zwycięstwa były skromne, natomiast ofiary, zwłaszcza wśród ludności cywilnej, olbrzymie. Zrównano z ziemią wraz z ludźmi setki wiosek, nie mówiąc już o zaściankach i chutorach. Sowieccy partyzanci rzadko atakowali niemieckie wojenne i policyjne obiekty. Starali się unikać ryzykownych i wymagających większego wysiłku operacji, oraz poważniejszych starć i akcji, preferując ataki na słabo uzbrojone i kiepsko przeszkolone jednostki białoruskiej policji, samoobrony, przedstawicieli lokalnej administracji: sołtysów, burmistrzów, urzędników oraz członków ich rodzin. Rzeź, jaką partyzanci urządzili we wsi Iwoncewicze, niedaleko Wilejki i Kurzeńca, gdzie zabito całą rodzinę policjanta – rodziców, dziadków i dzieci, bynajmniej nie należała do nadzwyczajnych wydarzeń.

Na równi z instytucjami władzy okupacyjnej traktowane były przez Sowietów szkoły, nagminnie przez nich palone. Budynki większości miejscowych szkół zostały zniszczone pod pretekstem, że dzieci sowieckie nie powinny się uczyć w «szkołach faszystowskich». Był to zdecydowanie mniej groźny przeciwnik, niż dobrze wyszkolona i uzbrojona policja niemiecka, niemieckie garnizony, a tym bardziej wojskowe formacje frontowe. O wiele częściej rujnowano i palono polskie majątki, niż atakowano duże siły wojskowe.

W sierpniu 1942 roku przedstawiciel Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w rejonie Witebsk – Połock – Orsza donosił P. Ponomarience, że dowódcy oddziałów partyzanckich boją się atakować niemieckie garnizony w obawie przed dużymi stratami. Konstatując, że faktycznie partyzanci stawiają sobie za najpilniejszy cel walkę z kolaborantami, przedstawiciel Centralnego Sztabu podkreślał, iż głównym i pierwszoplanowym zadaniem «jest walka z niemieckim okupantem, a tu jest na odwrót». Próbowano także zdezorganizować rolnictwo, by w ten sposób zakłócić zaopatrzenie Niemców w żywność.

W początkowym okresie okupacji za kolaborantów uznawano nawet pracujących w polu chłopów. W 1942 roku mieszkanka jednej z wsi informowała żandarmerię w Lachowiczach, że partyzanci spalili w jej wiosce trzy domy i rozstrzelali 20 mieszkańców. W powiecie horodziszczeńskim spalono całą wieś – 38 domów; w mirskim – 14 domów i 7 spichrzów, wypełnionych zbożem, budynek gminnej rady, szkołę, cerkiew. Chłopów, zatrudnionych przez Niemców, mocno zbito i grożono im rozstrzelaniem. Podobne epizody były raczej regułą, niż wyjątkiem. Obie strony dążyły do zawładnięcia tym samym mieniem, ale ponieważ dla partyzantów stanowiło ono jedyne źródło utrzymania się przy życiu, wypadom po żywność nadawano szczególne znaczenie.

Grabieże na szerszą skalę stawały się rzeczą zwyczajną. Towarzyszyły im często akcje krwawej i bezlitosnej zemsty, zwłaszcza gdy kogoś podejrzewano o współpracę z Niemcami lub napotykano bierny chłopski opór. Ruch partyzancki na Białorusi, mimo jego sporej liczebności i wpływów, miał nader skromne osiągnięcia wojenne, zaś skala zmagań zbrojnych miała dość ograniczony zasięg w porównaniu do dużej liczby wciągniętych do nich ludzi. Jednak sam fakt zaistnienia takiego ruchu miał pokazywać, że władza sowiecka nie przestała istnieć. Nawet gdy straty Niemców i ich pomagierów nie były jak na skalę tamtej wojny zbyt wielkie, partyzanci spowodowali duże straty niszcząc środki transportu i tabor kolejowy, co wpłynęło na rozwój wydarzeń na froncie wschodnim.

Bez względu jednak na skuteczność działań partyzanckich pociągały one często tragiczne następstwa dla ludności cywilnej. Mający wgląd do akt sowieckiej bezpieki archiwista KGB Wasilij Mitrochin podawał, że według zawartych w nich statystyk podczas wojny NKWD zorganizowało na tyłach wroga 2222 «operacyjne grupy bojowe». Nie znalazł jednak żadnych ocen skuteczności działań partyzanckich. Twierdził również, iż wbrew informacjom, podawanym w powojennych publikacjach sowieckich, grupy te rzadko wiązały liczniejsze od siebie siły niemieckie. «Partyzanci» ci byli bardzo nieufnie traktowani przez miejscową ludność, od której pomocy zależeli.

Ponieważ zaś enkawudziści i aparatczycy partyjni stanowili, jego zdaniem, ponad połowę oddziałów partyzanckich, w terenie nie darzono zaufaniem całego ruchu partyzanckiego. W miarę odnoszonych przez Armię Czerwoną sukcesów na froncie i zmniejszania się zagrożenia dla istnienia systemu sowieckiego ważniejszymi dla partyzantów stawały się cele polityczne. Przede wszystkim już samą swą obecnością stale przypominali ludności o istnieniu reżimu sowieckiego, nadszarpywali ufności w zdolność Niemców do podtrzymywania porządku i spokoju. Jednocześnie występowali jako mściciele na kolaborantach, przeciwstawiając się współpracy ludności z Niemcami. Swymi działaniami często prowokowali terror niemiecki, dobitnie przekonujący ludność co do nieludzkiego oblicza okupanta. cdn…

Jerzy Waszkiewicz

Znadniemna.pl za Magazyn Polski nr 1 (133) styczeń 2017

Temat partyzantki sowieckiej na Białorusi jest zagadnieniem złożonym. Częściowo ze względu na odczuwalny brak obiektywnych danych dotyczących jej organizacji i działalności, częściowo zaś z powodu mitologizacji tego ruchu, rozpropagowania opinii o Białorusinach jako narodzie-partyzancie. Mit o ogólnonarodowym zmaganiu, który uzupełniono wyjaskrawieniem roli partii, stał się częścią

Skip to content