HomeStandard Blog Whole Post (Page 39)

W najbliższą sobotę, 22 lipca, wyruszy z Warszawy do Kodnia pielgrzymka Białorusinów mieszkających w Polsce. Organizuje ją po raz drugi katolickie duszpasterstwo białoruskie, działające od dwóch lat w Warszawie. Hasło tegorocznej pielgrzymki brzmi: „Z Bogiem na Białoruś”.

– Zmierzamy w kierunku Białorusi w wymiarze geograficznym, ale także duchowym. Pielgrzymujemy do sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia, które leży nad Bugiem, przy granicy z Białorusią. W sensie duchowym, dzięki modlitwie i rozważaniu Ewangelii chcemy budować naszą Ojczyznę na fundamentach słowa Bożego, prawdy i sprawiedliwości – mówi duszpasterz Białorusinów w Warszawie ks. Wiaczesław Barok, który poprowadzi pątników.

Kapłan podkreśla, że w tym roku zapisało się 40 osób, czyli dwa razy więcej osób niż w roku ubiegłym, kiedy to zorganizowano ją po raz pierwszy. Wezmą w niej udział Białorusini z całej Polski. Do przejścia będą mieli ok. 210 km.

W drodze poza tradycyjnymi nabożeństwami, takimi jak poranne Godzinki ku czci Najświętszej Maryi Panny, różaniec (z refleksjami kard. Kazimierza Świątka) czy koronka do Miłosierdzia Bożego, pielgrzymi wysłuchają rozważań nad słowem Bożym przygotowanych przez kapłana, ale też i wiernych. Ks. Wiaczesław Barok przygotował także cykl katechez poświęconych katolickiej nauce społecznej Kościoła. Nie zabraknie codziennej modlitwy Matki Bożej Budsławskiej, Patronki Białorusi; zaplanowano też w ciągu dnia dwa razy tzw. Godzinę ciszy.

Do Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia pielgrzymi dotrą po siedmiu dniach, w piątek, 28 lipca. Następnego dnia nawiedzą Sanktuarium Unitów Podlaskich w Kostomłotach.

***

Duszpasterstwo dla Białorusinów katolików w Warszawie powstało we wrześniu 2021 roku przy kościele św. Aleksandra na Pl. Trzech Krzyży. Od samego początku prowadzi je ks. Wiaczesław Barok. Msze w języku białoruskim są sprawowane w niedzielę i dni świąteczne w dolnym kościele o godz. 11.30 i 18.00. 

Znadniemna.pl/KAI/Fot.: Duszpasterstwo Białoruskie w Warszawie

 

W najbliższą sobotę, 22 lipca, wyruszy z Warszawy do Kodnia pielgrzymka Białorusinów mieszkających w Polsce. Organizuje ją po raz drugi katolickie duszpasterstwo białoruskie, działające od dwóch lat w Warszawie. Hasło tegorocznej pielgrzymki brzmi: „Z Bogiem na Białoruś”. – Zmierzamy w kierunku Białorusi w wymiarze geograficznym, ale

O zniknięciu wykonanej z dębu rzeźby z napisem „1863”, umieszczonej pod kutym metalicznym daszkiem, zwieńczonym krzyżem litewskim z półksiężycem u nasady – poinformowali grodzieńscy niezależni dziennikarze na Telegramie.

Według nich zniknięcie upamiętnienia powstańców styczniowych, które było miejscem rocznicowych obchodów zrywu narodowego, zwanego na Białorusi Powstaniem Kalinowskiego (od nazwiska  Konstantego Kalinowskiego, przywódcy powstania styczniowego na Litwie – red.), może się wiązać z aktywnością znanej w Grodnie apologetki „ruskiego miru” Olgi Bondariewej. Jest to kobieta aktywnie uprawiająca donosicielstwo (które ona sama charakteryzuje mianem „infokazaczestwa”- red.) na przejawy białoruskiego oraz polskiego patriotyzmu mieszkańców Grodzieńszczyzny.

O wersji, wskazującej na udział apologetów „ruskiego miru” oraz sowieckiej spuścizny w zacieraniu pamięci o powstańcach styczniowych, którzy wciąż inspirują Białorusinów do stawiania oporu rosyjskiemu imperializmowi, świadczy fakt, że w miejscu upamiętnienia powstańców Kalinowskiego pojawiła się tablica poświęcona sowieckim partyzantom z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, którzy mieli działać na stacji Grodno w latach 1941-1944.

Usunięte z dworca kolejowego w Grodnie upamiętnienie powstańców styczniowych było dziełem znanego grodzieńskiego rzeźbiarza Władimira Pantelejewa. Jego rzeźba przypominała grodnianom oraz przyjezdnym o tym, jak po wybuchu na Litwie powstania 1863 roku, grodzieńscy kolejarze, będący w większości poddanymi Francji, a także uczestnikami, bądź potomkami powstańców listopadowych z lat 1830-1831, wystąpili przeciwko Rosjanom, proponując nowym insurgentom wykorzystanie kolei żelaznej do transportu powstańczych oddziałów.

Styczeń 2015 roku. Ówczesny konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz oddaje hołd powstańcom styczniowym przy upamiętnieniu na ich cześć na dworcu kolejowym w Grodnie

Dedykacja powstańcom styczniowym na usuniętym upamiętnieniu informuje o tym, że insurgenci stoczyli na stacji bój z carskim wojskiem

Wieczorem 14 marca przy dworcu kolejowym w Grodnie odbył się wiec z udziałem mieszkańców pragnących wesprzeć powstanie. Uczestnicy manifestacji nawet podjęli zbrojną (staczając bój z wojskową ochroną dworca) próbę porwania pociągu, który miał sprowadzić posiłki powstańcze z pobliskiego Porzecza, gdzie stacjonował oddział Ludwika Narbuta. Celem akcji miało być opanowanie Grodna i przejęcie przez powstańców władzy w mieście. Spontaniczny zamysł ostatecznie się nie powiódł, gdyż w zamieszaniu w kierunku Porzecza ze stacji wyruszyła jedynie lokomotywa, pozostawiając na peronie skład wagonowy z siedzącymi w przedziałach uzbrojonymi grodnianami.

Po nieudanej akcji z pociągiem carska policja aresztowała 73 niedoszłych porywaczy. Pół roku później, z woli generał-gubernatora wileńskiego Michaiła Murawiowa „Wieszatiela”, 25-ciu z aresztowanych w marcu porywaczy pociągu wysłano na Syberię.

Próba opanowania Grodna przez powstańców z wykorzystaniem kolei nie zakończyła się całkowitym fiaskiem. Do Porzecza dotarł wówczas zawiadowca stacji Grodno Leon Kulczycki z kilkoma towarzyszami. Uciekinierzy zdołali zabrać ze sobą z kasy stacyjnej 10 tysięcy rubli, które zasiliły kasę powstańczą.

Oto jak akcja Leona Kulczyckiego została opisana w książce „Bitwy i potyczki 1863-1864” autorstwa S. Zielińskiego:

Dnia 14.3.1863 wieczorem Leon Kulczycki, b.kapitan moskiewski, później zawiadowca stacji w Grodnie, na czele kilkudziesięciu młodzieży grodzieńskiej zajął gotowy do wyjazdu pociąg na stacji grodzieńskiej, celem odjazdu do oddziału Narbuta, i wyruszył rzeczywiście w kierunku Porzecza, lecz tylko z jednym towarzyszem na lokomotywie, którą maszynista podstępnie odczepił od reszty wagonów. Rota stojąca na dworcu uderzyła na pozostałą młodzież, która straciwszy dwóch rannych i dwóch wziętych do niewoli na miejscu: Samulińskeigo i Tołłoczkę, rozpierzchła się po mieście i w ciągu nocy została prawie w komplecie wychwytana.

 Znadniemna.pl na podstawie T.me/hrodna1127, na zdjęciu: po lewej – usunięte upamiętnienie powstańców styczniowych, po prawej – wiszący obecnie szyld, upamiętniający sowieckich partyzantów, fot.: T.me/hrodna1127

O zniknięciu wykonanej z dębu rzeźby z napisem „1863”, umieszczonej pod kutym metalicznym daszkiem, zwieńczonym krzyżem litewskim z półksiężycem u nasady - poinformowali grodzieńscy niezależni dziennikarze na Telegramie. Według nich zniknięcie upamiętnienia powstańców styczniowych, które było miejscem rocznicowych obchodów zrywu narodowego, zwanego na Białorusi Powstaniem Kalinowskiego

Instytut Pamięci Narodowej po raz piąty przyznaje Nagrody „Semper Fidelis”. Wyróżnienie to corocznie otrzymują osoby, instytucje i organizacje społeczne za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu dziedzictwa Kresów Wschodnich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz poza jej granicami. Wśród laureatów poprzednich edycji są również Polacy z Białorusi – płk Weronika Sebastianowicz (2019) i małżeństwo dziennikarzy z Grodna Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik (2020).

Laureatów wyłania Kapituła Nagrody, której przewodniczącym jest Prezes IPN. Nagroda ma charakter honorowy. Jedna z przyznawanych nagród może zostać nadana pośmiertnie. W czasie uroczystości wręczenia nagród laureat otrzymuje pamiątkową statuetkę oraz dyplom.

Wśród laureatów nagrody znajdują się działacze społeczni, badacze i ludzie kultury zabiegający o ocalenie pomników polskiej kultury, które w wyniku rozbiorów i II wojny światowej znalazły się poza granicami Rzeczypospolitej. Nagradzamy organizacje i osoby pielęgnujące i promujące historię i kulturę kresów w kraju, jak i te działające na rzecz Polaków wciąż mieszkających na Wschodzie. Rokrocznie Kapituła przyznać może do pięciu nagród w tym jedną pośmiertną.

W ubiegłym roku nagrodzeni zostali: wileńska dziennikarka, publicystka, tłumaczka Alwida Antonina Bajor, Jarosław Górecki, Wiesław Kapel, Mirosław Rowicki (pośmiertnie) i Stowarzyszenie Rodzina Ponarska. Wyróżnienie Prezesa IPN otrzymał prof. Włodzimierz Bolecki.

Kandydatów można zgłaszać do 16 sierpnia 2023 r., wysyłając wniosek za pomocą formularza elektronicznego:

WNIOSEK O PRZYZNANIE NAGRODY „SEMPER FIDELIS”

„Uhonorowanie tych, którzy poświęcają swe życie ratowaniu polskich śladów i pielęgnowaniu pamięci o historii Kresów Wschodnich jest naszym obowiązkiem i wyrazem wdzięczności za ich trud i wierność ideałom Rzeczypospolitej” – podkreśla IPN.

Dodatkowych informacji udziela:

Mateusz Niegowski
22 544 57 37
e-mail: [email protected]

Znadniemna.pl za ipn.gov.pl

Instytut Pamięci Narodowej po raz piąty przyznaje Nagrody „Semper Fidelis”. Wyróżnienie to corocznie otrzymują osoby, instytucje i organizacje społeczne za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu dziedzictwa Kresów Wschodnich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz poza jej granicami. Wśród laureatów poprzednich edycji są również Polacy z Białorusi

Jana Szostak, 30-letnia Polka z Grodna, artystka intermedialna, znana z aktywizmu na rzecz pomagania ofiarom dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki, zapowiedziała swój udział w jesiennych wyborach do Sejmu RP. W polskim parlamencie kresowianka chce się zajmować polityką migracyjną oraz integracyjną, a także być głosem uchodźców z Białorusi.

Swój start w wyborach do polskiego parlamentu Jana zapowiedziała w miniony weekend podczas Festiwalu Przebudzonych Białorusinów „Tutaka”, który odbył się w uroczysku Boryk koło podlaskiego Gródka, gdzie w latach 1990-2019 odbywał się kultowy Festiwal Muzyki Młodej Białorusi „Basowiszcza”.

Polka z Kresów będzie kandydowała do Sejmu RP z list opozycyjnej Koalicji Obywatelskiej. Jest rekomendowana przez jednego z koalicjantów – partię Zieloni – na podlaską listę KO. – Chciałabym w Sejmie zajmować się polityką migracyjną i integracyjną – cytuje opozycyjną aktywistkę „Gazeta Wyborcza”.

Jana Szostak, jest Polką, urodzona w 1993 roku w Grodnie na Białorusi. Od 17 roku życia, kiedy zdała maturę w działającej wówczas przy Związku Polaków na Białorusi Polskiej Szkole Społecznej, mieszka w Polsce i ma polskie obywatelstwo.

Jest polsko-białoruska aktywistką, artystką intermedialną. Mieszka i pracuje w Warszawie. W swojej praktyce artystycznej skupia się na działaniach aktywizujących/hakujących społeczności poza obrębem świata sztuki.

Jej najbardziej znana akcja to „Krzyk dla Białorusi”. Polegała na tym, że artystka codziennie o godz. 18:00 przychodziła pod przedstawicielstwo Unii Europejskiej przy ul. Jasnej w Warszawie i krzyczała, zwracając tym samym uwagę na łamanie praw człowieka w kraju z którego pochodzi.

Za aktywizm na rzecz pomocy ofiarom reżimu Łukaszenki Jana Szostak została laureatką prestiżowej polskiej nagrody kulturalnej – Paszportu „Polityki”.

Jana Szostak w sukni z tkaniny zdobionej podobiznami więźniów politycznych na Białorusi podczas Gali Paszportów Polityki 2021, fot.: Leszek Zych/Polityka

— Chcę angażować się w politykę integracyjną i migracyjną w Polsce, być głosem przyjezdnych. Żeby ktoś mógł bronić ich praw, a najlepiej to robić z poziomu Sejmu – tłumaczyła aktywistka portalowi Mostmedia.io. Zapewniła, że doskonale wie, „jakie problemy mają obcokrajowcy w Polsce”, zwłaszcza Białorusini, którzy znaleźli nad Wisłą schronienie, uciekając przed dyktaturą, bądź przed wojną, toczącą się na Ukrainie, będącej dla wielu Białorusinów pierwszym krajem, w którym się schronili po wyborach prezydenckich 2020 roku i rozpętanych przez reżim Łukaszenki masowych represjach przeciwko niezadowolonych dyktatorskimi rządami. – Chcę być głosem mniejszości białoruskiej, a także białoruskich uchodźców z Białorusi, Ukrainy i innych krajów – powiedziała portalowi mostmedia.io Jana Szostak.

Znadniemna.pl na podstawie Mostmedia.io, Wyborcza.pl

Jana Szostak, 30-letnia Polka z Grodna, artystka intermedialna, znana z aktywizmu na rzecz pomagania ofiarom dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki, zapowiedziała swój udział w jesiennych wyborach do Sejmu RP. W polskim parlamencie kresowianka chce się zajmować polityką migracyjną oraz integracyjną, a także być głosem uchodźców z

Już pisaliśmy o VI edycji Polonijnego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. W przerwach między występami udało nam się porozmawiać z laureatką Festiwalu Bożeną Worono z Lidy.

Przed rozmową młoda artystka serdecznie podziękowała Czytelnikom Znadniemna.pl za wsparcie podczas jej udziału w popularnym telewizyjnym talent show „Szansa na sukces”, a potem poprosiła o zadanie pierwszego pytania:

Bożena Worono śpiewa piosenkę „Listopady”. Akompaniuje Michał Krywonosow

To był już szósty Polonijny Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, a który on był dla Pani?

-Trzeci.

Czym tegoroczna edycja różniła się od poprzednich?

– Dla mnie na pewno różniła się tym, że w tym roku przyjechałam do Opola nie sama, tylko z moim klawiszowcem Michałem Krywonosowem.

To właśnie autor utworu „Listopady”, który Pani wykonywała podczas koncertu laureatów w Filharmonii Opolskiej i z którym wygrała nagrodę Marszałka Województwa Opolskiego?

– Tak,  jest autorem muzyki do utworu na wiersz Władysława Broniewskiego.

Skąd pochodzi Michał Krywonosow?

– Z Mińska. Jego matka Łarysa Krywonosowa była przez kilka lat dyrektorką Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Mińsku. Michał przez dwadzieścia lat śpiewał w chórach („Archanioł” i „Głos Duszy”, przy kościele św. Szymona i Heleny w Mińsku – aut.), skończył szkołę muzyczną w Mińsku, dlatego klawisze są dla niego powiedzmy instrumentem od dzieciństwa. Teraz Michał mieszka w Warszawie. Druga piosenka, z którą wystartowaliśmy w konkursie, „Dwie świece w mroku nocy” (piosenką pochodzi z musicalu „List z Warszawy”, którego autorami są Gary Guthman, światowej sławy muzyk jazzowy, trębacz, i Doman Nowakowski, polski scenarzysta, reżyser i dziennikarz – red.). Piosenka jest na tyle ciężka, pod względem emocjonalnym, bo to jest taki  hymn o Holokauście: kobieta śpiewa o stracie rodziny, i te dwie świece symbolizują jej rodziców i wszystkich, którzy zginęli. To była dla mnie najcięższa piosenka, którą w ogóle kiedykolwiek śpiewałam, jest ciężka muzycznie, psychologicznie też, bo żeby ją zaśpiewać, przeżyć coś takiego, trzeba mieć emocjonalną dojrzałość.

Bożena Worono i Michaił Krywonosow

Pamiętam Pani występ w II edycji organizowanego przez Związek Polaków na Białorusi Konkursu Piosenek Agnieszki Osieckiej w Mińsku. Wtedy zdobyła Pani Grand Prix i były to zupełnie inne piosenki i inne emocje. Wtedy wykonanie takiej trudnej piosenki byłoby chyba niemożliwe.

– Teraz udało się dzięki Michałowi, który mnie bardzo wspierał muzycznie, tak naprawdę współgramy z nim, on czuje, kiedy trzeba ściszyć, kiedy nagłośnić, to skarb dla artystki – taki partner na scenie.

A kto wybierał piosenki?

– Wybór piosenek był mój. Najpierw planowałam przyjechać tu sama, ale tak się szczęśliwie ułożyło, że przyjechaliśmy razem.

Według regulaminu musiała Pani nagrać trzy piosenki. Jaka była trzecia?

– To piosenka na słowa mojej ulubionej Agnieszki Osieckiej „Siedzieliśmy jak w kinie”, to piosenka rozrywkowa, ale nie chciałam w tym roku w to iść, bo wszyscy mnie kojarzą z zeszłego roku i dwa lata temu z piosenką też na słowa Agnieszki Osieckiej „Mówiłam żartem”, zaśpiewałam ją w Opolu w pierwszym dniu festiwalowym podczas koncertu powitalnego 06 lipca w koncertowej sali Państwowej Muzycznej Szkoły im F.Chopina. Z tą piosenką kilka lat temu wygrałam konkurs w Wiedniu i zostałam zaproszona po raz pierwszy na Polonijny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Wszyscy myśleli, że w tym roku też będzie repertuar rozrywkowy.

A  Pani kardynalnie zmieniła repertuar.

– Tak. I nawet „Listopady” na słowa Władysława Broniewskiego, który kojarzy się raczej z poezją patriotyczną, to piosenka refleksyjna, filozoficzna, bardzo blisko mi leży, i ta melodia Michała, sprzyja temu, że to, co siedzi wewnątrz, wychodzi: „Przelatują, wieją przeze mnie listopady chwil, których nie ma…”

Pani dziś, na scenie Filharmonii Opolskiej, występowała boso, jak Leszek Możdżer. A skąd taki ciekawy pomysł?

– Wczoraj podczas koncertu konkursowego w Miejskim Domu Kultury w Korfantowie piosenka „Dwie świece w mroku nocy” też była śpiewana na boso. Dziś przed koncertem czułam taką lekkość, miałam kapelusz i nie czułam, że ta scena pasuje do butów na obcasie, i też udało się zatańczyć.

I powstał cudowny mini-spektakl. Słyszałam, że w tym roku prowadzono warsztaty dla uczestników.

– Tak, byłam na tych warsztatach, świetny pomysł, ale niestety przez to, że musiałam otwierać koncert powitalny, nie mogłam być na nich do końca.

Czy jest coś jeszcze, co wyróżnia tegoroczny festiwal?

– Widzę, że środowisko jest trochę inne, trochę inaczej spędzamy czas wolny, ale i tak trudno jest nam się rozstać, zbieramy się i śpiewamy do białego rana. Niestety nie czuję, że jest młodzież, i ubolewam, że nie przyjeżdżają młodzi artyści, brakuje ich. Zachęcam wszystkich do składania formularzy i przyjazdu tutaj, bo to jest świetna możliwość poznać Polaków z całego świata. Dzięki festiwalowi poznałam cudownych ludzi, do dziś mam z nimi kontakt, byłam w Belgii, Austrii u uczestników festiwalu, wszyscy zapraszają, bardzo rodzinnie. Nawet Michał, który jest tu po raz pierwszy, zauważył, że wszyscy mówią do mnie „kochana”, jak w rodzinie, taka polonijna rodzina w Opolu.

Czy zamierza Pani w przyszłości przyjeżdżać do Opola?

Mam nadzieję, że będzie taka możliwość i że będę tutaj gościć. Cieszę się, bo to są wspólne chwile, które nigdy się nie powtórzą, a życie przemyka się szybko, wydaje się, że dopiero wczoraj żegnałam się z niektórymi i płakaliśmy nawzajem, a tu rok już minął. Później tylko wspomnienia nam zostaną.

Pani jest studentką. Na którym roku?

– Ostatni rok studiów magisterskich kryminalistyki, już zdałam wszystkie egzaminy, pozostało tylko obronić pracę magisterską, albo w październiku, albo w grudniu. Ale nie zamierzam rezygnować z muzyki i sceny, może coś z Michałem wymyślimy i może usłyszycie nas gdzieś w Polsce. To będzie taki duet ze wschodu.

Mam nadzieję że się uda. Życzę dużo powodzenia!

***

Jeszcze jedną reprezentantką Białorusi na VI. Polonijnym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu była Katarzyna Mikhal. Zdobyła ona nagrodę jako solistka, wykonując bardzo trudny utwór z repertuaru Łucji Prus – „Walc szczęścia”, oraz piosenki patriotyczne „Rozkwitały pąki białych róż” i śląską „A drugiego maja rano”.  Zespół „Liber Cante”, którego pani Katarzyna kierownikiem, występował gościnnie, jako laureat poprzedniej edycji Festiwalu, ale z nowym ambitnym repertuarem w opracowaniach i aranżacjach Katarzyny Mikhał. Wykonał śląską piosenkę patriotyczną „Znam ja jeden śliczny zamek”, „Biały krzyż” z repertuaru „Czerwonych gitar” oraz piosenkę z filmu „Czterej pancerni i pies”. Żeby trafić na scenę w Opolu zespół musiał pokonać wiele trudności, spędzić ponad dobę w drodze. Wszyscy ocenili poziom artystyczny zespołu jako bardzo wysoki. Polscy artyści z Białorusi udowodnili, że dobrze znają piosenki będące kanwą polskiego dziedzictwa muzyczno-wokalnego.

Katarzyna Mikhał, laureatka Festiwalu i kierownik zespołu „Liber Cante”

Polonijny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu to nie tylko morze muzyki i dobrego nastroju, to także ciekawe wycieczki do ważnych dla Polaków miejsc. W tym roku w ostatnim dniu festiwalu uczestnicy i goście odwiedzili Zamek-Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu, a potem odbył się koncert Polonijna Plejada Gwiazd w Brzeskiem Centrum Kultury.

Śpiewa zespół „Liber Cante”

VI  edycja  muzycznego forum polonijnego pokazała, że Polonijny Festiwal Polskiej Piosenki organizowany przez Opolski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i jego pani prezes Halinę Nabrdalik ma przyszłość. Ponownie zintegrował wykonawców polonijnych, działających w ogromnym rozproszeniu. Komitet organizacyjny festiwalu dba także o pamięć – liczne relacje z Festiwalu można obejrzeć na portalach społecznościowych.

Skończyć wspomnienie o Festiwalu chciałabym cytując Janusza Wójcika, Burmistrza miasta Korfantowa, w którym odbywał się konkurs: „Patriotyzm uczestników zachwyca. Czuje się w nich tęsknota za Polską, która powoduje, że wysławiają to w formie śpiewanej piosenki, poezji. Nasi mieszkańcy są pod wrażeniem, jak pięknie ci ludzie mówią po polsku i śpiewają po polsku. To prawdziwa nauka patriotyzmu.”

Marta Tyszkiewicz z Opola, zdjęcia autorki

 

Już pisaliśmy o VI edycji Polonijnego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. W przerwach między występami udało nam się porozmawiać z laureatką Festiwalu Bożeną Worono z Lidy. Przed rozmową młoda artystka serdecznie podziękowała Czytelnikom Znadniemna.pl za wsparcie podczas jej udziału w popularnym telewizyjnym talent show „Szansa

O rewizji, którą białoruskie służby przeprowadziły w głównej katolickiej świątyni Mińska, poinformowała  społeczna inicjatywa chrześcijan Białorusi „Chrześcijańska Wizja” .

Według białoruskich chrześcijańskich aktywistów funkcjonariusze służb 13 i 14 lipca przeszukiwali archikatedralną plebanię. Informacja o przeszukaniach dotarła do „Chrześcijańskiej Wizji” z różnych źródeł. Wciąż nie jest wiadomo w ramach jakiego postępowania odbywały się czynności śledcze i jakie miały one następstwa.

Tymczasem wokół Archikatedry Imienia Najświętszej Marii Panny w Mińsku ostatnio odbywały się niepokojące wydarzenia.

Pracujący w kościele nauczyciel katechezy Władysław Bieładzied w czerwcu i lipcu spędził 45 dni w areszcie za rzekome rozpowszechnianie materiałów „ekstremistycznych”. Na początku lipca natomiast na mocy decyzji metropolity mińsko-mohylewskiego, arcybiskupa Józefa Staniewskiego proboszczem archikatedry przestał być ksiądz Antoni Klimantowicz, którego ostatnio białoruskie media propagandowe oskarżali o sympatyzowanie z oponentami reżimu Łukaszenki.

Księża katoliccy znajdują się pod szczególną obserwacją białoruskich służb. Dosłownie dzisiaj, 18 lipca, organ prasowy władz rejonu nowogródzkiego gazeta „Nowe życie” poinformowała o tym, że miejscowy ksiądz katolicki Jerzy Żegaryn został ukarany przez sąd w Nowogródku  wysoką grzywną za to, że w 2021 roku w mediach społecznościowych postawił „lajka” pod wpisem, pochodzącym ze źródła, uznawanego przez panujący na Białorusi reżim za „ekstremistyczne”, a następnie udostępnił wspomniany wpis na swoim profilu.

 Znadniemna.pl na podstawie T.me/christianvision, na zdjęciu: Archikatedra Imienia Najświętszej Marii Panny w Mińsku, fot.: Wikipedia.org

O rewizji, którą białoruskie służby przeprowadziły w głównej katolickiej świątyni Mińska, poinformowała  społeczna inicjatywa chrześcijan Białorusi „Chrześcijańska Wizja” . Według białoruskich chrześcijańskich aktywistów funkcjonariusze służb 13 i 14 lipca przeszukiwali archikatedralną plebanię. Informacja o przeszukaniach dotarła do „Chrześcijańskiej Wizji” z różnych źródeł. Wciąż nie jest wiadomo

18 lipca 1920 roku przyszedł na świat bardzo zasłużony i powszechnie znany aktor  Ludwik „Ben” Benoit. Porównywano go z francuskim komikiem Fernandelem, nazywano „mistrzem drugiego planu”. Widzowie pamiętają go z filmowych klasyków, komedii „Jak rozpętałem II wojnę światową”, „Ewa chce spać”, z filmu „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Był  także ojcem braci Kaczyńskich – czyli Jacka i Placka w kultowym filmie dziecięcym „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Ludwik Benoit wystąpił w wielu serialach, m.in. w „Kapitan Sowa na tropie”, „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”, „Przygody pana Michała”. Dzieci znały go również jako głos słonia Dominika z historyjki „Proszę słonia”.

Ludwik Benoit urodził się w Wołkowysku koło Grodna. Rodzina od strony ojca aktora miała francuskie korzenie. Podobno jego dziadek pochodził spod samego Paryża. Natomiast rodzina matki wywodziła się z okolic Łowicza. Tutaj mały Ludwik  spędził dzieciństwo, tutaj ukończył Państwowe Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Maturę zdał w 1938 roku.

Od razu po ukończeniu gimnazjum Ludwik podjął studia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. Nauka została przerwana przez wybuch wojny. Podczas okupacji nasz bohater walczył w Armii Krajowej. Po zakończeniu wojny współorganizował Teatr Ziemi Łowickiej. Później znalazł się w Łodzi i został aktorem Teatru Kukiełkowego działającego przy łódzkim Centralnym Domu Kultury. Grał tam krótko, bo wyjechał na Wybrzeże. W 1946 roku ukończył Studio Aktorskie Iwo Galla w Gdańsku. W tym samym roku zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Potem grał w teatrach Gdyni, Poznania, Wrocławia i Szczecina. Między 1955, a 1957 rokiem był dyrektorem i kierownikiem artystycznym Państwowych Teatrów Dramatycznych w Szczecinie.

W 1957 roku Ludwik Benoit pożegnał Szczecin i przyjechał do Łodzi. Rozpoczął się łódzki rozdział jego życia. Przez dwa sezony grał w Teatrze im. Stefana Jaracza, a w 1959 roku związał się z łódzkim Teatrem Nowym, któremu pozostał wierny do śmierci.

Niezapomniany „Ben”

Ceniony przez publiczność, lubiany za koleżeńskość przez brać aktorską, która ochrzciła go „Benem”. Jego twarz nie pozwalała mu grać pięknych amantów, ale za to miał na niej wymalowaną całą gamę uczuć i jeszcze ten ciepły, czasem jakby zaspany głos. Pamiętamy go z tak nieśmiertelnych filmów, jak „Ewa chce spać”, „Przygody Pana Michała” czy „Fucha”. Świetne kreacje stworzył w dwóch telewizyjnych filmach Andrzeja Kondratiuka: „Big Bang” obok Zofii Merle, a w „Mlecznej drodze” z Igą Cembrzyńską. Widzowie pamiętają go z ról w takich filmach jak: „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, „Siekierezada”, „Pierścień i róża” czy „Pan Samochodzik i praskie tajemnice”.

Aktor zagrał w prawie 100 produkcjach filmowych. Natomiast w teatrze i Teatrze Telewizji zaliczył ponad 160 ról. Ludwik Benoit dał się też słyszeć w radiowych słuchowiskach, nie stronił od dubbingu. Wcielał się w role przestępców i ofiar, chłopów, drwali, robotników i artystów. Grywał też przedstawicieli władzy – dyrektora, sędziego, komisarza, księdza, a nawet kata. Do tego jeszcze trzeba dorzucić kilkanaście prac reżyserskich w teatrze. Wyreżyserował m.in. sztuki: „Maria Stuart”,”Szelmostwa Skapena”, „Śmierć komiwojażera” czy „Damy i huzary”.

Prawdziwie Wielki Aktor swoich czasów i wielokrotnie nagradzany. Był między innymi kawalerem Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.

Rodzina

Ludwik Binoit. Fot.: screenshot  YouTube

Jego pierwszą żoną była Maria Zbyszewska, którą wszyscy pamiętają jako małżonkę Pawlaka w trylogii o Pawlaku i Kargulu. Maria poznała Ludwika dzięki teatrowi. Tak jak on uczyła się w Studio Dramatycznym Igo Galla. W 1947 roku wzięli ślub. Po trzech latach na świat przyszedł ich syn Mariusz. Poszedł w ślady rodziców i tak jak oni został aktorem. Na ekranie zadebiutował jako 11-latek. Zagrał w filmie Wadima Berezowskiego „Bitwa o Kozi Dwór”. Rok później wystąpił w niewielkiej roli u boku Jarosława i Lecha Kaczyńskich w „O dwóch takich co ukradli księżyc”. W filmie tym jego tata Ludwik zagrał ojca Jacka i Placka. Aktorskie geny sprawiły, że Mariusz Benoit został studentem Łódzkiej Szkoły Filmowej. Ukończył ją w 1974 roku.

Małżeństwo Marii Zbyszewskiej i Ludwika Benoit nie przetrwało. Para rozwiodła się. W 1970 roku Ludwik Benoit poślubił Jadwigę Jędrzejczak. Z tego małżeństwa aktor ma córkę Annę Benoit-Kołosko, która jest dziennikarką radiową.

Na początku lat dziewięćdziesiątych aktor zachorował na nowotwór. Przez rok walczył z chorobą. Walkę przegrał. Zmarł 4 listopada 1992 roku. Został pochowany w Alei Zasłużonych na cmentarzu Doły w Łodzi. Ma w tym mieście swoją ulicę, a w ukochanej nadmorskiej Kuźnicy tablicę pamiątkową na domu, w którym mieszkał podczas wakacji.

Zdjęcia: screenshoty z filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, w którym Ludwik Binoit zagrał Wojciecha – ojca Jacka i Placka, zagranych przez braci Kaczyńskich

Znadniemna.pl/wikipedia.org/PAP/naszahistoria.pl

18 lipca 1920 roku przyszedł na świat bardzo zasłużony i powszechnie znany aktor  Ludwik "Ben" Benoit. Porównywano go z francuskim komikiem Fernandelem, nazywano "mistrzem drugiego planu". Widzowie pamiętają go z filmowych klasyków, komedii "Jak rozpętałem II wojnę światową", "Ewa chce spać", z filmu "Rękopis znaleziony

Białoruski Kościół Prawosławny – Egzarchat Białoruski (BKP-EB), będący częścią Patriarchatu Moskiewskiego, zażądał od papieskiego wysłannika kardynała nominata Claudio Gugerottiego, aby Watykan ograniczył działalność grekokatolików na Białorusi.

67-letni prefekt Dykasterii Kościołów Wschodnich, który w latach 2011-15 był nuncjuszem apostolskim w tym kraju, a swe obecne stanowisko piastuje od 21 listopada 2022, przebywał w Mińsku na przełomie czerwca i lipca br. 30 czerwca spotkał się z patriarszym egzarchą białoruskim, metropolitą mińskim i zasławskim Beniaminem.

Po tym spotkaniu, w którym uczestniczył także m.in. obecny nuncjusz apostolski na Białorusi abp Ante Jozić, ogłoszono dość ogólnikowy komunikat. Odnotowano w nim „bliskość stanowisk Kościoła katolickiego i Białoruskiego Kościoła Prawosławnego wobec najważniejszych wyzwań naszych czasów, łącznie z głębokim kryzysem duchowości, który prowadzi do zatracenia człowieczeństwa”. Strony potwierdziły również „konieczność poszanowania praw Kościołów oraz niedopuszczalność ingerencji w ich działalność instytucji świeckich, co jest sprzeczne z zasadą wolności wyznania i wolności sumienia”.

Później jednak Kościół białoruski ujawnił, iż głównym tematem rozmów gościa z Watykanu i metropolity była obecność grekokatolików na Białorusi  i ustanowienie przez papieża 30 marca administratury apostolskiej dla nich. Wyjaśnienie to nastąpiło – jak podano – po serii oświadczeń, które napłynęły do siedziby egzarchatu od „wiernych i wspólnot prawosławnych proszących o bardziej szczegółowe informacje na temat wyników rozmów”.

Dokument Kościoła białoruskiego stwierdza, iż decyzja papieża Franciszka „wywołała zdziwienie prawosławnej ludności Republiki Białorusi, gdyż nie sprzyja ona utrwaleniu pokoju na ziemi białoruskiej, ale przeciwnie, może wnieść napięcie w stosunki międzyreligijne” w tym kraju. I o tym BKP-EB powiadomił oficjalnie przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego – głosi oświadczenie.

Przytoczono następnie wyjaśnienie abp. Gugerottiego, wedle którego „ustanowienie administratury apostolskiej wiązało się bezpośrednio z wydarzeniami zachodzącymi obecnie na Ukrainie”. Jeszcze do niedawna grekokatolicy białoruscy, którzy chcieli zostać księżmi, kształcili się w placówkach duchowych głównie w tym kraju i tamtejsi biskupi wyświęcali ich potem na kapłanów i diakonów dla potrzeb wspólnot na Białorusi. A ponieważ od lutego ub.r. bezpośrednie kontakty między grekokatolikami ukraińskimi i białoruskimi stały się niemożliwe, papież postanowił nadać tym drugim szczególny status kanoniczny, który uniezależnia ich od eparchii (diecezji) na Ukrainie, w postaci administratury apostolskiej.

Przedstawiciele Egzarchatu Białoruskiego oznajmili, iż w czasie spotkanie 30 czerwca abp Gugerotti przypomniał, że dzisiejsze wspólnoty greckokatolickie na Białorusi powstały na początku lat dziewięćdziesiątych i nie są one dziedzicami Kościoła unickiego, który pojawił się na tych ziemiach w następstwie Unii Brzeskiej z 1596 roku.

Według BKP-EB, „białoruskie wspólnoty greckokatolickie w praktyce nie mają potencjału na rozwój w Republice”. Podkreślono ponadto, iż nowo mianowany administrator apostolski o. Sergiusz Gajek jest Polakiem, został ochrzczony w obrządku łacińskim i należy do zgromadzenia marianów, nie ma więc wiele wspólnego ani z Białorusią, ani z grekokatolikami.

Z oświadczenia prawosławnego wynika również, iż wysłannik papieski zapewnił metropolitę Beniamina, że Watykan nie planuje obdarzać o. Gajka ani jego następcy godnością biskupią. Uzgodniono też, że nowych kapłanów lub diakonów dla białoruskich wspólnot greckokatolickich będą święcić biskupi łacińscy z Białorusi lub nuncjusz apostolski w tym kraju.

Znadniemna.pl za KAI/Na zdjęciu: Zwierzchnik Cerkwi prawosławnej na Białorusi metropolita Beniamin/Fot.:Belta.by

Białoruski Kościół Prawosławny – Egzarchat Białoruski (BKP-EB), będący częścią Patriarchatu Moskiewskiego, zażądał od papieskiego wysłannika kardynała nominata Claudio Gugerottiego, aby Watykan ograniczył działalność grekokatolików na Białorusi. 67-letni prefekt Dykasterii Kościołów Wschodnich, który w latach 2011-15 był nuncjuszem apostolskim w tym kraju, a swe obecne stanowisko

Do rozbicia konspiracyjnej organizacji polskich patriotów Związek Obrońców Wolności (ZOW) i aresztowania  jego kierownictwa doszło w lipcu 1948 roku.

Historia istnienia i działalności ZOW uległaby zapomnieniu, gdyby nie współzałożyciel tej organizacji Ryszard Snarski, zesłaniec i więzień GUŁAG-u, a pod koniec życia – działacz Polonii Kanadyjskiej.

Na rok przed śmiercią,  w 1993 roku, Ryszard Snarski napisał w Montrealu tekst, który nazwał: „Zarys historyczny powstania Związku Obrońców Wolności (1946-1948)”.

Pragnąc upamiętnić powojenny bohaterski wyczyn Polaków Polesia publikujemy świadectwo Ryszarda Snarskiego za polonijną stroną internetową Sawsrodnas.ca:

„W roku 1945 nastąpiła zmiana granic Polski. Związek Sowiecki i mocarstwa zachodnie potwierdziły w Jałcie uznanie nowych granic i podjęły decyzję o przesiedleniu Polaków z obszarów położonych na wschód od nowej granicy Polski.

Ponad dwa miliony Polaków opuściło Ziemie Wschodnie przekazane Związkowi Sowieckiemu.

Część Polaków jednak pozostała. Uważali Oni Kresy Wschodnie za swoją Ojczyznę. Przodkowie ich żyli na tych ziemiach od kilku stuleci. Zostali – bo nie mogli, lub nie chcieli porzucić tego, co powstało w wyniku pracy wielu pokoleń Polaków.

Po zakończeniu tzw. Repatriacji, Rząd Polski w Warszawie zapomniał o Nich. Pozostawił Ich samym sobie.

Polaków nadal więziono, prześladowano, wywożono na Syberię. Władze sowieckie niszczyły zabytki, język, wiarę, kulturę, tradycję, cmentarze. Zamykano kościoły i szkoły, zabierano ziemie i domy.

W zaistniałej sytuacji młodzież polska nie chciała ulegać rusyfikacji i zagładzie – za wszelką cenę chciała zachować tożsamość narodową i postanowiła założyć polską organizację.

I tak w roku 1946 powstał w Brześciu nad Bugiem Związek Obrońców Wolności – ZOW. Działał w Brześciu, Kobryniu, Baranowiczach, Nieświeżu, Horodcu, Peliszczach, Kamieńcu Litewskim i innych mniejszych miejscowościach na Polesiu.

Była to jedna z ostatnich polskich organizacji podziemnych powstałych po zakończeniu II Wojny Światowej na dawnych Polskich Ziemiach Wschodnich.

ZOW działał w okresie narastającej fali terroru i represji w Związku Sowieckim. Zaczynał się okres „zimnej wojny”. Związek Sowiecki był u szczytu swej militarnej i politycznej potęgi.

Związek Obrońców Wolności przewidywał różne formy działania:

– Tajne nauczanie historii, języka, religii

– Ratowanie książek polskich, dokumentów, pamiątek historycznych

– Wszechstronna pomoc ściganym, prześladowanym przebywającym w Związku Sowieckim oraz powracającym z zesłania i obozów Polakom.

– Obronę i zbrojny opór w przypadku zagrożenia życia.

Dla Polaków istnienie i działalność ZOW miało nie tylko symboliczne znaczenie. ZOW uczył, pomagał, podtrzymywał na duchu, nakłaniał do zachowania tożsamości i godności ludzkiej w obliczu totalitarnych rządów Moskwy.

W roku 1948 KGB wykryło Związek Obrońców Wolności.

Wojenny Trybunał Okręgu Białoruskiego uznał ZOW za kontrrewolucyjną, antysowiecką, zbrojną organizację, zagrażającą bezpieczeństwu ZSSR. Zapadły wysokie wyroki – 25 lat obozów pracy z artykułu 63-1-76 (58-10-12)

Po utracie wolności, już w więzieniach i obozach o specjalnym rygorze, ludzie z ZOW-u walczyli nadal w obronie życia i godności człowieka. ZOW sprawił, że w walce z przemocą i terrorem obok narodów z państw Bałtyckich, Ukraińców, narodów Kaukazu i Azji nie zabrakło Polaków.

Teraz z perspektywy czasu i zmian jakie nastąpiły, widać że powstanie ZOW było ważnym wydarzeniem w historii Polaków z Kresów Wschodnich. Chciano nas zniewolić, doprowadzić do całkowitej uległości przed systemem i komunizmem, a my – mogliśmy się przecież poddać i zgodzić: na współpracę, naukę w szkołach i uczelniach sowieckich, na Komsomoł, partię, karierę w wojsku. Mogliśmy się zgodzić na zerwanie z tożsamością narodową, językiem, przeszłością. Mogliśmy zapomnieć o prześladowaniach, bezlitosnej deportacji setek tysięcy Polaków, o Syberii i śniegach północy, zapomnieć o lesie pod Smoleńskiem…

Nie uczyniliśmy tego. W tamtych beznadziejnych czasach my młodzi, zapomniani przez państwo Polskie byliśmy uczciwi, czyści i odważni.

P.S. Historycy w PRL unikali i bali się tematów związanych z życiem i sytuacją Polaków w Rosji Sowieckiej.

Nie interesowali się losem Polaków, którzy pozostali po wywózkach z lat 1937, 1940, 1941. Nie obchodził ich los Polaków więzionych, deportowanych i przebywających po roku 1945 w Związku Sowieckim.

Nie było prawie żadnych opracowań, relacji na ten temat.

Żal i wstyd, że zapomniano o Nich.

Montreal, grudzień 1993”

Montreal, Kanada, 1988 r. Ryszard Snarski w polonijnej audycji TelePolonica screenshot: youtube.com

Autor powyższego opracowania Ryszard Snarski ps. „Soroka” był zastępcą przewodniczącego Związku Obrońców Wolności, który zakładał wspólnie z  przewodniczącym Zygmuntem Stachowiczem ps. „Żmudzin” oraz  wiceprzewodniczącym Leonardem Kronkiewiczem ps. „Topola”.

Był także jednym z założycieli i aktywnym członkiem  powstałego w połowie lat 80. minionego stulecia Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej z siedzibą w Warszawie.

Ryszard Snarski zmarł nagle w kanadyjskim Montrealu w 1994 roku. W jego rodzinnym Brześciu nadal pielęgnowana jest pamięć o członkach ZOW i o nim samym.

W grudniu 1998 roku przy Klubie Polskim w Brześciu powstała 1. Brzeska Drużyna Harcerska im. Ryszarda Snarskiego. Inicjatorką  powołania tej struktury oraz jej  drużynową była wybitna działaczka polska na Polesiu, wieloletnia dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej im. I. Domeyki w Brześciu  Alina Jaroszewicz.

Harcerze z 2. Brzeskiej Drużyny Harcerskiej im. Ryszarda Snarskiego, fot.: Sawsrodnas.ca

W 2009 roku w Brześciu powołano także 2. Brzeską Drużynę Harcerską im. Ryszarda Snarskiego Inicjatorem takiego, a nie innego wyboru patrona drużyny była nauczycielka historii Anna Paniszewa, polska działaczka, więziona w 2021 roku przez reżim Łukaszenki za organizację wydarzenia patriotycznego w Harcerskiej Szkole Społecznej im. R. Traugutta w Brześciu.

 Znadniemna.pl na podstawie Sawsrodnas.ca, Armiakrajowa-lagiernicy.pl, Brzesc.wixsite.com, na zdjęciu: Ryszard Snarski w młodości, fot.: Sawsrodnas.ca

Do rozbicia konspiracyjnej organizacji polskich patriotów Związek Obrońców Wolności (ZOW) i aresztowania  jego kierownictwa doszło w lipcu 1948 roku. Historia istnienia i działalności ZOW uległaby zapomnieniu, gdyby nie współzałożyciel tej organizacji Ryszard Snarski, zesłaniec i więzień GUŁAG-u, a pod koniec życia - działacz Polonii Kanadyjskiej. Na rok

W dniach 3-11 lipca ponad 50 polonijnych działaczy i nauczycieli z Australii, Argentyny, Białorusi, Brazylii, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Niemiec, Austrii czy Francji wzięło udział w XVII „Polonijnym Spotkaniu z Historią Najnowszą” organizowanym przez Biuro Edukacji Narodowej IPN. Uczestników w tym roku zaproszono do województwa śląskiego. Wybór nie był przypadkowy. Spowodowany był przypadającymi na ten rok obchodami 100-lecia powstań śląskich.

Celem projektu jest przede wszystkim wspieranie merytoryczne i metodyczne nauczania historii najnowszej poza granicami kraju. Podczas organizowanych w ramach projektu konferencji jego uczestnicy nie tylko korzystali z wykładów, ale także brali udział w warsztatach. Tematyka wykładów skoncentrowana była wokół historii Polski w latach 1918–1989, ze szczególnym uwzględnieniem II wojny światowej i fenomenu Polskiego Państwa Podziemnego, represji niemieckich i sowieckich wobec obywateli polskich.

W tym roku uczestnicy poznali skomplikowaną historię Śląska. Odwiedzili m.in. Częstochowę, Opole, tereny Zaolzia, a także Górki Wielkie – miejsce związane z Zofią Kossak-Szczucką i tragiczną śmiercią polskich pilotów Żwirki i Wigury.

Wiceprezes IPN Mateusz Szpytma podkreślał, że nauczyciele polonijni mają ważną misję przekazu wiedzy historycznej, polskiej kultury Polakom na obczyźnie.

– Chodzi o to by ludzie za granicą, Polacy byli dumni z tego, że są Polakami i przekazywali tę świadomość narodową kolejnym pokoleniom – podkreślał Mateusz Szpytma. Zaznaczył, że często wiedza o Polsce jest przedstawiana w fałszywym świetle lub jest eliminowana, dlatego IPN chce pomagać, by wiedza o Polsce, a także miłość do Polski trwała.

Znadniemna.pl/IAR/Fot.: facebook.com

W dniach 3-11 lipca ponad 50 polonijnych działaczy i nauczycieli z Australii, Argentyny, Białorusi, Brazylii, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Niemiec, Austrii czy Francji wzięło udział w XVII „Polonijnym Spotkaniu z Historią Najnowszą” organizowanym przez Biuro Edukacji Narodowej IPN. Uczestników w tym roku zaproszono do województwa śląskiego.

Skip to content