HomeStandard Blog Whole Post (Page 97)

W Reggio Emilia, miejscu, w którym w 1797 r. poeta Józef Wybicki napisał „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”, nazwaną na cześć gen. Jana Henryka Dąbrowskiego „Mazurkiem Dąbrowskiego”, delegacja z Polski upamiętniła 225-lecie powstania pieśni. Odegrano m.in. pierwowzór „Mazurka Dąbrowskiego” z 1800 roku.

Od niedzieli we Włoszech przebywa polska delegacja, na czele z blisko 100-letnimi weteranami Armii Andersa, która bierze udział w obchodach 78. rocznicy wyzwolenia Ankony przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego oraz 225. rocznicy powstania Mazurka Dąbrowskiego.

Fot.: Albert Zawada/PAP

Wtorkowe uroczystości w Reggio Emilia zainaugurowała ceremonia złożenia wieńca przed tablicą poświęconą Józefowi Wybickiemu – autorowi słów „Pieśni Legionów Polskich we Włoszech”, późniejszego polskiego hymnu narodowego – której towarzyszyło odegranie w wykonaniu Orkiestry Reprezentacyjnej Sił Powietrznych RP pierwowzoru „Mazurka Dąbrowskiego” w wersji z 1800 roku. Uczestnicy uroczystości złożyli także wieniec przed tablicą upamiętniającą „ojców” włoskiej flagi.

Następnie, po przejściu do Sali del Tricolore mieszczącej się w Urzędzie Miasta wygłoszono przemówienia. Odbyła się także ceremonia wręczenia Medali „Pro Bono Poloniae” i „Pro Patria”.

„Kilkaset metrów stąd znajduje się kawiarnia, w której polski poeta Józef Wybicki 225 lat temu na zachowanej do dziś kartce papieru napisał słowa, które już dla kilku pokoleń Polaków są drogowskazem: +Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy+” – powiedział szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk.

Jak mówił, Wybicki „pisał te słowa w momencie szczególnym, w dwa lata po trzecim rozbiorze Polski, w dwa lata po momencie, w którym Rosja, Prusy i Austria rozdrapały państwo polskie, które jeszcze 100 lat wcześniej było istotnym imperium europejskim”.

Zaznaczył, że słowa „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”, „niesione przez pokolenia dawały siłę i dawały moc”.

Fot.: Albert Zawada/PAP

Przywołał w swoim wystąpieniu wiersz Jana Lechonia „Przypowieść”. „Ten wiersz powstał, kiedy żołnierze Andersa niestety nie doszli do wolnej Polski, tak, jak do wolnej Polski nie doszli legioniści Jana Henryka Dąbrowskiego. W tym gorzkim wierszu czytamy, iż +Żołnierz, który zostawił ślady swojej stopy, na wszystkich niedostępnych drogach Europy, szedł naprzód, gdy nie mogli najbardziej zajadli. I wdzierał się na szczyty, z których inni spadli. Został zapytany: +Czy było warto?+ Odpowiedział: +Ach! Śmieszne pytanie+” – mówił minister Kasprzyk.

Podkreślił, że „dla Polaków, pytanie, czy warto bić się o wolność, jest pytaniem retorycznym”.

Przewodniczący Rady Miejskiej Reggio Emilia Matteo Iori przypomniał, że w tym roku we Włoszech obchodzona jest 225. rocznica narodzin pierwszej flagi narodowej, proklamowanej w sali del Tricolore 7 stycznia 1797 roku. „W Polsce natomiast obchodzona jest 225. rocznica powstania hymnu narodowego, skomponowanego przez patriotę i poetę Józefa Wybickiego. Pieśń ta zrodziła się kilkadziesiąt metrów od tej Sali” – dodał.

Wskazał, że „tegoroczne obchody posiadają dodatkowy wymiar”. „Dziś nie przypominamy jedynie o drodze do wolności, którą pokonał polski i włoski naród, ale jesteśmy tu, by podkreślić z całą mocą, że wspomniane wartości przekuwają się na serdeczne przyjęcie osób uciekających przed wojną, pozbawionych wolnego kraju a jednocześnie unaocznić, jak istotne jest dopisanie do nich dodatkowej wartości, której musimy wszyscy bronić: pokoju” – zwrócił uwagę Matteo Iori.

Podkreślił, że nasze kraje „od lat łączą więzy przyjaźni oraz owocna współpraca w ramach programów europejskich, polityki na rzecz wymiany międzykulturowej, zrównoważonego rozwoju oraz promocji sztuki i kultury”. „Polonia mieszkająca w Reggio Emilia, licząca ponad 300 osób, współtworzy i określa nasze terytorium i jego kulturowy pluralizm” – zaznaczył.

Obecna na uroczystościach ambasador Polski we Włoszech Anna Maria Anders oceniła, że „każdy hymn narodowy odzwierciedla duszę narodu, jest syntezą jego istoty”.

„Może być uroczysty, może być pieśnią wojenną, w każdym przypadku jest artystycznym wyrazem uczuć, mentalności i kultury narodowej. Historia złączyła los Polski z hymnem skomponowanym na wygnaniu, dla narodu wymazanego z mapy geograficznej Europy. 225 lat temu, w Reggio Emilia, w rytmie mazurka, Polacy przywoływali utraconą ojczyznę, pragnęli odzyskać niepodległość, rozpoczynając wędrówkę od włoskiej ziemi, gdzie realizowano marzenie o zjednoczeniu i suwerenności. Kiedy słuchamy tej muzyki, kiedy wczytujemy się w słowa mówiące o nostalgii i woli walki, możemy zrozumieć, jak silne jest w Polakach poczucie wolności, którą należy odzyskać za wszelką cenę i której należy bronić w imię uniwersalnych wartości ludzkości” – zwróciła uwagę ambasador Anders.

Wskazała, że „odniesienie do Włoch w +Mazurku Dąbrowskiego+ i do wolności Polski we włoskim hymnie Goffredo Mameli jest niepowtarzalnym wyjątkiem światowym”. „Wyraża braterstwo narodów w walce o niepodległość, jakże ważne w przeszłości i jakże aktualne we współczesnych czasach, w dążeniu Ukrainy do prawa do obrony, do stanowienia o sobie i życia w wolności i pokoju” – podsumowała.

Konsul generalny RP w Mediolanie Anna Golec-Mastroianni powiedziała, że „dla wielu osób +Mazurek Dąbrowskiego+ jest swego rodzaju przewodnikiem nadającym właściwy kierunek w życiu codziennym”.

„Dzięki niemu istnieje między nami, Polakami, więź – polskości, tradycji, wspólnych korzeni. Dzisiejsza Polonia we Włoszech jest tego przykładem, w moim przekonaniu jest ona jakby dopełnieniem wartości wyrażonych w naszym hymnie” – zauważyła.

Wiceprezes IPN dr hab. Karol Polejowski wskazał, że „oddajemy dziś hołd człowiekowi, który jak mało kto umiał wyrazić ducha narodu, ducha Polaków, ducha bliskiego też narodowi włoskiemu”.

W maju 1797 r., po wydaniu przez gen. Jana Henryka Dąbrowskiego odezwy do rodaków, do Włoch przybywali Polacy, by służyć u boku Napoleona, który – jak wierzyli – pomoże im odzyskać utraconą ojczyznę. Do służby w Legionach zaciągnęło się wówczas ok. 7 tys. żołnierzy.

Między 16 a 19 lipca 1797 r., podczas pobytu polskich legionistów w Reggio Emilia (w ówczesnej Republice Cisalpińskiej), poeta Józef Wybicki napisał „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”, którą na cześć gen. Dąbrowskiego nazwano „Mazurkiem Dąbrowskiego”. Powszechnie rozpowszechniony pogląd mówi, że „Pieśń Legionów Polskich” powstała do melodii ludowego mazurka. Najczęściej podaje się, że po raz pierwszy publicznie pieśń odśpiewano 20 lipca 1797 r.

Historia Mazurka Dąbrowskiego

W 1799 r. tekst pieśni ukazał się drukiem w piśmie wydawanym we Włoszech „Legionowa dekada”. W Polsce po raz pierwszy opublikowano go w 1806 r.

Początkowo „Mazurek Dąbrowskiego” składał się z sześciu zwrotek:

„(1) Jeszcze Polska nie umarła/ kiedy my żyjemy/ Co nam obca moc wydarła/ szablą odbijemy/ (ref.) Marsz, marsz, Dąbrowski/ do Polski z ziemi włoski/ za Twoim przewodem/ złączem się z narodem/

(2) Jak Czarniecki do Poznania/ wracał się przez morze/ dla ojczyzny ratowania/ po szwedzkim rozbiorze/

(3) Przejdziem Wisłę przejdziem Wartę/ będziem Polakami/ dał nam przykład Bonaparte/ jak zwyciężać mamy/

(4) Niemiec, Moskal nie osiądzie/ gdy jąwszy pałasza/ hasłem wszystkich zgoda będzie/ i ojczyzna nasza/

(5) Już tam ojciec do swej Basi/ mówi zapłakany/ +słuchaj jeno, pono nasi/ biją w tarabany+/

(6) Na to wszystkich jedne głosy:/ +Dosyć tej niewoli/ mamy Racławickie Kosy/ Kościuszkę, Bóg pozwoli+”(tekst wg rękopisu Wybickiego).

Po I wojnie światowej pieśń została uznana za hymn odrodzonej Polski, jednak nie znalazło to odzwierciedlenia w Konstytucji marcowej z 1921 r.

22 marca 1921 roku minister spraw wojskowych gen. Kazimierz Sosnkowski wydał rozkaz nr 221, który bezpośrednio poleca oddawanie honorów przy odgrywaniu „Mazurka Dąbrowskiego” i hymnów państw sprzymierzonych. „Zrównuje on przez to Mazurka z hymnami narodowymi innych krajów. Rozkaz dotyka jednak jedynie osób wojskowych, a nie dotyczy cywilów” – wyjaśniono na stronie Biura Programu „Niepodległa”.

Zarządzenia sankcjonujące wspomniany wybór pod względem prawnym zostały wydane dopiero w drugiej połowie lat dwudziestych XX w.

15 października 1926 r. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego uznało wspomnianą pieśń za obowiązkową do śpiewania w szkołach.

Po czterech miesiącach, okólnikiem z 26 lutego 1927 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło „Mazurek Dąbrowskiego” hymnem narodowym. 2 kwietnia 1927 r. dołączono do hymnu nuty i oficjalnie uznano jego harmonizację, której dokonał kompozytor i dyrygent Feliks Konopasek.

Zagadkowe losy rękopisu „Mazurka Dąbrowskiego”

Niewyjaśnioną do dziś zagadką pozostaje miejsce przechowywania oryginalnego rękopisu „Mazurka…”. Przez wiele lat pozostawał on w posiadaniu potomków Józefa Wybickiego. Prawnuk autora Edward Rożnowski sporządził z owego rękopisu pieśni 24 faksymile i przekazał je do ważniejszych bibliotek w kraju. W 1944 r. Johannes von Rożnowski (wnuk Edwarda, urodzony z matki Niemki) zdeponował rodzinne archiwum w banku w Berlinie. Gdy stolica Niemiec została zdobyta przez Rosjan archiwalia wywieziono do Związku Radzieckiego, gdzie trop się urywa. Nie można jednak wykluczyć, że oryginalny zapis polskiego hymnu narodowego do dziś pozostaje na terenie Rosji.

Organizatorami obchodów 78. rocznicy wyzwolenia Ankony przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego oraz 225. rocznicy powstania Mazurka Dąbrowskiego są: Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Ambasada RP w Rzymie oraz Konsulat Generalny RP w Mediolanie.

Znadniemna.pl za PAP/Katarzyna Krzykowska z Reggio Emilia

W Reggio Emilia, miejscu, w którym w 1797 r. poeta Józef Wybicki napisał "Pieśń Legionów Polskich we Włoszech", nazwaną na cześć gen. Jana Henryka Dąbrowskiego "Mazurkiem Dąbrowskiego", delegacja z Polski upamiętniła 225-lecie powstania pieśni. Odegrano m.in. pierwowzór "Mazurka Dąbrowskiego" z 1800 roku. Od niedzieli we Włoszech

Na 15 dni aresztu skazany został 18 lipca br. salwatorianin ks. Andrzej Waszczuk. Proces odbył się za zamkniętymi drzwiami – pisze niezależny białoruski portal Nasza Niwa.

Kapłana zatrzymano w piątek, 16 lipca, a po doprowadzeniu na milicję wręczono mu protokół o wszczęciu postępowania z artykułu kodeksu wykroczeń dotyczącego „naruszenia zasad organizacji lub przebiegu imprez masowych”.

Nie wiadomo o jakie wydarzenie konkretnie chodzi, ale możliwe, że duchownemu zarzucono noszenie na twarzy maski , w której zamieścił zdjęcie na portalu społecznościowym.

Na masce widnieje napis”A country for life”. Takim hasłem posługiwał się sztab wyborczy kandydatki na prezydenta Białorusi Swiatłany Cichanouskiej, która w 2020 roku startowała w wyborach przeciwko rządzącemu dyktatorowi Aleksandrowi Łukaszence.

To kolejny ksiądz aresztowany na Białorusi

Ks. Andrzej Waszczuk to kolejny duchowny prześladowany w ostatnim czasie – przypomina portal zerkalo.io. 8 lipca za udostępnianie na Facebooku publikacji „ekstremistycznych mediów” na grzywnę w wysokości 640 rubli (ponad 1200 zł) skazano księdza Eugeniusza Uczkuronisa ze Smorgoń.

W maju – również „za ekstremizm” grzywną ukarano proboszcza Andrzeja Bulczaka z Postaw. Duchowny pochodzący z Polski miał oświadczyć, że zapłaci, „ale Ukrainie”. Wkrótce potem wyjechał do polski.

W marcu na sześć dni aresztu skazano katolickiego księdza z Łyntup. Ks. Aleksander Baran ucierpiał za to, ze umieścił na swoim profilu w serwisie społecznościowym biało-czerwono-biały narodowy sztandar Białorusi i flagę Ukrainy.

Z kolei za profilową naklejkę z napisem „Ukraino, wybacz” w marcu skazano na 1600 rubli grzywny grekokatolickiego duchownego z Mohylewa Wasila Jagorawa.

Białoruskie władze tłumią wszelką publiczną krytykę Łukaszenki i jego reżimu. Liczba więźniów politycznych rośnie z tygodnia na tydzień. Białoruskie Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna” liczbę więźniów politycznych szacuje na 1.260 osób.

Znadniemna.pl za KAI

Na 15 dni aresztu skazany został 18 lipca br. salwatorianin ks. Andrzej Waszczuk. Proces odbył się za zamkniętymi drzwiami – pisze niezależny białoruski portal Nasza Niwa. Kapłana zatrzymano w piątek, 16 lipca, a po doprowadzeniu na milicję wręczono mu protokół o wszczęciu postępowania z artykułu kodeksu

Rozmowa z polskim politologiem, historykiem, prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego Zdzisławem Julianem Winnickim, prezesem Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Panie Profesorze, Straż Mogił Polskich na Wschodzie powstała w 1990 roku, a kiedy powstał pierwszy krzyż na Białorusi?

Nowiki

– Pierwszy krzyż był ustawiony w 1991 roku w Nowikach k. Sopoćkiń na miejscu śmierci gen. J. Olszyny-Wilczyńskiego. W tym samym roku był ustawiony krzyż w Niecieczy k. Lidy, w Kuropatach, dwa krzyże w Naczy k. Lidy i w Wawiórce w miejscu mogiły „Ponurego”. A w 1993 roku postawiliśmy krzyż w polnym jarze – w hołdzie żołnierzom Oddziałów Samoobrony Czynnej Ziemi Wileńskiej AK.

Kuropaty

Nieciecz

Nacza

Wawiórka

Który teraz zbezczeszczono przez władze białoruskie, zaorano mogiłę zbiorową około 40 żołnierzy Armii Krajowej Samoobrony Ziemi Wileńskiej

– Tak, zbezczeszczono krzyż Straży Mogił Polskich na Wschodzie. Ten akt bestialskiego, barbarzyńskiego wandalizmu miał miejsce w wiosce Kaczyce niedaleko wioski Rowiny w rejonie Korelicze, w dawnym powiecie nowogródzkim.

Czy może Pan Profesor opowiedzieć, jak powstawał ten krzyż?

– Ów krzyż osobiście ustawiałem z przyjaciółmi w obecności świadków strasznej bitwy mającej tam miejsce w styczniu 1945 roku. Ten krzyż – z tego, co mi wiadomo – był już wcześniej częściowo przemalowywany. Tak symbolicznie bezczeszczony. Ale tym razem już całkowicie zniszczono miejsce, w którym zginęło kilkudziesięciu żołnierzy zgrupowania „Tura”. To był ostatni dowódca oddziału Związku Walki Czynnej Ziemi Wileńskiej. Żołnierze tego oddziału przechodzili do Puszczy Nalibockiej. Pod Kaczycami – Rowinami dostali się w obławę całego pułku NKWD. W warunkach srogiej zimy (były ponad półmetrowe zaspy śniegu) nie byli w stanie się obronić. Zostali wybici. Częściowo dobici. A reszta została aresztowana.

Krzyż został usytuowany po dokładnym rozpoznaniu przez naszą ekipę – Straż Mogił Polskich – wśród ludności Kaczyc. Znalazł się człowiek, który doskonale pamiętał z opowieści rodziców, gdzie to było, i on wskazał nam to miejsce. Był to prawosławny Białorusin, który bardzo życzliwie się odniósł do naszej idei, i w tym miejscu ten krzyż ustawiliśmy w obecności członków oddziału ZPB w Nowogródku na czele z ówczesną prezeską śp. Zofią Boradyn. Zebrało się kilka osób ze wsi Kaczyce. Było piękne lato, był ksiądz proboszcz z Korelicz. Uroczystość była skromna, ale bardzo podniosła i wzruszająca.

A teraz ten grób jest zaorany…

– To jest barbarzyństwo. Nawet wrogów traktuje się z szacunkiem. Taka jest nasza wiara, nasze przekonanie. Tutaj takiego szacunku kompletnie zabrakło, a jeszcze dodatkowo miało to charakter zbezczeszczenia w sposób barbarzyński. Bestialskie ataki na polskie miejsca pamięci na Białorusi to groźny precedens.

To samo odbyło się w Mikuliszkach

Mikuliszki

– Sprawa cmentarza AK-owskiego w Mikuliszkach to barbarzyński ruch wobec naszych kombatantów – resztek żołnierzy Armii Krajowej. To jest wulgarne „splunięcie w twarz” Polsce. Od momentu, gdy zaczęły się aresztowania wśród działaczy Związku Polaków na Białorusi, a w szczególności, gdy osadzono w więzieniu Andrzeja Poczobuta, zarzucono Polakom na Białorusi, że gloryfikują tych, którzy stosowali „ludobójczą praktykę” wobec Białorusi. A miano na myśli żołnierzy Armii Krajowej walczących z Niemcami, Litwinami i z sowiecką partyzantką, która – oczywiście – prowokowała te zajścia. I z tego, co na pewno wiemy, od mniej więcej roku w białoruskich archiwach urzędują nie historycy, ale prokuratorzy, którzy poszukują rzekomych dowodów na to, że Armia Krajowa celowo niszczyła ludność białoruską.

Na razie nie znamy żadnych szczegółów co do sprawców tego ohydnego zdarzenia. Nie wiemy nic o nich. Ale wiemy, jaka jest praktyka! Istnieje przekonanie graniczące z pewnością, że nastąpiło to na skutek dyrektywy politycznej. Dyrektywy administracji państwowej. Ze szczególnym uwzględnieniem jednostek służb specjalnych, w tym KGB. Podejrzewamy sprawców tych okropnych rzeczy o przynależność do tych organów. Niemniej jestem przekonany, że akcja w Mikuliszkach miała charakter pewnego precedensu: próby zastraszenia, a jednocześnie pokazania Polsce, że bez zgody władz białoruskich nic tutaj nie będzie robione. Polskość nie będzie eksponowana, ani czczona!

W Wołkowysku przy ul. Sienkiewicza też zniszczono polskie miejsce pamięci

Wołkowysk

– Tam też krzyż ustawiałem, w miejscu, gdzie wg dokładnych danych świadków zdarzenia rozstrzelano grupę młodych łączników Armii Krajowej, z których jeden w czasie tego mordu głośno krzyczał „Nazywam się Gienikier, nazywam się Gienikier!” To nam opowiedziała pani, która słyszała to od osoby, która z kolei to słyszała. Przy naszym krzyżu stanął pomnik ufundowany przez miejscowy oddział ZPB. Dzisiaj wszystko to w sposób barbarzyński jest niszczone i hańbione.

Wtedy prezesem ZPB w Wołkowysku była pani Anna Sadowska?

– Dokładnie Anna Sadowska, która wiele lat z nami współpracowała.

Jak przebiegała tamta współpraca?

– Nie było żadnych problemów. Współpraca przebiegała doskonale. Anna Sadowska była świetnym prezesem ZPB, zabiegała też w inwestycje w postaci szkoły polskojęzycznej w Wołkowysku, co się pięknie udało. A poza tym z panią Sadowską już jako nie tylko Straż Mogił Polskich, ale także Oddział Dolnośląski „Wspólnoty Polskiej” organizowaliśmy wydarzenie, które było bardzo głośne w środowisku polskim na Białorusi, mianowicie – wymyśliliśmy coś w rodzaju Dni Kultury Polskiej w Wołkowysku. Polegały one na tym, że przywoziliśmy wykładowców, plansze, wystawy do pokazania, urządzaliśmy wystawy książek, które potem przekazywaliśmy bibliotece ZPB. Odbywało się to bardzo przyjaźnie, elegancko, z udziałem ówczesnego mera miasta, który nie miał nic przeciwko tej naszej pracy i udostępniał Dom Kultury w centrum miasta. Odbywało się to kilkakrotnie. W czasie jednej z akcji przywiozłem nawet na to miejsce dzisiaj już śp. Janusza Zakrzeńskiego, znakomitego aktora polskiego (zginął 10 kwietnia 2010 w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem – aut.), który dał przepiękny recital na deskach sceny Domu Kultury.

Teraz możemy tylko wspominać o tamtych czasach, chociaż nie były łatwe. A współpraca w Iwieńcu z panią Teresą Sobol? Czy była owocna?

Iwieniec

– Oczywiście że była. W ramach również Straży Mogił Polskich na Wschodzie ustaliliśmy, że Iwieniec był pierwszym miastem na terenie okupowanej Polski, w którym odbyło się powstanie w lipcu 1943 roku. W tym powstaniu miejscowe oddziały AK zajęły miasto, zlikwidowały duży garnizon niemiecki i uformowały zgrupowanie stołpecko-nalibockie Armii Krajowej. I nasza pierwsza wizyta w Iwieńcu polegała na tym, że ustawiliśmy również krzyż Straży Mogił Polskich, ale nie na mogile, tylko w hołdzie powstańcom iwienieckim na dziedzińcu tzw. Czerwonego kościoła.

Od tego czasu również w Iwieńcu organizowaliśmy na wzór tego, co robiliśmy w Wołkowysku, Dni Kultury Polskiej. Bardzo elegancko i miło to wspominamy, bo współpraca z ówczesnymi władzami miasta Iwieńca w tym zakresie była bardzo dobra. Te Dni polegały również na tym, że wygłaszaliśmy stosowne prelekcje, a nawet, co było ewenementem, wyświetliliśmy tam film – „Potop”. To był pierwszy od 1939 roku pokaz filmu polskiego w Iwieńcu. Później okazało się, że tych miejsc pamięci, szacunku, chwały naszej w okolicach Puszczy Nalibockiej jest więcej, ustawiliśmy tam jeszcze dwa krzyże, między innymi w Koźlikach.

Ile było na Białorusi krzyży Straży Mogił Polskich?

– Czterdzieści. I dwie kapliczki, jedna w Kodziołcach pod Grodnem, druga w Wojdagach koło Woronowa.

W rozmowie z dziennikarzem Niezalezna.pl Pan Profesor powiedział, że w przypadku Mikuliszek, gdyby wciągnięto tę zbiorową mogiłę do rejestru cmentarzy wojennych, byłaby ona w szczególny sposób chroniona, przynajmniej formalnie.

– Przez prawo międzynarodowe. Przy czym dokładnie nie wiem, czy ona była wciągnięta, czy nie, ale niemniej przecież ta mogiła, ten pomnik to funkcjonowało przez dwadzieścia lat, przez nieprzeszkadzanie w czasie budowy, porządkowania, to miejsce było już uświęcone, utrwalone i miało swoją postać. Tak czy owak to dwudziestoletnie funkcjonowanie tego faktycznie cmentarza wojennego uprawomocniło te mogiły.

A białoruski resort twierdzi, powołując się na miejscowe władze, że „wojennych pochowań i pochowań zagranicznych wojskowych nie zarejestrowano” na tym terytorium.

– Należałoby to sprawdzić, lecz nie powiedzą nam prawdy.

Właśnie w rozmowie z Niezalezna.pl Pan Profesor powiedział w związku z wojną na Ukrainie: propaganda wojenna jest taka, że pokazuje się tylko to, co się chce pokazać. Myślę, że to samo można powiedzieć o sytuacji na Białorusi.

– Zgadzam się.

W tej samej rozmowie Pan Profesor opowiadał, że zniszczenie polskich miejsc pamięci miało miejsce i wcześniej – w swoim czasie, też na Grodzieńszczyźnie, postawiono krzyże żołnierzom i oficerom Armii Krajowej i te krzyże zostały w nocy spiłowane. Kiedy to było?

– W 2013 roku (w 64. rocznicę śmierci bohatera 12 maja 2013 roku, z inicjatywy Fundacji Wolność i Demokracja oraz Związku Polaków na Białorusi, w miejscowości Raczkowszczyzna – red.). To była głośna sprawa. Chodziło o krzyż poświęcony porucznikowi „Olechowi”. To był porucznik Anatol Radziwonik, który do 1949 roku organizował opór przeciwko Sowietom. Był to bardzo ciekawy człowiek, bo był to rezerwowy oficer Wojska Polskiego, Białorusin prawosławnego wyznania, ale Polak w duszy.

Msza polowa w Raczkowszczyźnie

Już w październiku ubiegłego roku na nagrobkach w Kaczycach zauważono ślady wandalizmu: zostały oblane czarną farbą lub bitumem. Czy można było wtedy przewidzieć, że mogiła będzie całkiem zniszczona?

Kaczyce

– Nie, to było nie do wyobrażenia. Przecież takie odruchy nacjonalistów lub bolszewików zdarzają się, ludzie złej wiary i niewłaściwego szacunku do zmarłych są wszędzie, nie tylko na Białorusi. Natomiast takie odniesienie się w sposób negatywny do pomnika nie sugerowało, że pomnik będzie zniszczony w sposób urzędowy, że szczątki będą zaorane.

W Jodkiewiczach wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły 1918-1920, to już nie AK. Skąd takie czyny?

Jodkiewicze

– Tego przypadku dokładnie nie znam. To jest coś w rodzaju stałego kompleksu polskiego, który na Białorusi funkcjonuje jako kompleks takiej mentalności sowieckiej, ale czasami też białorusko-nacjonalistycznej. W związku z czym to jest takie pohańbienie i poniżenie polskości, która ciągle jak się okazuje dla władz białoruskich jest nie do przyjęcia że w ogóle istnieje.

Zbezczeszczenie mogił polskich odbyło się przed obchodami 78. rocznicy operacji „Ostra Brama”. Jak Pan Profesor myśli, czy może to być związane i zorganizowane właśnie z powodu tej rocznicy?

– Podejrzewam, że tak. Przecież w operacji „Ostra Brama” obok brygad wileńskich Armii Krajowej uczestniczyły bataliony AK głównie z Nowogródczyzny. I podejrzewam, że korelacja daty haniebnym czynem mogła być związana. Po prostu chciano dać do zrozumienia: wy możecie tu sobie swoje idee, pamięć, bohaterstwo czcić, a my wam pokażemy, że to nie jest wasze miejsce.

Faktycznie teraz przepisuje się historia nawet od czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego.

– Zgadza się.

Czym to grozi, Panie Profesorze?

– Grozi to czymś w rodzaju zakłamania świadomości społecznej, a z drugiej strony – nastawianiem negatywnym jednej części społeczeństwa do drugiej, czyli inaczej mówiąc działa się w celu wykopania jeszcze większej jamy pomiędzy polskim i białoruskim narodami.

13 lipca dziennikarka Kaciaryna Andrejewa po prawie dwóch latach więzienia dostała kolejny wyrok – ponad 8 lat więzienia – za „zdradę stanu”. Jak Pan myśli, czy to może być związane z tym, że współpracowała z nadającym z Polski Bełsatem?

– Pewnie też. To jest takie ostrzeżenie: nie pracujcie z nimi, nie przeciwstawiajcie się rządowi, reżimowi i trzymajcie się jak najdalej od Polski, inaczej będzie z wami to, co z panią Katarzyną.

Rozmawialiśmy rok temu z Panem Profesorem o losach Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Jak Pan uważa, czy ich sprawa też skończy się takimi okrutnymi wyrokami?

– Mam nadzieję, że nie. To jest nieco inna sytuacja. Wyrok, który pani przypomniała, to jest wyrok dla obywatelki Białorusi – Białorusinki. Natomiast Andżelika jak i Andrzej są ludźmi, o których stara się dbać państwo polskie. Pewnie jakieś działania nadal są prowadzone, ale to jest sprawa na tyle delikatna, że są nieujawniane. Miejmy nadzieję, że takich wyroków nie będzie i że może żadnych wyroków nie będzie.

Miejmy nadzieję. Spodziewamy się, że wystarczy im sił i zdrowia, żeby przetrwać. A jak Pan ocenia to, co się dzieje z polską oświatą na Białorusi?

– Jak wiadomo z medialnych przekazów, polskie szkoły od września przestaną być polskimi. Zresztą, to nie były polskie szkoły. To były dwie polskojęzyczne szkoły w Grodnie i w Wołkowysku. A więc tak naprawdę białoruskie z polskim językiem wykładowym. Ale od nowego roku szkolnego język polski w tych szkołach będzie zlikwidowany. W zamian wprowadzony zostanie język rosyjski obejmujący całość nauczania. A tak zwane fakultatywy, czyli polskie klasy w rozmaitych szkołach w miejscowościach zamieszkałych w dużej liczbie przez Polaków – na przykład w rejonie lidzkim, a nawet w Mińsku – też będą usunięte. Czyli nauczanie w języku polskim zostanie całkowicie zlikwidowane!

Jak Pan Profesor ocenia zarządzenie przez prezydenta Łukaszenkę ruchu bezwizowego na granicy polsko–białoruskiej. Co to właściwie znaczy? Jaki jest prawdziwy stosunek władz białoruskich do Polski?

– Stosunek władz białoruskich do Polski jest niezmiennie negatywny. W szczególności niezmiennie negatywny do mniejszości polskiej na Białorusi oraz do wszelkich przejawów polskiej aktywności i pamięci historycznej, która na tych ziemiach występuje niemal co krok. I nie stoi z tym w sprzeczności fakt, że Łukaszenka pokazuje, iż otwiera granice. Po prostu Białoruś czerpie z tego duże korzyści turystyczne.

W rozmowie z Niezalezna.pl Pan Profesor powiedział, że: „oddziały ZPB, których jest ponad sto, funkcjonują teraz na zasadzie towarzyskiej i bardzo – można powiedzieć – ostrożnie. W tej chwili jest to raczej działalność rodzinno-koleżeńsko-towarzyska, a nie pełnowymiarowa działalność społeczno-kulturalna. Tak że rodacy czekają na „odwilż”. I jestem głęboko przekonany, że jak tylko taka „odwilż” nastąpi, Związek Polaków na Białorusi odrodzi się. Skąd taka pewność?

– Można powiedzieć, że nasi rodacy funkcjonują w pewnym „zahibernowaniu”. Mimo formalnej likwidacji przez państwo białoruskie wciąż jest bardzo wiele oddziałów Związku Polaków na Białorusi. Związek Polaków na pewno się odrodzi, bo są Polacy, a tam, gdzie są Polacy, tam będzie odrodzenie polskie, choć może nie w takim zakresie, jak to sobie wyobrażaliśmy dwadzieścia lat temu. Polskość w duszy, polskość w pamięci pozostaje, a jednocześnie represje powodują, że ludzie utwierdzają się w swojej tożsamości i zapewne w momencie, gdy nastąpi odwilż, Związek Polaków też z tej zmarzliny powstanie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Tyszkiewicz z Wrocławia

Rozmowa z polskim politologiem, historykiem, prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego Zdzisławem Julianem Winnickim, prezesem Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Panie Profesorze, Straż Mogił Polskich na Wschodzie powstała w 1990 roku, a kiedy powstał pierwszy krzyż na Białorusi? [caption id="attachment_6096" align="alignnone" width="500"] Nowiki[/caption] - Pierwszy krzyż był ustawiony w 1991

W nawiązaniu do publikacji pt. „Tajemnica szczątków ostatniego króla Polski wciąż nie wyjaśniona” z dnia 16 lipca 2022 roku publikujemy artykuł dyrektor Instytutu Polskiego w Petersburgu Ewy Ziółkowskiej, opublikowany przez portal Polonika.pl, i opowiadający o losach szczątków ostatniego polskiego monarchy ze szczególnym uwzględnieniem petersburskiego okresu:

Ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski, po swojej abdykacji i po śmierci carycy Katarzyny II, został…zaproszony do Petersburga przez jej syna i następcę, Pawła I. Ostatnie miesiące życia monarcha spędził w stolicy Rosji, przy cesarskim dworze. Życie zakończył 1 (12) lutego 1798 r. w swojej petersburskiej siedzibie ‒ Pałacu Marmurowym. Miejscem jego ostatniego spoczynku przez 140 lat była krypta w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej przy Newskim Prospekcie.

Kościół św. Katarzyny fot. Ewa Ziółkowska

Królewski pochówek

Car Paweł I zarządził ceremonię pogrzebową godną koronowanej głowy. Ciało zmarłego zabalsamowano. Rosyjski imperator osobiście włożył zmarłemu na głowę złotą koronę, zrobioną w Moskwie specjalnie na tę okazję. Ogłoszono czterotygodniową żałobę, 5 marca nastąpiło przeniesienie zwłok z pałacu do kościoła św. Katarzyny. Autorem dekoracji kościoła i katafalku był architekt Vincenzo Brenna. W trakcie 3-dniowych uroczystości zabrzmiało requiem es-moll „Missa pro defunctis” Józefa Kozłowskiego. Trumnę spuszczono do krypty, którą zakryto kamienną płytą z inskrypcją:

STANISLAUS AUGUSTUS/ REX POLONIAE MAGNUS DUX LITHUANIAE/ INSIGNE DOCUMENTUM UTRIUSQUE FORTUNAE/ PROSPERAM SAPIENTER DIVERSAM FORTITER TULIT/ OBIIT PETROPOLI KAL. FEBR. MDCCXCVIII./ NATUS ANNOS LXVI/ PAULUS I AUTOCRATOR/ ET IMPERATOR TOTIUS RUSSIAE/ AMICO ET HOSPITI/ POSUIT

[Stanisław August/ Król Polski Wielki Książę Litewski/ wymowny przykład zmienności losu/ pomyślny rozumnie, przeciwny mężnie znosił/ Zmarł w Petersburgu 1 lutego 1798/ w 66 roku życia/ Paweł I Samodzierżca/ i cesarz Wszechrosji/ przyjacielowi i gościowi/ położył.]

Kościół św. Katarzyny-rycina XIX w.

Wkrótce napis uległ zatarciu. W 1821 r. umieszczono nową płytę ze zmienionym tekstem, ufundowaną przez metropolitę mohylewskiego abp. Stanisława Siestrzeńcewicza. Z czasem, jeszcze w XIX stuleciu, ponownie wymieniono płytę, przywracając pierwotny napis. Fragment tej ostatniej płyty zachował się do dziś.

XX-wieczne losy szczątków królewskich

W 1938 r. Konsulat RP w Leningradzie został powiadomiony o zamknięciu kościoła św. Katarzyny i możliwości zabrania królewskich szczątków. Placówka była zobowiązana załatwić formalności związane z zabraniem historycznej trumny z krypty i wyekspediowaniem do Polski. Konsulowie dopełnili wszystkich niezbędnych procedur: komisyjnego otwarcia krypty, umieszczenia szczątków w nowych trumnach, metalowej i drewnianej, zaplombowania, uroczystego pożegnania w świątyni i transportu na dworzec kolejowy. W tej sprawie zachowały się dwa tajne raporty z 27 czerwca i 5 lipca 1938 r., podpisane przez konsula RP Eugeniusza Weesego, z których m.in. dowiadujemy się, że „… szczątki królewskie, wraz z dolną częścią pierwotnej trumny, zostały złożone w skrzyni metalowej, poczem dokonano oględzin sanitarnych i celnych. Stwierdzono przy tem, że korona królewska jest zachowana doskonale; próby przeprowadzone na miejscu przy zastosowaniu kwasu siarczanego wskazują na to, iż jest to korona złota. W związku z tem przedstawiciele sowieccy zasiągnęli dodatkowych informacyj, czy można tę koronę wysłać do Polski. Po skomunikowaniu się telefonicznem z Moskwą, przyszła odpowiedź pozytywna. Umieszczono więc koronę u wezgłowia trumny. Przy oględzinach szczątków stwierdzono, iż z ciała i kości pozostały wyłącznie popioły, a tylko materia i brokaty zachowały się dotychczas. Należy to tłumaczyć tem, iż podczas powodzi, które miały miejsce w międzyczasie, sklepienia kościelne były zalewane wodą, co przyśpieszyło proces rozkładu ciała i kości…”.

Krypta królewska fot. Ewa Ziółkowska

Ołowianą trumnę ze szczątkami Stanisława Augusta oraz dwie urny zawierające serce i wnętrzności króla odesłano do miejsca jego urodzenia – Wołczyna k. Brześcia (woj. poleskie) i złożono w kościelnej krypcie. Po 17 września 1939 r. grób Stanisława Augusta ponownie znalazł się w granicach ZSRS. W 1995 r. trumna ze sprowadzonymi z Białorusi resztkami królewskiego pochówku spoczęła w podziemiach Archikatedry Warszawskiej.

Prace remontowe i konserwatorskie w krypcie

Tymczasem w Petersburgu podczas rekonstrukcji kościoła św. Katarzyny w latach 90. XX w. zajęto się także kryptą królewską. Po usunięciu 80-centymetrowej warstwy gruzu pozostała pusta piwnica i nad nią – uszkodzona płyta inskrypcyjna w posadzce kościoła. Grupą rosyjskich konserwatorów przez kilka lat kierowała dr Romualda Hankowska, historyk sztuki i konserwator zabytków. Dzięki przeprowadzonej przez nią kwerendzie w archiwach Moskwy i Petersburga światło dzienne ujrzały nieznane dotąd materiały, m.in. O pochowaniu w Petersburgu króla polskiego Stanisława oraz Regestr rzeczy wziętych dla ubrania J.K.M-ci po śmierci w miesiącu Februaryi 1798. Ten ostatni dokument podaje, w co ubrany został król po śmierci. Wyjaśnia także sprawę orderów. Nie potwierdza, jak podaje wiele opracowań, że króla pochowano z orderem Orła Białego, wymienia natomiast dwa ordery rosyjskie: św. Andrzeja i św. Aleksandra Newskiego.

Krypta królewska fot. Ewa Ziółkowska

Prace w krypcie objęły m.in.: oczyszczenie ścian i sklepienia, osuszenie pomieszczenia, zamontowanie kraty przy wejściu i zainstalowanie oświetlenia. Aby wydzielić pierwotną kryptę królewską, w miejscu dawnej ściany działowej osadzono ozdobną kratę z tarczą ze złoconym monogramem królewskim. Za nią położono ocalały fragment płyty inskrypcyjnej. W kościele umieszczono marmurową tablicę informacyjną, po polsku i rosyjsku.

Krypta królewska, lata 90. XX w.

Zachowana część historycznej płyty fot. Ewa Ziółkowska

Replika krypty królewskiej fot. Ewa Ziółkowska

Z czasem w krypcie zawieszono portret Stanisława Augusta pędzla prof. Wojciecha Kurpika z warszawskiej ASP oraz urządzono niewielką wystawę poświęconą królowi i miejscom jego ostatniego spoczynku. W świątyni, przy wejściu do zakrystii, w otworze w posadzce przez lata przykrytym prowizorycznie, zamontowana została w 2018 r. replika historycznej płyty.

Tablica w kościele fot. Ewa Ziółkowska

W podziemiach kościoła św. Katarzyny złożono także trumienkę z kilkoma kosteczkami króla Stanisława Leszczyńskiego, wywiezionymi po rewolucji francuskiej z Nancy do Warszawy i przekazanymi Towarzystwu Przyjaciół Nauk. Zrabowane przez Rosjan po powstaniu listopadowym, trafiły do Cesarskiej Biblioteki Publicznej w Petersburgu. Dzięki staraniom środowisk polonijnych, w 1857 r. złożono je w krypcie królewskiej. Wróciły do Polski w 1922 r. Taki to tragiczny los spotkał dwóch Stanisławów, zmarłych na obczyźnie polskich monarchów wygnańców – jak podaje legenda – ponoć dlatego, że koronowani byli nie na Wawelu a w Warszawie.

Ewa Ziółkowska/polonika.pl

Znadniemna.pl

W nawiązaniu do publikacji pt. "Tajemnica szczątków ostatniego króla Polski wciąż nie wyjaśniona" z dnia 16 lipca 2022 roku publikujemy artykuł dyrektor Instytutu Polskiego w Petersburgu Ewy Ziółkowskiej, opublikowany przez portal Polonika.pl, i opowiadający o losach szczątków ostatniego polskiego monarchy ze szczególnym uwzględnieniem petersburskiego okresu: Ostatni

14 lipca minęła 84. rocznica tajnego pogrzebu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w Wołczynie. Ostatni polski monarcha był postacią kontrowersyjną. Takie same po śmierci monarchy okazały się losy jego szczątków, które trzykrotnie zmieniały lokalizację i wciąż być może czekają na godny pochówek.

Giovanni Battista Lampi. Król Stanisław August Poniatowski

Fragment portretu Stanisława Augusta z klepsydrą. Dzieło Marcello Bacciarellego z 1793 r. Obraz powstał na dwa lata przed abdykacją i pięć przed śmiercią króla. Obraz w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Fot.: Jerzy S. Majewski

Warszawa. Muzeum Narodowe. Giovanni Battista Lampi. Portret Stanisława Augusta Poniatowskiego z roku 1790. Fot.: Jerzy S. Majewski

We wsi Wołczyn w województwie poleskim II Rzeczypospolitej Polskiej (obecnie w obwodzie brzeskim na Białorusi), w tajemnicy przed opinią publiczną, 14 lipca 1938 roku, w krypcie miejscowego kościoła, pochowano przekazane przez bolszewików szczątki ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Wołczyn. Odbudowywany obecnie kościół św. Trójcy. To tutaj w roku 1938 złożono trumnę oraz dwie urny ze szczątkami króla Stanisława Augusta. Fot. Iness Todryk-Pisalnik

Kościół w Wołczynie to świątynia, którą ufundował władający wsią ojciec przyszłego króla – Stanisław Poniatowski. Urodzony 17 stycznia 1732 roku w Wołczynie mały Stanisław August został w tej świątyni ochrzczony.

Wołczyn. Kościół św. Trójcy w 1938 r. Widok od strony bramy. Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Wołczyn. Kościół św. Trójcy. Zakratowane i częściowo zamurowane okno, za którym latem 1938 r. złożono trumnę ze szczątkami Stanisława Augusta. Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wołczyn. Kościół św. Trójcy. Fragment księgi metrykalnej z metryką Stanisława Augusta. Zdjęcie z 1938 r. Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Siedziba urzędu gminy w Wołczynie. Przed nim stoi wójt Władysław Melcher. W lipcu 1938 r. musiał podpisać dokument przyjęcia do Wołczyna trumny z prochami królewskimi. Władze sanacyjne zobowiązały go do milczenia. Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Premier Felicjan Sławoj Składkowski drugi od lewej i obok prezydent Ignacy Mościcki. Obaj z „gospodarską” wizytą w Państwowych Zakładach Optycznych. To premier z prezydentem zdecydowali o haniebnym, potajemnych pochowaniu Stanisława Augusta w Wołczynie w roku 1938. Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pogrzeb w Wołczynie był drugim z trzech pogrzebów ostatniego polskiego monarchy.

Pierwszy miał miejsce w Petersburgu w kościele katolickim pw. Św. Katarzyny tuż po śmierci Stanisława Augusta 12 lutego 1798 roku.

Szczątki króla po upadku Imperium Rosyjskiego i przewrocie październikowym 1917 roku trafiły w ręce bolszewików.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości władze w Warszawie, negatywnie oceniające postać Stanisława Augusta, nie upominały się o sprowadzenie jego prochów do Polski. Nie podnosiły tej kwestii nawet w trakcie zawierania pokoju z Sowietami w 1921 roku po wojnie polsko-bolszewickiej.

Trzeci pogrzeb Stanisława Augusta Poniatowskiego to już historia prawie współczesna. W 1989 roku, kiedy w Polsce już nie rządzili komuniści, a na Białorusi aktywnie odradzała się tożsamość narodowa Białorusinów, szczątki polskiego króla zostały w Wołczynie ekshumowane. Były to jednak spróchniałe już resztki ciała, fragmenty szat i trumny, które przewieziono na Zamek Królewski w Warszawie, po czym w 1995 roku szczątki króla złożono w krypcie archikatedry św. Jana w Warszawie.

Trzeci pogrzeb mógł jednak nie być pogrzebem wszystkich szczątków Stanisława Augusta. Według legendy, wciąż opowiadanej przez mieszkańców Wołczyna część szczątków pozostała na Białorusi w Wołczynie, w którym król się urodził. W 2012 roku pisał o tym dla gazety „Rzeczpospolita” nasz redakcyjny kolega Andrzej Pisalnik.

Proponujemy Państwu zapoznać się z reportażem z Wołczyna sprzed 10-ciu lat:

Tajemnica królewskiego grobu

Szczątki ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego prawdopodobnie wciąż spoczywają w białoruskim Wołczynie. Miejscowi nie chcą zdradzić gdzie.

– To, co panu powiem, nie spodoba się Polakom – tymi słowami próbuje uniknąć rozmowy mieszkająca w leżącej tuż przy polskiej granicy wsi Wołczyn (rejon kamieniecki obwodu brzeskiego) Halina Kaczanowska.

Pani Halina już osiem lat zajmuje się stworzeniem w rodzimym Wołczynie muzeum krajoznawczego. Ma powstać w budynku plebanii przy kościele Św. Trójcy, w którym w 1938 roku spoczęły przewiezione z petersburskiego kościoła św. Katarzyny szczątki ostatniego polskiego króla. W powojennej radzieckiej Białorusi zniknęły, by pod koniec lat 80. zostać odnalezione, a potem przewiezione do Warszawy. Tak się przynajmniej do tej pory wydawało.

W kołchozowym gabinecie

– Polacy odbudowują –mówi przejeżdżający rowerem obok stojącej w rusztowaniach świątyni mężczyzna. Na prośbę o wskazanie człowieka w Wołczynie, który najlepiej zna historię kościoła, radzi udać się do stojącego kilkaset metrów od niego domu pani Haliny. Jest przekonany, że restauracją kościoła, w którym ochrzczono i pochowano przed wojną ostatniego polskiego króla, zajmuje się ksiądz Wilk.

– To jest nazwisko dyrektora polskiej firmy, która prowadzi restaurację kościoła – poprawia Kaczanowska, gdy udaje mi się ją odnaleźć w leżącej osiem kilometrów od Wołczyna wsi Nawasiołki. Tu znajduje się administracja kołchozu, do którego obecnie należy Wołczyn.

Pani Halina, żeby nie przeszkadzać w pracy koleżankom z administracji, zaprasza mnie do wolnego gabinetu kołchozowego agronoma. – Polacy nie chcieli pochować Stanisława Augusta na Wawelu, niech więc zostanie w Wołczynie – tłumaczy Halina Kaczanowska swoją niechęć do rozmowy z polskim dziennikarzem. Gdy w 1938 roku władze radzieckie przekazały Polsce trumnę Stanisława Augusta, rząd Rzeczpospolitej nie chciał uhonorować go pogrzebem państwowym, oskarżając monarchę o przyczynienie się do rozbiorów. Trumnę złożono więc w Wołczynie.

O królu urodzonym, jak twierdzi, w miejscu, gdzie stoi dom jej matki i ona sama się urodziła, pani Halina może opowiadać godzinami. – To jedyny król, który urodził się na Białorusi i tutaj spoczął – podkreśla. Ma żal do władz białoruskich, że nie chcą wykorzystać tej okoliczności do popularyzacji Wołczyna jako miejsca pochówku ostatniego polskiego monarchy i wielkiego księcia Litwy.

Według pani Haliny dla Białorusinów, uświadamiających sobie znaczenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, jako dawnej formy białoruskiej państwowości, postać Stanisława Augusta jest niezwykle ważna.

– To może nie spodobać się Polakom, ale jestem przekonana, że nie należy zabierać zwłok Poniatowskiego z Wołczyna. Niech tu spoczywają i dusza króla wreszcie się uspokoi – mówi, podkreślając, że jako osoba wierząca jest przeciwna staraniom odnalezienia zwłok króla, który miał już trzy pogrzeby (w 1798 r. w Petersburgu, w 1938 r. w Wołczynie, w 1995 r. w Warszawie – przyp. red.).

O tym, że zwłoki Stanisława Augusta wciąż są pochowane w Wołczynie, a nie – jak się oficjalnie uważa – w warszawskiej archikatedrze, na Białorusi zrobiło się ostatnio głośno po reportażu opozycyjnej rozgłośni Europejskie Radio dla Białorusi (Euroradio). Euroradio, powołując się na białoruskiego krajoznawcę Uładzimira Bahdanaua, rozpowszechniło informację, iż „ostatni polski król wciąż jest pochowany na Białorusi”.

Zasługa Milinkiewicza

Uładzimir Bahdanau twierdzi, że po splądrowaniu w 1949 roku przez ludność Wołczyna kościelnej krypty, niejaki Antoni Protasiuk z pomocnikiem pochował szczątki króla.

Ostatni oficjalny pogrzeb Stanisława Augusta odbył się w warszawskiej archikatedrze św. Jana 14 lutego 1995 roku. Szczątki króla odnalazł jeszcze w 1987 roku w Wołczynie Aleksander Milinkiewicz, dziś znany opozycyjny białoruski polityk, a wówczas docent uniwersytetu w Grodnie.

– Wraz z przyjaciółmi znaleźliśmy fragmenty królewskich szat i obuwia – wspomina Milinkiewicz wyprawę sprzed 25 lat w rozmowie z „Rz”. Tłumaczy, iż krypta w wołczyńskim kościele i trumna króla były bardzo zniszczone, więc nie było szans na odnalezienie ciała, które, jak oficjalnie uznano, spróchniało doszczętnie. Za odnalezienie szczątków ostatniego polskiego króla Milinkiewicza i jego towarzyszy nagrodzono odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej.

– Milinkiewicz był tu, kiedy jeszcze żył Antoni Protasiuk – mówi Halina Kaczanowska. Zapewnia, iż Protasiuk, który pracował przed wojną jako stróż gminy, a w 1949 roku zebrał i pochował kości króla, wyrzucone z trumny przez miejscowych wandali, nie zdradził miejsca pochówku nawet własnemu synowi.

– Czy pani zna to miejsce?

– Znam, ale nie zdradzę – odpowiada moja rozmówczyni.

Tylko wiejska legenda?

Halina Kaczanowska nie chce ujawnić miejsca spoczynku królewskich zwłok, bo obawia się, iż zostaną przekazane Polsce. – Skoro nie chcieliście go na Wawelu w 1938 roku, niech pozostanie w ziemi, na której się urodził – powtarza, przerywając moją próbę przekonywania, że królowi należy się godny pochówek.

– Należy przekonywać tę kobietę, żeby wskazała miejsce spoczynku króla – mówi nam Aleksander Milinkiewicz. Przyznaje, iż odnalezienie zwłok stałoby się naukową sensacją.

Milinkiewicz jest przekonany, że niezależnie od tego, czy zwłoki są w Wołczynie, czy jest to tylko miejscowa legenda, we wsi, będącej miejscem narodzin ostatniego króla Polski i ostatniego wielkiego księcia litewskiego, powinien powstać memoriał Stanisława Augusta. – Z osobami koronowanymi jest podobnie jak ze świętymi, wystarczy pochować fragmenty szczątków, aby miejsce pochówku uznano za oficjalne miejsce spoczynku takiej osoby – mówi Milinkiewicz. Jego zdaniem memorialny grób monarchy w Wołczynie stałby się atrakcją turystyczną numer jeden w obwodzie brzeskim.

Inne spojrzenie na historię

– Jeszcze kilkanaście lat temu twierdziłbym, że na Białorusi jest to niemożliwe, gdyż władze starają się wymazać ze świadomości Białorusinów wszystko, co jest związane ze wspólną z Polakami historią naszego narodu – mówi opozycyjny polityk. Zdaniem Milinkiewicza ostatnio sytuacja się zmieniła i, przede wszystkim ze względu na chęć rozwoju turystyki, władze mogą się zgodzić na to, aby Stanisław August miał dwa groby, jeden w Polsce, w Warszawie, a drugi na Białorusi, w Wołczynie.

– W muzeum, które budujemy za środki kołchozu, na pewno znajdzie się miejsce na memorialną ekspozycję poświęconą Stanisławowi Augustowi – proponuje swoje rozwiązanie Halina Kaczanowska i znowu przekonuje, iż jest przeciwna ekshumacji szczątków króla, bo zostaną wywiezione z Wołczyna. – Niech miejsce pochówku pozostanie tajemnicą – mówi.

Według Kaczanowskiej wystarczy, że nikt nie udowodnił, iż zwłoki Stanisława Augusta opuściły Wołczyn. A to, że, jak oficjalnie uznano w Polsce, spróchniały jeszcze w Petersburgu wskutek powodzi zalewających kryptę w kościele św. Katarzyny, jest nieprawdą – zapewnia pani Halina.

Andrzej Pisalnik/ Rzeczpospolita, 29 lipca 2012 roku

Znadniemna.pl na podstawie rp.pl

14 lipca minęła 84. rocznica tajnego pogrzebu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w Wołczynie. Ostatni polski monarcha był postacią kontrowersyjną. Takie same po śmierci monarchy okazały się losy jego szczątków, które trzykrotnie zmieniały lokalizację i wciąż być może czekają na godny pochówek. [caption id="attachment_57188" align="alignnone" width="1024"] Giovanni

Koncert Wiktora Szałkiewicza pt. „Pozdrowienia z Grodna!” odbył się 13 lipca we Wrocławiu w sali Stowarzyszenia TRATWA.

To była niezwykła podróż po miastach i miasteczkach Białorusi i Polski. Ponad dwie godziny liczna publiczność składająca się z Białorusinów i Polaków z Białorusi, którzy z powodów politycznych musieli opuścić swój kraj, śmiała się, płakała i ponownie śmiała się przez łzy razem z niesamowitym artystą.

Wiktor Szałkiewicz – aktor, poeta i bard, urodził się i wyrósł w Porozowie (Białoruś), na pograniczu kultur białoruskiej, polskiej i żydowskiej. Jego twórczość jest wyjątkowa. Można ją porównać do barometru, który bezbłędnie pokazuję kulturalną, polityczną i mentalną pogodę za wschodnią granicą Polski.

Przed koncertem wielbicieli twórczości Wiktora Szałkiewicza przywitał jego bliski przyjaciel – znany historyk, profesor nauk humanistycznych oraz profesor nadzwyczajny historii Polski na Uniwersytecie Opolskim Nikołaj Iwanow.

Siedem godzin na granicy stał Wiktor, więc jest zmęczony, ale jak zawsze pełny dobrej energii, i na pewno koncert będzie bardzo dobry, jestem absolutnie przekonany. Witamy dzisiaj niezwykłego człowieka. Jak ja bardzo często o nim mówię, jest on prawdopodobnie ostatnim piszącym po polsku wybitnym poetą na Białorusi, bo część jego twórczości jest w języku polskim, ale oczywiście przede wszystkim pisze w języku białoruskim. Jest niezwykle związany z Wrocławiem, niektóre jego piosenki są zadedykowane temu miastu. Gdybym miał władzę, nadałbym mu honorowe obywatelstwo Wrocławia. Bo to człowiek, który jest swoistym pomostem pomiędzy Białorusią a Polską, Grodnem a Wrocławiem – mówił prof. Iwanow, przypominając, że teraz współpraca między Wrocławiem, a Grodnem jest zerwana, „bo o jakiej współpracy można mówić w warunkach wojny”. – Prowadziliśmy już dziesięć Festiwali Kultury Białoruskiej, w połowie tych festiwali Wiktor uczestniczył. Bardzo dużą rolę w tym odgrywał wojewoda dolnośląski (2005-2007) Krzysztof Grzelczyk, który niedawno powrócił z Kanady (Konsul generalny RP w Toronto, 2017-2021 – red.) i dziś jest z nami – zaznaczył mówca.

Sam Wiktor Szałkiewicz w słowie wstępnym uprzedził, że wieczór będzie białorusko-polski, chociaż kilka piosenek zabrzmiało i w języku czeskim (tłum. Zdeněk Dragoun, czeski archeolog i poeta).

– Po prostu popatrzycie na świat moimi oczami. Na prawdę od dawna, lat piętnaście, a może i dwadzieścia, jestem związany z Wrocławiem. Napisałem nawet tryptyk wrocławski, piosenką z którego zacznę koncert – rozpoczął śpiewanie artysta.

– Wiem, że wielu z was przyjechało tu nie na własne życzenie. Wielki żydowski pisarz, noblista Isaac Bashevis Singer kiedyś powiedział „Zmienić miejsce to zmienić los”. Miejcie to na uwadze. Niektórzy myśleli, że wrócą do domu za trzy miesiące, lecz niestety będziecie musieli pozostać tu na dłuższy czas – prognozował Wiktor Szałkiewicz, kontynuując muzyczno-poetycką podróż po miejscach bliskim sobie i wielbicielom swojej twórczości.

Sala Stowarzyszenia TRATWA była wypełniona po brzegi

Gdy ruszasz w wędrówkę po Grodnie z Wiktorem Szałkiewiczem, wszystko może się zdarzyć. Zaprowadził nas na dworzec kolejowy, gdzie kłębi się tłum przemytników. Do konsulatu, by spotkać się ze szczęśliwym posiadaczem Karty Polaka. Na Pahulankę – dzielnicę Grodna, gdzie rozgrywają się tragedie miłosne. Pod wieżę przeciwpożarową, przy której grodzieńskie szczury prowadzą filozoficzne dyskusje o tożsamości narodowej. Ale to była wędrówka nie tylko ulicami Grodna, lecz też Wołożyna i Chocimska. Artysta wyznał, że połowę życia spędził w pociągach, w drodze. Opisując Krakowskie Przedmieście w Warszawie, Wiktor Szałkiewicz nie mógł ominąć wspomnień o wielkim rodaku Adamie Mickiewiczu oraz Melchiorze Wańkowiczu i jego „Szczenięcych latach”. Publiczność miała możliwość usłyszeć miniaturę teatralną „Walne zebranie bohaterów narodowych” i nawet scenariusz filmu. I wrócić do Wrocławia, do już nieistniejącego kina „Lwów”, które „w godzinę nieszczęśliwych zmian przytuli duszę emigranta do swych kresowych szarych ścian”. A na wrocławskim rynku hrabia Aleksander Fredro czeka na dorożkę, która zawiezie go do Lwowa.

Piosenki Wiktora Szałkiewicza są bardzo osobiste, łączy się w nich liryka i publicystyka, sarkazm, ironia i żal po niespełnionych nadziejach. Często poruszają wzniosłe tematy, ale nie ma w nich patosu. Są wyjątkowo szczere.

W piosenkach Wiktora Szałkiewicza nie ma patosu. Są wyjątkowo szczere

Po koncercie artysta odpowiedział na kilka pytań naszego portalu:

Świetnie pan mówi po polsku. Skąd takie zamiłowanie do języka polskiego?

Bo w moim domu rozmawiano po polsku, ojciec nawet podpisywał się po polsku.

Teraz na Białorusi niszczą polskie mogiły, groby żołnierzy Armii Krajowej i nawet wcześniejsze, 1918-1920. Czy na Białorusi wiedzą o tym? Jaka jest reakcja mieszkańców na takie barbarzyństwo?

Informacja jest. To robią konkretni ludzie. Chcę uprzedzić wszystkich, kto tym się zajmuje, niszczy krzyże, niszczy mogiły – kara Boska jest nieunikniona. Tego nie wolno robić w żadnym wypadku. To znają i ludzie wierzący, i niewierzący. Martwych nie wolno zaczepiać. To nie ludzie robią – raczej diabły. W głowie się nie mieści, że jakiś traktorzysta może przyjechać i to wszystko zaorać. Nie mogę tego zrozumieć. Władza sowiecka też niszczyła to żydowskie cmentarze, to jeszcze jakieś inne, ale tak!.. Tak czynić nie wolno.

Ile będzie koncertów?

Trzy, ten jest pierwszy, drugi będzie w Warszawie, a trzeci w Krakowie.

Żyjemy w trudnych czasach. Co daje Panu siły?

Mam koleżankę, która zawsze powtarzała przysłowie – wyjścia nie ma tylko spod wieka trumny. Tak trzeba żyć. Jedyne, z czym człowiek nie potrafi dać sobie rady, to śmierć. Wszystko inne można zwyciężyć.

Wiktor Szałkiewicz jest kawalerem Orderu Uśmiechu, zdobywcą Grand Prix festiwalu „Basowiszcza 1992”, Grand Prix festiwalu „Jesień Bardów 1992”, laureatem Festiwalu Pieśni Autorskiej OPPA i zdobywcą nagrody w nominacji „Wydarzenie festiwalu”, zdobywcą Grand Prix Ogólnopolskiego Konkursu „Przybycie Bardów 2005”.

Organizatorami koncertu we Wrocławiu były: Pracownia Projektów Międzykulturowych Zajezdnia, Stowarzyszenie Białoruski Związek Solidarności i Fundacja „Za Wolność Waszą i Naszą”.

Podczas koncertu można było wesprzeć białoruskich artystów, którzy są pozbawieni możliwości zarobkowych ze względu na swoją postawę obywatelską.

14 lipca odbył się koncert Wiktora Szałkiewicz w Warszawie (Białoruski Dom w Warszawie), a dzisiaj, 15 lipca, artysta zaśpiewa w Krakowie (ul. Sławkowska 11).

Marta Tyszkiewicz z Wrocławia

Koncert Wiktora Szałkiewicza pt. "Pozdrowienia z Grodna!" odbył się 13 lipca we Wrocławiu w sali Stowarzyszenia TRATWA. To była niezwykła podróż po miastach i miasteczkach Białorusi i Polski. Ponad dwie godziny liczna publiczność składająca się z Białorusinów i Polaków z Białorusi, którzy z powodów politycznych musieli

W komentarzu dla operatora ZPB Aleksandra Romana rzecznik MSZ RP Łukasz Jsina potępił niszczenie polskich cmentarzy na Białorusi.

 Aleksander Roman/Znadniemna.pl

W komentarzu dla operatora ZPB Aleksandra Romana rzecznik MSZ RP Łukasz Jsina potępił niszczenie polskich cmentarzy na Białorusi. [video width="1280" height="720" mp4="https://glosznadniemna.pl/wp-content/uploads/2022/07/Rzecznik-Prasowy-MSZ-Lukasz-Jasina_-Ostro-potepiamy-niszczenie-polskich-cmentarzy-na-Bialorusi.mp4"][/video]  Aleksander Roman/Znadniemna.pl

W Domu Polonii w Pułtusku rozpoczęło się „Lato z Kresami 2022” w ramach Festiwalu „Kresowa Dusza” Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Zainaugurował go wernisaż wystawy malarstwa i grafiki „Grodzieńskie inspiracje” Andrzeja Filipowicza – artysty polskiego pochodzenia z Białorusi.

Kresy Wschodnie. Opiewane w literaturze, muzyce, uwieczniane w malarstwie. Dawne wschodnie pogranicze Polski, funkcjonujące w okresie międzywojennym i dawniej jako część polskiego terytorium państwowego, a obecnie stanowiące fragmenty obszarów państwowych Ukrainy, Białorusi i Litwy. Z własną specyficzną kulturą i obyczajem pielęgnowanym do dzisiaj. Jeżeli zatem lato, to tylko z Kresami, co zapewni Państwu cykl imprez organizowanych przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” w lipcu i sierpniu 2022 roku w ramach Festiwalu Kresowa Dusza w Domu Polonii w Pułtusku.

Goście wernisażu

Urodziłem się w Grodnie, moja babcia jest Polką, mieszkała w Lidzie – mówi o sobie Andrzej Filipowicz. Twórca doskonale zdaje sobie sprawę z historycznego znaczenia Grodna, przyznaje, że w swoim malarstwie sięgał po wyobrażenia z czasów Stefana Batorego, powstania styczniowego, Elizy Orzeszkowej i bardziej współczesnych.

– Czasem łapie mnie natchnienie i maluję tym, co mam pod ręką – wyznaje. I nie chce do końca wyjaśniać, dlaczego jeden z obrazów ma w tle panoramę Warszawy, a inny partyturę Chopina. – Chcę dać widzowi możliwość przeanalizowania mojego malarstwa, odkrycia czegoś dla siebie i podzielenia się swoimi odkryciami, może zadziwienia mnie czymś o czym sam nie miałem pojęcia – mówi Filipowicz.

Podczas wystawy

Filipowicz ukończył Państwowy Uniwersytet w Grodnie (Białoruś) na Wydziale Malarstwa i Rysunku. Uprawia malarstwo sztalugowe, w którym łączy różne materiały i konwencje. Poza tym artysta osiąga sukcesy w projektowaniu wnętrz, grafice oraz fotografii. Ma tez na swoim koncie zrealizowane stypendia artystyczne w Stanach Zjednoczonych i Niemczech.Wystawę można zwiedzać do 8 sierpnia w Dolnym Krużganku Domu Polonii w Pułtusku.

W ramach „Lata z Kresami 2022” w Domu Polonii w Pułtusku planowany jest wernisaż jeszcze jednego grodzieńskiego malarza o polskich korzeniach – Gennadiusza Pitski. Wystawi on swoje prace malarskie z cyklu „Anioły w obrazach”.

Znadniemna.pl za wspolnotapolska.org.pl 

W Domu Polonii w Pułtusku rozpoczęło się "Lato z Kresami 2022" w ramach Festiwalu "Kresowa Dusza" Stowarzyszenia "Wspólnota Polska". Zainaugurował go wernisaż wystawy malarstwa i grafiki "Grodzieńskie inspiracje" Andrzeja Filipowicza - artysty polskiego pochodzenia z Białorusi. Kresy Wschodnie. Opiewane w literaturze, muzyce, uwieczniane w malarstwie. Dawne

Na Białorusi regularnie niszczone są polskie cmentarze. Choć sprawcy aktów wandalizmu pozostają nieznani, to trudno wyobrazić sobie, aby działo się to bez wiedzy i zgody białoruskich władz z Aleksandrem Łukaszenką na czele – wynika z analizy Ośrodka Studiów Wschodnich.

Tak wyglądają polskie cmentarze na Białorusi

W ostatnich tygodniach doszło do niespotykanych wcześniej aktów wandalizmu na polskich cmentarzach, zlokalizowanych głównie w obwodzie grodzieńskim (m.in. w Iwiu, Bogdanach, Bobrowiczach, Jodkiewiczach, Kaczycach).

Najbardziej drastyczna dewastacja miała miejsce na początku lipca w Mikuliszkach pod Oszmianami, gdzie przy użyciu ciężkiego sprzętu budowlanego dokonano całkowitej likwidacji grobów partyzantów AK.

Z kolei 8 lipca działacze niezależnego Związku Polaków na Białorusi poinformowali o zniszczeniu kolejnych mogił żołnierzy Armii Krajowej, tym razem w Wołkowysku oraz wsi Kaczyce w pobliżu miasta rejonowego Korelicze.

„To skoordynowana akcja” – pisze w swojej analizie Ośrodek Studiów Wschodnich. Oto jej treść:

„Dewastacja polskich cmentarzy jest skoordynowaną akcją władz centralnych, mającą na celu stopniową likwidację miejsc polskiej pamięci związanych z aktywnością AK podczas II wojny światowej. W obwodzie grodzieńskim znajduje się ponad 550 miejsc pochówku żołnierzy RP z kampanii wrześniowej 1939 r. oraz partyzantów. Niszczenie polskich nekropolii wpisuje się w antyzachodnią, w szczególności antypolską, politykę historyczną reżimu, prowadzoną z coraz większą intensywnością od momentu załamania się dialogu z Zachodem w następstwie sfałszowanych wyborów prezydenckich w sierpniu 2020 r. oraz brutalnej pacyfikacji protestów. Profanowanie cmentarzy nie jest nowym instrumentem reżimu w realizacji polityki historycznej – przykładowo w 2019 r. w Kuropatach usunięto krzyże z nagrobków.

W narracji Mińska kluczowe miejsce zajmuje gloryfikacja okresu ZSRR, a polskie podziemie oskarżane jest przez reżim Aleksandra Łukaszenki o dokonywanie zbrodni na ludności białoruskiej zarówno w trakcie II wojny światowej, jak i po jej zakończeniu. Jeszcze w kwietniu 2021 r. białoruska Prokuratura Generalna wszczęła w tej sprawie postępowanie karne, a w całym kraju gromadzone są dowody »zbrodniczej« działalności polskich formacji partyzanckich. Warto przy tym zwrócić uwagę, że w oświadczeniu z 7 lipca białoruskie MSZ wskazało właśnie Prokuraturę Generalną jako organ decyzyjny w kwestii cmentarza w Mikuliszkach.

Niszczenie polskich nekropolii wpisuje się w szerszy kontekst konfrontacyjnej, antypolskiej polityki Mińska, która jest reakcją reżimu na jednoznacznie krytyczny stosunek Warszawy do represji wobec oponentów Łukaszenki, a także poparcie dla białoruskiej emigracji politycznej. Władze RB od 2020 r. konsekwentnie wskazują na Polskę jako głównego wroga, dążącego do włączenia Białorusi do swojej »strefy wpływów«. W ślad za negatywną retoryką Mińska likwidowane jest polskie szkolnictwo i represjonowani są działacze niezależnego Związku Polaków na Białorusi. Ponadto w czerwcu ub.r. Mińsk sztucznie wykreował kryzys migracyjny na granicy z UE, w tym przede wszystkim z Polską.

Nie można też wykluczyć, że niszczenie polskich cmentarzy w obwodzie grodzieńskim zostało uzgodnione ze stroną rosyjską. W czerwcu br. Komitet Śledczy FR i Prokuratura Generalna RB podpisały umowę o powołaniu wspólnej grupy dochodzeniowej w śledztwie w sprawie »ludobójstwa« cywilnych mieszkańców Białorusi w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu. Jednocześnie, w ramach ścisłego rosyjsko-białoruskiego sojuszu politycznego i wojskowego, Białoruś wspiera agresję na Ukrainę i zachowuje bezwzględną lojalność wobec Kremla. W tym kontekście niszczenie polskich cmentarzy byłoby uderzeniem w RP jako jednego z najaktywniejszych sojuszników Kijowa. Wydaje się również prawdopodobne, że akcja może rozszerzyć się na polskie nekropolie w Rosji: Katyń i Miednoje.

Akty wandalizmu na polskich cmentarzach mogą być nie tylko kolejną, znacznie radykalniejszą fazą polityki zwalczania polskości na Białorusi, lecz także wyrazem osobistych antypatii przedstawicieli tamtejszych elit władzy. Obserwowana od 2020 r. eskalacja represji wobec oponentów reżimu i związana z tym konieczność zaostrzenia kontroli nad społeczeństwem sprawiły, że w otoczeniu Łukaszenki największe wpływy uzyskali przedstawiciele resortów siłowych, w tym szef KGB Iwan Tertel (z pochodzenia Polak) oraz prokurator generalny Andrej Szwed. Obaj nie ukrywają swojej prorosyjskiej orientacji i wrogości do Polski, którą wielokrotnie już oskarżali o próbę destabilizacji Białorusi w celu zagarnięcia części jej terytorium” – czytamy w analizie OSW.

Znadniemna.pl/OSW

Na Białorusi regularnie niszczone są polskie cmentarze. Choć sprawcy aktów wandalizmu pozostają nieznani, to trudno wyobrazić sobie, aby działo się to bez wiedzy i zgody białoruskich władz z Aleksandrem Łukaszenką na czele – wynika z analizy Ośrodka Studiów Wschodnich. [caption id="attachment_57160" align="alignnone" width="1024"] Tak wyglądają polskie

Już po raz szesnasty Biuro Edukacji Narodowej IPN organizuje w ramach Programu Polonijnego konferencję dla nauczycieli pracujących poza granicami kraju. Po raz pierwszy w historii odbywa się ona jednak za granicą, na Wileńszczyźnie.

– Wybraliśmy Wileńszczyznę z oczywistych powodów. Najwięcej jest tu śladów polskiej historii – w rozmowie z TVP Wilno mówi Adam Hlebowicz, dyrektor BEN IPN.

Ze względu na pandemię przez dwa ostanie lata konferencja odbywała się online. W tym roku organizatorzy powrócili do formy stacjonarnej, nieco ją modyfikując. – Plan wyjazdu na Wileńszczyznę pojawił się już dwa lata temu, ale nie udało się go zrealizować ze względu na obowiązujące ograniczenia. Pierwszy raz przekroczyliśmy granicę Polski w tym roku i myślę, że nasz pomysł się sprawdził – wyjaśnia Hlebowicz.

– Wileńszczyzna to naturalnie sprzyjający naszemu projektowi teren. Tak ze względu na liczną, bardzo aktywnie działającą polską społeczność, jak na historię i kulturę. Wilno to przecież także Mickiewicz, Słowacki, Piłsudski czy Miłosz… To także historia Armii Krajowej czy Operacji „Ostra Brama”, w rocznicę której wzięliśmy udział w jej obchodach – zauważa dyrektor BEN IPN.

Poprzednie konferencje, które odbywały się w Polsce, dzielone były zwykle na dwie części: wykładową w Warszawie i terenowy objazd po konkretnej części Polski. W tym roku te dwie części zostały połączone. – Zależało nam na tym, by wykładowcami podczas spotkań byli również ludzie stąd, Polacy i Litwini, bo w naturalny sposób są oni świetnymi przewodnikami po historii tych terenów. Myślę, że ten pomysł się sprawdził, bo zainteresowanie uczestników konferencji poszczególnymi spotkaniami jest naprawdę ogromne – podkreśla rozmówca „Kuriera Wileńskiego”.

Konferencja odbywa się dniach 3–13 lipca 2022 r. Jej uczestnicy mogą zapoznać się z najnowszymi działaniami, materiałami edukacyjnymi i osiągnięciami naukowymi IPN, poznać Wilno, Wileńszczyznę i jej mieszkańców. W tym roku w „Polonijnych spotkaniach…” uczestniczy aż 53 nauczycieli z 21 krajów: Australii, Austrii, Brazylii, Belgii, Białorusi, Estonii, Francji, Grecji, Gruzji, Holandii, Irlandii, Kanady, Kazachstanu, Łotwy, Niemiec, Rumunii, Szwecji, Tunezji, Ukrainy, Uzbekistanu i Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Uroczysta inauguracja projektu odbyła się 4 lipca w Centralnym Przystanku Historia w Warszawie z udziałem prezesa IPN dr. Karola Nawrockiego. Podczas spotkania zaprezentowano strategię i działania nowego Biura Przystanków Historia, do którego zadań należy m.in. rozbudowa sieci przystanków, miejsc spotkań na całym świecie, w których prezentowane są działania edukacyjne i naukowe.

Następnego dnia nauczyciele wraz z delegacją Instytutu Pamięci Narodowej: dyrektorem Biura Edukacji Narodowej Adamem Hlebowiczem, naczelnikiem Wydziału Projektów Edukacyjnych dr. Mateuszem Markiem oraz dr Barbarą Męczykowską z Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku udali się na Litwę, po drodze odwiedzając Suchowolę, gdzie złożyli znicze pod pomnikiem ks. Jerzego Popiełuszki, oraz miejsce pamięci Obławy Augustowskiej w Gibach.

W Wilnie pierwszym punktem programu było spotkanie w Ambasadzie RP, w którym uczestniczyła konsul Irmina Szmalec. W ambasadzie Adam Hlebowicz zaprezentował pierwszy tom słownika „Zostali na Wschodzie. Słownik inteligencji polskiej w ZSRS 1945–1991” oraz wprowadził uczestników konferencji w tematykę Kresów Wschodnich. Warto zauważyć, że kolejny tom słownika ukaże się już jesienią, a w jego przygotowaniu biorą udział również dziennikarki „Kuriera Wileńskiego”.

Uczestnicy konferencji wzięli również udział w zajęciach edukacyjnych prowadzonych przez Ilonę Lewandowską, dziennikarkę „Kuriera Wileńskiego” w domu Józefa Mackiewicza w Czarnym Borze, czyli w Mackiewiczówce. Uczestnicy zapoznali się z życiorysem i twórczością pisarza, a po zakończeniu zajęć wyruszyli do Ponar – największego na Litwie miejsca masowych mordów podczas II wojny światowej. W podróży towarzyszył im tekst Mackiewicza „Baza Ponary”, który odczytany został przy pomniku upamiętniającym ofiary tego miejsca.

Tablica upamiętniająca pomordowanych Polaków w Ponarach. Fot. Mateusz Marek (IPN)

W kolejnym dniu uczestnicy konferencji odwiedzili Ostrą Bramę i zwiedzili starówkę. – Pomimo przerwy wakacyjnej na Uniwersytecie Wileńskim odczuwało się naukową atmosferę i dziedzictwo setek lat jednej z najstarszych uczelni w Europie założonej w 1579 r. przez Stefana Batorego. Pierwszym jej rektorem był Piotr Skarga, a studiowali na dawnym Uniwersytecie Stefana Batorego m.in.: Joachim Lelewel, Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki – podkreślali opiekunowie grupy.

Dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego. Fot. Mateusz Marek (IPN)

W dniu, gdy podążali śladami Adama Mickiewicza, spotkali się również z Józefem Szostakowskim, który wygłosił wykład o polskiej poezji nad Wilią, co szczególnie zainteresowało uczestniczących w konferencji polonistów. Po południu przewidziany był wykład dr Ireny Mikłaszewicz „Kościół katolicki na Wileńszczyźnie w okresie powojennym i jego wpływ na życie Polaków” oraz Ilony Lewandowskiej o projektach edukacyjno-historycznych w Wilnie w ostatnich latach.

W kolejnym dniu organizatorzy przewidzieli spotkanie z dyrektorem Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszańców Litwy dr. Arūnasem Bubnysem oraz odwiedzenie Miejsca Pamięci w Tuskulanach, gdzie nauczyciele zapoznali się z ofertą edukacyjną oraz polskimi bohaterami, których szczątki spoczywają w tym miejscu. Nauczyciele odwiedzili również więzienie na Łukiszkach i Sejm Republiki Litewskiej.

Centrum Badań Ludobójstwa i Ruchu Oporu Litwy. Fot. Mateusz Marek (IPN)

W ramach konferencji przewidziany był również wyjazd poza Wilno. Uczestnicy odwiedzili pomnik AK w Krawczunach, Suderwę i szkołę im. prof. Mariana Zdziechowskiego oraz Muzeum ks. Józefa Obrębskiego w Mejszagole.

Mogiła żołnierzy Armii Krajowej w Krawczunach. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Mejszagola, plac im. Lecha Kaczyńskiego. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Kościół Św. Piotra i Pawła na Antokolu. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Izba Pamięci w Szkole Podstawowej im. prof. Mariana Zdziechowskiego w Suderwie. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Zamek w Trokach. Fot. Mateusz Marek (IPN)

W ramach konferencji odbyły się również zajęcia z pracownikami IPN. Zajęcia z grą „Miś Wojtek” poprowadziła dr Barbara Męczykowska, dr Mateusz Marek opowiadał o założeniach i realizacji projektu „Szlaki Nadziei Odyseja Wolności”, a Michał Nowak poprowadził wykład „Działalność Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN na Litwie”.

W planie konferencji znalazł się również wyjazd do Trok i udział w pokazie filmu TVP Wilno „Ponary. Odmiana przez przypadki” oraz dyskusji z udziałem wiceprezesa IPN dr. Mateusza Szpytmy.

Premiera filmu TVP Wilno „Palmiry. Odmiana przez przypadki”. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Wielkim przeżyciem dla wszystkich był także udział w uroczystościach na wileńskiej Rossie, gdzie razem z Polakami z Wileńszczyzny upamiętniona została 78. rocznica Operacji „Ostra Brama”.

Uroczystości rocznicy operacji Ostra Brama na Cmentarzu na Rossie w Wilnie. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Pikieliszki. Fot. Mateusz Marek (IPN)

Znadniemna.pl/TVP Wilno/Aneta Olszewska

Już po raz szesnasty Biuro Edukacji Narodowej IPN organizuje w ramach Programu Polonijnego konferencję dla nauczycieli pracujących poza granicami kraju. Po raz pierwszy w historii odbywa się ona jednak za granicą, na Wileńszczyźnie. – Wybraliśmy Wileńszczyznę z oczywistych powodów. Najwięcej jest tu śladów polskiej historii –

Skip to content