HomeSpołeczeństwoDo Wydziału Propagandy „Młodego Frontu”

Do Wydziału Propagandy „Młodego Frontu”

Proponujemy Państwu tekst publicysty z Polski Aleksandra Szychta. Jest to odpowiedź na atak Wydziału Propagandy organizacji „Młody Front”, wymierzony w środowisko młodych polskich patriotów w Lidzie.

 Nie gryźcie ręki, która was karmi!

 Czyli o tym jak Młodociany Front odbiera nam Białystok i Wrocław

Plakat_Mozolna_Budowa_AbsurduW ostatnim czasie dumnie tytułujący siebie „Wydział Propagandy” białoruskiej organizacji opozycyjnej Młody Front, atakując dwóch polskich działaczy ze środowisk kresowych, dokonał nie lada osiągnięcia względem mojej skromnej osoby. Zdołał mnie rozbawić.

Zazwyczaj czytanie tekstów o sprawach kresowych, prezentujących poglądy, z którymi się nie zgadzam nie sprawia radości. Zbyt dużo bowiem wiem o umęczeniu Kresowian licznymi problemami. Jaskrawo widać jak bardzo potrzebują naszego wsparcia i jak po macoszemu się ich traktuje. Co więcej, choć są przyjaźnie nastawieni do innych narodowości na dawnych Kresach, zwalcza się ich jak wrogów, jak przejaw polskiego szowinizmu. Widok kolejnego wymierzonego im ciosu może zaboleć.

Na szczęście, zdarzają się teksty komiczne i do takich należy artykuł o demaskatorskim tytule „Kto może rozgrywać polski szowinizm na Białorusi?” Jego autor rzucił się na Andrzeja Pisalnika, jednego z czołowych działaczy Związku Polaków na Białorusi, z powodu zupełnie wyimaginowanej winy. Każe to zadać inne pytanie: dlaczego Młody Front chce rozgrywać białoruski szowinizm po obu stronach naszej granicy?

Kilka miesięcy temu na spotkaniu w polskim Sejmie podnoszono kwestię zasadności wspierania przez nas białoruskiej opozycji. Wnioski z tego spotkania są jasne. Wspierać braci Białorusinów? Jak najbardziej, zwiększając wręcz dopływ środków finansowych. Ale tych Białorusinów, którzy rzeczywiście działają na rzecz białoruskiej demokracji i suwerenności, a nie tych, którzy pod maską białoruskiego opozycjonisty uprawiają antypolski szowinizm.

I nie chodzi o to, by pogląd białoruski musiał być kopią polskiego punktu widzenia. Chodzi o to, aby przynajmniej nie trzeba się było obawiać, że ktoś wkrótce pokąsa rękę, która go karmi. Na to Polacy muszą mieć gwarancję. Czy takie myślenie to jakiś nietakt i nacjonalizm z polskiej strony? Dla niektórych rozpieszczonych przez polskie salony białoruskich działaczy nie są to najwyraźniej sprawy oczywiste, czego dowodem wspomniany tekst.

Polacy nie chcą powtórzenia na Białorusi scenariusza litewskiego. Tymczasem bezpardonowy atak na Pisalnika, a przy okazji na Marcina Skalskiego, wpisuje się, niestety, w takie obawy. To także dowód kompletnego szaleństwa kiedy „opozycyjny działacz” szarga imię człowieka, który jest jak najbardziej za tym, żeby tę opozycję wspierać. Skąd ta niesprowokowana agresja?

Teraz oczywiście należałoby się zastanowić, jak zwykła to robić przywołana w tekście Wydziału Propagandy Agnieszka Romaszewska – komu to służy? Jeszcze łatwiej domyślić się – komu nie służy. Otóż owa propagandowa jednostka organizacyjna, którą w ślad za kabaretem Czesuaf należałoby tytułować Narodowym Frontem Wyzwolenia Narodu, zakomunikowała Polakom między wierszami dobrą nowinę: polska „okupacja” Białorusi, polonizacja, „obóz koncentracyjny” w Berezie Kartuskiej i inne liczne, liczne, liczne przewiny zostały nam przez ten groźny Front niemal zapomniane. Skłonni są nawet kontynuować to chwalebne zapominanie mimo, że Aleksander Łukaszenka ostrzega przed ciągle czyhającą zza Buga polską agresją. A tymczasem niewdzięczni Polacy nie chcą docenić tej wspaniałomyślności, „a niektórzy to jeszcze wpychają szpilki, to nie ludzie to wilki”.

Zastanówmy się co by było, gdyby jakiś facet z Polski pojechał ze swoim zespołem na koncert do Tel Awiwu, solidnie finansowany przez izraelskich sponsorów i tam nagle wystąpił w koszulce z napisem… „Heil Eichmann!” Zostałby na całym świecie uznany za kretyna dekady. Zapewne dostałby też nominację do tzw. Nagród Darwina. Ponieważ jednak sprawa banderowskiego ludobójstwa na Polakach znana jest głównie u nas, to białoruski muzyk, który wystąpił na koncercie w Warszawie w koszulce UPA, ma szansę jedynie na tytuł Gibona Roku. No, może fakt, że uczynił to w 70. rocznicę zbrodni OUN-UPA na Polakach, plasuje go jednak na samym czubku małpiego drzewa. Chłopczyna zachował się jak idiota, ale nie poczuł się bynajmniej w obowiązku aby przeprosić.

Ktoś mógłby sądzić, że jego środowisku wypadałoby w tej sytuacji albo milczeć ze wstydem, albo zachować się mądrze i odciąć od jego irracjonalnego zachowania. Autor artykułu Wydziału Propagandy broni go jednak z zapałem, pisząc, że wszyscy, którzy się tego chłopaka czepiają, nie mają prawa wtrącać się w to jakie koszulki zakładają członkowie zespołu. Cóż, widocznie drzemie w tym jakaś mądrość człowieka Wschodu, nieosiągalna dla nas Kresowian, na naszym prymitywnym etapie rozwoju duchowego. Zdaniem autora, również wpis na Facebooku wychwalający okrutną zbrodnię na 130 tysiącach polskich kobiet i dzieci to „wolna wymiana poglądów”. Jak mogą Polacy mieć o to pretensje?

Wydział Propagandy, powielając stare dobre schematy propagandy sowieckiej, nie omieszkał też dokopać Armii Krajowej na Kresach, która wszak… „mordowała dziewczęta i białoruskich nauczycieli”. Owe zbrodnie AK-owcy mieli popełniać korzystając z faktu, że Niemcy byli w tym czasie zajęci walką z sowietami. „Jest to taktyka unikania silniejszego wroga” w celu „wyczyszczenia sobie terytorium od konkurencji”. Metodę zniesławiania AK bez najmniejszych dowodów i wbrew powszechnie znanym faktom historycznym Młody Front również zapożyczył z propagandy sowieckiej. Nasze gratulacje, „panowie opozycjoniści”. Ale to, że OUN-UPA dokonała ludobójstwa jakoś wam nie przeszkadza?

Młodofrontowe chłopię białoruskie nie dostrzega, że oddaje w ten sposób niedźwiedzią przysługę swemu środowisku, a raczej przysługę taką oddaje białej ruskiej niedźwiedzicy, szczując Białorusinów na Polaków i próbując nastawić Polaków przeciwko idei pomagania białoruskim opozycjonistom, poprzez opluwanie naszej historii. Zresztą bardziej prawdopodobne jest, że robi to całkiem świadomie, bo trudno podejrzewać, że jest to skutek wyłącznie młodzieńczej głupoty. Jak inaczej można wyjaśnić jego hasła: „Oddajcie nam Białystok” czy „Geben Sie uns Breslau”? Pewnie młodziak nie wie też, że straszenie Polaków tekstami typu „chcecie Lwowa to oddajcie Wrocław” to również dawny wynalazek sowiecki – ponownie gratuluję godnego naśladownictwa propagandy sowieckiej. Zastanawia też dlaczego autorowi tak zależy na popieraniu interesów szowinistów ukraińskich, niemieckich i litewskich?

Polacy na Białorusi mają prawo i będą się czuć Polakami, czy to się chłopaczkom z Młodego Frontu podoba czy nie. Wszelkie próby tłamszenia polskiej tożsamości czy wynaradawiania skończą się scenariuszem litewskim czyli eskalacją konfliktu. To, że taki konflikt jest wygodny dla Moskwy i Łukaszenki to oczywiste. Teraz bandycki reżim znalazł sobie doskonałych pomocników wśród niedojrzałych umysłowo pseudo-opozycjonistów. Pewnie marzy im się zbudowanie „antypolskiego” Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na czyją korzyść było skłócanie Litwy z Koroną pisał już nawet „białoruski” poeta Mickiewicz, choć wątpię, czy autor artykułu go w ogóle czytał.

A na koniec dedykuję Wydziałowi Propagandy Młodego Frontu tekst satyryka Wojciecha Młynarskiego:

Faceci wokół się tutaj snują (…), czego dotkną – zaraz popsują.

 Gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym,

 Na niski czołach maluje im się straszny wysiłek.

 Bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę:

 Co by tu jeszcze spieprzyć panowie, co by tu jeszcze?”

Tak, tak – to o was, młodzi białoruscy przyjaciele. Uważajcie, żebyście sami sobie czegoś nie spieprzyli w sposób nieodwracalny.

 Aleksander Szycht

 Powyższy tekst publikujemy za portalem Kresy24.pl 

Najnowsze komentarze

  • Wydział Propagandy… z kat my to znamy.

Skomentuj

Skip to content