HomeHistoriaListy prababci z GUŁAG-u

Listy prababci z GUŁAG-u

Prawnuk przypadkowo znalazł listy swojej prababci, deportowanej z Zachodniej Białorusi do Kazachstanu i odtworzył jej historię. Los prababci wstrząsnął nim do takiego stopnia, że postanowił uruchomić duży projekt multimedialny.

Badacz historii rodzinnej Michael Daniel Sagatis, którego prababcia Józefa Bujdo zginęła w GUŁAG-u, fot.: svoboda.org

15 marca w Mińsku, w ramach festiwalu filmów krótkometrażowych „Kino niefiltrowane” została zaprezentowana wystawa listów z GUŁAG-u oraz opary na nich film krótkometrażowy pt. „Listy Józefy”. Film opowiada o zesłanej w 1940 roku polskiej obywatelce Józefie Bujdo, która mieszkała w nowogródzkim powiecie, zajętym przez Sowietów po agresji ZSRR  na Polskę 17 września 1939 roku.

Autorem projektu jest obywatel Wielkiej Brytanii, mający, jak sam mówi, pochodzenie polsko-litewskie, prawnuk Józefy Bujdo – Michael Daniel Sagatis.

Michael Daniel Sagatis prezentuje wystawę i listy swojej prababci

Prezentacja filmu i wystawy zbiegły się w czasie z 80. rocznicą masowych deportacji polskiej ludności na Syberię i do Kazachstanu z terenów II Rzeczypospolitej, zajętych  w roku 1939 przez Sowietów w ramach tak zwanego „wyzwoleńczego pochodu” Armii Czerwonej na Zachodnią Białoruś.

Listy ze śmietnika

Historia projektu zaczęła się pięć lat temu w 2015 roku. Wówczas w dalekiej Walii Michaelowi zmarła ciocia. Wraz z ojcem postanowili uporządkować rzeczy, które pozostały po zmarłej w jej domu. Rzeczy okazało się tak dużo, że same ich porządkowanie i segregowanie zajęło mężczyznom prawie rok. Większość wyniesiono na śmietnik.

Listy Józefy Bujdo z GUŁAG-u i książka o niej, wydana przez prawnuka

Pewnego razu Michael wynosił pudło ze starymi gazetami, z którego niespodziewanie wysypały się listy. Michael zebrał je i zaniósł do swoich krewnych. Okazało się, że są to listy pisane przez prababcię Michaela Józefę Bujdo (z domu Bogdanowicz) i wysyłane z obozu w Kazachstanie do krewnych, mieszkających w Białoruskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, we wsi Korsaki (rejon żołudecki). Ogółem w pudle leżało 21 listów, napisanych w latach 1940-1941, zdaniem Michaela – w języku polskim. Ojciec Michaela (wnuk Józefy) bardzo dobrze włada językiem polskim, a jednak zrozumieć treści listów swojej babci nie potrafił – zbyt dużo było w nich niezrozumiałych dla niego wyrazów.

We Lwowie Michael znalazł tłumaczkę, która potrafiła odczytać charakter pisma prababci Józefy i przeczytała listy. Jak się okazało zostały one napisane po polsku z użyciem wielu wyrazów gwarowych i staropolskich. Wszystkie listy zostały przetłumaczone na kilka języków, w tym na współczesny polski oraz na język angielski. Kiedy rok później ta żmudna praca została wykonana, Michael Sagatis, który wcześniej nie interesował się historią swojej rodziny, czuł się wstrząśnięty treścią listów prababci i tragedią, która ją spotkała. Po okruszkach zaczął rekonstruować życiorys Józefy Bujdo. W rodzinie o tym prawie nikt niczego nie opowiadał.

Historia rodziny Bujdo

Prababcia Michaela Józefa, będąc katoliczką pochodzącą ze starego szlacheckiego rodu Bogdanowiczów, wyszła za mąż za prawosławnego Konstantego Bujdę. Rodzice, nie darowali córce tej decyzji i praktycznie zrzekli się jej, w niczym nie pomagając młodemu małżeństwu. U Konstantego i Józefy urodziło się pięcioro dzieci: dwóch synów i trzy córki. W 1935 roku zmarł jeden z synów Piotr, który, służąc w wojsku, zachorował na gruźlicę. Trzy lata później Józefa owdowiała, gdyż zmarł jej mąż Konstanty. Jej syn Alojzy służył w policji. Policjantem był także mąż jednej z córek – Marii.

Korsaki, 1930 rok – Józefa i Konstanty Bujdo, fot.: książka „Listy od Józefy”

Lida 1930 rok, córka Józefy i Konstantego Bujdo – Helena, ich syn Piotr i zięć Franciszek, fot.: książka „Listy od Józefy”

Wdowa po Konstantym Bujdo – Józefa (w centrum), ich dzieci i bliscy, po pogrzebie Konstantego, fot.: książka „Listy od Józefy”

We wrześniu 1939 roku, w toku tak zwanego „pochodu wyzwoleńczego”, Armia Czerwona  okupowała Wschodnie Kresy II RP, nazywając je Zachodnią Białorusią i Zachodnią Ukrainą. Byłych polskich wojskowych, urzędników, policjantów, osadników oraz członków ich rodzin, władza sowiecka postanowiła jako potencjalnych wrogów zneutralizować i wysłać w głąb ZSRR. Deportacje odbywały się w czterech odsłonach, w lutym, maju i czerwcu 1940 roku, a także w maju-czerwcu 1941 roku. Ogółem z Zachodniej Białorusi deportowano ponad 123 tys. osób. Wśród deportowanych, jako „obce społecznie elementy”, znaleźli się nie tylko Polacy, lecz także Białorusini, Ukraińcy i Żydzi.

Nad rodziną Bujdo również zawisła groźba zesłania. Córki Józefy postanowiły ukryć się w bezpiecznych miejscach. Na syna Alojzego rozpoczęło polowanie NKWD. Prawdopodobnie został aresztowany. Jego los nie jest znany. Józefa postanowiła pozostać w domu. Michael Sagatis tłumaczy tę decyzję na kilka sposobów. Z jednej strony mogła stwierdzić, że jest już zbyt stara i komunistom nie będzie się chciało jej ruszać. Możliwe jest także, iż postanowiła złożyć z siebie ofiarę w imię uratowania swoich dzieci. Tak czy inaczej, 13 kwietnia 1940 roku, 76-letnią kobietę aresztowano, jako członka rodziny „wroga ludu”, wsadzono do wagonu bydlęcego i wraz z setkami innych Polaków, Białorusinów oraz Ukraińców wywieziono na odległość 2500 kilometrów do obozu w Aktiubinsku (Kazachstan). Tam Józefa Bujda spędziła ostatnie dni swojego życia.

Alojzy Bujdo (nr 355) na liście polskich policjantów, aresztowanych przez NKWD, fot.: książka „Listy od Józefy”

Ze znalezionych przez Michaela listów prababci udało mu się zrozumieć, jakim była człowiekiem. Wywnioskował, że była bardzo silną kobietą. Michael czuł się z niej dumny. „Sądząc po wspomnieniach i listach, posiadała ogromną moc ducha. Miała przecież pięcioro dzieci. I do końca swoich dni kierowała rodziną, nawet będąc na zesłaniu. Wydawała swoim, już dorosłym dzieciom, polecenia, pouczała, jak mają się zachowywać. Każdy list był pisany inaczej, w zależności od tego, do kogo był adresowany. Józefa nie traciła ducha, mimo tego, że pod koniec życia została zesłana daleko od domu” – opowiada badacz.

Księga ewidencyjna obozu w Aktiubinsku z wpisem, dotyczącym Józefy Bujdo, fot.: Michael Daniel Sagatis

Wpis dotyczący Józefy Bujdo z księgi ewidencyjnej obozu w Aktiubinsku, fot.: Michael Daniel Sagatis

Z listów można się dowiedzieć, że w obozie pracy przymusowej Józefa szyła ubrania, pracowała na roli. Pisała, że musi zapłacić 500 rubli za pięć miesięcy mieszkania w baraku, w którym mieszkają także inni Polacy. Za ogrzewanie żądali od niej 20 rubli miesięcznie. Rzeczy i produkty żywności w Aktiubinsku kosztowały drogo. Pieniędzy brakowało katastroficznie i Józefa prosiła córki o pomoc. „Nie miała pieniędzy, dlatego prosiła dzieci, aby sprzedały maszynę do szycia i wysłały jej pieniądze, żeby mogła zapłacić za miejsce w baraku. Prosiła też o wysłanie jej słoniny, miodu, brusznicy i kasz zbożowych „żeby przypomnieć sobie smak tych produktów”. Na podstawie listów da się wyczuć, że była twarda i uparta. Ciężko sobie wyobrazić, żeby matka pisała tak do swoich dzieci w zwykłych czasach, ale okoliczności zmuszały ją do tego” – opowiada Michael. Mówi, że Józefa martwiła się tym, że dzieci rzadko do niej piszą, prosiła, żeby pisały częściej.

Fragmenty jednego z listów Józefy Bujdo z kazachstańskiego Aktiubinska

W roku 1941 korespondencja nagle się urwała. Stało się to po tym, jak Niemcy napadły na ZSRR i rodzinna wieś Józefy znalazła się pod okupacją niemiecką. Z Aktiubinskiem nie dawało się nawiązać żadnego kontaktu.

W tym samym 1941 roku Stalin amnestiował Polaków, którzy trafili do obozów po „pochodzie wyzwoleńczym” Armii Czerwonej, i uniknęli rozstrzelania w Katyniu, Charkowie i Tweru. Stalin liczył, że amnestiowani Polacy wspomogą Armię Czerwoną w walce z Niemcami. Józefy Bujdo amnestia jednak nie dotyczyła. Jaka korzyść na froncie od starej kobiety?

Jak twierdzi Michael Sagatis w dokumentach obozu w Aktiubinsku w 1941 roku imię i nazwisko jego prababci jeszcze figurowało, a w 1942 roku – zniknęło. Prawdopodobnie w tym właśnie czasie zmarła. W swoich ostatnich listach skarżyła się, że jej stan zdrowotny zaczął się pogarszać. „Zaczęła kasłać krwią. Być może zmarła na gruźlicę pod koniec 1942, albo na początku 1943 roku” – przypuszcza Michael.

W czasie wojny jedna z córek Józefy – Wanda wyszła za mąż za mężczyznę, noszącego litewskie imię i nazwisko Kiejstuta Sagatisa. Urodziła im się córka, w której domu, wiele lat później znaleziono listy Józefy.

Po wojnie rodzina Sagatisów postanowiła wyjechać z Białorusi i w ogóle z radzieckiej strefy wpływów. Naiperw wyjechali do obozu internowanych we Włoszech, a stamtąd statkiem dopłynęli do brytyjskiej Walii, w której wiele lat spędzili w polskim obozie dla osób przemieszczonych (ang. displaced persons). W tym właśnie obozie urodził się ojciec Michaela.

Powstanie projektu

Kilka lat temu Michael wydał książkę z listami i starymi fotografiami prababci Józefy. Tę publikację rozesłał do swoich krewnych, będących jej potomkami. Wielu z nich Michael szukał po całym świecie. W Ameryce, Kanadzie i Polsce okazało się ich około dwieście osób. Nie wszystkich, wprawdzie, zainteresowała praca badawcza Michaela. Wielu krewnych, którzy mieszkają na Zachodzie, „wypadło” z kontekstu kulturowego i historycznego, nie interesuje ich i słabo się orientują w tym, co się stało 80 lat temu z ich przodkami na terenie współczesnej Białorusi.

Okładka książki o Józefie Bujdo i jej rodzinie ze zdjęciem portretowym bohaterki z okresu, kiedy przebywała na zesłaniu w Aktiubinksu, fot.: książka „Listy od Józefy”

Oprócz wydania książki, Michael stworzył wystawę z listami Józefy i nakręcił krótkometrażowy film o swojej prababci.

Z wystawą i filmem Michael odwiedził wiele miejsc, również – miasto Aktiubinsk. Tam przy pomocy Polskiego Centrum Narodowo-Kulturalnego „Światło”, odnalazł miejsce kołchozu, w którym pracowała i prawdopodobnie zmarła jego prababcia. Pokazano mu także cmentarz, na którym chowano wygnańców z terenów objętych represjami. Na ich grobach nie ma ani krzyży, ani imion pochowanych. Prawdopodobnie gdzieś na takim cmentarzu pochowana została prababcia Michaela. Wielu z tych, kogo spotkał podobny los, zostali pochowani bez rozgłosu – anonimowo, a pamięć o nich zaginęła. Kierowniczka centrum „Światło” Helena Cybulska pomogła Michaelowi odnaleźć w archiwum dokumenty, w których jest mowa o Józefie Bujdo.

Dwa lata temu razem z ojcem Michael po raz pierwszy odwiedził wsie, leżące w żołudeckim i szczuczyńskim rejonach, w których niegdyś mieszkali ich przodkowie. Podczas podróży po rodzinnych stronach swoich przodków Brytyjczycy spotykali się i rozmawiali z miejscowymi mieszkańcami nawet znaleźli dalekich krewnych.

„Podczas badań zdałem sobie sprawę z tego w jak dużym stopniu historia wpływa na życie współczesne. Przeżycia, których doznali przodkowie mogą być odczuwalne przez potomków. Właśnie na tym polega różnica między oficjalną historią, a historią personalną, dotyczącą konkretnych osób i rodzin” – wyznał badacz. Historia jego rodziny jest tego jaskrawym dowodem. Michael Sagatis ma nadzieję, że jego projekt badawczy pomoże Polakom i Białorusinom podjąć badania nad historią ich rodzin, dzięki czemu uświadomią oni sobie traumy z  przeszłości, które mogą mieć wpływ na nich, żyjących we współczesnym świecie.

Razem z Michaelem, zbadaliśmy znajdujące się w otwartym dostępie listy represjonowanych mieszkańców ZSRR, ale jego prababci Józefy Bujdo nie znaleźliśmy. Być może nie ma jej także w bazie „Dane o bezpodstawnie represjonowanych obywatelach Białorusi”, którą niedawno, absolutnie bezprawnie utajniło Narodowe Archiwum Białorusi. Nazwiska Józefy Bujdo może nie być w tej bazie, gdyż prawdopodobnie do dnia dzisiejszego nie została ona zrehabilitowana. Państwo złamało jej życie i po prostu o niej zapomniało. Teraz Michael stawia przed sobą kolejny cel – będzie domagał się rehabilitacji swojej prababci, aby obronić jej dobre imię.

Igor Stankiewicz dla Znadniemna.pl

Materiał został przygotowany w ramach kampanii społecznej „Zabici, ale nie zapomniani”, której jednym z celów jest formowanie bazy danych represjonowanych mieszkańców Białorusi.

Najnowsze komentarze

  • Niezwykle! a rownoczesnie jakze „normalne” w tamtych czasch i na tamtych ziemiach..Sadzac z charakteru prababci pisma byla osoba wyszkolona a i wyglad jej o tym swiadczy. Sama bedac zainteresowana wlasnej rodziny genealogia, Polska – rejon Starego i Nowego Sacza, Bobowej , Muszyny i Biecza k/Gorlic, od XVII, zbudowana jestem zainteresowaniem losami swojej prababki, z uznaniem mysle o jego ciekawosci i wysilku. Gratuluje.

  • Woj aktiubinsk powiat.martuk kolchoz im.dzambula to miejsce gdzie przyszlam na swiat 9 04 1944.

  • Brat mojej Mamy zostal tez deportowany na Syberie w 1940 roku tylko za to, ze do czasu zajecia terenow bylej tzw. Wilenszczyny w ramach postanowien Paktu Ribbentrop-Molotow, podrzuconego naiwnemu Stalinowi przez genialnego Hitlera, zdazyl ukonczyc Gimnazjum i 2 letnie Seminarium Nauczycielkie i podjac swoja pierwsza w zyciu parce co w swietle kryteriow kasyfikacyjnych przyjetych w ZSRR w epoce instalacji Komunizmu jaki Rosjanom zostal ,, podrzucony,, przez Cesarza Niemiec w I wojnie swiatowej celem doprowadzenia do wojny domowej co umozliwiloby zamkniecie OSTFRONT i koncentracje wojsk na WESTFRONT celem ostatecznego zwyciestwa Rzeszy a jaki przeciez Rosjanom nie pasowal przed czym wyraznie i kategorycznie ostrzegal Autor Utopii Komunistycznej syn bawarskiego Mecnasa DR. Carl Marx, FRAZESOWICZ i POPRAWIACZ swiata jakich w tamtej epoce bylo wielu na Zachodzie Europy, KATEGORYZOWALO Go do poyzcji Wroga Ludu a wiec podlegal UTYLIZACJI ,gdyz takie byly to czasy i myslenie tez takie. Jednak po ok. roku harowki w Tajdze jako Lesorub zdolal uciec w pojedynke a jako, ze znal bardzo dobrze nie tylko niemiecki , polski ale i rosyjski to mogl skorzystac z pomocy Rosjan . Podroz do domu trwala ponad miesiac i odbywala sie na stopniach pociagow a Rosjanie chronili przed NKWD i Szpiclami i jak dotarl to musial sie przez ok. 2 miesiecy ukrywac bo NKWD juz bylo w Domu Rodzicow ale uratowal go pan HITLER bo napadl na ZSRR co ocalilo mu zycie bo natychmiast zglisil sie do Arbeitsamtu na OCHOTNIKA do robot przymusowych w Fabryce parkietu pod Hamburgiem gdzie dzieki dobrej znajomosci jezyka niemeickeigo mial spokoj i dobra robote przy obsludze maszyny za ktora Niemcy mu palcili kilkaset MAREK a jedyne cierpeinie to glod bo porcje byly skromne i bombardowania Aliantow. PO wojnie wrocil do ZSRR bo tam poznal swoja przyszla Zone tez nauczycielke i z ogromnym problemem dzieki pomocy Dziadka z Polskii mojej Mamy , ktora umiala pisac podania gdzie trzeba, zdolal sie repatryjowac do Polski w 1957 roku, gdzie pracowal jako wiejski nauczyciel i kierownik szkoly i zmarl po 2000 roku. Co ciekawe to jak NKWD zabralo Wujka do Tajgi to reszta Rodziny nie zaznala zadnych represji bo mlodszy Brat byl zaledwie w klasie maturalnej a moja Mama zdazyla zaliczyc mala mature a wiec nie kwalifikowali sie do aktegorii Wrogow Ludu. Przy okupacji ZSRR gimanzjum dzialalo ale po rosyjsku a jak wkroczyl Wehrmacht to nauke dla PODLUDZI przeznaczonych do UTYLIZACJI zlikwidowano. Za te cierpienia Eleny Bujdo wine ponosza Niemcy bo zamiast UBIC Carla Marxa to umozliwili mu doktoryzowanie sie , pisanie Utopii i nawet jej wydanie a Rosjanie sa OFIARAMI Utopii jaka im podrzucono perfidnie w imie ktorej Oni wymordowali ok. 65 milionow Ludzi choc niektorzy glosza, ze bylo to 103 miliony. Prawnuczek moglby wniesc POZEW przeciwko Niemcom o odszkodowanie za cierpienia Prababci bo w lancuchu zwiazkow przyczynow-skutkowych cala wine za to ponosza wylcznie NIEMCY, ze zaniechali przez niedbalstwo i nie ubili Marxa w mlodosci. Nawet i dzis w Niemczech mozna kupic w ksiegarnaich KAPITAL autorstwa DR. Carla Marxa bo to Dzielo jest w ciaglej sprzedazy co byloby mocnym argumentem na uzasadnienie POZWU.

Skomentuj

Skip to content