HomeKultura„Malarstwo to codzienna, żmudna praca”

„Malarstwo to codzienna, żmudna praca”

Wernisaż wystawy malarskiej polskiego malarza z Grodna Giennadiusza Picko odbył się w sobotę 23 listopada na Dolnym Krużganku pułtuskiego Zamku. Artystę i gości wernisażu przywitali między innymi Jerzy Rosa, dyrektor Domu Polonii w Pułtusku i Krzysztof Lachmański, prezes Oddziału Północno-Mazowieckiego Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Muzyczną oprawę wernisażowi zapewnił występ wokalistki, uczennicy Zespołu Szkół NR 4 w Pułtusku.

Wystawa_Picki_01

Jerzy Rosa, dyrektor Domu Polonii w Pułtusku, Krzysztof Łachmański, prezes Oddziału Północno-Mazowieckiego Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i Giennadiusz Picko podczas otwarcia wystawy

Jeden z obecnych na wernisażu wielbicieli twórczości Giennadiusza Picki tak ocenił twórczość artysty: „Jego obrazy są bardzo kolorowe, promieniuje od nich ciepło, co szczególnie czuć w tych ostatnich jesiennych dniach. Giennadiusz potrafi pokazać unikalny kresowy klimat”.

Wystawa_Picki_02

Podczas wernisażu

Wystawa_Picki

Picko

Giennadiusz Picko

Gratulując malarzowi dziewiątej już w jego karierze twórczej wystawy indywidualnej, poprosiliśmy Giennadiusza Pickę opowiedzieć o sobie i swojej twórczości.

Dla czego ma wystawa ma nazwę “Kobiety i kwiaty”?

Maluję juz ponad 20 lat. Zaczynałem od malowania krajobrazów, kwiatów, bukietów w wazonach, owoców. Na pewnym etapie chciałem coś zmienić, coś dodac. Zdecydowałem, że będą to kobiety. Spodobało mi się i zachęciło do rozwoju tej tematyki. Malowałem kobiety z kwiatami, kobiety z kotami, kobiety z mężczyznami. Obecnie przygotowuje się do wystawy w galerii „Tyzenhauz” w Grodnie, będzie to wystawa, związana z tematem „Kobieta i mieżczyźni”.

W jakim humorze maluje pan obrazy?

Bywa różnie. Oczywiście, zawsze chce się przychodzić do pracowni w dobrym humorze, z nastawieniem pozytywnym, bo wtedy i pracuje się lepiej. Ale życie nie zawsze sprawia miłe niespodzianki. Przekonuję siebie jednak, że trzeba iść i pracować. Staram się poczuć radość w trakcie tworzenia kolejnego obrazu.

W jakiej technice powstają pana obrazy?

Stosuję mestichino (malowanie szpachelką lub nożem malarskim – red.), czasem sięgam po pędzel.

Jako malarz osiągnął pan sukces, prace pana budzą zainteresowanie. Co może pan doradzić artystom początkującym?

Dobrze znam swoje możliwości. Nie studiowałem malarstwa. Ukończyłem koledż w zakresie ceramiki w Bobrujsku. Takie były początki mojej działalności twórczej. Mogę powiedzieć, jeśli człowiek ma zdolności w zakresie przyswajania wiedzy i umiejętności, to może osiągnąć sukces w każdej dziedzinie. Powiem tak: pracowałem przez 15 lat, żeby ludzie zaczęli kupować moje prace. Były to ciężkie czasy dla mnie i mojej rodziny, mieliśmy problemy materialne. Było tak, że sprzedam obraz, kupuję farby, płótno, a żona pyta: gdzie są pieniądze? W ciągu tych piętnastu lat zrozumiałem, że muszę ciężko pracować, nie czekając, jak niektórzy, na inspirację, czy natchnienie. Po prostu codziennie pracowałem. Młodym twórcom radzę, żeby uświadomili sobie, iż malarstwo to codzienna żmudna praca. No i obowiązkowy jest udział w plenerach, najlepiej wspólnych z artystami wyższego od ciebie poziomu.

Czy jest pan „samotnym” malarzem, czy należy do jakiegoś stowarzyszenia?

„Samotny” na pewno nie jestem. Od 1994 roku należę do zjednoczenia „Garadzienski kałaryt” (Grodzieński koloryt – red.). Od 2008 roku natomiast należę do Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi.

Jakie ma pan plany na nadchodzący rok?

Jak wspomniałem, w lutym mam wystawę w galerii „Tyzenhauz” w Grodnnie. W kwietniu – w Białymstoku, w Pałacu Branickich. Przez cały rok odbywają się wspólne wystawy Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB, w których uczestniczę. Nie tak dawno odbyła się wystawa naszego Towarzystwa w Sejmie RP. W styczniu przygotowuje się do wernisażu w państwowej galerii w Sopocie, będącej jedną z najlepszych w Polsce.

Czym się pan interesuje oprócz malarstwa?

Zajmowałem się ceramiką, ale musiałem zrezygnować z tego po tym, jak spłonęła mi pracownia. Skupiłem się więc na malowaniu obrazów. Zacząłem tym żyć, zarabiać i utrzymywać siebie i rodzinę. Nie prowadzę żadnego biznesu, urzymuje się dzięki swojej twórczości.

Gdyby mógł pan cofnąć się w czasie, do dzieciństwa, czy życzyłby pan sobie powtórzenia losu malarza?

Malarzem chciałem zostać już w szkole, chociaż mama i tata przekonywali mnie, że malarz to żebrak. Marzyłem jednak o tym, by zostać artystą, nie kalkulując, czy z malarstwa można się utrzymać. Obecnie potrafię się zarabiać na malarstwie i bardzo mnie to cieszy.

Komu zawdzięcza pan organizacji wystawy w Pułtusku?

Chcę podziękować Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska”, która zawsze nam, malarzom z Białorusi zrzeszonym w Towarzystwie Plastyków Polskich przy ZPB, pomaga. W imieniu własnym i swoich kolegów chcę przy tej okazji podziękować także za dofinansowanie i organizacje plenerów i spotkań twórczych zarówno w Polsce, jak i w kraju. Dziękuję Prodakom w Polsce za to, że pamiętają o Kresach Wschodnich, o mieszkających na nich Polakach, zajmujących się odradzaniem polskiej oświaty, kultury, dbających o miejsca polskiej pamięci narodowej.

Rozmawiał w Pułtusku Aleksander Kisiel

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content