HomeKulturaHelena Abramowicz: „Nie pozwalajcie złym wiadomościom niszczyć duszę”

Helena Abramowicz: „Nie pozwalajcie złym wiadomościom niszczyć duszę”

W przededniu Dnia Polonii i Polaków za Granicą opublikowaliśmy teledysk z szeroko znaną na Białorusi, w Polsce i wśród Polonii świata piosenką „Polsko moja” autorstwa Heleny Abramowicz – aktywnej działaczki Oddziału ZPB w Mińsku, znanej i cenionej solistki i kompozytorki, dyrygentki, nauczycielki, organistki, posiadaczki  odznaki honorowej “Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Dzisiaj, pragnąc przybliżyć Państwu osobowość artystki, publikujemy rozmowę z nią, którą przeprowadziła dla Państwa w Mińsku nasza korespondent Paulina Juckiewicz.

Helena Abramowicz podczas występu

Kiedy poznałyśmy się ponad piętnaście lat temu, Pani już była znanym muzykiem. Czy zawsze marzyła Pani o tym, żeby zostać artystką?

– Lubiłam śpiewać odkąd siebie pamiętam. Pasję do śpiewania odziedziczyłam chyba po babci – mamy ojca, którego rodzina pochodziła z okolic Dzierżyńska, spod Rubieżewicz. Ojciec też dobrze śpiewa, przez wiele lat śpiewał w chórze polonijnym.

Muzyki uczyłam się w szkole nr 145 o profilu estetycznym. Grałam na akordeonie, ale nie lubiłam tego instrumentu, nawet go nienawidziłam. Był moment, że chciałam wyrzucić go przez okno. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że rodzice oddali za niego ostatnie pieniądze w trudnych latach 90. Marzyłam grać na organach. W wieku jedenastu lub dwunastu lat, trafiłam od naszej parafii na kolonie do Polski. Razem z opiekunami dużo śpiewaliśmy, głównie piosenki religijne. Na obozie było pianino elektroniczne i jedna pani pokazała mi, jak można na nim grać. Spróbowałam. Wyszło mi dobrze. Od tamtego momentu uczyłam się grać samodzielnie. Korzystałam z kaset z piosenkami, grałam podczas mszy w kościele św. Szymona i Heleny. Proboszcz ks. Władysław Zawalniuk, którego uważam za swojego drugiego ojca, bardzo chciał, żebym nauczyła się gry na prawdziwych organach. W koledżu muzycznym, do którego uczęszczałam, nie było jednak takiej specjalizacji. Musiałam wybrać kierunek „śpiew ludowy”, chociaż mój głos nie bardzo się do tego nadawał. Miałam jednak bardzo dobry słuch. Po dwóch miesiącach jakimś cudem – inaczej to trudno nazwać, bo nigdy nie zdarzało się to wcześniej – udało mi się zmienić kierunek na dyrygenturę. Po koledżu ukończyłam Akademię Muzyczną w Mińsku – wydział dyrygentury chóralnej.

Dostała Pani dyplom z wyróżnieniem. Co dalej?

Od 1998 roku współpracuję z chórami i zespołami liturgicznymi parafii św. Szymona i św. Heleny w Mińsku. Są to zespoły „Głos duszy”, „Archanioł”, „Symonki”, „Hosanna”, „Biały ptak”. Podjęłam też   współpracę z chórami, zespołami i solistami z polskiego środowiska Mińska. Są to m.in.: „Społem”, „Polonez”, „Tęcza”, „Wspólna Wędrówka”, „Suwenir”, Nadzieja Brońska, Olga Guczek i inni. Wciąż współpracuję z tymi artystami, organizując koncerty po miastach i wsiach Białorusi, Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, a nawet Niemiec. Przygotowuję też oprawę muzyczną do Mszy św. celebrowanych przeważnie w języku polskim. W 2015 roku w Białoruskiej Filharmonii Państwowej odbył się mój recital autorski.

Skomponowała Pani ponad 70 utworów w różnych językach i o różnej tematyce. Większość z nich – 60 utworów – to pieśni w języku polskim. W Pani twórczości zauważalna jest fascynacja poezją  polskich poetów, m.in. J.Tuwima, K.Baczyńskiego, ks. J.Twardowskiego i innych, których teksty wykorzystuje Pani do komponowania piosenek. Jak te piosenki powstają?

Nie mam na to wpływu, ale wolałabym, żeby mnie nie nazywano kompozytorką. Czuje się raczej kimś, kto zapisuje melodie, które słyszy od Boga. Poznałam Go podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Łagiewnik. Byłam wówczas nastolatką i traktowałam pielgrzymkę jako zwykłą wycieczkę do Polski. Kiedy grupa dotarła do Sanktuarium, czułam się bardzo zmęczona. Nie chciało mi się uczestniczyć w nabożeństwie, narzekałam, że zamiast odpoczywać, muszę jeszcze przez godzinę stać na kolanach w kościele.  W takim stanie spojrzałam na znany powszechnie obraz Jezusa Miłosiernego i, patrząc na obraz,  dostrzegłam prawdziwego Boga. Może nie wyglądał na specjalnie przystojnego, ale był niezwykle troskliwy. To zdarzenie przemieniło mnie i całe moje życie. Później przeczytałam „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny Kowalskiej. Tak w 2014 roku powstała moja pierwsza płyta pt. „Pieśni Miłosierdzia”.

W dniu dzisiejszym Pani dyskografia liczy pięć albumów. Oprócz wspomnianego są to: „Kocham Cię Panie”, w którym wykorzystano wiersze polskich poetów, albumy „Serce Matki” i „Dzień dziecka” w których wykorzystała Pani teksty Anny Rudawcowej. Wreszcie album pt. „Polsko moja”, zawierający pieśni o tematyce patriotycznej. Nad czym Pani pracuje obecnie?

Przygotowuje się do nagrania płyty piosenek romantycznych i filozoficznych.

Płyty z piosenkami autorstwa Heleny Abramowicz

Którą ze swoich płyt lubi Pani najbardziej?

Nie wartościuję ich. Większość powstała dzięki pomocy parafii kościoła św. Szymona i Heleny oraz  Ambasady RP w Mińsku, które wsparły nagranie  całkiem bądź częściowo. Musiałam dopłacić tylko do powstania albumu pt. „Dzień Dziecka”, zawierającego piosenki na wiersze Anny Rudawcowej.

Poezja tej niezwykłej kobiety zainspirowała Panią do stworzenia aż dwóch albumów. Skąd fascynacja akurat jej wierszami?

Przeczytałam je w Internecie i poczułam, że są one mi bardzo bliskie –  stylem, niepodobnym do innych, tematyką, kresowym językiem polskim. Zainteresowałam się też osobą poetki. Okazało się, że była prawdziwą polską patriotką. Właściwie nazywała się Anna Rudawiec, z domu Okuszko-Boska, herbu Leliwa. Była polską poetką, pisarką, aktorką, nauczycielką, działaczką patriotyczną, wnuczką powstańca, zesłanego w 1863 roku na Syberię. Pisała wiersze nie tylko dla dzieci, lecz także religijne i o tematyce zesłańczej. Los Anny Rudawiec był ściśle związany z naszym krajem – mieszkała w Połocku, Mostach, Grodnie. W 1940 roku, po aresztowaniu męża, została zesłana z dwójką dzieci do Kraju Ałtajskiego w ZSRR, następnie do Karagandy. W 1946 wróciła do Polski, osiedlając się wraz z mężem i dziećmi w Gliwicach. Jej utwory są literackim dokumentem losu Polaków na wygnaniu.  Z tego powodu przez władze komunistyczne ta dzielna kobieta została uznana za wroga klasowego, a jej utwory przez wiele lat znajdowały się na indeksie i nie były dopuszczane do druku. Dopiero pośmiertnie poetka została odznaczona Krzyżem Zesłańców Sybiru. W 2014 roku, kiedy zdobyłam 1 miejsce na XVII Festiwalu Twórczości Religijnej „Psallite Deo”, poznałam syna poetki Bohdana Rudawca. Robi on wszystko, żeby ocalić od zapomnienia twórczość matki. Bardzo mnie wzruszyła ta historia.

Niedawno zamieściła Pani na YouTube teledyski z piosenkami na wiersze Anny Rudawcowej pt. „Dziwy w szkole” oraz „Wiosenna kołysanka”.

Stwierdziłam, że warto umożliwić większej liczbie ludzi usłyszenie i zaśpiewanie tej poezji. Poczułam, że muszę się tym podzielić. Ogłosiłam, że mogę udostępnić nuty, podkłady, żeby te piosenki i wiersze, żyły. Po opublikowaniu piosenek zgłosili się do mnie ludzie zainteresowani ich wykonywaniem.

A jak powstał największy przebój Pani autorstwa – piosenka „Polsko moja”?

Po prostu powstała (śmieje się).

Przed kolejnym wyjazdem z zespołami, działającymi przy ZPB w Mińsku, było to chyba w 2007 roku, pani prezes Helena Marczukiewicz zapytała, czy mam jakąś patriotyczną piosenkę. Powiedziałam, że mam ładną piosenkę o mamie. „O mamie – to dobrze. Ale napisz jeszcze o Polsce” – poprosiła. No i napisałam.

Później przetłumaczyła Pani ją na język białoruski.

Tak. Nie wszystkim to się spodobało. Ale kocham białoruską ziemię. Na niej się urodziłam, urodzili się tutaj i mieszkali moi przodkowie. Byli Polakami, ale żyli na tej ziemi.

Pani od dawna aktywnie działa w ZPB. Żadna większa impreza nie odbywa się bez Pani udziału. W związku z tym mam pytania: co Pani wie o swoich przodkach, jak dawno czuje się Pani Polką? Gdzie Pani nauczyła się języka polskiego?

Uczę się samodzielnie. Robię to ciągle, bo nie zawsze mogę dokładnie wyrazić wszystkie swoje myśli i uczucia. Mój pradziadek ze strony ojca był Polakiem i po I wojnie światowej za swoją służbę dla Polski otrzymał na tych terenach ziemię, ożenił się, wychowywał dzieci. Mama pochodzi z rodziny Sawickich. Niektórzy z członków tej rodziny byli zesłani na Syberię po powstaniu styczniowym.

Kiedy byłam mała, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem Polką. Ten temat był w rodzinie tematem tabu. Mama była członkinią partii komunistycznej i nie akceptowała tego, że babcia uczy mnie modlić się. Mamy nie było na mojej pierwszej komunii, nawet nie pozwalała mi się żegnać, biła po palcach. Tak było do momentu, kiedy później w latach 90. przyśnił jej się dziwny sen: zobaczyła siebie w kościele w Rubieżewiczach. Co się tyczy mnie – zostałam wychowana de facto przez kościół. Moja tożsamość była złożona, przeplatały się we mnie białoruskość i polskość.

Patrzyłam na ks. proboszcza, który świetnie mówił zarówno po polsku, jak  i po białorusku, myślałam o tym, kim jestem. Ostatecznie, po bardzo ważnych dla mojej duszy spotkaniach z papieżem Janem Pawłem II we Włoszech, zapoznaniu się z osobowością św. Siostry Faustyny w Łagiewnikach, po pierwszej pielgrzymce na Jasną Górę, zrozumiałam, że jestem Polką, że moją drogą jest promowanie polskiej kultury.

2019 rok. Helena Abramowicz (czwarta od prawej) na obchodach Dnia Polonii i Polaków za Granicą w Grodnie

2010 rok. Duet „Melodia” śpiewa podczas spotkania wielkanocnego Oddziału ZPB w Mińsku

2007 rok. Helena Abramowicz (po lewej) z chórem „Głos Duszy” w Wilnie

W tym roku zajęła Pani pierwsze miejsce w konkursie XXVI Międzynarodowego Festiwalu Kolęd i Pastorałek im. ks. Kazimierza Szwarlika w Będzinie w kategorii „Zespoły wokalne i wokalno-instrumentalne”. W zeszłym roku brała Pani udział w Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie z zespołem „Melodia”. Proszę opowiedzieć o tym zespole.

Zespół „Melodia” zaczynał się jako duet, w którym śpiewałam ze swoją córką Anią. Jako zespół powstał w 2018 roku, w trakcie przygotowań do nagrania płyty “Dzień Dziecka”. Potem zespół występował na koncertach z okazji Dnia Dziecka, kolędowych spotkaniach, brał udział w konkursie „Kolorowe nutki” w Grodnie oraz  w konkursie „Uwaga talent” w Mińsku. W zespole śpiewały dzieci i młodzież od 5 do 16 lat. Pierwszy w ich życiu tak duży festiwal w Mrągowie był dla nich wielkim wydarzeniem i mocno zmotywował do poznawania polskiej kultury. Dla mnie było to drugie spotkanie z festiwalem w Mrągowie. Po raz pierwszy byłam tam w 2017 roku jako poetka na spotkaniu literackim poetów z Litwy, Białorusi, Ukrainy i innych krajów.

Biorąc udział w festiwalach w Polsce widzimy, że jesteśmy potrzebni, że rodacy czekają na nas. Festiwale pokazują poziom, do którego musimy dążyć.

2019 rok. Zespół „Melodia” w Mrągowie

2019 rok. Helena Abramowicz (po lewej) z nagrodą festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie

Na co dzień pracuje Pani w Państwowej Szkole Muzycznej nr 19 w Mińsku. Co oznacza dla Pani praca z dziećmi? Dlaczego warto uczyć dzieci muzyki?

Muzyka uczy wrażliwości. Ucząc się muzyki dzieci bardziej otwierają się na świat, łatwiej się uczą języków. W marcu miał się odbyć bardzo ciekawy projekt z piosenkami Czesława Niemena i Romualda Lipki. Dzieci bardzo szybko nauczyły się tych piosenek w języku polskim, choć przedtem nigdy się z tym językiem nie spotykały. Jeszcze jeden projekt – twórcze spotkanie dzieci i młodzieży z polskim kompozytorem, autorem „Hymnu Trzeciego Tysiąclecia” Mirosławem Gałęskim – przeniesiono na listopad.

Pani dzieci często śpiewają na jednej scenie z mamą i robią to świetnie. Czy w ten sposób też uczą się języka polskiego?

Tak, córeczka Anna, która niedawno ukończyła 17 lat, przez wiele lat uczęszczała na zajęcia w Polskiej Szkole Społecznej przy ZPB w Mińsku, syn Michał uczy się w niej obecnie.

Z czego Pani się cieszy zwyczajnie i w trudnych czasach pandemii?

Cieszę się z tego, co robię. Cieszy mnie, kiedy jestem potrzebna. Proces współpracy z dziećmi, radość dzieci, ich uśmiech. Teraz, w związku z koronawirusem i kwarantanną, prowadzę próby przez Zoom. Daje to możliwość usłyszenia każdego oddzielnie, a nie tylko w zespole. Dostrzegam, jak rosną umiejętności moich wychowanków, to też bardzo cieszy. Myślę, że te trudne czasy można wykorzystać na poszukiwanie nowych perspektyw i możliwości. Dobre jest i to, że jest to okazja, żeby więcej czasu spędzać z rodziną.

2010 rok. Helena Abramowicz z córeczką Anią

Czego Pani życzy naszym czytelnikom?

Oczywiście – zdrowia,  wewnętrznego spokoju i harmonii. Nie pozwalajcie złym wiadomościom niszczyć duszę. Bądźcie razem z najbliższymi, dziękujcie za tę możliwość. Jestem wdzięczna Bogu, swojej rodzinie, proboszczowi parafii św. Szymona i Heleny w Mińsku, ks. Władysławowi Zawalniukowi, kolegom, moim uczniom za to, kim jestem.

Rozmawiała w Mińsku Paulina Juckiewicz, zdjęcia autorki, Ałły Niewierowicz i facebook.com

Najnowsze komentarze

  • Bardzo dobry prawdziwy artykuł. Helena Abramowicz jest osobą harmonicznie utalentowaną duchową, fizycznie. Piękna jest w pomysłach, pieśniach, stosunkach, sprawach twórczych i codziennych. Życzę pani Heleny twórczego natchnienia, szerokiego uznania, szczęścia osobistego. Nadzieja Brońska

Skomentuj

Skip to content